środa, 4 maja 2016

Tom IV, XVII

Dzisiejszy rozdział jest krótszy, niż zazwyczaj. A to dlatego, że jestem w trakcie tworzenia zapasu i chciałabym te 20 - 25 stron mieć. Na razie ma 16. Poza tym rozdział mógł być o stronę krótszy lub o stronę dłuższy, więc postawiłam na to pierwsze, bo jednak to, co się w nim dzieje, wymaga odrobiny skupienia. Szczególnie że widzę, iż zaczynacie się gubić. No i nie komentujecie, a to można odebrać na zbyt wiele sposobów, żebym mogła się zdecydować.
No, w każdym razie rozdział jest krótszy, ale mi się podoba. Jak zaczniecie czytać, to zrozumiecie dlaczego - po prostu pojawiają się w nim moje ulubione zabiegi :P.
Nie przedłużając:
Zapraszam na rozdział i polecam odwiedzenie mojego drugiego, niedawno powstałego bloga, na którym piszę o swoich gadżetach, mangach i herbatach: Mangozjeb W Herbacie Tonący.

Miłego :*

========================

                Po niecałej minucie szlachcianka zaczęła drżeć i stękać pod nosem. Czuła niesamowity ból w nogach. Nie wiedziała, czy powinna cieszyć się z tego, że w ogóle coś czuła, czy umierać ze strachu, uznając cierpienie za oznakę niepowodzenia. Undertaker kazał jej wytrzymać, zostać świadomą i za wszelką cenę się nie ruszać, ale jej kończyny zaczęły mimowolnie drżeć, by po chwili cała wraz ze stołem uniosła się kilka centymetrów ponad ziemię. Bóg śmierci nie zdążył nawet zareagować. Szlachcianka opadła razem z blatem na ziemię. Po rozcięciach na nogach dziewczyny nie było śladu, lecz hulające po piwnicy echo wciąż nie znikało.
                — Nie powinno go tu być — mruknął zmartwiony grabarz.
Podniósł się z krzesła, ale jakaś niewidzialna siła pchnęła go z powrotem.
                — Sprawdź, czy jest świadoma! — krzyknął Undertaker.

Panika w jego głosie była dla demona jednoznacznym sygnałem, że coś jednak poszło nie tak. Z trudem przeciwstawiał się niewidzialnej mocy, próbując zbliżyć się do nastolatki. Szepty, jakby posiadły świadomość i zyskały fizyczną formę, zbliżyły się do Michaelisa, owinęły się wokół jego ciała i zaczęły przemawiać głosem jego pani, obnażając wszystkie jego najskrytsze myśli, pragnienia i sekrety. Król piekła patrzył przerażony na boga śmierci, ale ten nie reagował, jakby nie słyszał nic z tego, czym głosy próbowały zaćmić umysł Sebastiana.
                Demon wrzasnął, każąc wynosić się potworowi z jego głowy, szamotał się, przewracając wszystko wokół, ale w końcu udało mu się dotknąć dłoni Elizabeth. W tym momencie wszystko ucichło. Głosy wraz z duchotą zniknęły, tak samo jak niewidzialna siła, która krępowała ruchy dwójki mężczyzn. Dziewczyna obudziła się z wrzaskiem. Błędnym wzrokiem próbowała dostrzec znajomą twarz, lecz skrępowana pasami nie mogła się poruszyć. Wpadła w amok i nie miała pojęcia, co się z nią działo. Grabarz podbiegł do niej, odpychając zdezorientowanego demona. Zbadał jej puls, po czym wyciągnął z kieszeni strzykawkę i podał jej środek usypiający.
                — Co to było? — zapytał Michaelis.
Udało mu się utrzymać nerwy na wodzy jedynie dlatego, że jego panienka się obudziła, a to znaczyło, iż przeżyła zabieg. Samo to było już niesamowitym sukcesem, a czy wróci jej władza w nogach? – na to nie miał wpływu już nikt. Zrobili, co byli w stanie, pozostawało jedynie czekać.
                — Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia — przyznał strapiony Undertaker.
Irytowało go, że nie rozumiał reakcji dziewczyny. Omdlenie z osłabienia było naturalne, ale szepty, niewidzialne macki krępujące ich ruchy i nagłe wybudzenie się hrabianki z wrzaskiem, przeczyły prawom wszelkich nauk, z jakimi zaznajomiony był bóg śmierci. Zgodnie z tym, co wyczytał z ksiąg, zarówno zaklęcie jak i proces leczniczy powinny utrzymać ją we śnie przez co najmniej kilka godzin.
                — Podałem jej silny środek usypiający, powinna być nieprzytomna co najmniej do południa. Możecie wracać do domu — wyjaśnił shinigami.
Zdarł otaczającą stół zasłonę i bez zbędnych rozmów udał się na górę, do swojego zakładu. Chciał jak najszybciej pozbyć się Sebastiana i Elizabeth. Obawiał się, że wynikiem jej niezwykłego zachowania mogły być konsekwencje przeprowadzonych na niej eksperymentów. Musiał jak najszybciej zapoznać się z najnowszymi wynikami badań. Nie był pewien, czy pomagając hrabiance, nie zaprzepaścił szansy na osiągnięcie swego celu. Ciel wprawdzie nie wspominał ani o komplikacjach, ani o niczym, co miałoby związek ze zdolnościami hrabianki – przynajmniej nie w tym kontekście – jednak mężczyzna wiedział, że Phantomhive nie raz mógł go oszukać, choć zarzekał się, że nie ma powodu kłamać. Znał przebieg wydarzeń i do ostatniej chwili, nawet kiedy płomień życia w jego oczach gasnął, był przekonany o swojej racji.
                Sebastian rozpiął krępujące szlachciankę więzy, a potem delikatnie wziął ją na ręce i podążył za grabarzem. Dopiero widząc blask lampy zza okna zakładu, przypomniał sobie o Fredericu, którego zostawił na podjeździe nie wydając mu żadnych rozkazów. Miał jednak nadzieję, że mężczyzna zrozumiał sytuację i zadbał o siebie. Poza tym należał teraz do służby, nie powinien więc narzekać, nawet jeśli warunki pracy nie były zbyt dogodne.
Michaelis podszedł do grabarza i pokłonił się przed nim, dziękując za pomoc, po czym opuścił zakład. Tuż przed jego drzwiami stał wóz, za pomocą którego dotarli do miasta, a na siedzisku woźnicy, oparty na łokciu, przysypiał siwy mężczyzna w bretce. Demon wniósł swoją panią do wnętrza karety, a potem obudził stangreta, prosząc, by wsiadł do środka i doglądał dziewczyny podczas drogi powrotnej do domu. Chciał dać Fredericowi odpocząć, wiedząc, że dla kogoś w jego wieku wielogodzinne siedzenie na dworze może być niezwykle męczące. Zajął miejsce i zaczekał aż służący wsiądzie do wnętrza powozu, a potem pognał konie, kierując je w stronę podmiejskiej rezydencji swej pani.
~*~
                Po wypowiedzeniu ostatnich słów zaklęcia, Elizabeth zobaczyła oślepiający błysk. Potem wszystko wokół niej zaczęło wirować. Po chwili do jej nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach, a uszy wypełnił przerażający pisk. Nie wiedziała, co się działo, była przerażona, a niemożność poruszenia nawet głową, jedynie wzmagała nieprzyjemnie uczucie. Jednak wszystko momentalnie ucichło, jakby ktoś wyłączył cały świat. Najpierw była jakby poza swoim ciałem, potem była wewnątrz, ale wciąż nic nie mogła zrobić, a w końcu to. Chciała krzyczeć, ale miała wrażenie, że tak naprawdę nie istniała. Była zaledwie myślami egzystującymi w niebycie. Nie widziała swoich rąk ani nóg, nie słyszała swojego głosu, nie czuła bólu, chłodu ani ich przeciwieństw. Istniała i nie istniała. Gdyby była materialna, krzyczałaby, zdzierając gardło, płakała przerażona i próbowała uciec, lecz to nie było możliwe. Gdy jednak zaczęła intensywnie myśleć o Sebastianie – jedynej osobie, którą uważała za zdolną do uratowania jej – nicość wokół niej zaczęła nabierać kolorów i kształtów, a hrabianka na powrót znalazła się w swoim ciele, które mimo znajomego wyglądu, było jak niedopasowane ubranie.  Jakby skurczyło się w praniu, a mimo to ktoś na siłę ją ubrał, bo nie miała nic innego, co mogłaby na siebie założyć.
                — Zamknij się już, bo ogłuchnę. — Usłyszała znajomy, aż nadto znajomy, głos.
Zerknęła w prawo, w stronę źródła dźwięku, i zamarła. Obok niej stała ona sama. Nie jej młodsza wersja, nawet nie starsza, tylko identyczny klon, czy może raczej doppelganger – jak powiedzieliby niemieccy, przesądni właściciele jednej z firm krawieckich, z którymi współpracowała.
                Chociaż postać wyglądała jak ona, i miała nawet zadrapania i blizny w tych samych miejscach, wyraz jej oczu nie wydawał się już tak znajomy. Nie była tą samą Elizabeth, na którą z niechęcią spoglądała w lustro przez kilka ostatnich miesięcy. Dopiero po chwili do hrabianki dotarło, kim była przepełniona wściekłością postać stojąca przed nią. I choć odkrycie to wzbudziło w niej nieopisany lęk, niosło wraz ze sobą przedziwne uczucie spokoju. Znajome zło wydało jej się lepsze, niż coś zupełnie nowego.
                — To pierwszy raz, kiedy mamy szansę porozmawiać — odezwała się niepewnie, nie chcąc ponownie irytować swojego sobowtóra.
                — Nie sobowtóra, jestem tylko ulepszoną wersją ciebie, a kiedy wydawało ci się, że się nie drzesz, wrzeszczałaś jak opętana i mało uszy mi nie odpadły. Żałosne — odparł doppelganger, krzywiąc się z obrzydzeniem.
                — Nie powinnaś być ruda? — zapytała Lizz, nie zniechęcając się pełną wrogości postawą czytającej w myślach, drugiej siebie.
                — Jestem tobą. A właściwie to ty jesteś mną, tylko mnie uśpiłaś i pozwoliłaś, by ta żałosna osobność przejęła władzę. To ja powinnam rządzić tym ciałem, wtedy już dawno byśmy się zemściły — odparła dziewczyna.
Z cholewy buta wyciągnęła sztylet i rozcięła sobie przedramię, by potem oblizać ostrze noża, zanurzyć w ranie dłoń i chlusnąć krwią w twarz zdezorientowanej Elizabeth.
                — Co, teraz już nie możemy się ciąć? Twój kochany demonek wrócił i musimy zachowywać się grzecznie? — warknęła kopia Elizabeth. — Mów mi Ida, będzie wygodniej — dodała, chowając sztylet.
Lizz wciąż nie wiedziała, co tak naprawdę się dzieje. Zorientowała się raptem, że jej kopia – Ida – była tą częścią jej natury, o której przez lata nie miała pojęcia. To ona zabijała tych wszystkich ludzi, ona klęła na Sebastiana i przejmowała kontrolę nad ciałem, kiedy działo się coś złego. Przez moment nastolatka odetchnęła z ulgą, myśląc, że w takim razie nie jest w pełni odpowiedzialna za to, co robiła, gdy nie miała nad sobą kontroli, jednak Ida momentalnie pozbawiła ją złudzeń.
                — Ty i ja to ta sama osoba. Prawie. Jesteś taka głupia, że łatwiej byłoby cię zabić, niż ci to wyjaśnić, ale on nie może wiedzieć, że ja wciąż tu jestem.
                — Sebastian? Ale przecież on o tobie wie!
                — Gówno wie. Ukryłam się. Od dawna nie straciłaś świadomości. Pomagam ci tylko czasami, użyczam swojej siły, żeby ten kretyn myślał, że mnie opanowałaś — odparła kopia hrabianki.
Na myśl o Sebastianie zaczęła się złowrogo śmiać. Dźwięk jej głosu przyprawiał Lizz o mdłości, ale hrabianka walczyła ze sobą, by nie zwymiotować, a  nawet o tym nie myśleć. Skoro Ida była jej częścią, miała dostęp do jej myśli. Tylko dlaczego to nie działało również w drugą stronę? Czemu miała jedynie wybiórczy dostęp do jej wspomnień?
                — Ty naprawdę jesteś głupia. — Wewnętrzne rozważania szlachcianki po raz kolejny przerwał wściekły sobowtór.
Podszedł do niej i objął ją od tyłu, krępując ręce oryginału za plecami. Potem oparł głowę na ramieniu hrabianki i wyszeptał jej do ucha:
                — Próbowali stworzyć armię bezmyślnych potworów o nadludzkiej sile. Chcieli stworzyć demony. Jestem lepszą wersją ciebie, tą, z której zrezygnowałaś, by oddać duszę temu ścierwu.
                Przed oczami obu nastolatek pojawił się obraz ze wspomnień Idy. Znów jej ciało było całe skąpane we krwi, a Sebastian po raz kolejny stał bezradnie kilka metrów za nią, przyglądając się temu, co robiła. Zdawał się… zainteresowany, co wzbudziło w Elizabeth ogromny niepokój. Nie powstrzymywał jej, nie chwycił chudej dłoni i nie wyrwał z niej ostrza. Po prostu obserwował, jakby analizował sytuację, doskonale rozumiejąc, co się dzieje.
                — On wie. Wiedział od zawsze. Chciał, żebyś o mnie zapomniała, bo nie pozwoliłabym mu zabrać naszej duszy. Wie, że jestem groźna — tłumaczyła Ida, niczym demon zwodząc swoją lepszą połowę. — Chciał sprawdzić, na co nas stać. Zobaczyć, czy mnie okiełzna, bo byłabym bardziej przydatna od ciebie. Ty jesteś nikim. Jesteś tym słabym dzieckiem, które powinno zgnić w piwnicy. Ja narodziłam się tamtego dnia i powinnam mieć szansę na życie, ale mi ją odebrałaś.
Doppelganger Elizabeth odepchnął ją od siebie, przewracając na zasnute nieprzejednanym mrokiem, twarde podłoże. Oczy postaci zaczęły błyszczeć złowrogo czerwonym, demonicznym blaskiem, a ona sama powoli stąpała w stronę hrabianki, jakby chciała ją zabić. Lizz bała się nawet dopuścić do siebie oczywistą myśl, która zawładnęła jej umysłem. Ida była demonem. Ona sama była demonem, a raczej jej osobowość zmieniła się w niego mentalnie – choć sama nie wiedziała, czy to tłumaczenie ma jakikolwiek sens. Za to była pewna jednego.
                — Nie zabijesz mnie — powiedziała pewnie, wstając z podłoża. — Gdybyś mogła zrobiłabyś to już dawno temu.
                — Skąd wiesz, że nie mogę? — zapytała kpiąco kopia.
                — Bo im bardziej chcesz mnie zabić, tym bardziej drżysz. Nie jesteś w stanie tego zrobić — wyjaśniła szlachcianka.
                — Racja — przyznała Ida z wyczuwanym w głosie niezadowoleniem. — Jeszcze nie. Ale ten kretyn, twój żałosny demon – zakała swojej rasy – nie wiedział, że odprawiając rytuał, który chwilowo nadał twojemu ciału demoniczne właściwości, otworzył mi drzwi do przejęcia nad tobą kontroli.
                — I mówisz mi to, bo…? — mruknęła podejrzliwie Lizz.
Początkowo nowa sytuacja przerażała ją na równi z sobowtórem, ale z każdą chwilą coraz lepiej się w tym odnajdywała. Chociaż Ida była pełna negatywnych emocji i groźna, wciąż stanowiły jedną istotę. Cały czas czuła się z nią połączona i w jakiś sposób potrafiła ją zrozumieć, a to znacznie zminimalizowało strach. Na dodatek wiedziała, że kopia jest rozgoryczona, bo przejęła wszystkie najgorsze emocje, które towarzyszyły hrabiance, kiedy przetrzymywali ją w piwnicy.
                Lizz podeszła do Idy i przytuliła ją. Sobowtór próbował oponować, ale jego kończyny odmówiły współpracy. Zdołał zaledwie się odsunąć i spojrzeć pytająco na hrabiankę, by po chwili wniknąć w jej ciało. Nastolatka została sama. Poczuła się kompletna, a cała gorycz, którą przepełnione było jej alter ego, wypełniła jej serce. Obrazy z przeszłości stawały się coraz mniej wyraziste, aż w końcu zupełnie zbladły i szlachcianka obudziła się z wrzaskiem, czując przejmujący ból, który uderzył w nią z nagła i równie szybko zniknął. Ponownie zapadła w sen, lecz tym razem był zupełnie inny. Nie przedstawiał negatywnych wspomnień, nie dał jej szansy na ponowną rozmowę z jej druga naturą. Czuła jedynie przejmujący smutek i samotność, które tłamsiła w sobie przez ostatnie lata. Usiadła w głębokim, miękkim fotelu – pachnącym tak samo, jak jej kamerdyner – i oglądała przypadkowe scenki ze swojej przeszłości, uzupełnione o utajone wspomnienia, które dotąd przechowywała świadomość Idy. Elizabeth miała nadzieję, że udało jej się ukoić ten ból, że teraz już wszystko będzie dobrze, że może wreszcie przestanie unikać dotyku innych… Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo pomyliła się w ocenie sytuacji. 

5 komentarzy:

  1. No to nieźle..
    Doszedł nam nowy wątek! A myślałam, że ciekawiej już być nie może.
    W dodatku Lizz ma rozdwojenie jaźni, no to teraz jej dowaliłaś.
    Zaczynam sie martwić o Sebastiana, jak on okiełzna tą swoją ukochaną i jej ciemną stronę, która pragnie jego śmierci. Życzę ci dużo weny i cierpliwości żebyś mogła uzupełnić sobie na spokojnie zapas. No i życzę dużo komentarzy, też bardzo lubie je czytać a jak narazie to czuję się tu samotna. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo czytelnicy to takie niewdzięczne stworzenia, które sobie chętnie poczytają, ale nie pomyślą, że my, autorzy, też lubimy sobie poczytać jakieś opinie na temat naszych dzieł :P.
      Lizz właściwie ma to swoje rozdwojenie jaźni już od pierwszego tomu, teraz po prostu (po tysiącu stron - nagroda za przeciąganie ląduje uuuuuuuuuuuu: Nami xD) wyjaśnia się, czym dokładnie były te jej zaćmienia, po których budziła się, widząc wszystkich powalonych na ziemię. Ona pewnie myślała, że oślepia ją adrenalina, podczas gdy Sebastian od samego początku wiedział, o co chodziło i dlatego tak bardzo naciskał na to, żeby dziewczyna okiełznała te swoje mroczki. I jak się okazało, miał ku temu powód. A teraz on żyje sobie w świadomości, że skoro Lizz widziała swoją przeszłość i nie ma zaników pamięci, to wszystko jest okay, a jednak nie jest :P. Takie buty. Jestem z siebie dumna, że udało mi się tyle wyczekać, żeby opisać Ide w odpowiednim momencie. Chociaż początkowo nie wiedziałam, jak się będzie nazywała, to jednak wiedziałam, że mniej więcej tak ma być. Więc, no, sukces :P.

      Usuń
  2. Robi się trochę zabawnie. Nie spodziewałam się, że stworzysz Idę, która w dodatku kojarzy mi się z rudowłosą Idą Borejko, z Jezycjady ( nudne, kiedyś czytałam, a szanowna M. nie wie, kiedy skończyć swoją sagę). W sumie, kiedyś myślałam, że Lizz będzie jakimś tam niepełnym demonem, więc nie byłam zaskoczona. Kombinuję za to teraz tak, że Sebastian też ma rozdwojenie jaźni, więc wszystkim starczy par, a nawet starczy na związek krzyżowy. No i myślę, że te przechwałki Idy były kłamstwem. Skoro nie ma oddzielnego ciała, nic nie mogłaby zrobić, gdy czas kontraktu dobiegłby końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahahaha. No tak, bo skoro Sebuś nie może się zdecydować, to stwórzmy mu alter ego, żeby nie musiał :P. Pamiętasz jak Cię pytałam o Id i popędy? Wtedy właśnie to pisałam xD. I mam beke z tego, bo wtedy jeszcze nie wymyślono tej teorii, ale nie powołuję się na nią bezpośrednio, więc wszystko jest ok <3. No i ten, tego, no... No pamiętam, jak kombinowałaś o Lizz, znaczy tak myślę, że to byłaś Ty, ale rzeczywiście były takie głosy.
      A co do pani M. to ona już tak upadła, że z jej ksiopek powstają cudowne analizy xD.

      Usuń
    2. Więc stąd Ida! O kurka wodna xddddddddd nie wpadłam na to! Genialne, chociaż imienia i tak nie lubię.ej, no i cud miód, teraz każdy SuperSebo będzie miał swoje id i tak powstanie tom 4 ♡

      Usuń

.