środa, 4 listopada 2015

Tom 3 XXVII

Jestem chora! TT_TT
Nie, żeby to było coś nowego, bo w zasadzie wiecznie łażę przeziębiona, albo nie doleczona, bo mi ciężko ruszyć tyłek do lekarza, ale... Mam katar i umieram, więc mózg mi nie działa. I gdyby nie Andatejka, to bym w ogóle zapomniała, że mam wstawić notkę. Wiecie, komu dziękować :P
No i...
Wyświetlajcie mnie, bo liczby mi humor poprawiają.
Serio, lubię liczby.
I przecinki, kocham przecinki.
I w ogóle. Kocham, o! xD
(gorączka tag bardzo, nie zwracajcie uwagi xD)

====================

Kamerdyner właśnie wycierał ostatni półmisek, gdy do kuchni wbiegł zdyszany Tai. Był cały czerwony, oddychał szybko i nierówno, a jego źrenice były tak ogromne, że anioł z trudem dostrzegał brąz jego oczu. W dłoni chłopiec trzymał zmiętą kopertę ze złamaną pieczęcią. Nim wydusił z siebie wyjaśnienie, wetknął list w ręce bruneta i opadł na krzesło, próbując uspokoić oddech. Arthur wyciągnął kartę i powiódł wzrokiem po zapisanych na niej słowach. Z każdym kolejnym wydawał się coraz bardziej zaskoczony, jednakowo coraz lepiej rozumiejąc reakcję młodego kamerdynera.
                – Panienka Elizabeth musi jak najszybciej się o tym dowiedzieć! – krzyknął w końcu chłopak.
Anioł podszedł do Taia, w uspokajającym geście kładąc dłoń na jego ramieniu. Przy okazji dostał się do umysłu chłopca, by w pełni zrozumieć sytuację.
                – Nie musisz się bać. To dobra wiadomość – powiedział spokojnie, ciepło uśmiechając się do chłopaka. – Przekażę te informacje panience Elizabeth w twoim imieniu. Odpocznij – dodał.
Tai podziękował mu, odwzajemniając uśmiech. Arthur miał rację. Chociaż zawarta w liście informacja sama w sobie była tragiczna, młody kamerdyner zupełnie zapomniał, że w jej konsekwencji w końcu spełni się jego marzenie. Wreszcie coś miało się zmienić, wrócić do względnej normy. Miał nadzieję, że nie tylko on spojrzy na sytuację w ten sposób.
                Elizabeth przewracała kolejne strony księgi, próbując znaleźć rozwiązanie, coraz bardziej tracąc nadzieję. Do końca kodeksu zostały dwie strony. Drżącą dłonią przekręciła kartki. Spełniła się jej najgorsza obawa. W całej książce nie było ani jedne wzmianki o niczym, co mogłoby jej pomóc. Zdenerwowana, cisnęła twardą oprawą w tekst. Siła uderzenia sprawiła, że zdobiona wyklejka, połączona z okładką słabej jakości klejem, odkleiła się, ukazując ukryty pod sobą pergamin. Hrabianka ponownie otworzyła księgę i bez wahania zdarła resztę zdobionego papieru. Jej oczom ukazała się złożona kartka, jeszcze bardziej pożółkła niż karty kodeksu. Delikatnie rozłożyła ją na stole i przeczytała pierwszą linię, rozpoczynającą się od zdobionego motywem uschniętych drzew, czarnego inicjału.
                – Niemożliwe... – szepnęła, czując, że do jej oczu wzbierają łzy szczęścia. – To jest to! To naprawdę to! – cieszyła się.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
                – Wejść! – odpowiedziała niezwykle radośnie, nie mogąc się doczekać, aż pochwali się, temu, kto właśnie przyszedł, swoim odkryciem.
Jednak, kiedy drzwi się otworzyły, jej zapał nieco opadł. Oczom nastolatki ukazał się znienawidzony anioł. Skrzywiła się wymownie, chrząkając pod nosem i zapytała, siląc się na obojętność:
                – Czego chcesz?
                – Mam panience do przekazania wiadomość, która z pewnością panienkę zainteresuje – odparł uniżenie anioł.
                – Ależ proszę – mruknęła cynicznie, wyciągając dłoń po kopertę, którą dostrzegła w dłoni mężczyzny.
Obejrzała ją dokładnie, po czym podejrzliwie zerknęła na anioła, wyciągając list z wnętrza papierowego opakowania.
                – Pieczęć jest złamana. Nie wiesz, że służba nie ma prawa otwierać prywatnej korespondencji szlachty? – burknęła, rozkładając papier.
Arthur milczał. Nie zamierzał się tłumaczyć. Poza tym doskonale wiedział, że nastolatka zupełnie zapomni o czymś tak błahym, gdy zapozna się z treścią listu. Nie mylił się. Po chwili dziewczyna uniosła wzrok i spojrzała w jego oczy, wyrażając kłębiącą się w głowię mieszankę tak wielu uczuć, że nawet on, znający ludzi na wskroś anioł, nie był w stanie rozpoznać ich wszystkich.
                – Musimy iść jej o tym powiedzieć. To znaczy, że wreszcie będzie wolna – powiedziała Lizz, kładąc list na stole.
Przez chwilę stała bez ruchu, zbierając myśli. Zastanawiała się, jak powie o tym przyjaciółce. Od czego powinna zacząć? Jak zareaguje, gdy się o tym dowie? Co stanie się potem? Nie mogła uwierzyć, że wreszcie nawiedziły ją te wątpliwości. Marzyła, że ten dzień kiedyś nadejdzie; kiedy uwolni przyjaciółkę i znów będą mogły zachowywać się normalnie. To był jeden z najlepszych dni, odkąd zniknął Sebastian. Odnalazła zaklęcie, jej przyjaciółka odzyska wolność. Była tak niesamowicie szczęśliwa, że zapominając się, posłała radosny uśmiech anielskiemu kamerdynerowi.
Gdy tylko zorientowała się, co zrobiła, natychmiast spoważniała. Odwróciła się bokiem do niego i splotła ręce na piersi.
                – Skoro już tutaj jesteś, mam do ciebie pytanie i lepiej, żebyś odpowiedział szczerze – rzekła chłodno, ignorując rozbawione spojrzenie bruneta.
                – Słucham, panienko Roseblack – odparł zaciekawiony mężczyzna.
                – Jesteś aniołem – stwierdziła, na co Arthur przytaknął skinieniem głowy. – Chcesz pojmać Króla Piekieł, więc na pewno znasz sposób, by obezwładnić i unieruchomić demona.
Kamerdyner ponownie skinął głową, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech. Wiedział, że młoda szlachcianka była inteligentna. Spodziewał się, że prędzej, czy później dojdzie do tej rozmowy.
                – Chcę, żebyś podzielił się ze mną tą wiedzą – skończyła wypowiedź, piorunując wzrokiem zadowolonego służącego.
                – Jak ci się wydaje, lady Roseblack, czego użyłbym, by dokonać tego, czego ode mnie wymagasz? – zapytał w odpowiedzi, nie mogąc się powstrzymać, by przetestować błyskotliwość nastolatki.
Lizz prychnęła pod nosem, w myślach przeklinając bezczelnego anioła. Widziała, że nie odpuści. Nie miała więc innego wyjścia, jak odbić piłkę, dołączając do jego gry. Gdyby znała inny sposób, na pewno nie prosiłaby go o pomoc, a on, doskonale zdając sobie z tego sprawę, wykorzystywał jej słabość dla własnej rozrywki. Gotowała się na samą myśl o sprawieniu przyjemności istocie, którą tak niesamowicie gardziła, ale musiała przełknąć dumę w imię wyższego celu. Po raz kolejny.
                – Jesteś aniołem, postawiłabym na enochiańską pieczęć magiczną lub coś do niej podobnego – odparł podejrzliwie.
                – Wspaniała dedukcja, lady Roseblack – rzekł anioł.
Z kieszeni spodni wyciągnął niewielką kartę, na której widniały nieznane dziewczynie znaki. Domyśliła się, że były to symbole pisane w pradawnym języku aniołów. Uśmiechnęła się półgębkiem, zadowolona z siebie. Mężczyzna podał jej karteczkę i niewielki kawałek czerwonej kredy. Chwyciwszy przedmiot w dłoń, hrabianka spojrzała na bruneta pytająco, a ten, delektując się swą wyższością nad dumnym człowiekiem, wyjaśnił:
                – Te symbole trzeba narysować kredą w miejscu, w którym chcesz uwięzić demona – wyjaśnił. – Oczywiście, jeśli chcesz, by zaklęcie zadziałało, musisz przypieczętować je krwią niewinnego – dodał, uśmiechając się przebiegle.
                – Krwią niewinnego? – powtórzyła zamyślona hrabianka. – Rozumiem, że ja nie wchodzę w grę. Masz na myśli kogoś szczególnego? – zapytała, po raz kolejny sprawiając, że na twarzy anioła pojawił się uśmiech satysfakcji.
Zaczynała podejrzewać, że ukrywał przed światem jakiś niezdrowy fetysz. Na samą myśl przeszły ją ciarki, jednak starała się zachować zimną krew.
                – To prawda, jesteś nieczysta. Na szczęście nie można tego powiedzieć o duszy, którą się opiekuję.
                – Timmy?! Wykluczone! – obruszyła się hrabianka. – Myślałam, że miałeś go chronić!
                – Ależ oczywiście, lady Roseblack. Do zawiązania zaklęcia wystarczy jedna kropla – wyjaśnił.
Wzburzona szlachcianka cudem powstrzymała się przed uderzeniem w twarz złośliwego kamerdynera, który wyraźnie doskonale bawił się, widząc jej zmartwienie. Sprawdzał ją. Bez ustanku wystawiał na małe próby, jakby chciał sprawić, jak bardzo zgniła jest jej dusza. Jakby ją studiował, chcąc zrozumieć naturę demona. Jakby szukał przyczyny jego zainteresowania nią. Zdawała sobie z tego sprawę, za co jeszcze bardziej nienawidziła idealnego mężczyzny, który wciąż w jej oczach był dla Timmiego zagrożeniem. Nie mogła uwierzyć, by ktoś tak zepsuty jak Arthur mógł być aniołem stróżem kogoś o tak czystym sercu, jak jej kuzyn.
                Kiedy skończyła rozmawiać z anielskim posłańcem, poleciła mu zawołać Taia, a sama udała się w stronę lochu. Chciała, by młody służący mógł jej towarzyszyć, gdy zrobi to, o co od tak dawna zabiegał. Rozumiała jego niecierpliwość i smutek, czuła się podobnie. Wiedziała więc, jak szczęśliwy będzie, gdy Tomoko przekroczy próg metalowej klatki.
Ze swoim kamerdynerem spotkała się u podnóża schodów. Podekscytowany, z trudem powstrzymując uśmiech, zszedł na sam dół, trzymając w dłoni olejną świecę. Nastolatka posłała mu radosny uśmiech, tym samym przyzwalając, by i on nie skrywał radości. Wspólnie podeszli do krat. Czując padające na twarz światło, księżniczka przetarła oczy. Gdy tylko ujrzała wyrazy twarzy dwójki gości, jej serce przyspieszyło, bijąc silnie pełne nadziei. Czuła, że wydarzyło się coś dobrego, jednak nie dowierzając, nie chciała okazywać emocji. Nie zniosłaby, gdyby okazało się, że po raz kolejny to była jedynie ułuda. Nie chciała, by Lizz widziała pełnię jej cierpienia. Nie zasługiwała na to.
                – Lizzy, co się stało? – zapytała słabym głosem, przelotnie spoglądając na Taia.
                – Mam dla ciebie dwie wiadomości. Nie wiem, od której powinnam zacząć… – odparła Lizz, kucając przy klatce.
Włożyła dłoń przez kraty, dotykając ramienia japonki. Ta, uśmiechnęła się blado, zachęcając przyjaciółkę, by przekazała jej wieści.
                – Twój ojciec nie żyje. Dziś rano znaleziono jego ciało. To było zabójstwo. Podejrzewam, że odpowiedzialni są szefowie tej organizacji. Widocznie twój ojciec jednak chciał cię odzyskać… – wyjaśniła na jednym wdechu, po czym momentalnie spuściła głowę, bojąc się spojrzeć w oczy Tomoko.
Nie miała pojęcia, jak zareaguje. Czy się ucieszy? Poczuje ulgę? A może wieść o śmierci ojca, którego zarzekała się, że nienawidzi, zmartwi ją? Czy zacznie obwiniać ją za to, że odebrała im wspólny czas? Gdyby tak się stało, nie miałaby jej za złe. Odpowiedzialność za śmierć pana Hashimoto spoczywała na jej barkach. Obie nastolatki miały tego świadomość.
                – A ta druga wiadomość? – zapytała japonka, zupełnie, jakby informacja o śmierci ojca nie zrobiła na niej żadnego wrażenia.
                – Panienko… – szepnął zaskoczony Tai.
Lizz zebrała w sobie całą odwagę, by spojrzeć na przyjaciółkę. Na jej zmęczonej twarzy królował promienny uśmiech, zupełnie przyćmiewając głębokie cienie pod oczami. Jakby doskonale wiedziała, co za chwilę usłyszy. Jakby naprawdę nie obchodził ją ojciec. Czy to możliwe, by znienawidziła go aż tak? Czy fakt, że umarł, próbując wywalczyć sobie prawo do odzyskania jej, nie wpłynął na jej decyzję? Hrabianka nie była pewna, co tak naprawdę czuje Tomoko. Była zbyt przejęta sytuacją, by skupić się na odpowiednim odczytaniu emocji. Dla niej również było to wielkie wydarzenie. Za chwilę w końcu weźmie w ramiona jedną z dwóch osób na tym świecie, której dotyk nie zadawał jej cierpienia. Swoją ukochaną przyjaciółkę, którą z niesamowitym bólem serca więziła przez ostatnie pół roku.
                – Sądzę, że to Tai powinien przekazać ci drugą wiadomość – odparła Elizabeth, spoglądając przez ramię na skrępowanego chłopaka.
Ten zadrżał, słysząc swoje imię. Wyciągnął z kieszeni spodni klucz i niepewnie podszedł do kłódki.
                – W związku ze śmiercią ojca księżniczki, nie ma powodu, by dalej księżniczkę tu trzymać. Od dziś znów jest księżniczka wolna – powiedział niezwykle oficjalnie, jednak w jego słowach czuć było niesamowitą radość.
Kłódka upadła na ziemię z głośnym szczękiem niesionym przez echo po całych podziemiach. Chłopak otworzył klatkę i odsunął się, ze łzami szczęścia w oczach przyglądając się, jak dwie nastolatki padają sobie w ramiona.
                – Lizzy, to takie cudowne! – krzyknęła uradowana japonka, wtulając się w przyjaciółkę.
                – Wiem, myślałam, że nie doczekam się tego dnia. Wybacz mi, proszę…
                – Wiesz dobrze, że nie mam ci za złe. Wreszcie to wszystko się skończyło. Tylko to się liczy.
                – Ale twój… – Lizz nie była w stanie dokończyć, czując, że nie jest godna, by wspominać o człowieku, za którego śmierć była odpowiedzialna.
Tomoko odsunęła się, spojrzała na nią i uśmiechnęła się serdecznie.
                – Był nikim na długo przed tym, jak mnie tu uwięziłaś – wyjaśniła.
Hrabianka skinęła głową. Spojrzała na przyglądającego się im Taia. Widziała, jak bardzo chłopak ma ochotę z nią porozmawiać. Całe jego ciało, postawa, mimika, drobne gesty świadczyły o jego niesamowitej radości. Elizabeth spojrzała do wnętrza klatki.
                – Tai, zabierz Tomoko na górę. Przygotuj dla niej ubrania, kąpiel i posiłek. Chcę, byś zajął się nią, dopóki nie skończę pracować – poleciła, udając poważną.
Nastolatek jednak od razu zorientował się, czemu to zrobiła. Wyraz wdzięczności w jego oczach był dla niej najlepszym podziękowaniem. Młody kamerdyner posłusznie skinął głową, wziął księżniczkę pod rękę i zaczął prowadzić ją na górę, podczas gdy Elizabeth zabrała się za przygotowanie dotychczasowego więzienia swej przyjaciółki na przyjęcie nowego rezydenta.
                Posiadłość Roseblack od dawna nie tętniła takim życiem, jak tego wieczoru. Chociaż przez cały dzień Lizz pochłonięta była pracą, zarówno służący jak i goście spędzali miło czas w pokoju gier. Tai zaprowadził księżniczkę do jej sypialni. Przygotował kąpiel i ubrania. Przez cały czas czekał na nią, by w każdej chwili móc służyć pomocą. Był niezwykle podekscytowany. Przez długie miesiące czekał na ten dzień, na moment, gdy ujrzy pełen ulgi uśmiech na twarzy japonki. Wreszcie się udało. Nie potrafił opisać jak niezwykle był szczęśliwy. Obecność dziewczyny sprawiał, że czuł się wyjątkowo.
Przez cały czas, który razem spędzili, pochłonięci byli rozmową. Nastolatka wypytywała go o szczegóły historii, które opowiadał jej każdego dnia, a on z wielką chęcią odpowiadał na pytania. Nie pozostawał również dłużny. Teraz, gdy wreszcie była wolna, mógł dowiedzieć się o niej czegoś więcej. O jej rodzinie, życiu, przyzwyczajeniach. Nie wiedział, że była wielką fanką włoskich sukni. Że uwielbia gorzką czekoladę i ma uczulenie na miętę. Każda drobna informacja napawała go niesamowitym entuzjazmem.
                – Tai, mógłbyś mi pomóc? – zapytała księżniczka, wychylając się zza parawanu.
                – O-oczywiście – odparł, nie oglądając się.
Przewiązał oczy krawatem i pociągnięty przez nastolatkę za rękę, wszedł za materiałowe ogrodzenie, by spełnić jej prośbę.
                – Nie mogę tego zawiązać – poinformowała, stając do niego plecami. – Musisz to zdjąć, inaczej ci się nie uda – zaśmiała się, czując, jak chłopak nieudolnie próbował zaplatać sznurki gorsetu.
                – P-przepraszam– mruknął skrępowany.
Niepewnie ściągnął z oczu krawat i starając się skupić wzrok jedynie na dwóch kawałkach materiału, zacisnął i zawiązał odzienie zgodnie ze wskazówkami księżniczki. Gdy skoczył, natychmiast się wycofał, cały czerwony ze wstydu głęboko oddychając, by uspokoić nerwy.
Dziewczyna wyłoniła się zza kotary i obróciła wokół siebie, by pokazać się służącego w całej okazałości. Tai patrzył na nią z podziwem. Nie sądził, że może być jeszcze piękniejsza. Była wręcz idealna. Jak droga, porcelanowa lalka. Piękna, delikatna, pełna gracji. Z wrażenia lekko uchylił usta, mimowolnie wydając z siebie ciche „cudowna”.
                – Dziękuję – odparła, wprawiając chłopaka w jeszcze większe zakłopotanie.
                – Nie ma za co, księżniczko. Naprawdę wyglądasz wspaniale.
Japonka spojrzała głęboko w brązowe oczy nastolatka. Podeszła do niego, przytuliła się i szepnęła wprost do jego ucha:
                – Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, Tai.
Pocałowała chłopaka w policzek i odsunęła się, rozbawiona patrząc jak jego twarz przybiera coraz intensywniejszy odcień czerwieni. Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, pociągnęła go za rękę, by dołączyć do reszty domowników. 

3 komentarze:

  1. Zdenerwowana,cisnęła twardą oprawą w tekst. Nie wiedziałam, że księga była aż w tak złym stanie żeby okladka fruwała od zawartości, inaczej to co napisałaś jest niemożliwe fizycznie :p tak tak, biorę z ciebie przykład i zaczynam pisać komentarz już w trakcie, żeby niczego nie zapomnieć.
    Pochwalę się, od pierwszego akapitu zgadłam, że koperta zawierała informację o śmierci. Chocia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grrt jak ja nienawidzę tej klawiatury! I skostniałych rąk. Kontynuuję myśl: Nie podoba mi się to, że list tak bez problemów dostał się tutaj. Taka tajna organizacja, a tu proszę. Mam złe przeczucia.
      Czy tym rezydentem będzie Sebastian? Xd no i NA PEWNO została jakaś kropla krwi niewinnej Tomoko. Chytre ^^ i czerwona kreda ^^ zasadniczo czerwień w okultyzmie bardzo nadaje się do przywoływań dodatnich, a nam o takie chodzi. Nie wiem, o ile jest to efekt zamierzony, ale masz propsy. ( ooo, moje palce bolą, gdy weszłam do autobusu. ) A Tomoko... Ten Tai tak bardzo zakochany, że aż mi się śmiać z jego chce. Naprawdę. Jakoś mam cichą nadzieję, że Tomoko wystawi go do wiatru <3 kończę, bo moja ciemna natura się ulatnia ^^ Będę czekać na gościa w klatce ^^

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, księżniczka już uwolniona nawet ojcem się nie przejęła mimo wszystko... a co z Sebastianem czy uda się go przywołać czy go naprawdę zabije...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.