Rocznicę mamy za sobą. Jeeee!
Konkurs mamy za sobą. Jeeee! x2
Nawet przygotowania na Halloween już w większości gotowe. Jeeee! x3
Dzisiejszy rozdział jest, dla odmiany, poświęcony w dużej ilości komuś, kto nie jest Elizabeth.
Wiem, że ona jest główną bohaterką, ale wiem też, że pisanie książki to praca nad wieloma wątkami, dlatego w ramach ćwiczeń i ciągnięcia fabuły według zamysłu, dziś skupimy się na kimś innym.
Ale sądzę, że nie będziecie zawiedzeni.
A jak będziecie, to możecie ponarzekać w komciach, zapraszam :P
Na końcu wrzucam Wam arta mojego autorstwa, wzorowanego na obrazkach z internetu (bo nie umiem rysować </3). Zamysł był taki, żeby ona była bardziej z przodu, jeśli ktoś by się zastanawiał, czemu on jest mniejszy xD
Ok, to tyle.
Miłej lektury :*
PS Uwielbiam Worda 2016. Nie dość, że blogspot zachowuje cały jego format, to nawet odpowiednią interlinię i wszelkie inne odstępy. Może Wam się to wydawać niewielkim udogodnieniem, ale uwierzcie, rozklejanie tego teksty tak, by się go przyjemnie czytało (spójrzcie sobie na pierwszy tom, tak wszystko było zwarte i, jak dla mnie, mniej czytelne) zajmuje dodatkowe 15 minut xD
Na dodatek, mam dla Was jeszcze coś:
48165 min - właśnie sprawdziłam i wg mojego nowego komputera, tyle minut pracowałam nad trzecim tomem. Choć zapewne jest to ilość minut, odkąd pracuję nad nim na tym komputerze i zapewnie nie liczy tylko czasu pisania, ale także czas, kiedy dokument był otwarty. A on potrafi być otarty przez dwie doby, a ja nawet na niego nie spojrzę xD
=============
Wszedł
do wnętrza pracowni byłego shinigami, nie przejmując się podstawowymi zasadami
kultury – nie zamierzał pukać, nie przychodził tu jako klient. Ledwie
przekroczył próg budynku, a do jego nozdrzy dotarł przyjemny, słodki zapach.
Nie chciał wiedzieć, co go wydzielało. Znał dobrze dziwaczne zwyczaje
Undertakera i wiedział, że będzie spał spokojniej, zwyczajnie nie interesując
się tym, co nie miało nic wspólnego z celem jego wizyty.
–
Jesteś tu? – krzyknął, rozglądając się w półmroku.
Kilka wątłych ogników ledwie
pozwalało mężczyźnie dojrzeć kontury dekoracji wnętrza. Z trudem, prawie po
omacku, dotarł do kilku ustawionych na sobie trumien imitujących ladę, na
której stała świeca wetknięta w dosyć ekscentryczny, bo zrobiony z ludzkiej
czaszki, świecznik. Jak mógł przypuszczać – na pytanie odpowiedziała mu cisza.
Usiadł więc na prowizorycznej ladzie, stawiając butelkę po swojej prawicy i
nucąc pod nosem jedną z pieśni kochanków, rozglądał się, z każdą chwilą
dostrzegając coraz więcej szczegółów.
Dopiero po kilku minutach
oczekiwani, zza pleców boga śmierci wydobył się tłumiony dźwięk chichotu. Jedna
ze stojących pionowo trumien otworzyła się, skrzypiąc przeciągle, a z jej
wnętrza wyłonił się zaspany, długowłosy mężczyzna. Przetarł oczy i ponownie
zachichotał niepokojąco, lecz kiedy zorientował się, kto go odwiedził,
podarował sobie dbanie o wizerunek i westchnął pod nosem. Zbliżył się do gościa
i powiódł wzrokiem po butelce, dłoni mężczyzny, na jego jasno zielonych oczach
kończąc.
– Co cię do mnie
sprowadza, Grellu Sutcliff? Hiehiehie– zapytał, oblizując się.
Jego gest wzbudził w żniwiarzu
odrazę. Wzdrygnął się nieznacznie, po czym karcąc się w myśli za okazywanie
słabości przed zdziwaczałym weteranem, wetknął butelkę drogiego trunku w jego
dłonie. Undertaker przyjrzał się etykiecie, ponownie oblizując usta i zdrapał
długim, czarnym paznokciem odrobinę zaschniętej żywicy, która przyzdabiała
szyjkę szklanego opakowania.
–
Przyszedłem po informacje – odparł Grell, wyczuwszy zadowolenie grabarza.
–
Po informacje? – powtórzył zdziwiony mężczyzna. – Wiesz, że moje informacje
kosztu…
–
Odpuść sobie – przerwał mu Sutcliff. – Ta butelka to chyba wystarczająca
zapłata, nie sądzisz?
Undertaker spojrzał na gościa ze
zmarszczonym czołem. Widząc determinację czerwonowłosego, odstawił wiekową
whisky na trumnę obok niego i zapytał:
–
Czego potrzebujesz, Sutcliff?
Oczy żniwiarza błysnęły radośnie,
gdy do jego uszu dotarło pytanie jednoznacznie przypieczętowujące zgodę na
transakcję. Stanął na równe nogi i zaczął krążyć po niewielkim pomieszczeniu,
dokładnie się rozglądając.
–
Znasz sytuację, prawda?
–
Oczywiście. Zbieranie informacji wszelkiej maści to moja specjalność –
przytaknął grabarz, wodząc wzrokiem za rudą czupryną klienta.
–
Czy jest coś, o czym nie wiem? – zapytał podejrzliwie.
Przez moment zdawało mu się, że
przez twarz informatora przebiegł cień niepewności, jednak zniknął tak szybko,
że Grell nie był pewien, czy nie był tylko figlarnym światłocieniem rzuconym
przez świece kpiące z jego zmysłów.
–
To zależy, o co dokładnie pytasz. Jest wiele rzeczy, o których nie masz
pojęcia, hehehe – odparł wymijająco emerytowany shinigami, przeczesując dłonią
zasłaniającą oczy grzywkę.
Zerknął dyskretnie w twarz młodego
boga śmierci, badawczo analizując jego mimikę twarzy. Musiał być pewien, że się
nie zdradzi. Miał zbyt wiele do stracenia, by wydać się przed żniwiarzem w tak
idiotyczny sposób. Wszystko, co wyczytał z twarzy Sutcliffa, upewniło go na
szczęście, że ten nawet nie domyślał się, jaką skrywał tajemnicę. Odetchnął z
ulgą i chichocząc pod nosem, kontynuował przerwaną śmiechem wypowiedź:
–
Domyślam się, że pytasz o młodą Roseblack i naszego wspólnego znajomego – jej
kamerdynera. A może powinienem rzec, byłego kamerdynera? – sączył kpiące słowa.
–
Wiesz, że od powodzenia jej misji zależy moja robota. Nie chcę, żeby Willuś
znowu zabrał moje maleństwo! – jęknął płaczliwie czerwonowłosy.
Zbliżył się do grabarza i zawiesił
się na nim, kontynuując lament.
–
Jeśli jej nie upilnuję i nie pomogę w przyzwaniu tego demonicznego
przystojniaka, Will na pewno mi tego nie wybaczy! To będzie straszne! Będzie
taki suchy i wściekły i znów się od siebie oddalimy! – Odsunął się nagle i
spojrzał w połyskujące przez grzywkę, limonkowe oko byłego shinigami. – W końcu
zaczęło nam się układać. Ostatnio powiedział, że udało mi się go nie zawieść.
Nie odbieraj mi tego!
–
Z tym może być mały problem, Grell. Jednak uspokoję cię: życiu tej małej nic
nie zagraża. Nic, o czym byś nie wiedział.
–
Mam rozumieć, że te prezenty, to tylko zbieg okoliczności? – zapytał
podejrzliwie, na co Undertaker odpowiedział jedynie kolejnym, niepokojącym
chichotem. – W takim razie wracam. Do zobaczenia – dodał i nie czekając na
odpowiedź, opuścił zakład pogrzebowy.
Towarzystwo grabarza wprawiało go w
dziwny nastrój. Choć obaj byli ekscentryczni i wydawać by się mogło, że
doskonale by się dogadali, żniwiarz czuł, że były shinigami skrywa wiele mrocznych
tajemnic, a jego wzrok przeszywa go na wskroś, łuskając z, pozornie nic nie
znaczących, słów i gestów szereg informacji, które za odpowiednią cenę gotowy
był sprzedać każdemu, kto o nie poprosi.
Dlatego w jego towarzystwie był niezwykle powściągliwy, chociaż jego
zachowanie wcale na to nie wskazywało. Nie był tak roztrzepany, małostkowy i
bezrefleksyjny jak wydawało się wszystkim, którzy mieli z nim do czynienia. Pod
grubą warstwą pozorów skrywał swoją inteligencję, prawdziwe emocje, a nawet część
osobowości. Nie istniało wiele osób, przed którymi potrafił się naprawdę
otworzyć. Może dlatego nastolatka tak bardzo go irytowała? Będąc blisko niej,
czuł się dziwnie bezpiecznie. Jakby mógł powiedzieć jej o wszystkim. I chociaż
doskonale wiedział, że za nim nie przepada, nie bez wzajemności zresztą, miał
również świadomość, że w poważnej rozmowie w razie potrzeby by go wsparła. Ach,
zaprawdę dziwne było to niepozorne dziecko, które przysposobił sobie jego
ukochany demon. Dziwne i, w swej ludzkiej zwyczajności, niesamowicie
intrygujące.
Żniwiarz rozejrzał się po ulicy i
upewniwszy się, że nikt go nie widzi, wskoczył na dach budynku, by możliwie
szybko wrócić pod bramę archiwum. Chciał być świadkiem wydarzeń, które miały
niedługo nastąpić. Znając Elizabeth – jeszcze tego wieczoru.
–
Nie myliłeś się, mówiąc, że jest niezwykła – mruknął do siebie, widząc,
majaczącą w oddali odcieniem wrzosu, czuprynę lady Roseblack.
Tym
czasem Undertaker zniknął za wiekiem jednej z trumien z butelką w dłoni. Wbrew
temu, co myśleć mogli znający go ludzie, wcale nie lubował się w spaniu
wewnątrz ciasnej skrzyni. A przynajmniej, nie do tego stopnia.
Podważył paznokciem wieko,
dosięgając nim do ukrytego zamka. Usłyszał charakterystyczne kliknięcie i
pchnął tył trumny, torując sobie drogę do krętych schodów prowadzących w
podziemia budynku. Do jego małej pracowni skrytej przed całym światem. Jedynego
miejsca, gdzie w spokoju i tajemnicy przed wścibskimi shinigami mógł
kontynuować swoją pracę.
Zszedł na dół, chwycił w dłoń
pochodnię rozświetlającą wąski korytarz i odpalił od niej kilka świec, po czym
odniósł ją na miejsce i podszedł do masywnego biurka z ciemnego, niemal
czarnego drewna, na którym leżała sterta papierów. Postawił trunek na jednym ze
schematów ludzkiego szkieletu i obszedł mebel dookoła, by zasiąść w szerokim,
skórzanym fotelu. Z szafki po prawej stronie biurka wyciągnął szklankę i
odgarnąwszy z blatu tomy ksiąg medycznych i raporty z własnoręcznie
przeprowadzonych sekcji zwłok, postawił ją przed sobą i zalał alkoholem.
–
Nie spodziewałem się, że właśnie ty zauważysz jako pierwszy – mruknął sam do
siebie, przyglądając się bursztynowej cieczy.
Wypił zawartość szklanki i napełnił
ją ponownie. Rozejrzał się po wnętrzu, zawieszając wzrok na ścianie
pozaklejanej zdjęciami, rysunkami i wycinkami gazet. Wstał z miejsca i podszedł
do niej, by po raz kolejny przyjrzeć się nieukończonemu dziełu swojego życia.
Rysunki, datowane nawet na pięć wieków wstecz, obrazowały rytuały przeprowadzane na ludziach od zarania
dziejów. Dokładne opisy tworzenia mikstur i zaklęć, wierzenia, obalone mity i
wyniki eksperymentów – wszystko kunsztownie zarchiwizowane. Powiódł wzrokiem po
setkach lat swojej pracy, zawieszając wzrok na czarno-białym zdjęciu
zakrwawionego ołtarza. To właśnie tam dziesięcioletni Ciel Phantomhive, syn
jego przyjaciela, został złożony w ofierze w imię wyższego celu, który okazał
się kolejną, ludzką porażką.
Dokładnie pamiętał ten dzień. Wynik
próby podjętej przez sektę dał mu wiele istotnych informacji. Wciąż jednak nie
wiedział, jak dopiąć swego. Przyjrzał się kolejnym fotografiom. Towarzyszyły im
liczne wycinki gazet, dokładnie dokumentujące wszelkie poczynania syna
Vincenta. Przez ostatnie lata grabarz nie próżnował. Zbierał każdą,
najdrobniejszą nawet wzmiankę o niezwykłym chłopcu, który zmienił oblicze jego
badań. Wodził wzrokiem po datach kolejnych artykułów, w końcu docierając co
czarnej kartki wykaligrafowanej białym tuszem przez nikogo innego jak
Sebastiana Michaelisa – informacji o śmierci młodego Phantomhive’a. Wiadomość,
która nawet w nim, sędziwym bogu śmierci, wzbudziła emocje. Martwił się, że z
dniem śmierci chłopaka, jego badania utkwią w martwym punkcie, jednak sprzyjająca
opatrzność zmieniła bieg wydarzeń. Nie minęła nawet dekada, jak ten sam demon
opętał kolejne dziecko. Dziewczynę, która miała nieszczęście dostąpić zaszczytu
brania udziału w kolejnym etapie ludzkich badań. Pamiętał zdziwienie i swoisty
rodzaj szacunku, który poczuł względem demona, zorientowawszy się, że oboje
odkryli potencjał drzemiący w bestialskiej organizacji. Wiedział zarazem, że
ich cele są zgoła odmienne i pewnego dnia mogą stanąć przeciw sobie w
ostatecznej bitwie. Oblizał usta na wspomnienie przyjemnego uczucia
towarzyszącego wrażeniu, że akcja nareszcie nabiera tempa.
Zerknął na kolejną kolumnę, która zawierała
równie dokładne notatki, co poprzednia, jednak należała do kogo innego.
Odrapana twarz czerwonowłosego, pozbawionego nadziei dziecka, które z
obojętnością spoglądało wprost na niego, zawsze sprawiało, że po jego plecach
przechodziły przyjemne ciarki.
Rozważania grabarz
przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Westchnął ciężko i postawił szklankę
wśród czarnych róż, leżących niedbale na komodzie stojącej pod tą samą ścianą,
którą podziwiał przez kilka ostatnich minut. Wbiegł po schodach i biorąc głęboki
oddech, wyszedł z trumny.
–
Co cię do mnie sprowadza? Hiehiehie
~*~
Niepokojące
odgłosy walki zaalarmowały demonicę. Wyrwała utkwione w korpusie przeciwnika
ostrze i nie bacząc na nic, pognała w stronę sali tronowej. Jej puls
przyspieszył, krew piekła niemiłosiernie, krążąc żyłami po ciele. Sebastian był
w niebezpieczeństwie. Chociaż ostatni raz skosztowała jego krwi kilka godzin
temu, wciąż czuła łączącą ich więź. Cierpiał, walczył, bał się, a jego strach
sprawił, że kobieta niemal szalała z przerażenia.
Po chwili wpadła do spowitego
mrokiem pomieszczenia. Nerwowo rozglądała się po wnętrzu, ignorując zwłoki
Beliala i bezkształtny obłok ciemnego dymu, nigdzie nie mogąc dostrzec nowego
króla. Przeszywający ciało ból ustał. Zrobiło się niezwykle cicho. Czuła, jakby
zanurzyła się w całkowitej nicości. Nie
czuła zapachu, temperatury, bólu, nawet bicia własnego serca. Wszystko zamarło,
kiedy ujrzała zakrwawione ostrze sztyletu spoczywające po prawicy Ojca.
Upadła na kolana, wydając z siebie
przeraźliwy, nieludzki okrzyk cierpienia. Uderzyła pięściami w onyksową posadzkę,
a ta, pod siłą jej ciosu popękała i poczęła zapadać się, ciągnąc kobietę ze
sobą.
–
Enepsignos. Biedna, mała Enepsignos… – Do jej uszu dotarł kpiący, znajomy głos.
Opamiętała się. Wstała i odbiła się
od jednego z większych kawałków podłogi, lądując tuż przy źródle dźwięku. Obłok
ciemności zadrżał, niczym targany pożądaniem, gdy smukła dłoń demona naruszyła
jego strukturę, sięgając po tego, który czaił się w jej wnętrzu. Mocnym szarpnięciem
wyrzuciła chuderlawego mężczyznę o kaprawym spojrzeniu na twardą posadzkę tuż
obok Beliala.
~*~
–
Gdzie jest Sutcliff? – zapytała zrezygnowana hrabianka, rozglądając się wokół.
Przed powozem widziała jedynie
dawnego przyjaciela i jego znużonego, niezadowolonego przyjaciela popijającego
mleko ze szklanej butelki.
–
Powiedział tylko, że mamy za nim nie iść – odpowiedział zdezorientowany
blondyn.
Zauważył, że relacje łączące jego
przyjaciółkę z przedziwnym mężczyzną były równie niecodzienne, co strój i
zachowanie czerwonowłosego. Pod pewnym względem, przyglądając się złości na
skupionej twarzy Elizabeth, czuł rozbawienie. Nie miał co prawda pojęcia, kim
był Sutcliff, ani dlaczego towarzyszył szlachciance, skoro pałali do siebie
pozorną, wzajemną niechęcią, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że ich
znajomość była podszyta jakąś tajemnicą. Miał jedynie nadzieje, że nie jest to
sekret tak mroczny, jak jej przeszłość. Chciał, by odnalazła spokój. Dobrze
wiedział, w jakie problemy może wplątać się zdruzgotany człowiek, nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. Obawiał się o swoją małą, przyszywaną siostrzyczkę.
Instynkt podpowiadał mu jednak, że nie Grell był bezpośrednim zagrożeniem –
mógł być jedynie pośrednikiem w zbliżającej się tragedii. Zapragnął dowiedzieć
się o co chodzi, poznać szczegóły i pomóc fioletowowłosej. Bał się jednak, że
dumna hrabianka nie przyjmie jego oferty, dlatego milczał, zbierając
informacje, czekając na odpowiedni moment.
–
Rozumiem. W takim razie wracamy. Nie zamierzam na niego czekać – oświadczyła
znużona Elizabeth i kurczowo ściskając w dłoniach księgę, weszłam do wnętrza
powozu.
Gilbert i James popatrzyli po sobie,
nie do końca przekonani o słuszności decyzji młodej szlachcianki, jednak nie
chcąc zaostrzać napiętej atmosfery, którą wprowadziła nastolatka, zaledwie
wychodząc z wnętrza sklepu, bez słowa zajęli swoje miejsca. Kiedy James dosiadł
się do Elizabeth, jego przyjaciel popędził konie, które rżąc entuzjastycznie,
pognały naprzód.
Blondyn siedział naprzeciw
przyjaciółki, mierząc wzrokiem trzymany przez nią kodeks. Próbował odczytać
tytuł księgi, jednak złote litery na grzbiecie były zbyt starte, by udało mu
się na podstawie ich resztek poznać choć jedno słowo, które pomogłoby mu
zidentyfikować tajemniczą księgę.
–
Cieszę się, że udało ci się ją zdobyć. Widzę, że to dla ciebie ważne – zaczął
po kilku minutach, przerywając ciszę.
Lizz spojrzała na niego mętnie,
wyraźnie wyrwana z zamyślenia. Skinęła nerwowo głową, po czym spuściła wzrok,
skupiając spojrzenie na zaczerwienionych, od mocnego ściskania okładki,
dłoniach.
–
Tak, jest niezwykle ważna. Od jej zawartości zależy moja przyszłość – wyznała
półszeptem.
Jak już wspominałam: ona jest bardziej z przodu, a on bardziej z tyłu xD
CO TU SIĘ DZIEJE? Kim jest ten facet? Enepsi, nie zabijaj go, zanim się łaskawie nie przedstawi ;-; A potem zabij go z największą brutalnością, by pomścić Sebiego...
OdpowiedzUsuńUuu, mroczny Undertaker! Podoba mi się! Haha, wiedziałam, że gościu coś ukrywa za tą maską zwykłego szaleńca. Ja też drżę z emocji na myśl, że wszystko nabiera tempa. Tylko kto się zjawił znowuż u Anderka? Eh, za dużo pytań... Kiedy ta sobota? :p
Teraz rozumiem efekt deja vu xd naprawdę, to jest poniekąd niesamowite, że w jednym czasie bez konsultacji napisałyśmy wersje różniące się detalami od siebie ^.^
OdpowiedzUsuńSebastian coś planował. Teraz dowiadujemy się od grabarza: "zorientowawszy się, że oboje odkryli potencjał drzemiący w bestialskiej organizacji". Z tego wynika, że obecność demona nie byłaby przypadkowa zarówno u ciela, jak i u lizz. Ale to nie wszystko. Aby odkryć prawidłowość, albo chociaż założyć jej istnienie, potrzeba nie dwóch pozytywnych prób, które mogą być zbiegiem okoliczności, a co najmniej TRZECH. Czyli mogę wywnioskować, że któryś poprzedni pan Sebastiana również był członkiem eksperymentów.
Co Sebastian chce osiągnąć? Może kontrolował ludzkie poczynania, aby sprawy nie wymknęły się spod kontroli? A przeciwnikiem jego idei był kaprawy osobnik, którego Enepsignos wywaliła z otoczki na ziemię?
Biedna Enepsignos T_T Żal mi jej. Trochę mnie zdziwił fakt, że taki koksiarz Seba dał mu się zabić, podczas gdy Enepsi, którą wycierano podłogę bez większego problemu bierze go za klapy i sruuuuu. Czyżby Sebastian był zaślepiony? A może jego śmierć była zaplanowana, bo ma związek z badaniami organizacji, którą miał na oku?
"postawił szklankę wśród czarnych róż" , " Nie spodziewałem się, że właśnie ty zauważysz jako pierwszy" . Pamiętam, jak pierwszy raz pojawiła się w twoim opowiadaniu czarna róża w postaci kwiatka. Wówczas wysnułam teorię spiskową, że to musi coś znaczyć. Zaprzeczyłaś temu ze śmiechem, mówiąc, że to tylko taki symbol. A teraz coraz więcej róż, coraz więcej i mój ukochany grabarz je gromadzi. Bo są coś warte.
I nie rób z Undertakera takiego staruszka opisowego xd Seba jest od niego starszy a wszystkie się nim jaramy ^^
Moim skromnym zdaniem rozdział miesiąca.
O i na koniec słówko o wisky ( czy jak tam się to pisze ) obstawiałam wino xd takie z szalonego rocznika z francuskich piwnic. Gdy tylko doczytałam, że jednak nie, to od razu mi przeszło przez myśl: O. Dobry prezent. Będzie można nim odkażać i dezynfekować rany i narzędzia. A potem te tomy medycyny i szklaneczka wychylona duszkiem ^^
Hahaha, ta końcowa wizja kojarzy mi się strasznie z The Cricks bodajże... Taki serial o lekarzu w XIX wieku. Nie przypadł mi do gustu, bo główny bohater przyprawiał mnie o mdłości (dosłownie, rzygać mi się chciało, jak na niego patrzyłam i zwyczajnie nie mogłam oglądać...), ale sama wizja i klimat były niezłe.
UsuńNie pamiętam już, co mówiłam kiedyś o różach, ale prawdopodobnie wtedy była tylko jednorazowym akcentem. W końcu to blog xD Kiedyś jak skończę wszystkie części i zamknę opko na dobre, to odpowiem na każde pytanie o każda pierdołę kwiatek, kreskę i znak interpunkcyjny :D
No, a co do Sebusia, że tak łatwo dał się powalić... To nie zostało przedstawione, ale jest jakby do domyślenia się, że w tym starciu, na którego czele stał Seba, to nie było takie sobie hop-siup zamach. To była cała walka, wojna może nawet, a Sebuś zabił Beliala, Króla Piekieł, najsilniejszego z nich. No i był już wcześniej ranny. Sądzę, że Enepsi ranna tak, jak Sebuś, nie dałaby rady nawet włożyć ręki w tę ciemność :P
Wiedziałam, że od razu zauważysz to deżawi xD Ale miałam straszną bekę, gdy to u Ciebie czytałam, zaledwie kilka dni po tym, jak u siebie pisałam to samo. Tak, bo to, co dziś czytaliście napisałam w zasadzie maksymalnie 10 dni temu xD Ale sokojnie, mam jeszcze 30 stron zapasu :P
Prawda? Telepatia Level hard xd tak samo widzieć niektórych bohaterów xd wiesz, aż mi głupio w tym momencie, bo czuję się tak, jakbym ściągała, a przecież to nie prawda.
OdpowiedzUsuńNo ja wiem, że nie hop siup, litości xd tylko przecież nie on jeden tam walczył, prawda? Po prostu się zastanawiam. No i jestem ogromnie ciekawa, co to za koleś będzie ^.^
A wiesz, w tym momencie mam ogromną ochotę wytrwać do końca historii, wynaleźć jakiś przecinek i wysunąć go do analizy xd
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Elipse pomścij Sebusia... to jednak Undertaer zostawiał te czarne róże w posiadłości Elizabeth...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia