Trzymajcie kciuki, żeby mi się chciało być produktywną w ten weekend, to może wreszcie coś dla Was napiszę (to znaczy – nadrobię zapas opka). Wyświetlenia dalej słabe, no ale jest jak jest. W sumie to Wam powiem, że im dłużej mam bloga, tym mniej przejmuję się takimi rzeczami. Kiedyś ekscytowałam się każdym nowym wyświetleniem i komentarzem, teraz w zasadzie przejmuję się tylko jakimiś dramatycznymi zmianami. Przez te lata było kilka osób, które często wpadały na bloga, komentowały rozdziały, ja komentowałam ich rozdziały i tak się to jakoś kręciło. Teraz z tych osób nie została już żadna. Może jeszcze czytają, ale na pewno już nie komentują. Smutne to trochę, bo lubiłam mieć taki mały światek w blogosferze, no ale pisząc w tym fandomie nie mogłam się spodziewać dorosłych ludzi, którzy będą trwali przy swoim do końca, więc mnie to nie dziwi. Tak tylko wspominam, bo zbliżająca się do końca Róża napawa taką melancholią... No dobra, koniec xD.
Miłego rozdziału! ;*
==============================
Amon nie czuł
się najlepiej z tym, co zrobił. Właściwie częściowo okłamał ukochaną, do
pierwszego spotkania miał jeszcze trochę czasu, ale musiał jak najszybciej
wyciągnąć prawdę z Anasiego. Domyślał się, o co mu chodziło, czuł, że jeśli
zyska wiedzę, którą posiadał informator, nie będzie mógł tego odwrócić, jednak
nie mógł po prostu nie zwracać na to uwagi i żyć, jakby nigdy nic. W końcu
chodziło o miłość jego życia. Nie powiedział jej jednak, bo potrzebował czasu,
by wiedzę, która w niego uderzy, zmienić w coś na tyle przystępnego, by w
najgorszym wypadku nie było w stanie zdruzgotać nastolatki. Zbyt wiele razem
przeszli, by w chwili, gdy wreszcie miała szansę zaznać szczęścia, mogła to
bezpowrotnie stracić. Jej szczery uśmiech był zbyt cenny, żeby ryzykować go bez
wyraźnej potrzeby.
Skąpanymi w
ciemności korytarzami dotarł do drzwi gabinetu piekielnego skryby. Zapukał
kilkukrotnie i odczekał, aż demon pofatyguje się, by osobiście mu otworzyć. Kiedy
tak się stało, pewnym krokiem wszedł do środka i od razu skierował się do
stolika, na którym informator trzymał krew i dwa kieliszki. Napełnił je
trunkiem, postawił na sekretarzyku i rozsiadł się wygodnie na gościnnym fotelu,
oczekując, aż jego rozmówca zajmie swoje miejsce.
Przez cały czas
mierzył go wzrokiem, jednoznacznie dając do zrozumienia, że mógł spodziewać się
poważnej rozmowy. Nie trudno było zauważyć, że Kruk nie był w najlepszym
nastroju. Doradca jednak od razu zorientował się, o co mogło chodzić, nie
wiedział tylko, co powinien powiedzieć swemu władcy, by zmniejszyć, albo
przynajmniej nie spotęgować, jego gniew.
— Co cię do
mnie sprowadza, panie?
— Nie pogrywaj
ze mną, Pająku. Mów, co wiesz, i tym razem mów prawdę, inaczej przestanę być
łaskawy — cedził przez zęby Michaelis.
— Wybacz,
panie, ale chyba nie wiem, o czym mówisz.
— Książki,
Anasi, książki. Co się dzieje z Elizabeth? Nie jestem idiotą jak ojciec.
— Panie… —
zaczął spokojnie kronikarz.
Upił nieco
krwi, odstawił szklankę z powrotem na miejsce i spojrzał przeciągle w oczy
władcy. Wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi wyznać królowi prawdę. Był
zbyt zdeterminowany i domyślny, by doradca zdołał zbyć go byle wymówką – miał
rację, nie przypominał pod tym względem ojca, z Belialem było zdecydowanie
łatwiej.
— Dowiedziałem
się czegoś na temat duszy i ciała ludzkiego dziecka. Nie chciałem się tym
jednak z tobą dzielić, póki nie znajdę satysfakcjonującego rozwiązania. Sam
wiesz, jak bardzo emocje potrafią wziąć nad tobą górę, działałem więc dla dobra
całej rasy.
— Ona ma na
imię Elizabeth — burknął jedynie Kruk. — Kontynuuj.
— Jej dusza
została, jak wiesz, oddzielona od ciała. Nie pożarłeś jej. Sądzę, że ona też
zdaje sobie z tego sprawę. Wiem również, że za wszelką cenę chce spełnić swoją
obietnicę – typowa, ludzka determinacja. Jednak jest mały problem. Jej dusza
już w tej chwili została oddzielona od ciała na zbyt długo. Nie została
odpowiednio zabezpieczona, nie będzie możliwe pożarcie jej. Została już
zapieczętowana, co gorsza, nie umiemy jej znaleźć. Araksjel i Forkas nad tym
pracują. Wiesz, panie, co się w takim razie stanie później?
Groźny wzrok
Sebastiana powoli łagodniał, jego twarz nabierała neutralnego wyrazu, który
chwilę później zaczął zmieniać się w przerażający smutek. Obserwowanie
zmieniającej się mimiki twarzy króla wydało się Anasiemu zjawiskiem szalenie
ciekawym, dlatego cały czas bacznie wpatrywał się w ruchy wszystkich mięśni,
póki z drobnych szparek nad nosem władcy nie popłynęło kilka łez, których nie
udało mu się stłumić. Michaelis wciągnął gwałtownie powietrze, przyłożył kciuk
i palec wskazujący w kąciki ust i siorbnąwszy nosem, zaśmiał się nerwowo.
— To znaczy, że
ją stracę. Stracę ją, Anasi — powiedział drżącym głosem.
Informator
przyglądał się, jak jego król z każdą chwilą zaczyna coraz bardziej tracić nad
sobą kontrolę. Sam nie wiedział, jak w rzeczywistości wyglądały uczucia,
których doświadczał Michaelis, jednak gwałtowność zmian i siła jego reakcji
wskazywały na ogromny trud, którego się podejmował, by zachować chociaż
częściowy spokój.
— Dlatego nie
chciałem ci mówić. Nie możesz się przed nią zdradzić, póki nie znajdę
rozwiązania. Obaj wiemy, że nie chcesz jej stracić.
— Nie mogę jej
okłamać. Już raz to zrobiłem, obiecałem sobie, że to się więcej nie powtórzy.
Ale jeśli jej powiem, z miejsca ruszy po tę duszę, a ja nie mogę jej tego
zabronić. To koniec… — wyjaśnił załamany, ostatnie słowa wyjękując łamiącym się
głosem, który drżał wraz z całym ciałem demona.
— Więc wybierz.
Jej życie, twoje szczęście i królestwo albo szczerość i koniec szczęścia.
— Nie mam
wyboru, Anasi. Nie okłamię jej.
— Rozumiem, to
twoja decyzja, panie. Jeśli jednak mógłbym coś zasugerować…
— Mów. I dolej
mi tego. Albo nie, daj mi coś mocniejszego, do rana jeszcze czas.
— Poczekaj z
tym jeszcze kilka dni — zaczął, sięgając po niewielką buteleczkę z narkotykiem;
zalał dno szklanki trunkiem i kontynuował: — Jeśli powiesz jej w takim stanie,
oboje będziecie tylko płakać i zachowywać się irracjonalnie. Najpierw się z tym
oswój, mamy czas. Dusza w tym stanie będzie się nadawała do spożycia jeszcze
przez jakiś czas, więc zanim powiesz dzie… Zanim powiesz Elizabeth prawdę,
najpierw sam się z nią uporaj. My w tym czasie spróbujemy znaleźć rozwiązanie.
Co o tym sądzisz, panie?
— Sądzę, że… Jesteś
dobrym przyjacielem, Anasi — odparł Kruk.
Narkotyk
momentalnie go odprężył, sprawił, że stres zniknął, a świat przed jego oczami
zmienił barwy na nieco mniej szare i przybijające. Wiedział, że to było jedynie
chwilowe rozwiązanie i na niewiele mu się zda, ale na tamten moment nie
potrafił inaczej. Ciężar informacji zwyczajnie go przerósł.
— Pozwól, że tu
z tobą posiedzę. Jesteś dla mnie dobry. Potrzebuję pomocy, za bardzo ją kocham,
żeby stracić ponownie. Nie wiem, czy jestem w stanie sobie z tym poradzić —
kontynuował Sebastian.
Podkurczył nogi
pod siebie i skulił się na fotelu, zupełnie ignorując niezadowolone spojrzenie
archiwisty. Fotel zawsze można było wyczyścić, zresztą był królem, mógł robić,
co mu się żywnie podobało. Odkąd objął tron, jeszcze ani razu nie zrobił czegoś
samolubnego.. Wypełniał obowiązki, dbał o królestwo, nie nadużywał władzy. Może
nie był przykładnym władcą, ale do złego było mu daleko. Uznał więc, że jedno
niegodne zachowanie powinno ujść mu płazem.
— Mam dużo
pracy, panie… Ale oczywiście, możesz zostać, ile potrzebujesz — odparł Anasi,
widząc, że jego argument niewiele wskóra.
Pozwolił się
królowi siedzieć ze sobą w jednym pomieszczeniu i szybko zajął się swoimi
obowiązkami, choć obecność kogoś, kto cały czas na niego zerkał, skutecznie
przeszkadzała mu się skupić. Jako osoba, która ceniła sobie spokój i samotność,
nie przywykł do pracy w towarzystwie. Nie mógł jednak zbyć króla, szczególnie
gdy ten wyraźnie zawładnięty emocjami, nie myślał racjonalnie. Uznał więc, że
męczenie się w towarzystwie Kruka w ogólnym rozrachunku przyniesie więcej
korzyści, niż gdyby władca demonów wyszedł w takim stanie i zaczął wyżywać się
na poddanych lub – co gorsza – powiedział o wszystkim swojej wybrance.
Narkotyki
skutecznie odurzyły Sebastiana. Im dłużej siedział skulony w fotelu, tym stawał
się spokojniejszy. Wpatrywał się w kolorowe wzory przed oczami, które
pokazywały mu przeróżne obrazy – nawet jego własne halucynacje starały się mu pomóc.
Jednak mimo wszystko wciąż ciążyła mu decyzja, którą musiał podjąć. Mógł
zachować prawdę dla siebie – tak jak mówił Anasi. To było rozsądne, dobre dla
niego, dla Elizabeth i dla królestwa, ale zupełnie sprzeczne z obietnicą
złożoną nie tylko nastolatce, ale przede wszystkim samemu sobie. Nie chciał
znów brukać się kłamstwem, zbyt wiele przez to cierpieli ci, na których mu
zależało. Najrozsądniejsze wydawało się odczekanie i wyznanie prawdy dopiero,
gdy informator zdoła znaleźć sposób, by dusza dziewczyny mogła zostać pożarta
bez konieczności zabijania ciała jej właściciela, ale Amon doskonale wiedział,
że Lizz tak po prostu nie zapomni o sprawie i zapyta go o to, czego się
dowiedział, gdy tylko będzie miała ku temu sposobność. Sytuacja zwyczajnie go przerosła.
Potrzebował wsparcia, kogoś, albo czegoś, co wskaże mu drogę, ale nie mógł
upatrywać tego w osobie Anasiego, doskonale wiedząc, że bez względu na swoje
preferencje, kronikarz pozostanie obiektywny.
Nad ranem Kruk
postanowił wrócić do domu. Chciał być przy Elizabeth, kiedy ta się obudzi.
Liczył na to, że jednak w jakiś sposób uda mu się uniknąć usłyszenia z jej ust
tego niewygodnego pytania. Nie był bowiem w stanie po prostu jej okłamać, a na
podzielenie się z nią prawdą również nie był gotów. Skoro sam był roztrzęsiony
i czuł, jak tonie w zimnej otchłani rozpaczy, jak mógłby być oparciem dla niej?
Zasługiwała na to, by ktoś jej pomógł, dlatego też Michaelis musiał poczekać.
Wróciwszy do
sypialni, położył się obok ukochanej i delikatnie otulił ją ramionami. Słodki
zapach jej skóry, przyjemne ciepło ciała, spokojny oddech i bicie serca –
zapamiętywał wszystkie te wrażenia, chcąc na dobre wyryć je w pamięci, by nigdy
o nich nie zapomnieć. Nie chciał już więcej martwić się o to, że ją straci. Był
pewien, że los wreszcie pozwolił im być razem, zaznać szczęścia – osiągnąć to,
do czego tak dążyli i na co zasłużyli.
— Sebastian,
dusisz… — jęknęła nastolatka, wiercąc się w jego uścisku.
Demon wzdrygnął
się, spojrzał na nią zaskoczony i momentalnie się odsunął, po czym zaczął
kilkukrotnie upewniać się, że nic jej się nie stało. Dziewczyna jednak nie
miała mu za złe. Uśmiechnęła się i zaspanymi oczami przyjrzała mu dokładnie.
— Biedaku,
pracowałeś całą noc? Wyglądasz okropnie. Napij się, musisz mieć siłę, żeby królować
— powiedziała łagodnie, podsuwając demonowi nadgarstek do ust.
— Długo
ślęczałem nad dokumentami. Przygotowałem dla ciebie materiały do nauki, żebyś
mogła poćwiczyć z Samarelem, jeśli uda ci się obudzić moc — wyjaśnił, głaszcząc
policzek nastolatki. — Dziękuję, kochanie.
Sebastian
wgryzł się delikatnie w rękę dziewczyny i począł powoli sączyć życiodajny
nektar, podczas gdy ona głaskała go delikatnie po głowie, przy okazji układając
nieco niesforne kosmyki. Rzadko widywała go rozczochranego, zmęczonego i
nieidealnego. Z reguły starał się dla niej wyglądać nienagannie. Miała też
wrażenie, że coś go trapiło, ale widząc zmęczenie ukochanego, postanowiła na
razie nie wypytywać. Obiecał w końcu, że w razie gdyby coś się działo,
poinformuje ją, więc mogła mu całkowicie zaufać.
— Będziesz dziś
przygotowywał igrzyska? Chciałabym pomóc, jeśli jestem w stanie. W końcu
mieszkam tutaj za darmo i właściwie nic nie robię. A już czuję się dobrze, więc
pora się przydać.
— Nie musisz
nic robić. Jesteś moją księżniczką, twoim zadaniem jest po prostu bycie
szczęśliwą.
— Znowu te
tytuły… — westchnęła dziewczyna, przez chwilę czując w piersi ukłucie na
wspomnienie domniemanych zaręczyn, do których przecież nigdy nie doszło. — Będę
szczęśliwa, jeśli będę mogła ci pomóc, dobrze? Nie traktuj mnie już jak
człowieka. Zresztą dobrze wiesz, że nie mogę tak po prostu nic nie robić.
— Dlatego
właśnie będziesz ćwiczyć — rzekł stanowczo Michaelis. — Bez tej umiejętności na
niewiele przydasz się podczas przygotowań. Musiałabyś zająć się noszeniem
ciężarów, a to nie jest praca dla demonic twojego pokroju. Skup się na nauce.
Jeśli to opanujesz, pomożesz mi bardziej, niż gdybyś samodzielnie przygotowała
całą imprezę.
— Tylko tak
mówisz, a tak naprawdę po prostu nie chcesz, żebym się przemęczała — burknęła
niezadowolona nastolatka. — Niech będzie. To twoje królestwo, twoje zasady. Ale
jak będę mogła jakoś pomóc, to poproś. Bo wiesz, że chcę.
— Poproszę, nie
martw się. Lizzy… — odpowiedział Sebastian; wplótł palce dłoni pomiędzy kosmyki
wrzosowych włosów i delikatnie przysunął do siebie nastolatkę, by wyszeptać jej
wprost do ucha: — Bardzo cię kocham.
Po ciele
dziewczyny przeszło przyjemne, ciepłe uczucie. Uwielbiała, gdy mówił jej, co
czuł, na dodatek tym cudownym, ciepłym głosem, który zawsze działał na nią
uspokajająco. Wtuliła się w nieco i odsunąwszy głowę, wpiła się w jego usta,
zatracając się w słodkim pocałunku.
W ten sposób
Sebastian zdołał ukryć swą niepewność pod pozorami zmęczenia i miłosnego
wyznania. Czuł się wprawdzie podle, bo mimo wszystko miał świadomość, że do
pewnego stopnia okłamywał Elizabeth, ale starał się pocieszać tym, że podjął
najrozsądniejszą decyzję. Musiał się skupić na organizacji igrzysk – miały być
wizytówką nowego władcy ukazującą go jako kogoś zupełnie innego niż jego
despotyczny ojciec. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, szczególnie
że wobec wydarzenia na skalę całego piekła miał jeszcze jeden ważny plan, który
był dla niego nawet ważniejszy niż dbanie o swoją pozycje i nastroje poddanych.
Przez kilka
kolejnych dni Michaelis realizował swój plan, pilnował przygotowań do igrzysk,
podejmował ważne decyzje dotyczące działania całego piekła, organizował
spotkania z doradcami, wypełniał dokumenty – całkowicie oddał się pracy króla.
Chował się za nią, by nie spędzać zbyt wiele czasu z ukochaną, za bardzo
obawiając się, że w końcu zada mu to niewygodne pytanie.
Tymczasem
nastolatka robiła coraz większe postępy, rozwijając się jako młody demonom.
Trzeciego dnia żmudnych, nieefektywnych ćwiczeń, kiedy w złości rzuciła
szklanką w szybę, udało jej się naprawić ją, intuicyjnie korzystając z mocy,
gdy Samarel poinformował ją, że stłukła jedno z ulubionych naczyń Kruka. Od tej
chwili skupiła się na realizowaniu ćwiczeń, które zlecił jej Amon, a każdego
wieczora, kiedy ukochany wracał do domu, pokazywała mu, czego się nauczyła.
Szóstego dnia – w przeddzień igrzysk – udało jej się nawet całkowicie przebrać
z sukienki w kuszącą bieliznę, która stała się pretekstem do ich kolejnego
zbliżenia.
W międzyczasie
dziewczyna przeszła również przez szereg przymiarek. Michaelis zlecił krawcowym
przygotowanie dla niej całej garderoby zgodnie z jej przyzwyczajeniami, stylem
i modą w piekle. Lizz nie wiedziała jednak, że w międzyczasie jedna z demonic
miała również przygotować dla niej specjalną kreację na igrzyska – król
doskonale to ukrywał, a pracownicom zagroził wygnaniem, jeśli jego ukochana
zorientuje się przedwcześnie, co planowały. Dlatego też wszystkie krawcowe
dawały z siebie wszystko, by sekret był bezpieczny.
~*~
W końcu nadszedł
dzień igrzysk. Dzień, na który Michaelis czekał z niecierpliwością, cały czas
walcząc ze sobą, by nie okazywać przed ukochaną, że poznał smutną prawdę na
temat jej duszy. Z każdym dniem milczenie stawało się coraz łatwiejsze, a
poczucie winy demona, chociaż zdawało się narastać, niezwykle łatwo można było
uciszyć, ilekroć widział uśmiech na twarzy ukochanej, kiedy udawało jej się
przesunąć ogon dokładnie tam, gdzie chciała, przejść się w obcisłej, piekielnej
kreacji w wysokich szpilkach, nie potykając się ani razu czy wpłynąć na
materię, zmieniając kwiatek w wazon, czy spodnie w spódnicę. Wszystkie te
drobne rzeczy, które zarówno dla króla, jak i wszystkich jego poddanych, były
zupełnie naturalne i nawet nie skupiali się, kiedy je wykonywali, dla Elizabeth
były czymś zupełnie nowym, co niosło ze sobą ogromne emocje. Jej radość niosła
się korytarzami piekielnego zamku, nie docierając jednak w jedno miejsce – do
sali tronowej, w której nastolatka jeszcze nie miała okazji być.
Sebastian
tłumaczył jej, że to nie jest odpowiednie miejsce dla młodego demona powstałego
w tak niesamowity sposób, lecz upartość nastolatki jak zwykle dawała jej siłę,
by się nie poddawać. W końcu Kruk uległ, obiecując, że w dzień igrzysk pozwoli
jej wejść na chwilę do środka. Nie był wobec niej złośliwy, miał na uwadze
jedynie dobro i bezpieczeństwo ukochanej, choć wolał nie tłumaczyć jej, jak
groźne mogłoby być coś tak zdawałoby się zwyczajnego, jak przekroczenie progu
pomieszczenia.
Jednak dzień
igrzysk nadszedł, a Lizz wstała z samego rana, kiedy pierwsze promienie
soczyście pomarańczowego słońca nieśmiało przedzierały się poprzez wąskie
przestrzenie pomiędzy purpurowymi zasłonami i nie zwlekając ani chwili,
przypomniała Amonowi o obietnicy. Król uśmiechnął się do niej i zapewnił, że
doskonale pamięta. Najpierw jednak chciał przygotować siebie i swoją wybrankę,
by oboje wyglądali odpowiednio elegancko na pierwsze igrzyska pod jego
patronatem.