Okej, wygląda na to, że się poprzednio nie zrozumieliśmy, więc wyjaśnię niejasności, bo nie chcę, żebyście mieli błędy obraz sytuacji.
1. Copernicon: Nie było mnie tam, o ich "skarżeniu się" (specjalnie cytuję, żeby nie przeinaczać) usłyszałam od kogoś, kto tam był. Ale ani ten ktoś, ani tym bardziej ja, nie słyszeliśmy, co dokładnie mówiły. Wobec tego, PROSZĘ, nie nazywajcie ich hejterkami bez powodu. Możliwe, że mówiły z sensem, nie wiadomo, ale nie można nazywać ludzi hejterami bezpodstawnie, to niewłaściwie. Wiem, że to Wasz sposób na wspieranie mnie i dziękuję, ale naprawdę nic tu się strasznego nie wydarzyło i nie ma sensu nikogo oskarżać. Moim celem nie było nastawianie Was przeciwko jakimś dwóm dziewczynom, tylko namawianie do wyrażania konstruktywnych, negatywnych opinii na blogu, żebym mogła ewentualnie poprawić coś w opowiadaniu. Nie chciałabym, żebyście z tego powodu reagowali nadmiernie emocjonalnie.
Jeśli macie wśród znajomych ludzi, którzy znają Róże i im się nie podoba, proszę, ich też nie nazywajcie bez potrzeby hejterami. Każdy ma prawo do swojego zdania, o ile jest ono poparte argumentami, najpierw trzeba ich wysłuchać potem oceniać.
2. Seksy: To nie tak, że ja szykanuję ludzi, którzy się nimi jarają. Jak wspomniała jedna z komentatorek: seks jest taką samą częścią życia, jak każda inna. Jedyne, co mi się nie podoba, to ludzie, którzy na co dzień olewają bloga, a kiedy widzą grafikę z półnagimi postaciami to lecą na blogusia z nadzieją, że wreszcie coś, co im się spodoba. Bo albo się lubi historię całą, albo się jej nie lubi. Gdybyście szaleli tak na punkcie samego jedzenia, też by mnie to smuciło. Co nie znaczy, że z tego powodu też ktoś ma kogoś przezywać hejterem. Nie. Mój absmak do seksu argumentuję tym, że jestem aseksualna i mnie on nie jara, a nawet brzydzi czasami. Dlatego w moich wypowiedziach na ten temat można wyczuć niechęć. No cóż, nie poradzę, tak mam. Ale to nie powód, żeby kogoś obrażać i nie zrobiłam tego (no, przynajmniej świadomie xD). Jeśli jednak ktoś się poczuł dotknięty, to przepraszam.
Mam nadzieję, że to rozwiało już wszelkie wątpliwości. Naprawdę nie sądziłam, że poprzednia przedmowa będzie brzmiała jak jakiś atak na kogoś xD. Kurczę, przez to ta jest strasznie długa, no ale czasem trzeba. Bo ja jestem złym, wstrętnym, okropnym i złośliwym człowiekiem, ale nie zwykłam krytykować ludzi bez powodu. A to, że czasem powodu nie widać, no to już jest życie. Nie każdy wszystko zrozumie, a całego świata zbawić się nie da. Zresztą mnie też by się zbawienie przydało, tylko nikomu nie spieszno mnie zbawiać xD.
PS Dla wszystkich fanów pikantnych scen: Pisałam o tym w komciach, więc i tu by wypadało, żeby nikt się nie czuł poszkodowany. Ich liczba się zwiększa, i jak zapewne wiecie, nie bez powodu. To Róża, tu wszystko ma jakiś cel (przynajmniej stara się udawać, że tak jest xD). Więc takich scen będzie jeszcze trochę, a potem jeszcze trochej xD. Nie wiem, jak ja to wszystko napiszę, ale mam wizję, którą zamierzam spełnić. Tak więc widzicie, że nie dyskryminuję fanów seksu, bardziej cierpi mój komfort psychiczny xD.
Dobra, starczy gadania. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne.
A teraz zapraszam na kolejny rozdział.
Miłego! :*
=============================
Odkrycie,
którego dokonała Enepsignos, zmusiło ją do tego, by na nowo przemyślała sobie
całą sytuację. Nie było to łatwe, buzujące emocje wciąż przeszkadzały jej w
skupieniu się na tym, co naprawdę istotne: na prawdzie. W końcu jednak doszła
do wniosku, że kochała Kruka. Nie mogła nawet udawać, że było inaczej. Tak samo
nie było sensu wmawiać sobie, że nie zrobi dla niego wszystkiego. Chociaż od
stuleci nie czuła się bardziej poniżona, to jednak nawet ta zdrada nie
przyćmiewała całego szczęścia, jakie spłynęło na nią dzięki ukochanemu. Nie
kochał jej tak, jakby tego chciała, ale powiedział, że ją kocha, a przecież on
nie kłamie… Z reguły. Właściwie nie była już pewna, czy może w to wierzyć.
Dotąd nigdy jej nie oszukał, a gdy to zrobił, przyznał się, ale czy to coś
zmieniało? A jeśli kłamał cały czas, a każdy kolejny wymysł tylko czekał na
odpowiedni moment, by ujrzeć światło dzienne?