Witam państwa po raz kolejny...
Miało być górnolotnie, ale będzie jak zwykle.
Kolejny rozdział, kolejne emocje, kolejny angst, czyli to, co sadyści i masochiści uwielbiają najbardziej. Chociaż zaspoileruję Wam, że będzie w późniejszych rozdziałach kilka iście sadystycznych scen. Pamiętam, że miałam tutaj kiedyś obserwatorkę (nie wiem, czy dalej z nami jesteś, ale i tak pozdrawiam :D), która lubiła mroczną stronę bohaterki i wspominała, że brakuje jej tego w dalszych rozdziałach. Więc mogę śmiało powiedzieć: sadyzm jest czymś, co w przyrodzie nie ginie.
A teraz życzę miłej lektury. :)
=================
A teraz życzę miłej lektury. :)
=================
Wyrwana
ze snu usiadła nerwowo na łóżku. Musiała krzyczeć, bo po chwili do wnętrza
sypialni wpadł przestraszony Grell. Widząc przedziwny wyraz jego twarzy,
hrabianka wybuchła śmiechem.
–
Co się stało, Sutcliff? – zapytała, wciąż chichocząc pod nosem.
Mężczyzna spojrzał na nią niepewnie,
jakby próbował odnaleźć przyczynę jej nietypowego zachowania. Spodziewał się,
że będzie załamana, przerażona lub zła, jednak nigdy nie pomyślałby, że
zastanie ją w tak doskonałym nastroju.
–
Myślałem, że coś się stało, niepoważna dziewczyno! – burknął obrażony.
Elizabeth przetarła oczy i
zmierzwiła włosy dłonią. Przypomniała sobie wydarzenia poprzedniej nocy i
zorientowała się, że spała w dziennym ubraniu. Dobry znak, przynajmniej miała
pewność, że nie została rozebrana przez Grella.
–
Rozebrana… – szepnęła.
–
O czym ty znowu gadasz?
Zaskoczona, spojrzała w oczy
żniwiarza i energicznie pokręciła głową.
–
To nic takiego. Powiedz lepiej, co z Sebastianem – zmieniła temat.
Wstała z łóżka i podeszła do szafy,
by wybrać strój na kolejny dzień. Nie miała ochoty na ozdobne suknie, jednak
powrót przyjaciółki i przyzwanie demona warte były świętowania. Postanowiła
więc odłożyć na bok wygodę i ubrać się tak, by całą sobą pokazywać, jak cudowny
był to dzień. Była w niezwykle dobrym nastroju. Wszelkie obawy odeszły w
niepamięć zepchnięte przez nadzieję. Rozmyślała o spotkaniu z demonem, o
wyciągnięciu z niego informacji, a myśl o tym niesamowicie ją ekscytowała.
–
Zaraz po śniadaniu idę z nim porozmawiać, chcesz mi towarzyszyć? – zapytała
wyjąwszy ciemnozieloną suknię z falbaną.
Udała się za parawan i zaczęła się
przebierać, zupełnie nie czując towarzyszącego jej zazwyczaj zdenerwowania.
Obecność żniwiarza nie wzbudzała żadnych negatywnych emocji. Była wręcz
wdzięczna, że był obok, by mogła od razu powiadomić go o swoich planach.
–
Z tym może być mały problem – mruknął pod nosem shinigami.
–
Zdawało mi się, czy powiedziałeś, że mamy problem? – zapytała, wychylając się
zza przegrody.
Czerwonowłosy patrzył na czubek
buta, którym kreślił szlaczki na dywanie. Był wyraźnie zawstydzony.
–
Ten cały anioł rości sobie pierwszeństwo do demona – wyrzucił z siebie
rozgoryczony.
–
W takim razie najpierw porozmawiam z nim i wyjaśnię, że może o tym zapomnieć –
odparła roztropnie nastolatka.
Po chwili wyszła zza parawanu i,
obdarzając boga śmierci uśmiechem, minęła go i opuściła sypialnie.
Przez chwilę stał, nie mogąc
zrozumieć, co się z nią stało. Nie widział jej takiej szczęśliwej od… Nigdy jej
takiej nie widział. Zawsze była pogrążona w smutku. Nawet gdy się śmiała, jakaś
jej cząstka nie pozwalała, by wyparła z serca mrok. Jednak teraz zdawało mu
się, że wszystkie negatywne emocje opuściły ją, jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Czy to możliwe, że to myśl o dopełnieniu zemsty tak na nią wpływała? Czy aż tak
cieszyła się, wiedząc, że za chwilę zakończy życie demona?
–
Sutcliff! – Usłyszał krzyk zniecierpliwionej Elizabeth.
Ruszył za nią, nie chcąc się
narazić. Nie wiedział, co tak naprawdę działo się w umyśle dziewczyny, a nie
wierzył, że przyzwanie demona, magicznie zmieniło jej podejście do życia,
dlatego na wszelki wypadek postanowił się pilnować. Nie raz widział nagłe
przemiany w ludziach. Z reguły towarzyszył im równie szybki powrót do
poprzedniego stanu. Jak dobrze nie życzył szlachciance, nie mógł nie brać pod
uwagę takiej ewentualności.
~*~
W
jadalni panował gwar. Wszyscy domownicy zebrali się z rana, by zjeść uroczyste
śniadanie. Oficjalnie świętowali spotkanie po latach trójki dawnych przyjaciół.
Ich serca przepełniała ogromna radość. Po tak długi czasie ponownie stali ramię
w ramię, z uśmiechami na ustach patrząc w przyszłość. Choć horyzont każdego z
nich był gdzie indziej, liczyło się jedynie to, że znów mogli być blisko,
służąc sobie wzajemnym wsparciem. Podniosła atmosfera wprawiała wszystkich w
doskonały nastrój. Gdy Elizabeth wygłosiła krótką mowę, witając z powrotem
przyjaciółkę, czuła, że wreszcie całe jej życie wraca na właściwy tor; na nowo
nabierało kolorów. Rozejrzała się po twarzach towarzyszy. Timmy, Tai, Jeanny,
Thomas, James, Tomoko, Grell, a nawet Gilbert – widok każdego z nich
przywoływał same przyjemne uczucia. Byli jej rodziną. Chociaż nie łączyły ich
więzy krwi, chociaż każdy był inny i skrywał przed pozostałymi tajemnice, będąc
razem, stanowili idealną całość, bazującą na rodzinnej relacji, której
pozazdrościć mogła nie jedna, zakłamana, szlachecka rodzina dobrze wychodząca
jedynie na zdjęciach.
Posiłek
trwał dłużej niż zazwyczaj. Nikt nie chciał odejść od stołu zahipnotyzowany
pozytywną energią, która, odbijając się od wszystkich uczestników, po chwili
ponownie uderzała w nich ze zdwojoną siłą. Im dłużej siedzieli przy wielkim,
zdobionym stole z ciemnego drewna, tym byli szczęśliwsi. W końcu jednak trzeba
było zakończyć posiłek. Mimo cudownej atmosfery nie mogli zapominać o
obowiązkach, o czym uprzejmie poinformował Arthur, jako jedyny niezaproszony na
świąteczne śniadanie. Ktoś musiał ich obsługiwać, a nikt nie nadawał się do
tego lepiej, niż anioł, w którego obecności szlachcianka nie zamierzała ani
konsumować posiłku, ani tym bardziej niczego celebrować. Była za to inna sprawa
zmuszająca ją, by nawiązać interakcję z denerwującym sługą.
Wstała od stołu i podążyła do
kuchni. Trójka służących, pod kierownictwem kamerdynera jej kuzyna, zajmowała
się sprzątaniem po posiłku. Nastolatka spojrzała wymownie na Arthura i zniknęła
za drzwiami. Po chwili mężczyzna dołączył do niej i uśmiechając się przebiegle,
zapytał:
–
W czym mogę pomóc, lady Roseblack? – Ton jego głosu wyrażał rozbawienie i
doprowadzającą Elizabeth do szału wyższość.
