Rozdział był betowany na wykładach, bo spałam w nocy tylko trzy godziny i wiedziałam, że po powrocie z zajęć już w ogóle nie będę się do tego nadawała. Więc jeśli znajdziecie jakieś błędy albo randomowe wstawki na temat bibliotek, prawa autorskiego, marketingu albo innych dziwactw, których ewidentnie być nie powinno, to mi je wypiszcie, jak już skończycie się śmiać xD.
Serio, nie wiem, co tam za dziwactwa mogą być, ale liczę na to, że jednak niczego nie ma.
Ostatnie notki mają więcej wyświetleń. Podoba mi się ta tendencja, oby tak dalej. Od razu chce się pisać, kiedy liczby rosną <3. Szczególnie komuś z nerwicą natręctw bardzo ukierunkowaną na liczby xD.
Dobrze. Miłego czytania :*.
Serio, nie wiem, co tam za dziwactwa mogą być, ale liczę na to, że jednak niczego nie ma.
Ostatnie notki mają więcej wyświetleń. Podoba mi się ta tendencja, oby tak dalej. Od razu chce się pisać, kiedy liczby rosną <3. Szczególnie komuś z nerwicą natręctw bardzo ukierunkowaną na liczby xD.
Dobrze. Miłego czytania :*.
===========
Od
kilku godzin na terenie zamku panował straszny gwar. Zabiegani służący krążyli
pomiędzy kolejnymi pomieszczeniami, wypełniając powierzone im obowiązki. Jedni
ozdabiali korytarze kwiatami, inni rozkładali dywany, jeszcze inni dbali o
utrzymane w fioletowo-błękitnej tonacji dodatki. Demony z sekcji dekoracyjnej
były niezwykle zgrane, wymieniały się, uzupełniały nawzajem i przechodziły jak
burza przez komnaty, pozostawiając po sobie doskonale wyglądające wnętrza, zaaranżowane
dokładnie tak, jak zaprojektowała je Enepsignos. Przyszła królowa pragnęła, by
każda stopa ogromnego zamczyska informowała o tym, co się w nim dzieje, przy
okazji emanując niesamowitym splendorem. Połączenie koloru jej skóry z fioletem
– jedną z barw, w której najczęściej można było spotkać na zamku nowego króla –
dopełnione czernią onyksu tworzyło w jej odczuciu doskonałą mieszankę, której
oczywisty przekaz cieszył jej oczy i wywoływał uśmiech na twarzy.
Eni
miała mało czasu, by zorganizować koronację, a co dopiero koronację i ślub na
raz. Wobec tego postanowiła zorganizować wszystko w tym samym pomieszczeniu, za
jednym razem, dostosowując wystrój tak, by odpowiadał obu tym podniosłym
wydarzeniom. Sala tronowa zmieniła się więc w salę koronacyjno-ślubną,
spowijająca ją mgła zrzedła nieco, odsłaniając skryte na co dzień ściany, a na
lampach i żyrandolach zawisły dekoracje oraz kwiaty zerwane z ogrodu na dachu
zamku. Demonicy zależało na tym, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. W końcu
nie co dziennie bierze się ślub ze świeżo koronowanym królem, na dodatek
będącym jej największą miłością od niepamiętnych czasów. Dalej nie mogła w to
uwierzyć. Spełnienie marzeń wydawało się zbyt surrealistyczne, by mogło być
prawdziwe, a jednak ilekroć sprawdzała, czy nie śpi, okazywało się, że była
świadoma i wszystko było rzeczywistością. Nawet gdyby był to sen, Enepsignos
uznała, że chciałaby pozostać w nim na zawsze.
Do
sali tronowej weszło kilku służących, niosąc ze sobą podłużne stoły z czarnego
kamienia. Zaraz za nimi poczęli wchodzić kolejni, obładowani krzesłami. Jeden z
demonów podszedł do błękitnoskórej kobiety, klęknął się przed, po czym podniósł
się i wskazał dłonią podwładnych.
–
Tak, jak prosiłaś, pani, przynieśliśmy stoły i krzesła. Gdzie chciałabyś,
żebyśmy je postawili, wasza wysokość? – zapytał uniżenie, łechtając ego
kobiety, zwracając się do niej królewskim tytułem.
Ta rozejrzała się i przez moment
wybierała w wyobraźni najlepsze spośród kilku rozstawień, które przyszło jej do
głowy. Uznała, że najlepiej będzie ustawić krzesła w czterech rzędach, a stoły
podsunąć do ścian, by tuż po ceremonii koronacji i zaślubin zwyczajnie
przenieść zastawione jedzeniem blaty pomiędzy rzędy, tak by goście nie musieli
usuwać się na bok, a jedynie nieco rozsunąć zajmowane siedziska.
Służący
skinął twierdząco głową i wydał polecenia podwładnym, którzy w mgnieniu oka
uporali się z meblami, ustawiając je dokładnie tak, jak wyobraziła to sobie
przyszła królowa. Enepsignos z aprobatą skinęła głową i uśmiechnęła się pod
nosem. Potem stanęła na środku pomieszczenia, pomiędzy dwoma środkowymi rzędami
krzeseł, i spojrzała w stronę tronu. Machnięciem ręki odsunęła go w tył,
szurając nogami siedziska po błyszczącej posadzce. Zajmowane przez niego dotąd
miejsce miała zająć scena, na której odbędą się uroczystości. Demonica
przyzwała służącego i wyjaśniła mu, co chciała by zobaczyć i jak dokładnie
miało to wyglądać, całkowicie zdając się na mężczyznę, który – chociaż nie
znała go nawet z imienia – okazał się niezwykle kompetentny i dotąd zdołał tak
dyrygować zespołem pracowników, że wszystko spełniało wymagające kryteria
narzeczonej króla piekieł.
Wydawszy
dokładne instrukcje, Enepsignos opuściła salę tronową, kierując się do swoich
apartamentów, gdzie kilkanaście służek harowało w pocie czoła, by uszyć kreację
odpowiadającą standardom przyszłej królowej. Projekt sukni powstał zaledwie
dziesięć ludzkich godzin temu i mogło się wydawać, że stworzenie go nie zajęło
demonicy zbyt wiele czasu, lecz prawda była taka, że odkąd tylko Sebastian
wręczył jej pióro, w głowie kobiety zaczął powstawać obraz idealnego ubrania, w
którym na oczach wszystkich poddanych zwiąże się poprzez małżeństwo ze swym
ukochanym, udowadniając tym, którzy szydzili
z niej od wieków, że słowa błękitnej demonicy nie były jedynie pustymi
mrzonkami, a nieopisany trud włożony w dążenie do celu wreszcie się zwrócił.
Nie mogła doczekać się chwili, kiedy jako świeżo upieczona królowa spojrzy z
podwyższenia wprost w oczy wyniosłego Azazela, pokazując mu, że przez te
wszystkie lata, to ona miała rację.
–
Pani, suknia jest już gotowa do przymiarki – poinformowała jedna ze służek.
Enepsignos skinęła głową i
pozwoliła, by dziewczyna zaprowadziła ją do pomieszczenia obok, w którym
demonica zaaranżowała na czas przygotowań do ceremonii warsztat szwaczek.
Wnętrze
pokoju wypełnione było skrawkami materiałów, rysunkami, maszynami do szycia,
wstążkami, koralikami i szlachetnymi kamieniami mającymi stać się częściami
składowymi kreacji, którą przyszła królowa pragnęła, by poddani zapamiętali do
końca swych dni. W centralnej części pomieszczenia znajdowało się niewielkie
podwyższenie, wokół którego porozstawiano lustra, tak by królowa mogła
przyjrzeć się sobie z każdej strony. Kiedy tylko Enepsignos zjawiła się w komnacie,
natychmiast podbiegły do niej demonice, rozbierając przyszłą królową z
dziennych ubrań i na ich miejsce ostrożnie zakładając niegotową kreację. Po
niespełna minucie Eni była gotowa. Suknia prezentowała się tak, jak to sobie
wyobrażała, jednak nie obyło się bez kilku poprawek, które natychmiast
zaznaczyła główna krawcowa, w przeprosinach kłaniając się przed demonicą niemal
do samej ziemi.
–
Wstań i bierz się do pracy – poleciła Enepsi, zrzucając z siebie delikatny
materiał.
Następnie podeszła do ściany
dzielącej jej apartamenty od komnat Sebastiana. Czule przyłożyła do niej dłoń i
westchnęła pod nosem, zastanawiając się nad czymś. Po chwili kazała wszystkim
służącym się odsunąć i bez ostrzeżenia uderzyła pięścią w ciemny kamień, który
popękał i z hukiem runął na ziemię, tworząc połączenie pomiędzy dwoma
kompleksami mieszkalnymi.
Zadowolona
z siebie błękitna demona skinęła na jedną z drżących służek.
–
Idź na pierwsze piętro i powiedz Lewiatanowi, żeby jego ludzie się tym zajęli.
Chcę tu mieć szerokie na pół pręta przejście. Zrozumiałaś? – zapytała, groźnie
mierząc wzrokiem młodą poddaną.
Ta skinęła głową i odesłana machnięciem
ręki pobiegła we wskazane miejsce, by przekazać jednemu z królewskich doradców
prośbę jej pani. Enepsignos wsparła dłonie na biodrach i uśmiechnęła się pod
nosem. Jak dotąd wszystkie przygotowania szły zgodnie z planem.
Demonica
nie spędziła zbyt wiele czasu w swoim apartamencie. Po kilku minutach kroczyła
żwawo korytarzem, by zlecić kolejne zadania pozostałej części służby. Patrząc
na nią, mogłoby się wydawać, że przygotowania do ceremonii pochłaniały ją bez
reszty, było jednak coś, co zajmowało myśli przyszłej królowej znacznie
bardziej. Zatrzymała mijającą ją służkę i wręczyła jej listę zadań, nakazując,
aby ta dopilnowała ich wypełnienia, a sama udała się w jedno z
najmroczniejszych miejsc w całym zamku – do gabinetu Anasiego. Musiała
dowiedzieć się, czy demon zdołał odnaleźć sposób, by przechytrzyć anioły. Odkąd
Sebastian opuścił piekło, była u ekonomisty już kilka razy, jednak za każdym
słyszała dokładnie to samo. „Wciąż bez zmian, moja pani” powtarzał cierpliwie
Anasi, za każdym razem z coraz większym trudem zmuszając się, by brzmieć
uprzejmie. Namolność kobiety zaczynała doprowadzać go do szału. Rozumiał jednak
jej pobudki i dlatego w dalszym ciągu – choć każąc jej czekać coraz dłużej przy
każdej kolejnej wizycie – otwierał przed nią wrota, raczył ją krwią i spokojnie
tłumaczył to, co dla obojga było oczywiste: nie da się znaleźć kruczka w tak
drobiazgowej umowie w zaledwie kilka ludzkich dni. Może, gdyby doradca miał
więcej czasu, udałoby mu się odnaleźć jakiś sposób.
Spokój
w samotni informatora zaburzyło uciążliwe pukanie. Demon westchnął ciężko i
nonszalancko machnął ręką, wprawiając w ruch zaklęte zapadnie ciężkich drzwi.
Kiedy te ustąpiły, w progu ujrzał błękitne bóstwo odziane w półprzezroczystą,
wyciętą przy prawym udzie kreację. Enepsignos wkroczyła pewnie do pokoju i
zajęła miejsce na fotelu naprzeciwko ekonomisty, nie reagując już nawet, kiedy
pokój spowiła transparentna powłoka wygłuszająca.
–
Anasi… – zaczęła, lecz mężczyzna uciszył ją, delikatnie unosząc dłoń.
Uśmiechnął się najcieplej jak
tylko był w stanie i sięgnął po spiralną butlę pełną krwi, ozdobioną etykietą
opatrzoną oznaczeniem rocznika 1348. Enepsignos westchnęła ciężko, ale nie odezwała się, póki demon nie wręczył jej
kieliszka. Upiła odrobinę metalicznej cieczy i odstawiła naczynie na blat,
zastanawiając się, jaki przekaz mogła nieść ze sobą skażona krew.
–
Udało ci się czegoś dowiedzieć? – zapytała w końcu drżącym głosem.
–
Pani… Rozumiem, że się denerwujesz, jednak w obecnej sytuacji nie mogę
powiedzieć ci nic więcej. Cały czas pracuję nad znalezieniem jakiegoś
niedociągnięcia w umowie. Wydaje mi się jednak, że gołębie przygotowywały ją już
od bardzo dawna. Wszystko jest doskonale dopracowane i nie widzę żadnego
wyjścia… – odparł smętnie demon, spoglądając w oczy zdenerwowanej kobiety.
–
W takim razie szukaj dalej – warknęła Enepsignos, nerwowo zrywając się z
fotela. – I przestań podrzucać mi jakąś dziwaczną krew. Te twoje ukryte
przekazy ani trochę mnie nie bawią! Nie drwij ze mnie!
Anasi
wysłuchał w spokoju krzyków przyszłej królowej. Nie miał jej za złe uniesienia.
Potrafił zrozumieć, jak się czuła, chociaż jemu podobne emocje były zupełnie
obce. Znał je z prowadzonych przez siebie zapisów, obserwował oczami wiernych
informatorów, jednak nigdy nie zaznał żadnej z nich na swojej skórze. Cenił
sobie całkowitą wolność od splugawionego dziedzictwa przodków, pozwalała mu
patrzeć na wydarzenia z zupełnie innej perspektywy i dostrzegać to, co
niedostrzegalne dla tych, którzy chełpiąc się brakiem jakichkolwiek uczuć, nie
zauważali jak są w nie bogaci. Cała obojętność, z której słynęły dzieci
ciemności, tak naprawdę była jedynie ułudą podszywaną stuleciami oszukiwania
samych siebie. W rzeczywistości coś, co raz zostało splugawione, nigdy nie
mogło odzyskać pierwotnego stanu. On był nielicznym wyjątkiem; jednym z
żyjących u boku kreatury, która na zawsze odmieniła mentalność demonów. Czasem
bawiło go to, jak wszyscy wokół doskonale udawali, że są pozbawieni
jakichkolwiek emocji. Sam Belial, w obawie o utratę kontroli nad piekłem,
stworzył siejący propagandę kodeks, który upewniał łatwowierne istoty o
chłodzie ich serc. W rzeczywistości jednak były król starał się jedynie
podtrzymywać zaszczepiane w poddanych od małego kłamstwo, które rosło wraz z
nimi przez całe życie – tylko dzięki temu udawało się wmówić poddanym, że nie
czują. Samo nawet rozmawianie o wzajemnych emocjach było surowo zakazane pod
groźbą okrutnej karty – często gorszej nawet od śmierci, chociaż to ta wydawała
się ostatecznością.
Gdy
Enepsignos skończyła wyżywać się na niewinnym demonie, opadła zrezygnowana na
fotel i dopiła resztkę krwi, po czym zaczęła wpatrywać się pustym wzrokiem w
szkarłatne zacieki na cienkim szkle.
–
Czarna śmierć, najczarniejsza z czarnych… – mruknęła pod nosem, przypominając
sobie czasy, kiedy udało jej się spotkać Sebastiana w ludzkim świecie, kiedy
wściekły postanowił wyplenić ludzi, rozsiewając wśród nich okropną zarazę.
Podziwiała go.
Wówczas po raz kolejny upewniła się, że był tym, z którym pragnęła dzielić
resztę wieczności. Niepokojący błysk w oczach ukochanego wprawiał serce Enepsi w
przyspieszony rytm. Przechadzała się u jego boku pomiędzy tysiącami ciał i
setkami nieszczęśników, którzy w okropnych warunkach dochodzili swego żywota.
Wraz z nim pożerała dusze, spijała szkarłatną ciecz, napawając się
przesiąkniętą piekielnym mrokiem goryczą ich plugawionej krwi. Gdyby tylko
mogła, już tamtego dnia związałaby się z nim na zawsze, lecz wtedy myśli Kruka
skupione były na czymś zupełnie innym. Nie było w nich miejsca na nią – nic nie
znaczącą demonicę, która nie krwią, a ciężką pracą zdobyła pozycję na zamku.
Dla niego była nikim więcej niż jedną z setek służących mijanych na zamkowych
korytarzach. Los jednak się odwrócił i pięć wieków później to, co wydawało jej
się niedoścignionym marzeniem, stawało się rzeczywistością. I właśnie wtedy,
kiedy zyskiwała szczęście, traciła je zarazem z woli jakiejś niedorzecznej
zachcianki losu.
–
Nie denerwuj się, pani, zrobię wszystko, by znaleźć jakiś sposób na…
–
Przestań już – przerwała Enepsignos.
Podniosła się z fotela i zmierzyła
wzrokiem Anasiego, po czym westchnęła ciężko i rozluźniła się zrezygnowana.
Krzyczenie na niego nie miało sensu, niczego by nie przyspieszyło. Tak samo jak
przychodzenie tutaj. Dlaczego nie mogła się powstrzymać, doskonale wiedząc, że
gdyby tylko się czegoś dowiedział, natychmiast dałby jej znać? Irytowało ją to,
jak niesamowicie dawała się ponieść emocjom, ale nie była w stanie niczego z
tym zrobić. Popełniła największy błąd, dopuszczając do głosu uczucia. Musiała
odnaleźć sposób, by się z tym uporać – nie było innej rady.
–
Kruk prosił, żebym ci przekazała, że byłoby mu niezmiernie miło, gdybyś zjawił
się na uroczystości – mruknęła przyszła królowa, odwracając wzrok. – Myślę, że
powinieneś spełnić jego prośbę. To pierwsza koronacja od… Właściwie od zawsze.
Dobrze ci zrobi, jeśli wyjdziesz stąd chociaż raz. Poza tym takie wydarzenie
powinno zostać odpowiednio udokumentowane. Zjawiając się osobiście, możesz
liczyć na możliwie najbardziej obiektywne sprawozdanie – dodała, wiedząc, że
tymi słowami powinna chociaż zmusić demona do przemyśleć.
Doskonale
wiedziała, że jego kroniki były jedyną rzeczą, na której – poza spokojem i
odosobnieniem – naprawdę mu zależało. Ona natomiast chciała, by koronacja jego
męża była idealna – dokładnie taka, jakiej pragnął – a skoro w jego wyobrażeniu
był Anasi, mogła uciec się do małego kuszenia, by zapewnić ukochanemu jego
obecność.
–
Oczywiście, pani, przemyślę to – odparł demon.
Zdjął zabezpieczające
pomieszczenie pole siłowe i otworzył drzwi, pozwalając Enepsignos swobodnie
opuścić swą samotnie. Kiedy zniknęła, z hukiem zatrzasnął wrota i rozsiadł się
wygodnie w fotelu, dolewając do kieliszka kolejną porcję zakażonej dżumą krwi.
Obrócił siedzisko w stronę przysłoniętego okna i wyjrzał przez niewielką szparę
na dziedziniec. Dostrzegł tam grupkę młodych demonów, potomków mniej znaczących
członków rady, które znęcały się nad jakimś biednym, dwugłowym zwierzęciem
przypominającym psa. Anasi dopiero po chwili zorientował się, że poddawana
torturom istota była zaledwie młodym rasy piekielnych psów, której jeden z
przedstawicieli – rosły, trójgłowy przewodnik stada – wieki temu dostał się przez portal na ziemie,
zapisując się w ludzkiej historii jako cerber.
Zwierzę
wydawało z siebie rozpaczliwe jęki, nawoływało o pomoc, jednak nie mogło liczyć
na pomoc. Wewnątrz murów nie było nikogo, komu los stworzenia nie byłby
obojętny. Wręcz przeciwnie. Ekonomista widział kilka postaci majaczących w
oknach wyższych kondygnacji zamku, które z zafascynowaniem przyglądały się
poczynaniom młodszego pokolenia. Zaiste okrutnym był świat, na którym przyszło
im żyć, lecz nikt nie potrafił tego dostrzec. Zresztą czy można było się
dziwić? Wychowywani od najmłodszych lat w brutalnych warunkach, otaczani
cierpieniem i krwią, deprawowani na każdym kroku, kiedy tylko ich poczynania
niebezpiecznie zbliżały się do granicy zła i dobra – nie mieli prawa stać się
inni, i innymi stać się nie powinni. Taka była naturalna kolej rzeczy. Od
zarania dziejów na świecie panowała równowaga za sprawą sił ciemności i światła
i nikomu nie przeszło przez myśl, by stabilny układ zmieniać, choć minęło już
tyle rzeczywistości…
Anasi
sięgnął do szuflady sekretarzyka i wyciągnął z niej czystą kartkę. Zamoczył
pióro w kałamarzu, i nie odwracając wzroku od grupki dzieci katujących psa,
zaczął spisywać dokładnie swoje obserwacje, uznając, że widok ten doskonale
nada się, by pokazać, jaką mentalnością odznaczyły się demony na początku nowej
ery – ery Króla Kruka. Po cichu kronikarz liczył na to, że nowy władca zmieni
ustrój panujący w piekle. Sprawi, że to okrutne miejsce zyska stabilny kodeks
prawny oparty na logicznych zasadach, a nie jedynie na widzimisię tyrana i jego
kaprysów. Żałował – choć słowo to na wyrost określało stosunek informatora do
losów nowego władcy – że potomek Beliala nie będzie miał szansy rządzić piekłem
na tyle długo, by wdrożyć nowy ustrój, nim do tronu dobiorą się gołębie.
Wprawdzie jedno i drugie zajście nieść miało ze sobą mnóstwo ciekawostek
wartych uwiecznienia w opasłych księgach Anasiego, jednak autonomiczność
piekielnego królestwa wydawała się lepszym tematem kronik, a samo ich pisanie
bardziej chwalebne. Uwiecznianie na papierze dowodów ucisku demonicznego
społeczeństwa zdawało się tak nieodpowiednie, że na samą myśl ręka mężczyzny
zadrżała lekko, sprawiając, że prawie skaził papier pokaźnych rozmiarów
kleksem. Uniknął tego okropnego czynu jedynie za sprawą wiernego pająka, który
w ostatniej chwili wypełzł z rękawa jego skromnej, ciemnoszarej szaty,
zasłaniając drobnym ciałem drogocenne zapiski swego pana.
–
Dobra dziewczynka. Dziękuję ci – powiedział ciepło demon.
Nadstawił pająkowi palec, a ten
wszedł na niego ochoczo i wpełzł z powrotem w jego rękaw. Kronikarz uśmiechnął
się, zerkając na ostatnie zapisane przez siebie zdanie i powrócił do kreślenia
kolejnych znaków uwieczniających wydarzenia z codziennego życia w piekle.
Twoje posiadanie jest świetne pisz pisz dalej. Bardzo mnie twoje opowiadanie mnie wciąga. Jestem ciekawa co jest dalej wiec kontynuuj
OdpowiedzUsuńJak dla mnie fioletowy z niebieskim się gryzie. Ale to tylko moje widzimisię ( albo widzę kruki, bo dlaczego się ograniczyć tylko do niedźwiedzi).
OdpowiedzUsuńTaaaaaaak, jestem, bo obiecałam, że przeczytam :)
Suknia prezentowała sie tak, jak sobie wyobrażała - ale jak? Ja też chcę ją zobaczyć oczyma wyobraźni! Jaki ma kolor, jaki krój... tymczasem jedyne co wiem, to kolor i rozmieszczenie stołów w sali tronowej, co akurat mnie najmniej interesuje. Ale to chyba dlatego, że różnimy się gustami ;)
Ogółem, dzieje się ciekawa rzecz, bo Eni będzie ( na razie) ostatnią królową Piekła, a mimo tego chce, by poddani ją zapamiętali i zdaje się nie myśleć o sprawie w ten sposób. Przynajmniej przez pierwsze pięć akapitów.
Rzeczywistość jednostką czasu? Sebastian żył pięć rzeczywistości ( w tym obecna). A może... Rzeczywistość jest okresem panowania poszczególnych władców?
Jezu, pajączek ratujący przed kleksem <3 Kawaiiiiiiiii kyaaaaaa <3 Ośmiooka dziewczynka <3
Coś ten rozdział był za krótki. Więcej pytań nie mam, błędów zbytniol nie zauważyłam, bo byłam zajęta pochłanianiem treści.
Do jutra :D
Mi błękit do fioletu też zbytnio nie podchodzi, ale co się będę kłócić z przyszłą królową? Królowa lubi - królowa ma. Ludzki plebs niech siedzi cicho - dlatego nawet nie sugerowalam zmiany xD.
UsuńSukienka nie bez powodu jest "taka, jak ją sobie wyobrażała". Masz chcieć ją zobaczyć i masz czekać na to, by zobaczyć ją dopiero weaz z resztą poddanych (i przy okazji musisz czekać, aż ją dokładnie wymyślę i nauczę siè tych wszystkich nazw materiałów i dodatków, które są mi na co dzień twk niesamowicie obojętne, jak dawnej Kate wszystko xD). Ale tak, to zamierzone było :P.
Rzeczywistość jednostką czasu - już któryś raz zwracasz uwagę na to, że ta Rzeczywistość pojawia się w dziwnym kontekście i za każdym razem jesteś bliżej prawdy xD. Ale jej nie zdradzę. Bo nie. Spoiler alert.
I zapomniałam dać linka do jednostek miar w Anglii, sle tym razem nie wytykałaś mi stóp, więc jest git xD.
Do jutra :*