środa, 28 października 2015

Tom 3, XXV

Rocznicę mamy za sobą. Jeeee!
Konkurs mamy za sobą. Jeeee! x2
Nawet przygotowania na Halloween już w większości gotowe. Jeeee! x3
Dzisiejszy rozdział jest, dla odmiany, poświęcony w dużej ilości komuś, kto nie jest Elizabeth. 
Wiem, że ona jest główną bohaterką, ale wiem też, że pisanie książki to praca nad wieloma wątkami, dlatego w ramach ćwiczeń i ciągnięcia fabuły według zamysłu, dziś skupimy się na kimś innym. 
Ale sądzę, że nie będziecie zawiedzeni. 
A jak będziecie, to możecie ponarzekać w komciach, zapraszam :P 

Na końcu wrzucam Wam arta mojego autorstwa, wzorowanego na obrazkach z internetu (bo nie umiem rysować </3). Zamysł był taki, żeby ona była bardziej z przodu, jeśli ktoś by się zastanawiał, czemu on jest mniejszy xD

Ok, to tyle.
Miłej lektury :*

PS Uwielbiam Worda 2016. Nie dość, że blogspot zachowuje cały jego format, to nawet odpowiednią interlinię i wszelkie inne odstępy. Może Wam się to wydawać niewielkim udogodnieniem, ale uwierzcie, rozklejanie tego teksty tak, by się go przyjemnie czytało (spójrzcie sobie na pierwszy tom, tak wszystko było zwarte i, jak dla mnie, mniej czytelne) zajmuje dodatkowe 15 minut xD
Na dodatek, mam dla Was jeszcze coś: 
48165 min - właśnie sprawdziłam i wg mojego nowego komputera, tyle minut pracowałam nad trzecim tomem. Choć zapewne jest to ilość minut, odkąd pracuję nad nim na tym komputerze i zapewnie nie liczy tylko czasu pisania, ale także czas, kiedy dokument był otwarty. A on potrafi być otarty przez dwie doby, a ja nawet na niego nie spojrzę xD
=============

                Wszedł do wnętrza pracowni byłego shinigami, nie przejmując się podstawowymi zasadami kultury – nie zamierzał pukać, nie przychodził tu jako klient. Ledwie przekroczył próg budynku, a do jego nozdrzy dotarł przyjemny, słodki zapach. Nie chciał wiedzieć, co go wydzielało. Znał dobrze dziwaczne zwyczaje Undertakera i wiedział, że będzie spał spokojniej, zwyczajnie nie interesując się tym, co nie miało nic wspólnego z celem jego wizyty.
                – Jesteś tu? – krzyknął, rozglądając się w półmroku.
Kilka wątłych ogników ledwie pozwalało mężczyźnie dojrzeć kontury dekoracji wnętrza. Z trudem, prawie po omacku, dotarł do kilku ustawionych na sobie trumien imitujących ladę, na której stała świeca wetknięta w dosyć ekscentryczny, bo zrobiony z ludzkiej czaszki, świecznik. Jak mógł przypuszczać – na pytanie odpowiedziała mu cisza. Usiadł więc na prowizorycznej ladzie, stawiając butelkę po swojej prawicy i nucąc pod nosem jedną z pieśni kochanków, rozglądał się, z każdą chwilą dostrzegając coraz więcej szczegółów.
Dopiero po kilku minutach oczekiwani, zza pleców boga śmierci wydobył się tłumiony dźwięk chichotu. Jedna ze stojących pionowo trumien otworzyła się, skrzypiąc przeciągle, a z jej wnętrza wyłonił się zaspany, długowłosy mężczyzna. Przetarł oczy i ponownie zachichotał niepokojąco, lecz kiedy zorientował się, kto go odwiedził, podarował sobie dbanie o wizerunek i westchnął pod nosem. Zbliżył się do gościa i powiódł wzrokiem po butelce, dłoni mężczyzny, na jego jasno zielonych oczach kończąc.
– Co cię do mnie sprowadza, Grellu Sutcliff? Hiehiehie– zapytał, oblizując się.
Jego gest wzbudził w żniwiarzu odrazę. Wzdrygnął się nieznacznie, po czym karcąc się w myśli za okazywanie słabości przed zdziwaczałym weteranem, wetknął butelkę drogiego trunku w jego dłonie. Undertaker przyjrzał się etykiecie, ponownie oblizując usta i zdrapał długim, czarnym paznokciem odrobinę zaschniętej żywicy, która przyzdabiała szyjkę szklanego opakowania.
                – Przyszedłem po informacje – odparł Grell, wyczuwszy zadowolenie grabarza.
                – Po informacje? ­– powtórzył zdziwiony mężczyzna. – Wiesz, że moje informacje kosztu…
                – Odpuść sobie – przerwał mu Sutcliff. – Ta butelka to chyba wystarczająca zapłata, nie sądzisz?
Undertaker spojrzał na gościa ze zmarszczonym czołem. Widząc determinację czerwonowłosego, odstawił wiekową whisky na trumnę obok niego i zapytał:
                – Czego potrzebujesz, Sutcliff?
Oczy żniwiarza błysnęły radośnie, gdy do jego uszu dotarło pytanie jednoznacznie przypieczętowujące zgodę na transakcję. Stanął na równe nogi i zaczął krążyć po niewielkim pomieszczeniu, dokładnie się rozglądając.
                – Znasz sytuację, prawda?
                – Oczywiście. Zbieranie informacji wszelkiej maści to moja specjalność – przytaknął grabarz, wodząc wzrokiem za rudą czupryną klienta.
                – Czy jest coś, o czym nie wiem? – zapytał podejrzliwie.
Przez moment zdawało mu się, że przez twarz informatora przebiegł cień niepewności, jednak zniknął tak szybko, że Grell nie był pewien, czy nie był tylko figlarnym światłocieniem rzuconym przez świece kpiące z jego zmysłów.
                – To zależy, o co dokładnie pytasz. Jest wiele rzeczy, o których nie masz pojęcia, hehehe – odparł wymijająco emerytowany shinigami, przeczesując dłonią zasłaniającą oczy grzywkę.
Zerknął dyskretnie w twarz młodego boga śmierci, badawczo analizując jego mimikę twarzy. Musiał być pewien, że się nie zdradzi. Miał zbyt wiele do stracenia, by wydać się przed żniwiarzem w tak idiotyczny sposób. Wszystko, co wyczytał z twarzy Sutcliffa, upewniło go na szczęście, że ten nawet nie domyślał się, jaką skrywał tajemnicę. Odetchnął z ulgą i chichocząc pod nosem, kontynuował przerwaną śmiechem wypowiedź:
                – Domyślam się, że pytasz o młodą Roseblack i naszego wspólnego znajomego – jej kamerdynera. A może powinienem rzec, byłego kamerdynera? – sączył kpiące słowa.
                – Wiesz, że od powodzenia jej misji zależy moja robota. Nie chcę, żeby Willuś znowu zabrał moje maleństwo! – jęknął płaczliwie czerwonowłosy.
Zbliżył się do grabarza i zawiesił się na nim, kontynuując lament.
                – Jeśli jej nie upilnuję i nie pomogę w przyzwaniu tego demonicznego przystojniaka, Will na pewno mi tego nie wybaczy! To będzie straszne! Będzie taki suchy i wściekły i znów się od siebie oddalimy! – Odsunął się nagle i spojrzał w połyskujące przez grzywkę, limonkowe oko byłego shinigami. – W końcu zaczęło nam się układać. Ostatnio powiedział, że udało mi się go nie zawieść. Nie odbieraj mi tego!
                – Z tym może być mały problem, Grell. Jednak uspokoję cię: życiu tej małej nic nie zagraża. Nic, o czym byś nie wiedział.
                – Mam rozumieć, że te prezenty, to tylko zbieg okoliczności? – zapytał podejrzliwie, na co Undertaker odpowiedział jedynie kolejnym, niepokojącym chichotem. – W takim razie wracam. Do zobaczenia – dodał i nie czekając na odpowiedź, opuścił zakład pogrzebowy.
Towarzystwo grabarza wprawiało go w dziwny nastrój. Choć obaj byli ekscentryczni i wydawać by się mogło, że doskonale by się dogadali, żniwiarz czuł, że były shinigami skrywa wiele mrocznych tajemnic, a jego wzrok przeszywa go na wskroś, łuskając z, pozornie nic nie znaczących, słów i gestów szereg informacji, które za odpowiednią cenę gotowy był sprzedać każdemu, kto o nie poprosi.  Dlatego w jego towarzystwie był niezwykle powściągliwy, chociaż jego zachowanie wcale na to nie wskazywało. Nie był tak roztrzepany, małostkowy i bezrefleksyjny jak wydawało się wszystkim, którzy mieli z nim do czynienia. Pod grubą warstwą pozorów skrywał swoją inteligencję, prawdziwe emocje, a nawet część osobowości. Nie istniało wiele osób, przed którymi potrafił się naprawdę otworzyć. Może dlatego nastolatka tak bardzo go irytowała? Będąc blisko niej, czuł się dziwnie bezpiecznie. Jakby mógł powiedzieć jej o wszystkim. I chociaż doskonale wiedział, że za nim nie przepada, nie bez wzajemności zresztą, miał również świadomość, że w poważnej rozmowie w razie potrzeby by go wsparła. Ach, zaprawdę dziwne było to niepozorne dziecko, które przysposobił sobie jego ukochany demon. Dziwne i, w swej ludzkiej zwyczajności, niesamowicie intrygujące.
Żniwiarz rozejrzał się po ulicy i upewniwszy się, że nikt go nie widzi, wskoczył na dach budynku, by możliwie szybko wrócić pod bramę archiwum. Chciał być świadkiem wydarzeń, które miały niedługo nastąpić. Znając Elizabeth – jeszcze tego wieczoru.
                – Nie myliłeś się, mówiąc, że jest niezwykła – mruknął do siebie, widząc, majaczącą w oddali odcieniem wrzosu, czuprynę lady Roseblack.
                Tym czasem Undertaker zniknął za wiekiem jednej z trumien z butelką w dłoni. Wbrew temu, co myśleć mogli znający go ludzie, wcale nie lubował się w spaniu wewnątrz ciasnej skrzyni. A przynajmniej, nie do tego stopnia.
Podważył paznokciem wieko, dosięgając nim do ukrytego zamka. Usłyszał charakterystyczne kliknięcie i pchnął tył trumny, torując sobie drogę do krętych schodów prowadzących w podziemia budynku. Do jego małej pracowni skrytej przed całym światem. Jedynego miejsca, gdzie w spokoju i tajemnicy przed wścibskimi shinigami mógł kontynuować swoją pracę.
Zszedł na dół, chwycił w dłoń pochodnię rozświetlającą wąski korytarz i odpalił od niej kilka świec, po czym odniósł ją na miejsce i podszedł do masywnego biurka z ciemnego, niemal czarnego drewna, na którym leżała sterta papierów. Postawił trunek na jednym ze schematów ludzkiego szkieletu i obszedł mebel dookoła, by zasiąść w szerokim, skórzanym fotelu. Z szafki po prawej stronie biurka wyciągnął szklankę i odgarnąwszy z blatu tomy ksiąg medycznych i raporty z własnoręcznie przeprowadzonych sekcji zwłok, postawił ją przed sobą i zalał alkoholem.
                – Nie spodziewałem się, że właśnie ty zauważysz jako pierwszy – mruknął sam do siebie, przyglądając się bursztynowej cieczy.
Wypił zawartość szklanki i napełnił ją ponownie. Rozejrzał się po wnętrzu, zawieszając wzrok na ścianie pozaklejanej zdjęciami, rysunkami i wycinkami gazet. Wstał z miejsca i podszedł do niej, by po raz kolejny przyjrzeć się nieukończonemu dziełu swojego życia. Rysunki, datowane nawet na pięć wieków wstecz, obrazowały  rytuały przeprowadzane na ludziach od zarania dziejów. Dokładne opisy tworzenia mikstur i zaklęć, wierzenia, obalone mity i wyniki eksperymentów – wszystko kunsztownie zarchiwizowane. Powiódł wzrokiem po setkach lat swojej pracy, zawieszając wzrok na czarno-białym zdjęciu zakrwawionego ołtarza. To właśnie tam dziesięcioletni Ciel Phantomhive, syn jego przyjaciela, został złożony w ofierze w imię wyższego celu, który okazał się kolejną, ludzką porażką.
Dokładnie pamiętał ten dzień. Wynik próby podjętej przez sektę dał mu wiele istotnych informacji. Wciąż jednak nie wiedział, jak dopiąć swego. Przyjrzał się kolejnym fotografiom. Towarzyszyły im liczne wycinki gazet, dokładnie dokumentujące wszelkie poczynania syna Vincenta. Przez ostatnie lata grabarz nie próżnował. Zbierał każdą, najdrobniejszą nawet wzmiankę o niezwykłym chłopcu, który zmienił oblicze jego badań. Wodził wzrokiem po datach kolejnych artykułów, w końcu docierając co czarnej kartki wykaligrafowanej białym tuszem przez nikogo innego jak Sebastiana Michaelisa – informacji o śmierci młodego Phantomhive’a. Wiadomość, która nawet w nim, sędziwym bogu śmierci, wzbudziła emocje. Martwił się, że z dniem śmierci chłopaka, jego badania utkwią w martwym punkcie, jednak sprzyjająca opatrzność zmieniła bieg wydarzeń. Nie minęła nawet dekada, jak ten sam demon opętał kolejne dziecko. Dziewczynę, która miała nieszczęście dostąpić zaszczytu brania udziału w kolejnym etapie ludzkich badań. Pamiętał zdziwienie i swoisty rodzaj szacunku, który poczuł względem demona, zorientowawszy się, że oboje odkryli potencjał drzemiący w bestialskiej organizacji. Wiedział zarazem, że ich cele są zgoła odmienne i pewnego dnia mogą stanąć przeciw sobie w ostatecznej bitwie. Oblizał usta na wspomnienie przyjemnego uczucia towarzyszącego wrażeniu, że akcja nareszcie nabiera tempa.
Zerknął na kolejną kolumnę, która zawierała równie dokładne notatki, co poprzednia, jednak należała do kogo innego. Odrapana twarz czerwonowłosego, pozbawionego nadziei dziecka, które z obojętnością spoglądało wprost na niego, zawsze sprawiało, że po jego plecach przechodziły przyjemne ciarki.
Rozważania grabarz przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Westchnął ciężko i postawił szklankę wśród czarnych róż, leżących niedbale na komodzie stojącej pod tą samą ścianą, którą podziwiał przez kilka ostatnich minut. Wbiegł po schodach i biorąc głęboki oddech, wyszedł z trumny.
                – Co cię do mnie sprowadza? Hiehiehie
~*~
Niepokojące odgłosy walki zaalarmowały demonicę. Wyrwała utkwione w korpusie przeciwnika ostrze i nie bacząc na nic, pognała w stronę sali tronowej. Jej puls przyspieszył, krew piekła niemiłosiernie, krążąc żyłami po ciele. Sebastian był w niebezpieczeństwie. Chociaż ostatni raz skosztowała jego krwi kilka godzin temu, wciąż czuła łączącą ich więź. Cierpiał, walczył, bał się, a jego strach sprawił, że kobieta niemal szalała z przerażenia.
Po chwili wpadła do spowitego mrokiem pomieszczenia. Nerwowo rozglądała się po wnętrzu, ignorując zwłoki Beliala i bezkształtny obłok ciemnego dymu, nigdzie nie mogąc dostrzec nowego króla. Przeszywający ciało ból ustał. Zrobiło się niezwykle cicho. Czuła, jakby  zanurzyła się w całkowitej nicości. Nie czuła zapachu, temperatury, bólu, nawet bicia własnego serca. Wszystko zamarło, kiedy ujrzała zakrwawione ostrze sztyletu spoczywające po prawicy Ojca.
Upadła na kolana, wydając z siebie przeraźliwy, nieludzki okrzyk cierpienia. Uderzyła pięściami w onyksową posadzkę, a ta, pod siłą jej ciosu popękała i poczęła zapadać się, ciągnąc kobietę ze sobą.
                – Enepsignos. Biedna, mała Enepsignos… – Do jej uszu dotarł kpiący, znajomy głos.
Opamiętała się. Wstała i odbiła się od jednego z większych kawałków podłogi, lądując tuż przy źródle dźwięku. Obłok ciemności zadrżał, niczym targany pożądaniem, gdy smukła dłoń demona naruszyła jego strukturę, sięgając po tego, który czaił się w jej wnętrzu. Mocnym szarpnięciem wyrzuciła chuderlawego mężczyznę o kaprawym spojrzeniu na twardą posadzkę tuż obok Beliala.
~*~
                – Gdzie jest Sutcliff? – zapytała zrezygnowana hrabianka, rozglądając się wokół.
Przed powozem widziała jedynie dawnego przyjaciela i jego znużonego, niezadowolonego przyjaciela popijającego mleko ze szklanej butelki.
                – Powiedział tylko, że mamy za nim nie iść – odpowiedział zdezorientowany blondyn.
Zauważył, że relacje łączące jego przyjaciółkę z przedziwnym mężczyzną były równie niecodzienne, co strój i zachowanie czerwonowłosego. Pod pewnym względem, przyglądając się złości na skupionej twarzy Elizabeth, czuł rozbawienie. Nie miał co prawda pojęcia, kim był Sutcliff, ani dlaczego towarzyszył szlachciance, skoro pałali do siebie pozorną, wzajemną niechęcią, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że ich znajomość była podszyta jakąś tajemnicą. Miał jedynie nadzieje, że nie jest to sekret tak mroczny, jak jej przeszłość. Chciał, by odnalazła spokój. Dobrze wiedział, w jakie problemy może wplątać się zdruzgotany człowiek, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Obawiał się o swoją małą, przyszywaną siostrzyczkę. Instynkt podpowiadał mu jednak, że nie Grell był bezpośrednim zagrożeniem – mógł być jedynie pośrednikiem w zbliżającej się tragedii. Zapragnął dowiedzieć się o co chodzi, poznać szczegóły i pomóc fioletowowłosej. Bał się jednak, że dumna hrabianka nie przyjmie jego oferty, dlatego milczał, zbierając informacje, czekając na odpowiedni moment.
                – Rozumiem. W takim razie wracamy. Nie zamierzam na niego czekać – oświadczyła znużona Elizabeth i kurczowo ściskając w dłoniach księgę, weszłam do wnętrza powozu.
Gilbert i James popatrzyli po sobie, nie do końca przekonani o słuszności decyzji młodej szlachcianki, jednak nie chcąc zaostrzać napiętej atmosfery, którą wprowadziła nastolatka, zaledwie wychodząc z wnętrza sklepu, bez słowa zajęli swoje miejsca. Kiedy James dosiadł się do Elizabeth, jego przyjaciel popędził konie, które rżąc entuzjastycznie, pognały naprzód.
Blondyn siedział naprzeciw przyjaciółki, mierząc wzrokiem trzymany przez nią kodeks. Próbował odczytać tytuł księgi, jednak złote litery na grzbiecie były zbyt starte, by udało mu się na podstawie ich resztek poznać choć jedno słowo, które pomogłoby mu zidentyfikować tajemniczą księgę.
                – Cieszę się, że udało ci się ją zdobyć. Widzę, że to dla ciebie ważne – zaczął po kilku minutach, przerywając ciszę.
Lizz spojrzała na niego mętnie, wyraźnie wyrwana z zamyślenia. Skinęła nerwowo głową, po czym spuściła wzrok, skupiając spojrzenie na zaczerwienionych, od mocnego ściskania okładki, dłoniach.
                – Tak, jest niezwykle ważna. Od jej zawartości zależy moja przyszłość – wyznała półszeptem.

Jak już wspominałam: ona jest bardziej z przodu, a on bardziej z tyłu xD

5 komentarzy:

  1. CO TU SIĘ DZIEJE? Kim jest ten facet? Enepsi, nie zabijaj go, zanim się łaskawie nie przedstawi ;-; A potem zabij go z największą brutalnością, by pomścić Sebiego...
    Uuu, mroczny Undertaker! Podoba mi się! Haha, wiedziałam, że gościu coś ukrywa za tą maską zwykłego szaleńca. Ja też drżę z emocji na myśl, że wszystko nabiera tempa. Tylko kto się zjawił znowuż u Anderka? Eh, za dużo pytań... Kiedy ta sobota? :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz rozumiem efekt deja vu xd naprawdę, to jest poniekąd niesamowite, że w jednym czasie bez konsultacji napisałyśmy wersje różniące się detalami od siebie ^.^
    Sebastian coś planował. Teraz dowiadujemy się od grabarza: "zorientowawszy się, że oboje odkryli potencjał drzemiący w bestialskiej organizacji". Z tego wynika, że obecność demona nie byłaby przypadkowa zarówno u ciela, jak i u lizz. Ale to nie wszystko. Aby odkryć prawidłowość, albo chociaż założyć jej istnienie, potrzeba nie dwóch pozytywnych prób, które mogą być zbiegiem okoliczności, a co najmniej TRZECH. Czyli mogę wywnioskować, że któryś poprzedni pan Sebastiana również był członkiem eksperymentów.

    Co Sebastian chce osiągnąć? Może kontrolował ludzkie poczynania, aby sprawy nie wymknęły się spod kontroli? A przeciwnikiem jego idei był kaprawy osobnik, którego Enepsignos wywaliła z otoczki na ziemię?
    Biedna Enepsignos T_T Żal mi jej. Trochę mnie zdziwił fakt, że taki koksiarz Seba dał mu się zabić, podczas gdy Enepsi, którą wycierano podłogę bez większego problemu bierze go za klapy i sruuuuu. Czyżby Sebastian był zaślepiony? A może jego śmierć była zaplanowana, bo ma związek z badaniami organizacji, którą miał na oku?

    "postawił szklankę wśród czarnych róż" , " Nie spodziewałem się, że właśnie ty zauważysz jako pierwszy" . Pamiętam, jak pierwszy raz pojawiła się w twoim opowiadaniu czarna róża w postaci kwiatka. Wówczas wysnułam teorię spiskową, że to musi coś znaczyć. Zaprzeczyłaś temu ze śmiechem, mówiąc, że to tylko taki symbol. A teraz coraz więcej róż, coraz więcej i mój ukochany grabarz je gromadzi. Bo są coś warte.

    I nie rób z Undertakera takiego staruszka opisowego xd Seba jest od niego starszy a wszystkie się nim jaramy ^^

    Moim skromnym zdaniem rozdział miesiąca.

    O i na koniec słówko o wisky ( czy jak tam się to pisze ) obstawiałam wino xd takie z szalonego rocznika z francuskich piwnic. Gdy tylko doczytałam, że jednak nie, to od razu mi przeszło przez myśl: O. Dobry prezent. Będzie można nim odkażać i dezynfekować rany i narzędzia. A potem te tomy medycyny i szklaneczka wychylona duszkiem ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, ta końcowa wizja kojarzy mi się strasznie z The Cricks bodajże... Taki serial o lekarzu w XIX wieku. Nie przypadł mi do gustu, bo główny bohater przyprawiał mnie o mdłości (dosłownie, rzygać mi się chciało, jak na niego patrzyłam i zwyczajnie nie mogłam oglądać...), ale sama wizja i klimat były niezłe.

      Nie pamiętam już, co mówiłam kiedyś o różach, ale prawdopodobnie wtedy była tylko jednorazowym akcentem. W końcu to blog xD Kiedyś jak skończę wszystkie części i zamknę opko na dobre, to odpowiem na każde pytanie o każda pierdołę kwiatek, kreskę i znak interpunkcyjny :D

      No, a co do Sebusia, że tak łatwo dał się powalić... To nie zostało przedstawione, ale jest jakby do domyślenia się, że w tym starciu, na którego czele stał Seba, to nie było takie sobie hop-siup zamach. To była cała walka, wojna może nawet, a Sebuś zabił Beliala, Króla Piekieł, najsilniejszego z nich. No i był już wcześniej ranny. Sądzę, że Enepsi ranna tak, jak Sebuś, nie dałaby rady nawet włożyć ręki w tę ciemność :P

      Wiedziałam, że od razu zauważysz to deżawi xD Ale miałam straszną bekę, gdy to u Ciebie czytałam, zaledwie kilka dni po tym, jak u siebie pisałam to samo. Tak, bo to, co dziś czytaliście napisałam w zasadzie maksymalnie 10 dni temu xD Ale sokojnie, mam jeszcze 30 stron zapasu :P

      Usuń
  3. Prawda? Telepatia Level hard xd tak samo widzieć niektórych bohaterów xd wiesz, aż mi głupio w tym momencie, bo czuję się tak, jakbym ściągała, a przecież to nie prawda.

    No ja wiem, że nie hop siup, litości xd tylko przecież nie on jeden tam walczył, prawda? Po prostu się zastanawiam. No i jestem ogromnie ciekawa, co to za koleś będzie ^.^

    A wiesz, w tym momencie mam ogromną ochotę wytrwać do końca historii, wynaleźć jakiś przecinek i wysunąć go do analizy xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Elipse pomścij Sebusia... to jednak Undertaer zostawiał te czarne róże w posiadłości Elizabeth...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.