Są takie egzaminy, a raczej tacy wykładowcy, którzy zwyczajnie muszą pokazać studentom, kto tu rządzi. Dlatego oświadczam, że umiejąc wszystko, egzaminu nie zaliczyłam, a z poprawy, znając życie, znów dostanę 4. Tak to już niestety jest, no i nic się nie da zrobić. Denerwuje mnie to niesamowicie, bo spędziłam na nauce pięć dni (chyba najwięcej w życiu...) i nic to nie dało. Dobrze chociaż, że drugi termin też jest w czerwcu i nie będę musiała czekać z tym do września.
Poza tym radośnie oświadczam, że blog przekroczył 90 000 wyświetleń!
Dziękuję :*!!! Oby tak dalej.
Chciałam zebrać 100 000 do końca roku i teraz już wiem, że się uda. A wszystko dzięki Wam <3.
No, to tyle właściwie. Życzę Wam miłego weekendu i czekam na Wasze opinie odnośnie rozdziału. Osobiście go lubię, ma w sobie coś takiego, że miło mi się go czytało (ten samozachwyt... xD). Mam nadzieję, że po przeczytaniu będziecie podzielać moje zdanie.
Miłego :*
===============
W
tym momencie demon uświadomił sobie coś, czego dotąd nie dostrzegał, a z czego
zawsze się śmiał, widząc, jak pchało ludzi do najdziwniejszych, zupełnie
irracjonalnych, zachowań. Skarcił się w myśli, nie zgadzając się ze swym
wewnętrznym głosem, uznając, że na przekór własnym emocjom nie zaakceptuje tak
prymitywnych uczuć, chociażby ze względu na to, że ich zapalnikiem był James,
którego Michaelis zwyczajnie nie znosił.
—
Właśnie. Służący nie powinien wtrącać się w rozmowę szlachty — zawtórował
zadowolony Jamie, wysuwając podbródek do przodu.
Chełpił się
swoim małym zwycięstwem, nawet przez chwilę nie zastanowiwszy się nad niezwykle
poddańczym zachowaniem Sebastiana. Powinien się na nim poznać, domyślić się, że
w normalnych warunkach nie zachowałby się w ten sposób, ale radość ze zrobienia
na złość potencjalnemu zagrożeniu przyjaciółki dawała mu zbyt wiele
satysfakcji, by odebrał sobie tę przyjemność nadmiernym zwracaniem uwagi na
otoczenie.
Trzeba
było przyznać, że odkąd stracił Gilberta i zaczął spędzać więcej czasu z Lizz,
jego sposób bycia nieco się zmienił. Starał się być bardziej optymistyczny i
beztroski, wydawało mu się, że dzięki temu wpłynie pozytywnie na przyjaciółkę.
Nie spodziewał się jednak, że przez to jego spostrzegawczość nieco się stępi.
Wprawdzie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale nie można było nie zauważyć, że w
obecności dziewczyny tracił głowę. Bardzo zależało mu na tym, by odbudować tę
przyjaźń, szczególnie teraz, gdy nie miał, co ze sobą zrobić i nie wyobrażał
sobie podróżowania bez kompana u boku.
Do
końca deseru w jadalni panowała ciężka do określenia atmosfera. Frederic grał
kolejny, spokojny utwór, Sebastian walczył ze swoją złością, maskując ją
sztuczną uprzejmością, Jem cieszył się z decyzji hrabianki, lecz w dalszym
ciągu był zazdrosny o kamerdynera, a Elizabeth była najzwyczajniej w świecie
zadowolona. Wszyscy spędzali popołudnie w tym samym pomieszczeniu, lecz
wydawało się, że każde z nich zamknęło się w swoim własnym świecie, zupełnie
nie dostrzegając emocji innych.
Dziwaczny
stan przerwało dopiero ciche miauknięcie zza drzwi. Sebastian zerwał się
nerwowo i przepraszając Elizabet, ruszył do drzwi, jednak Jem zaszedł mu drogę.
Po drugiej stronie drewnianych wrót ujrzał uroczego, czarnego kota. Spojrzał na
niego i skrzywił się, widząc, jak zwierzątko oblizuje łapkę, którą potem targa
jedno ze swoich uszu.
—
Trzymasz w posiadłości koty? — zdziwił się chłopak.
—
Nie, to kot Sebastiana — odparła hrabianka.
