Doświadczenie pokazało, co naprawdę liczy się dla czytelników.
Odsiałam ziarno od plew. Możemy lecieć dalej.
Wszystkim, którzy zostali: dziękuję. Jesteście wartościowymi czytelnikami.
Ciekawa jestem, co będziecie mieli do powiedzenia, po dzisiejszy, rozdziale. Minęło sporo czasu, odkąd to wymyśliłam, do momentu spisania tego w Wordzie. Nie jestem pewna, czy wyszło tak, jak chciałam, no ale w sumie nigdy nie jestem pewna, więc żadna różnica :P
Po prostu ten moment siedział mi w głowie jeszcze od drugiego tomu, a przez ostatni kwartał niewiele pisałam i zwyczajnie miałam co do niego większe wymagania. Dajcie znać, jak wyszło.
PS Nie wydaje Wam się, notka jest o stronę dłuższa. Bo tak, bo mogłam.
============
Enepsignos powoli
zbliżyła się do leżącego na posadzce demona, z politowaniem wodząc wzrokiem po
jego nienaturalnie wychudzonym ciele. Nie była wściekła. W jednej chwili
zrozumiała, co zaszło, choć nie miała pojęcia, jak do tego doszło. Nie
potrafiła zrozumieć, jednak patrząc na żałosnego demona była pewna, że nie musi
martwić się o swego pana.
–
Alat… – mruknęła z politowaniem.
–
Nie używaj mojego imienia, suko! – prychnął mężczyzna, ścierając spływającą z
kącika ust strużkę ciemnej krwi. – Nie masz prawa nazywać swego pana po
imieniu!
–
Ty naprawdę nie zauważyłeś… – rzekła zaskoczona kobieta.
Podeszłą do demona, pochyliła się
nad nim i spojrzała pobłażliwie w jego oczy. Choć przez moment sądziła, że
jedynie z niej kpił, on zdawał się naprawdę nie widzieć różnicy. Nie dostrzegł
czegoś tak oczywistego. Co więc zaszło, że z taką łatwością przyszło mu oszukać
samego siebie? Czy może kolejna choroba atakująca ciało biedaka ugodziła
również w jego umysł?
–
Nie zauważyłem czego?! – krzyczał wzburzony, z trudem podnosząc się z podłogi.
Stanął chwiejnie naprzeciw
jasnowłosej i wyciągnął dłoń w kierunku swej osłony. Widząc jak zmierza w jego
stronę, Enepsi rozwiała ją kilkoma energicznymi ruchami.
–
On naprawdę nie rozumie… – Myśl
dudniła w jej głowie.
Nie wiedziała, czy powinna się
śmiać, czy raczej współczuć owładniętemu marzeniem o potędze demonowi. Zawsze
pragnął wielkich rzeczy, nie mogąc pogodzić się z tym, że pisana mu była
jedynie pogarda. Tysiące lat temu skrył się pod osłoną ciemności, by nikt nie
oceniał go przez pryzmat powierzchowności. Odszedł w cień, został zapomniany
niemal przez wszystkich, w samotności knując plan zemsty na wszelkich
istnieniach obu światów.
–
Gdybyś został królem twoje ciało wyleczyłoby się ze wszystkich paskudztw, które
wymyśliłeś – wyjaśniła z obrzydzeniem w głosie.
Wyciągnęła przypięty do podwiązki
sztylet i cisnęła nim w pierś Alata. Ten zrobił dwa kroki w tył, ponownie
lądując na podłodze. Z przerażeniem spojrzał w oczy Enepsignos.
–
Chcesz powiedzieć, że on…
–
Dokładnie tak. Chcę powiedzieć, że Sebastian żyje i od dziś całe piekło jest
podporządkowane jego woli – przerwała demonowi, z niezwykłą dumą i satysfakcją
wymawiając słodkie słowa zwycięstwa. – Ty i ten gnojek, zbyt długo knuliście
za jego plecami. Teraz już wiesz, że nie warto było go słuchać – zakpiła.
