Idealne pięć stron rozdziału!
Tak dokładnej liczby to już dawno nie miałam. Zawsze coś o akapit dłuższego albo krótszego i ciężko było się wpasować, a że NIGDY nie piszę tekstu z podziałem na rozdziały, to tak jakoś wychodzi. Bo jakbym w trakcie pisania miała jeszcze myśleć, jak zamknąć jakiś tam rozdział, a ile ma stron, a jak, a gdzie, a kiedy, a kto i z kim i po co, to bm zwyczajnie ocipiała i skupić bym się nie mogła za grosz. Lubię swobodę. Więc Róża to jeden zwarty tekst, podzielony zaledwie na tomy. I tyle. I tyle przedmowy, bo nie mam siły, sesja wykańcza.
Miłego :*
=========================
Hrabianka
dotarła wraz z przyjacielem do salonu. Nie zdążyli nawet dobrze zacząć rozmowy,
kiedy usłyszeli pukanie do drzwi. Dziewczyna była przekonana, że Sebastian
przyniósł herbatę, o którą prosiła, kiedy jednak zobaczyła siedzącego na
ramieniu demona, puszystego kotka, dotknęła palcami skroni, spodziewając się,
że nic dobrego z tego nie wyniknie.
—
Co się stało, Sebastian? Gdzie herbata? — zapytała lekko zirytowana, próbując
zasygnalizować służącemu, że to nie była najlepsza chwila na jego idiotyczne, niecierpiące
zwłoki problemy kociego świata.
Michaelis jednak z pełną
świadomością sowich czynów, bezczelnie zignorował subtelny znak swojej pani i
bez wahania przeszedł do sedna sprawy.
—
Najmocniej przepraszam, że państwu przeszkadzam — zaczął demon, kłaniając się
nisko przed dwójką nastolatków. — Niestety nie przygotowałem jeszcze herbaty.
Panienko, czy mógłbym zamienić z panienką słowo na osobności?
—
To nie jest odpowiedni moment… — mruknęła zbywająco.
—
Panienko, proszę, to naprawdę ważne.
—
Sebastian! — uniosła się Lizz, mierząc demona wrogim spojrzeniem.
—
No idź, pogadaj z nim, szybciej się odczepi — westchnął znużony obecnością
lokaja James.
Usiadł wygodnie na kanapie,
założył jedną nogę na drugą i splótł dłonie na piersi, ostentacyjnie wyrażając
swoje niezadowolenie zachowaniem kamerdynera.
Michaelisa
jednak niewiele obchodziła opinia jakiegoś przypadkowego człowieka, któremu
wydawało się, że po tylu latach może zbliżyć się do panienki Elizabeth i zająć
jego miejsce w roli powiernika nastolatki.
—
Dobra, niech będzie. Tylko się pospiesz — zgodziła się szlachcianka.
Popchnęła wózek
do drzwi i zatrzasnęła je za sobą, biorąc głęboki wdech, by udzielić demonowi
odpowiedniej reprymendy. Ten jednak spojrzał na nią błagalnie i chwycił kotka,
podsuwając go do twarzy Lizz. Dark miauknął i polizał ją w nos, a potem zaczął
mruczeć i wyrwał się z objęć kamerdynera, znajdując sobie miejsce do spania na
kolanach hrabianki.
—
Na jak długo? — westchnęła zrezygnowana.
—
Tylko póki nie dojdzie do siebie. Sama panienka widzi, w jakim jest opłakanym
stanie — odparł, gdy dziewczyna zaczęła głaskać wychudzoną, puchatą kulkę.
—
Rzeczywiście wygląda słabo… — mruknęła pod nosem.
Wiedziała, że
była częściowo odpowiedzialna za kiepski stan zdrowia kota. Sebastian odszedł,
zostawiajac po sobie obowiązek wobec zwierzęcia, a ona tak bardzo skupiła się
na sobie, że nawet przez chwilę nie pomyślała o Darku. Nigdy nie chciała, by
to, co między nimi zaszło, odbijało się na innych, nawet jeśli miałby to być
jedynie kot. Nie wyszło jej zupełnie. Wszyscy w posiadłości dotkliwie poczuli
na swojej skórze cierpienie dziewczyny. Teraz miała okazję to naprawić. Nie
przejmowała się więc tym, co pomyśli uprzedzony do Michaelisa Jamie.
— Dobrze, ale…
— zacięła się. — Właściwie może tu zostać na zawsze. Pod warunkiem, że… —
ucięła po raz drugi. — Że więcej go nie zostawisz — dokończyła cicho, oddając
demonowi zwierzątko, dzielnie unikając spojrzenia mu w oczy.
Nie był głupi,
miała świadomość, że jeśli nawet nie w tej chwili, to w ciągu kilku
najbliższych minut kamerdyner domyśli się, co tak naprawdę chciała mu
przekazać. Pragnęła, by zapewnił ją, że zostanie u jej boku tak długo, jak to
będzie możliwe. Miał umrzeć wraz z końcem wojny, ale jej termin nie był
przecież znany. To mogły być dni, miesiące, może nawet lata? Zresztą obiecał
Elizabeth, że to ona pozbawi go życia. Mógł się domyślać, że wbrew temu, co
ciągle powtarzała, i tak prawdopodobnie nie byłaby w stanie tego zrobić.
Wszystko więc dawało nadzieję, że ich wspólne życie potrwa jeszcze przez jakiś
czas.
— Oczywiście,
panienko. Obiecuję, że więcej go nie opuszczę. A jeśli nawet by do tego doszło,
zadbam o to, by znalazł doskonałego opiekuna — odparł Sebastian i skłoniwszy
się, z pełnym wdzięczności uśmiechem ruszył do swojej sypialni, by przygotować
Darkowi kojec.
— Sebastian,
herbata! Pięć minut! — krzyknęła za nim Lizz. — A twój kot nie chce innego
opiekuna, on pragnie tylko ciebie… — szepnęła pod nosem i wróciła do salonu, ukrywając
targające nią uczucia pod maską ciepłego uśmiechu, byleby tylko Jamie nie
wypytywał o zbyt wiele.
Niezwykle
wdzięczny swej pani demon poszedł wraz z Darkiem do swojej sypialni.
Przygotował kotu legowisko tuż przy swoim łóżku, zrobił dla niego zabawkową
myszkę, dał mu kłębek wełny i nawet zmontował prowizoryczny drapak z cienkiego
pieńka drewna stojącego przy kominku i kilku metrów sizalowego sznurka. Chciał,
by zwierzątku niczego nie brakowało, pragnął bowiem wynagrodzić Darkowi
ostatnie pół roku głodu. Wiedział, że nie wystarczy przekupić go byle zabawką,
ale był to jeden z kroków na ścieżce do odzyskania pełnego zaufania puszystej,
czarnej kulki, która przyglądała mu się ciekawsko dwojgiem błękitnych oczu.
— Gotowe.
Zostań tu, odpocznij. Wrócę niedługo ze świeżą miską mleka — oświadczył
zadowolony z siebie demon.
Pogłaskał kota po głowie i opuścił
sypialnię, żwawym krokiem zmierzając do kuchni, by w końcu przygotować herbatę,
o którą prosiła Elizabeth.
~*~
Jeszcze
kilka godzin temu serce świeżo upieczonej królowej przepełniała niesamowita
radość. Weszła w związek małżeński, osiągnęła upragniony cel, zyskując władzę i
względy. Jej życie wreszcie ułożyło się zgodnie z założeniem. Pracowała na to
tak długo, że bywały chwile, gdy powątpiewała w słuszność swojego postępowania,
jednak opatrzność nagrodziła jej niezłomną wiarę.
Nigdy
się nie poddała. Ani wtedy, gdy Kruk ośmieszył ją na oczach wszystkich, którzy
liczyli się w królestwie, ani kiedy Azazel po raz kolejny zrobił z niej
pośmiewisko w mieście. Nawet wtedy, gdy ciężko ranna walczyła o życie, wspinając
się na oblodzony szczyt jednego z bliźniaczych wulkanów na zachodzie piekielnej
krainy, próbując uniknąć śmierci z rąk krwiożerczych gównojadów. W życiu
spotkało ją mnóstwo przeciwności, lecz Enepsignos zawsze patrzyła przed siebie,
tłumacząc sobie, że wszystkie doświadczenia jedynie zbliżają ją do upragnionego
szczęścia.
Teraz,
kiedy udało jej się spełnić marzenie, nie powinna być smutna, jednak nie
potrafiła osiąść na laurach, wiedząc, że życie jej męża wisi na włosku.
Sebastian po raz kolejny opuścił piekło, zostawiając ją samą, jakby sądził, że
poznając tożsamość przeciwnika, uda mu się odwrócić los i uniknąć śmierci.
Wiedząc, ile wysiłku jej ukochany wkłada w zmienienie swego przeznaczenia, ona
również nie zamierzała trwać w bezczynności. Podniosła się z łóżka, uprzednio
wypijając pozostały po weselu kielich znakomitej krwi, a potem ubrała się w skąpy,
błękitny, dwuczęściowy kostium i ruszyła na spotkanie z dowódcą wojsk.
Sebastian
zostawił jej ścisłe wskazówki dotyczące tego, co powinna robić pod jego
nieobecność. Nie miała pojęcia, kiedy zdążył przygotować listę i zapieczętować
ją w krwistej kopercie, ale kiedy zamknął się za nim portal i osowiała kobieta
zanurzyła się w pachnącej mężem pościeli, pod poduszką wyczuła szorstki,
czerpany papier kopertowy.
Ucieszyła
się niezmiernie, czując obecność ukochanego, kiedy powoli wiodła wzorkiem po
pięknie zdobionych, pochylonych literach, układających się w kilka krótkich
poleceń. Po pierwsze król pragnął, by przypilnowała zaaranżowanej przez Lokiego
rekrutacji, jako że wiedział, iż dowódca wojsk nie miał zbyt wiele czasu na
opracowanie solidnego planu treningowego. Enepsignos była doskonałą wojowniczką
i jej pomoc na pewno mogła wiele wnieść. Sebastian doskonale o tym wiedział, a
krótka notka, w której pośrednio zawarł tę wiedzę, mile łechtała ego królowej.
Druga
część informacji odnosiła się do urzędowych spraw piekła. Podpisywanie
dokumentów, przeprowadzenie głosowania dotyczącego wcielenia w życie kilku
propozycji zmian proponowanych przez podwładnych, doglądanie pracy doradców –
nic pasjonującego, typowa papierkowa praca, czytając o której kobieta skrzywiła
się wymownie, w duchu nawet wyklinając lenistwo męża.
Jednak
najbardziej zaciekawiła królową trzecia z pozycji, zachęcając obietnicą
przygody. Na dalekim wchodzie, niemal na samym krańcu piekła, znajdował się
budynek, z racji swojej nieużyteczności dla większości demonicznego
społeczeństwa uznany za opuszczony. Ogromna Biblioteka, w której składowano
cały piekielny dorobek intelektyalny. Poza zbiorami Anasiego, które uchodziły
za najrzetelniejsze, i z racji praw rządzących organizacją bibliotek – zmuszającymi
demona, by przesłał do placówki egzemplarz obowiązkowy swoich prac, ogromny
budynek zbierał również ogromne ilości ksiąg, od dawna nawet w piekle
uznawanych za zbyt wizjonerskie i fantastyczne, by zapisane w ich wnętrzu słowa
mogły służyć za źródło rozsądnej wiedzy. Dlatego właśnie nikt tam nie bywał,
dlatego też wszyscy zapomnieli o ciągnących się milami korytarzach regałów
zastawionych opasłymi tomiszczami.
Kruk
chciał, aby jego żona udała się w miejsce przez niektórych uznawane za wyklęte,
by przekopać się przez zakurzone katalogi, odnaleźć kilkadziesiąt ksiąg i
przejrzeć ich zawartość. Liczył na to, że jedna z baśni traktowała o przypadku
podobnym do jego obecnej sytuacji i wierzył, że jeśli takowa istniała, na
kartach powieści odnajdzie wskazówkę, by oszukać jedną z największych potęg,
jaką znały wszystkie światy i wszystkie Rzeczywistości.
Enepsi
wiedziała już, który z obowiązków odłoży na później. Piekłu nic nie będzie,
jeśli kilka kartek papieru poczeka na podpis o dobę czy dwie dłużej. Książki
wprawdzie też się nie rozsypią w tym czasie, ale kobieta zbyt długo była
cierpliwa, by teraz znów odkładać to, co chciała zrobić, by zająć się czymś, na
co nie miała najmniejszej ochoty. Ten jeden raz pragnęła najpierw zrobić coś
dla siebie. Dlatego właśnie opuściła sypialnię, odziewając się w zwiewny
płaszcz o głębokiej, granatowej barwie, przepasując się w talii czarną,
skórzaną sakiewką na pasku, pełną niezbędnych przedmiotów takich jak ostrza. Na
plecy założyła pochwy na swe ukochane miecze i zerknąwszy w lustro w korytarzu,
pobiegła do koszarów, gdzie, jak poinformowała ją jednak ze służek, Loki
przeprowadzał pierwszy trening wytrzymałościowy nowych rekrutów.
Po
kilku minutach marszu kobieta opuściła zamek i dotarła na teren wojska, gdzie
dowódca prowadził szkolenie demonów chętnych pomóc w nadchodzącej wojnie. Już z
daleka słychać było wykrzykiwane oschle rozkazy i jęki wycieńczonych śmiałków
gotowych podjąć wyzwanie. Część z nich na pewno nie spodziewała się, że
treningi i szkolenie będą aż tak wymagające. Minęło zaledwie kilka godzin,
odkąd się zgłosili, a Enepsignos nawet nie zdążywszy dotrzeć na miejsce, poznała,
że większość rekrutów nie miała szansy wytrwać zbyt długo. Mimo tego kobieta
była dobrej myśli, nawet jeśli spora część zrezygnuje, na pewno znajdą się i
tacy, którzy wytrwają, a za swą zawziętość i zasługi w walce zostaną w
przyszłości sowicie wynagrodzeni.
—
Jak im idzie? — zapytała królowa, podchodząc do ubranego w czarną, płytową
zbroję głównego dowódcy wojsk piekielnych.
Jasnowłosy
mężczyzna zwrócił wzrok dwojga błękitnych oczu, w złości błyszczących
czerwienią, w stronę ubranej w podróżniczy strój kobiety. Pokłonił się przed
nią nisko, po czym wskazał ręką grupę biegnących ostatkiem sił, zakrwawionych
demonów.
—
Spodziewałem się, że będzie dużo gorzej, pani — odparł z entuzjazmem zupełnie
niepasującym do srogiego wyrazu jego twarzy.
Królowa
wydała z siebie pytające mruknięcie i badawczo przyjrzała się obliczu dowódcy,
powoli przenosząc spojrzenie na rekrutów, którzy dobiegli do kolejnej przeszkody
– pełnej piekielnych cierni siatki, pod którą mieli się przeczołgać – po czym
skrzyżowała ręce na piersi i ze zrozumieniem kiwnęła głową.
Zrozumiała,
że mimo zadowolenia ze sprawności ochotników, Loki nie mógł okazać słabości czy
też nawet odrobiny dumy. Znała zasady panujące w armii, w końcu sama do
niedawna była jej częścią. Obecnie, z racji swojego statusu, pełniła jedynie
funkcję dowódcy jednej z jednostek, lecz zważywszy na zasługi i natłok
spoczywających na niej obowiązków, nie musiała brać udziału we wszystkich
treningach. Specyficzny klimat panujący w wojskowych szeregach był dla niej
jednak czymś niezapomnianym, co długi czas wzbudzało w kobiecie niechęć i
złość, z czasem prowadząc do pogłębienia uczucia oddania wobec piekła i jego interesów.
To miejsce uczyło, jak być silnym. Nie dawało szansy słabym ani bojaźliwym.
Surowe zasady, mnóstwo restrykcyjnych zasad i całkowity brak tolerancji wobec
sprzeciwów mógłby wydawać się traktowaniem sprzyjającym buntom, lecz w
rzeczywistości prowadził do wzmocnienia charakteru żołnierzy, tworzenia
pomiędzy rekrutami nierozerwalnych więzi i zaufania. Nic więc dziwnego, że
główny dowódca – generał Loki – od samego początku traktował śmiałków właśnie w
taki sposób.
—
Snują się, nie sądzisz? Przed tobą sporo pracy. Sądzę, że większość nie
wytrzyma do końca, jakikolwiek on nie będzie — stwierdziła rozbawiona Eni,
słysząc zdzierający gardło krzyk jednego z demonów, który nieumiejętnie
czołgając się pod siatką, zahaczył plecami o ciernie.
Ich
śmiertelne w dużych dawkach właściwości sprawiały, że nawet lekkie ukłucie
przynosiło niesamowity ból. Jeśli rekrut popełniłby błąd po raz drugi,
najpewniej nie dożyłby końca treningu. Dlatego właśnie wszyscy w demonicznej
armii byli tak doskonałymi żołnierzami. Nie popełniali błędów, nie mogli sobie
na to pozwolić w żadnej sytuacji, od samego początku służby uczeni, że jedno,
najmniejsze nawet pośliźnięcie mogą przypłacić życiem. Ci, którzy mieli na tyle
dużo szczęścia, by przeżyć porażkę, a było ich naprawdę niewielu, z reguły w
obliczu zagrożenia swego wiecznego istnienia stawali się na tyle silni, że
kończąc szkolenie, szybko zbierali zasługi za walkę w licznych bitwach, w
rezultacie niezwykle prędko awansując do rang dowódców. Tak właśnie było z
Lokim, którego pozornie idealną powierzchowność plamiła szeroka na całą klatkę
piersiową blizna – pozostałość po popełnieniu błędu podczas jednego z treningów
terenowych w okolicach lasu arbon.
—
Pewnie masz rację, pani. Niestety król nie powiadomił mnie zawczasu o swoich
planach, dlatego zmuszony byłem improwizować — wyjaśnił zakłopotany generał.
—
Manewrami dla pierwszej kompanii?
—
Manewrami dla pierwszej kompanii.
—
Gdyby wiedzieli, jaki czeka ich los, pewnie nawet nie przeszłoby im przez myśl próbować.
—
Dowiedzą się. Ci, którzy przeżyją. Będą mogli być z siebie dumni.
—
A ci, którzy nie przeżyją?
—
Czy kiedykolwiek się tym przejmowaliśmy, pani?
—
Masz rację. Liczą się efekty — przyznała rozbawiona Enepsignos.
Droczyła
się nieco z dowódcą, po starej znajomości wiedząc, jak bardzo irytował go
natłok pytań, na które nie potrafił udzielić sensownej odpowiedzi. Miał zbyt
mało czasu, by się przygotować. Było po nim widać, że nie był przekonany co do
słuszności swojej decyzji, kiedy tylko królowa wypomniała mu wybór, którego
dokonał pospiesznie, kierując rekrutów na teren treningowy. Demon wyszedł z
założenia, że w ten sposób najłatwiej odzieli ziarna od plew i będzie mógł
przejść do właściwego szkolenia, które obmyślał, podczas gdy ochotnicy walczyli
o życie na jednej z najtrudniejszych tras, jakie opracował wieki temu dla
siebie i bezpośrednio sobie podległych żołnierzy.
Krótką
wymianę zdań pomiędzy dwójką demonów przerwała grupa zdyszanych rekrutów, która
jako pierwsza zdołała ukończyć cały tor. Wykończeni i ranni mężczyźni
zatrzymali się przy Lokim, resztkami sił zmuszając się, by stanąć przed nim na
baczność. Dowódca zmierzył ich wzrokiem, a potem wyciągnął trzymany w pochwie u
pasa miecz. Przechadzał się pomiędzy ochotnikami, uderzając płaską częścią
ostrza w ich kończyny tam, gdzie jego zdaniem postawa rekrutów odbiegała od
ideału, który wykreował w swojej wyobraźni.
—
Stoicie przed królową, brudne psy, odrobinę godności! — warknął, kończąc
obchód.
Stanął
u boku Enepsignos i spojrzał na nią pytająco, oddając kandydatów na żołnierzy
pod jej ocenę. Kobieta uśmiechnęła się entuzjastycznie i dokładnie przyjrzała
się każdemu ze skąpanych we krwi demonów, oceniając ich rany, prędkość leczenia
się, zmęczenie, a także wyraz twarzy. Ważne było, by z ich oczu zionęła chęć
walki, pewność siebie i siła. Choć kilku ochotników wpatrywało się w nią nazbyt
bezczelnie, co wyraźnie nie podobało się generałowi, Eni nie żywiła wobec nich
negatywnych odczuć. Przeciwnie, była zadowolona, że w nielicznych rekrutach
odnalazła to samo zacięcie, którym sama odznaczała się wieki temu.
Coraz bardziej zaczynam lubić Enepsi i Kolory :) Cała ta książka niesamowicie wpływa na Moją wyobraźnię :) Uwielbiam ją
OdpowiedzUsuń*Lokiego moja autokorekta jest jakaś dziwna ;_;
UsuńWłaśnie tak rozkminiałam, o co chodzu z tymi kolorami xD.
UsuńCieszę się, żea na Ciebie taki wpływ <3. No i dobrze, że lubicie Enepsi, na początku tak na nią wszyscy gadali, a teraz proszę xD. Zrobiła się z niej jedna z ulubionych postaci :P.
"Michaelis jednak z pełną świadomością sowich czynów" ta literówka pojawia się u ciebie tak często, że zaczynam się zastanawiać, czy nasz demon to kruk, czy może sowa. A może Enepsi to sowa, bo skoro jest niebieska, to mogłaby być białą, śnieżną sową ( tak, wiem, bardzo logiczne xd ) ale przynajmniej wiadomo, że w piekle rządziłby kurnik i wszyscy byliby bardzo zadowoleni.
OdpowiedzUsuńKyaaaaaaa ♡ Boże, Lizz tyle uczuć ♡ Prosi Sebastiana, żeby na zawsze pozostał już w rezydencji, bo kot zostaje na zawsze i on nie może go opuścić ♡ kyaaaaaaaaa kyaaaaaaaa tyle kałainości to już dawno u ciebie nie było ♡
Hahhahahahahaah, pierdoła ci wyszła taka drobna. Bo na logikę, jeśli ktoś chce komuś wynagrodzić pół roku głodu, to daje mu mnóstwo jedzenia na następne, powiedzmy, pół. Tymczasem Michaelis wynagradza to polanem do kominka, sznurkiem, myszką i kłębkiem oraz legowiskiem. Głód. Trochę bez sensu, no ale ok.
"piekielny dorobek intelektyalny. "
" Ich śmiertelne w dużych dawkach właściwości
" Mam poważny problem, czy właściwości mogą być śmiertelne. Zasadniczo dzieli się je na chemiczne i fizyczne XD
Jaka pierwsza kompania? Weź trochę przybliż XD może jeszcze pierwsza kompania kadrowa? Xd albo pierwsza brygada, która " na stos, rzuciliśmy, nasz życia los na stos na stos" XDDDDD
No, buziaczki :-* Będę powoli nadrabiać zaległości ♡
Nie wiem, we właściwościach nie widzę nic złego, w kompanii też.
UsuńNo na kya było i się nim jarałam motzno, kiedy jeszcze rozdział był na świeżo. Teraz już mi kya opadło, no ale chociaż ty masz. A to sowie to jakaś zmora. Ostatnio non stop się pojawia xD. I, nie wiem, może to mój mózg próbuje mi coś przekazać. Kto wie.