Kamerdyner
minął Jamiego i wziął zwierzątko na ręce, tuląc je do piersi i głaszcząc po
głowie, szepcząc mu słodkie słówka. Na sam widok tej przesłodzonej sceny
blondynowi zrobiło się niedobrze. Wrócił do stołu i usiadł ciężko na krześle,
podpierając dłoń na łokciu.
—
Od kiedy służący mogą trzymać w rezydencji własne zwierzęta? — burknął.
—
Odkąd pozwalam na to Sebastianowi. O co ci chodzi? Co on ci takiego zrobił? To
doskonały służący, spisuje się świetnie, nie żąda za swoje usługi zbyt wielu
pieniędzy. Mogę przymknąć oko na jedno czy dwa jego dziwactwa — wyjaśniła
Lizzy, uśmiechając się na widok rozanielonego demona. — Idiota — prychnęła pod
nosem i zaczęła chichotać, póki Michaelis nie posłał jej piorunującego
spojrzenia. — Idź z nim lepiej na dwór, my idzie... przeniesiemy się do salonu.
Kiedy skończysz, przygotuj herbatę — rozkazała podwładnemu i poprosiła Jamiego,
by pomógł jej poprowadzić wózek, bo po jedzeniu czuła się zmęczona i chciała
chwilę odpocząć.
Tak
naprawdę zależało jej jedynie na tym, by odwrócić uwagę przyjaciela od
Sebastiana i jego kota, a także wzbudzić w nim poczucie, że był jej potrzebny.
Dwaj bliscy szlachciance mężczyźni – jeden bardziej dziecinny od drugiego;
odrobina sielankowego życia, która w swej normalności wydawała się Lizz tak
bardzo odległa. Nauczyła się radzić sobie w takich sytuacjach. Nie wiedziała
nawet kiedy, ale na przestrzeni ostatniego roku znacznie rozwinęła umiejętność
nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi. Nie była już tylko biernym, spowitym
cieniem obserwatorem, którego wszyscy unikali. Powoli, w dosyć ograniczonym gronie
— lecz to i tak był sukces – stawała się kimś, kto kilkoma niewinnymi słowami
był w stanie podporządkować przebieg wydarzeń swojej woli w tak zręczny sposób,
że nikt nawet jej o to nie posądzał. Oczywiście nikt z grona ludzi, bo demon
był zbyt przenikliwy, by nie odkryć jej gry. Nie miałam mu tego za złe,
właściwie niezwykle spodobało jej się to nieme porozumienie, które świadczyło o
tym, że utracone, wzajemne zrozumienie powoli rodziło się w nich na nowo.
Sebastian
pokiwał zdawkowo głową i bez chwili zwłoki ruszył wraz z czarną kulką do
kuchni, gdzie zamierzał zaserwować uroczemu zwierzątku doskonały posiłek dla
wymagającego, kociego podniebienia. Zwierzak bez trudu rozpoznał miejsce, w
którym się znalazł i kiedy tylko demon postawił go na podłodze, Dark wskoczył
na blat i mrucząc niezwykle głośno, podszedł do służącego i zaczął ocierać się
o jego brzuch, gdy ten sięgał do jednej z podwieszanych szafek po porcelanową
miseczkę ze zdobieniami w odciski kocich łapek.
Nie
trudno było poznać po Michaelisie, że koty były jego największą pasją.
Puchatemu, charakternemu zwierzątku pozwalał na wszystko. Jego współpracownicy
nie mogli nawet opierać się łokciami o idealnie wypolerowane, kuchenne blaty,
ale kiedy w pomieszczeniu znajdował się kot, na dodatek jego ulubiony, lekko
zmizerniały, Dark, wszelkie zasady traciły na znaczeniu. Ważnie było tylko to,
że zadowolony ssak skakał z gracją pomiędzy blatem a stołem, ciekawsko
przyglądając się temu, co robił Sebastian.
Demon
wyciągnął miseczkę, a potem otworzył lodówkę i cały w skowronkach, uśmiechając
się do zawartości chłodzącej szafy, przeszukiwał jej odmęty w poszukiwaniu
puszki sardynek, które trzymał właśnie na takie specjalne okazje, jak wizyta
jego pupila. Wprawdzie Dark nie był zameldowany w posiadłości Roseblack jako
jej stały mieszkaniec, jednak regularnie pojawiał się pod drzwiami, najczęściej
kuchennymi, nieustępliwym miauczeniem oświadczając, że domaga się posiłku.
Podczas
nieobecności Sebastiana, Dark poznał świat od jego innej strony. Dotąd, od
początku swojego kociego życia, przychodził do Michaelisa, kiedy tylko miał
ochotę zjeść coś naprawdę dobrego. Nieustannie pojawiał się na terenie
posiadłości, mając sobie za nic poganiających go służących, napotykane na swej
drodze zwierzęta, a nawet ptaki, które według kociej natury wypadało gonić do
utraty tchu. Dark wiedział, czego chciał i zawsze to otrzymywał. Nagroda za
jego oddanie była ogromna.
Sebastian nie
był kimś, kogo można było nazwać skąpym. Zawsze postępował według zasad swego
pana, a jeśli takowego nie posiadał, żył zgodnie ze swoją moralnością; nigdy
nie robił więcej, niż się od niego wymagało, poza jednym wyjątkiem – kotami
właśnie. Wobec nich zachowywał się zupełnie irracjonalnie. Był w stanie uchylić
im nieba, zdobyć dla nich każdą gwiazdę z nieba, o której tylko zapraną, a
potem, zmieniając się w kociego mesjasza, zmienić kosmiczny kamień w świeżutką
rybę.
Koty
lubił właściwie od początku swojej przygody ze światem ludzi. Za młodu, zanim
jeszcze dobrze poznał zasady kierujące światem umiłowanych przez Boga istot,
większość czasu spędzał, obserwując społeczeństwo z oddali. Przebierał się za
mieszczan, bezdomnych, sporadycznie za arystokratów i niezauważalnie, niczym
cień, snuł się ulicami wiosek, miast i wielkich metropolii, tylko po to, by
dokładnie poznać wszelkie ludzki obyczaje. Pragnął doskonale dopasować się do
ich środowiska, poznać rządzące tym światem prawa, zrozumieć istotę emocji.
Podczas swoich, potępianych przez piekielne grono, wypraw zauważył, że ludzie
byli istotami chwilami samolubnymi nawet bardziej od jego braci. Na dodatek, w
przeciwieństwie do demonów, jedynie pozornie zwracali uwagę na otaczający ich
świat. W rzeczywistości tylko udawali, że interesują się innymi, tak naprawdę
nie umiejąc poznać demona, gdy tylko przebrał się z łachmanów biedaka w drogi
garnitur godny pozazdroszczenia nawet przez członków szlachty.
Jedynymi
istotami, które zawsze doskonale go rozpoznawały, były koty. Wyczuwały demona i
za każdym razem chętnie łasiły się do jego nóg, lecz kiedy próbował brać je na
ręce, ciągnąć za ogon czy wmusić im swoją wolę w jakikolwiek inny sposób, te
rzucały się na niego z pazurami, jasno pokazując swą indywidualną naturę. Wtedy
właśnie zaczął je szanować. Istoty, które tak bardzo ceniły sobie niezależność,
że były w stanie zrezygnować z wygód, byle tylko pokazać, że nie można z nimi
igrać. W przeciwieństwie do psów, giętkie, puchate zwierzęta miały swoją
godność.
Latami,
w każdym miejscu, do którego trafiał młody demon, powtarzał się ten sam
schemat. I chociaż inne zwierzęta również były przyjaźnie nastawione do Kruka,
to jednak od umiłował sobie właśnie koty. Doceniał ich charakter, kolor i
fakturę futra, niezwykłe, sprężyste ruchy i dostojny krok, w którego rytm
podrygiwały wysoko uniesionymi w dumie ogonami. Uwielbiał również ich miękkie,
mimo trudnych warunków życia, poduszeczki, przydatne wąsy – zarówno te na
policzkach, jak i na nogach, niezrozumiałą, acz cudowną dla ucha, muzykę ich
pomruków, czystość, którą zachowywały mimo bezdomności i pluchy za oknem a
nawet ostre pazurki i drobne kły, które w złości rozszarpywały skórę demona.
Mówiąc krótko: uwielbiał w nich wszystko.
Dark
przeskoczył po raz kolejny z blatu na stół, niespokojnie krążąc wokół psutej
miski. Zaczął mruczeć tak głośno, że kiedy miauczał, poplątane dźwięki mieszały
się w jeden, niezwykle zabawy zdaniem Sebastiana mrukokwik, nieco
przypominający szczenięce szczekanie.
—
No już, spokojnie. Mam dla ciebie pyszne sardynki. Panienka Elizabeth nie dbała
o ciebie pod moją nieobecność, prawda? Strasznie schudłeś. Powinieneś teraz
częściej przychodzić. Nie pozwolę ci głodować — mówił czule demon, głaszcząc
lekko zjeżony grzbiet kota.
Dark
nie zwykł zachowywać się tak nerwowo, widząc jak kamerdyner przygotowuje dla
niego posiłek. To było dla Michaelisa jasną wskazówką do wysnucia wniosku, że
naprawdę ostatnie miesiące musiały być dla zwierzęcia ciężkie. Jego sierść nie
błyszczał już tak zdrowo, a miejscami nawet nieco się kołtuniła. Miał lekko
wklęsły brzuch i strupek po świeżej ranie na przedniej lewej łapce – ledwo
widoczny przez wzgląd na ciemną sierść, która doskonale zasłaniała wszelkie
jego rany.
Demonowi
zrobiło się niesamowicie żal zwierzątka. Wziął je na ręce, przytulił do siebie
i usiadł na krześle przy stole, podsuwając miskę na skraj blatu, tak by kot
mógł jeść, wciąż siedząc na jego udach i konsekwentnie zrzucając sierść na
czarny materiał jego bawełnianych spodni.
—
Nie musisz się spieszyć. Porozmawiam z panienką i poproszę, żeby pozwoliła ci
zostać tutaj przez jakiś czas, póki nie wydobrzejesz, dobrze? — wrócił się do
zwierzęcia, delikatnie głaszcząc je po głowie.
Mimo
tego, że kot nie był w najlepszym stanie, z ust Michaelisa nie znikał uśmiech.
Cieszył się, że jego towarzysz długich, leniwych poranków nie zapomniał o nim
przez te kilka miesięcy i kiedy tylko intuicyjnie wyczuł, że Sebastian
powrócił, wyszedł mu na spotkanie. Z tego powodu Kruk czuł się bardziej
doceniony, niż kiedy na jego pierś wstąpił królewski symbol.
Kiedy
Dark skończył pożerać sardynki, w podzięce wspiął się po fraku demona na jego
ramię i zaczął oblizywać mu twarz, co chwila ocierają się o zawilgotniały,
pachnący rybą policzek, zostawiając na nim pojedyncze, czarne włosy. Sebastian
pozwolił mu na to, uśmiechając się tak radośnie, że po chwili poczuł lekki
dyskomfort ze strony nadwyrężonych mięśni twarzy. Ostatnimi czasy nie miał zbyt
wielu powodów do radości, jednak w obecności kota w pełni pozwolił sobie na
chwilę beztroskiej błogości. Otaczała go błyszcząca aura pozytywizmu; Elizabeth
jednak będzie mogła chodzić, odnalazł sposób, by udobruchać swoje sumienie i na
dodatek dostąpił zaszczytu poczucia na swej skórze kociej wdzięczności.
—
No dobrze, chodź. Pójdziemy do panienki i poprosimy ją, żeby znalazła dla
ciebie jakiś kącik. To duży dom, na pewno będzie tu dla ciebie jakieś miejsce.
Ostatnio panienka zatrudniła nowego służącego, więc sądzę, że i ty będziesz
mógł tu zamieszczać — opowiadał Michaelis, zupełnie nie przejmując się tym, że
przez większość obiektywnych obserwatorów zostałby uznany za obłąkanego, wszak
rozmawiał ze zwierzęciem tak, jakby dorównywało inteligencją ludziom.
W
mniemaniu demona Dark był nie mniej pojętny od Thomasa i Jeanny, dlatego nie
uważał, by jego zachowanie odbiegało od ogólnie przyjętej normy. Gdyby jednak
ktoś odważył się wytknąć mu niecodzienne postępowanie, nie przejąłby się tym
nawet w najmniejszym stopniu.
Kruk
wstał, trzymając kota na ramieniu, i chwyciwszy miskę w dłoń, podszedł do
zlewu, by ją wyczyścić. Zwierzątko zeskoczyło z niego, lądując miękko na blacie
i z zainteresowaniem wpatrywało się w strumień bieżącej wody, kilka razy
próbując drasnąć pazurkami wypływającą z skarnu strużkę. Demon uśmiechnął się
do czarnej, puszystej kulki i wytłumaczył jej, że nie powinna tak robić, bo
zmoknie, a przecież nie lubi wody.
—
Z kim pan rozmawia? — Do uszu Sebastiana dotarł lekko zachrypnięty, ciepły
głos.
Frederic
wkroczył do kuchni, trzymając w dłoni opróżnioną szklankę po soku ze świeżo
wyciśniętych pomarańczy – o czym świadczyło kilka włókien miąższu z owoców
okalających wnętrze naczynia, a kiedy Michaelis obejrzał się na niego przez
ramię, dodał:
—
Przepraszam, że panu przeszkadzam. Chciałem posprzątać od razu, by nie pomyślał
pan, że zaniedbuję swoje obowiązki — wyjaśnił, podchodząc do kamerdynera.
Dopiero wtedy
dostrzegł siedzącego przy zlewie kota, który teraz zignorował całkowicie wodę i
niesamowicie zaintrygowany nowym zapachem nieznajomego mężczyzny, wyciągał
głowę w jego stronę, by lepiej wywąchać jego woń. Po krótkich oględzinach Dark
doszedł do wniosku, że człowiek jest godny odrobiny jego zainteresowania.
Miauknął entuzjastycznie i wyciągnął łapkę, a kiedy Frederic podał mu rękę,
otarł się o nią, by po chwili powrócić do swojego prawowitego właściciela,
jednoznacznie pokazując, kto w kociej hierarchii pełnił nadrzędną funkcję.
—
Rozumiem — mruknął Michaelis.
Wobec stangreta
miał lekko mieszane uczucia. Wprawdzie wydawał się niegroźny, poprawiał nastrój
Elizabeth i doskonale wypełniał swoje obowiązki, ale demon wciąż znał go zbyt
krótko i nie miał okazji przetestować jego wierności, dlatego wolał trzymać
mężczyznę na dystans.
—
Udało się panu zadomowić w posiadłości? — dodał kamerdyner, uznając, że zbytnia
oschłość wobec nowego współpracownika byłaby zwyczajnie niegrzeczna.
Starszy
mężczyzna zaśmiał się poczciwie i wstawił szklankę do zlewu, zajmując miejsce Michaelisa,
który położył sobie kota na ramieniu i przesunął się w stronę drzwi.
—
Oczywiście. To doprawdy piękny dom. Jestem niezmiernie wdzięczny, że pozwolili
mi państwo tutaj pracować — odpowiedział, lekko skinąwszy głową.
Odkręcił wodę i
zmył szklankę, a następnie wytarł ją i wstawił do odpowiedniej szafki, przy
okazji nawet niczego nie potrącając. Tym drobnym gestem zdobył sobie odrobinę
szacunku kamerdynera, o głowę przebijając resztę niekompetentnej służby, która,
znając życie, podczas zmywania zdążyłaby wysadzić kuchnię – jakim sposobem,
tego demon nigdy nie potrafił do końca zrozumieć.
—
To dobrze. To bardzo ważne dla panienki Elizabeth, by jej służący czuli się w
komfortowo w miejscu pracy. Gdyby pan czegoś potrzebował lub miał z czymś
problem, proszę nie krępować się prosić o pomoc. Jestem do pańskiej dyspozycji.
Początki bywają trudne — rzekł Sebastian.
Frederic
zaśmiał się lekko zakłopotany, podziękował lokajowi za wsparcie i pokłonił się
lekko. Demon skorzystał więc z okazji i opuścił kuchnię. Chciał jak najszybciej
załatwić z Elizabeth sprawę zakwaterowania kota, by ze spokojnym sumieniem i
pewnością, że zwierzęciu nic nie zagraża, wrócić do obowiązków.
Witam w niedzielne popołudnie. Zbliża się już koniec roku szkolnego, jeszcze faktycznie przyjemny w lekturze rozdział - czego więcej?
OdpowiedzUsuńNie wiem, co mam dokładnie napisać, bo chyba będę się tylko powtarzać. Frederica lubię, kota też :) Jedynie w myślach prosiłam, by Sebastian nie wparował bezmyślnie do salonu i nie przerwał Lizz i Jemowi rozmowy, beztrosko pytając się i zakwaterowanie dla kota. Nie można dać Jamiemu zbyt wiele powodów do triumfu, a Sebastian chwilami zbyt nie ogarnia. Ale to już nie ten rozdział :)
Najważniejsze przemyślenie dnia tyczy się kota na blacie. Az mną wzdrygnęło - pan idealny, a kot zaniedbany depcze po miejscu, gdzie bd przygotowywane jedzenie. Ale to osobiste zboczenie osoby, której kot znajduje największą i jedyną przyjemność z życia w jedzeniu czegokolwiek. Kota się na stół nie wpuszcza, gdzieś z zarazkami, jedzenia dla właściciela zabraknie xD
No bo kota się teoretycznie nie wpuszcza (nie wiem jak ludzie to robią. Mam dwa koty i oba skaczą po blatach i nie sposób oduczyć xD.), ale Sebastian tak bardzo kocha Darka, że pozwoli mu na wszystko. Co z tego, że kot to zarazki? Sebuń przyjdzie i posprząta. Liczy się to, że kotek jest zadowolony i je z miseczki na kolankach swojego ulubionego dokarmiacza :P.
UsuńRozdział jest taki lżejszy, żeby dać odpocząć od ciągłego angstu i problemów, poza tym miałam ochotę nalisać o kocie, a przecież Dark to bardzo istotna postać :P.
Przez cały rozdział uśmiechałam się do telefonu jak głupia przez co mama prawdopodobnie uznała że jestem chora na głowę xD fragment opisujący relację Sebastian-koty był niesamowity: )
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :D
Hehehehehehehe, to dobrze. Cieszę się, bo taki właśnie był zamysł, żebyście się pouśmiechali i po kyaaali do ekranów <3.
Usuń"szczególnie teraz, gdy nie miał, co ze sobą zrobić i nie wyobrażał sobie (...) " po co ten przecinek między miał a co? I jak na mój gust, to on zawsze był lekkoduchem i optymistą w zestawieniu z Gilbertem. Więc niezbyt zgadzam się z tym, że robi się bardziej optymistyczny, za to nie mam nic do jego stępienia zmysłu obserwacji chociażby stąd, że szuka dziury w całym w Sebastianie, więc inne elementy siłą rzeczy schodzą na drugi plan.
OdpowiedzUsuńPo wczorajszym czytaniu dochodzę do wniosku, że brakuje mi rozwinięcia wątku Indertakera.
"(...) demon był zbyt przenikliwy, by nie odkryć jej gry. Nie miałam mu tego za złe (...)" ja też nie mam mu za złe, że jest taki cudowny ♡.♡ Nasz mąż ;)
Daaaaaaark XD crosovery wszędzie, niemniej, tak jak napisała moja poprzedniczka, cały autobus był świadkiem mojego perlistego śmiechu, gdy dotarłam do fragmentu, w którym opisywałaś kocie przygody. I zaufałam Friederickowi, bo skoro kot się z nim przywitał, to znaczy, że naprawdę pomoże Lizz ( logika lvl demon z kotem). No i poczułam się urażona, bo ja też zawsze rozmawiam z kotami, to nic, że ludzie się dziwnie patrzą xdddddd a to wcale nie świadczy o chorobie umysłowej.
Przecinek to ja zjadłam w tym zdaniu przed "i", a te, które tam są, być powinny :P. W porównaniu do Gilberta owszem, bo między nimi pod tym względem był bardzo wyraźny kontrast i pewnie stąd to wrażenie. A wątek Undertakera... On specjalnie rozwija się w ten sposób xD.
OdpowiedzUsuńSebuń nasz mężuniuniuniuniu taki słodki, moje palce wiedzą lepiej, co pisać <3.
A Sebuń i kotek to był taki famserwis dla mnie i Sebcia zaglądającego mi przez ramię. No i pasowało do fabuły, no i w ogóle SebaxDark mój platoniczny OTP xD.
Piękny rozdział ;) Cała japa się śmiała jak czytałam o relacjach Sebcia z kotem.haha kocham koty..psy..pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHahaha, dziękuje! :D
UsuńRozumiem, czemu się dziwnie czujesz, komentując, sama też tak miałam, gdy komentowałam jakies archiwalne posty. Może pomoże Ci świadomość, że tu jestem i pilnuję i zawsze czytam wszystkie komentarze :D. Z reguły też na wszystkie odppwiadam, chyba że ktoś dodaje kilka pod rzad, wtedy odpowiadam na ostatni, jak w tym przypadku :P.
Dziękuje na odzew, to zawsze wiele znaczy ♡.