środa, 25 listopada 2015

Tom 3, XXXIII

Rozdział zbetowany, chociaż trochę nieporadnie, bo jestem zmęczona i nie do życia.
Oddaję do w Wasze ręce i idę się uczyć.
Tag, na tydzień przed kolosem.
Kto by pomyślał.
Ja sprzed dziesięciu lat śmieje się z obecnej mniej. xD

Endżojcie!

====================

                – Wyciągnę z niego informacje i zabiję go – powiedziała z niezwykłą lekkością, która wywołała tlący ból w sercu japonki.
                – Naprawdę myślisz, że będziesz w stanie to zrobić?
                – Wątpisz z moją determinację? – Lizz zmarszczyła lekko brwi, wciąż obdarzając brunetkę uśmiechem.
                – Oczywiście, że nie. Wiem, że chcesz to zrobić, ale miałaś już okazję i tego nie zrobiłaś. Myślę… – zawahała się, przez moment zastanawiając się, czy aby na pewno powinno podzielić się swymi myślami. – Wydaje mi się, że nie jesteś w stanie go zabić. Możesz myśleć, że jest inaczej, ale w ostateczności miłość do niego nie pozwoli ci tego zrobić – wydusiła z siebie, pochylając głowę.
Elizabeth przygryzła dolną wargę, zastanawiając się nad słowami przyjaciółki. Czy miała rację? Czy mogła znać ją lepiej niż ona sama? W jednym Tomoko miała rację: wciąż kochała Sebastiana, dlatego nie potrafiła nawet wyrzucić mu wszystkiego, za co tak bardzo go nienawidziła. Z drugiej jednak strony, czy to nie chęć zemsty i determinacja pchały ją na przód przez ostatni pięć lat? To z ich powodu wciąż miała siłę budzić się każdego dnia, by bronić tych, na których jej zależało. Chciała raz na zawsze ukrócić niecne praktyki organizacji, by zapewnić bezpieczeństwo Timmiemu i innym, bezbronnym dzieciom rzuconym na pastwę okrutnego losu. Pragnęła, by nikt więcej nie musiał przechodzić przez to samo, co ona. By żadne dziecko, nigdy więcej nie było zmuszone oddać duszy diabłu, by odzyskać wolność. Chciała, by jej poświęcenie zapewniło bezpieczeństwo.
Nagle zrozumiała, że jej nienawiść do Sebastiana różniła się od tej, którą karmiła się przez ostatnie lata. On zdradził tylko ją, wyrwał jej marzenia, odebrał nadzieje i zerwał cienką nić zaufania, którą między sobą wyprzęgli. Zabicie go było jedynie jej prywatnym aktem zemsty, nie mającym związku z większym dobrem. Zaczynała poddawać w wątpliwość swą, niezachwianą dotąd, pewność, że z zimną krwią odbierze mężczyźnie życie. Bo chociaż nienawidziła go całym sercem, to ono wciąż w całości do niego należało i choć nie przyznałaby się na głos, rozpaczliwie pragnęła, by wziął ją w ramiona i wytłumaczył, że wszystkie cierpienia jakie jej zgotował, były złem koniecznym w imię wyższego dobra.
                – Sądzę, że dam radę. Gdy go zabiję, będę mogła zamknąć ten etap swojego życia i skupić się na tym, co naprawdę ważne – odparła, próbując przekonać samą siebie.
Dostrzegła smutek, którym przesiąkło spojrzenie japonki. Wiedziała, że się o nią martwi, leczy nie mogła pozwolić, by się nad nią litowała. Teraz, gdy wreszcie była wolna, powinna cieszyć się wszelkimi dobrodziejstwami świata, zapominając o troskach, póki nikt z jej rodziny nie zawita w posiadłości i nie każe jej wracać do obowiązków.
                – Widzisz te czerwone kwiaty? – zapytała Elizabeth, wskazując dłonią krwistą polanę u podnóża pagórka. – Zbierz trochę, ja pozbieram te żółte z drugiej strony, a potem zrobimy sobie wianki – zaproponowała, uśmiechając się serdecznie.
                – Dobry pomysł! – poprała przyjaciółkę japonka i bez chwili zwłoki zbiegła na dół, ginąc pośród malowniczych bylin.
Szlachcianka zrobiła to samo. Kucnęła wśród soczyście żółtych roślin i poczęła ułamywać łodyżki tuż przy samej ziemi, chwilowo zostawiając problemy w tyle.
~*~
                – Pani? – Garbata kreatura pokłoniła się przed kroczącą wyłożonym onyksem korytarzem, skąpaną w błękicie kobietą.
                – Czego chcesz?
                – Plotki głoszą, że chce pani zstąpić na ziemie w poszukiwaniu króla – wycharczał niepewnie stwór.
Enepsignos pochyliła się nad nim i oburzona chwyciła go za szyję, unosząc obrzydliwca w górę. Zaśmiała się obleśnie, widząc strach w jego oczach.
                – To prawda. Wyruszam na ziemię, by sprowadzić prawowitego króla, aby spoczął na tronie i wydał rozkaz, który zjednoczy podziemia i zapewni nam dostatni byt. Czyżbyś miał jakieś przeciwwskazania? – rzekła, oblizując wargi.
                – N-nie, pani – wyjąkał niższy, z trudem chwytając powietrze w sczerniałe płuca.
                – Tak myślałam – mruknęła do siebie i rzuciwszy ciałem demona, przecięła je, wyciągniętym zwinnie z uprzęży przy podwiązce, sztyletem.
Zwłoki potwora zdezintegrowały się, pozostawiając po sobie jedynie kupkę pyłu.
                – Uprzątnijcie to. W królestwie musi panować porządek. Nowy król nie może wrócić na swe włości i ujrzeć czegoś tak paskudnego – rzekła, rzucając przelotne spojrzenie kilku parom czerwonych ślepi nieśmiało przyglądającym się z ciemności.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła dalej, po chwili znikając w tumanie ciemnej mgły.
                Wylądowała w świecie ludzi. Poznała od razu, nim jeszcze otworzyła oczy – po charakterystycznym zapachu, który towarzyszył ludzkiemu ścierwu. Odczekała chwilę, przyzwyczajając zmysły do zapomnianych dawno warunków, by po chwili podnieść powieki i ujrzeć rozciągającą się aż po sam horyzont zieleń. Niespotykany w piekle widok niemal zaparł dech w jej piersi.
                – Zaczynam rozumieć, co widzisz w tym świecie – szepnęła do siebie.
Spojrzała na dłonie; na wpół przeźroczyste, błyszczące błękitem szpony całkowicie różne od wszystkiego, co widział ten świat. Musiała przybrać ludzką postać. Nienawidziła tego robić. Fizyczność, skóra, zapach i ograniczenia nałożone na ciało sprawiały, że w sztucznym ciele czuła się niczym w najgorszym więzieniu. Nie potrafiła pojąć jak jej ukochany mógł w ten sposób istnieć przez lata, na dodatek czerpiąc z tego niebywałą przyjemność. Nie dość, że cielesna powłoka ograniczała demoniczne moce o mniej więcej trzydzieści procent, to zawarcie kontraktu z człowiekiem również pochłaniało sporą jej część. Enepsi szacowała, że nowy król, krocząc pośród śmiertelnych, posiadał zaledwie połowę swej zwyklej potęgi. Nie chciała nawet brać pod uwagę zmiennych takich jak głód, czy częste potyczki z istotami pokroju bogów śmierci, czy aniołów. Wszystko to na pewno nie wpływało pozytywnie na Sebastiana. Gdziekolwiek teraz był, w ludzkim ciele, ranny i słaby, musiał cierpieć niesamowite katusze, czekając, aż go uratuje. Była w stanie określić jedynie zbliżone miejsce pobytu ukochane, jakby jakaś siła blokowała sygnał. Rozejrzała się wokół, nigdzie nie widząc niczego innego poza zielenią łąk i lasów. Niechętnie przybrała postać najwierniejszą jej prawdziwemu obliczu: szczupłą, wysoką, błekitnowłosą o przenikliwym spojrzeniu błyszczących burgundem oczu i ruszyła naprzód, szukając miejsca, gdzie mógł przebywać jej ukochany.
                Po niespełna godzinnej, pieszej podroży demonica wreszcie ujrzała jakiegoś człowieka. Dotąd krążyła po okolicy, próbując wyczuć obecność Sebastiana, jednak cokolwiek tłumiło ich więź, było niezwykle silne i nie dawała rady tego przezwyciężyć. Dlatego też ucieszyła się, widząc kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Użyć mocy, by wyciągnąć informacje lub po prostu rozeznać się w sytuacji. Wciąż nie wiedziała, gdzie tak naprawdę się znajduje. Anglia była nieco zbyt ogólnym pojęciem.
Nieznajoma machnęła ręką, widząc, że humanoidalna istota patrzy w jej stronę, i powoli do niej podeszła.
                – Dzień dobry – przywitała się, mierząc chłodnym spojrzeniem bladą twarz młodej dziewczyny, która z bukietem kwiatów w dłoni, przypatrywała się jej podejrzliwie.
                – Dzień dobry – odparła równie chłodno.
                – Proszę wybaczyć, czy mogłaby mi panienka powiedzieć, gdzie dokładnie się znajduję? – zapytała, przełykając dumę.
Dziwna, ludzka istota, na którą trafiła, wydawała się niezwykle przenikliwa i dumna, a ona nie miała czasu, by się z nią bawić. Musiała odnaleźć ukochanego. Przychylność człowieka, który zdawał się mieszkać w okolicy mogła być pomocna.
                – Pod Londynem. Na terenie szlacheckiej posiadłości – odparła beznamiętnie fioletowowłosa nastolatka. – Nie wiesz, gdzie jesteś – czy ktoś cię porwał? – zapytała po chwili.
                – Skądże. Podróżowałam po okolicy w poszukiwaniu zagubionego ukochanego. Chyba jednak zbytnio oddaliłam się od szlaku – wyjaśniła lekko.
                Elizabeth Roseblack przyglądała się przedziwnej kobiecie, badawczo wiodąc wzrokiem po jej ponętnym, kobiecym ciele. Przez myśl przeszło jej, że sama nigdy nie będzie tak wyglądać. Nie ze zwykłej, kobiecej zazdrości, raczej z faktu, że nieznajomą otaczała przedziwna aura tajemniczości. Było w niej coś pociągającego, co wydało się hrabiance dziwnie nienaturalne, lecz zignorowała swe przeczucie, obrzucając winą za nie emocjonalne przemęczenie.
                – Powinna pani wracać, niedługo się ściemni – poradziła jasnowłosej, spoglądając na powolnie zmierzające ku horyzontowi słońce, którego napawający nadzieją blask zdawał się jaśniejszy niż przez ostatnie miesiące.
Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, że jej przyjaciółka, zbierająca kwiaty po drugiej stronie pagórka, również mogła podziwiać ten niecodzienny, malowniczy widok.
Enepsignos także zwróciła twarz w stronę słońca, mrużąc oczy rażona jego blaskiem. Nie przywykła do patrzenia w tak mocne źródło światła. Większość życia spędziła w świecie demonów, nie mając szansy, by zaznać dobrodziejstw krainy, z której jej potomkowie zostali wygnani wieki temu za sprawą słabości jednego z nich. Zastanawiała się, czy ten widok naprawdę był warty zdrady. Czy ludzie byli jej warci?
                – Ma panienka rację. Wrócę na swą ścieżkę, dziękuję za pomoc – powiedziała uprzejmie, lekko się uśmiechając.
Nie sądziła, że nastolatka jest w stanie pomóc jej w czymkolwiek więcej. Wyglądała na zwyczajną, znudzoną sielskim życiem szlachciankę. A już na pewno nie wyglądała jak ktoś, kto byłby w stanie utrudnić jej kontakt z ukochanym.
Nie wiedziała nawet, jak bardzo się myliła. Nie rozpoznała w Elizabeth kontrahentki ukochanego, który przebiegle rozmazywał jej obraz, ilekroć demona zaglądała w jego wspomnienia. Nie wyczuła niezwykłości jej duszy, nie wyczuła nawet pozostawionego na niej znaku – sygnału dla innych pokroju Sebastiana, że jej dusza należała do demona. Gdyby znak przysięgi nie był jedynie wypłowiałym znamieniem na skórze, nigdy by do tego nie doszło, a jednak stało się. Nie wiedziała, jak bardzo zbłądziła, zbliżając się do celu swojej wędrówki.
Demonica zniknęła między drzewami, zostawiając nieznajomą pośród kwiatów, nieświadoma ogromnej straty czasu, w jaką niewątpliwie wpędziła ją nieuwaga. Elizabeth odprowadziła ją wzrokiem, a potem odwróciła się i ruszyła na szczyt pagórka, wpół drogi zapominając o spotkaniu z nietypową kobietą, mając w myśli znacznie poważniejsze sprawy.
Obie niczego nieświadome po raz pierwszy splotły, połączone już na wieczność, nici swego losu.
~*~
                – Pasuje ci – oświadczyła zadowolona Elizabeth, zakładając kwiecisty wieniec na głowę przyjaciółki. – Będziesz mogła pochwalić się Taiowi, na pewno mu się spodoba.
                – Lizzy! – obruszyła się japonka. – O czym ty mówisz?
Hrabianka zachichotała, przyglądając się chytrze rumieńcom wstępującym na twarz Tomoko. Wiedziała bardzo dobrze, że już nie od dziś, i nawet nie od tego roku, księżniczka spoglądała na młodego kamerdynera w szczególny sposób. Przez ostatnie miesiące spędzili ze sobą  mnóstwo czasu, co jedynie utwierdzało Lizz w przekonaniu, że uczucie, którego istnienie dostrzegła nim jeszcze oboje zdali sobie z niego sprawę, było obustronne.
                – Nie udawaj, przecież widzę jak na niego patrzysz – powiedziała łagodnie, siadając bliżej przyjaciółki.
Japonka była wyraźnie zakłopotana. Nigdy wcześniej nie obdarzyła tego rodzaju zainteresowaniem żadnego mężczyzny. Była zbyt skupiona na pracy, przyjaźni i rodzinie. Nie myślała o sprawach sercowych, jednak ostatnie miesiące sprawiły, że nawiązała z Taiem silną więź. Zawsze uważała, że był miły, a jego uśmiech i pogoda ducha udzielały się wszystkim wokół, jednak nie miała sposobności bliżej go poznać. Teraz, gdy stał się właściwie jedynym jej źródłem wiedzy o świecie, chętnie wysłuchiwała jego opowieści, nie wiedząc do końca, czy bardziej podobały jej się nowinki, czy sama obecność chłopaka.
                – Lizzy, przestań… – mruknęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
                – Widzę, że coś do niego czujesz i widzę też, że on to odwzajemnia. Nie zaprzeczaj temu, co jest tak widoczne i oczywiste. Czy sama nie namawiałaś mnie do odkrycia swojego uczucia? ­– Ton głosu hrabianki spoważniał.
Chciała pomóc przyjaciółce, tak jak ona pomogła jej. Tomoko zasługiwała na szczęście, to samo Tai. Ta dwójka wyraźnie miała się ku sobie, dlatego Elizabeth postawiła sobie za cel pomóc ich kwitnącemu uczuciu. Wiedziała, że nieśmiała Tomoko, szczególnie po tym, po ostatnio przeszła, nie będzie w stanie tak po prostu się otworzyć. Doskonale też wiedziała, że uczynny Tai nie miał w swym charakterze zapisanego spoufalania się ze szlachtą, dlatego musiała wkroczyć do akcji. W przeciwnym wypadku, możliwe że żyliby nigdy nie poznawszy swych wzajemnych uczuć.
                – Pamiętasz, jak kiedyś zaaranżowałam twoją randkę z Sebastianem? – zapytała Elizabeth, śmiejąc się pod nosem.
Tomoko potakująco skinęła głową.
                – Wtedy chciałam, by cię do siebie zraził, pokazał swoje prawdziwe oblicze. Widziałam, ze ci się podobał, a przecież nie mogłam powiedzieć ci, że jest demonem. Jednakże, sam pomysł ze spotkaniem nie był zły. Zamierzam to powtórzyć. Dziś wieczorem Ty i Tai udacie się na randkę! – poinformowała nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Japonka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z jednej strony pragnęła spędzić czas z brunetem, poznać go lepiej, móc zapomnieć o wszelkich ograniczających konwenansach. Z drugiej jednak, myśl o spotkaniu sam na sam napawała ją strachem. Martwiła się, że źle wypadnie, że chłopak nie odwzajemni jej uczuć. Naprawdę niezwykle jej na nim zależało, dlatego zwykły stres towarzyszący zazwyczaj w takich sytuacjach odczuwała kilka razy zwielokrotniony.
                – Lizzy, nie jestem pewna, czy…
                – Postanowione! O 6 po południu przed głównym wejściem do posiadłości – zarządziła hrabianka.
Podniosła się, szarpnęła księżniczkę za rękę i skierowała je wprost do domu. Wszak musiała pomóc jej przygotować się na spotkanie. Makijaż, kreacja i duża ilość pozytywnego nastawienia były tym, czego potrzebowała teraz ukochana przyjaciółka Elizabeth, a ona zamierzała jej to zapewnić, tym razem ze szczerym zamiarem pomocy w stworzeniu nowego związku.
                Gdy tylko wróciły do posiadłości, Lizz siłą zmusiła Tomoko do zaszycia się w jej sypialni i, uprzednio informując Taia o spotkaniu, zamknęła się z nią by pomóc w wyborze najlepszego stroju i makijażu, a także opracować dokładny plan atrakcji. Młody kamerdyner nie był bowiem człowiekiem nader światowym, rzadko opuszczał rezydencję i nie znał miejsc w Londynie, które odpowiednie byłyby na wieczorne spotkanie z księżniczką. Właśnie dlatego szlachcianka postanowiła zająć się również i tym. Wszystko, byle tylko przyjaciółka mogła przeżyć jeden z najlepszych wieczorów swojego życia.
                Na kwadrans przed umówionym spotkaniem w holu Tomoko była w pełni gotowa. Z wypiekami na twarzy przyglądała się swojemu odbiciu, co chwilę przenosząc wzrok na przyjaciółkę która widząc radość i wdzięczność w jej oczach, wreszcie czuła, że zrobiła coś dobrego. Brakowało jej tego szczerego, przepełnionego radością uśmiechu japonki.
                – Chodź, nie chcesz się przecież spóźnić! – Hrabianka pociągnęła księżniczkę za ramię i wtykając w dłoń brunetki niewielką torebkę, zaprowadziła ją na spotkanie z tym, któremu mimowolnie oddała swoje serce. 

5 komentarzy:

  1. To najpierw hejty.
    1. Masz dość poważną literówkę już na samym początku, " Wątpisz z moją determinację"? To teraz tak fabularnie ponarzekam. Jeszcze do niej ( Lizz ) nie dotarło, że go kocha i nie zabije, bo już się z nim spotkała i sama na własnej skórze się przekonała, że najpierw chciała mu pospieszyć z pomocą. ( gdyby nie Grell, który aktywował pieczęć) no weź trauma traumą uparcie uparciem, ale zaczynam poważnie wątpić w jej zdolności umysłowe.
    2. Enepsignos nie jest koniem, żeby nosić uprząż. Xd Jest zaledwie demonem, no nie ciśnijmy po niej tak tylko dlatego, że również kocha Sebastiana. Chodzi mi o sam wyraz. Wydaje mi się, że jest na to inne określenie. Ale za szukanie Seby znowu zbiera u mnie propsy. Mam tylko nadzieję, że przekazała rządy w odpowiedzialne ( dobrze zastraszone ) ręce.
    3. Demona. Co to za forma? Wiem, że wyraz bardzo niewdzięczny, ale demonica, a nie demona, demona- Ramona.

    A teraz kocham cię za tak bardzo śliczną Enepsi ^^ Taka kawaiii <3 taka niebieska <3 Sebastian taki potężny <3 W tym bełkocie miał być zachwyt ^^
    Swatanie Tomoko odbieram jako wątek poboczny pt: " Nami nie wie, co ma być dalej, więc zajmie nas historią poboczną, aby wymyśleć co dalej" . Chyba, że celem jest wolna chata panny Lizz, aby Enepsi nie czuła się aż tak niekomfortowo xddd
    I te ich przeznaczenie powiązane -mrrr. W końcu obie kochają tego samego demona. Czy to to nam wyjaśnisz na końcu tomu, czym przyprawiasz mnie systematycznie o zawał? Jak one dokładnie będą miały splecione losy? ( Zaraz mnie ukamieniują jak powiem, że kibicuję Enepsi, bo Lizz mnie trochę denerwuje? I ta świadomość, że i tak mój faworyt przegra, echhhh )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahaha, wiem, że ja z Lizz trochę przegięłam, ale powoli się z tego wygrzebuję. Pisanie na bieżąco mi bardzo nie służy.
      Demona to, rak samo jak to nieszczęsne "z", literówka :P Ślepnę od napieprzania słownika i są efekty (y)
      A uprzęży nie widzę i moje ctrl+f też nie, więc chyba nie zrozumiałam ocb, hahahaha xD

      A co do Tomoko i Taia, to nie jest wątek poboczny typu "nie wiem, co dalej", tylko wątek poboczny typu "no bo książki to są wielowątkowe, więc wypada poćwiczyć na opku, czy w ogóle jestem w stanie coś takiego stworzyć", ale jak to u mnie zwykle bywa, zapewne ten ich wątek znajdzie swoją rolę w głównej fabule, bo nie lubię jak coś jest tak totalnie od czapy. :P
      Dzięki, że się zebrałaś do komcia :*
      Idę słowniczyć dalej :P

      PS Tag, o te losy chodziło. HueHueHue.

      Usuń
  2. Jej, znów mi jakoś czas ucieka. No trudno, wracam po chwili nieogaru. Co tu się zadziało... Oki złapałam wątek.
    Tomoko x Tai - pozycja na mojej liście shipów odhaczona. Możemy jeszcze z braku pomysłów Thomasa z Jenny zeswatać, bo jej, biednej, z Sethem nie wyszło.
    Jaram się Enepsi. Nawet obdarzyłam ją pewną dozą sympatii. Latam z niej i Pisz. Gdy tylko była mowa o tym, że nasza demonica wybiera się na ziemię, od razy wyobrażałam sb taką sytuację. No umarłam po prostu.
    Kolekcjoner... Miło, że pojawiło nam się jakieś śledztwo. Mam nadzieję, że nie dlatego, żeby znaleźć Gilowi i Jemowi zajecie;) Mimo wszystkich niezwykłych wydarzeń coś dzieje się po staremu. Podoba mi się. Jestem ciekawa jak połączysz (lub nie) te dwa wątki. No zobaczymy.
    Sebastian ♥ Ubolewam, że znów zafundowalas nam przerwę od niego. Enepsi na tropie trochę to wynagradza, ale tylko po części. Masz u mnie dług ^^

    Shine, której nie chce się logować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj <3
      Połączę, spokojna Twoja rozczochrana. Mam tu plan i muszę w weekend ostro przysiąść (nad tym i nad słownikiem... TT_TT a kiedyś chyba zrobię tezaur mojego opka xD), ale wszystko się w pewnym momencie jakoś zejdzie w jedna, mam nadzieję spójną, całość.
      Od Sebusia przerwa nie intencjonalna. Sama za nim tęsknię i niech już wraca na dobre <3 po prostu tak jakoś wyszło. Ćwiczę pisanie wielowątkowe. Minie trochę czasu zanim wypracuję odpowiednią metodę, ale generalnie cała Róża powstała jako rozgrzewka przed książką, więc muszę poeksperymentować :P
      Mam dług, jeju, a dopiero co się pozbyłam gotówki xD oddam Ci w słowach hahaha xD

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mam nadzieję że jednak Sebastian przeżyje no nie może zginac, ech Enepsignos była tak blisko Sebastiana... a randka Tomoko i Taia ach...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.