Jestem śpiąca i czuję się jak gówno, bo dopiero co zjadłam, więc nie będzie ambitnego wstępu.
Ale za to powiem Wam,że 26.10.2015 mija rok odkąd pojawił się pierwszy rozdział Róży.
Nigdy bym nie pomyślała, że będzie mi się chciało pisać coś przez rok, a na dodatek systematycznie publikować rozdziały.
Z okazji pierwszych urodzin bloga wypadałoby urządzić jakiś event. Może jakiś dodatek specjalny, albo coś?
Piszcie, co byście chcieli zobaczyć, może wpadniecie na coś lepszego niż ja :P
===============
===============
– Dobry
wieczór! Co sprowadza was do moje… – zaczęła entuzjastycznie Elizabeth, jednak
widząc stojącego w progu chłopaka, zaniemówiła.
Puściła klamkę, pozwalając by jej ręce opadły swobodnie
wzdłuż tułowia. Przez chwilę otępiale przyglądała się rysom twarzy szczupłego
blondyna, który niezwykle przypominał jej kogoś, kogo znała dawno temu. Nie
była jednak w stanie uwierzyć, że to on. Nie spodziewała się, że jeszcze
kiedykolwiek go zobaczy.
Lekko zakłopotany ciężkim spojrzeniem stojącego z boku
przyjaciela, blondyn zaśmiał się nerwowo i podrapał się po głowie. Chciał coś
powiedzieć, ale wtedy hrabianka, jak wyrwana ze snu, krzyknęła:
– Jamie! Jak to w ogóle możliwe?
– zapytała z niedowierzaniem.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem.
Chociaż jej włosy zupełnie zmieniły kolor, a głębokie, niegdyś radosne oczy
zdawały się teraz wypełniać bólem, nie miał wątpliwości. To wciąż była jego
przyjaciółka z dzieciństwa. Radosna, nieco niezdarna i niezwykle urocza Lizzy
Roseblack.
–
Haha, proszę, Lizzy, nie mów tak na mnie. Jestem już dorosły – odparł
zażenowany.
Stojący tuż obok niego, niewidoczny
dla dziewczyny, towarzysz blondyna zaśmiał się sarkastycznie.
–
Skąd się tu wziąłeś? Myślałam, że nigdy nie wrócisz – pytała, niesamowicie
podekscytowana i zaskoczona spotkaniem.
W najśmielszych oczekiwaniach nie
spodziewała się, że jeszcze kiedyś ujrzy go na oczy. Po tym, co się wydarzyło,
jak rodzina odrzuciła go, całkowicie wypierając się posiadania tak niechlubnego
syna, nigdy by nie przypuszczała, że nawet po ich śmierci zechce wrócić w
miejsce przywołujące tyle nieprzyjemnych wspomnień.
–
Wszystko ci opowiem, tylko najpierw może wpuść mnie do środka, zanim twój
ojciec zobaczy, że stoimy w drzwiach – powiedział, zaglądając przez jej ramię
do środka budynku.
–
Nie musisz się tym martwić – uspokoiła go wyzutym z emocji głosem. – Oboje od
dawna nie żyją – wyjaśniła.
James widział nagłą zmianę, która
zaszła w szlachciance na wspomnienie o rodzicach, jednak, chociaż mogłoby się
wydawać, że targające nią uczucie było smutkiem, on w oczach hrabianki widział
chłodną pustkę, która martwiła go zdecydowanie bardziej.
–
Lizzy, przepraszam. Nie wiedziałem, ja… – zaczął się tłumaczyć.
Widząc jego zmieszanie, Elizabeth
uśmiechnęła się, na nowo przywdziewając maskę i otwierając szerzej drzwi,
gestem ręki zaprosiła go do środka.
–
Ty i twój kolega możecie tu zostać, ile tylko chcecie – powiedziała ciepło,
widząc wahanie starego przyjaciela.
–
Skąd ona? – szepnął stojący za drzwiami Gilbert.
James pokiwał przecząco głową,
wzruszył ramionami i obdarzył towarzysza uspokajającym uśmiechem. Chociaż
fioletowowłosa zdawała się podejrzana, całkowite zaufanie, jakie Gilbert
dostrzegał w blondynie, zmuszały go, by dać nieznajome szansę. Bądź co bądź,
właśnie zaprosiła do wnętrza swojego bogatego domu dwóch praktycznie zupełnie
obcych mężczyzn. Nie powinien być taki podejrzliwy. Szanse, że planowała ich
zabić, były niewielkie.
Elizabeth
zaprowadziła gości do salonu i poleciła Taiowi, by przygotował herbatę.
Wskazała chłopakom miejsca, nim jednak usiedli w przemoczonych ubraniach na
drogocennej kanapie, do salonu wszedł Arthur. Zmierzył wzrokiem dwójkę
przybyszów, najwyraźniej oceniając, czy stanowią zagrożenie dla jego misji i
przykrywki, po czym uśmiechnął się do Elizabeth.
–
Pozwoli panienka, że przyniosę gościom suche ubrania? Jako wierny lokaj panienki
kuzyna, chciałbym zadbać o to, by nic niepotrzebnie się nie zniszczyło –
powiedział głosem podszytym ironią tak subtelną, by tylko hrabianka mogła ją
wyczuć.
Znów gotowała się od środka. Nawet
na chwilę nie mogła pozbyć się cholernego anioła, który na każdym kroku doprowadzał
ją do szału. Zrezygnowana skinęła głową, a kiedy lokaj zbliżał się do wyjścia,
zwróciła się do niego:
–
Kiedy przyniesiesz ubrania, zajmij się Timmym, powinien iść niedługo spać.
–
Oczywiście, panienko Roseblack – przytaknął służący i zniknął za drzwiami.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, po
czym ponownie się uśmiechając, spojrzała na starego przyjaciela.
–
Timmy? – zapytał, nie mogąc sobie przypomnieć, kim był wspomniany przez
hrabiankę chłopak.
–
Mój kuzyn, syn Juliania. Urodził się już po twoim wyjeździe – wyjaśniła i
usiadła w fotelu.
–
Ile masz lat? – rzekła po chwili, całkowicie ignorując podejrzliwe spojrzenia
milczącego bruneta odzianego w ciemny płaszcz, który towarzyszył Jamesowi. –
Wybacz, wtedy po prostu niewiele mnie to obchodziło… – dodała, widząc nietęgą
minę Jamiego.
–
Dziewiętnaście – odparł rozbawiony.
Nie spodziewał się takiego pytania.
Chociaż, czego mógł się spodziewać? Znał Elizabeth od urodzenia, za młodu
bawili się wspólnie na terenie jej posiadłości. Był od niej cztery lata starszy
i zawsze zdawało mu się, że dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę z tej
różnicy wieku – widocznie się mylił.
Hrabianka zmierzyła wzrokiem
ciemnowłosego chłopaka, który wciąż milcząc, jedynie przyglądał się bacznie to
jej, to Jamesowi, wyraźnie niezadowolony z sytuacji, w której się znalazł. Nie
wydawał się jednak nazbyt podejrzany, dlatego postanowiła nie ukrywać przed nim
prawdziwych zamiarów wobec przyjaciela.
–
W takim razie powinieneś pamiętać. Czy mówi ci coś nazwisko Phantomhive? –
zapytała po chwili, udając, że to jedno z tych niezobowiązujących pytań o
wspólne wspomnienia.
–
Phantomhive? – Blondyn wsparł brodę na dłoni i spoglądając w górę, zaczął się
zastanawiać.
W jego pamięci pozostał ślad po usłyszanym
nazwisku, ale nie mógł powiedzieć zbyt wiele. Pamiętał jednookiego, wiecznie
naburmuszonego chłopaka, niewiele starszego od niego, który czasami zjawiał się
w jego domu. Pamiętał też, że nigdy nie rozstawał się ze swoim służącym, który
podążał za nim niczym cień, jakby zdrowie szlachcica było tak słabe, że w
każdej chwili mógł zwyczajnie zasłabnąć. Nie wiedział jednak, kim dokładnie był
dzieciak zbyt dumny, by zniżyć się do wspólnej zabawy. Jamiego nigdy nie
interesowały sprawy związane ze szlacheckimi szaradami, dlatego i na tym
podłożu niewiele był w stanie powiedzieć.
Westchnął i uśmiechnął się do
przyjaciółki.
–
Ciel Phantomhive, był niewiele starszy ode mnie. Często odwiedzał rodziców. To
miało związek z jakimiś sprawami biznesowymi. Nic więcej nie pamiętam. Wiesz,
że niewiele mnie to obchodziło – wyjaśnił, czując, że odpowiedź nie w pełni
usatysfakcjonowała fioletowowłosą.
Nim jednak zdążyła cokolwiek
powiedzieć, do pokoju ponownie zawitał Arthur. W dłoniach trzymał uprasowane
koszuli i spodnie. Wręczył po jednym zestawie każdemu z gości i wskazał im
łazienkę.
–
Dokończymy za chwilę – mruknęła Lizz, widząc wchodzącego do salonu Taia.
Kamerdyner postawił filiżanki wypełnione
gorącym naparem na stoliku i spojrzał pytająco na zamyśloną hrabiankę. Na jej
twarzy widział konsternację, jednak uwadze nastolatka nie uszedł drobny
szczegół. Wyraz oczu dziewczyny minimalnie się zmienił, jakby na nowo zawitała
w nich chęć do życia. Jeśli niespodziewani goście byli jej dawnymi
przyjaciółmi, może w końcu uda mu się wpłynąć na nią tak, by uwolniła Tomoko? Niczego
nie pragnął bardziej, niż przywrócenia dawnej, beztroskiej atmosfery w
posiadłości Roseblack.
–
To panienki przyjaciele z dzieciństwa? – zaczął ostrożnie, stawiając na stole
paterę ze słodyczami.
–
Jeden z nich. Kiedy byłam mała, bawiliśmy się razem – odparła spokojnie.
–
Czy znają panienkę Tomoko?
Dziewczyna spojrzała karcąco w oczy
kamerdynera. Wiedziała, do czego zmierzał. Gdyby tylko wiedział, jak sama
niesamowicie pragnęła, by ta chora sytuacja dobiegła końca. Jednak zabrnęła
zbyt daleko, by wycofać się bez powodu.
–
Tai, przestań. Wiesz, że nie mogę tego zrobić.
Jej zrezygnowany tom skutecznie
zniechęcił chłopaka do dalszych pytań. Pokłonił się i w całkowitej ciszy
opuścił salon, nie wiedząc nawet, co mógłby odpowiedzieć. Przez cały czas
potrafił myśleć jedynie o cierpiącej w lochach księżniczce.
~*~
–
Po co tu właściwie przyjechaliśmy? – burknął Gilbert, zrzucając z siebie
przemoknięte ubranie.
Cała sytuacja ani trochę mu się nie
podobała. Znalazł się w wielkim domu należącym do jakiejś wzbudzającej mnóstwo
podejrzeń dziewczyny, z którą miał pracować przez najbliższy czas. Z każdą
chwilą miał coraz większa ochotę zignorować zadanie i wyjechać z Londynu.
Najlepiej z Anglii. Zobowiązania wobec ludzi niezwykle mu wadziły i chociaż
ufał przyjacielowi, nie znaczyło to, że będzie się cieszył z jego decyzji.
–
To moja przyjaciółka. Na dodatek, to właśnie z nią będziemy pracować, więc bądź
miły i uśmiechnij się. Wyglądasz okropnie – skarcił go zadowolony z siebie
James.