–
Słyszałam, że chcesz rozmawiać z moim więźniem – rzekła, dojrzale, ignorując
złośliwości z jego strony.
–
Tak, jak ci mówiłem. Jestem tu, by zabić Króla Piekieł, a ty mi w tym pomożesz,
lady Roselack. Bez względu na to, czy będziesz tego chciała – wyjaśnił, nie
przestając się uśmiechać.
Jego oczy zabłysły jasnym światłem,
jakby próbował ją przestraszyć. Widocznie nie znał zbyt dobrze jej byłego
kamerdynera. Po tym, co przeszła z nim, zwykłe błyśniecie tęczówek było niczym
dziecinne groźby cherlawymi piąstkami.
–
Nie powiedziałam, że zamierzam ci to ułatwić. Sebastian nie jest żadnym królem,
więc z łaski swojej, trzymaj się od niego z daleka – warknęła, marszcząc brwi.
–
Skoro tak mówisz, lady Roseblack. Niechaj tak będzie – sączył złośliwie anioł.
Wyraz jego twarz martwił hrabiankę.
Nie miała pojęcia, czego Arthur tak naprawdę chciał od Sebastiana. Czymkolwiek
to było, na wszelki wypadek nie zamierzała pozwolić tej dwójce zostać sam na
sam. Ufała swemu przeczuciu, a ono podpowiadało, by za wszelką cenę nie
dopuścić, by anioł dostał choć skrawek tego, czego pragnął. Jednak było coś
jeszcze. Dziwna uległość, z jaką poddawał się jej woli. Doskonale wiedziała, że
gdyby chciał, mógłby zabić ją w ułamku sekundy, a jednak on zwyczajnie
ustępował. Ani razu nie przeciwstawił się jej słowu. Trwał u boku chłopca,
jakby doskonale wiedział, co ma się zdarzyć. Jakby czekał na odpowiedni moment,
by wkroczyć do akcji, swoimi dotychczasowymi działaniami podsycając jej
niepewność. Jeśli miała racje, jeśli naprawdę znał przyszłość, czy znając jego
intencje, jest w stanie zmienić bieg wydarzeń? Czy w ogóle powinna to robić? Co
złego mogło kryć się w czymś tak budującym jak zgładzenie Króla Piekieł?
Zirytowana wątpliwościami, które
wzbudził w niej anielski byt, ruszyła w stronę lochu, by w końcu zrobić to, do
czego przygotowywała się od kilku miesięcy. Miała spotkać się z Grellem przy
drzwiach. Jego nowym zadaniem było pilnowanie, by nikt bez jej wiedzy nie
dostał się do Sebastiana, by demon nie mógł omamić żadnego z domowników.
Chociaż wciąż nikt oprócz żniwiarza i Arthura nie wiedział, że udało jej się
przyzwać Sebastiana, musiała zachować wszelkie środki ostrożności – zbyt dużym
ryzykiem byłoby dopuszczenie do potwora któregokolwiek z ludzi o dobrym sercu,
gotowych, za zwodniczą namową demona, uwolnić go z więzienia.
–
Arthur nie próbował wejść? – zapytała, gdy tylko dostrzegła skrawek czerwonego
płaszcza majaczący na końcu korytarza.
Żniwiarz wychylił się i spojrzał na
nią, udając urażonego.
–
Nie, sterczę tu zupełnie sam odkąd skończyliśmy śniadanie – jęknął wymownie,
podkreślając swoje poświęcenie sprawie.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i
minąwszy shinigami, chwyciła klamkę.
–
Zamierzasz wejść do środka? – zdziwił się Grell, obserwując jak nastolatka drży
lekko, tempo wpatrując się w sęk na ciemnym drewnie.
Jego głos wyrwał Elizabeth z transu.
Spojrzała na niego i zaśmiała się zakłopotana.
–
Tak, tak, już idę – powiedziała, otwierając drzwi. – Poczekaj tutaj, chcę być
sama – dodała i zaczęła schodzić po schodach, po chwili słysząc szczęk
zamykanych drzwi.
Każdy krok zbliżał ją do spotkania z
demonem. Do spotkania, na które czekała od tak dawna, którego scenariusz
układała w głowie niemal każdej nocy. Wraz z kolejnymi krokami, czuła rosnące napięcie,
gęstniejącą atmosferę. Nie była pewna, czy to wina stresu, czy zmęczenia, ale
przez chwilę poczuła się niezwykle słabo. Wsparła dłoń na ścianie, spoglądając
pod nogi. Po chwili podniosła głowę, ze zdeterminowaniem zerkając w ciemność
przed sobą. Była już prawie na miejscu.
Z trudem pokonała ostatnie schody,
nie mogąc uciszyć głosów, których szepty wprawiały ją w jeszcze większe
zdenerwowanie. Nie spodziewała się, że stres ponownie pozbawi ją siły, jednak
nie mogła pozwolić, by demon to dostrzegł. Potrzebowała informacji, zemsty,
krwi – nie kpiących uśmiechów i złośliwości.
Potrząsnęła głową, zacisnęła zęby i
zebrawszy całą swą siłę, ruszyła przed siebie, zbliżając się do klatki. Stanęła
przed kratami, w ciemności dostrzegając kontur ciała byłego kamerdynera.
Siedział na podłodze ze zwieszoną głową. Rana na jego piersi wciąż krwawiła,
chociaż nieco mniej niż minionej nocy. Więc jednak się leczył, Sutcliff miał
rację. Choć ten, kto go zranił, musiał posiadać specjalną broń zdolną pozbawić życia
demona, on wciąż przeciwstawiał się swemu losowi. Uparcie istniał dalej, wbrew
woli wszystkich.
Kucnęła, by lepiej mu się przyjrzeć.
Słysząc ruchy nastolatki, demon podniósł głowę i spojrzał prosto w jej oczy
przeszywającym, zimnym wzrokiem.
–
Elizabeth… – powiedział cicho zdartym głosem, który wbrew temu, co wyrażało
spojrzenie mężczyzny, emanował niesamowitym ciepłem.
Hrabianka wzdrygnęła się, słysząc,
jak z jego kłamliwych ust wydobył się utęskniony dźwięk jej imienia. Choć
usilnie starała sobie wmówić, że wzbudził w niej obrzydzenie, prawda była taka,
że serce nastolatki zabiło mocniej, dławiąc całą nienawiść, którą w nim dusiła.
Zacisnęła pięści, przygryzając dolną wargę, i wpatrywała się w niego tak długo,
aż nie czuła się wystarczająco silna, by coś powiedzieć.
–
Nie jesteś godzien, by używać mojego imienia – mruknęła chłodno, nie odwracając
wzroku.
Demon oddychał ciężko, a świst nabieranego
powietrza drażnił uszy fioletowowłosej, sprawiając, że po jej plecach
przechodziły dreszcze. Mimo, że ciało Sebastiana zaczęło się leczyć, wciąż był
poważnie ranny.
–
Cieszę się, że cię widzę – rzekł w końcu z ogromnym trudem, siląc się na
zbolały uśmiech.
Choć w lochu panował mrok, oboje
doskonale się widzieli. Brak światła dawał jedynie złudne Poczucie intymności. Zdawali sobie sprawę, że
bez trudu odczytują emocje ze swych twarzy. Elizabeth z trudem powstrzymywała
łzy. Miała ochotę krzyczeć, szarpać się, ale ze wszystkich sił starała
przeciwstawić się instynktowi. Nie mogła pozwolić, by kamerdyner był świadkiem
kolejnego epizodu jej słabości.
–
Zawrzyj ryj, zdradliwy demonie – warknęła twardo.
Podniosła się i przeszła wokół
klatki, dokładnie przyglądając się wszelkim ranom byłego kamerdynera.
–
Daruj sobie leczenie, nie pożyjesz na tyle długo.
–
Co przez to rozumiesz? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź.
Wiedział, że w jej oczach jest skończony,
nie znaczy już nic. W chwili, gdy wyparł się uczuć przed Ojcem, całkowicie
przekreślił wszystko, co zbudowali przez pięć lat znajomości. Nie liczył na
uprzejmość z jej strony. Nie sądził nawet, że pozwoli mu żyć na tyle długo, by
miał szansę się o tym przekonać. Chociaż był jej wdzięczny za nieświadome
uratowane życie, wiedział doskonale, że zamknięty w klatce czeka jedynie na
koniec swego istnienia.
–
Kiedy tylko dowiem się wszystkiego o złodziejach dusz i kiedy wyjaśnisz mi, co
cię, a co ważniejsze, co mnie łączy z twoim poprzednim panem, Cielem
Phantomhivem, zabiję cię – wyjaśniła, nabierając pewności siebie, gdy demon
otworzył szeroko oczy, słysząc imię dawnego pana.
Nie był pewien, skąd się o nim
dowiedziała. Przypuszczał, że w przypływie irracjonalnej zazdrości o wszystkim
mógł jej opowiedzieć Sutcliff, jednak, czy skryłby lwią część historii? Może
dziewczyna jedynie go testowała, dawała szansę, by dowiódł swojej szczerości, a
raczej – w jej przekonaniu – swej kłamliwości. Nie sądził, że kiedykolwiek
będzie musiał wytłumaczyć jej coś, czego sam w pełni nie rozumiał. Postąpił
zgodnie z rozkazem swego pana i, choć ich więź zniknęła lata temu, wciąż
czekał, by pojąć, do czego zmierzała jedna z najciekawszych ludzkich istot,
które przyszło mu poznać.
–
Więc dowiedziałaś się… – westchnął ciężko, udając bezdusznego potwora, którego
w nim widziała.
Doskonale wiedział, że jedynie ją
rozwścieczy. Mimo tego, jak zmieniła się przez te kilka miesięcy, wciąż była tą
samą Elizabeth, tym samym dzieckiem, które pokładało w nim całą nadzieję. I bez
względu na to, jak bardzo próbowała wmówić sobie, że nic ją nie obchodzi, oboje
znali prawdę. Choć nie była tego świadoma, pragnęła, by wyjaśnił swoje
zachowanie, by zaprzeczył wszystkiemu, co dotąd się stało. Ale on nie mógł tego
zrobić. Dlatego właśnie odpowiedział w jedyny sposób, który choć na chwilę mógł
odwieść jej myśli od pytań o Phantomhive’a, by mógł obmyślić plan działania.
Mimo wszystko, wypalony na jego dłoni kontrakt, w dalszym ciągu zmuszał do
posłuszeństwa, przynajmniej częściowego, a mentalność demona nie pozwalała mu
kłamać.
–
Myślałeś, że możesz to przede mną ukryć? Że jestem tak głupia? Naprawdę
sądziłeś, że udało ci się całkowicie mnie omamić? – pytała zdenerwowana, z
trudem trzymając nerwy na wodzy.
Sebastian doskonale odczytywał każdą
zmianę natężenia emocji, które ujawniały się poprzez drobne drżenie mięśni jego
pani. Mimo miesięcy rozłąki, wciąż znał jej ciało na pamięć, mógł czytać z niej
jak z otwartej księgi.
–
Wybacz, pani, nie sądziłem, że twoje wychowanie będzie aż tak kłopotliwe –
odparł ze złośliwym uśmiechem na usłanej zadrapaniami twarzy.
No to do komentowania marsz ^^
OdpowiedzUsuńZawrzyj ryj XD
Już kiedyś o tym wspominałam, dlaczego mnie to tak irracjonalnie bawi, i znowu to jedno jedyne słowo rozwiało całe napięcie, które budowałaś i które zaczęło mi się udzielać. Tak po prostu zaczęłam rechotać jak nienormalny Undzio. Mniejsza o to.
Po "Rozebrana" wnioskuję, że nie usunęła (Lizz ) wspomnień. Tyle dobrego.
Taka radość, wszyscy tak bardzo radośnie wszamowują posiłek ^^ Wiesz, radość radością, ale to robi się powoli sztuczne. Tak sie jarają , taka cisza przed burzą.
Teraz o Panu Szui Arthurze Zamiataczki Niebios - ależ on ma dobre źródła informacji! Kto jest jego informatorem? Skąd on to wie? XD A biedna Lizzy nie wie, że sobie właśnie urządza pogaduszki z Nowym Królem Piekieł ^^
" – Nie powiedziałam, że zamierzam ci to ułatwić. Sebastian nie jest żadnym królem, więc z łaski swojej, trzymaj się od niego z daleka – warknęła, marszcząc brwi.
– Skoro tak mówisz, lady Roseblack. Niechaj tak będzie – sączył złośliwie anioł."
Sączył złośliwie. Sączył złośliwie, czyli ma to głęboko w odbytnicy, co myśli i co chce robić Elizabeth, bo szykuje się grubsza jatka. Ciekawe, czy sprowadzi swoich ziomków z nieba. Pewnie tak, bo są Shinigami. I mamy coś takiego.
SHINIGAMI VS ANIOŁOWIE
dużo ich tam jest Arthur koksem nie jest więc ziomków sprowadzi
będą ciachać Będą pisać literki enochiańskie
ciekawe czy będą myśleć Mają plan bo to wredoty niebieskie i wywiad najlepszy
są neutralni tak w sumie Do neutralności im daleko, więc gdzieś się wkopią po drodze
Z całej sympatii zbieram zakłady bukmacherskie, ale serduszkiem jestem z Grellem. Niech wie, że go lubię ^^
A Lizz jednak po drodze odkryje, że emocje to strasznie zła rzecz, bo cholernie przeszkadzająca. Sebastian... kyaaaaaaaaaaaaaaa <3 Współczuję mu, ale ma tak olbrzymie propsy za to, że się jeszcze stawia, a nie popada w beznadzieję ^^ Chociaż jego życie beznadzieją jest usłane, ale to szczegół. Sebuś Sebuś Sebuś....
I myślenie odeszło w siną dal.
Taaaag, Sebuś, Sebuś i wszystko staje się piękniejsze <3 Poza tym blogiem xD
UsuńA co do tego słowa - specjalnie zrobiłam wywiad środowiskowy. To jest normalne, zwyczajnie używane przez ludzi słowo (o czym świadczy chociażby fakt, że było znane każdemu, kogo pytałam). Może to jakieś Twoje subiektywne odczucie xD Nie wiem, ale ja je bardzo lubię i nie zrezygnuję, bo jestem zuą i niedobrą autorką :P
A to zbytnie przesłodzenie sama widzisz, że kiepsko opisane, bo też uważam, że to jest przegięcie, ale oni się cieszą, bo tak naprawdę niewiele kto tam wie, co dzieje się naprawdę, a nawet jak wiedzą, to wyraźnie nie chcą tego przyjąć. A Lizz chyba stara się oszukać samą siebie. Zobaczymy, ja tu tylko piszę, oni robią, co im się podoba xD
Żyję! Może ktoś już zdążył się ucieszyć z powodu mojego zniknięcia. Haha, nie dam Wam tej satysfakcji!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Nami za moje lenistwo. Prawdziwe życie (w którym jednak staram się czasem brać udział) pochłonęło mnie ostatnimi czasy do tego stopnia, że nie miałam czasu nołlajfić przed ekranem. Starałam być się na bieżąco, ale zawsze gdy kończyłam czytać rozdział (a było to zawsze póóóźno, bo czasu brak), zasypiałam prawie z telefonem w ręku. Stąd brak mojej niepotrzebnej nikomu aktywności. Miałam chytry plan objawić się Wam kilka sekund po wstawieniu tego rozdziału, ale plan się zwalił, byłam zalatana, a wedle Sebastianowego Poradnika Pana Domu, należy urodzinowych gości odpowiednio ugościć, by potem spin nie było... Co ja się będę usprawiedliwiać - leń i sklerotyczka jestem.
Przez chwilę obawiałam się, że Lizzy została pozbawiona wspomnień. Ten jej promienny nastrój mnie trochę niepokoił. Ale te zamyślenia o rozbieraniu ( ͡° ͜ʖ ͡°)... Jest bardzo dobrze, bałam się, że skończymy w punkcie wyjścia, bo Esmera (niczym Angela w związku z Cielem) będzie chciała usunąć jej dokładnie wszystkie "przykre" historie z pamięci.
Sebiiii, najlepszy prezent w tym roku <3 Boziuuu, tak się stęskniłam! A on taki kombinator jak zawsze^^ Awww, nie mam słów. Taaak się cieszę. No i wreszcie dojdziemy do tego, po co wyciągnęliśmy biednego Ciela z grobu? Czy poczekamy sb na to do czwartego tomu? Nie mg się doczekać, pozdrowionka dla Autoreczki ;)
PS Tak btw, bo jestem tu pierwszy raz na komputerze - śliczny szablonik.
Shiiiiineeeeee-chaaaan! Tęskniłam za Tobą TT_TT Dobrze, że jesteś <3
UsuńBrakowało mi Cię, bez jaj, hahahaha. Co mogę powiedzieć, wiem, co to skleroza i nawet czasem wiem, co to brak czasu, więc rozgrzeszam :P Chociaż takie zaawansowane niłlajfy jak ja zawsze mają c czas na internet, ale do tego stopnia to trzeba dorosnąć :P
Haha, szablonok dopiero co zmieniłam, ale cieszę się, że Ci się podoba.
I cieszę się, że cieszycie się Sebusiem <3
w ogóle... odkąd wrócił, to nagle te rozdziały, gdzie było mega mało wyświetleń, nadrabiają straty. Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać.
Ktoś za mną tęsknił ;^;
UsuńA te wyświetlenia to pewnie efekt braku życia jak u mnie. Czytelnicy rzucili się w rytm nowego roku szkolnego, by za chwilę powrócić tłumnie i wielbić Cię na zmianę z Sebastianem XD
Tak btw, przeraża mnie Arthur. Ogólnie zraziłam się do Kuroshowych aniołów (zwłaszcza tych z imieniem na "A" :') ), ale... on za dużo wie. Nie wiadomo, o co facetowi chodzi, więc ma przewagę. Kurcze, czego się po nim spodziewać? Jaki ten typ ma plan? A już sama świadomość, że nie jest jednym z tych "uśmiechniętych z aureolką". Fałszywy uśmieszek, kłamliwy anioł... Co tu się dzieje?
Ufff.. czyli jednak Elizabeth nie straciła (chyba Xd) wspomnień...
OdpowiedzUsuńjak schodziła po schodach, aby spotkać sie z Sebastianem....Jeju! Normalnie tak sie stresowałam. Motyle w brzuchu... Czułam sie, jakbym to ja tam schodziła do Sebusia. Haha
Hmm... wkurzył mnie ogólnie, ze tak wszystkiego sie wyparł wtedy przed ojcem i zostawił Lizzy. No, ale coz.. inaczej on by zginął i dziewczyna. Jednak jak powiedział jej imię...ah! No nie potrafię go nienawidzić 😂
Lecę czytac dalej! Podjaralam sie Haha 😅
Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam nadzieję że jednak nie usunęła tych wspomnień po tym "rozebrana" jakaś większa tajemnica dotyczy Ciela, czemu jest taki złośliwy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia