Dowiedziałam się ostatnio, że jakieś dwie cosplayerki "skarżyły" się na Różę podczas Coperniconu. Nie, nie przeszkadza mi to, uważam nawet, że fakt, iż ktoś w ogóle rozmawiał o moim blogu na konwencie i słyszał to ktoś inny, kto też zna mojego bloga i mimochodem mi o tym powiedział, świadczy o tym, że Róża stała się hmm... Odrobinę rozpoznawalna xD. Czuję zalążki fejmu. Pomijam fakt, że nie jestem pewna, jak się z tym czuję – nie o tym chciałam.
W komciach z reguły piszecie, że było super, fajnie, cudownie – to oczywiście miłe, dziękuję, doceniam :*. Ale pewnie znajdą się tacy, którzy widzą wady, coś im się nie podoba i takie tam. Jeśli więc tu jesteście, Wy, którym coś się nie podoba, dajcie znać. Napiszcie w komciach, co jest nie tak, ja bardzo chętnie poczytam i wyciągnę wnioski. Oczywiście mówię o konstruktywnych opiniach, bo jak ktoś mi powie, że robię z siebie gwiazdę Internetów w przedmowie, a rozdziały są do dupy "bo tak i już", to na takie opinie nie będę zwracała uwagi. Chodzi mi o coś konstruktywnego, np.:
"Zbędne przecinki przy wymienianiu rzeczowników o różnym stopniu wartości. Niespójność fabularna, bo *przykład*." Takie tam, no wiecie. Hejcić, ale z sensem :P. Bo to, że ktoś porozmawia sobie na konwencie, jaką jestem złą autorką, nie sprawi, że stanę się lepsza. A przecież historia ma się Wam podobać, więc no. Dawajcie znać. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce, nie ugryzę xD.
Tak dla pewność: NIE mam bólu dupy, NIE chcę zabić dziewczyn, które to mówiły. NIE jest mi smutno/źle/okropnie/depresyjnie i NIE czuję się gwiazdą Internetów xDDDD. Mam dobry nastrój i chęci do pisania tyle samo, co zwykle, ale wolałam wyjaśnić, tak na wszelki wypadek.
A teraz życzę Wam miłego rozdziału! :*
=============
W końcu
Sutcliff nie dowiedział się niczego pomocnego. Zrezygnował. Przyczaił się za
rogiem jednej z kamienic i co chwilę zerkał na zegarek, oczekując odpowiedniej
chwili. Równo o trzeciej zabiły dzwony. Chwilę potem z wnętrza kaplicy zaczęli
wyłaniać się ludzie. Wokół było gwarno, kolorowo i tłoczno. Wszystkim towarzyszył
dobry nastrój. Radosne twarzy ludzi mieniły się w limonkowych czach boga
śmierci, który starał się znaleźć tego, którego miał zabrać. Nie chciał ominąć
momentu jego śmierci. Pragnął obserwować ten proces od samego początku do
końca, być świadkiem tej niezwykłej chwili, napawać się nią i docenić, że był
jej częścią.