W przeciwieństwie do bruneta, im
dłużej był w tym domu, tym większym optymizmem napawała go współpraca z dawną
przyjaciółką. Teraz, kiedy wiedział już, że jej rodzice nie żyją, to pomimo
ogromnego współczucia, nie mógł powiedzieć, żeby taki obrót spraw nie był dla
niego korzystny. Wiedział, że z Elizabeth na pewno się dogada. Od zawsze była
inteligentna i doskonale potrafiła pracować w grupie, chociaż zdawał sobie
sprawę, że za tym nie przepadała. W ważnych kwestiach lubiła, kiedy wszystko
zależało od niej. Już za młodu, kiedy budowali śnieżne miasto w ogrodzie jej
posiadłości, ona sama zajmowała się ustawieniem postaci i zawsze własnoręcznie
wykańczała rozpoczęte przez siebie figury.
–
To jest ta suka królowej? – zdziwił się brunet.
Cherlawa nastolatka niczym nie
przypominała siejącej postrach szlachcianki z opowiadań ludzi, z którymi miał
styczność. Z zasłyszanych historii wykreował w głowie obraz wysokiej,
ciemnowłosej kobiety w średnim wieku, o głębokim spojrzeniu i ustach wiecznie
przyozdobionych krwistą czerwienią. Niczym nie przypominała drobnego dziecka,
które miał wątpliwą przyjemność poznać. Elizabeth przyglądała mu się, jakby
powątpiewała w jego istnienie. Sprawiała wrażenie markotnej, słabej dziewczyny,
której jedyną umiejętnością było wydawanie poleceń bandzie podlegających pod
nią zbirów. Jednak, przez niedługi czas jaki spędził w jej domu, ani razu nie
czuł się obserwowany. Jego doskonały zmysł nie wyczuwał obecności żadnego
zagrożenia. Może zawodziła go intuicja, a może przyjaciółka Jamiego była
mistrzynią zachowywania pozorów. Nie wiedział, ale wciąż nie miał ochoty się przekonywać.
–
Niczym nie przypomina tej groźnej kobiety, o której opowiadali na mieście.
–
Pozory mylą. To nie byłby pierwszy taki przypadek, Gil. Nastaw się nieco
bardziej pozytywnie, chciałbym zostać tu na noc, a z twoim wyrazem twarzy,
wylądujemy co najwyżej w psiej budzie – skarcił go półżartem blondyn i
skończywszy się przebierać, powrócił do salonu.
–
Jem, znów podchodzisz do sprawy zbyt lekko… – westchnął Gilbert i przekładając
nóż z przemokniętych spodni do kieszeni świeżych, również opuścił łazienkę.
~*~
Kiedy
wrócili, Elizabeth postanowiła dowiedzieć się, co tak naprawdę sprowadziło tu
dawnego przyjaciela. Chciała również dowiedzieć się czegoś o jego milczącym towarzyszu.
Roztaczał wokół siebie bardzo ponurą aurę. Gdy oboje usiedli na kanapie, dziewczyna
dostrzegła ciemną bliznę wystającą spod przykrótkiego rękawa koszuli Gilberta. Z
jakiegoś powodu kształt ten wydał jej się znajomy. Spojrzała w oczy bruneta, a
ten natychmiast spuścił wzrok, zawieszając spojrzenie na filiżance.
–
Dlaczego właściwie wróciłeś, Jamie? Nie uwierzę, że zwyczajnie się stęskniłeś.
Blondyn zaśmiał się nerwowo. Chwycił
porcelanę w dłoń i upił odrobinę naparu. Głęboki aromat bukietu smaków mieszkanki
najwyższej jakości był jedną z rzeczy ze szlacheckiego świata, za którymi
naprawdę tęsknił. Przymknął oczy, by w całości oddać się przyjemnemu doznaniu.
–
Nie nazywaj mnie tak, jestem już dorosły. Mów mi Jem – poprosił, ignorując
pytanie. – A to jest Gilbert, ale nie spodziewaj się po nim zbyt wiele. On nie
cierpi zobowiązań i szlachty.
–
Zobowiązań? – zdziwiła się.
–
Jestem tutaj, by pomóc ci rozwiązać sprawę dla Jej Wysokości, uwierzyłabyś? –
zachichotał z niedowierzaniem.
Ilekroć wymawiał to na głos,
brzmiało jeszcze bardziej irracjonalnie. Gdyby ktoś powiedział mu pół roku
temu, że zgodzi się pracować dla Brytyjskiej Królowej, wyśmiałby go, nazywając
wariatem. A jednak był tu. Z jakiegoś powodu zgodził się przyjąć zlecenie.
–
Pomóc mi rozwiązać sprawę? – powtórzyła nastolatka.
Nie przypominała sobie, by w ciągu
ostatnich dni Jej Wysokość miała dla niej zadanie. Słowa starego przyjaciela
wzbudziły więc jej podejrzenia, jednak nie wobec samego posłańca, a wobec tego,
kto go tu doprowadził. Ostatnimi czasy Królowa rzadko zlecała hrabiance
jakąkolwiek misje, a jej obecna decyzja w obliczu niecodziennego zachowania
dodatkowo rozniecała płomień niepewności.
–
Ta, jakaś seria zabójstw, czy coś w tym stylu. Dowiedziała się, że wróciłem i
zabawię w mieście jakiś czas, więc postanowiła dać nam pracę – wyjaśnił lekko,
zupełnie nie podzielając powagi Elizabeth.
Hrabianka nie mogła mieć mu za złe.
W końcu nie było go od tak dawna, że nie miał prawa widzieć w zachowaniu Matki
Narodu niczego odbiegającego od normy. Ot, królewska zachcianka, jakich wiele
na szlacheckich salonikach.
–
Miałem przy sobie list do ciebie, ale przemókł, więc eee… Wybacz – zająknął się
zakłopotany.
Nie był do końca pewien, jak
powinien traktować przyjaciółkę. Nie była już dzieckiem, które znał z dawnych
lat, i chociaż był niemal pewien, że zbytnio się nie zmieniła, wolał nie
ryzykować. Strata rodziców na pewno wpłynęła na nią w ten, czy inny sposób.
Dopóki nie dowie się, na co może sobie pozwolić, nie wyczuje delikatnej granicy,
nie powinien przesadzać.
Tja, kto się czubi, ten się lubi. Tylko to mogę powiedzieć o Lizz i Arthurze. Tylko to.
OdpowiedzUsuńA chłop działa powolnie i biedna kanapa pewnie i tak została zalana. XD
A ten cały Jam... Hm, podejrzany.
Znaczy, jakbym się miała czepnąć, to powiem, że dla mnie zbyt długie rozwodzenie się nad jedną rzeczą jest nużące. Oczywiście, nie żeby wszystko od razu powiedzieć, ale nudzą mnie przydługie treści. Bo już się pogubiłam w całości. Tak troszeńkę. Właśnie to było nudne. A fakt, że nie ma Seby idzie inną drogą. Jakiś odpoczynek od niego też się przyda.
To chyba tyle...
To jest Jem! James Jem Jamie! XD Weź, myślałam nad tym cholernym imieniem ee... długo. Zapamiętaj je xD z Gilem poszło szybciej :P
UsuńJa wiem, że część może się wydawać nudna niektórym. Ale to też ma swój powód. Chciałam, żeby było rozwleczone, żeby powstała taka... monotonia? Oczekiwanie? Tęsknota? Coś w ten deseń. W zasadzie, jak się tak zastanowić, to znudzenie jest jedną z prawidłowych reakcji :P jeśli dalej przestanie być nudne, to będzie znaczyło, że się udało, a jeśli nie, to cóż... Coś z tym zrobię wtedy :P
kurdeeee, czemu w takim momencie? :< Ciekawi mnie relacja Jamiego i Lizz, a Gil coś knuje. Ugh, chcę, by już dzisiaj była sobota :<
OdpowiedzUsuńI jak zwykle mnie nie zawodzisz. Trafiasz prosto w mój gust i uwielbiam Cię za to :D
Trochę brak mi Seby, ale z drugiej strony jak znowu będzie akcja z tą szmatą, to wolę już Lizz ;-;
Ściskam mocno, duuużo weny i do napisania ;)
Ahahahahaahhaaha, rozwaliłaś mnie pociskiem na Enepsi <3
UsuńW ogóle, my się tak doskonale rozumiemy chwilami... Ale kurde, bie. Nie, nic nie mówię, bo coś powiem, a nawet nie wiem, czy tak zrobie. Anyway - myślimy podobnie. Dlatego mi się łatwo wstrzelić :P
Haha, co nie? Wielkie umysły myślą podobnie xD (chyba... :P)
UsuńCzy ja mam takie wrażenie, że odcinek jest krótszy niż zazwyczaj, czy mi się za szybko przeczytało? XD
OdpowiedzUsuńNie ma Sebcia już od początku października chyba ;/ Znęcasz się nad czytelnikami, Nami.
Gilbert zawsze ubezpieczony ^^ Pewnie jako pierwszy wykryje jej związek z aniołami, shinigami i tym podobnymi sprawami. Lubię bystrych bohaterów (może dlatego, że mają to coś, czego mi brakuje). ^^
A królowa... Myślę, że to jej zachcianka. Tak po prostu. Nie robię tu żadnych teorii spiskowych ( no chyba, że chce zatrzymać Jamesa bo jej jest do czegoś potrzebny i chce się posłużyć Lizzy).
A event... zrób jakiś konkurs ^^ Bo wspominałaś, że się nie wyrabiasz z pisankiem, bo dużo tego masz, więc nie obrażę się, jeśli nie będzie dodatkowego odcinka ekstra.
Podpisuję się pod wszystkim :)
UsuńSebiiii, Seeeebiii, gdzież on się podział? Sceny z piekła mile widziane XD
Chociaż nie, jednak nie chcę piekła. Nie zgodzę się z Mei, ostatnie rozdziały nie są nudne. Może i jestem dzieckiem z ADHD i bez akcji żyć nie mogę...ale teraz właśnie idealnie jest się zrelaksować przy takim rozdziale po dniu pracy, z kubkiem ciepłego kisielu <3 To właśnie kocham w jesiennych wieczorach- mój kisiel, ciepły kocyk, ciemno za oknem i fajna lekturka. Bosz, mogę umierać. Jak ja kocham ten klimat. Nami, ubóstwiam cię <3
Jeśli Lizz dziwi się zachowaniem królowej, to ja tym bardziej. Coś się kroi, nie wiem na razie co. Nie jestem w stanie wymyślić listy teorii na ten temat... chyba mi kisiel mózg zakleił.
(swoją drogą, tym razem powinnam uczyć się do chemii, ale chemia prosta, więc luzik-arbuzik XD Wybieram ciebie i kisiel)
Powiedziałam, że podpisuję się pod wszystkim... więc nie będzie inaczej. Konkursik może być, czm nie? Oczywiście, jeśli bd specjal, to rozpaczać nie bd XDD Wierzę w Twoją pomysłowość, jak na razie nigdy nią nie zawiodłaś :)
Jeee, usłyszeć, że nie zawiodłam <3 To takie miłe, jak ktoś docenia, że się starasz xD
UsuńNie wiem jeszcze, może konkurs, może specjal, kto wie. Będę kombinować.
Wiem, że tęsknicie za Sebą, ale już niedługo. Ja też za nim tęsknię TT_TT Bardzo, bardzo <3
Kurde, coś mi się wali, więc:
Usuń@Andatejka
Tag, rozdział był minimalnie krótszy. Muszę czasem tak kończyć, żeby zachować ciąg logiczny (chociażby jako taki). I tak, jak już mówiłam, Sebuś niedługo będzie :P
I sobie nie ciśnij, bo takie pomysły na kryminały,jakie Ty masz, to tylko bystra osoba może mieć xD ja w tym miejscu wysiadam, kładę się, kulę i udaję, że mnie nie ma.
W ogóle, cieszę się, że zaakceptowałyście mojw autorskie postaci. Martwiłam się trochę, że wprowadzenie tylu na raz i odjęcie Seby w dużej mierze, sprawi, że stracicie zainteresowanie xD
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Gilbert taki podejrżliwy jest, ale gdzie jest Sebuś no tutaj to by się bardzo przydał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia