Wyświetleniami poprzedniego rozdziału, i krótkim czasem, w jakim się zebrały, niezwykle miło mnie zaskoczyliście! Dziękuję i oby było tak dalej, bo to bardzo motywujące <3.
Wy zaczęliście wakacje, a ja w piątek kończę mój wakacyjny tydzień, by znów uczyć się japońskiego. Trzymajcie kciuki! W sobotę zdam Wam relację z pierwszego dnia, a tymczasem zapraszam do czytania i liczę na taką samą piękną liczbę wyświetleń i niezgorszą komentarzy. Liczę na Was :*.
Miłego :*
=====================
—
Mamy godzinę — stwierdziła Elizabeth, zerkając na drewniany zegar ze złotym
dzwonem, który stał w rogu przy ścianie z kominkiem.
Przyglądała
się przyjacielowi, wyraźnie wyczuwając, że rozmowa, którą zamierzał z nią
przeprowadzić, nie miała być jedynie przyjemną poobiednią pogawędką przy
filiżance herbaty, z której przyniesieniem Sebastian zwlekał bardziej niż
zazwyczaj. W postawie Jamesa wyczuwała napięcie, a jego błękitne oczy usilnie
mijały się z tymi jej, jakby obawiał się konsekwencji tego, co zamierzał
powiedzieć. Im więcej oznak zdenerwowania zdradzało ciało chłopaka, tym
bardziej wzrastała ciekawość hrabianki. Cóż mogło aż tak go martwić? Czym nie
mógł podzielić się z nią z lekkością nie mniejszą od tej, z jaką opowiadał o
swoich podróżach, nie szczędząc brutalnych opisów?
Wciąż
nie był pewien, jak powinien zacząć rozmowę. Jeśli od razu przeszedłby do sedna
sprawy, Elizabeth z pewnością by się zdenerwowała i nie miałby szansy nawet
przedstawić jej całego wachlarza argumentów, nad którymi myślał godzinami,
kiedy przywiązany do łóżka nie mógł nawet liczyć na to, że ktoś pozwoli mu
skorzystać z toalety. Postanowił więc, że zacznie delikatnie. Chciał wspomnieć
o tym, jak upłynął mu czas pod jej nieobecność. Może również o idealnym
porządku w jej domu, pomimo tak małej liczby służących. W końcu zebrał w sobie
całą odwagę, uniósł wzrok i skupiając go na twarzy hrabianki, zaczął:
—
Brakowało mi cię, kiedy wyjechałaś. Wiem, że bywam natrętny, ale to wszystko
dla twojego dobra. Nie musiałaś wysyłać kamerdynera, żeby mnie naćpał. Wiesz, o
tym, że… — Wypowiedź chłopaka ucięło pukanie.
Nastolatek
zawahał się i zamilkł w obawie przed tym, że Michaelis usłyszy, o czym
rozmawiają. Obawiał się go. Brunet napawał Jamesa mnóstwem obaw, na dodatek
roztaczająca się wokół niego aura idealności i tajemniczości była tak
nienaturalna, że w obecności służącego Jamie zwyczajnie nie potrafił zachowywać
się swobodnie.
—
Nareszcie — westchnęła znużona szlachcianka, uśmiechając się do blondyna. —
Wejdź.
Michaelis
otworzył drzwi i wkroczył do środka, wioząc przed sobą zastawiony porcelaną,
srebrny wózek. Wraz z jego zjawieniem się pokój wypełnił przyjemny zapach
aromatycznej, angielskiej herbaty. Demon uśmiechnął się do swojej pani, a potem
nie zmieniając wyrazu twarzy, zwrócił wzrok w stronę jej towarzysza. Bawiło go
waleczne, krnąbrne podejście Jamesa, tak samo, jak i irytowało, kiedy tylko
myślał o tym, jak wiele problemów przysporzy zarówno jemu, jak i Elizabeth, w
przyszłości. Wystarczyło, że zbliżając się do drzwi, podsłuchał urywek rozmowy
dwójki nastolatków, doskonale wiedząc, do czego niezwykle okrężną drogą
zmierzał blondyn.
—
No podaj tę herbatę i wracaj do obowiązków. Mamy mało czasu, za niespełna godzinę
trening, a James ma mi coś do powiedzenia — mruknęła Lizz, poganiając
służącego, który, jak na złość, niezwykle wolno wypełniał tego dnia wszelkie
powierzone mu obowiązki.
—
Oczywiście, proszę wybaczyć — powiedział, lekko pochylając głowę, i postawił
filiżanki na niskim stoliku, przedstawiając gatunek herbaty, jej pochodzenie i
producenta. Dostawił jeszcze talerz pełen kolorowych ciasteczek korzennych
oblanych cienką warstwą lukru, a potem wyszedł, zostawiając Elizabeth i Jamesa
samych. Przez chwilę stał tuż pod zamkniętymi drzwiami, ale zorientował się, że
hrabianka zdawała sobie sprawę z jego obecności i nie miała zamiaru kontynuować
rozmowy, póki był w pobliżu, dlatego zrezygnował i wrócił do swoich
zwyczajowych obowiązków, nie martwiąc się nadto o wyznanie przyjaciela swej
pani.
—
Jaki on jest denerwujący — westchnął Jem, podejrzliwie przyglądając się
stojącej naprzeciwko niego filiżance.
Widząc
sięgającą po herbatę Lizz, w pierwszym odruchu chciał ją powstrzymać, jednak przywołał
się do porządku, wiedząc, że właśnie takie zachowanie zraziłoby do niego
dziewczynę i sprawiło, że już na pewno nie zechciałaby go wysłuchać.
—
Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? Naprawdę niedługo idę ćwiczyć. Chciałabym jak
najszybciej wrócić do pracy, takie siedzenie jest strasznie irytujące —
powiedziała, uderzając dłonią w nieruchomą nogę.
—
Tak, jasne — mruknął rozkojarzony Jamie. — Więc twój służący naćpał mnie, żebym
przypadkiem nie ruszył za tobą do Londynu. Nie sądzisz, że to trochę zbyt
radykalne? Wystarczyło powiedzieć, nie śledziłbym cię na siłę…
—
Oczywiście, że byś mnie śledził — wtrąciła rozbawiona nastolatka. — Jem, ja cię
trochę znam. Poza tym doskonale widziałam, że nawet gdybyśmy przywiązali cię do
łóżka, znalazłbyś sposób, by gonić mnie z nim na plecach. Dlatego kazałam
Sebastianowi cię uśpić, nie naćpać, wypraszam sobie — wyjaśniła, śmiejąc się
pod nosem.
—
Co do tego… — westchnął James. — Twoi służący, kiedy was nie było, przywiązali
mnie do łóżka i uśpili po raz drugi. Nawet mówili, że jestem wariatem. Co tu
się wyprawia, Lizzy? Normalni ludzie nie zachowują się w ten sposób! Możesz mi
to wyjaśnić? Martwię się o ciebie — powiedział, nieco wzburzony, na jednym
oddechu.
Twarz
przysłuchującej mu się szlachcianki powoli zmieniała wyraz z rozbawionej w
coraz bardziej poważną. Chłopak nie wiedział, w którym momencie jego słowa w
jakiś sposób ją ubodły, za to był przekonany, że popełnił błąd. Nie robił sobie
nawet złudzeń, że jej mina była tylko dziwacznym żartem. Widział, że naprawdę
była zdenerwowana.
—
Nie jesteśmy normalnymi ludźmi — odpowiedziała posępnie, sięgając po ciastko. Odgryzła
kawałek i skrzywiła się, czując słodycz mieszającą się z kwaskiem cytrynowym.
Sebastian musiał od dawna nie robić lukru, bo najwyraźniej pomieszał proporcje,
sprawiając, że przekąski były zwyczajnie kwaśne. Elizabeth odłożyła nadgryzionego pierniczka z powrotem na
talerzyk i zaplotła palce przed twarzą, opierając na nich podbródek.
—
Sebastian wydał im dokładną dyspozycję. Musiałeś więc zrobić coś, co w ich
mniemaniu uchodziło za nienormalne. Są porywczy i czasami zwyczajnie głupi, ale
nikt w tym domu nie chce cię skrzywdzić. W szczególności Sebastian. Kazałam mu
zadbać o twoje bezpieczeństwo. Nie obchodziło mnie, jakich użyje metod, liczył
się efekt. Powiedz lepiej, czego szukałeś w jego sypialni — kontynuowała
spokojnym tonem, a jej pozornie ciepły wzrok w rzeczywistości błądził po jego
twarzy, analizując każde, najmniejsze nawet, drżenie mięśni twarzy chłopaka.
Słysząc
jej pytanie, Jem wzdrygnął się niepewnie. Skąd wiedziała, że poszedł do
sypialni Michaelisa? Przecież jej o tym nie mówił. Nie zostawił po sobie
śladów. Czyżby służący jej o tym powiedzieli? No tak, przecież go widzieli, to
na pewno dlatego.
Zdenerwowany
nastolatek nie był w stanie trzeźwo myśleć. Ciężkie spojrzenie hrabianki
wprawiało go w nieprzyjemne uczucie, podobne do tego, którego doświadczał,
będąc przesłuchiwanym w sprawie o morderstwo dwa lata temu, gdy podczas jednej
z podróży wraz z Gilbertem mieli nieszczęście znaleźć się w niewłaściwym
miejscu o niewłaściwym czasie. Nie znosił tak ciężkiej atmosfery i
oskarżycielskiego tonu głosu, ale nie tracił nad sobą panowania. W końcu
przeżył już tyle lat, tułając się po świecie, i spotkało go tyle różnych
dziwnych sytuacji, że coś takiego, jak rozmowa z przyjaciółką, nie mogłoby
wyprowadzić go z równowagi – to by oznaczało, że całe lata pracowania nad samym
sobą poszły na marne.
— Twój
kamerdyner nie jest zwykłym człowiekiem — westchnął Jem, odkrywając przed
dziewczyną wszystkie karty. — Nie mam pojęcia, co jest z nim nie tak, ale jest
zbyt idealny, zbyt nieludzki. Obawiam się, że może być demonem. Słyszałem o
kilku takich przypadkach, chociaż nigdy w to nie wierzyłem. Patrząc na tego
twojego Sebastiana, sam nie wiem, co myśleć. Poszedłem do jego sypialni, by
dowiedzieć się, czy moje obawy są słuszne — wyjaśnił otwarcie i pochylił się do
przodu, w ślad za hrabianką podpierając głowę na dłoniach.
— Demonem? —
powtórzyła rozbawiona. — Jamie, spodziewałam się po tobie wszystkiego, ale żeby
takie bajki? — śmiała się dalej, ukradkiem sprawdzając, czy chłopak poddał już
w wątpliwość własne rozumowanie; był jednak bardziej wytrwały, niż założyła. —
Sebastian jest dziwny, to prawda. Ma niecodzienne przyzwyczajenia – wyobraź
sobie, że sypia w pralni – ale za to doskonale wykonuje swoją pracę. Nie musisz
się o niego martwić — kontynuowała, tym razem osiągając swój cel.
Kiedy
wspomniała o nietypowych preferencjach snu Michaelisa, z lekkością wplatając je
w wyśmiewającą obawy blondyna wypowiedź, utwierdziła Jema w przekonaniu, że
cokolwiek sobie myślał, musiało być jedynie wynikiem rozpaczliwych prób
ucieczki od żałoby po stracie przyjaciela i konfrontacji z prawdą na jego
temat. Elizabeth doskonale potrafiła wtrącać w rozmowę odpowiednie informacje,
tworząc idealne sytuacje, by przemycając w niezwykle naturalny sposób konkretne
treści, sprawiać, że jej rozmówcy zmieniali sposób myślenia. Wszystko dlatego,
że umiała dokładnie wyczuć, o czym myślą i jakie towarzyszą im emocje. Na
dodatek przez lata u boku demona nauczyła się kłamać. Nie lubiła tego robić,
szczególnie kiedy chodziło o bliskie jej osoby, ale wyznanie prawdy o
tożsamości kamerdynera komuś takiemu jak James nie było dobrym pomysłem.
Chłopak zdecydowanie narobiłby tylko problemów. Zastanawiające jednak było to,
co powiedział o demonach. Słyszał o innych przypadkach? Jak to możliwe, skoro
hrabianka nigdy nie miała styczności z żadnym innym demonem, póki niespełna rok
temu nie udała się wraz z Sebastianem do sierocińca. Jednak Seth był zupełnie
inny od Michaelisa. Nie mógł zawiązywać kontraktów, na dodatek kierowała nim
zżerająca serce i substytut duszy zazdrość. Nie zjawił się w ludzkim świecie,
by znaleźć posiłek warty swego czasu, on jedynie pragnął odebrać szczęście bratu.
— Masz rację.
Co ja sobie myślałem… To chyba przez sprawę z Gilem — powiedział skruszony
Jamie.
Podszedł do
Elizabeth i wyciągnął ręce, chcąc ją objąć. Dopiero po chwili przypomniał
sobie, że przecież dziewczyna bardzo źle znosiła dotyk kogoś, kto nie był jej
kamerdynerem. Objął więc oparcie wózka inwalidzkiego, uznając, że nawet tak
pośrednia bliskość wystarczy, by ukoić jego nerwy.
— Jem, nie
wygłupiaj się. Przytul się jak człowiek — mruknęła niechętnie Lizz, czując się
jak skończona idiotka, kiedy jej przyjaciel, tak desperacko potrzebujący bliskości,
obejmował siedzenie, byle tylko nie wprawić jej w dyskomfort.
Uznała, że za
kłamstwo, którego się dopuściła, i dlatego że Jamie zawsze dbał o jej
bezpieczeństwo, a jego intencje były szczere i wcale nie miały na celu
zniszczenie jej wciąż wątłej, na nowo odbudowywanej relacji z Sebastianem,
powinna odłożyć na bok swoje uprzedzenia. Przytulenie się do kogoś innego niż
Michaelis nie było proste, ale jeśli James nie był tym, który zasługiwał na to
najbardziej spośród ludzi, z którymi miała ostatnio styczność, nie wiedziała,
kto mógłby nim być.
Nastolatek
odsunął się od oparcia i spojrzał pytająco na Elizabeth, która pokiwała głową
na znak, że jest pewna swojej decyzji. Blondyn uśmiechnął się i powstrzymując
się najbardziej, jak tylko potrafił, powoli rozłożył ręce i zamknął je na ciele
szlachcianki w ciepłym, pełnym miłości uścisku. Potrzebował tej chwili
bliskości z drugą osobą, z kimś, kto jest w stanie zrozumieć jego ból i kto
wybaczył swemu oprawcy na tyle, by pozwolić, aby go opłakiwać. Bo chociaż Jem
cierpiał po stracie wiernego kompana, nie zapominał czynach Gila, które rzuciły
cień na całą ich znajomość. Jego przyjaciółka jednak była dobra, była najlepszą
osobą, jaką znał, i nie pomylił się sądząc, że będzie w stanie odłożyć swoje emocje
na bok, by dać mu chwilę ukojenia.
Samo
przytulanie się było dla dziewczyny straszliwie niezręczne. Pomijając już nawet
nieprzyjemne wrażenia, towarzyszące uściskowi, Lizz zwyczajnie nie umiała się
przytulać. Robiła to tak rzadko i z tak niewieloma istotami, że w nowej
sytuacji czuła się jak stara lalka z niemal sztywnymi stawami, która, choćby
bardzo chciała, nie była w stanie poprawnie zgiąć rąk. To odkrycie nieco dobiło
hrabiankę, uświadamiając jej, jak wiele w życiu straciła i ile jeszcze ominie
przez smutny los, jaki zgotowali jej oprawcy. Nie mogła jednak tego zmienić,
dlatego starym zwyczajem postanowiła zignorować niewygodną prawdę, spychając
wiążące się z nią myśli i emocje w głąb serca i umysłu, by przypadkiem nie
próbowały zburzyć jej doskonałego nastroju.
Lubiła być
zadowolona i pełna nadziei. Wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że
pozytywny nastrój stał się jej równie obcy, co kontakt fizyczny z drugą osobą,
lecz w przeciwieństwie do dotyku, radość pragnęła czuć. Doceniała jej pozytywne
dla całego organizmu skutki, a nawet sposób w jaki wpływała na postrzegania
rzeczywistości, która w porównaniu do niedalekiej przeszłości, wydawała się
niezwykle barwna i jasna.
— Możemy już
przestać? — poprosiła w końcu, zepchnięta do granicy wytrzymałości i
ogarniającego coraz bardziej zażenowania.
James zaśmiał
się pod nosem i ucałowawszy przyjaciółkę w policzek, odsunął się od niej i z
promiennym uśmiechem na opalonym licu usiadł z powrotem na kanapie. Sięgnął po
herbatę, upił jej łyk i z cichym brzdęknięciem odstawił filiżankę z powrotem na
porcelanowy, zdobiony drobnymi pąkami czerwonych róży spodek.
— Mam nadzieję,
że w tej herbacie nie było środków usypiających — mruknął pół żartem, jednak
jakaś jego część naprawdę obawiała się o skład mieszanki.
Jeśli nie lek
nasenny, to może tym razem kamerdyner postanowił pokazać mu swoją niechęć,
dosypując do naparu środek przeczyszczający? Nie był pewien, za to po
Sebastianie mógł spodziewać się wszystkiego. Sam zapewne zaszedłby mu za skórę,
gdyby tylko miał jakiś pomysł na zrobienie tego odpowiednio złośliwie. Niestety
nic takiego nie przychodziło mu do głowy, no i była jeszcze kwestia Elizabeth,
której nie chciał sprawiać problemów.
— Powiedz mi,
kochasz go? — zapytał nagle, a usłyszawszy słowa, które wypłynęły z jego ust,
natychmiast pochylił głowę, zawstydzony wbijając wzrok w zdobienia filiżanki.
— A czy ty
kochasz mnie? — odpowiedziała po chwili zastanowienia. — Zachowujesz się tak,
jakbyś był o niego zazdrosny. Jest dla mnie dobry, jest moim najwierniejszym,
najlepszym służącym i nie zamierzam się go pozbywać. Więc jeśli powodem twoich
podejrzeń jest uczucie, którego z jakiegoś powodu nie chcesz mi wyznać,
chciałabym, żebyś przestał — wyjaśniła z taką lekkością i obojętnością, że
chociaż Jem wcale nie był w niej zakochany, od lat darząc ją miłością czysto
platoniczną, braterską, poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi.
Choć było w
niej mnóstwo cech z tej dawnej Lizzy, którą pamiętał jeszcze z dzieciństwa, nie
dało się ukryć, że szlachcianka się zmieniła. Uświadamiał to sobie za każdym
razem, kiedy z nią rozmawiał i chociaż powinien się już przyzwyczaić, dalej go
to zaskakiwało i smuciło. Gdyby mógł, cofnąłby czas i zmienił jej los. Może
gdyby nie wyjechał, w dniu, w którym ją porwali, byłaby akurat u niego w domu?
Może uniknęłaby tego okropnego życia? Chciałby się dowiedzieć, niestety to było
zwyczajnie niemożliwe.
— Czasem bywasz
taka chłodna, że cię nie poznaję — westchnął nastolatek, wtulając plecy w
oparcie siedziska.
— I wciąż cię
to dziwi — podsumowała Lizz. — Mówiłeś, że słyszałeś o jakichś demonach,
powiedz mi o tym coś więcej?
— Sądziłem, że
dla ciebie to bzdura.
— Bo tak jest,
ale czasem nie zaszkodzi pośmiać się z ludzkich zabobonów, prawda? Nie będziemy
przecież siedzieć w grobowej atmosferze i rozpamiętywać naszej tragicznej
przeszłości. To bez sensu — stwierdziła hrabianka, uśmiechając się ciepło do
przyjaciela.
Ponownie
sięgnęła po ciastko, jednak tym razem odłamała kawałek kwaśnego lukru, odłożyła
go z powrotem na talerz i zjadła jedynie korzenną część pierniczka, która w
smaku była równie doskonała, co wszystkie wyroby cukiernicze jej demona. James
podejrzliwie przyglądał się przyjaciółce, ale w końcu uznał, że nie ma powodu,
by doszukiwać się w jej pytaniu czegoś dziwnego. Właściwie miała rację. Czas
uciekał, za chwilę miała zacząć ćwiczenia, a jak dotąd zabawił ją jedynie
smętnymi opowieściami i narzekaniami. Powinien więc zrekompensować jej to czymś
zabawnym.
— Zanim tutaj
dotarliśmy, włóczyliśmy się trochę po okolicy. Pobliskie wioski, miasteczka,
jakieś dorywcze prace – żebyśmy mieli co jeść. Zanim jeszcze królowa zleciła
nam zadanie — zaczął. — Trafiliśmy do pewnej wsi. Ludzie byli sympatyczni, ale
mieliśmy wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w przeszłość co najmniej o wiek.
Żadnych dobrodziejstw nowego świata. Wieśniacy żyli skromnie, wszystko
zdobywali sami i nie wiedzieli nawet, co działo się w wielkim świecie.
Buckeyrale – tak nazywała się ta wieś, na północ stąd, jakieś czterdzieści mil.
Wszyscy wokół byli biedni i prości, poza jedną osobą. Młody mężczyzna, nazywał
siebie hrabią Blake’iem, chociaż w rzeczywistości nie był szlachcicem. Mówił,
że wioska należy do niego, że ma wszystkie potrzebne papiery, ale sprawdziliśmy
to i okazało się, że kłamał. Za to wszyscy we wsi mu wierzyli, bo u jego boku
zawsze snuł się jak cień przystojny, wysoki mężczyzna w idealnie skrojonym
fraku, wyglądał prawie tak samo, jak ten twój Sebastian, tylko że jego oczy
były intensywnie czerwone. Blake mówił, że cierpi na albinizm, ale tego nie
mieliśmy jak potwierdzić, chociaż jak dla mnie, wcale nic mu nie było —
opowiadał James, ciesząc się, że z każdym kolejnym słowem Elizabeth zdawała się
coraz bardziej pochłonięta jego opowieścią.
No zafascynowałaś mnie wątkiem o innych demonach :) Lizz jak widać stała się Panią sytacji. Życzę powodzenia na lekcjach japońskiego ;)
OdpowiedzUsuńHehe, dzięki <3. Przyda się, bo pierwsze zajęcia dopiero w piątek, a ja już mam koszmary jakieś idiotyczne xD. Nie lubię nowych sutuacji xD.
UsuńAnyway, cieszę się, że wątek Ci się spodobał^^. Pozdrawiam :*
Hej :-)
OdpowiedzUsuńJestem z katalogu Fenix i mam do Ciebie pytanie - chciałabyś może udzielić wywiadu do naszego katalogu? W razie czego proszę o kontakt. Mail: daywithantonine@gmail.com
"Obawiał się go. Brunet napawał Jamesa mnóstwem obaw" czy to już nie podciąga się pod powtórzenie?
OdpowiedzUsuńIdealny kamerdyner, w zasadzie odbarczony z przeważającej części kłopotów robiący kwaśne słodycze? Poza tym, kto dodaje do lukru kwasku cytrynowego? To mnie bardziej ciekawi xd
Ojojoj, Dżem ta) bardzo zakochany w Lizz xd a Lizz taka zimna i nieprzystępna ^^ Propsuję lekkie zakrzywienie prawdy ^^ Nie ma sensu, by zakochany, zazdrosny cymbał znał wszelkie szczegóły. A czy to był Sebuś - Nie, bo czas mu to uniemożliwia, wówczas był związany z Lizz.
Tak, to już jest powtórzenie xDDDD. J to w zasadzie podwójne, bo ona te zdanja znaczą dokładnie to samo ahahahaahhaha. Fail soł macz xD.
UsuńLukier: kurde, nie wiem, jakie Ty znasz lukry, ale to zupełnie normalne, że się do płynnego dodaje sok z cytryny, bo inaczej byłby zbyt słodki. A pierniczki u mnie babcia zawsze takim polewała. Sebuś rozkojarzony po prostu przesadził z cytrynką i tyle :P.
A Dżem loffcia Lizz platonicznie i koniec xD. Rzekłam, romansu nie będzie. Lizzy to nie żadna heroina, bądźmy tealne :P.
Tak, to już jest powtórzenie xDDDD. J to w zasadzie podwójne, bo ona te zdanja znaczą dokładnie to samo ahahahaahhaha. Fail soł macz xD.
UsuńLukier: kurde, nie wiem, jakie Ty znasz lukry, ale to zupełnie normalne, że się do płynnego dodaje sok z cytryny, bo inaczej byłby zbyt słodki. A pierniczki u mnie babcia zawsze takim polewała. Sebuś rozkojarzony po prostu przesadził z cytrynką i tyle :P.
A Dżem loffcia Lizz platonicznie i koniec xD. Rzekłam, romansu nie będzie. Lizzy to nie żadna heroina, bądźmy tealne :P.