Była niezwykle dumna, że przyczyniła
się do sukcesu ukochanego. Gdy tylko wróci, gdziekolwiek udał się teraz,
zasiądzie na tronie i obwieści ją swoją wybranką, a potem wspólnie będą rządzić
całymi podziemiami. Wspólnie stworzą nowy ład w obu światach, zmienią je wedle
swego życzenia. Jej trud w końcu się opłacił. Po tak długim czasie jej uczucie
i oddanie wobec ukochanego miało przynieść ze sobą wynagrodzenie, na które od
zawsze zasługiwała.
–
A teraz, jeśli pozwolisz, zabiję cię. Nie chcę, by mój król wrócił do zamku i
zobaczył, że zalęgło się w nim takie paskudne robactwo – powiedziała
uśmiechnięta.
Nim mężczyzna zdążył cokolwiek
odpowiedzieć, jego cherlawe ciało zmieniło się w pył, przykrywając stygnące
zwłoki poprzedniego władcy płaszczem ciemności. Błękitna demonica usiadła na
posadzce przy ojcu i pochyliwszy się, zamknęła oczy i delikatnie musnęła ustami
jego poraniony policzek.
–
Żegnaj, Ojcze – szepnęła, uśmiechając się pod nosem.
~*~
Wreszcie poczuła
szarpnięcie. Jej ciało zaczęło bezwładnie opadać, jednak kolejny, energiczny
ruch uchronił ją przed zderzeniem z nicością. Otworzyła oczy, dostrzegając
przed sobą Sutcliffa.
–
Odejdź! – krzyknęła przerażona, odpychając od siebie żniwiarza, jednak ten nie
zamierzał jej puścić.
Odczekał chwilę, aż się uspokoiła.
Wzięła głęboki oddech, odnajdując się w sytuacji. Chwyciła się za głowę i z
pomocą shinigami stanęła na nogi.
–
Udało się? – zapytała niewyraźnie, czując niesamowity ból głowy.
–
Sama zobacz – odparł, pomagając jej się odwrócić.
Ujrzała leżącego na posadzce,
zakrwawionego demona. Wyglądał żałośnie. Całego jego ciało pokryte było
licznymi ranami. Podarte ubranie, zupełnie inne od tego, które zwykł nosić w
jej obecności, całe przesiąknięte było krwią i brudem. Zdawał się nieprzytomny.
Charczał głośno, ledwie łapiąc oddech.
Nastolatka ostrożnie zbliżyła się do
potwora i pchnęła jego ciało butem, a gdy ten przewrócił się na plecy,
całkowicie zamarła. Przez środek jego klatki piersiowej przebiegała głęboka
rana. Zmiażdżone resztki mostka wbiły się w rozdarte ciało. Przy każdym oddechu
z rany sączyła się ogromna ilość krwi. Widząc go w takim stanie, dziewczyna
wpadła w popłoch. Klęknęła przed nim, nie wiedząc, co powinna zrobić.
Nienawidziła go. Ostatnie pół roku życia spędziła na pielęgnowaniu tego
uczucia, by zabić go w równie bestialski sposób, gdy tylko wyciągnie wszystkie
informacje. Dlaczego więc, kiedy leżał przed nią w takim stanie, nie martwiła
się o źródło informacji, a o żywą istotę, która odczuwała niewyobrażalne męki.
–
Grell, musimy mu pomóc. Inaczej umrze! – krzyknęła, zatamowawszy krwawiącą ranę
dłonią.
Odwróciła się przez ramię,
spoglądając z przerażeniem na czerwonowłosego. Wydawał się całkowicie spokojny,
jakby śmiertelne rany demona zupełnie nie robiły na nim wrażenia. Podszedł do
dziewczyny i siłą odciągnął ją od Sebastiana.
–
Co ty robisz?! Musimy mu pomóc, inaczej niczego się nie dowiesz! – wrzeszczała,
próbując się wyszarpnąć, jednak żniwiarz nie zamierzał jej na to pozwolić.
Wyciągnął hrabiankę z wnętrza celi,
zamknął klatkę i otworzył fiolkę z krwią Timmiego, skraplając nią wszystkie
znaki, które momentalnie aktywowały pieczęć, czego potwierdzeniem był gardłowy
krzyk bólu zamkniętego wewnątrz demona.
–
Zostaw go, uleczy się – mruknął jedynie Sutcliff, pozbawiając dziewczynę
przytomności, nim zdążyła ponownie zaoponować.
Zaniósł ją do sypialni i zamknąwszy
za sobą drzwi, dał znak reszcie żniwiarzy, by zebrali się w głównym holu.
Odesłał wszystkich pomocników, zostawiając przy sobie jedynie Ronalda.
–
Panie Sutcliff? – zwrócił się do niego blondyn. – Nie powinniśmy zająć się
przesłuchaniem demona?
–
Ona się tym zajmie. Jutro – rzekł sucho, wkładając ręce do kieszeni płaszcza.
–
Po co mamy czekać? Teraz jest najsłabszy, nie będzie stawiał oporu. Moglibyśmy
zacząć poszukiwania! – dopytywał Knox.
–
Jutro – powtórzył Grell. – Daj dziewczynie odrobinę wytchnienia – dodał po
chwili, widząc pytające spojrzenie współpracownika.
–
Nie wydaje mi się, żeby…
–
Pilnuj wejścia do podziemi, na wszelki wypadek. Ja przypilnuje tej małej –
przerwał mu Sutcliff i, nie czekając na odpowiedź, zniknął w głębi budynku.
Wciąż odtwarzał w pamięci sytuację
sprzed kilkunastu minut. Przerażone spojrzenie dziewczyny, jej krzyk, cały
rytuał. Wiedział, że wciąż go kochała. Ale przecież doskonale zdawał sobie z
tego sprawę przez cały czas, więc czemu? Dlaczego, widząc jak silnym darzyła go
uczuciem, ogarniało go tak dotkliwe przygnębienie? Przecież nie zależało mu na
demonie, to była już przeszłość. Jego ponownie zjawienie się w ludzkim świecie
miało zbliżyć boga śmierci do awansu i rozwiązania jednego z największych
problemów jego rasy. Wszystkie konsekwencje, jakie przychodziły mu na myśl,
niosły ze sobą coś pozytywnego. Więc czemu? Skąd to przytłaczające uczucie? Jeśli
nie zależało mu na Sebastianie, czy to możliwe, by chodziło o Elizabeth?
Westchnął przeciągle i osunąwszy się
po ścianie przy drzwiach sypialni hrabianki, ukrył twarz między kolanami,
próbując pozbyć się nieprzyjemnego uczucia.
~*~
–
Mam już dość…
–
Już dobrze. Pomogę Ci.
–
Pachnie tak samo, jak kiedyś…
– Wystarczy, dam radę.
W ciemności słyszała głosy. Nie wiedziała,
czym są, ani do kogo należą. Szła przed siebie, przez całkowitą ciemność,
mroczniejszą niż każda inna. Po chwili obraz zaczął się rozjaśniać. W gęstej mgle
dostrzegła zarysy dwóch siedzących na łóżku sylwetek. Wnętrze pomieszczenia
rozświetlał tłumiony blask świec.
–
Panienko.
–
Dlaczego tak bardzo go to dziwi? Ból jest
częścią mnie, nie mam prawa się go wyrzekać.
– Powiedziałam, dość.
W końcu w szumiącym echu rozpoznała
swój głos. Obraz ponownie się rozjaśnił, chociaż wciąż był niewyraźny. Nadal
nie wiedziała, na co właściwie patrzy. Czy to był sen? Wszystko wydawało się
tak niesamowicie bliskie, jakby już kiedyś to przeżyła. Może to było
wspomnienie? Wtedy jeszcze jej włosy miały szkarłatny odcień, ale nie była dużo
młodsza. Kiedy to się wydarzyło? Kilka miesięcy temu, może rok. Nie była pewna.
Stanęła w cieniu szafy, w milczeniu przyglądając się rozwojowi akcji.
–
Wybacz mi, że znowu musisz cierpieć. Gdybyś tylko pozwoliła mi go zabrać…
Ciepły, zmartwiony głos demona
sprawił, że poczuła ucisk w sercu. To nieprawda. To wszystko nieprawda. „Nie
wierz mu” krzyczała w myślach, wciąż tkwią bez ruchu.
–
Czemu?
–
Nie mogę dłużej patrzeć jak się męczysz…
Nie mogła znieść dalszych kłamstw.
Nagły impuls zmusił ją, by opuściła kryjówkę.
–
Nie wierz mu! To wszystko stek kłamstw! – krzyczała do samej siebie, jednak ta
zdawała się jej nie zauważać. – Słyszysz mnie?! – powtórzyła rozpaczliwie.
Wyciągnęła dłoń w stronę swojego
odpowiednika, jednak nie dotknęła go. Jej ręka przeszyła ciało na wskroś.
–
Nic nie mogę zrobić… – szepnęła i drżąc z nadmiaru emocji, odsunęła się pod
ścianę.
Wciąż obserwowała rozwój wydarzeń,
nadal nie wiedząc, co tak naprawdę się dzieje. Nie pamiętała tego. Jak mogła
zapomnieć? Cokolwiek właśnie oglądała, wydawało się niesamowicie ważne. Jej
zbolała twarz i zmartwiony wyraz twarzy demona – to musiał być jeden z
kluczowych momentów ich wspólnej podróży, nie mogła zrozumieć, dlaczego był jej
obcy.
–
Więc pozwól mi umrzeć. Tego przecież chcesz.
–
Nie pozwolę ci umrzeć.
Zaśmiała się gorzko, słysząc
kolejne, kłamliwe wyznanie.
–
Nigdy nie powiedział, że tego nie chce. Po prostu się mną bawił… – mruknęła,
osuwając się po ścianie.
Usiadła na podłodze, podciągając
kolana pod brodę i oplótłszy je rękami, oparła głowę, smutno przyglądając się
wersji siebie, która wierzyła w jego szczerość. Która wierzyła w niego. Która
go kochała…
–
W takim razie… Musisz mnie szczerze pocałować
–
Że co?! – słysząc słowa ze swych wspomnień, zadarła energicznie głowę,
wpatrując się w siedzące na łóżku postaci.
W duchu modliła się, by tego nie
zrobił. Miała nadzieję, że nie upadł tak nisko, by ją wykorzystać. Nie
zniosłaby, jeśli okazałoby się, że ona i Sebastian… Nie, nie mogła nawet o tym
myśleć.
–
Dlaczego musisz być tak niesamowicie uparta, Elizabeth?
–
No właśnie, dlaczego? Dobrze, demonie. Odmów mi! – komentowała.
Wstała z podłogi i podeszła do nich,
łudząc się, że tym razem uda jej się zmienić bieg wydarzeń. Wiedziała, że nie
ma na to szans, ale musiała coś zrobić, nie mogła stać obojętnie. Nie
wybaczyłaby sobie, gdyby nie spróbowała tego przerwać. Podjęła próbę dotknięcia
demona, jednak jej dłoń znów przeszyła ciało wspomnienia.
–
Cholera! – krzyknęła zdenerwowana.
Zaczęła krążyć w tę i z powrotem,
nie mogąc znieść bezsilności. Po chwili Sebastian zrobił to, czego najbardziej
się obawiała. Złączył ich usta w pocałunku. Chwyciła się za głowę i upadłą na
kolana, szlochając cicho. Jak mogła do tego dopuścić? Dlaczego to się stało?
Czemu tego nie pamiętała? Jak ma ze sobą żyć, wiedząc, że dała się zwieść
demonowi.
Ponownie spojrzała w ich stronę.
Pozbawiona nadziei obserwowała, jak zahipnotyzowana, jak dwójka ludzi zaczyna
się przed nią rozbierać. Znała finał tej sceny. Nie musiała jej pamiętać, by
wiedzieć, jak to się skończy. Zastanawiała się tylko, po co to zrobił. Przecież
niczego nie zyskał. Zapomniała, więc jakie miał korzyści? Przecież mógł
uprawiać seks z kimkolwiek miał ochotę. Nie mogła mu tego zabronić. Dlaczego
więc akurat ona?
W oczach swojej młodszej wersji
widziała miłość, to nie podlegało dyskusji. Kochała go wcześniej, lecz o tym
zapomniała. Mogła zrozumieć swoją decyzję. Zaślepiona uwodzicielskim tonem
potwora nawet nie myślała, by mu się przeciwstawić. Jednak co on z tego miał?
Zbliżyła się do nich, z trudem
powstrzymując odruch wymiotny. Nie mogła patrzeć, jak jego nagie dłonie
delikatnie gładzą jej pobudzone ciało. Na sam widok chciała zabić ich oboje.
Jednak chęć zrozumienia pobudek demona była silniejsza. Dokładnie przyjrzała
się jego twarzy, próbując określić, co tak naprawdę myślał. Wszystkie
ekspresje, najdrobniejsze ruchy mięśni i przeszywające spojrzenie układały się
w jeden, niezwykle przejrzysty obraz.
Odsunęła się. Całkowicie
zdezorientowana i przerażona, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyła w oczach
potwora. Ponownie oparła się o ścianę, czując, że nie da rady stać. To było
zbyt wiele. Chciała się stąd wydostać. Opuścić to okropne miejsce, obudzić się
i nigdy więcej tego nie widzieć.
–
Dlaczego? – jęknęła żałośnie, zaszklonymi oczami spoglądając na zdejmującego
koszulę demona. – Dlaczego?
–
Nie martw się, dziecko. – Do uszu nastolatki dotarł kolejny, znajomy głos.
Odwróciła się w stronę jego źródła.
W drzwiach stała Esmera, odziana w szarą, zniszczoną szatę. Powoli podeszła do
hrabianki i pomarszczonymi rękami ujęła jej dłoń, zmuszając dziewczynę, by na
nią spojrzała.
–
Pomogę ci. Sprawię, że o wszystkim zapomnisz – mówiła ciepło, starając się
pocieszyć Elizabeth.
Nastolatka wzdrygnęła się. Czy
naprawdę chciała zapomnieć? Czy tak będzie lepiej? Nie mogła znieść ani tego,
co ujrzała, ani tym bardziej tego, co zobaczyła w oczach demona, jednak… Czy to
na pewno było dobre wyjście?
–
Nie wiem, czy… Nie wiem – zająknęła się.
–
Spokojnie, moje dziecko. Nie zrobię nic, czego byś nie chciała.
–
Dlaczego? – zapytała w przypływie trzeźwości. – Czemu zrobiłaś dla mnie to
wszystko?
Wiedźma uśmiechnęła się
melancholijnie, patrząc głęboko w oczy nastolatki. Dostrzegła w nich ten sam
błysk, który niegdyś widywała nieustannie. Miała takie samo spojrzenie, jak
Susane. Pełne miłości i nadziei. Mimo rozpaczy, w jaką wpadła, kobieta wciąż
dostrzegała w niej chęć do życia.
–
Dawno temu obiecałam twojej matce, że w razie potrzeby zaopiekuję się tobą. To
jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, kochanie – odparła wiedźma, głaszcząc dłoń
nastolatki. – Jesteś wiedźmą, dziecko. Możesz zrobić to sama, pomogę ci.
–
Mogę zapomnieć o tym, co się stało? – upewniła się.
Esmera przytaknęła skinieniem głowy.
–
Ale czy to na pewno dobra decyzja? To, co zobaczyłam…
–
Pamiętaj, mężczyzna, którego pokochałaś jest demonem. Jak wiarygodny by nie
był, to wszystko kłamstwo – mówiła gorzko, jakby kiedyś sama stała przed takim
samym dylematem.
Lizz czuła, że kobieta chce jej pomóc.
Nie była pewna, czy postępuje słusznie, jednak nie mogła pozwolić, by widmo
przeszłości zaprzepaściło jej szansę na zemstę.
–
Dobrze, zróbmy to – odparła, po chwili.
–
Unieś więc ręce, moje dziecko…
Hey, I just meet you, and this is crazy, but I lost a lot of blood, so call for ambulance maybe? Xdxdxdxdxdxd
OdpowiedzUsuńMiało być poważnie, a ja przez cały rozdział odczuwałam jedno wielkie Iksde.
Do rzeczy.
Sebuniuniu żyje tak bardzo się jaram, że mi gorączka skoczyła ♡.♡ I że nie dałam ci się zwieść, że go uśmierciłaś na amen ♡.♡ biedny bardzo, ale jakoś się pozbiera.
Grell taki wredny drań, ale pewnie ma szlachetne pobudki, tylko jeszcze o tym nie wie. I jego decyzja na pewno będzie brzemienna w skutki. W tym stadium każda zwłoka nie pozostaje bez znaczenia.
I Elizabeth rozkminiajaca wspomnienie. I ona chce ponownie o tym zapomnieć, no nie wierzę... Brak mi słów. Chciała prawdy, a gdy ją ma jak na talerzu, to ucieka. Wiesz, stracony czas jej przygotowań. I aż mnie korci, żeby NA ZŁOŚĆ oddać Sebastiana Enepsignos, bo ona jest go bardziej godna, przynajmniej wie, czego chce. A mezalianse nie dają szczęścia, najwyżej ból. Wiesz, bardzo się zdenerwowałam na Lizz. Idę mierzyć temperaturę .
Jezu, tak się bałam tego komentarza hahaha xD
UsuńWiesz, ona właśnie widziała, niezwykle obrazowo, jak bzyka się z kimś, kogo nienawidzi. Nie pochwalam jej decyzji, bo sama wolałabym pamiętać, ale w jej stanie emocjonalnym i za namową kogoś, kto tłucze jej do głowy, że chce dla niej jak najlepiej, po prostu słabość wzięła gorr. W zasadzie taki paradoks mi tu wyszedł - tak bardzo bała się słabości i unikała okazywania jej, gdzie się dało, a jednak i tak ta słabość w pewnym miejscu ją dopadła :P
Z jednej strony: WOW, w końcu!! A z drugiej taki lekki uścisk w klatce piersiowej, bo nie wiem, czy na to liczyłam, czy może nie, czy mi się to tak zaryspiście podoba, czy mam jakieś wąty. Jaka ja niezdecydowana xD
OdpowiedzUsuńAle na pewno rozdział jest pełen emocji, trochę wyjaśnia, ale zostawia jeszcze więcej pytań. Ni mogę się doczekać kolejnego rozdziału!! :D
I tak trochę żal mi Grella. Choć nie bardzo go lubiłam w mandze i anime, u Ciebie tak jakoś bardziej przypadł mi do gustu. I teraz tak jakoś mu współczuję. Biedaczyna.
Duużo weny, zdrówka i do napisania! :*
<3
UsuńEj, ja też miałam mieszane uczucia i w sumie dalej mam. Niby planowałam to od początku, ale jak już poszło, to nie mam pewności, że właśnie tak to miało wyglądać i w ogóle ojojoj xD Cała ja.
Anyway, skoro masz mieszane uczucia, to przynajmniej jesteśmy zgodne. Grunt, że nie uważasz, że było kiepsko, hahaha xD
I tak przypominam, że totalnie czekam na nexta - w końcu coś musi odwrócić moja uwagę od wkuwania UKD (chociaż jeszcze nawet nie zaczęłam xD)
Tak sie cieszyłam, ze sobie przypomniała w poprzednim rozdziale o tym wszystkim, a jak przeczytałam końcówkę tego... to zrobiłam facepalma. Nie wiedziałam czy sie smiac (ze swojego krotkotrwalego szczescia) czy płakać xD Z jednej strony rozumiem Elizabeth. W końcu, zapomnienie o tym wszystkim sprawi, ze łatwiej będzie jej sie zemścić. Jednak z drugiej strony...GRR ! Ja wierzę całym moim serduszkiem, ze to co czuje do niej Sebastian jest prawdziwe i ta scena, którą zobaczyła była szczera :( Przecież sam chciał, aby sobie przypomniała!
OdpowiedzUsuńAh! Dobra. Szybko lecę czytac dalej!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Sebastian żyje, czyżby to przyzwanie uratowało go, to wiedźma jest czy to kłamstwo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia