Za sprawą dzisiejszego rozdziału, mój zapas uszczuplił się do zaledwie piętnastu stron. Mam wprawdzie tydzień wolnego i zamierzam to nadrobić, ale i tak mi smutno. Poza tym jestem zmęczona, więc to pewnie dlatego.
Mam nadzieję, że ten rozdział jakoś rozleglej skomentujecie. Poprzedni dorobił się odzewu jedynie on jednej osoby, no i trochę się zawiodłam, bo liczyłam na jakieś reakcje. No ale cóż. Może dziś będzie lepiej. W końcu pora przejść do tego, na co czekaliście. Oby tym razem rozdział wywołał reakcje warte opisania w komentarzach.
Miłego :*
===============
Undertaker
zachichotał obleśnie i podniósł z blatu jedną ze strzykawek. Kiedy tylko ją
chwycił, zupełnie spoważniał i już do samego końca zabiegu ani razu nie pozwolił
sobie na głupi komentarz czy chwilę rozbawienia. Czego by o nim nie mówić, do
pracy podchodził poważnie. Nie chciał popełnić błędu – jeżeli udałoby mu się
odnieść całkowity sukces, mógł w ten sposób wiele zarobić i zasłynąć w świecie
z jeszcze jednego powodu, a przecież sławy nigdy za wiele. Poza tym Ciel
przewidział, że dziewczyna przeżyje zabieg, a to oznaczało, że za wszelką cenę
musiał sprawić, by stało się tak, jak przepowiedział młody hrabia. Każdy
najmniejszy błąd mógłby całkowicie zmienić bieg przyszłych wydarzeń.
—
Podam ci zastrzyk, a następnie będę sprawdzał, czy reagujesz na bodźce. Mów
szczerze, nie próbuj udawać silnej, chyba że zależy ci na tym, by zepsuć
zaklęcie, przerywając je cierpiętniczymi krzykami — wyjaśnił groźnie bóg
śmierci, obrazowo opisując konsekwencje okłamania go.
Dziewczyna mruknęła ciche „dobrze”
i zacisnęła zęby. Poczuła delikatne ukłucie, a potem po jej ciele rozeszło się
dziwne wrażenie, którego nie potrafiła opisać. Nie wspominała o tym jednak, nie
chcąc wyjść na przerażone dziecko. Grabarz nie mówił nic o takim efekcie, więc
przypisała go wyżerającemu ją od wewnątrz stresowi. Po chwili dziwaczne
mrowienie ustąpiło i hrabianka czuła już tylko kłujący ból, który słabł z
każdym kolejnym powtórzeniem.
—
Czujesz? — zapytał shinigami, kiedy wbiwszy igłę w ciało nastolatki, nie
zaobserwował żadnej reakcji.
—
Co mam czuć? — zapytała zdezorientowana. — N-nie, nie czuję — dodała po chwili,
powracając do zmysłów.
Przez chwilę zatraciła się w
myślach, po raz kolejny powtarzając słowa wszystkich sekwencji zaklęcia.
Pochłonęło ją to do takiego stopnia, że z trudem dała radę przetworzyć
przekazywane przez uszy informacje.
Na
jej odpowiedź Undertaker zareagował delikatnym uśmiechem zadowolenia. Był
jednak zupełnie inny od każdej ekspresji, którą Elizabeth miała dotąd szansę
widzieć na jego obliczu. Pewne ruchy rąk, skupienie na twarzy i aura
profesjonalizmu sprawiały, że powoli się uspokajała. Albo może był to efekt
działania środka znieczulającego? Nie była pewna, ale kiedy się odzywała, miała
wrażenie, że ma odrętwiały język, dlatego o nic nie pytała, nie chcą go nadwyrężać,
by nie zepsuć niczego w najważniejszej chwili.
—
Powtórz za mną: samochód, placek, czworonożna szwaczka, obszczymur chrzczony moczem,
Jola lojalna, lojalna Jola — rzekł grabarz, jakby wyczytał obawę z oblicza
dziewczyny.
Spojrzała na niego niepewnie. Nie
chciała tego robić, ale zerknąwszy na Sebastiana, utwierdziła się w
przekonaniu, że było to konieczne. Powtórzyła wypowiedziane przez boga śmierci
słowa i westchnęła ciężko.
—
Doskonale. Mówisz wyraźnie. Może się nie pomylisz — stwierdził tonem znawcy i
kątem okna zerknął w stronę lufciku.
Księżyca jeszcze nie było,
wszystko szło zgodnie z planem. Teraz musiał tylko odpowiednio rozciąć ciało
dziewczyny, wymieszać kilka ostatnich składników i wprowadzić lek w odpowiednim
momencie – trzydzieści trzy i trzy dziesiąte sekundy po tym, jak hrabianka
wypowie ostatnie słowa zaklęcia. Nie był wprawdzie pewnie, czy to nie za wcześnie,
ale każda sekunda zwłoki mogła zadziałać na niekorzyść nastolatki, zaś podanie
specyfiku zbyt wcześnie w najgorszym wypadku doprowadziłoby do jej śmierci.
Medycyna demoniczno-ludzko-żniwiarska nie należała do praktyk ani
najłatwiejszych, ani tym bardziej przewidywalnych. To były nieprzetarte szlaki,
zupełnie nowy obszar, a działania żniwiarza bazowały jedynie na logice,
teoretycznych założeniach i kilku drobnych sprawdzianów sposobu reagowania
połączenia poszczególnych składników. Według naukowego wywodu Undertakera
chwilowe oszukanie jej organizmu miało pozwolić krwi na wejście w odpowiednią
reakcję, w skutek której miał rozpocząć się proces regeneracji, jednak w
praktyce nie miał pojęcia, czy to się uda. Wiedźmy rzadko korzystały z tego
zaklęcia – najczęściej dlatego, że krążąca wokół nich magia obronna, wyczuwszy
energię demona, reagowała autoagresją. Na korzyść Elizabeth działał jednak
fakt, że czarownicą była właściwie tylko z nazwy – jej prawdziwe moce nie
zostały obudzone, nie przeszła odpowiedniej inicjacji ani rytuałów. Była więc
niechronionym źródłem niezbyt potężnej mocy, z której i tak nie potrafiła
skorzystać. Kto by pomyślał, że to mogło okazać się plusem.
Bóg
śmierci sięgnął po nóż i obejrzał jego ostrze w świetle zapalonej wcześniej lampy.
Wewnątrz oddzielonej zasłoną części piwnicy było bardzo jasno, a od mocnego
oświetlenia nastolatce robiło się gorąco. Nie mogła jednak narzekać, grabarz i
tak doskonale zaaranżował pomieszczenie, przystosowując je do roli sali
zabiegowej najlepiej, jak było to możliwe. Dziewczyna zerkała co chwilę na
Sebastiana, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Dopóki on był w stanie
zachować spokój, wiedziała, że proces przebiega zgodnie z planem.
—
Teraz rozetnę twoje nogi. Gdyby cię bolało, mów. Podam większą dawkę substancji
znieczulającej — poinformował żniwiarz, ciesząc się w duchu, że hrabianka nie
dopytywała, co właściwie jej podawał.
Nie chciało mu się tego tłumaczyć,
na pewno nie teraz, kiedy oboje musieli pozostać skupieni. Poza tym wolałby,
żeby nie miała świadomości, że ten lek wyprzedzał ludzkie odkrycia medyczne o
kilka dekad. Pochodził ze świata bogów śmierci. Undertaker miał kilku zaufanych
kolegów po fachu, którzy sporadycznie zgadzali się wspomóc go w uzupełnieniu
zapasów tego typu medykamentów, oczywiście za odpowiednią zapłatą.
—
Dobrze — mruknęła hrabianka.
Mężczyzna wziął
głęboki oddech, upewnił się, że nie spiął mięśni zbyt mocno – by cała ręka nie
zaczęła drżeć w trakcie cięcia – i przycisnął nóż do skóry dziewczyny, powoli
rozcinając ją tak, by utorować sobie dostęp do obumarłych, nie zdatnych do
użytku nerwów. Nie spieszył się. Każdy ruch wykonywał bardzo dokładnie, pewnie
i powoli, by przypadkiem niczego nie uszkodzić. Nie wiedział wszak, jak wiele
będzie w stanie naprawić mikstura. Jeśli jej działanie miało ograniczony
zasięg, bądź czas działania, najważniejsze było zregenerowanie tych części nóg
nastolatki, które odpowiedzialne były za czucie i ruchy. Już samo rozcinanie
skóry stwarzało zagrożenie, że substancja mogłaby nie zadziałać odpowiednio,
niestety tego nie był w stanie uniknąć, ponieważ tylko podanie leku
bezpośrednio na otwartej ranie mogło odnieść efekt – tak przynajmniej wynikało
z badań, które przeprowadził (choć nie miał pojęcia, co było tego przyczyną) w
oparciu o krew demona i kilka kończyn, których pochodzenia nie zamierzał nikomu
zdradzać.
Wyczuwszy
krew swojej pani, Sebastian poczuł ucisk w piersi. Zdenerwował się. Znak na
jego dłoni zaczął nieprzyjemnie palić, informując demona, że z dziewczyną
działo się coś niedobrego. Zapach posoki Elizabeth uderzał w nozdrza
Michaelisa, sprawiając, że ledwie powstrzymywał błysk w szkarłatnych oczach.
Wiedział, że hrabianka nie czuje bólu, zdawał sobie sprawę, że to wszystko
działo się dla jej dobra, ale kontrakt próbował zmusić jego ciało do działania.
Na dodatek ujmujący zapach krwi szlachcianki wzmagał jego głód.
Odwrócił się tyłem
do dziewczyny i grabarza; zerkając przez lufcik na kawałek rozgwieżdżonego
nieba, próbował doprowadzić się do porządku. Przychodziło mu to jednak z
wielkim trudem. Walka z naturą i głodem była niezwykle wymagająca, na dodatek nie
mógł nawet dać po sobie poznać, że coś było nie tak. Gdyby teraz zdenerwował
ukochaną, naraziłby jej zdrowie po raz kolejny. Spojrzał na swoje dłonie i
ściągnąwszy jedną z rękawiczek, rozciął skórę na nadgarstku i wpił się kłami w
ranę, sącząc z niej krew. Liczył na to, że uda mu się oszukać głód i ból
zarazem. Desperacko chwytał się wszystkiego, co mogłoby w jakikolwiek sposób mu
ulżyć, nie wzbudzając podejrzeń hrabianki.
Wypiwszy
sporą dawkę własnej posoki, demon oblizał usta, z powrotem założył rękawiczkę i
wziął kilka głębokich oddechów, po czym odwrócił się w stronę zabiegowej części
piwnicy, tłumacząc, że musiał przygotować jeszcze jeden składnik. Undertaker od
razu zorientował się, że kamerdyner skłamał, ale nie zamierzał mówić o tym
pacjentce. Musiała być spokojna. Dlatego zignorował zachowanie Sebastiana,
wiedząc jednak, że musiał pozostać niezwykle czujny. Zdawał już sobie sprawę,
jak bardzo nieposkromiony stawał się Michaelis, kiedy w grę wchodziło dobro
jego kontrahenta, dlatego na wszelki wypadek jeszcze przed zabiegiem
przygotował strzykawkę wypełnioną specjalną mieszanką substancji, które zdolne
były obezwładnić rozwścieczonego króla piekła. Grabarz liczył jednak na to, że
nie będzie musiał z niej skorzystać. Jeśli lokaj straciłby panowanie nad sobą
nim rytuał dobiegnie końca, zaprzepaściłby prawdopodobnie jedyną szansę swojej
pani na powrót do zdrowia. Dlatego też shinigami zerknął ukradkiem w oczy
demona, przekazując mu niemo, by wziął się w garść.
Księżyc
powoli zaczynał majaczyć w piwnicznym lufciku, kiedy Undertaker kończył
przygotowania do podania leku. Rozkrojone kończyny hrabianki nie wyglądały zbyt
dobrze, kości nawet nie zaczęły się porządnie zrastać, a wszystko, co je
otaczało, było w znacznie gorszym stanie, niż żniwiarz mógł przypuszczać.
Jednak nie dał tego po sobie poznać, wiedząc, że jedynie wyprowadził by z
równowagi pacjentkę i kamerdynera. Zostawił tę informację dla siebie, licząc na
to, że terapia okaże się skuteczniejsza, niż zakładał.
—
Jak się czujesz? — zapytał, odchylając się do Elizabeth.
—
Dobrze. Jestem tylko trochę zmęczona — odparła cicho, wciąż bojąc się, że
nadmierne mówienie w jakiś sposób uszkodzi jej głos, uniemożliwiając
wypowiedzenie słów zaklęcia.
—
Nie martw się. Możesz normalnie mówić. Przecież masz do wyrecytowania ze cztery
bite strony tekstu — westchnął Grabarz.
Chciał ją pocieszyć, ale
zorientował się, że to chyba wybrał nienajlepszy sposób. Było jednak za późno –
stało się, a szlachcianka mimo strachu starała się trzymać nerwy na wodzy, podobnie
zresztą jak jej służący. Chociaż Atmosfera w piwnicy zrobiła się strasznie
ciężka. Winą za to nie można było nikogo obarczać. Takich zabiegów nie
wykonywano dotąd w żadnym ze światów. Wprawdzie byłoby lepiej, gdyby wszyscy
czuli się zrelaksowani i wierzyli w powodzenie zabiegu, jednak nie dało się na
zawołanie wyzbyć emocji. Najważniejsze było to, że dotąd wszystko szło zgodnie
z planem.
—
Skończyłem. Kiedy dół księżyca znajdzie się na dolnej linii okna, wasza kolej —
oświadczył Undertaker i odłożył narzędzia na wózek.
Odsunął się nieco od stołu i
zaczął łączyć pierwsze składniki mikstury, którą mieszając na koniec z krwią,
miał podać nastolatce. Sebastian i Elizabeth wbili spojrzenia w księżyc, z
zapartym tchem czekając na moment rozpoczęcia rytuału.
Nie
minęło nawet pięć minut, kiedy dół tarczy naturalnego, ziemskiego satelity
zrównał się z krawędzią okna. Rozdzierające noc światło wpadło przez piwniczny
lufcik, oświetlając twarz nastolatki, kiedy zaczęła z uczuciem recytować początkowe
wersy pierwszej sekwencji zaklęcia. Czuła się niezwykledziwnie. Była słaba i
bezwładna, a jednak przez jej ciało przepływała rozpierająca energia, która
zdawała się płynąć wraz z jej słowami wprost w dłonie demona, który z idealnym
wyczuciem, jakby został do tego stworzony, dokładał kolejne składniki do
magicznej mieszanki.
Elizabeth
w całości poddała się mocy, zawierzając powodzenie zaklęcia w przedziwnej,
psychicznej sile, którą zyskała wraz z ujrzeniem księżycowego blasku. Była
przekonana, że będzie się denerwować, że ledwie zdoła opanować drżenie głosu,
ale kiedy przyszło co do czego, ogarnęło ją swoiste katharsis. Nie miała w
sobie stresu, nadziei, strachu, radości – były tylko kolejne linijki długiej
inkantacji, w których wymawianie wkładała więcej serca, niż w cokolwiek innego
w swoim życiu. Nie rozumiała tego stanu. Chciała o czymś pomyśleć, ułożyć w
głowie jakieś zdanie, ale nie potrafiła. Jej dusza zawisła w przestrzeni
pomiędzy światem fizycznym i astralnym, pozwalając jej jedynie obserwować
sytuację. Po chwili zorientowała, że to nie ona wymawia zaklęcie. Stała się
jedynie przekaźnikiem, bo tak naprawdę to jej wewnętrza siła uwalniała się z
ciała za pomocą słów, a dziewczyna użyczała jej tylko swojego głosu.
—
Sasmungu ingerdierisite staarten morartetum. — Z ust Lizz wydobyły się słowa
kończące pierwszą sekwencję, po których demon natychmiast przeniósł wytworzoną
w trakcie miksturę do kolejnego pojemnika.
Roztarte składniki opadły na kilka
ustawionych w stosik nietoperzych kości, i wraz z pierwszym słowem drugiej
sekwencji, zapłonęły błękitnym ogniem, a towarzyszący płomieniowi dźwięk
zmienił się w szept powtarzający po hrabiance wszystkie kolejne słowa.
Sebastian
zręcznie sięgał po kolejne proszki, fiolki z miksturami i wykonując odpowiednie
gesty dodawał je do miski, podniecając płomień o nieprzyjemnym zapachu
gnijącego ciała. Odór unoszącego się nad miską dymu stawał się dla niego
nieznośny, lecz było w nim również coś znajomego, co kusiło go, by zanurzył
dłoń w ogniu i pozwolił, by ten pochłonął go bez reszty. Dopiero kiedy jego
pani była w połowie inkantowania drugiej sekwencji, zorientował się, że znajome
wrażenie nie było pomyłką zestresowanego umysłu. Wraz ze szlachcianką stworzyli
właśnie źródło wiecznego ognia, podobne do tego, które żyło całe milenia
wewnątrz drzewa w ogrodzie na dachu piekielnego zamku. Odkrycie wzbudziło w
Sebastianie jeszcze większe obawy, nie spodziewał się, że opisywany w
instrukcji proces doprowadzi do powstawania tego właśnie bytu. Nie powinno się
igrać z tak potężnymi siłami. Wiedział o tym nawet jego ojciec, choć nie raz zarzekał
się, że skorzysta z pierwotnej mocy. Nie dane mu było jednak popełnić tego
błędu, choć wszyscy, którzy znali prawdziwą naturę Beliala, wiedzieli, że nie
odważyłby się tego zrobić. Teraz jednak Sebastian znalazł się w zupełnie
abstrakcyjnej sytuacji: wraz ze swoją ukochaną, śmiertelniczką, tworzył coś,
czego mocy sam nie był w stanie w pełni zrozumieć, a co dopiero próbować ją okiełznać.
Strwożony
spojrzał na Undertakera, ale nie dostrzegł na jego obliczu ani odrobiny
wahania. Wyglądało więc na to, że wszystko szło zgodnie z planem. Nic jednak
dziwnego, że grabarz nie zgodził się na pomoc z zewnątrz – za igranie z siłami
pierwotnymi groziła najwyższa kara, która i tak nie była w stanie dorównać
temu, co mogłoby się stać, gdyby taka moc wymknęła się spod kontroli.
—
Amandum mostromenis abidertita kakketenos — krzyknęła hrabianka, sygnalizując
Sebastianowi, że druga sekwencja dobiegła właśnie końca.
Odłożył na bok
wszelkie wątpliwości; sięgnął po skąpaną we własnej krwi pochodnię i wetknął ją
do miski. Błękitny płomień momentalnie zajął nasączony materiał, rezonując i
zwiększając swoją objętość. Sine wibracje sprawiały, że król piekła z trudem utrzymywał
płonący kij.
Do kilku
szepczących głosów dołączyły kolejne, tworząc swoisty chórek dla przewodzącego,
zniekształconego nieco, głosu Elizabeth. Michaelis podszedł do kolejnego
naczynia i ponownie, wraz z pierwszymi słowami kolejnej sekwencji zaklęcia,
wrzucił przedmiot do wypełnionego szczurzym moczem terrarium. Nie chciał nawet
wiedzieć, skąd Undertaker wziął coś takiego. Najważniejsze było to, że wszystko
dalej postępowało tak, jak się tego spodziewali. Płyn zmienił kolor na
fioletowy, a wraz z dodaniem do niego zmielonego korzenia mandragory w jego
wnętrzu dostrzegł kilka wyładowań elektrycznych, które z czasem namnożyły się,
tworząc fioletowo-złotą mieszankę czegoś, w pobliżu czego obawiał się nawet
przebywać.
Chociaż
pozornie mogłoby się wydawać, że dla żadnego z obecnych proces nie było
wyczerpujący, w rzeczywistości zarówno Elizabeth – a właściwie jej ciało – jak
i Michaelis, byli niezwykle wykończeni. Nawet siedzący bez ruchu bóg śmierci,
który jedynie przyglądał się, jak z sekwencji na sekwencje mikstura zmienia
kolor i stan skupienia, czuł, jak zaklęcie wyciąga z niego całą energię.
Dlatego właśnie wybrał pełnię, w innym wypadku rzucenie tego
arcyskomplikowanego czaru nie byłoby w ogóle możliwe. Po trosze żniwiarz dziwił
się, że hrabianka dała radę dobrnąć aż tak daleko, lecz bardziej niż
zaskoczenie, ogarniała go duma i szacunek wobec jej zawziętości.
—
Monder inistriken natosiusina egzekrato — inkantowała dalej szlachcianka.
Grabarz znał
zaklęcie na pamięć, wiedział, że do końca wszystkich sekwencji zostało zaledwie
kilka wersów. Obrócił się na krześle i wbił wzrok w dłonie demona. Substancja
przybrała już niemal idealny stan. Kiedy Sebastian uniósł menzurkę ponad
ostatnią z miseczek, wewnątrz piwnicy zrobiło się straszliwie duszno i wszyscy
troje ledwie byli w stanie złapać oddech. To oznaczało, że wszystko przebiegło
pomyślnie.
—
Reintercja — krzyknęła Elizabeth, a gęsta ciecz oślepiła mężczyzny swym
blaskiem i zmieniła się w granatową zawiesinę pełną czegoś, co na pierwszy rzut
oka przypominało drobinki srebra.
—
Teraz, szybko! — rzekł Undertaker, machając ręką na demona.
Skończył mieszanie składników
swojej mikstury i połączył ją z tą, którą przyniósł mu Sebastian, po czym
ostrożnie wylał całość na rany hrabianki, starając się pokryć jedynie te
najrozleglejsze. W kontakcie ze skórą zawiesina zaczęła dymić i wydawać z
siebie nieznośny skrzek.
—
Co się dzieje? — zapytała nieprzytomnie Lizz, próbując wyszarpnąć się z więzów,
by zobaczyć, co powodowało nieprzyjemne wrażenia słuchowe.
—
Panienko, proszę się nie ruszać. — Uspokajał ją kamerdyner.
Chwycił dłoń swojej pani,
przerażony orientując się, że była równie zimna, co ciało jego prawdziwej
formy. Więc Grabarz miał rację. Na ten krótki moment Elizabeth oszukała
rzeczywistość, sprawiając, że jej organizm zyskał właściwości typowe jedynie
demonom.
Kiedy Undertaker mówił o przepowiedniach Ciela to pomyślałam że jesteś jak Ciel, przewidziałś to że Liz przeżyje i napisałaś już dalsze rozdziały a każdy błąd w rytuale mógł spowodować zmiany. Nie wiem co to za dziwna teoria ale tak mi do głowy wpadło.
OdpowiedzUsuńA tak na serio to jestem bardzo ciekawa o co chodzi ze Cielem i co jeszcze ciekawego przewidział.
Czy on maczał palce w porwaniu hrabianki i jej rodziców? A może ma coś wspólnego z tą wojną? Mam tyle pytań, a nie dostane żadnej odpowiedzi:( Pozostaje mi tylko czytać, haha.
Zastanawiam sie czy już nie przesadzam sprawdzając twojego bloga codziennie w oczekiwaniu na nowy wpis XDD
I jeszcze wymyśliłam, że Grabażowi była potrzebna krew demona bo miał jakąś umowe z aniołami. W sensie on daje im krew króla piekieł a oni dają mu jakiś składnik potrzebny do odprawienia rytuału. A aniołom krew demona jest potrzebna żeby wygrać wojne. Może skonstruują coś z tej krwi dzięki czemu będą mogli częściowo panować nad Sebastianem? Jestem prawie pewna że wykorzystają do swoich celów Elizabeth.
Jestem pod wrażeniem tego jak to wszystko zaplanowałaś, wymyśliłaś, opisałaś. Awww, zazdroszczę wyobraźni!
Tym co piszesz potrafisz wywołać tyyyle emocji. Stresowałam sie razem z Elizabeth przed całym wydarzeniem i martwiłam razem z Sebastianem.
A to kiedy opisywałaś że wszystkie emocje ją opuściły i po prostu wypowiadała słowa-skojarzyło mi sie z jakimś narkotykowym tripem, hahaha, troche dziwne skojarzenie.
Próbujący sie opanować Sebastian, jeeeju. Biedak musiał pić własną krew żeby powstrzymać głód:( Należy mu sie po tym jakaś nagroda, mam nadzieje że Liz coś wymyśli i idiota nie będzie musiał lecieć do Enepsi żeby pić z jej wanny. Dobra czekaj co ja pisze XDDDD
Co do Enepsi też mam kilka głupich teorii.
Po jakimś czasie zrozumie że Sebcio jakoś długo jej nie odwiedza i wcale mu sie nie śpieszy wracać więc sama złoży mu wizyte i przekona sie co go tak zajmuje.
Porwie Elizabeth, będzie ją trzymała w strasznych lochach królestwa piekieł i torturować ją szantażując Sebastiana.
Kurcze, ten mój komentarz zamiast nawiązywać do rozdziału zawiera jakieś chore wytwory mojej wyobraźni.
Ja chce już kolejny rozdział, dowiedzieć sie co dalej, dlaczego przerywasz w takim momencie aaaaaa:(
Poważny Undertaker? Co tu sie...
Ale się nie krępuj! Wasze teorie to moja ulubiona część komentarzy <3. Dzięki nim wpadłam na wiele ciekawych pomysłów i często przypominacie mi o jakimś wątku, który wypadł mi z głowy.
UsuńCo do tej wyobraźni i zamysłu... To wcale nie jest tak, że tska genialna jestem. Po prostu pisząc, wrzucsm coś tajemniczego, niewyjaśnionego, zostawiam gdzieś jakąś furtę, bo: nie wiem jeszcze co tam będzie, chcę tam coś wrzucić, przyda się na później. Potem w trakcie dalszego pisania mózg sam to wszystko łączy, a ja jesten tylko maszynką do posania, jak Elizabeth jest przekaźnikiem słów mocy hahahaha xD.
Niestety nie mogę potwierdzić Twoich teorii, zaprzeczyć im ani podpowiadać, bo to by zabiło przyjemność z czytania. Chociaż znowu śmiechłam, jak napisałaś, że pozostaje Ci czytać ahahahahaha xD.
Pocieszę Cię tylko tym, że wątek że Cielem się wyjaśni xD.
A Enepsi na razie niczego nie podejrzewa, bo Sebastian jest w ludzkim świecie pod pretekstem szukania czegoś, co pomoże poznać tożsamość ich przeciwnika :P.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCiel przewidział zabieg... Przepraszam bardzo, wydaje mi się to nieco naciągane. Skoro był aż tak genialny jako wróżka ze srebrna kulką, dlaczego nie przewidział własnej śmierci? Co stanęło mu na przeszkodzie? Czy może doszedł do wniosku, że on nie pomoże Sebastianowi osiągnąć celu, a Lizzy tak? I dlatego wspaniałomyślnie postanowił pomóc w sprzątnięciu się ze świata?
OdpowiedzUsuńDziałania żniwiarza bazowały na logice AHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAH * cenzura* aHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHHAHHHAHAHAHAHHAHAHAHAHHHA
To żeś dowaliła, bo medycyna demoniczno-ludzko-żniwiarzowa (?) Jest tak logiczna, że każdy potrafi do tego dojść swoim umysłem.
"kilka kończyn, których pochodzenia nie zamierzał nikomu zdradzać. " - No jak to skąd? Od nas z piwnicy gwizdnął XDDDDDDD
Dlaczego w momencie największej powagi ja zachowuję się jak szalony Undziu?
Ta Atmosfera w piwnicy musiała być naprawdę niezwykła, skoro napisałaś ja z wielkiej litery.
" Czuła się niezwykledziwnie" Ja też się czuję niezwykle dziwnie, czytając wyrazy nieoddzielone spacją.
"Dopiero kiedy jego pani była w połowie inkantowania drugiej sekwencji, zorientował się, że znajome wrażenie nie było pomyłką zestresowanego umysłu. Wraz ze szlachcianką stworzyli właśnie źródło wiecznego ognia" - że co? Jakiego znów ognia? Jedyne miała Enepsi w ogródku, gdzie o tym była wcześniej mowa? Rozbij mi jeszcze parę wątków z dupy wziętych o Tomoko i jej miłości, a na pewno będę pamiętać. Jaki ogień? T.T Chodzi o link, za pomoca którego przywołała Sebastiana do celi w piwnicy?
Trolololo, Lizzy demon XD podoba mi się, bo jak ktoś ma zimne rączki, to niechybny znak, że jest demonem. Aż mam nieodpartą chęć dotknięcia ciebie w stanie, gdy moje opuszki przybierają fioletowy kolor :*
Eee... No tak, Ciel przewidział wiedziele rzeczy, swoją śmierć również. Jestem prawie pewna, że to było zasugerowane, w którymś z rozdziałów. Wprost powiedziane nie zostało, bo na rozwiązanie wątku Ciela jeszcze przyjdzie czas.
UsuńZasady działania tego, co robi Undertaker to jedno wielkie wibbly-wobbly. Bazując na tym, co wydawało mu się logiczne, co łączyło w sobie sposób postępowania ze wszystkich trzech, znalazł sposób, by to połączyć. Więc tak, to logiczne.
I nie wiem, czemu masz głupawkę, ale mam wrażenie po tym komciu, że kompletnie zgubiłaś wątek.
A ten ogień... To jest oczywiste. Ten jedyny błękitny. Tak, ten z piekielnego ogrodu. Nie było dotąd wielu błękitnych ogni, więc to nie było trudne do zrozumienia. Zresztą skoro był wspomniany Belial to już aż nazbyt oczywista aluzja, który to ogień. No, a wątki w pewnym momencie się łączą, bo nic nie jest bez przyczyny. Czytane jako ciążka, lub jednym ciągiem, nie będzie sprawiało problemu. Nie mogę co rozdział przypominać o wszystkim, bo cały klimst i tajemnicę straeli szlag TT_TT.
A zimne ręce są fajne, ja tam swoje lubię, przynajmniej mam od czego ochłodzić gorący ryj. No a Lizz miała na oewjo zimniejsze niż ludzie z zimnymi rękami, inaczej Sebastisn nie zorientowałby się, że coś jest nie tak xD.
Wowowow *.* Jak szybciutko się czytało. Zaje*isty rozdział :D Jestem dumna z Lizz ^^
OdpowiedzUsuńI jeszcze ten fragment xD :
OdpowiedzUsuń„Powieki dziewczyny drgnęły odruchowo, potem poruszyła się ospale, by po chwili otworzyć oczy i krzyknąć z przerażenia, widząc twarz mężczyzny tak blisko swojej, że aż jej się rozdwajała. Hrabianka zamachnęła się i wymierzyła bogu śmierci siarczysty policzek.
— Undertaker! — krzyknęła zaskoczona.
— Elizabeth! — odkrzyknął shinigami.
— Panienko! — zawtórował Sebastian.”
No rozwaliło mnie to Hahah 😂 Zaczęłam się śmiać jak głupia xDD