Bądźcie mi wdzięczni, Wy, którzy nie możecie doczekać się nowego rozdziału. Miałam dziś jeden egzamin, jutro mam kolejny, ale i tak dostaniecie rozdział, bo tak Was lubię i mam nerwicę natręctw, która nie pozwala mi nie dotrzymać terminu xD.
Ale wdzięczni macie być nie za to, że robię, co każe mi moja ja, ale za to, że mimo oczu bolących tak, że muszę siedzieć non stop w okularach przeciwsłonecznych, by w ogóle patrzeć, zrobiłam betę! Bo mogłam to olać i się głupio tłumaczyć. No mogłam, bo kto mi zabroni. Beta pewnie jest kiepska i będzie sporo błędów, ale ledwo widzę literki, więc nie spodziewajcie się zbytnich cudów. Starałam się - to doceńcie. A z tą wdzięcznością to tak pół żartem, pół serio, żeby nie było :P.
Mam nadzieję, że licznymi komentarzami docenicie m trud. No i trzymacie kciuki, egzamin o 10.00. Pewnie i tak nikt tu do tej pory nie zajrzy, ale to nic. Możecie kciukać, żeby prowadząca nie zauważyła błędów i była łaskawa, bo ma zwyczaj sprawdzać egzaminy zaraz po tym, jak je napiszemy i pewnie do wieczora będę wiedzieć, czy było warto się uczyć.
To tyle o moim nieinteresującym Was życiu :*
Czytajcie, komciajcie, cieszcie się prawie-końcem roku.
Miłego :*
=====================
Drzwi
do sypialni dziewczyny otworzyły się akurat w tym momencie, gdy szlachciance po
raz kolejny udało się wprawić nogę w delikatne drgnięcie.
—
Zobacz, udało się — pochwaliła się Sebastianowi.
Demon uśmiechnął się do niej
promiennie i przeprosił za zwłokę, a potem podszedł do dziewczyny, wziął ją na
ręce i posadził w wózku.
—
Czy życzy sobie panienka, żebym ją zawiózł? — zapytał, stając za wózkiem i
kładąc dłonie na obłożonych gumą rączkach.
—
Nie trzeba, poradzę sobie. Mam chore nogi, nie ręce — odpowiedziała, teatralnie
napinając muskuły.
Położyła dłonie
na metalowych prętach przy kołach i zastanowiwszy się, jak powinna nimi
poruszyć, by obrócić się do drzwi, pchnęła je w ruch. Wózek przekręcił się o
kilkanaście stopni, by po chwili spokojnym tempem zbliżyć się wraz z pasażerką
do drzwi.
—
Otwórz — poprosiła, zerkając przez ramię na kamerdynera.
Michaelis skinął głową i wykonał
polecenie.
Towarzyszył
Elizaeth przez całą drogę do jadalni, krocząc korytarzem tuż przy wózku,
dotrzymując mu tempa i dbając o to, by przypadkiem nie zgasić zapału swej pani,
wyprzedzając ją choćby o krok. Dopiero, kiedy stanęli przy schodach, demon
wziął dziewczynę wraz z maszyną na ręce i zniósł ją na dół.
—
Musisz zbudować mi windę, albo coś innego, żebym mogła sama poruszać się między
piętrami. Nie chcę cię wołać za każdym razem, kiedy będę miała ochotę się
dokądś udać — powiedziała Lizz, kiedy Sebastian postawił ją na podłodze.
Chciała
być możliwie jak najbardziej samodzielna. Zawsze lubiła niezależność, a
proszenie o pomoc w pokonywaniu schodów po kilka razy dziennie nieco przeczyło
jej definicji tego słowa. Poza tym chciała mieć pewność, że nie będzie musiała
spędzać z nim aż tyle czasu. Wprawdzie ich relacja powoli wracała do względnej
normy, ale hrabianka nie była w stanie po prostu zapomnieć o przeszłości i
zachowywać się tak, jakby nie miała miejsca. Sebastian zasługiwał na drugą
szansę, udowodnił jej to, lecz jego czyny nie miały siły zdolnej z nagła ukoić
ból poprzednich występków Michaelisa. Wybaczanie, zaufanie – to procesy równie
długotrwałe, co rehabilitacja. Demon powinien mieć tego świadomość, tak jak ona
pogodziła się z koniecznością oczekiwania na moment, gdy znów stanie na nogi.
Dlatego właśnie wciąż potrzebowała samotności. Ciągła obecność służącego
działała na nią przytłaczająco, zresztą sam brunet doskonale zdawał sobie z
tego sprawę i wcale nie oponował, gdy prosiła go o chwilę prywatności.
—
Sebastian… Co się stało z Jemem? — zapytała hrabianka, zerkając w stronę drzwi
do jadalni.
Ostatnie
godziny były tak przepełnione emocjami, że zupełnie zapomniała o przyjacielu.
Miała sobie za złe tę ponad przeciętną ignorancję; powinna spotkać się z
przyjacielem, poinformować go o wyniku zabiegu i przeprosić za metody, jakimi
zmusiła go, by za nią nie pojechał. Oczywiście między tym, co powinna, a tym,
jak wyszło, pojawiła się ogromna przepaść, ale co się stało, na zawsze
pozostanie niezmienne na kartach historii. Musiała przygotować się na
przyznanie się do winy, wysłuchanie reprymendy przyjaciela i załagodzenie
sytuacji.
—
Pan James odpoczywa w swojej sypialni. Zadbałem o to, by niczego mu nie
brakowało. Został również poinformowany, że spotka się z nim panienka, kiedy
uzna za stosowne — wyjaśnił demon, nie kryjąc złośliwego uśmiechu satysfakcji.
—
Wiesz, że czasem zachowujesz się tak, jakbyś był o niego zazdrosny, prawda? —
zauważyła hrabianka.
—
Przepraszam, panienko, czyżbym miał powód do zazdrości?
—
Kto wie, Sebastian, kto wie… — zaśmiała się popychając koła wózka. —
Przyprowadź go na obiad. Nie chcę jeść w samotności. Ach, i poproś, żeby
powstrzymał się od komentarza do końca posiłku. Nie powinno się jeść w złej
atmosferze.
Michaelis
pokłonił się przed swoją panią i ruszył do pokoju blondyna. Zastał go leżącego
w łóżku w nienaturalnej pozycji, wyraźnie próbującego uwolnić się z więzów. Na
usta kamerdynera wstąpił pełen satysfakcji uśmieszek. Nie lubił Jamesa, jego
zdaniem był zbyt kłopotliwy. Jego opinia na temat chłopaka nie miała nawet
związku z domniemywaną przez Elizabeth zazdrością, zwyczajnie Jamie był typem
człowieka, który w zaistniałych okolicznościach zdecydowanie nie odpowiadał
demonowi. Zbyt silnie związany z Lizz, zbyt niepokorny, by przyjąć rzeczy
takimi, jakimi są, zbyt porywczy, by wiedzieć, kiedy ustąpić. Kwintesencja
utrapienia.
—
Panie James, wspaniała wiadomość. Panienka Elizabeth zaprasza pana na obiad —
powiadomił entuzjastycznie służący, odwiązując ręce chłopaka od wezgłowia
łóżka.
Nastolatek w
ciszy rozmasował obolałe ręce. Czerwone otarcia w połączeniu z ciemnymi
siniakami wyglądały tak, jakby wdała mu się martwica, jednak jedno precyzyjne
spojrzenie Sebastiana wystarczyło, by jednoznacznie określić, że nic mu nie było.
Jem rozciągnął się, wreszcie rozprostowując zdrętwiałe kończyny. Podniósł się z
łóżka i podszedł do swojego plecaka, wyciągając z niego granatową koszulę w
czarną kratę, z rękawami na tyle długimi, by zasłoniły ślady wokół nadgarstków.
Sebastian niechętnie przyznał, że chłopak nie był aż taki głupi, za jakiego go
miał i potrafił zadbać o pozory, lecz nie pozwolił mu założyć znoszonego
ubrania. Wyrwał materiał z rąk blondyna i podał mu elegancką, uprasowaną białą
koszulę oraz granatową marynarkę. Powstrzymał się od komentarza, zresztą gość
takowego nie potrzebował, doskonale wiedząc, co tym razem kierowało
wzbudzającym w nim niepokój kamerdynerem. Chociaż jego wrodzona przekorność
podpowiadała, by mimo wszystko upierał się przy ulubionej koszuli, powstrzymał
się, mając na uwadze swoją przyjaciółkę.
To,
że bez wątpienia był na nią wściekły, nie oznaczało, iż miał zamiar zepsuć jej
cały dzień. Nie planował też wyżywać się na dziewczynie dłużej, niż powinien.
Jego zadaniem było wspieranie Elizabeth w trudnej sytuacji, a niezależnie od
przebiegu operacji, kalectwo wciąż nie było czymś, z czym można byłoby poradzić
sobie w tak krótkim czasie. Poza tym, chcąc ostrzec przyjaciółkę przed
podejrzanym kamerdynerem, musiał zaskarbić sobie jej zaufanie. Byłoby mu
ciężko, gdyby na wstępie zdenerwował Lizz jakąś mało istotną bzdurą. Potrafiła
być niezwykle uparta, kiedy była w dobrym nastroju, a w złym jej nieustępliwość
urastała do rangi absurdu.
James,
odwróciwszy się tyłem do Sebastiana, przebrał się w przygotowane przez niego
ubrania i bez słowa ruszył do wyjścia. Służący jednak wyprzedził chłopaka, i
pokłoniwszy się lekko, otworzył mu drzwi. Nastolatek prychnął kpiąco i, niby
przypadkiem, nadepnął Michaelisowi na nogę. Oczywiście kamerdyner nie
zareagował, zgodnie z zasadami kultury. Swoim zachowaniem wzbudził jeszcze
większą niechęć chłopaka. Nienawidził życia w takich luksusach, sztucznych
uprzejmości, irytujących konwenansów i wiecznych kłamstw. Dla niego Sebastian
był ucieleśnieniem wszystkich tych cech, a na domiar złego upatrywał w nim
zagrożenie dla swojej przyjaciółki. Gdyby nie wiedział, jak głębokim uczuciem
Lizz darzyła obrzydliwie idealnego sługę, Jamie zabiłby go bez mrugnięcia
okiem, na zawsze rozwiązując problem. Na domiar złego mężczyzna przypominał mu
kogoś, choć wtedy jeszcze nie był pewien, kogo dokładnie. Musiało minąć trochę
czasu, nim wspomnienia dojrzały w nim, układając się w składną całość.
W
eskorcie znienawidzonego mężczyzny blondyn dotarł do jadalni. Ujrzał fiołkową
czuprynę przyjaciółki, która siedząc w wózku odwrócona do fortepianu, klaskała
w rytm wygrywanego przez Frederyka, radosnego utworu Ferdynanda Beyera. Widząc,
z jakim entuzjazmem poruszała rękami, chłopak ucieszył się, czując, że za
chwile dowie się o pomyślnym przebiegu operacji.
Podszedł
do przyjaciółki i zapomniawszy się, położył dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna
momentalnie przestała klaskać i wzdrygnęła się nerwowo, ale kiedy tylko spojrzała
przez ramię i zobaczyła Jema, uspokoiła się i ponownie zaczęła uderzać w
dłonie.
—
Pamiętasz? Moja matka uczyła mnie tego, kiedy byłam mała. A potem brząkałam
nieustannie, aż ojca rozbolała głowa i kazał jej nauczyć mnie Chopina —
opowiedziała rozbawiona, przypominając sobie dawne czasy.
Sebastian
dołączył do dwójki nastolatków i chrząknął sugestywnie, dając służącemu do
zrozumienia, że powinien przestać grać. Miał wybrać coś, co będzie dobrze
komponowało się z porą obiadową, a radosny utwór, który rozbrzmiewał w salonie,
bardziej pasował na dziecięcą potańcówkę niż do obiadu w szlacheckiej
posiadłości.
—
Proszę wybaczyć, panie Sebastianie. Panienka poprosiła, żebym zagrał coś radosnego
— wytłumaczył się mężczyzna, obdarzając Michaelisa ciepłym, szczerym uśmiechem.
Ze
względu na to, że zachowanie stangreta nie zdenerwowało hrabianki, a nawet
wprawiło ją w jeszcze lepszy nastrój, kamerdyner postanowił zaniechać
udzielenia mężczyźnie reprymendy. Poprosił jednak, by wrócił do repertuaru, o
którym rozmawiali wcześniej, a potem zaprowadził Elizabeth do stołu.
Sebastian
podał posiłek, opowiadając dwójce nastolatków, co przygotował. Potrawy jak
zwykle zachwycały cudownym aromatem, wspaniałym smakiem i równie atrakcyjnym
wyglądem. Demon uwielbiał gotować, odnajdywał w tym spokój, przyjemną, kojącą
monotonię – podobnie jak podczas sprzątania. Ilekroć musiał przygotować coś do
jedzenia, rezygnował ze swoich umiejętności na rzecz doskonalenia kunsztu
gotowania w tradycyjny, ludzki sposób.
Chociaż
niebywałe zdolności kulinarne olśniewały nawet Jamesa, który ani myślał wyrazić
zachwyt wobec idealnej harmonii smaków czule pieszczących jego podniebienie, to
nie umywały się jednak do drugiej ze wspaniałych umiejętności kamerdynera, do
których bezsprzecznie należało cukiernictwo. Jeśli ktoś uważał, że wytrawne
dania wychodzące spod rąk Sebastiana były doskonałe, czując idealnie wyważoną
mieszankę słodyczy i kwasku owocowych dodatków, zwyczajnie odejmowało mu mowę.
Ciasta demona nie miały sobie równych, zarówno pod względem smaku jak i
wyglądu. Jego wyobraźnia i nieludzkie umiejętności pozwalały tworzyć z deserów
swoiste dzieła sztuki, które nierzadko żal było bezcześcić, żłobiąc w nich
łyżkami czy dziurawiąc je drobnymi widelczykami.
Tym
razem nie było inaczej. Służący postarał się, by pierwszy obiad, jaki jego pani
zje po powrocie z Londynu, zawierał jedynie rzeczy, z których zjedzeniem nie
powinna mieć problemów, lecz, jak zwykle, demon nie ograniczył się do
zaserwowania zwykłego kawałka tuńczyka w delikatnym sosie. Wiedząc, że
Elizabeth dużo chętniej przymuszała się do zjedzenia ryb, postanowił
przygotować halibuta w mleczku kokosowym z dodatkiem zielonego groszku.
Idealnie zaaranżowane na talerzu, danie prezentowało się niezwykle apetycznie,
wzbudzając w konsumentach poczucie rześkości i spokoju. Oczywiście nie zabrakło
również sałatki nicejskiej z tuńczykiem, anchois i jajkami na twardo, które
doskonale dopełniały posiłek niezbędnymi mikroelementami. Do posiłku demon
zaserwował francuskie wino, a na deser przygotował prosty, acz smaczny, crème
brulee zaserwowany w kwiecistym pojemniku z kruchego ciasta.
Elizabeth
nie pałała szczególnym optymizmem na myśl o jedzeniu, jednak zgodnie z obietnicą
złożoną demonowi, nie wybrzydzała i dzielnie skubała widelcem swoją niewielką
porcję, czekając na deser, na który, jako jedyny z całego posiłku, miała
ochotę. Jamie zaś nie mógł wyjść z usilnie ukrywanego przed światem podziwu nad
idealnie prezentującymi się daniami i ich doskonale dopełniającym się smakiem.
Za wszelką cenę starał się pozostawać obojętny, lecz ilekroć otwierał usta, by
uraczyć się kolejną porcją potrawy, z ich wnętrza wydobywało się ciche
westchnienie zachwytu, które Sebastian niemo komentował złośliwym uśmiechem.
Napięcie
pomiędzy służącym i przyjacielem hrabianki było wyczuwalne zarówno dla
szlachcianki jak i dla grającego na fortepianie stangreta, jednakże Lizzy nie
zamierzała roztrząsać tematu w obecności obu mężczyzn. Z Sebastianem zamierzała
rozmówić się wieczorem, kiedy będzie przygotowywał ją do snu i kiedy zdąży
wymyślić odpowiedni sposób, by podejść demona, żeby dowiedzieć się wszystkiego,
co wpływało na jego negatywne nastawienie. Z Jamesem zaś planowała porozmawiać
zaraz po posiłku, kiedy w czasie poobiedniego odpoczynku i tak nie zamierzała
robić niczego konkretnego, oprócz psychicznego przygotowywania się do
pierwszych ćwiczeń na drodze do odzyskania pełnej sprawności w nogach. Dlatego
też podczas posiłku zachowała ciszę, uśmiechając się jedynie w reakcji na
niewerbalną, pełną napięcia komunikację pomiędzy dwojgiem jej towarzyszy.
Kiedy
przyszła pora na deser, dziewczyna uznała, że nadszedł czas przerwać milczenie.
Chociaż rozmawianie w trakcie posiłku nie było w dobrym guście w każdej
sytuacji, podczas deseru ta zasada stawała się nieco bardziej umowna, wszak
zbyt długie siedzenie przy stole w ciszy wzbudzało w uczestnikach posiłku
uczucie niezręczności.
—
Więc moje nogi działają. Na razie tak, że do niczego się nie nadają, ale od
jutra zaczynam poważnie ćwiczyć. Wracam też do nauki i wkrótce znów będę
pracować w imieniu królowej — zaczęła hrabianka, mieszając łyżeczką zawartość
ciastkowego naczynia w kształcie kwiatu róży.
Zachichotała pod
nosem, orientując się, że demon dodał nawet kilka delikatnych płatków
prawdziwego kwiatu, by podnieść atrakcyjność deseru.
—
Cieszę się, Lizzy, naprawdę — odparł James, powstrzymując się od powiedzenia
hrabiance, co naprawdę myślał o całej sytuacji. — Z chęcią pomogę ci w
ćwiczeniach — zaproponował po chwili, grzebiąc w swoim deserze, by zniweczyć estetyczne
dzieło kamerdynera.
—
Sebastian się tym zajmie — odpowiedziała uśmiechnięta, zerkając na stojącego
pręt od stołu demona.
—
Ach, rozumiem… — Jem wydawał się niezadowolony odpowiedzią dziewczyny;
westchnął pod nosem i nerwowo zerknął w stronę Frederica. — W takim razie
pomogę ci w nauce, w końcu znam się na kilku rzeczach, głównie z praktyki, ale
na pewno coś z tego będzie. — Spróbował ponownie, zaciskając dłoń na łyżeczce.
—
Tym też zajmuje się Sebastian. — Padła natychmiastowa odpowiedź z ust
fioletowowłosej, która zdawała się w ogóle nie zauważać narastającego napięcia.
Tak
naprawdę doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że sowimi odpowiedziami
denerwuje przyjaciela, miała w tym jednak cel. Wiedziała, że Jamie powstrzymywał
się, by nie wygarnąć jej wszystkich błędów, jakie dostrzegał w jej
postępowaniu. Liczyła na to, że jeśli doprowadzi go na skraj zdenerwowania,
kiedy wreszcie zostaną sami, chłopak wybuchnie i bez ogródek wyzna, co leżało
mu na sumieniu.
—
Sebastian, oczywiście — burknął niezadowolony blondyn.
Uderzył
łyżeczką w dno pojemniczka tak mocno, że ciasto pękło, a po zdobionym różanymi
pędami talerzu zaczęła rozlewać się zawartość ciastka.
—
Dobrze, skoro więc we wszystkim pomaga ci kamerdyner, ja będę spędzał z tobą
każdą wolną chwilę. Odbudujemy naszą przyjaźń — rzekł stanowczo chłopak,
wbijając spojrzenie w twarz dziewczyny.
—
Jasne, nie ma sprawy — powiedziała z tak niesamowitą lekkością, że zarówno
Jemowi, jak i Sebastianowi, trudno było powstrzymać wyrazy zdziwienia.
Tak,
jakby nie rozumiała. Jakby nie dostrzegała tej niemej rywalizacji, podczas gdy
ci dwaj, niczym dobro i zło, walczyli o to, który będzie miał do niej prawo. Niesamowita
niewinność hrabianki była tak obezwładniająca, że przez chwilę rozwiała
gorejącą w sercach młodych mężczyzn zazdrość.
—
Panienko, nie jestem pewien, czy… — wtrącił lokaj.
—
Dlatego cieszę się, że nie jesteś tutaj od pewności, a od sprzątnięcia ze stołu
— przerwała Sebastianowi, uśmiechając się do niego promiennie.
W
pierwszej chwili Michaelis poczuł ogromną wściekłość, skierowaną jednak nie w
swoją panią, a w jej przyjaciela, lecz kiedy dostrzegł subtelny ruch brwi
Elizabeth, zrozumiał, że jej zachowanie miało głębszy sens. Zdecydował więc
okiełznać swą dumę i usunąć się w cień, pozwalając hrabiance działać. Darzył ją
zaufaniem i wiedział, że nie okłamałaby go w taki sposób tylko po to, by móc
bezkarnie spędzać czas z Jamesem, pozwalając chłopakowi zbliżyć się do siebie,
a może nawet wejść w głębszą, emocjonalną relację.
Nie narysowałam tego. Zmieniłam jedynie kolory :P. |
Doceniamy wysiłek :) Oczy nigdy nie chcą wspolpracować ;-; Mam nadzieję, że wynik egzaminu (jest/bd) satysfakcjonujący.
OdpowiedzUsuńNie mam takiej euforii po przeczytaniu tego rozdziału. Emocje "Jeeej, Lizzy serio bd chodzić!" opadły po ostatnim rozdziale. Znaczy się w przerwie... Przemknęłam przez tekst i w sumie no tyle. Chociaż to pewnie ze zmęczenia wszystko przeze mnie przelatuje, a ja już nie ogarniam.
Wkurza mnie klaskanie. To jest zakłócenie pięknej muzyki. Ale Lizz zachwycona, słodko. Frederic sprzeciwił się Sebastianowi. Jaram się trochę, bo lubię staruszka. Rozumie, że Elizabeth jest ważna i nie boi się lokajowatego cyborga, a po nawet krótkim pobycie w posiadłości i przebywaniu ze służącymi powinien wiedzieć, kto w często ma ostatnie słowo. Coś czuję, że Sebi zaraz złapie wkurwa. Zwłaszcza, że Sebastian vs Jem. Czekam aż się pożrą lub Seba nie wyrobi. Konfrontacja przy stole i gra Lizz - cud, miód :3 Wgl kocham te wszystkie gry słowne i nieme pojedynki w Twoim opowiadaniu.
Życzę, by oczy przestały dokuczać. No i ludzkiego funkcjonowania w nieludzko gorące dni.
Dzięki :*. Oceny miały być dziś albo jutro. Dziś nie ma, więc pewnie jutro. Dam znać w sobotę. Za to się pochwalę, że na koniec roku z japońskiego dostałam 5! (na uczelni 5! to 6).
UsuńPowiem Ci, że mnie rozbawiłaś, bo w tym komciu jest coś prawdziwego. Nie powiem co, żeby nie było spoilera, ale tag bardzo tag xD. Znaczy trochę nie, ale tag. Nie wiem, co ja piszę, padam na ryj po tym egzaminie. Z oczami już lepiej, chociaż dalej dokuczają. Tyle dobrze, że nie muszę siedzieć już w okularach przeciwsłonecznych w domu xD.
Frederic jest dorosły stary nawet bym powiedziała. Swoje przeżył, swoje wie, rozumie, na ile może sobie pozwolić. On się nawet nie tyle stawia Sebie, co nagina jego zasady, wiedząc, że są sytuacje, w których może sobie na to pozwolić.
Chyba na więcej odpowiedzi mnie nie stać. Dziękuję za komcia i życzę niezabijającej pogody :*.
Nie skopiuję literówek, bo chyba coś zrobiłaś z ustawieniami, żeby ci nie kradli XD No ale przyznaję, są.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy maszyna jest adekwatnym synonimem do wózka, ale bardziej by mi pasowało, że jest to udogodnienie. Nie powiesz przecież na balkonik, że to maaszyna.? xd
Ponadprzeciętny razem.
Haha, zagięłaś mnie z tą windą. Sprawdziłam, wszystko ok.
Podsumowując, zrobiłam się głodna xd i cały rozdział o jedzeniu ♡ Na razie jestem zbyt wyprana po wszystkim, by dociekać, co miało przesłać stwierdzenie Lizz, ale to nie zmienia faktu, że chcę dostać creme brule ♡.♡
Będę nadrabiać zaległości, więc się trzymaj :-*
Ach, no i to dziecinne nadepnięcie sobie na nogę. Duże dzieci xd
Ej, nic nowego nie zmieniałam TT_TT. Może wreszcie blogger ogarnął i działa, bo ja to ustawiałam DAWNO DAWNO TEMU w obawie przed takimi małymi złodziejkami xD.
UsuńI wiem, że są literówki i szkoda, że akurat teraz nie działa kopiowanie, bo wytknięcie by się przydało xD.
Według japońskiego nadawania klasyfikatorów rower zalicza się do maszyn, a wózek inwalidzki to taki rower, tylko że nie xD. No a że nie wpadło mi lepsze słowo, to użyłam tego. Jak kiedyś ogarnę coś stosowniejszego, to podmienię. Udogodnienie też nie pasuje, chociażby w takim kontekście "Podniósł jej udogodnienie" to brzmi perwersyjnie xDDDD.
Nie wiem, o jakim stwierdzeniu mówisz, bo nie pamiętam już tak dokładnie rozdziału, a właśnie piszę i mi się miesza xDDDD.
Bo Jem to jest dziecko, no xD.
Extra rozdział jak zawsze zresztą ;) Literówki są ale nie tak wiele żeby baardzo razić... Wybacz proszę, że prawie nie komentuje ale dziwnie się czuje gdy widzę, że czytam praktycznie rok po publikacji. Aż zgłodniałam jak tyle o jedzeniu się naczytałam ;):* pozdrawiam i życzę duuzo weny i pomysłów.
OdpowiedzUsuńŚliczny arcik przedstawiający Lizzy 😍
OdpowiedzUsuń