Dawno nie narzekałam na to jakoś wybitnie, ale teraz muszę coś powiedzieć, bo powoli zaczynam się martwić. Od początku miesiąca wyświetlenia Róży spadły o 150. Wiem, że testy gimnazjalne, że matury, a teraz Pyrkon, więc pod tym postem też nie spodziewam się nie wiadomo czego, ale mimo wszystko trochę mi się smutno robi. Jeśli uważacie, że coś jest nie tak, dajcie znać – spróbuję poprawić. Bez Waszych opinii będzie ciężko, bo wydawało mi się, że dotąd tom trzyma poziom.
Komcie też spadły. No i w sumie to tyle. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, bo ostatnio było bardzo dobrze (kilka ostatnich miesięcy odnotowało rekordowe liczby wyświetleń, aż nie mogłam uwierzyć xD) i przywykłam do tego, a teraz ciężko wrócić do szarej rzeczywistości. Dlatego mam nadzieję, że dużo wyświetleń wróci i będę mogła dalej się jarać. A jeśli nie... No cóż, pisać nie przestanę, tylko będę to przeżywać i narzekać znajomym xDDDD.
Konwentowiczom życzę miłego konwentu. No i wszystkim miłej majówki :D.
Miłego! :*
===========================
Droga Tomoko,
Wiem, że nigdy nie otrzymasz tego listu.
Sebastian… Czy może Amon? z pewnością tego dopilnuje. Wiem, że ma rację, ale i
tak chciałabym, żebyś kiedyś znalazła moje listy i dowiedziała się, co tak
naprawdę się wydarzyło. Teraz, gdy to piszę, pewnie myślisz, że nie żyję. Też
byłam przekonana, że tak będzie, ale teraz zaczynam wątpić w to, czy
kiedykolwiek uda mi się umrzeć. Czuję się zagubiona i nie mogę z nikim o tym
porozmawiać.
Całe życie byłam człowiekiem. To była
pierwsza rzecz, z którą tak naprawdę się utożsamiałam. Nigdy nie sądziłam, że
mogłabym być zwierzęciem. Nigdy nie myślałam również, że istnieją demony,
anioły, bogowie śmierci i strach pomyśleć, co jeszcze. Ale teraz już wiem, że
rzeczywistość jest inna, niż myślałam. Mój ograniczony świat zaczął się
rozszerzać w zastraszającym tempie. Nie wiedziałam nawet, że jestem na to aż
tak zamknięta, dopóki nie straciłam tego, co od zawsze miało być pewnikiem.
Straciłam swoje człowieczeństwo.
Kiedy umarłam… Widziałam życie Sebastiana.
Nawet nie wiesz, jakież było długie i przepełnione smutkiem, rozpaczą,
brutalnością i zagubieniem. Pewnie nikt nigdy nie zastanawiał się, czy demony,
rodząc się, z góry wiedzą, jakie jest ich przeznaczenie. A jeśli któryś z nich
nie chciałby być żądną dusz i krwi kreaturą, która morduje dla przyjemności?
Amon nie był kimś takim. Był… odmieńcem. W jego życiu bywały chwile dobre –
głównie za sprawą Rafaela (tak, archanioła Rafaela!) – ale były również złe i
patrząc na nieskończoność jego życia, nie sposób było nie zauważyć, że tych
drugich było więcej.
Potem się obudziłam. Byłam wściekła.
Myślałam, że kiedy umrę, po prostu zniknę, przestanę istnieć i nie będę nawet
mogła tego żałować, bo mnie nie będzie. Chociaż nie byłam w stanie wyobrazić
sobie nieistnienia, nie bałam się go. Żałowałam jedynie, że nie mogę spędzić
więcej czasu z nim i z Wami. Ale kiedy już się ocknęłam i zorientowałam się, że
jednak wciąż żyję, poczułam ogromny lęk. Wieczność wydała się znacznie bardziej
przerażająca niż życie, które kiedyś ma swój kres. Obawiałam się samotności,
dalej się jej obawiam, ale idąc za Twoim sposobem rozumowania, postanowiłam
cieszyć się tym, co mam.
Stałam się demonem. Nikt nie wie do końca,
jak to się stało, ani czy będę już taka na zawsze. Mój słuch, wzrok, węch i
wszystkie inne zmysły działają tak dobrze, że zanim jeszcze ktoś wejdzie do
sypialni, jestem w stanie określić, czy przynosi złe wieści i jak bardzo są
złe. Teraz widzę zaś, że wszyscy się mnie boją. Nie uciekają wprawdzie, nawet
nie odwracają wzroku, ale wiecznie towarzyszy im niepokój.
Pewnie boją się, że niedługo odejdę na
zawsze, a ich król się załamie. Piekło bez króla nie będzie potrafiło funkcjonować
– przynajmniej tak mi się wydaje, biorąc pod uwagę wszystko, co dotąd
widziałam. A przecież nie było tego wiele.
Boję się. Czuję, że coś jest nie tak, że nie
mówią mi wszystkiego. Przecież mam prawo wiedzieć, co się ze mną dzieje,
prawda? Dotąd poinformowano mnie tylko, że jeśli mój nienaturalnie szybko
rosnący ogon będzie zbyt krótki lub zbyt długi, będzie to oznaczało jakieś
negatywne konsekwencje zdrowotne. Ale tym nie potrafię się przejmować.
Mam ogon. Wiem, dla mnie też jest to coś…
Szokującego. Codziennie czuję, jak wyrasta mi znad pupy, swędzi, boli, jest
niezwykle wrażliwy i powoli zaczynam móc nim poruszać, ale nie czuję, jakby był
częścią mnie. Nawet kiedy miałam bezwładne nogi, były bardziej integralną
częścią ciała niż to coś. Nie zrozum mnie źle, posiadanie ogona brzmi ciekawie
i z jednej strony nie mogę się doczekać, by móc używać go do prostych
czynności, ale z drugiej strony zwyczajnie nie czuję się sobą.
Nie wiem już, kim jestem. Straciłam tytuł
hrabianki, kiedy moje życie oficjalnie dobiegło końca, kiedy trumna z jakimiś
przypadkowymi zwłokami, których pochodzenia nawet nie chcę znać, znalazła się
kilka jardów pod ziemią, a złoty dzwonek u nagrobka nie zabrzmiał, nawet jeśli
wszyscy wpatrywali się w niego intensywnie, marząc, by to nastąpiło. Nie ma
mnie. Została tylko Eliabeth: były człowiek – coś, co powinno być demonem.
Ludzkie dziecko, obiad króla (naprawdę się tak do mnie zwracają…), źródło
niepewności. Tylko Amon patrzy na mnie inaczej. W jego oczach wciąż widzę
miłość. Jest tam również radość, ale mimo tego, że lśnią szkarłatem wyraźnym
jak nigdy dotąd, również i one nie są wolne od niepokoju.
Sebastian zaproponował, że jeśli nie czuję
się sobą, mogę wybrać sobie nowe imię. W końcu nie byłam już człowiekiem,
miałam prawo zmienić swoje personalia, zacząć zupełnie nowy rozdział. Chciał
dobrze, ale sprawił jedynie, że odmienność i poczucie obcości we własnej skórze
stało się silniejsze.
Mimo wszystko jestem szczęśliwa. Cieszę się
tym, co mam. Korzystam z dodatkowego czasu, by dowiedzieć się jak najwięcej o
piekle, Sebastianie, tym, co się ze mną stało i
każdą inną rzeczą, która tylko przykuje moją uwagę. Spycham negatywne
emocje na dno serca, licząc na to, że utracę zdolność ich odczuwania, zanim
uderzą we mnie ze zdwojoną siłą. Chciałam, żebyś o tym wiedziała. Byś nie
musiała się martwić i mieć sobie za złe, że zostałam sama z problemami,
ponieważ doskonale sobie z nimi radzę. Żałuję tylko, że Ty i inne bliskie mi
osoby musicie cierpieć, nie wiedząc, że gdzieś tam – w miejscu, którego nie
potrafię umiejscowić w przestrzeni – dalej żyję i jestem bezpieczna.
Zawsze będę Cię kochać,
Twoja Lizz
~*~
Na skraju
gęstego boru, pod jednym z wiekowych drzew, siedział oparty plecami o korę
młody anioł. Gdyby dostrzegł go jakiś człowiek, zapewne nazwałby go aniołem
śmierci i uciekając w popłochu, potykałby się o własne nogi, póki nie upadłby
tak felernie, że jedna z gałęzi wbiłaby mu się w czaszkę przez oczodół. Na
szczęście w tym miejscu nie było ludzi prawie nigdy. Świat gnał do przodu tak szybko,
że zahipnotyzowani możliwościami nowych technologii ludzie zupełnie zapomnieli
o urokach natury. Żyli w betonowych metropoliach, które zużywały przeogromne
ilości prądu, rozświetlając glob do tego stopnia, że zanieczyszczenie światłem
dawało się we znaki nawet tam, gdzie znajdował się Rafael – na obrzeżach
cywilizacji, gdzieś na skraju angielskiej wyspy.
Znużony
archanioł od kilku godzin czekał na umówione spotkanie, by wreszcie spędzić
trochę czasu w taki sposób, jaki rzeczywiście sprawiał mu przyjemność. Na jego
wieczne ucieczki nie patrzono zbyt przychylnie i gdyby nie jego zasługi w
dawnych wojnach, z pewnością nie mógłby bezkarnie opuszczać treningów, spotkań
rady i zaniedbywać całe mnóstwo ciążących na nim obowiązków. Jednak Rafael
zawsze potrafił się ustawić – jak zwykli mawiać ludzie tej epoki – i doskonale
wykorzystywał wszystkie przywileje, by robić to, na co miał ochotę.
Jednak
wielogodzinne oczekiwanie w niczym nie przypominało rozrywki, którą obiecywał
mu przyjaciel. Od dawna przygotowywali się na ten dzień, studiując ludzką
nowomowę, gestykulację, przedziwną modę i sposób działania urządzeń, których
nieposiadanie oznaczało bycie całkowicie zacofanym technologicznie wyrzutkiem.
Nie chcieli zwracać na siebie uwagi, więc chcąc – nie chcąc byli zmuszeni
zapoznać się z płaskimi, prostokątnymi kawałkami przeźroczystego tworzywa,
które były stale połączone z globalną siecią i stanowiły źródło wszelkiej
informacji. Prędkość zwracania relewantnych wyników wyszukiwani była tak szyba,
że śmiało mogła konkurować z wiedzą, którą posiadło się podczas edukacji,
dlatego też obecnie ludzie przestawali przykładać uwagę do nauki. Jedyną, którą
praktykowali bardzo sumiennie, była nauka obsługi urządzeń, które pozwalały
poznać wszystko inne.
Dlatego też
dostęp zarówno do samych urządzeń, jak i do instrukcji ich obsługi nie wymagał
specjalnych starań. W jedno i drugie można było się zaopatrzyć w każdym
sklepie, na każdej przecznicy, w każdej cenie… Ludzki świat znacznie się różnił
od tego, który Rafael pamiętał z ostatniej wizyty, a nie było go zaledwie sto
lat. Był ciekaw, czy zwłoka przyjaciela miała jakiś związek z tymi
diametralnymi różnicami. Doskonale wiedział, że kiedy Amon czymś się
zainteresuje, ciężko mu się oderwać – w szczególności kiedy chodziło o ludzi.
Znudzony
siedział dalej pod drzewem, wdychając ciężko i obracając swoją elektroniczną
zabawkę między palcami, dopóki nie usłyszał, że jakieś zwierzę przedziera się
przez liście ponad jego głową. Zadarł ją i wpatrywał się w drżącą, intensywnie
zieloną koronę drzewa, w końcu dostrzegając pomiędzy gałęziami kruczoczarne
skrzydło. Jego właściciel – niewielki, lekko szarawy na głowie kruk – wypinał
dumnie pierś, starając się wyglądać majestatycznie pomimo tego, że pomiędzy
większością jego piór można było dostrzec kawałki liści, igły i mech. Było
widać, że ptak nie radził sobie najlepiej w locie.
Zwierzę
zeskoczyło z drzewa i przeszło się kilka razy w tę i we w tę przed nogami
archanioła. Chwilę później stanęło w ciemnych piórach, powiększając się, póki
nie wydało z siebie cierpiętniczego jęku, by po chwili stanąć przed Rafaelem w
humanoidalnej, lecz wciąż demonicznej, postaci.
— Wiedziałem,
że to ty. Nie ma takich mizernych kruków na tym świecie — prychnął Rafael,
wciskając w kieszeń opiętych spodni elektroniczne źródło wiedzy.
— Nie
wiedziałeś. I nie jestem mizerny. Odczepiłbyś się wreszcie. Czy ty wiesz, jak
długo próbowałem doszlifować tę formę?! — odparł zirytowany Amon, nerwowo
miotając ogonem.
— Wystarczająco
długo, żeby wszyscy w piekle zdążyli cię wykpić. Twoje przezwiska dotarły nawet
do nas, wiesz o tym? — Kpił w najlepsze Rafael.
— To było ponad
Rzeczywistość temu, wyobraź sobie, że wiem.
Niezadowolony
Kruk ukucnął przy drzewie obok przyjaciela i spojrzał przez jego ramię na
prostokątny przedmiot, który ten w dalszym ciągu obracał w dłoni. Doskonale
wiedział, czym było owo urządzenie, jednak ciekawiło go, w jaki dokładnie model
zaopatrzył się przyjaciel. Tak, jak mógł się spodziewać – w najnowszy. Zresztą
on zrobił dokładnie to samo.
— Śmieszne te ich
zabawki. Chociaż przyznam, że to pomysłowe.
— Jak on to
mówił? „Teraz możecie całą pamięć przeznaczyć na piękne wspomnienia. Nigdy
więcej niczego nie stracicie!” — parodiował Rafael.
W końcu wetknął
urządzenie w kieszeń i spojrzał na Amona. Szturchnął go w ramię, wetknął palec
pomiędzy jego żebra, a kiedy ten nerwowo się wzdrygnął, zaśmiał się zwycięsko.
— Jesteś dziś
strasznie wkurwiający, wiesz? — prychnął Kruk.
— To dlatego,
że dalej paradujesz przede mną w tym zasmolonym wdzianku. Idziemy do ludzi, ogarnij
się trochę, Amuś.
— Nie nazywaj
mnie tak, Rafciu — odgryzł się Kruk.
Szybko jednak
pożałował swoich słów. Rafael zmarszczył czoło, zmrużył brwi i przez chwilę
mierzył towarzysza wściekłym spojrzeniem. Mnóstwo razy powtarzał mu, by nigdy
nie używał zdrobnienia jego imienia. W ten sposób zwracał się do niego jedynie
Ojciec – główny opiekun archaniołów, prawdziwy sadysta, z którego ręki zginęła,
jak się szacowało, około ćwierć anielskiej populacji. Ojciec uważał, że jego
pierzaści podopieczni nie spełniali wymagań, nawet jeśli te były tak
wygórowane, że jedynie nieliczni mieli szansę im sprostać. Jednak nie
obchodziło go to, zabijał każdego jak leciało, a jeśli był w dobrym nastroju,
jedynie bił ich, póki nie tracili przytomności zbyt ranni, by samodzielnie się
leczyć.
— Wybacz, nie
chciałem… Nie jestem w nastroju. Ojciec znowu zakrztusił się władzą —
przeprosił Amon, lekko pochylając głowę.
Archanioł
westchnął ciężko i ze sporą dozą niechęci wybaczył przyjacielowi jedynie ze
względu na jego sytuację rodzinną. Pod tym względem obaj nie mieli łatwo,
chociaż mogłoby się wydawać, że w ich wieku jednostki są już zupełnie
niezależne i same o sobie decydują. W ludzkim świecie było nie do pomyślenia,
by dorośli byli pomiatani przez innych dorosłych, ale w pozostałych nacjach
wciąż trzymano się dawnych zasad. Kultywowanie tradycji było niezwykle łatwe
dla tyranów, którym nikt nie zagrażał. Bezkarnie katowali podwładnych, dopóki
nie wymuszali na nich posłuszeństwa i nikt nie mógł im się przeciwstawić, nic
więc dziwnego, że postępowanie w zgodzie z wiekowym prawem przychodziło im tak
naturalnie.
Amon podniósł
się i pomógł wstać przyjacielowi. Następnie odsunął się od niego, zmienił
postać i pokazując się nago przed Rafaelem, poprosił, by ten upewnił się, że
zmienił się do końca – czasem jeszcze zdarzało mu się zapomnieć o niektórych
miejscach, co sporadycznie niezwykle dawało mu się w kość, szczególnie z
sytuacjach łóżkowych, gdy niedoszli kochankowie mieli okazję z bliska podziwiać
kunszt wykonania sztucznej skóry, która miejscami odsłaniała przed nimi
prawdziwe, smoliste oblicze demona.
Upewniwszy się,
że przemiana dokonała się w całości, Kruk przywdział strój podobny do tego,
który miał na sobie Rafel, jednak postawił na niego luźniejszą, rozpostartą na
piersi koszulę – uwielbiał je, dlatego nie szczędził ich sobie zarówno w
piekle, jak i na ziemi. Poza tym trzeba było mu przyznać, że wyglądał w niej
zabójczo przystojnie. Sięgające do ramion włosy związał w niedbały kucyk,
pociągnął usta ciemną szminką i dał towarzyszowi znać, że mogą ruszać.
Pierwszą część
trasy pokonali biegiem. Spotkali się z dala od cywilizacji, dlatego mogli sobie
na to pozwolić bez obaw, że któryś z ludzi ich zobaczy i korzystając z soczewek
kontaktowych z wbudowaną kamerą uwieczni ich nienaturalne zachowanie.
Elektronika bardzo pomagała ludziom na każdym kroku, jednak stanowiła też
ogromny problem dla wszystkich, którzy próbowali coś ukryć. W świecie, gdzie
praktycznie wszystko było zapisywane na dyski, trzeba było nie lada zdolności i
mnóstwa zapobiegliwości, by nie zostać przyłapanym.
Zwolnili na
skraju lasu. Spomiędzy drzew przedzierało się ostre światło odległej o
kilkadziesiąt mil metropolii. W pobliżu głównej drogi czekał na nich samochód –
maszyna, która poruszała się samodzielnie, napędzana energią słoneczną i
świetlną. Podczas jazdy środek transportu poruszał się ponad idealnie gładką
nawierzchnią, zapewniając komfortową jazdę. Nie trzeba było kierować nim
manualnie – wszystkim zajmował się inteligentny komputer, któremu wystarczyło
podać współrzędne celu. Byli jednak tacy – zwani oldschoolowymi kierowcami –
którzy lubowali się w starodawnym sposobie jazdy. Rafael i Amon do nich nie
należeli. Chętnie korzystali z udogodnień, przeznaczając czas potrzebny na
podróż, by ustalić spójną wersję ich pochodzenia, historii i ról, które
zamierzali odgrywać.
Tym razem mieli
być dwójką studentów instytutu technologicznego, którzy spędzają wiosenne
wakacje w mieście, korzystając z uroków najnowocześniejszej techniki, której
próbki przysługiwały im w ramach stypendium. Amon – który na czas wyprawy
przyjął imię Christian – był najlepszym
stypendystą na roku. Rafaela – który za każdym razem konsekwentnie używał
imienia Rafał – poznał na drugim roku, gdy spotkali się w gabinecie dyrektora,
wypełniając formalności. Obaj byli najlepsi, choć Chris wyprzedził Rafała o
jeden punkt. W poprzedniej historii to anioł odgrywał tego lepszego, dlatego
też tym razem zgodnie się zamienili.
— Pamiętaj, że
musimy załatwić sprawę do północy, inaczej będzie problem.
— Wiem przecież,
nie robimy tego pierwszy raz… — prychnął Rafael. — Spróbuj tym razem się
powstrzymać, dobra? Te kamery to prawdziwe utrapienie.
— Najwyżej ich
zabijemy, nie zawsze udaje się bez ofiar. Taki los — zaśmiał się Amon.
— Żadnych
trupów. Umawialiśmy się.
— Przecież
żartuję. Wcale nie mam ochoty ich zabijać, to zbyt duża strata. Wydłubię im
oczy, wyrwę chip, jeśli zrobię to odpowiednio, powinni przeżyć.
— Przygotowałeś
się. — W głosie Rafaela dało się słyszeć prawdziwe uznanie.
— Oczywiście,
jak zwykle. Gdyby ktoś doniósł ojcu, że się zdradziłem, przez kolejne milenium
siedziałbym w Gorącym Rowie.
— Razem z
trupami?
— Razem z
trupami.