Wreszcie jest!
Wiem, że na to czekaliście i wreszcie się doczekaliście. Kolejny rozdział w Wasze ręce, a ja idę spać, bo jutro trzeba się uczyć, żeby zdać kolosa w pierwszym terminie i zaskoczyć wykładowce (chociaż, znając życie, to pewnie on znów zaskoczy nas xD).
Przy okazji:
Założyłam nowego bloga, na którym opisuje swoje gadżety, mangi, wszystko co mangozjebane, no i oczywiście herbaty. Takie to luźne dosyć, więc się nie zmęczycie :P. Serdecznie zapraszam! :)
Mangozjeb w Herbacie Tonący
Mangozjeb w Herbacie Tonący
To wszystko na dziś. Życzcie mi w czwartek powodzenia.
Miłej lektury :*
==================
Kwadrans
później chłopak znalazł się w części posiadłości, w której znajdowały się
kwatery służących. Przywykł już do wystroju odznaczającego się od reszty
budynku prostotą. Ściany pokryte były jednokolorową tapetą pozbawioną
jakichkolwiek motywów, jeśli nie liczyć kilku zacieków wokół drzwi. Mrok
korytarzy rozpraszał jedynie blask świec, w którym wyblakły dywan wyglądał
znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Mimo surowego wystroju, nawet ta część
rezydencji emanowała aurą pozytywizmu.
Nastolatek
odnalazł drzwi sypialni kamerdynera, wcześniej otwierając wszystkie po drodze,
z których większość stała pusta, jakby od lat czekała na nowych lokatorów.
Jeanny wspominała blondynowi, gdzie znajduje się pokój Sebastiana, jednak jej
opis był nieco mętny i dopiero kiedy nastolatek przekroczył próg pomieszczenia,
upewnił się, że trafił do celu.
Na
pierwszy rzut oka należąca do kamerdynera przestrzeń niczym nie różniła się od
pozostałych sypialni – i właśnie to już na samym wstępie wzbudziło w Jemie
podejrzliwość. Niepewnie wszedł do środka, zatrzymując się w samym centrum
sporego pokoju, jakby bał się, że wewnątrz znajdują się jakieś pułapki. Nic
jednak na niego nie wyskoczyło, nie został oblany, nie usłyszał alarmu.
Wyglądało na to, że był nieco przewrażliwiony. Rozejrzał się więc wokół siebie
w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu przybliżyć prawdziwe oblicze Michaelisa. Pierwsze
rzuciło mu się w oczy stojące na sekretarzyku zdjęcie. Obok niego stał
kałamarz, nieopodal leżało pióro, kilka luźnych kartek, notes, jakieś dokumenty
– nic ciekawego, nic osobistego. Ubrania wiszące równiutko na wieszakach w
wielkiej szafie naprzeciwko łóżka również wyglądały zwyczajnie. W etażerce
James znalazł książkę z dedykacją od Elizabeth, a w szufladzie spinki do
mankietów z herbem rodu Roseblack i nieużywany krawat, który zupełnie nie
pasował do służącego – najprawdopodobniej on również był nietrafionym
prezentem.
Następnie
nastolatek przeszukał łazienkę. Tam udało mu się znaleźć coś, co chociaż
odrobinę odbiegało od normy. Na podłodze w prysznicowym brodziku leżało kilka
potłuczonych płytek, a półtora metra ponad nimi, na ścianie, wyróżniało się
niewielkie wgłębienie. Nie było w tym jednak niczego podejrzanego – wypadki
zdarzały się każdemu, nawet komuś tak idealnemu, to zupełnie normalne.
Szczególnie kiedy stara się, by coś sprawiało wrażenie zwyczajnego. Zniechęcony
James opuścił łazienkę i westchnąwszy, opadł ciężko na krzesło naprzeciw łóżka
demona. Tępo wpatrywał się w materac, póki nie doznał nagłego olśnienia.
—
Łóżko! — krzyknął sam do siebie i zerwał się z siedzenia.
Ostrożnie podszedł do mebla i
obejrzał go dokładnie. Wydawał się nowy, jakby zupełnie nieużywany. Pościel
była czysta, choć nie grzeszyła świeżością. Pachniała kurzem, a to oznaczało,
że leżała tu niezmieniana od dłuższego czasu. Co to za kamerdyner, który
utrzymuje idealny porządek, a śpi w czymś takim? Jednak chłopak nie wydał
jeszcze osądu. Michaelis mógł cierpieć na brak zmysłu powonienia, mieć
dziwaczne przyzwyczajenia albo zwyczajnie takie warunki mu nie przeszkadzały.
Jednak przy bliższych oględzinach James zorientował się, że pościel nie nosiła
żadnych śladów użytkowania. Na dodatek samo łóżko również wyglądało tak, jakby
było zupełnie nowe, bez najmniejszego zadrapania.
Młody
detektyw przesunął odrobinę mebel, by zbadać stan podłogi. Tak jak się spodziewał – pod nóżkami była jaśniejsza. Oznaczało to,
że nikt nie zmieniał jego położenia przynajmniej od kilku lat. Zatem nie był to
nowy zakup. To odkrycie sprawiło, że nastolatek nabrał poważnych podejrzeń.
Możliwe, że Sebastian nie lubił spać w łóżku, jednak nic w pokoju nie
wskazywało na to, by regenerował siły gdzie indziej. Czyżby w ogóle nie
potrzebował snu? To nie było możliwe, przecież ludzie musieli…
—
Ale przecież ludzie… — powtórzył myśl na głos, mając nadzieję, że to w jakiś
sposób rozjaśni mu umysł.
Jednak nic takiego się nie
wydarzyło. Jedna, irytująca refleksja odbijała się echem w głowie blondyna,
sprawiając, że wzbierał w nim stres. Nie był w stanie usiedzieć w miejscu.
Jeszcze raz dokładnie przeszukał całą sypialnie kamerdynera, lecz rezultat był
dokładnie taki sam. Wszystko wskazywało na to, że Sebastian Michaelis nie był
człowiekiem. W prawdzie James mógł brać pod uwagę, że służący zwyczajnie spał w
innym pokoju, ale znów — wszystko inne, włącznie z informacjami, które zebrał od
reszty pracowników rezydencji, wskazywało na to, że użytkował ten pokój, żył w
nim i nigdy nie korzystał z innego.
Jamie
słyszał wielokrotnie o potworach, duchach, demonach, dziwnych zwierzętach i
całej masie innych wymysłów ludzkiej wyobraźni, ale dotąd nie spotkał się z
żadnym dowodem na to, że takie istoty były prawdziwe. Nie wierzył w nie. Zawsze
sceptycznie podchodził do tego typu spraw, ale odkąd poznał kamerdynera, powoli
zaczynał powątpiewać w swe przekonania. Od samego początku mężczyzna wydawał mu
się dziwny. Na dodatek okoliczności ich pierwszego spotkania również nie
należały do najzwyczajniejszych. Chociaż śmiał się sam z siebie, naprawdę
zaczynał wierzyć, że lokaj nie był tym, za kogo się podawał. A jeśli to była
prawda, Elizabeth mogła być w niebezpieczeństwie.
Dźwięk
kroków wyrwał chłopaka z zamyślenia. Chciał się schować, ale było już zbyt
późno. Thomas otworzył drzwi sypialni przełożonego i zobaczył stojącego na jej
środku przerażonego nastolatka. Zdziwił się niezmiernie, bowiem Sebastian przed
wyjazdem do Londynu wspominał, że może dojść do podobnej sytuacji. Wyjaśnił
kucharzowi i pokojówce, że w wyniku urazu głowy James bywa splątany i należy
podać mu lekarstwo, po którym zaśnie i się uspokoi. Służący uwierzyli
przełożonemu kamerdynerowi i kiedy pokojówka usłyszała, że ktoś myszkuje w,
należącej do służby, części posiadłości, przekazała informację Thomasowi, a ten
postąpił zgonie ze wskazaniem Michaelisa i udał się za gościem, by mu pomóc.
—
No już, chłopaku, spokojnie. Nie denerwuj się — zaczął spokojnie, z
wyciągniętymi przed siebie rękami zbliżając się do Jamesa.
Nastolatek błądził wzrokiem po
wnętrzu pomieszczenia, instynktownie odsuwając się od kucharza, póki nie
uderzył plecami o ścianę. Był przekonany, że reszta służących zna sekret
Sebastiana i teraz, kiedy on również go poznał, zamierzali pozbyć się świadka.
Gdy Thomas spróbował chwycić blondyna za dłoń, ten wykręcił jego rękę, pchnął
napastnika na łóżko i zdenerwowany wybiegł na korytarz. Jednak wpół drogi do
wyjścia z pracowniczej części rezydencji napotkał Jeanny. Dziewczyna trzymała w
dłoniach sznur i mówiła coś spokojnym tonem. Jamie jednak nie był w stanie
zrozumieć, co próbowała mu przekazać. Stres wziął nad nim górę, popychając
ciało do desperackiej ucieczki. Rzucił się na pokojówkę i spróbował ją
odepchnąć, jednak ta obezwładniła go i przeprowadziła iniekcję, nim blondyn
zorientował się, co się wydarzyło.
Jeanny
nie bez powodu była służącą rodu Roseblack. Jej potulne usposobienie, radosny
uśmiech i pozorna niezdarność były cechami, które sprawiały, że wszyscy jej
pobłażali, nie wiedząc, że w rzeczywistości doskonale radziła sobie w walce.
Może nie była tak zręczna jak Sebastian, ani równie silna jak Thomas czy Tai,
ale wciąż wyróżniała się ponadprzeciętnymi umiejętnościami.
Związała gościa
sznurem, zawołała Thomasa i razem zanieśli nastolatka z powrotem do sypialni.
—
Nie sądziłam, że to prawda. Wydawało mi się, że Sebastian przesadza — wyznała
Jeanny, patrząc smutno na nieprzytomnego Jamesa.
—
Też miałem taką nadzieję. Przez większość dnia zachowywał się zupełnie
normalnie — odparł Thomas.
Sprawdził wytrzymałość węzłów i
ręką popchnął delikatnie pokojówkę w stronę wyjścia. Było mu żal chłopak,
szaleństwo w tym wieku nie było niczym przyjemnym. Jeśli nie uda mu się z tego
podnieść, prawdopodobnie jego życie drastycznie się zmieni i już zawsze będzie
potrzebował opieki. Dobrze, że był przyjacielem Elizabeth. Dziewczyna miała na
tyle wielkie serce, by przyjąć go pod swój dach i zapewnić mu wszystkie
niezbędne wygody przez wzgląd na dawne czasy.
—
To przykre. Mam nadzieję, że mu się poprawi — westchnęła pokojówka.
—
Ja też, Jeanny, ja też…
~*~
Undertaker
zawisł nad twarzą Elizabeth, rozbawiony dmuchając w jej twarz. Wraz z
Sebastianem zgodnie uznali, że najwyższa pora ją obudzić. Powoli zaczynało
zmierzchać. Za kilka godzin księżyc miał znaleźć się w idealnym położeniu. Przygotowania
do samego zabiegu, a także pierwsza faza – pokrojenie świadomej hrabianki na
stole operacyjnym – miało zająć nie więcej niż dwie godziny. Oboje wiedzieli
też, że dziewczyna będzie musiała powtórzyć wszystkie sekwencje zaklęcia,
którego się nauczyła. Musiała być również w pełni władz umysłowych, a po samym
obudzeniu się jeszcze przez jakiś czas miała pozostać lekko otępiała. Wobec
tego zdecydowali, że nie można dłużej zwlekać. Grabarz zaaplikował dziewczynie
lek, który miał pomóc jej się obudzić, a demon niechętnie krążył wokół fotela,
podważając słuszność czynów siwego mężczyzny. Nie uważał, by do sprawdzenia
trzeźwości jej umysłu i reakcji na bodźce zewnętrzne niezbędne było wiszenie
tuż nad jej ciałem. Tymczasem wiekowy bóg śmierci, klęczał na podłokietnikach
fotela, całym sobą unosząc się zaledwie kilka cali nad Elizabeth. Michaelis
doskonale zdawał sobie sprawę, jak burzliwą reakcję wywoła w jego pani cała ta
sytuacja, ale shinigami szedł w zaparte.
—
Wstawaj, Elizabeth, pora dać się pokroić — powiedział rozbawiony grabarz, po
raz kolejny dmuchając w twarz nastolatki.
Powieki dziewczyny drgnęły
odruchowo, potem poruszyła się ospale, by po chwili otworzyć oczy i krzyknąć z
przerażenia, widząc twarz mężczyzny tak blisko swojej, że aż jej się
rozdwajała. Hrabianka zamachnęła się i wymierzyła bogu śmierci siarczysty
policzek.
—
Undertaker! — krzyknęła zaskoczona.
—
Elizabeth! — odkrzyknął shinigami.
—
Panienko! — zawtórował Sebastian.
—
Ze wszystkimi witasz się w ten sposób po upojnej nocy? — zapytał grabarz,
uśmiechając się obleśnie.
Lewą ręką pomasował policzek, a
potem, mimo wyraźnych sprzeciwów szlachcianki, chwycił ją za nadgarstek, by
zbadać puls. Następnie sprawdził reakcję źrenic dziewczyny, kilka odruchów, po
czym zeskoczył z fotela, dumnie obwieszczając, że udało mu się uśpić ją i wybudzić
bez spowodowania szkód w organizmie. Uznał również, że powinni cieszyć się z
tego ogromnego sukcesu, ale ani Sebastian, ani tym bardziej Elizabeth, nie
uważali, by wykonanie poprawnie tak podstawowej czynności było powodem do dumy
w świetle tego, co grabarz miał niedługo zrobić. Hrabianka czuła się jeszcze
bardziej przestraszona, widząc jak mężczyzna szczerze triumfuje z tak błahego powodu.
—
To był żart! Jesteście tacy sztywni! Oczywiście, że umiem to zrobić! — krzyknął
podirytowany bóg śmierci, widząc poważne miny obojga swoich gości.
—
To wspaniale… — mruknęła niepewnie Lizz.
Sebastian
zjawił się u jej boku, wyjaśnił co się stało i dlaczego ją uśpili, a potem
przedstawił jej plan działania. Miała zaledwie dwie godziny, by doprowadzić się
do porządku i powtórzyć wszystkie sekwencje zaklęcia. Martwiła się, że nie da
rady. Że przy tak ogromnym stresie jej umysł zawiedzie, pomiesza słowa
inkantacji i w rezultacie doprowadzi do jej przedwczesnego zgonu. Nie chciała
odchodzić z tego świata w ten sposób – nie dopełniwszy zemsty. Pragnęła
sprezentować demonowi taką duszę, jakiej pożądał. Nie mogła pozwolić na to, by
jej oprawcy uniknęli kary. Zbyt wiele przeszła.
Demon
próbował ją uspokajać, mówiąc, że na pewno da sobie radę, jednak dziewczyna nie
chciała mu wierzyć. Dopiero, kiedy powtórzyli wszystko cztery razy bez żadnego
błędu, odetchnęła nieco, chociaż w dalszym ciągu była niezwykle zestresowana.
Michaelis chciał zająć ją rozmową, lecz nie przynosiło to żadnego efektu. W
ostateczności ostatnie minuty przed rozpoczęciem zabiegu spędzili w całkowitym
milczeniu, wpatrując się w zasłonięty przeźroczystą płachtą stół. Hrabianka
trzymała w zaciśniętej dłoni medalik, który sprezentował jej Jamie, oraz łuskę
– prezent od Sebastiana. Próbowała sobie wmówić, że jeśli będzie trzymać je
odpowiednio mocno, wszystko na pewno przebiegnie zgodnie z planem. Kiedy jednak
zobaczyła, jak przygotowany do zabiegu Undertaker dezynfekuje narzędzia, a
demon zbliża się do niej, by przebrać ją w specjalny fartuch, poczuła nagłą
chęć powiedzenia kamerdynerowi, co do niego czuje. Jednak zdusiła w sobie tę
irracjonalną radę owładniętego strachem umysłu i jedynie rzuciła kilka
złośliwych komentarzy na temat nagości, dotykania i nieodpowiedniego zachowania
grabarza oraz niekompetencji Michaelisa, który do takowego dopuścił.
—
No już, kładź ją, rozetnij to cholerstwo, przywiąż ją i wprowadź tu, inaczej
nie zdążymy — ponaglił Undertaker, wypychając stół poza zabezpieczony obszar i
wchodząc do wnętrza zaimprowizowanego pokoju zabiegowego wraz z wózkiem pełnym
instrumentów chirurgicznych. Demon wziął swoją panią na ręce i delikatnie
położył ją na blacie.
—
Sebastian! — pisnęła przerażona hrabianka, gdy demon zapiął pierwszą z
dziewięciu klamr, zaciskając ją mocno na ramionach swojej pani.
Brunet spojrzał na nią i zmusił
się do uśmiechu. Nie chciał, by widziała, że on również się denerwuje. Odkąd
tylko przekroczyli drzwi zakładu, starał się zachować zimną krew i być
wsparciem dla wyraźnie spanikowanej nastolatki. Rzadko widywał ją w takim
stanie i ani razu nie był on wywołany błahostką. Zawsze podziwiał wewnętrzną
siłę Elizabeth, z istnienia której nastolatka nie zdawała sobie nawet sprawy.
Wiedział jednak, że nawet ona ma jakieś granice wytrzymałości i jedną z nich
właśnie przekraczali. Przez chwilę zastanawiał się, jak sam zachowałby się na
jej miejscu, lecz porzucił rozważania w obawie o to, że jedynie dodatkowo by go
zestresowały.
Służący
rozciął ciężki gips okalający nogi swej pani i odrzucił go na bok, po czym
wyczyścił kończyny i sięgnął po kolejny z pasów, którymi musiał przywiązać nogi
szlachcianki do łóżka.
—
Nie denerwuj się, panienko. Poradzisz sobie — powiedział spokojnie, a w jego
głosie można było wyczuć szczerą pewność.
Naprawdę wierzył, że jego ukochana
podoła zadaniu. Jeżeli zabieg miał zakończyć się niepowodzeniem, na pewno nie
będzie to jej wina. Znał ją i wiedział, że gdyby podświadomie nie czuła się
gotowa, nawet w ostatniej chwili zatrzymałaby cały proces tylko po to, by
jeszcze raz powtórzyć krok po kroku cały przebieg procesu. Jednak tego nie
zrobiła, co dawało Michaelisowi pewność, że była gotowa.
—
A jeśli nie dam rady? Co, jeśli zapomnę? — dopytywała płaczliwie, w duchu
karcąc się za okazywaną słabość.
—
Jesteś silna, Elizabeth. Wszystko będzie dobrze — rzekł stanowczo demon,
dopinając kolejną z klamr.
Szlachcianka zamilkła. Kamerdyner
po raz kolejny zwrócił się do niej po imieniu. Nie zwykł robić tego bez powodu.
Myślał, że w ten sposób ją uspokoi? Nie. Gdyby chodziło tylko o to, od samego
początku by się tak odzywał. On zrobił to dla siebie. Denerwował się, był
przerażony, a ona – dopiero teraz, kiedy dźwięk jej własnego imienia
wypowiedzianego tym ciepłym głosem rozbrzmiał w jej uszach – opanowała się na
tyle, by wyczytać z twarzy służącego targające nim emocje. Bał się nie mniej
niż ona, ale potrafił wziąć się w garść i zachować zimną krew. Powiedział, że
jest w stanie sobie poradzić, a przecież nie kłamał. Skoro więc odważył się tak
pewnie rzecz te słowa, zwieńczając wypowiedź użyciem jej imienia – musiał mieć
rację. Jeśli demon miał w sobie tyle wiary, ona również musiała spróbować.
Uspokoiła
się. Przestała się szarpać i nerwowo rozglądać się na boki. Jej głowa, ramiona,
łokcie, nadgarstki, biodra i kostki zaciśnięte były pasami, które – w razie
gdyby coś poszło nie tak – miały utrzymać ją w miejscu. Oddychała płytko, ale
równo, starając się nie wpadać w histerię. Całą uwagę skupiała na Sebastianie.
Na jego odrobinę wolniejszych, choć wciąż pewnych, ruchach dłoni, mimice
twarzy, postawie, głosie, częstotliwości mrugania, ułożeniu zmarszczek
mimicznych, prędkości i głębokości oddechu – wszystkim, co pomagało jej ocenić,
jak się czuł. I chociaż wiedziała, że właściwie jego stan można było opisać
krótkim „cholernie zmartwiony”, wciąż zgłębiała każdą najdrobniejszą reakcję,
bo zwyczajnie ją to uspokajało.
Demon
zakończył przygotowania, sprawdzając dwukrotnie, czy odpowiednio mocno zacisnął
pasy, a potem uśmiechnął się do nastolatki, życząc jej powodzenia.
—
Sebastian… — jęknęła, zatrzymując go, nim zdążył przejść na drugą stronę
płachty. — Damy sobie radę — dodała pewnie i obdarzyła demona szczerym, ufnym
uśmiechem.
Wiedziała, że tego potrzebował. W
tej chwili, bez względu na wszystko, co dotąd się stało, musiała mu zaufać.
Właściwie nie musiała – już ufała, ale potrzebowała kilku godzin, by zdać sobie
z tego sprawę. Sebastian opuścił oddzieloną część pokoju, zrzucił z siebie
ubranie ochronne, które wcześniej przygotował dla niego grabarz, i stanął za
blatem, po drodze zdejmując kawałek metalu zasłaniający lufcik przy suficie
pomieszczenia, czekając aż rozpocznie się zabieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz