W momencie, kiedy to czytania, zakładając, że czytacie w sobotę, ja siedzę na jakichś warsztatach w Łodzi. Wcale mi się to nie uśmiecha, ale nie miałam wyjścia - obowiązek, to obowiązek. No i będę miała ograniczony dostęp do internetu, żeby telefon jakoś wytrzymał cały dzień. Mam nadzieję, że bez cogodzinnych przypominajek o rozdziale, wyświetlenia będą dalej takie ładne, jak zazwyczaj.
Życzę Wam miłej lektury, a sobie brzydkiej pogody, żebym się nie roztopiła na zajęciach :P.
:*
=============
Grabarz
upewnił się, że Sebastian na dobre opuścił jego zakład, a potem odczekał
jeszcze kilka minut, nim sięgnął do skrytki pod trumną, by przejrzeć dokumenty.
Obawiał się tego, co mógł znaleźć wewnątrz teczki, szczególnie po tym, co
spotkało go tej nocy. Reakcja jednego z najbardziej udanych eksperymentów jego
życia przewyższyła oczekiwania Undertakera. Najgorsze było jednak to, że nie
rozumiał istoty odstępstwa od normy i nie potrafił go kontrolować. Nie znosił
takich sytuacji i musiał jak najszybciej dowiedzieć się, co właściwie się
stało.
Usiadł
na jednej z drewnianych skrzyń i zaczął przeglądać notatki z badań, wyniki
eksperymentów, podsumowania, spostrzeżenia. Wszystkie informacje wskazywały na
to, że proces przebiegał zgodnie z planem: uwięzione dzieci, wychowywane przez
lata w odpowiednich warunkach, odkryły w sobie drugą naturę, zyskały nadludzką
siłę i u większości z nich zaobserwowano rozszczepienie osobowości. Tak
przynajmniej twierdzili zatrudnieni przez boga śmierci badacze. On wiedział, że
nie było żadnej drugiej osobowości. To, co rodziło się w obiektach, było
kwintesencją jego długoletniej pracy. Największa nagrodą, o jakiej mógł marzyć.
Udało mu się stworzyć własną armię zmodyfikowanych pionków, których zamierzał
wysłać do walki. Pozostał już tylko jeden etap – wymuszenie posłuszeństwa. W
tym miejscu eksperymenty sprzed kilku lat zawiodły. W konsekwencji
nieodpowiednich decyzji z zamknięcia uwolniło się kilka obiektów badawczych, a
cała poprzednia załoga naukowców została wyrżnięta z zimną krwią przez jedno z
dzieci – dokładniej przez Elizabeth, i jej demonicznego kamerdynera. Tym razem
grabarz nie zamierzał dopuścić do powtórzenia błędu z przeszłości. Planował
osobiście nadzorować ostatni etap prac, upewniając się, że bestie, które
stworzył, będą mu całkowicie oddane.
Oczywiście
nie dało się tego zrobić w ciągu jednej nocy. Mnóstwo nowych badań,
eksperymentów, ocen środowiskowych – zakładał, że minie jeszcze kilka miesięcy,
nim będzie mógł przejść do realizacji planu swojego życia. Był jednak dobrej
myśli, widząc niezwykle zadowalające wyniki, które przyniósł mu Shultz. Jednak
wciąż nie był w stanie pojąć, jakim cudem uśpiona osobowość hrabianki zamanifestowała
swą obecność podczas rytuału. Niewytresowana, przy swej potędze mogła znacznie
zagrozić Undertakerowi, dlatego musiał koniecznie przeprowadzić eksperyment na
osobnikach, które nie są mu podporządkowane, by dowiedzieć się, czy istnieje
sposób, by wymóc na nich swoją wolę bez wcześniejszego przygotowania. W
przeciwnym wypadku, Elizabeth mogła stanowić ogromne zagrożenie dla powodzenia
misji grabarza. Mężczyzna nie mógł pozwolić na to, żeby po tylu latach
zaprzepaścić wszystko z powodu jednego, drobnego błędu przeszłości.
Skończywszy
przeglądać dokumenty, mężczyzna schował je z powrotem pod podłogę i udał się do
piwnicy, by posprzątać po rytuale. Przy okazji zebrał próbki krwi, tkanki i
wydzieliny hrabianki pozostałe po przeprowadzeniu zabiegu. Nowe informacje,
choć pozytywne, w połączeniu z niespodziewanym zajściem w trakcie rytuału
wzbudzały w bogu śmierci niepokój. Najchętniej od razu udałby się do siedziby
swej tajnej organizacji. Nie mógł jednak pozostawić zakładu w takim stanie,
musiał najpierw doprowadzić piwnicę do porzadku, zatrzeć wszelkie ślady i
zadbać o pozory. Zniecierpliwienie niezwykle dawało mu się we znaki, ale próbował
je okiełznać, wiedząc, że poświęcił zbyt wiele, by w takiej chwili popełnić
jakiś błąd.
Kiedy
piwnica wróciła do poprzedniego stanu i wszelkie ślady po zabiegu zniknęły,
Undertaker opuścił pomieszczenie, zabezpieczając je dokładnie i przeszedł do
drugiego z podziemnych pokoi, by oddać się kultywowanemu przez ostatnie lata
rytuałowi pisania listów. Usiadł przy sekretarzyku i wyciągnął z szuflady
kartkę gładkiego, kremowego papieru oraz kałamarz wraz z piórem. Chwycił je w
dłoń i zatrzymał tuż nad szyjką buteleczki, zastanawiając się, od czego zacząć
sprawozdanie do zmarłego hrabiego Phantomhive’a.
Drogi chłopcze,
Zgodnie z twoją wolą, a może raczej: z wolą losu, przeprowadziłem
zabieg, który złamał prawa wszystkich istniejących światów. Dokonałem tego
zgodnie z tym, co przewidziałeś. Nie obyło się bez komplikacji, sądzę jednak,
że byłeś ich świadom, a nie wspomniałeś o nich jedynie z wrodzonej złośliwości.
Nie mam Ci jednak za złe – tak było nawet zabawniej. Podkreślam to
słowo, byś miał świadomość, że niebezpośrednio, ale odebrałem swoją nagrodę.
Zyskałem dziś pewność, że moje dążenia zmierzają w dobrą stronę. Sądzę również,
iż powoli zaczynam domyślać się, czemu uznałeś, że nie uda mi się osiągnąć
celu. Ta dziewczyna… Elizabeth. Cokolwiek żyje w jej wnętrzu, posiada ogromną
siłę. Kamerdynerowi wydaje się, że ją okiełznał; ach, gdybyś widział zdziwienie
malujące się na jego twarzy, kiedy szepty zyskały fizyczną formę, nie
pozwalając mu zbliżyć się do ciała ukochanej – umarłbyś ze śmiechu!
Te istoty muszą
być pod ścisłą kontrolą. To, co robię, przeczy wszelkim prawom natury.
Zniekształcone potwory, ich chore osobowości i zakrzywione postrzeganie, które
wykształciło się w procesie kreowania ich jestestwa – sprawiają, że
pozostawione samym sobie mogą stać się maszynami zagłady, zdolnymi wytłuc
wszystkich w ludzkim świecie. Jestem nawet przekonany, że poradziłyby sobie z
aniołami. Dlatego właśnie sądzę, iż założyłeś, że Twój wierny sługa okiełzna
to, co siedzi wewnątrz dziewczyny, a ona stanie się, w niezwykle ironiczny
sposób, przyczyną mojej porażki. Jednak nie pomyślałeś o tym, że jego uczucia
do tego ludzkiego dziecka znacznie osłabiły to, za co tak go ceniłeś. Stał się
słaby, wadliwy; pozwala, by emocje przejmowały nad nim kontrolę. Ktoś taki nie
zasługuje już na miano Czarnego Kamerdynera – Siejącego Śmierć Cienia, który
kroczył wiernie u boku Psa Jej Królewskiej Mości. Tamte czasy minęły już dawno.
Po demonie, którego znałeś, została jedynie piękna twarz. Pusta skorupa
wypełniła się gorszącą jego gatunek obrzydliwością, lecz on przyjął ją z
otwartymi ramionami, gloryfikując i pielęgnując ją w sobie niczym kwiat.
Żałosne i obrzydliwe.
Właśnie dlatego
czuję, że w ostatecznym rachunku będę górą. Pokonam cię, a kiedy osiągnę swój
cel, na zgliszczach tego, co zostanie po tym padole, postawię ci pomnik, by
zawsze pamiętać o twarzy tego, który uniósł się dumą, zwiastując moją porażkę.
A na razie
opowiadam Ci jedynie o tym, co mnie spotyka, byś mógł porównać moje zapiski z
tym, co stanęło przed twoimi oczami. Ciekaw jestem, jak wiele rzeczy nie
przebiegło zgodnie z Twoim zwiastowaniem. Los wiecznie się zmienia, Ty
zobaczyłeś tylko jeden z możliwych scenariuszy. Czy wiedziałeś, że Twój wierny
pies zachowa się w ten sposób? Jak bardzo kpiłeś z niego w myśli, kiedy
przysięgał Ci swe oddanie po raz kolejny? Ach, naprawdę chciałbym poznać
odpowiedzi, i powtórzę się po raz kolejny, ale mam nadzieję, że kiedyś
przyjdzie mi usłyszeć je z Twoich ust.
Na razie,
pocieszając się wizją jasnej przyszłości, wyruszam dopiąć sprawy do końca.
Dotarłem do ostatniego etapu, jeszcze kilka miesięcy i jestem pewien, że
wreszcie spełnię swoje marzenie. Dziękuję, że swoim istnieniem przyczyniłeś się
do mojego zwycięstwa.
Do widzenia, drogi chłopcze.
Grabarz
skończył pisać list, złożył go i wetknął do koperty, którą dołożył następnie do
całej kolekcji trzymanych w szufladzie wiadomości do hrabiego Phantomhive’a.
Upewnił się, że przekręcił kluczyk w zamku, dodatkowo chroniąc prowadzoną od
lat, jednostronną korespondencję, i opuścił swój azyl, kierując się za miasto,
do miejsca, gdzie w bólach i ogromnych cierpieniach rodziła się broń, za pomocą
której miał wreszcie zdobyć upragniony cel.
~*~
Londyńskie
uliczki nie były najpopularniejszymi miejscami na spędzanie nocy. W rynsztokach
spali bezdomni, a w ciemnych zakamarkach czaili się jedynie złoczyńcy, którzy
stoczyli się na złą drogę, nie wytrzymując presji życia w miejskiej dżungli.
Wszyscy porządni obywatele przebywali w swoich domach, z rodzinami tuż za
ścianą, śpiąc snem sprawiedliwego po kolejnym ciężkim dniu. Bogaci kończyli
nocne podboje na balach, lub podobnie jak mieszczanie, w objęciach morfeusza
regenerowali siły, by przygotować się na podjęcie wyzwań nadchodzącego dnia. W
tym zasnutym snem mieście tylko jeden pędzący wóz zaburzał idealny spokój.
Sebastian gnał konie, chcąc jak najprędzej dowieźć swoją panią do domu. Znając
dobrze jej przyzwyczajenia, nie chciał, by musiała spędzać nawet dzień w
miejskiej posiadłości, wobec której nigdy nie żywiła najcieplejszych uczuć.
Demon wiedział doskonale, że po takich ciężkich przeżyciach hrabianka pragnęła
obudzić się we własnym łóżku, otoczona znajomymi widokami, zapachami i ludźmi,
w których odnajdywała zaufanie i wsparcie. Miał w tym również własny cel. Za
niespełna dwie godziny w piekle miała odbyć się ceremonia jego koronacji, a
potem ślub, który na zawsze połączy nici losu króla i nowej królowej,
nierozerwalnym węzłem małżeńskim.
Enepsignos, za sprawą zaślubin, miała zyskać szacunek, na który zasługiwała od
dawna, oraz władzę, by pod jego nieobecność oficjalnie móc zarządzać
królestwem. Sam Kruk miał obowiązki w ludzkim świecie i wypełniał je najlepiej
jak potrafił – pod przykrywką inwigilacji ludzkiego świata w celu odkrycia
tożsamości nieznanego przeciwnika. Choć stracił nadzieję, że jego piekielna
misja przyniesie skutek, rad był, że wciąż może być przy swej ukochanej.
Każda
chwila, zbliżająca demona do ceremonii, przywodziła ze sobą coraz większe
poczucie winy. Zależało mu na Enepsignos. Nie kochał jej wprawdzie tak, jak
Elizabeth, ale na przestrzeni wieków pomiędzy nim i błękitną demonicą zakwitło
uczucie, które wzmogło się, kiedy błękitnoskóra kobieta zdecydowała się pomóc
mu w sięgnięciu po tron. Wiedział, że pewnego dnia przyjdzie mu przyznać się,
zarówno przez Lizz jak i przez Eni, do swej podwójnej gry, lecz ufał, że
zrozumieją jego pobudki. Umocnienie sytuacji w piekielnym królestwie poprzez
małżeństwo było częstą praktyką i mało było w krainie demonów jednostek, które
uznałyby jego postępowanie za nieodpowiednie. Nie liczyło się jednak zdanie
innych, a jego własne uczucia i obrzydzenie, które czuł do siebie na myśl o
tym, że oszukiwał obie kobiety. Chociaż mógł tłumaczyć się przed samym sobą, że
przecież żadna nie zapytała go o to wprost, była to wymówka tchórzliwego
prostaka, za którego nigdy dotąd się nie uważał.
Sebastian
odegnał od siebie uporczywe myśli, kiedy czoło wozu przekroczyło bramę wjazdową
posiadłości Roseblack. Zatrzymał konie i otworzył drzwi do wnętrza karety,
subtelnie budząc Frederica. Wziął swoją panią na ręce i ruszył z nią do drzwi
rezydencji, prosząc mężczyznę, by odstawił wóz, odprzągł konie i udał się do
kuchennego wejścia, skąd jedno z dwójki jego nowych współpracowników zaprowadzi
go do kwatery. Potem zniknął za drzwiami i bez chwili zwłoki skierował się do
sypialni swej pani, po drodze informując Jeanny, która wyszła mu na powitanie,
o obecności Frederica.
Dotarłszy
do pokoju Elizabeth, delikatnie położył ją na łóżku, a potem ściągnął z niej
zużyte ubranie. Poszedł do łazienki, przygotował gąbkę, miskę z wodą i kolejne
pół godziny spędził na dokładnym zmywaniu z ciała swej pani wszelkich oznak
obecności w piwnicy Undertakera. Kiedy skończył, przysiadł na skraju materaca i
ostrożnie ujął dłoń kontrahentki, spoglądając na jej twarz. Pogrążona we śnie
dziewczyna wyglądała tak spokojnie, że gdyby mógł, nigdy by jej nie budził, aby
tylko mogła zaznać wreszcie odrobiny ukojenia. Chciał przy niej zostać, ale
obowiązki wobec królestwa były zbyt ważne, by zignorować je z powodu uczuć, a
przecież obiecywał sobie, że więcej nie pozwoli, żeby emocje wzięły nad nim
górę. Jeśli chciał zapewnić hrabiance bezpieczeństwo, musiał – właściwie
dosłownie – uratować świat, a to wymagało wielu poświęceń.
Pożegnał
Elizabeth delikatnym muśnięciem czoła ustami i wyszedł z sypialni, zostawiając
na etażerce szklankę wody. Zamierzał spotkać się ze służącymi, by opowiedzieli
mu o zachowaniu Jamesa i o kolejnych szkodach, które wyrządzili w rezydencji, a
on musiał zdać im dokładną relację z przebiegu operacji. Zgodził się, by w imię
dobra hrabianki odpowiadać przed dwójką podwładnych, póki dziewczyna nie będzie
zdolna samodzielnie podjąć decyzji dotyczącej jego przyszłości. I chociaż wciąż
uważał, że uwłacza to jego godności, wobec tego, co miał do stracenia, bycie
kontrolowanym przez dwójkę dbających o jego ukochaną osób, nie zdawało się aż
tak okropne.
Demon
zszedł na parter i zniknął w mroku korytarza służbowej części budynku. Spod
drzwi niezamieszkałej dotąd izby wydobywała się cienka smuga pomarańczowego
światła świadcząca o tym, że Frederic zdążył już poznać Thomasa i Jeanny.
Oznaczało to, że służący czekali na niego w kuchni. Udał się tam i powitał ich
łagodnym uśmiechem, po czym usiadł na krześle, bombardowany spojrzeniami dwóch
par oczu podwładnych.
—
Opowiadaj, co z panienką! — krzyknęła Jeanny, nie mogąc znieść dłuższego
oczekiwania.
—
Spokojnie, najpierw my mu opowiemy, bo inaczej się tym wykpi — zganił ją
Thomas.
Zmarszczył brwi i skrzyżował
dłonie na piersi, lecz pozycja ta wprawiała go w dyskomfort, wiec odruchowo
sięgnął do kieszeni spodni, w której trzymał paczkę papierosów, i wyciągnął z
niej jeden zwinięty rulonik tytoniu. Po chwili wnętrze pomieszczenia wypełniło
się rzadkim, śmierdzącym dymem, co spotkało się z pełnym dezaprobaty
spojrzeniem kamerdynera, który jednak powstrzymał się od komentarza i przeszedł
przez kuchnię, by otworzyć okno. Potem usiadł przy stole i westchnął ciężko,
opierając się o drewnianą ramę krzesła.
—
Mówcie więc, co z gościem panienki — poprosił niezbyt uprzejmie, zbyt zmęczony
psychicznie, by silić się na zbędne konwenanse wobec dwójki ludzi, która i tak
ledwie potrafiła rozpoznać zmianę w jego zachowaniu.
—
Wyszedł z łóżka i przeszukiwał cały dom. Stwierdził, że musisz być potworem i
zaczął się szarpać, więc podaliśmy mu lek i z powrotem przywiązaliśmy go do
łóżka —wyjaśniła pokrótce Jeanny.
—
Nic nie stłukliśmy — zaznaczył Thomas, nim Michaelis zdążył ponownie otworzyć
usta. — My powiedzieliśmy ci swoje, teraz czas na ciebie. Opowiadaj jak
poszedł zabieg, jak czuła się Lizz, czy wszystko się udało?
Demo
opowiedział podwładnym o przygotowaniach do zabiegu, o nim samym i o powrocie
do domu. Wszystko szczegółowo, tak by nie mieli wątpliwości, że mówił prawdę,
lecz z pominięciem lwiej części historii. Nie uważał, że wyznanie dwójce
niczego nieświadomych śmiertelników, że ich współpracownik jest demonem, a ukochaną
panienkę leczył bóg śmierci, używając krwi istoty piekielnej, było dobrym
pomysłem. Nie znieśliby tego, poza tym Elizabeth na pewno nie chciałaby, żeby
dowiadywali się o tym w najbliższym czasie. Michaelis sądził nawet, że pragnęła
zataić przed nimi te niewiarygodne informacje i umrzeć, nie wyjawiając ich. Nie
uważał, by był to zły pomysł, jego poprzedni kontrahenci również nie zwykli
chwalić się prawdziwą tożsamością demonicznego pomocnika. Choć był kiedyś
pewien wyjątek. Młody chłopak, którego Sebastian – wtedy jeszcze noszący inne
imię – spotkał na swojej drodze ponad trzysta lat temu, przemierzając
azjatyckie tereny. Dziecko chciało od niego tylko jednego: zapewnienia jego
rodzinie i wiosce zapasu wody i żywności na cały rok oraz pozbycia się
terroryzujących okolicę łotrów. Kiedy Kruk spełnił prośbę kontrahenta, ten
wszedł wraz z nim dumnie do wioski i otwarcie oświadczył, kim był jego
pomocnik. Mieszkańcy wsi nie uwierzyli mu, dlatego chłopak wydał demonowi
rozkaz. Kazał mu pokazać swoje prawdziwe oblicze, co Sebastian z chęcią
uczynił, przyprawiając o atak serca ze śmiertelnym stukiem około jednej
trzeciej populacji wsi. Od tamtego czasu ani razu nie został poproszony, by
wyjawić swoją tożsamość.
—
To wszystko? — zapytała podejrzliwie Jeanny, mierząc demona wzrokiem od stóp po
sam czubek głowy. — Wspierałeś ją? Trzymałeś za rękę? Byłeś przy niej przez
cały czas?
—
Oczywiście — odparł Michaelis, ciesząc się, że jego odpowiedź była w stu
procentach prawdziwa. — Pomyślałem też, by podarować panience prezent, żeby
dodał jej otuchy. Wraz z medalionem od pana Jamesa, spełnił swoje zadanie —
dodał, uśmiechając się ciepło na wspomnienie zaskoczonego wyrazu twarzy
ukochanej, kiedy wręczył jej smoczą łuskę.
—
Co jej dałeś? — zapytał Thomas, uznając brak konkretnego nazwania przedmiotu za
coś alarmującego. — No nie gap się tak, tylko odpowiadaj! — ponaglił, czując na
sobie ciężar spojrzenia kamerdynera.
—
Imitację smoczej łuski. — Sebastian nakreślił na dłoni kształt prezentu
wręczonego Elizabeth i odetchnął z ulgą, widząc, że jego tłumaczenie zdziwiło,
ale i przekonało podejrzliwego kucharza.
—
I co, gdzie ta łuska?
—
W kieszeni płaszcza panienki Elizabeth.
—
Chcę zobaczyć — wcięła się Jeanny. — Kiedy do niej pójdziesz, weźmiesz tę łuskę
i przyniesiesz ją. Nie uwierzę ci na słowo —wyjaśniła poważnie.
Demon
zauważył ogromny trud, jaki towarzyszył
jej za każdym razem, gdy otwierała usta. Nie chciała traktować kamerdynera w
ten sposób, ale dla dobra swojej pani, nie miała wyjścia. Sebastian musiał być
przez nich nadzorowany, musiał czuć, że cały czas patrzą mu na ręce, czekając
aż popełni jakiś błąd. Musiał starać się ze wszystkich sił, by Elizabeth
odzyskała szczęście. Nie było więc miejsca na samolubne zachowania i jak bardzo
niechętnie pokojówka podchodziła do zadania, wykonywała je najrzetelniej, jak
tylko potrafiła.
—
Powiedz… Bardzo się bała?— zapytała już spokojniej, zaciskając jedynie w dłoni
skrawek koronkowego fartuszka.
—
Bardzo — mruknął krótko Sebastian. —Powiedziała mi, że się boi — dodał, by pokazać
służącym powagę sytuacji.
Znów się migam od komentowania.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że trzeba nas potrzymać w niecierpliwości, czy udało się i w jakim stopniu.
Bardzo się teraz zajarałam wizją wojny Niebo vs Piekło vs Armia Underka vs Lizz xD Z pewnością jedyne tego rodzaju wydarzenie w naszej Rzeczywistości.
Podczas czytania listu zastanawiałam się czy nagle Undertaker specjalnie przestał używać zwrotów grzecznościowych, wielkich liter i tak dalej. Po za tym, nasz grabarz pełen przekonania nagle zaczął podważać Cielowe przewidywania. Przed chwilą był pewien, że wszystko MUSI się udać, bo Phantomhive tak mówił. A ja nie mam pojęcia, czego się po Tobie spodziewać. Myślenie mi nie wychodzi, więc chyba przestanę.
Mam nadzieję, że stangret się zostawił wody na ogniu. Dostał posadę, już nie musi wracać do domciu. A co tam, zrobię na tę czekoladę i git.
Rozmowa ze służącymi. Kurde, sprytny ten nasz Thomas. Chociaż odniosłam wrażenie, że od losu Lizz w tym przypadku interesowało go nie sranie się z Sebastianem ;-; Bardziej rozumiem Jenny, bo ja, po tylukrotnym powtarzaniu o ich oddaniu, bym szalała z niepokoju.
W tej chwili jednak ważne jest, co jej ten debil dał.
(Moje wyobrażenia, Thomas:)
- Taki zajebisty jesteś, to chwal się. Co żeś jej dał?
- Imitację smoczej łuski.
- No to urwa zajebiście! Ja też zawsze marzyłem o takiej imitacji! (W tym miejscu wyobrażenie plastikowej, pomarańczowej płytki z dupnym perłowym połyskiem, z prześwitującego plastiku i niewyraźnym napisem u dołu "made in China", kupiona na stoisku obok kościoła <3 Ta wizja sprawiła, że dzień wydał mi się trochę lepszy)
Undertaker, po całym narzekania na piekielnego pana Sebastiana, docenił jego ładną buzię. Hehe, buzia Sebiego xD Chyba mi gorzej. Dzień jeszcze lepszy :")
Undertaker tylko powiedział dl Ciela po imieniu. Poza tym dalej wszystko pisał ze zwrotami grzecznościowymi i wielkimi literami.
UsuńReszty nie mam siły komentować. Jestem w Łodzi, spałam trzy godziny, a banda niewdzięcznych czytelników nie docenia mojej pracy. 20 wyświetleń notki. Chyba sobie podaruję kilka kolejnych publikacji, bo wszystkiego się odechciewa.
Ale dzięki za odzew <3.
Woooow.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że za wszystkim stał grabarz. Nie wiem, po co mu ta armia, ale wychodzi na to, że Ciel padł jego ofiarą. Może dlatego zdołał wszystko rozgryźć, widząc to wszystko od środka. Czyżby Undertaker planował dokonać przewrót, a pozorne niezagrażanie przez bogów śmierci było jedynie idealnym kamuflażem?
W ogóle, po co grabarz chce wskrzesić Ciela? I byłabym bardzo, bardzo zadowolona, gdyby przegrał. I czemu on traktuje uczucia jak coś gorszego? Nie jest demonem, więc skąd w nim ta nienawiść?
I... Czy mogę nie skomentować pobudek Sebastiana? Obawiam się, że bardzo by się na mnie zawiódł, gdyby przeczytał je w oryginalnej formie, w jakiej pędziły w moim umyśle.
Spoko, domyślam się, co myślisz o Sebciu :P. Jezu, boję się w ogóle odpisać, żeby nie wyspoilerować zbyt dużo. Ale to z tym, że nie spodziewałaś się, że to wszystko działania Undertakera to ironia, prawda? Wydawało mi się, że to już od dawna jest oczywiste xDDDD.
UsuńOn nie chce wskrzesić Ciela. To znaczy, może i by chciał, myśli sobie, że byłoby fajnie, ale to nie jest jego główny cel ani nic w ten klocki. To coś na zasadzie: jak się uda, to dobrze, ale specjalnie z tego powodu fatygować się nie będę. A po co? No on już o tym parę razy wspominał. Chciałby stanąć ze Ciele twarzą w twarz i zobaczyć jego minę, kiedy hrabia dowie się, że udało mu się wygrać. I chciałby poznać całą prawdę, którą Ciel się z nim nie podzielił, bo przecież też już wspominałam niejednokrotnie, że on nie powiedział mu wszystkiego. I tak, Ciel padł jego ofiarą, można tak powiedzieć, mniej więcej xD. Ale (w sumie to nie spoiler, bo można to znaleźć pomiędzy wierszami w tekście) Ciel wiedział, że umrze zanim stał się jego ofiarą. On wręcz wiedział, że się nią stanie.