Wyszedł kuroszkowy film. Narobiłam się kolorowań jak głupia, a fejmy mizerne (nie wiem, o co chodzi deviantowi, najpierw problemy z wyświetlaniem po tagach, potem moje prace w ogóle mają jakieś mizerne zasięgi, chociaż są w tagach...), no i jeszcze się przeziębiłam, ale rozdział jest. Pisanie na bieżąco ssie, nie lubię tego ><. Ale chyba na chwilę odłożę kolorowania, bo może za dużo na raz i stąd deviant tak się na mnie wypiął, to będę miała czas na zapas. Kciukajcie.
Miłego! :*
===========================
Lizz
przytaknęła i resztę drogi spędziła w ciszy, delektując się pięknymi widokami
piekła skąpanego w blasku słabszego ze słońc, które zachodziło powoli,
oświetlając krajobraz przyjemnym, pomarańczowym blaskiem, który sprawiał, że
wszystko wydawało się tak niezwykle przytulne i bliskie, aż dziewczyna poczuła
się rozbawiona.
W swoim życiu
nie raz czuła się kochana, akceptowana i należąca do czegoś, ale wszystko to
prysło, kiedy zabito jej rodziców. Później, chociaż miała wokół siebie ważnych
ludzi i nawet umiała się cieszyć ich obecnością, zawsze czuła, że czegoś jej
brakuje. Jakby obserwowała całe to piękno, dobroć i miłość zza szyby. Idealnie
gładkiej i przeźroczystej, cieniutkiej, ale jednak zbyt twardej, by mogła
przebić się na drugą stronę i naprawdę poczuć wszystko to, co jedynie
obserwowała. Lecz odkąd stała się demonem, przeźroczysta bariera znikła sama, a
ona odczuwała wszystko ze wzmożoną siłą, ciesząc się z każdej drobnostki jak
wtedy, gdy jeszcze los nie sprawił, że zgorzkniała.
— Jesteśmy na
miejscu — oświadczył Sebastian, zatrzymując się na szczycie niepozornie
wyglądającego wzniesienia.
Ciemne składy o
głębokiej barwie z domieszką granatu w ogóle nie odbijały od siebie ciepłej
łuny, przez co na tle krajobrazu wyglądały nieco mrocznie i niepokojąco. Kruk
jednak wydawał się zadowolony z tego, że dotarli, a jego narzeczona rozglądała
się wokół, szukając wspomnianego pięknego widoku, który miałby jej się tak
bardzo spodobać. A może to był żart?
— Sebastian,
ale ja tu nie widzę niczego pięknego…
— Bo jesteś
niecierpliwa i nie patrzysz uważnie. Żeby dostrzec piękno, trzeba czasem
spojrzeć głębiej — wyjaśnił, podchodząc do jednej ze skał i przepchnąwszy ją na
bok, odsłonił przed dziewczyną wejście do jaskini. — Czasami bawet dosłownie —
dodał, śmiejąc się pod nosem.
Wpuścił
nastolatkę przodem, po czym wszedł za nią i machnięciem ręki sprawił, że śpiące
na suficie nietoperze obudziły się i całą chmarą opuściły jaskinię. Następnie
chwycił pochodnię, rozpalił ją i podekscytowany prowadził ukochaną korytarzem,
z każdą chwilą czując coraz silniejszą ekscytację na myśl o tym, że za chwilę
będzie mógł obserwować jej reakcję. Nie raz już myślał, by ją tu zabrać, jednak
nim został królem, podróżowanie do piekła byłoby zbyt niebezpieczne, a odkąd
objął tron działo się tyle różnych rzeczy, że nie starczało mu czasu. Lecz w
końcu doczekał się swojej nagrody, miał szansę po raz kolejny stać się przyczyną
uśmiechu na ustach drobnej dziewczyny, której oddał serce.
Tuż przed
dotarciem na miejsce Michaelis zatrzymał Lizz i zasłonił jej oczy. Dopiero
potem poprowadził ją dalej. Chciał mieć pewność, że widok będzie możliwie
najlepszy, by zbombardować jej zmysł wzroku pięknem, o jakim nawet nie śniła.
Widząc, że wszystko wygląda tak, jak powinno, zwrócił się do nastolatki:
— Odsłonię ci
oczy, żebyś mogła zobaczyć, tylko się nie przestrasz. Nie widziałaś jeszcze
czegoś takiego.
— Czego
miałabym się przestraszyć? To coś paskudnego?
— Skądże, to
coś tak pięknego, że mogę z całą pewnością przyznać, że nigdy w swoim życiu nie
widziałaś czegoś równie wspaniałego.
— No dobrze,
ale daj mi już zobaczyć! — krzyknęła zniecierpliwiona, zszarpując dłoń demona z
oczu. — Seba… — jęknęła, urywając w pół słowa.
Przez jej
oczyma stanął podziemny wodospad o wodzie tak czystej, że można było się w niej
przeglądać. Błyszczące w plasku słońca dostającego się niewielkimi dziurami w
sklepieniu jaskinii kropelki wody zdawały się tańczyć w powietrzu, gdzie
nietypowe załamania światła sprawiały, że tuż nad wodospadem obserwować można
było lśniącą tęczę, której kraniec ginął w spienionej wodzie tuż u podnóży
skały, z której wydobywała się wodą. Przyjemny szum wody roznosił się echem po
przestronnym pomieszczeniu, tworząc hipnotyzującą melodię wzbudzającą w
dziewczynie spokój i poczucie bezpieczeństwa, a drobne dziurki, przez które
przeciskały się blade promienie słońca, były niczym tunele, schody Boga – jak
powiedziałaby, gdyby nie znajdowała się właśnie w samym środku piekła.
— Masz rację,
to naprawdę niesamowite. Jak to jest w ogóle możliwe, przecież…
— To piekło,
tutaj wiele rzeczy jest możliwe. Możesz podejść bliżej, to nie złudzenie, nie
rozpłynie się — odparł Amon, a jego przesączony zadowoleniem głos drżał lekko,
wraz z usilnymi próbami mężczyzny, by nie wybuchnąć śmiechem na widok miny
oszołomionej nastolatki.
— To
najpiękniejszy prezent zaręczynowy, jaki mogłam sobie wyśnić… — powiedziała
cicho, powoli zbliżając się na skraj niewielkiego zbiornika, do którego
wpływała woda ze szczytu skały.
Kucnęła na
brzegu i ostrożnie zanurzyła dłoń w wodzie. Wtedy zorientowała się, że ta
idealnie czysta woda w kontakcie ze skórą zostawiała na niej delikatną, tęczową
powłoczkę, która znikała wraz z wysuszaniem się wody.
— Mogę się w
tym wykąpać? Sebastian, proszę, zgódź się! — poprosiła natychmiast, zrywając
się na równe nogi, by podbiec do ukochanego i spojrzeć na niego błagalny
wzrokiem.
— Oczywiście,
że możesz. Wykąpiemy się razem, ale jest jeden problem: nie wzięliśmy ze sobą
strojów kąpielowych — zauważył, teatralnie robiąc zmartwioną minę.
— Nieważne,
wejdziemy nago. To jest takie cudowne, że nie mogę z tego nie skorzystać. No
chodź, chodź! — namawiała dalej, ciągnąc demona za rękę.
Machnęła
dłonią, przypominając sobie wszystkie lekcje, które odbyła z Samarelem, i
sprawiła, że jej ubranie zmieniło się w pył, który otuliwszy na moment jej
skórę, zsunął się po niej w postaci drobinek błyszczącego popiołu wprost na
ziemię.
Sebastian
zerknął z uznaniem na jej dzieło. Był dumny z osiągnięć, jakie udało jej się
zdobyć przez ten niedługi czas, lecz skrzywił się na moment na myśl o tym, że
lekką ręką zniszczyła ubranie. Nie lubił marnotrawstwa, a był piekielnie
pewien, że Elizabeth nie była w stanie przywrócić popiołu do poprzedniego
stanu. O to jednak zamierzał martwić się później, na razie pragnął w doskonałym
nastroju zażyć tęczowej kąpieli.
~*~
Na królewskim
dworze w dalszym ciągu panował gwar. Poddani rozprawiali o decyzji króla, jedni
dziwiąc się i krzywiąc z niedowierzania, inni jedynie spojrzeniem wyrażając
swój niepokój, zaś byli i tacy, którzy w pełni akceptowali decyzję władcy.
Niechęć wobec demonicy powstałej z człowieka była zrozumiała, dlatego za
niepochlebne opinie nie groziła żadnego rodzaju kara, lecz demony z
przyzwyczajenia wolały dzielić się swoim zdaniem, uważnie przebierając w
słowach. Rzeczywistości pod zwierzchnictwem Beliala nauczyły dzieci ciemności
wielu zachowań mających zapewnić bezpieczeństwo, nawet jeśli częściowo kłóciły
się one z zasadami i wyznawanymi przez nie ideami. Przede wszystkim liczyło się
przeżycie.
Walki na arenie
toczyły się nawet pod nieobecność króla, choć ograniczono je do tych mniej
istotnych – eliminacyjnych, na które wstęp miał każdy niezależnie od statusu.
Nie było lepszych i gorszych miejsc, wszyscy siadali tam, gdzie znaleźli
kawałek przestrzeni do spoczęcia, jedynie królewska loża pozostawała terenem
niedostępnym dla demonów spoza najbliższego towarzystwa króla. Teraz, gdy Kruk
udał się wraz z ukochaną na nocny spacer nad tęczowy wodospad, chlubne miejsce
w loży zajmował między innymi Anasi, który zza zasłony przyglądał się
poczynaniom młodych wojowników. Towarzyszyła mu dwójka służących oraz Samarel,
które informator poprosił o przyniesienie z królewskiego skarbca jednej z
butelek jego ulubionej krwi. Oświadczył również, że dowódca może odlać sobie
część jej zawartości, a samą butelkę wraz z resztą miał zanieść do samotni
Anasiego.
Mimo ciekawych
obserwacji, które czynił przez ostatnie godziny, powoli dopadało go zmęczenie
tłumem, czuł nieodpartą potrzebę zaszycia się w swoim azylu i przelania na
papier tego, o czym dowiedział się tego dnia. Swoją pracę traktował często jako
rytuał, który pomagał mu się uspokoić, wyciszyć i odpocząć od demonów, z
którymi tego dnia miał aż nadto dużą styczność. Dla istot takich jak on było to
zwyczajnie wyczerpujące, dlatego uznawszy, że resztę informacji dadzą radę
zebrać dla niej pajęczy agencji, bez chwili zwłoki udał się okrężną drogą do
swojego gabinetu. Po drodze powiadomił jedną z dworskich służek, by skierowała
do niego Araksjela i Forkasa, nie zdradzając powodu nagłego wezwania.
Piekielny
skryba wszedł do swojego gabinetu i zaległ w miękkim fotelu przy sekretarzyku.
Wyciągnął księgę, otworzył ją na ostatniej zapisanej stronie, po czym odwrócił
się do okna, by przez niewielkie okienko z przyciemnianą szybą zerknąć na
dziedziniec, na którym dzieci odgrywały sceny z walk, które wywarły na nich
największe wrażenie. Przez chwilę przyglądał im się, relaksując się dzięki
świadomości, że od jakichkolwiek istot żywych dzieli go co najmniej kilkanaście
stóp i przynajmniej jedna ściana.
Chwilę
spokojnego odpoczynku przerwało pukanie do drzwi. Demon machnął ręką,
sprawiając, że zamki w drzwiach otworzyły się, pozwalając dwójce uczonych wejść
do środka. Naukowcy z miejsca zaczęli dopytywać o przyczynę spotkania, lecz
informator nie zamierzał wyjawić im niczego przed czasem. Wstał z fotela,
podszedł do barku i wyciągnął z niego trzy kryształowe kieliszki uformowane w
czaszki, do których zamierzał nalać krew, gdy tylko Samarel ją przyniesie.
Rozmowę chciał zacząć dopiero po tym, jak się napiją – chociaż nie lubił
przebywać wśród innych, uważał, że należy im się minimum szacunku, co w jego
mniemaniu oznaczało drobny poczęstunek, gdy zaprasza kogoś do swojej samotni.
— Anasi, gadaj,
o co chodzi, jesteśmy zajęci — irytował się Forkas, będąc zupełnie głuchym na
tłumaczenie kronikarza.
— Cierpliwości,
dowiedzie się za chwilę, najpierw musimy się napić.
— Nie będę tu
stał i czekał, liczy się każda chwila!
— Za
przeproszeniem, Anasi, Forkas ma rację — wtrącił spokojnie Araksjel.
— Możecie
usiąść, nie kazałem wam stać — prychnął pajęczy władca.
— Próbujemy
sprawić, by król nie musiał zabijać tej swojej narzeczonej! Odrywasz nas od
pracy! Ne będę u siedział!
— Wiesz, że już
jej nie uratujemy? Dusza zbyt długo była niezabezpieczona, żeby ją pożreć,
będzie musiał zabić dziewczynę. Nie musisz się już spieszyć.
— Więc skoro
wszystko wiesz, to czego od nas chcesz?
— Chcę
opracować plan, który pomoże przeprowadzić rytuał najmniej boleśnie. Amon jest
przekonany, że dziewczyna będzie chciała oddać mu duszę. Nie poprosił o to, ale
znam go od małego i dobrze wiem, czego by chciał. Jako wierni służący, jesteśmy
zobowiązani, by uczynić to dla jego dobra — tłumaczył spokojnie Anasi, kiedy do
wnętrza pomieszczenia wpadł zdenerwowany Samarel.
Słysząc
kłótnie, żołnierz postanowił chwilę odczekać, nie chcąc wkraczać w krzyżowy
ogień pomiędzy ważniejszych od siebie, by na tym nie stracić. Stanął więc
nieopodal gabinetu informatora i starając się nie podsłuchiwać, czekał, aż
ostra wymiana zdań się zakończy, jednak mimo usilnych starań, nie był w stanie
ignorować głosów dobiegających zza drzwi, gdy do jego uszy dotarł temat
rozmowy. Elizabeth przez ten krótki czas stała się dla niego istotnym członkiem
najbliższego otoczenia, nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Czuł się
wstrząśnięty. Jak to miała umrzeć? Jak to jej dusza nie została pożarta?
Dlaczego jeszcze o tym nie wiedziała? Nie rozumiał tego wszystkiego, jednak
czuł, że nie może zostawić sprawy w taki sposób. Postarał się uspokoić i wszedł
do środka, choć nie wyszło mu to tak dobrze, jak planował.
— Samarel? Coś
się stało?
— N-nie, panie,
w skarbcu było małe zamieszanie. Pobiegłem więc, by nie musiał pan czekać.
— Rozumiem —
mruknął podejrzliwie Anasi, przyglądając się dowódcy.
Był zbyt
zmęczony, by przywiązywać zbyt wiele uwagi do jego obecności, dlatego
ostatecznie podziękował za wykraczającą poza obowiązki Samarela przysługę i
pozwolił mu odejść. Gdy wyszedł, kronikarz zamknął i zabezpieczył drzwi przed
wścibskimi zamkowymi lokatorami i nalawszy krwi do szklanek, przeszedł do
właściwej rozmowy z uczonymi.
~*~
Lizz wskoczyła
do wody, nurkując w niej i przyglądając się czystemu dnu ozdabianemu przed
drobne klejnoty. Sięgała po nie rękami, łowiąc całe garści, by wynurzać je z
wody i podziwiać w blasku promieni słońca. Co chwilę przynosiła jakiś
Sebastianowi, opowiadając, jak bardzo jej się podoba i pytając, czy mogą zabrać
je do zamku. Chciała wrzucić je do szklanego naczynia i postawić naprzeciwko
łóżka, by móc podziwiać je każdego dnia, wspominając pamiętny wieczór, gdy
ukochany poprosił ją o rękę.
— Może chcesz
zeskoczyć z góry? — zaproponował Sebastian, wychodząc z wody, by obeschnąć
nieco na brzegu.
— Jesteś
pewien? — zapytała, zadzierając głowę, by zerknąć na szczyk skały, skąd
wydobywała się woda. — Ale ty jesteś piękny, gdy jesteś taki tęczowy! — dodała,
przypatrując się idealnemu ciału demona w pełnej okazałości.
Naprężone
mięśnie pokryte delikatna, tęczową powłoczką wyglądały nadzwyczaj uroczo,
odzierając Kruka z groźnego wyglądu, który starał się uwypuklać, gdy tylko
wychodził ze swojego apartamentu, by obcować z innymi demonami. Jego maska
władcy była niezwykle fascynująca i Lizz obiecywała sobie, że jeszcze kiedyś
dokładnie ją zgłębi. Na razie jednak wolała skupić się na zabawie i
przyjemności.
— Oczywiście,
że jestem pewien. Robiłem tak nie raz.
— Ale ta woda
nie jest aż taka głęboka, to bezpieczne?
— Kochanie,
jesteśmy demonami — powiedział, kucając tuż przy zbiorniku wodnym, wyciągając
do nastolatki ogon, by chwyciła go, żeby przyciągnął ją na brzeg. — W dalszym
ciągu zachowujesz się jak człowiek, musisz powoli zacząć się odzwyczajać.
— Właściwie
masz rację. Czyli mówisz, że przeżyję i nic mi się nie stanie?
— Co najwyżej
złamiesz nogę, ale to się po chwili wyleczy, wodospad ma przy okazji działanie
lecznice, znacznie wzmacnia nasze zdolności regeneracji.
— Powinniście
używać tego na co dzień, gdy wybieracie się do walki, łatwiej byłoby wam
wygrać. Jak na wojnie z aniołami — stwierdziła, z pomocą Sebastiana wychodząc z
wody.
Machnęła głową,
by pozbyć się z twarzy przylegających do skóry wilgotnych kosmyków, po czym
ponownie spojrzała na skałę, by znaleźć najszybszą i najprostszą drogę na
szczyt.
— To nie takie proste.
Woda działa tylko w tym miejscu. To dzięki działaniu wielu różnych czynników
posiada takie możliwości, dlatego po ciężkich bitwach czasami tutaj
przychodzimy. W najgorszych przypadkach nawet to nie pomaga, wtedy chory może
nie przeżyć samego transportu, szczególnie że podróżowanie portalem jest
obciążające dla organizmu, dlatego sama widzisz, nawet cuda mają swoje
ograniczenia.
— Prawda. Ale
to i tak przydatne, zapamiętam — potaknęła, kiwając głową.
Razem z Amonem
weszli na szczyt wodospadu. Demon wyjaśnił dziewczynie, jak powinna skakać,
skąd się wybić i w które miejsce postarać się doskoczyć, by mieć pewność, że
nic jej się nie stanie. Potem poprosił, żeby go obserwowała i pocałowawszy ją
uprzednio, podszedł na skraj skalnej półki i skoczył, w locie wykonując kilka
akrobacji, by wzbudzić w narzeczonej zachwyt.
Cel osiągnął
bez trudu, bo już w locie słyszał jej westchnienie pełne zachwytu, a kiedy
wynurzył się z wody, patrzyła na niego z rozpromienioną twarzą, uśmiechając
się, machając i prosząc, by wracał jak najszybciej, bo sama też chciała
spróbować.
— Wyglądałeś
wspaniale! Ja też mogę spróbować zrobić salto w trakcie?
— Na razie
lepiej nie, spróbuj skoczyć normalnie. Jesteś demonem i nie umrzesz, jeśli
trafisz w skały, ale to nie będzie wolne od bólu. Nie chciałbym przysparzać ci
go więcej, dosyć już się nacierpiałaś — odpowiedział Michaelis, lekko
spuszczając głowę.
Elizabeth
podeszła do niego, dotykając dłonią policzka narzeczonego. Uniosła jego twarz,
by spojrzał jej w oczy i uśmiechnęła się po raz kolejny.
— Widzisz to na
mojej twarzy? To jest uśmiech. Taki szczery, prawdziwy, niepodszyty żadnym
strachem i niepewnością, bo wreszcie wszystko jest dobrze, nie grozi mi śmierć
ani utrata ciebie. Pożarłeś moją duszę, ja jakimś cudem przeżyłam i wszystko
jest dobrze. Więc nie musisz się martwić o ból fizyczny, on nie jest w stanie
przyćmić całego mojego szczęścia — wyjaśniła, na koniec składając delikatny
pocałunek na ustach Amona.