Patrzę na to, co napisałam i widzę, że mój styl znacznie ewoluował odkąd opublikowałam tutaj pierwszy rozdział. Ciekawa jestem, czy i Wy to zauważacie.
Miłej lektury! :)
=============
Przez moment, dosłownie przez ułamek
sekundy, poczuła się tak, jakby ostatnie pół roku nie miało miejsca. Jego
słowa, wypowiedziane z taką lekkością, tak boleśnie zwyczajne, przeszyły ją na wskroś.
Gdyby teraz wypuściła go z klatki i udała, że to wszystko nie miało miejsca,
czy i on pociągnąłby grę, w której stawką była jej dusza? Z jakiegoś powodu nie
zdjął z niej pieczęci. Może to jednak nie była tylko kpina? Może przez cały ten
czas próbował dać jej do zrozumienia, że to wszystko, to tylko jeden,
gigantyczny blef mający na celu wyeliminowanie Beliala i wyrwanie się ze
szponów kata. Przecież dobrze wiedział, że tamtego dnia, mówiąc jej o swoich
uczuciach, złamał zasadę. Nawet ona o tym wiedziała. Tajemniczy kodeks nie
kłamał. Czymkolwiek był i ktokolwiek za jego pośrednictwem się z nią
komunikował, z jakiegoś powodu chciał, by o tym wiedziała. Może sam Sebastian?
Czy to możliwe, by od samego początku wiedział, co się wydarzy i nim ona dostrzegła
pierwsze oznaki, on już przeszedł do działania?
Przyglądała mu się odrobinę zbyt
długo. Zorientowała się, gdy złośliwy uśmiech na jego twarzy ustąpił miejsca
zbolałemu grymasowi bólu, wtórującego kpiącemu chichotowi. Zauważył. Choć był
to tylko moment, dostrzegł, że wciąż nie porzuciła nadziei. Zaczynała czuć się
bezradna. Chciała uciec, ale wiedziała, że nie może odejść w ten sposób.
–Mylisz
się – przerwała demoniczną pieśń swego wstydu i zbliżyła się do krat, wodząc
palcem po metalowym pręcie. – Wychowałeś mnie lepiej, niż myślisz. Przez cale
pół roku planowałam zemstę. Na twoim miejscu od razu podałabym wszystkie
informacje, by móc to zobaczyć. Bądź pewien, że się nie zawiedziesz –
wycedziła, patrząc na niego z nutą niepokojącego obłąkania, które dotąd widział
u niej tylko w jednej sytuacji.
Nie sądził, że tak krótki okres
czasu wpłynie na nią aż tak. Czy nadeszła pora, by wyznał jej okrutną prawdę?
Czemu w ogóle się nad tym zastanawiał? Patrzył w twarz swojej pani, czując w
powietrzu zew śmierci. Gdyby nie cholerny anioł, gdyby nie idiotyczna,
enochiańska pieczęć, już dawno zreformowałby królestwo. Tym czasem utknął w
piwnicy, którą, jak na ironię, sam zaprojektował i w całości wykończył.
–
To ty się mylisz, moja pani. Już niedługo się o tym przekonasz – rzekł cicho,
widząc, że zadowolona z siebie Elizabeth powoli oddala się od jego więzienia.
Bezwładnie opadł na zimną podłogę,
złamanym paznokciem drapiąc palącą skórę pieczęć. Nie miał sił, by się szarpać.
Nie mógł nawet wstać. Rozległe rany dawały się we znaki, spowalniając proces
regeneracji do podtrzymującego przy życiu minimum. Gdyby nie objął tronu, gdyby
nie chroniła go przejęta w spadku moc, już dawno by nie żył. Jednak mimo całego
jej ogromu, nie mógł nawet przedrzeć się przez tłumiący sygnał anielskiej
bariery, by skontaktować się z którymkolwiek z podwładnych. Jedyne, co dodawało
mu otuchy, to świadomość, że Enepsignos na pewno przejęła dowodzenia pod jego
nieobecność. Obwieściła podziemiom radosną nowinę i zaczęła wypełniać jego wolę
– zgodnie z planem ich wspólnego panowania. Póki kierowała nią obietnica
miłości i wydania na świat następcy tronu czystej krwi, był spokojny o swoje
królestwo.
Oparł głowę o ścianę i spojrzał w
kamienny sufit.
–
Od dawna nikt tu nie sprzątał – mruknął pod nosem, uśmiechając się.
Rola służącego weszła mu w krew. Żył
nią całym sobą, nie potrafiąc spojrzeć na swoją egzystencję w sposób, w jaki
postrzegał ją jeszcze dwie dekady temu. Zmienił się. Może nie tak bardzo, jak
pragnęła wierzyć Elizabeth, lecz na pewno nie tak mało, jak sam sobie wmawiał.
Wciąż jednak pozostał sobą – szalenie przystojnym demonem, królem manipulacji,
któremu nie mogło oprzeć się żadne ludzkie stworzenie. Przechytrzył hrabiankę,
a ta nawet nie zdała sobie z tego sprawy. Zasiał w niej ziarno niepewności,
którego plony zamierzał zebrać, gdy ujrzy ją ponownie. Tak długo, jak anioł –
który wyjawił fioletowowłosej swój sekret – nie stanie mu na drodze, tak ze
strony tego świata nie groziło mu zupełnie nic. Słyszał bowiem rozmowy
domowników. Może nie tak wyraźnie, jak zwykł słyszeć w pełni sił, nieblokowany
przez pieczęci, jednak w dalszym ciągu mógł wyłapać co głośniejsze i ciekawsze
urywki.
Słyszał w głosie Grella oddanie
wobec hrabianki, słyszał dwójkę nieznajomych, których ta darzyła sympatią.
Słyszał również kroczącego w nerwach Ronalda, krążącego w tę i z powrotem po
dachu. Mnóstwo, mogłoby się wydawać, nieistotnych szczegółów, które wprowadziły
go w bieżącą sytuację, dając przewagę nad niczego nieświadomą nastolatką.
Zamknął oczy, przykładając dłoń do
piersi, jak zwykł robić ostatnimi czasy, upewniwszy się uprzednio, że nikt go
nie obserwuje. Po chwili uśmiechnął się w reakcji na obrazy, które przywołał w
pamięci. Sceny najpiękniejszych wspomnień, marzenia, do których dążył.
Wszystko, czego pragnął – zamknięte w pięciu sekundach. Po chwili rozchylił
powieki i zostawiając w tyle przyjemną chwilę beztroski, powrócił do żmudnego
wydrapywania pieczęci z kamiennej posadzki.
Hrabianka
opuściła loch. Weszła po schodach i przewróciła oczami, widząc pytający wzrok
Grella. Była zdenerwowana. Wiedziała, że spotkanie z demonem nie będzie łatwe.
Na dodatek, było całkowicie jałowe. Nie dowiedziała się niczego, nie potrafiła
zadać pytania. Było jeszcze za wcześnie.
–
Jadę z Jamesem i Gilbertem do miasta, by rozeznać się w sprawie zleconej przez
królową – poinformowała mężczyznę, nim zaczął zadawać pytania.
Wiedziała, że będzie się upierać, by
jechać z nimi. Zaskakująco, wcale nie miał takiego zamiaru. Oparł się o ścianę
i odparł znudzony:
–
Dobra, zostanę tu, żeby go pilnować – powiedział, wskazując podbródkiem
prowadzące do podziemi, masywne drzwi. – Masz na siebie uważać.
–
Sprowadziłam go z powrotem do naszego świata, czemu wciąż obchodzi cię, co się
ze mną dzieje? – zapytała, podejrzliwie marszcząc brwi.
Bóg śmierci wydawał się lekko
zmieszany. Prychnął pod nosem i zmierzwił włosy dłonią.
–
Dopóki nie rozwiążemy sprawy kradzieży dusz, wciąż możesz być potrzebna –
wyjaśnił niechętnie. – Idź już.
Zdziwiona nastolatka machnęła ręką i
ruszyła w głąb korytarza, zmierzając do głównego holu, gdzie mieli na nią
czekać towarzysze. Nie miała ochoty zajmować się zabójstwami. Jej umysł okupował
Sebastian. Nie potrafiła skupić się na niczym innym. Wiedziała, co prawda, że
choć na chwilę musi oderwać myśli od demona, jednak było to niezwykle trudne.
Miała nadzieję, że praca nie zajmie wiele czasu i niedługo wróci do
posiadłości, odwiedzi byłego kamerdynera i tym razem wyciągnie z niego
wszystkie informacje.
Sutcliff
czekał, nasłuchując kroków dziewczyny, a kiedy te ucichły zupełnie, odepchnął
się od ściany i groźnym spojrzeniem zmierzył drewniane wrota. Zgodnie z
rozkazem Williama, a przynajmniej tak sobie wmawiając, chciał zejść do lochu i
przesłuchać uwięzionego potwora. Coś jednak sprawiało, że nie mógł po prostu
przekroczyć progu i wypełnić zadania. Czyżby i on się denerwował? Wszelkie
uczucia, jakie żywił do Sebastiana zginęły dawno temu, pozostała jedynie
niechęć. Narastająca miesiącami, gdy stojąc u boku irytującej, fioletowowłosej
dziewczyny, obserwował jej cierpienie. Jakaś jego cząstka zaczęła nienawidzić
demona za to, co zrobił ludzkiemu dziecku, a świadomość przyczyny owej
nienawiści jedynie ją wzmagała. Nie mógł dłużej zaprzeczać swoim uczuciom,
chociaż wciąż nie był w stanie ich zwerbalizować.
–
Cholera! – zaklął i wziąwszy głęboki oddech, zanurzył się w ciemności
otulającej piwnicę.
Starał się zachowywać jak zawsze.
Być sobą, głośnym lekkoduchem, który denerwował wszystkich wokół. Gdy jednak
dotarł do krat, poczuł, że nie da rady. Dlaczego obecność byłego kamerdynera
tak na niego działała? Był bogiem śmierci, obojętną istotą, której jedynym
zadaniem było kolekcjonowanie dusz zmarłych. Jakim cudem znalazł się w takiej
sytuacji?
–
Sutcliff, byłem ciekaw, kiedy się zjawisz – wycharczał złośliwie Sebastian, nie
dając czerwonowłosemu nawet chwili wytchnienia.
Żniwiarz przygryzł wargę i począł
wytężać wzrok, jednak w przeciwieństwie do demona i Elizabeth, w ciemności nie
był w stanie dostrzec nic więcej, niż czerni. Wyciągnął z kieszeni zapałki i
odpaliwszy jedną z nich, odnalazł wzrokiem olejną lampę. Podszedł do niej i
rozjaśnił pomieszczenie, dopiero po chwili zbierając się na odwagę, by zerknąć
do wnętrza klatki.
Sebastian wyglądał równie żałośnie,
co poprzedniego dnia. Zakrwawiony, rozdarty na piersi garnitur odsłaniający
olbrzymią ranę, liczne, drobniejsze ślady walki na całym ciele i wypłowiały
wzrok; sprawiał wrażenie, jakby jego życie chyliło się ku końcowi, jednak na
ustach mężczyzny królował chytry uśmiech. Grellowi przeszło przez myśl, że
potwór zachowałby pozory wyższości w każdej sytuacji, niezależnie od tego, jak
bardzo byłby przegrany.
–
Gratulacje, Sebuś, słonko, wciąż umiesz myśleć logicznie – odgryzł się
nieskładnie, nabzdyczając policzki.
Próbował przypomnieć sobie, po co
tak naprawdę się tu zjawił, z trudem starając się okiełznać rozbiegane myśli.
–
Chcesz wiedzieć, kto i dlaczego kradł dusze? – zapytał po chwili demon,
wyraźnie znudzony milczeniem żniwiarza.
–
T-tak, oczywiście, że chcę! W końcu tylko po to tutaj przyszedłem! – krzyczał oburzony
shinigami, lekko się czerwieniąc.
Sebastian zaśmiał się kpiąco, jakby
jakimś cudem dostał się do umysłu boga śmierci i odczytał myśli, które ten
próbował ukryć sam przed sobą. Sprawiał wrażenie kogoś, kto całkowicie
kontroluje przebieg wydarzeń, chociaż patrząc na sytuację, w jakiej się
znalazł, ciężko było w to uwierzyć. Badawczym wzrokiem wodził po ciele czerwonowłosego,
po raz kolejny zbierając informacje potwierdzające wysnute przez niego wnioski.
Grellowi było niezręcznie, czując na
sobie spojrzenie byłego kamerdynera. Miał nieodparte wrażenie, że ten rozbiera
go wzrokiem, jednak jego celem nie była nagość jego ciała, co wzbudziłoby w nim
satysfakcję, a nagość duszy. Całkowite obnażenie jego najskrytszych myśli,
które ukrywał przed samym sobą.
–
Gadaj, więc! Kto, dlaczego i gdzie go znajdę! – warknął oburzony żniwiarz,
zakrywając dłonią klatkę piersiową, niczym zawstydzona panna, pierwszy raz
rozdziewająca się przed kochankiem.
–
Skoro tak ładnie prosisz, powiem ci – odparł spokojnie Sebastian.
W przeciwieństwie do boga śmierci
był całkowicie opanowany. Mimo charczącego głosu, z trudem przechodzącego przez
gardło, mimo oddechu, który powodował niesamowity, przeszywający całą pierś
ból, był spokojny, pewny siebie i tajemniczy – jak zawsze.
–
Do rzeczy, Michaelis – mruknął czerwonowłosy, lekko nadymając policzki.
–
Złodziej dusz i jego plany wobec świata nie są już niczyim problemem, Sutcliff.
Możesz wrócić do swojego zwierzchnika i poinformować go, że nie będzie wam
więcej zagrażać – wyjaśnił tajemniczo demon.
Zaskoczony wyraz twarzy boga śmierci
wzbudził w nim ekscytację. Powoli oblizał wargę, rozpinając resztki koszuli
przy szyi. Obserwował zawstydzoną reakcję Grella. Dokładnie tak, jak to sobie wyobrażał.
Zaśmiał się pod nosem rozbawiony przewidywalnością zachowania rozmówcy.
–
Wciąż, po wszystkim, co się stało, nie możesz mi się oprzeć, prawda, Sutcliff?
– zapytał uwodzicielsko, mrużąc oczy.
Granie na emocjach żniwiarza
sprawiało mu ogromną przyjemność, odwodząc myśli od spraw bolesnych, którym nie
czuł się na siłach poświęcić czasu.
Wbrew temu, czego się spodziewał,
shinigami zareagował niezwykle burzliwie. Chwycił dłońmi kraty, zapominając o
trzymanej lampie, która z głośnym hukiem, wzmaganym echem, uderzyła o kamienną
podłogę, sprawiając, że cienie na twarzach obojga mężczyzn obnażały ich
prawdziwą, potworną naturę.
Czerwonowłosy świdrował demona
spojrzeniem z zaciśniętymi zębami, oddychając szybko, starając się choć
odrobinę opanować ogarniającą go wściekłość.
–
Jak śmiesz mówić o czymś takim po tym, co zrobiłeś?! – wydarł się, kopiąc w
podstawę krat.
–
Cóż takiego zrobiłem. Może mi wyjaśnisz? – sączył Michaelis, kamuflując
zaskoczenie kpiącym uśmiechem.
–
Jak możesz pytać?! – krzyknął ponownie.
Po chwili udało mu się odrobinę
uspokoić. Pochylił głowę, nie chcąc patrzeć w twarz zdradzieckiego potwora i
kontynuował:
–
Zadałeś jej tyle cierpienia. Zdradziłeś jej zaufanie, wiarę, jej miłość, a
teraz wracasz tu i zachowujesz się tak, jakby nic się nie zmieniło. Kim ty, do
cholery, jesteś? – mówił zrezygnowany, walcząc z pieczącym uczuciem w pobliżu
oczu, którego nie potrafił logicznie wyjaśnić.
–
Jestem demonem, Sutcliff. Czyżbyś zapomniał? – odpowiedział lekko Sebastian.
–
Demonem, który ją kochał. Żadna czująca istota, nie mogłaby zrobić czegoś
takiego…
–
Kto powiedział ci, że moje uczucia były prawdziwe? – Demon skrzywił się,
napomknąwszy o emocjach.
Shinigami podniósł głowę,
spoglądając smutno w puste oczy Sebastiana. Choć wyglądał i zachowywał się tak
samo, jego słowa całkowicie przeczyły wszystkiemu, co o nim wiedział. Był
przekonany, że uczucia demona były szczere. Czyżby aż tak się pomylił?
–
Rozumiem… – kontynuował, nie uzyskawszy odpowiedzi. – Radzę ci zastanowić się
nad sobą, Sutcliff. Wydaje mi się bowiem, że sam zacząłeś coś czuć względem
tego ludzkiego śmiecia.
–
Masz rację, muszę sporo przemyśleć – rzekł cicho i pochylił się, by podnieść
lampę.
Pożegnał Sebastiana zrezygnowanym
spojrzeniem i powoli zaczął oddalać się w stronę schodów.
–
Myślę, że i ty powinieneś sporo przemyśleć… – szepnął, wiedząc, że jego głos
dotrze do uszu Michaelisa.
Wszedł po schodach i zamknąwszy za
sobą drzwi, ponownie oparł się o ścianę po ich prawicy. Spuścił głowę, walcząc
z emocjami. W końcu jednak nie wytrzymał. Po jego policzkach osunęło się kilka
ciepłych łez. Starł je pospiesznie, zakrywając twarz dłonią i zadrżał, targany
zupełnie obcym mu, w dotychczasowych życiu shinigami, uczuciem beznadziei i
rezygnacji. Dlaczego przez cały ten czas w niego wierzył? Przecież nie zależało
mu na zdradzieckim potworze. Był pewien, że nic do niego nie czuje. Czemu więc
jego okrutne słowa tak dotkliwie go zraniły?
–
Czy to możliwe, żebyś był tak dobrym kłamcą? – zapytał sam siebie, przed oczami
dostrzegając smutne oblicze nastolatki.
Czy naprawdę aż tak obchodziły go
uczucia dziewczyny, która wzbudzała w nim irytację? Nigdy dotąd nie przywiązał
się do człowieka, czemu tym razem miało być inaczej? Co tak niesamowitego miała
w sobie młoda, skrzywdzona szlachcianka, że pragnął bronić ją przed
cierpieniem? Gardził sobą, czuł wręcz obrzydzenie, wizualizując brud
pokrywający skalaną uczuciem do ludzkiego dziecka duszę.
–
Elizabeth, nawet nie wiesz, jak cholernie mnie denerwujesz – mruknął i z
dźwiękiem własnych słów zaczął się opętańczo śmiać.
Cała historia nastolatki, jej życie,
od samego początku do końca usłane cierpieniem i zawodami napawało go odrazą,
lecz chciał, by oglądając nagranie jej wspomnień, widział szczęśliwe chwile,
nie mając świadomości, że były one kłamstwem. Z nieznanej sobie przyczyny
pragnął naprawić jej życie. By zaznała tego, czego poskąpiono jemu: miłości i
akceptacji.
Tak bardzo chciałabym zobaczyć Grella w jego naturze niesmieszkowej ^^ Zaryzykuję stwierdzenie, że wówczas jest nawet pociągający, ale z dziedziny wyrzucam użalanie się nad Lizz. To do niego nie pasuje. No i nie mógł się powstrzymać, aby nie zejść do Seby <3 Ogółem szkoda, że Shinigami jako tako nie liczą się w rozgrywce. Chyba, że Undertaker zasili ich szeregi ^^
OdpowiedzUsuńSebastian <3 ( już się ogarniam, przepraszam) pierwszy raz miałam takie uczucie, że czytam i wiem, co odpowie na większość pytań o.o i moja wizja była zgodna z tym, co zostało zapisane o.o zonkk bardzo, i taka satysfakcja, że Sebastian stał się przewidywalny. Kibicuje mu w wydrapywaniu pieczęci. Nawet śmiem podejrzewać, że wcale nie trzeba zedrzeć całej, tylko poszczególne fragmenty wiążące, aby zmienić jej znaczenie. I Sebastian to zrobi, moje serce wierzy <3
żeby pozbyć się pieczęci wystarczy przerwać ją w jednym miejscu, by nie stanowiła całości, więc poniekąd masz rację :P No i nie ma z tym zbyt wiele roboty, chyba że jest się ledwo żywym demonem, którego pali sam dotyk, jakby mało było, że ranny. Tag bardzo niedobra autorka <3
UsuńPrzewidywalny, nieprzewidywalny - to się jeszcze okaże, huehuehue.
Powiedziałabym też coś na temat shinigami, ale nie wyprzedzajmy faktów. W sumie to i tak już powiedziałam - oni swoje pięć minut jeszcze będą mieli, ale do tego jeszcze kawał czasu. Na razie to tylko spisany w notatce na boku pliku zarys fabuły :P
A Grellcia się użala, ale mam wrażenie, że w gruncie rzeczy bardziej nad sobą, że jest tak żałosny i zaczął go obchodzić człowiek, niż nad samą Lizz, chociaż kto go wie. Może jakiś wątek miłosny? A może nie xD
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Grellowi widać naprawdę zależy na Elizabeth, ale czemu Sebuś wciąż jest taki złośliwy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia