Dzisiejszy rozdział jest krótki, bo tak mi pasowało, a gimnastykować mi się nie chce, bo przestaliście komentować. No to skoro Wy olewacie, to i ja olewam i skupię się na świętowaniu urodzin (betowałam 19.04), a uwierzcie, że akurat tego dnia miałam wiele ciekawszych rzeczy do roboty.
No, w zasadzie to tyle. Przykro mi, bo widzę, że wyświetlacie, i to ostatnio licznie, ale skoro milczycie, to nawet nie wiem, czy jest aż tak źle czy tak dobrze czy w ogóle nie wiem jak.
No, w zasadzie to tyle. Przykro mi, bo widzę, że wyświetlacie, i to ostatnio licznie, ale skoro milczycie, to nawet nie wiem, czy jest aż tak źle czy tak dobrze czy w ogóle nie wiem jak.
Miłego... :*
PS Na końcu art. Dawno nie było, więc pomyślałam, że to miła odmiana. Niby próżny trud, ale skoro już go skończyłam...
===============
Siwy
bóg śmierci schował dokumenty i przybrał typowy sobie, głupkowaty wyraz twarzy,
po czym skierował się do podziemi, by przez chwilę poprzeszkadzać Elizabeth w
studiowaniu zaklęcia. Do wieczora zostało jeszcze kilka godzin. Musiał się
czymś zająć, by nie myśleć o interesujących go statystykach. Poza tym musiał
dbać o swoją przykrywkę. To, co robił, było niezwykle ryzykowne. Jeden mały
błąd mógł zrujnować plan opracowywany przez dekady. Teraz, gdy pod dachem zakładu
– a zarazem tajnej pracowni – znajdował się jeden z jego największych
przeciwników, musiał zachować niezwykłą czujność. I chociaż sytuacja wydawała
się niezwykle ciężka, powaga mieszała się w Undertakerze z niezwykle
ekscytującym uczuciem zaciekawienia. Lubił dreszczyk emocji – im bardziej był
on autentyczny, tym większą sprawiał mu przyjemność, momentami urastając do
rangi jednego z tych rodzajów śmiechu, dla których był w stanie zrobić naprawdę
wiele.
Kiedy
Grabarz zjawił się w piwnicznym pomieszczeniu, zastał zestresowaną hrabiankę,
która drżącą ręką przystawiała herbatę do ust, ani na chwilę nie odrywając
wzroku od kartki z kolejną częścią zaklęcia. Każdemu słowu towarzyszył jego
dokładny opis, znaczenie, a także moc, jaką w sobie zawierało. Każde zdanie
było dodatkowo opatrzone rysunkami poglądowymi czynności i gestów, które
wykonywać miał Sebastian, podczas gdy Elizabeth miała inkantować zaklęcie. To
wszystko wyglądało na niezwykle skomplikowane, i wraz z każdą uciekającą
minutą, napawało dziewczynę coraz większym przerażeniem.
Ledwie
demonowi udało się uspokoić swoją panią po chwilowym ataku paniki – który w jej
przypadku objawił się jedynie niekontrolowanym drżeniem kończyn i cichym,
słabym jękiem, w trzech słowach wyrażającym targające nią, niezwykle silne
emocje – by po zaledwie kilku minutach przeglądania zapisków Undertakera stres
powrócił pod inną, znacznie trudniejszą do okiełznania, postacią. Sebastian
próbował ją uspokajać, ale żadne z jego słów nie miały mocy na tyle silnej, by
przełamać uczucie przerażenia. Elizabeth zwyczajnie się bała. Na dodatek do
tego stopnia, że otwarcie się do tego przyznała. Michaelis nie był pewien, czy
przez wszystkie lata, które spędził u jej boku, kiedykolwiek wyraziła swój
strach w tak bezpośredni sposób. Wiedział, że odzyskanie władzy w nogach miało
dla niej niesamowite znaczenie – sądził nawet, iż niewiele było w tej chwili
spraw, na których mogło jej zależeć w podobnym stopniu – lecz nie mógł
pozwolić, by najbliższe kilka godzin spędziła w tak ogromnym stresie. To
mogłoby się negatywnie odbić na samym zabiegu – czy może raczej rytuale – gdyż
słowo to wydawało się znacznie bardziej odpowiednie. Wycieńczenie zmartwieniem
zwiększało prawdopodobieństwo pomyłki, której skutki mogły być nawet
śmiertelne. Dlatego też demon podjął się desperackiej próby odwrócenia uwagi
swej pani od przerażenia, stawiając na zbawienny wpływ muzyki. Korzystając ze
swych mocy, znikąd przyzwał pianino, na którym odgrywać zaczął spokojne melodie
– te same, którymi zwykł usypiać ją po obiedzie, kiedy zbyt pełna energii
zarzekała się, że nie da rady zmrużyć oka.
Undertaker
zmarszczył brwi i niezauważenie przemknął obok szlachcianki, zatrzymując się
nad Sebastianem. Przez chwilę pozwolił mu kontynuować grę, by nagle ciężko
położyć dłoń na klawiszach, burząc kojącą harmonię dźwięków. Nieprzyjemny
zgrzyt wyrwał Elizabeth z transu. Zdenerwowana dziewczyna spojrzała na grabarz,
wypuszczając z rąk menzurkę z herbatą.
–
To pomieszczenie miało być czyste – powiedział spokojnie bóg śmierci, lecz brak
głupawego chichotu zdradzał targającą nim irytację.
–
Proszę wybaczyć, kiedy skończymy, doprowadzę piwnicę do odpowiedniego stanu –
odparł Sebastian.
Wstał i schylił głowę przed
grabarzem, podczas gdy spłoszona nagłą zmianą szlachcianka rozglądała się
nerwowo, ściskając w dłoniach kartkę.
–
Musiałem w jakiś sposób uspokoić moją panią, w innym wypadku stres mógłby
doprowadzić do błędu podczas zabiegu. Ufam, że rozumie pan moje pobudki – dodał
kulturalnie demon.
Podszedł do swojej pani i
wyciągnąwszy z kieszeni fraka jedwabną chustkę, starł brunatną ciecz spływającą
po drżących dłoniach nastolatki. Ta spojrzała na niego i zacisnęła palce na
jego kciuku. Cieszyła się, że nie cofnął ręki, że nawet nie zadrżał. Gdyby
teraz nie był dla niej oparciem, obawiała się, że mogłaby stracić panowanie nad
sobą. Nie pamiętała, by bała się tak bardzo, odkąd Sebastian uratował ją z celi
w podziemiach budynku należącego do organizacji, która ją porwała. To, co czuła
teraz, swą nieokiełznaną siłą dorównywało przerażeniu zdezorientowanego, bitego
dziecka, które mogło spodziewać się jedynie śmierci.
–
W czwartej sekwencji, w drugim zdaniu, podczas gdy wymawiam piąte słowo, ty
podnosisz tę małą, czarną miskę tak, by skąpał ją blask księżyca – wymamrotała
drżącym głosem, nieprzytomnie spoglądając w oczy Michaelisa.
–
Zgadza się, panienko – przytaknął, posyłając ukradkowe spojrzenie grabarzowi,
licząc na to, że ten zrozumie, w jak poważnej znaleźli się sytuacji.
–
W sekwencji piątej, w zdaniu siódmym, kiedy poczuję smród siarki, to będzie
znaczyło, że wszystko idzie zgodnie z planem i musze odliczyć w myśli cztery
sekundy, a potem wymówić do trzydziestoczteroliterowe słowo z intonacją na
piątą sylabę od końca – kontynuowała Elizabeth.
–
Owszem, panienko, ale proszę…
–
W sekwencji szóstej, w zdaniu pierwszy, kiedy będziesz… – ucięła nagle i
zerknęła na Undertakera.
Mężczyzna śmiał się obleśnie,
wymachując przed oczami nastolatki strzykawką. Michaelis szarpnął boga śmierci
za szatę i pozwalając, by jego oczy wypełnił wzbudzający grozę szkarłat,
wycedził przez zęby:
–
Coś ty zrobił?
–
Lepiej puść mnie i złap ją, bo inaczej rozbije sobie głowę – powiedział shinigami.
Król piekła obrócił się nerwowo.
Widząc jak jego pani przechyla się na bok, odepchnął boga śmierci i chwycił
nastolatkę w ramiona, po czym przesunął stertę papierów na koniec blatu i
ułożył na nim nieprzytomną dziewczynę.
–
Coś ty zrobił? – powtórzył groźnie, na powrót zbliżając się do poprawiającego
ubranie siwego mężczyzny.
–
Nic strasznego, uspokój się, kamerdynerze – jęknął, uśmiechając się szeroko. –
Tylko ją uśpiłem. Masz rację: wykończy się, jeśli będzie się tak denerwować i
będzie nieprzydatna, a wtedy możemy równie dobrze odłożyć tę całą imprezę na
przyszły miesiąc… Może tak byłoby nawet lepiej.
–
Nie – zaprzeczył stanowczo Sebastian. – To musi stać się dzisiaj, ona sobie
poradzi.
Undertaker
zmierzył demona wzrokiem. Zareagował zbyt gwałtownie jak na siebie, i chociaż
grabarz doskonale znał przyczynę jego zachowania, i tak się dziwił. Nie
przypuszczał, że piekielne istoty naprawdę mogą kochać. Zawsze mu się wydawało,
że to tylko pozory, że mimo tylu sprzecznych wersji, miliardów zapisanych
ksiąg, emocje dzieci ciemności były zaledwie doskonale opracowanym kłamstwem,
mającym w rzeczywistości zapewnić im bezpieczeństwo. Dlatego też z niezwykłą
fascynacją przyglądał się kolejnym irracjonalnym zachowaniom Michaelisa,
przyswajając wiedzę i łącząc nowe fakty. Pamiętał, jak król piekła zachowywał
się po śmierci hrabiego Phantomhive’a, jednak wtedy winą za jego szał obarczał
złość związaną ze stratą posiłku. Czyżby jednak się mylił? Każda kolejna minuta
spędzona z kamerdynerem szlachcianki utwierdzała go w tym właśnie przekonaniu.
–
Jeśli się obudzi i w dalszym ciągu będzie zachowywała się w ten sposób, nie da
rady – stwierdził chłodno Undertaker i usiadł w fotelu, który przez ostatnie
godziny wygrzewał dla niego kościsty zadek Elizabeth.
Opadł ciężko na siedzenie i
westchnął, kiedy jego wzrok zatrzymał się na śpiącej na stole nastolatce.
Jeszcze przed chwilą drżała ze zdenerwowania, a wystarczyło zalewie jedno
ukłucie i kilka miligramów środka uspokajającego, żeby wyglądała niemal jak
martwa.
–
Możemy poprosić o pomoc Esmarę – rzekł nagle służący, przykuwając uwagę siwego
mężczyzny. – To wiedźma, która nauczyła panienkę Elizabeth wszystkiego, co wie
o magii – wyjaśnił, widząc nietęgi wyraz twarzy rozmówcy.
Grabarz zmarszczył brwi i pochylił
się do przodu. Oparł łokcie na kolanach i splótł dłonie, spoglądając sponad
nich wprost w szkarłatne ślepia demona. Zauważył, że Sebastian zrozumiał
przesłanie, leczy by się upewnić, zwerbalizował je.
–
Żadnych czarownic. To, co tutaj robimy, jest niebezpieczne, kontrowersyjne i
jestem pewien, że William zdołałby znaleźć dziesięć paragrafów, których
postanowienia złamiemy podczas tego zabiegu – wyjaśnił nad wyraz poważnie. –
Poza tym, jeśli się uda, opatentuję to i będę sprzedawał jako panaceum na
kalectwo. Tylko najpierw zrobię z tego syrop, hie hie – dodał, powracając do
tej strony swojej osobowości, którą pragnął dzielić się ze wszystkimi wokół.
Chwila powagi
niemal zdradziła jego prawdziwą twarz. Na szczęście nie była to pierwsza
sytuacja, kiedy nagle diametralnie zmieniał swoje zachowanie. Liczył więc na
to, że i ten drobny odchył od normy ujdzie mu na sucho w oczach zaaferowanego
zdrowiem swej pani, naiwnego demona.
Michaelis nie
wydawał się ponadprzeciętnie zdziwiony reakcją grabarza, co jedynie upewniło
boga śmierci, że po raz kolejny udało mu się wykpić. Demon zaś w pełnym
skupieniu krążył wokół oddzielonej plastikową płachtą części pomieszczenia,
zastanawiając się, jak mógłby pomóc Elizabeth, by obniżyć poziom jej stresu.
Gdyby po przebudzeniu dowiedziała się, że zabieg odbędzie się dopiero w
przyszłym miesiącu, mogłaby się załamać – a wtedy Sebastian nawet nie chciał
myśleć, co by się z nią działo. Ledwie zaczęła naprawdę dochodzić do siebie.
Ponownie żartować, rzucać złośliwe komentarze i patrzeć na niego z tym samym
zaciętym błyskiem w oku. Nie zasługiwała, by stracić to wszystko z tak głupiego
powodu, jak stres. Musiał temu zaradzić, chociaż jeszcze nie wiedział jak.
– Napijmy się,
kamerdynerze. – Głos żniwiarza wyrwał Sebastiana z zamyślenia.
Spojrzał w stronę fotela, ale nie
ujrzał tam siwego mężczyzny. Stał on teraz przy stole, tuż przy śpiącej
Elizabeth, i ustawiał na jej piersi dwa kieliszki z mlecznego szkła, które po
chwili napełnił wiekową whisky. Zaśmiał się niepokojąco, kiedy
niezadowolonym grymasem król piekła
okazał swoje niezadowolnie, niemo komentując jego zachowanie. Podszedł do stołu
i natychmiast zabrał naczynka z ciała swojej pani, po czym wypił ich zawartość.
–
Doskonale wiesz, że ludzkie używki na mnie nie działają – westchnął znużony,
kiedy Undertaker ponownie napełnił kieliszki rudawym trunkiem.
–
Nie muszą, pijesz dla towarzystwa – wyjaśnił shinigami, zanosząc się śmiechem
przerywanym popijaniem alkoholu.
–
Jak zamierzasz ją leczyć, kiedy się upijesz? – zapytał spokojnie Michaelis,
choć wewnątrz zaczynał się gotować.
Grabarz wydawał się zupełnie nie
przejmować zbliżającym się wydarzeniem, przynajmniej nie w tej chwili. Co
chwilę wypijał kolejny kieliszek, ignorując pytania kamerdynera i z każdą
minutą coraz bardziej chwiał się na nogach. Opróżniwszy butelkę, uznał że ma
już dość i powrócił na fotel, zwijając się na nim w kłębek.
–
Pierwsza szafka, druga szuflada, flakonik z czerwoną etykietą – wybełkotał
niewyraźnie, drżącą ręką wskazując demonowi kierunek.
Król piekła udał się we wskazane
miejsce, tupiąc głośno, by wyrazić pełnię swej dezaprobaty. Otworzył szufladę,
wyciągnął z niej niewielki pojemniczek z jakimś płynem i zgodnie z kolejnymi wskazówkami
pijanego boga śmierci napełnił nim strzykawkę. Nie był stuprocentowo przekonany,
czy dobrze zrozumiał bełkot grabarz, ale jeśli się nie mylił, przezroczysta
substancja była magiczną odtrutką na alkohol, autorstwa nikogo innego jak
emerytowanego shinigami. Nie było jednak innego sposobu na przekonanie się o
skuteczności działania leku, jak użycie go. Michaelis wbił więc igłę w ramie
Undertakera i obserwował reakcję żniwiarza na nieprzetestowaną odtrutkę. Nie
musiał czekać zbyt długo. Po niespełna pięciu minutach drgawek i spazmatycznych
jęków, mężczyzna był zupełnie trzeźwy.
–
Niedobrze. Jeszcze nie jest dobrze – mruknął pod nosem i podszedł do szuflady,
z której Sebastian wyciągnął lekarstwo.
Po chwili na blacie stało dziesięć
różnych fiolet, kilka rodzajów tabletek i parę innych rzeczy, których istoty
król piekła nie był w stanie rozpoznać jedynie za pomocą wzroku. Nie miał
jednak zamiaru wypytywać. Zostawiwszy grabarza sam na sam ze swoimi szalonymi
lekami, zasiadł w fotelu i ponownie pogrążył się w myślach, próbując znaleźć
sposób, by uspokoić swoją panią.
Elizabeth - kiedy jeszcze nie była kaleką
Okejo, jestem. W przerwie w egzaminach gimnazjalnych ;-; (taka mała jestem, aż głupio się odzywać. Btw, spóźnione sto lat!) Genialny to ten komentarz nie będzie.
OdpowiedzUsuńOdwlekasz nam ten rytuał, już myślałam, że po tym, jak mam dwa rozdziały zapasu, to wszystko się już skończy.
Sebeu otępiony, rozczarowana jestem. Za to mam ochotę przebić piąteczkę Underkowi, który to wspaniale wykorzystuje. Nawet się zaśmiałam parę razy. Się jeszcze upił kretyn jeden xD Ale w imię nauki!
Czytałam sobie o Sebie, który z nikąd wyciąga pianino (ale w samym piekle wszystko robią ręcznie!) i już myślałam, że tak się przeniosłam, że słyszę fałszowanie Undertakera. Ale nie, to tylko te nieogary postanowiły katować fortepian w szkolnej kawiarence ;-;
Się roześmiałam na wizję Undertakera tańczącego ze strzykawką i nabijającego się z Seby. Hehe, niby stres, więc się śmieję już ze wszystkiego.
Muszę już wracać na rozszerzony angielski. Koniec alienowania się. Zepsuły mi się słuchawki. Zły omen. No, papa, idę się wygłupić na teście :")
Powodzenia. Na pewno dasz radę :*.
UsuńNo odwlekam, bo chcę, żebyście się nie mogli doczekać. Ale muszę trochę z tym przystopować, bo ostatnio odwlekam totalnie wszystko i jeszcze to się nudne zrobi xD. No ale cóż, jak to będzie książka, a czekanie będzie kwestia czytania kolejnych stron, to już nie będzie takie upierdliwe, a że chcę to przerobić i wydać, to takie zabiegi są niezbędne :P.
Sebuś jest otępiały, bo tak bardzo nie pozwala, żeby emocje wzięły nad nim górę, że nie zauważa, że już to zrobiły xD. Biedak. No ale jest z nim lepiej, a rytuał już niedługo, spokojnie :P. Musiałam pomyśleć, jak on ma wyglądać, a ciężko myśleć, kiedy wszystko boli i czuję się jak osiemdziesięciolatka. Teraz czuję się jak sześćdziesięciolatka, więc mogę pisać xDDDD.
Dziękuję za życzenia :*.
Aaaaaa kurcze a już miałam nadzieję, że w tym rozdziale Elizabeth trafi na stół. Niestety jeszcze sobie poczekam na "tą imprezę"XD
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc podoba mi sie takie odwlekanie bo z każdym wpisem coraz bardziej mnie nosi, a ten był wyjątkowo przyjemny, jakiś taki lekki. Jak Udertaker sie upił i kazał iść Sebciowi po jakąś tam fiolke to już myślałam, że w szufladzie będzie butelka i karteczka z napisem "żartowałem, nie będzie żadnego super rytuału, niech Lizzy po prostu wypije ten syropek i wyzdrowieje" naprawdę byłam pewna że tak będzie i śmieje sie sama z siebieXDDD
No i czekałam aż Sebastian przytuli zestresowaną Elizabeth ale niestety musiałam sie nacieszyć przyciśnięciem kciuka:(
A no i ciekawa jestem co będzie kiedy panienka sie dowie o tym, że jej Romeo ma żonę w piekle, muahaha.
Przepraszam, że nie komentuje na bieżąco ale czasem nie mam pomysłu na jakiś super wywód a nie wiem czy zadowoli cie zwykłe "fajny rozdział" bo wszystko czytam z zapartym tchem i bardzo mi sie podoba!
Spóźnione wszystkiego najlepszego i przede wszystkim spełnienia marzeń!
Pozdrawiam i do następnego rozdziału <3
Dziękuję <3.
UsuńWiesz, kiedyś zależało mi głównie na takich ambitnych komciach, nawiązujących do treści, snujących teorie itd.. Ale teraz dochodzę do wniosku, że mogę nawet czytać, że rozdział był fajny (chociaż to słowo tag bardzo boli xDDDD), chociażby się ludzie odzywali. Bo jak mam wyświetleń rozdziału ponad sto, a komcia jednego, to pierwsze, co się nasuwa, to "musiał być do dupy ten rozdział, skoro nikt się nie chce odezwać". Poza tym brakuje mi koleżanek bloggerek, które się wykruszyły od początku mojej ponad półtorarocznej kariery. Lubiłam sobie poczytać wiadomości od nich, skomciać ich rozdziały i czuć taką więź z czytelnikami i blogosferą. W tym momencie jest słabo, no ale cóż, nie będę nikogo zmuszać. Pobóldupię tylko czasem (ostatnio często xD) i pójdę dalej.
No, a co do rozdziału to...
Borze, ten pomysł z Undym jest genialny, czemu ja na to nie wpadłam xDDDD. To by była taka beka stulecia, i zarazem zawiedzenie czytelników, że śmiałabym się chyba ze dwie godziny. A to, że tak pragniesz, by mi już główną bohaterkę pokroili, jest trochę... Niepokojące, ale propsuję xD. Też już się nie mogę doczekać, kiedy opublikuję te rozdziały, ale na wszystko przyjdzie pora. Tak samo jak na inne części fabuły, które chce opisać. Jak zaczynałam, myślałam, że nie będę miała, o czym pisać, a teraz wiem, że znów mi się ten tom rozwlecze. Mam w tej chwili 90 stron w Wordzie Calibri 12/13.5 z marginesami 2cm, a nawet nie jestem w połowie (a i w 1/3 chyba też nie) tego, co chciałam opisać xDDDDD.
Miłego dnia/nocy i dziękuję za komentarz <3.
Kuffa, przyzwał pianino, serio -_- ? Trzeba było napisać, że, no nie wiem, stworzył, jak bóg demiurg, ale nie przyzwał. Przyzywa się duchy ożywiono - nieożywione ( bo jak ktoś żyje po śmierci to mam spory problem z opisaniem, o co chodzi). Pianino nie jest człowiekiem, no!
OdpowiedzUsuńLek w strzykawkach podaje się w mililitrach, nie miligramach, i znowu nie jest to aż tyle. Najbardziej popularne są 1-2 ml, do lewatywy mają 0,25 l xd ale to inna para kaloszy.
Esmara? Wydawało mi się,że kilkadziesiąt rozdziałów temu nazywała się Esmera...
"Najpijmy się, kamerdynerze". Pewnie! Xd brudersztafta, czystą czy denaturatem? Tacy idioci niczym się już nie zatrują xd co tam operacja, trzeba się trochę wstawić xd I to romantyczne ustawianie na piersiach kieliszków z wisky .. ( w tym momencie dostałam ataku śmiechu a la grabarz wstawiony) to stawia dziewczynę w niekorzystnym świetle deski. Poza tym, żeby jej się to trzymało, musiałaby nie oddychać. A przecież jeszcze ciągle żyje, przynajmniej tak mi się wydaje.
Zawiodłaś mnie! Sądziłam, że w tym whisky okażesz geniusz grabarza w sterylizacji ciała Elizabeth, bądź narzędzi, a tu nic... Ech.
Głupi Sebastian.
Z tym przyzywaniem to musiałabym sprawdzić, ale nie wydało mi się wtedy błędem xD za dużo animców. A miligramy, miałam na myśli zawartość samej substancji czynnej w roztworze :P. W niektórych serialach tak o tym mówiąc, więc czemu mam być inna :P.
UsuńI tak, ona jest Esmera, przeoczyłam xD. Myli mi się ze sklepem z ubraniami.
Lizz jest płaska i to wiemy nie od dziś, a jak dobrze ustawisz kieliszki, to przy spokojnym oddechu spokojnie wytrzymają. Nie takie rzeczy ludzie na innych stawiali i dawało radę. Ale odkarzanie whisky byłoby... Zue. Nie lubie tego rudego, walącego beczką gówna, ale takie alkohole wypada szanować, a przecież Undy nie miał ze sobą pierwszej lepszej. On się ceni, choć nie wygląda.
A odpisywaniebl w busie ssie, skupić się nie mogę xD.
Podważam. Zauważ, że typowe oddychanie dla kobiet to tor piersiowy, dla mężczyzn zaś brzuszny. Wówczas jak by się nie starała, zmieni ułożenie kieliszków poprzez zmianę objętości i ułożenia żeber. Musiałabyś założyć, że lizz oddycha górę brzusznym i wówczas by dało radę ( da się:uwarunkowanie genetyczne, choroby płuc, śpiewanie zawodowe bądź wyuczenie tego mechanizmu umożliwia oddychanie brzuszne u kobiet).
UsuńWiesz, teoria teorią, ale to, co się zobaczyło, już się nie odzobaczy, a ja widziałam takie akcje. Więc w sumie to nieistotne jak oddychał, grunt, że się udałob:P
UsuńWitaj Nami.Jesdtem z Tobą już jakiś czas chociaż nie komentuje ( za co serdecznie przepraszam!!) bo mam wrażenie, że po takim czasie od publikacji już nie czytasz nowych komciów :( ale naprawdę piszesz rewelacyjnie!!!!! Czytam jeden rozdział za drugim i nie mogę się wprost oderwać!!;) Składam najserdeczniejsze życzenia duuuzo zdrowia i hektolitry weny. Buziaki
OdpowiedzUsuńHej! To Cię zdziwię, ja czytam wszystkie komentarze i z reguły na wszystkie odpisuje, także jeśli masz chęć, to śmiało. Na pewno zobaczę i odpowiem.
UsuńDziękuję za odzew i życzę miłej, dalszej lektury :).