Jezu, padam na ryj xD.
I szczerze mówiąc, nie wiem, co miałabym Wam napisać.
Bardzo ładnie ostatnio wyświetlacie, niezwykle mnie to cieszy. Z komentarzami nieco gorzej, ale i tak dużo lepiej niż było, za co również jestem wdzięczna. Mam nadzieję, że z czasem będzie tylko lepiej :). No i mam nadzieję, że uda mi się uzbierać 150 000 wyświetleń do końca roku. Pomożecie? :)
Zapraszam na rozdział :*.
=======================
Na prośbę
dziewczyny demon zawiózł ją do jednego z ulubionych pomieszczeń. Pomógł jej usiąść
w fotelu, a potem podał Lizz książkę, o którą poprosiła. Przez chwilę jeszcze
trwał u jej boku, ale na wyraźną prośbę, wzmocnioną sugestywnym grymasem na
twarzy, opuścił bibliotekę i wrócił do swoim obowiązków. Po drodze na parter –
gdzie zamierzał kontynuować porządki – minął się z Jamesem, który w
towarzystwie Fredericka kierował się w stronę swojej sypialni. Dowiedziawszy
się od demona, gdzie znajduje się jego przyjaciółka, zmienił kurs, żegnając się
ze starszym mężczyzną i po cichu wśliznął się do pokoju, w którym przebywała
Elizabeth.
Pamiętał,
że rodzina hrabianki zawsze ceniła sobie dobrą literaturę. Nie wiedział jednak,
że w swoich zbiorach mieli aż tyle znakomitych dzieł. Zanim Jamie zdążył
zorientować się w rozkładzie pomieszczenia, w jego oczy rzuciły się nazwiska
tak znamienitych autorów, jak Szekspir, Poe, Doyle, Conrad czy Goethe – oni
jako pierwsi zwrócili uwagę chłopaka, ale nie zabrakło również wielu mniej
znanych artystów. Wiele z ksiąg z pewnością można było zaliczyć do białych
kroków i nie jeden kolekcjoner oddałby wszystko, by móc wejść w och posiadanie.
Zgromadzone dzieła, w oryginale, jak i w angielskim przekładzie, zajmowały
chlubne miejsce na regałach z ciemnego drewna o lekko wiśniowym zabarwieniu.
Chociaż całość pomieszczenia utrzymana była raczej w ciemnej kolorystyce,
wnętrze wydawało się niezwykle przytulne. Bez wątpienia można było uznać, że
właścicielka zbiorów lubiła spędzać długie godziny przy lekturze.
Blondyn
nigdy nie zauważył w swojej przyjaciółce bibliofilskich zapędów, lecz tłumaczył
to sobie faktem, że wtedy byli jeszcze dziećmi. Poza dziełami, do których
czytania byli zmuszani z racji domowej edukacji, nie mieli zwyczaju zbyt
chętnie poświęcać czas książkom. Baśnie braci Grimm, Opowieści Babci Gąski –
należały do lektur powszechnych, choć te pierwsze często były negatywnie
odbierane przez rodziców młodej szlachty, zapewne przez wzgląd na posiadane przez
nich pierwsze wydania – nieocenzurowane, nieupiększane, przedstawiające spisane
przez braci historie w swoich oryginalnych wersjach, gdzie nie było miejsca na
magiczne pocałunki budzące królewny, lecz na brutalną rzeczywistość, w której
kawałek owocu zwyczajnie dusił młodą, zaledwie nastoletnią kobietę.
Z
każdym dniem spędzonym w rezydencji Roseblack Jem dowiadywał się czegoś nowego
o Elizabeth i chociaż rozsądek podpowiadał, że nastolatka zupełnie się
zmieniła, on wciąż potrafił dostrzec w niej tę samą, ciepłą istotkę, którą
pamiętał z lat wczesnej młodości. Wiedział, że szlachcianka próbowała ukryć tę
część siebie w obawie o to, że dobre serce i wrażliwość narażą ją na kolejne
przykre sytuacje i niesamowite cierpienie, którego przecież nie brakło w jej
życiu. Chciał jednak, by wiedziała, że on będzie ją akceptował, wspierał i
nigdy nie wykorzysta wiedzy o prawdziwej naturze Lizz dla własnych, samolubnych
celów.
Powoli
zakradł się do stolika, przy którym siedziała ubrana w zwiewną, ciemną sukienkę
na ramiączka, ciemnowłosa dziewczyna. Kosmyki jej lekko falowanych włosów
opadały luźno na plecy i ramiona, a niesforne końcówki podwijały się figlarnie,
co chwilę przesłaniając hrabiance kolumny czytanego tekstu, tak że odruchowo co
kilka sekund odgarniała je za uszy, by za moment znów powtórzyć tę czynność. W
bladym świetle świec i w poświacie zachodzącego słońca, docierającego do wnętrza
biblioteki przez usytuowane nieopodal stolika okno, widok nastolatki wzbudzał w
chłopaku nostalgiczne uczucie.
Była
piękna, tak delikatna i niewinna, niczym nieskalana grzechem pierworodnym,
mistyczna istota, która stąpając po czarnej ziemi zbrukanego przy poczęciu
świata, sprawiała, że jałowy grunt odradzał się bujną zielenią. Jednak
świadomość tego, co przeżył ten wątły, blady anioł, wywoływała ucisk w piersi
chłopaka, sprawiając, że do jego oczu napływały łzy.
Kiedy
Lizz nie wiedziała, że ktoś ją obserwuje, pozwalała sobie poruszać się
naturalnie, bez wyuczonych gestów, sztucznych uśmiechów czy szlacheckiej
skromności. Te spontaniczne ruchy rąk, marszczenie nosa – ilekroć włosy
łaskotały jego koniuszek, miny – którymi niemo komentowała śledzone na kartach
księgi wydarzenia – we wszystkim widać było, jak wiele przeszła. Każdy jej gest
zdawał się krzyczeć, jak bardzo jest zmęczona, jak pragnie ukojenia, odrobiny
szczęścia, wyciszenia. A jednak każdego dnia walczyła, zmagała się z
codziennością z uśmiechem na ustach i usilnie ukrywała przed wszystkimi to, jak
czuła się naprawdę.
—
Długo będziesz tam jeszcze stał? — zapytała Elizabeth, zerkając na chłopaka
znad książki.
Nastolatek
wzdrygnął się zawstydzony, niczym małe dziecko przyłapane na podglądaniu
przebierającej się służki, i śmiejąc się zakłopotany, podszedł do stolika.
Usiadł na drugim krześle i pochylił się, by zerknąć na okładkę książki.
—
Medycyna? — mruknął zdziwiony, nie rozpoznając autora dzieła, które studiowała
jego przyjaciółka.
Hrabianka
powoli odłożyła kodeks na blat, założyła ją jedną z ręcznie robionych,
purpurowych zakładek ze złotymi implikacjami i spojrzała chłopakowi w oczy.
Wzięła głęboki oddech, a kiedy James dostrzegł w jej wielkich, błękitnych
oczach cień smutku, powiedziała:
—
Próbuję się dowiedzieć, co mi jest i jak to leczyć. — Krótkie wyjaśnienie
wydawało się jednak niewystarczające dla rządnego wiedzy blondyna. — W oparciu
o dostępną literaturę i konsultacje z lekarzami Sebastian opracował dla mnie,
jego zdaniem, najlepszy program rehabilitacyjny, który powinien postawić mnie na
nogi tak szybko, jak to tylko możliwe — tłumaczyła cierpliwie. — I o ile wiem,
że na pewno rzetelnie wykonał powierzone mu zadanie i zebrał niezbędne
informacje, o tyle próbuję się dowiedzieć, czy przypadkiem nie stara się mnie
oszukać z wielkością racji żywnościowych, długością ćwiczeń i całą resztą
rzeczy, na których jeszcze się nie znam — rzekła, uśmiechając się ciepło do
przyjaciela.
—
Na twoim miejscu w ogóle bym mu nie ufał… — zaczął ostrożnie Jem; widząc wyraz
twarzy przyjaciółki, wyjaśnił: — Powinien się tym zająć specjalista.
Dyplomowany lekarz, a nie jakiś kamerdyner, który naczytał się ksiąg. — Chłopak
chwycił kodeks w dłonie i przekartkował go, niechlujnie odginając zewnętrzne
krawędzie dłuższego brzegu bloku książki. — Nie ma nawet pewności, że to, co
tutaj napisali, to prawda. Nie powinnaś wierzyć we wszystko, co czytasz —
westchnął, odkładając publikacje na blat. — Solidne wykonanie, dispositio,
decor a nawet niespotykana, jak na coś tego pokroju, eurytmia nie oznaczają
jeszcze, że zawartość merytoryczna jest równie wartościowa.
—
Doskonale o tym wiem, ale to jest sprawdzone źródło. Nie martw się, wiem, co
robię — uspokoiła go Elizabeth i ponownie chwyciła książkę w dłonie. —
Chciałabym dokończyć, więc jeśli nie masz nic przeciwko… Oczywiście możesz
tutaj zostać, ale byłoby miło, gdybyś zachował ciszę. Muszę się upewnić, że
Sebastian nie uprawia samowolki — zaśmiała się i otworzywszy kodeks na
założonej zakładką stronie, oparła go o kolana i powróciła do lektury.
James
potaknął cicho i przez kilka minut po prostu siedział w milczeniu, przyglądając
się przyjaciółce, ale znudzony monotonią widoku, nawet tak urokliwego,
postanowił sam sięgnąć po jedną z licznych pozycji bibliotecznych. Trafił na
zupełnie nieznanego sobie autora, na książkę przynależącą do beletrystyki,
mówiąc dokładniej: na kryminał z zagadką morderstwa w zamkniętym pokoju w roli
głównej. Nieprzekonany otworzył kodeks, przekartkował czwórkę tytułową i krótki
wstęp odautorski, po czym zabrał się za czytanie pierwszego rozdziału, z każdą
chwilą przekonując się, że Elizabeth miała doskonały gust, bo powieść okazała
się tak wciągająca, że nawet nie zauważył, kiedy kompletnie się w niej
zaczytał. Kiedy zerknął przez okno, dając chwilę odpocząć oczom, na dworze było
już ciemno.
—
Dzisiaj późna kolacja — mruknęła Lizz, kiedy zegar wybił godzinę dziesiątą.
Po
chwili do biblioteki wszedł Sebastian i poinformował, że gotowy posiłek czeka
na jego panią i jej gościa w jadalni. Chciał zaprowadzić tam wózek hrabianki,
jednak powstrzymała go i uśmiechnęła się do Jamesa, prosząc, by to on ją
zabrał. Kamerdyner szedł w ciszy kilka kroków za nimi, a kiedy doszli do
schodów, blondyn wziął nastolatkę na ręce, a służącemu nie pozostało nic
innego, jak tylko wziąć wózek i znieść go na dół, by doprowadzający go do
wściekłości gość mógł na powrót posadzić w nim fioletowowłosą.
Sebastian
starał się uspokoić, namiętnie tłumacząc sobie w myśli, że wobec tego, co
zrobił ze swoim życiem, nie miał prawa być zazdrosny o Jema, lecz uczucie to
było silniejsze niż jego zdroworozsądkowe podejście. Wwiercało się w umysł
demona i co chwilę podszeptywało dziesiątki sposobów pozbawienia chłopaka
życia. Michaelis był rad, że odznaczał się wysoką samokontrolą, w przeciwnym
wypadku mogłoby nie skończyć się na zaledwie kilku nerwowych gestach,
przygryzaniu języka i pełnych przekleństw myśli.
Przez
cały posiłek Elizabeth wraz z przyjacielem rozmawiali na temat literatury,
dzieciństwa i ich wspólnych przygód, a Sebastian posłusznie stał tuż obok
srebrnego wózka z zastawą, w milczeniu przysłuchując się konwersacji. W myślach
przedrzeźniał Jamesa i w dalszym ciągu wyobrażał sobie, że go zabija, za każdym
razem w coraz bardziej brutalny i wyszukany sposób. Te przerażająco krwawe
wizje przynosiły odrobinę ukojenia i zarazem uświadomiły mu, jak bardzo zranił
ukochaną. Gdyby dowiedziała się o jego czynach, czułaby się dużo gorzej niż on
w tej chwili. Wiedział też, że hrabianka wolałaby poznać prawdę. Owładnięty
przez zazdrość, po raz kolejny podjął decyzję – tego wieczoru zamierzał wyznać
dziewczynie prawdę i ponieść konsekwencje swojego postępowania.
W
obliczu złożonej sobie obietnicy, Michaelis z jeszcze większym trudem dawał
radę wystawać spokojnie nieopodal dwójki konsumujących ludzi, błagając, by
wreszcie skończyli jeść. Normalnie nie miałby nawet pewności, że jego pani uda
się po posiłku na spoczynek, jednak plan dnia, który wspólnie rozpisali kilka
godzin wcześniej, zakładał, że o godzinie jedenastej wieczorem będzie kładła
się spać (a przynajmniej będzie przygotowywała się do snu). To jedno nieco go
wyciszało, a kiedy Lizz powiedziała, że chce wracać do sypialni, o mały włos a
ujawniłby przez Jemem swoją prawdziwą tożsamość, ponadprzeciętnie szybko
zbierając naczynia ze stołu.
—
Więc dobranoc, Lizzy — powiedział głośno James, zwracając uwagę kamerdynera i
upewniwszy się, że na nich patrzył, podszedł do dziewczyny i delikatnie musnął
ustami jej policzek.
Hrabianka
zadrżała zdenerwowana, ale nie skomentowała zachowania przyjaciela. Pożegnała
się z nim i rzuciła karcące spojrzenie zamarłemu w bezruchu służącemu. Michaelis
skinął głową i powrócił do obowiązków, a Jamie opuścił jadalnie i poszedł do
sypialni, po drodze zbaczając z kursu, by wziąć z biblioteczki dwie kolejne
części powieści, którymi zamierzał umilić sobie wieczór.
—
Zabiorę cię do sypialni, panienko — powiedział uprzejmie Sebastian, wracając do
jadalni. Uśmiechnął się do dziewczyny i podszedł do niej, a potem wziął ją na
ręce i dyskretnie przetarł jej twarz w miejscu, w którym pocałował ją James.
—
Czemu nie możesz mnie zwyczajnie zawieźć?
—
Bo to strata czasu, panienko. Przyprowadzę wózek później — odparł rozbawiony
demon i powoli ruszył do drzwi.
Nie
spieszył się, szedł powoli, dumnie, sprężystym krokiem, wszem i wobec
pokazując, że oto niesie na rękach panienkę Elizabeth i każdy, kto ich widzi,
powinien o tym mówić. Bo był zazdrosny. Tak zwyczajnie, do bólu ludzko, aż
chciało mu się z siebie śmiać, kiedy w myśli użył tego idiotycznie brzmiącego
słowa. Wzbraniał się przed tym niesamowicie, ale uznał, że tak naprawdę to i
tak nie ma żadnego znaczenia, bo fakt pozostanie faktem, bez względu na to, czy
się go nazwie czy nie. I nie miało znaczenia, że jego słowa sprzed chwili nie
znalazły nawet cienia pokrycia w rzeczywistości.
Demon
wniósł hrabiankę do sypialni, posadził ją na łóżku, a potem błyskawicznie przyniósł
wózek inwalidzki. Ustawiwszy go nieopodal łóżka, w milczeniu podszedł do szafy
i wyciągnął z jej wnętrza jedną ze swoich koszul, w której Lizz zwykła spać.
—
Posadź mnie w wózku – zażądała dziewczyna.
Zdziwiony kamerdyner zawahał się i
spojrzał na nią pytająco, lecz widząc nieustępliwy wzrok nastolatki, nawet nie
próbował z nią dyskutować. Posłusznie wziął ją na ręce i zrobił, co chciała.
—
Sama przeniosę się do łóżka, kiedy skończysz mnie przebierać — wyjaśniła.
—
Będzie mi niewygodnie panienkę rozebrać.
—
To twój problem, Sebastianie.
Słysząc
wyniosły ton głosu nastolatki, brunet zaśmiał się pod nosem. Widział, że jej
złośliwości były oznaką, iż powoli dochodziła do siebie. Przez chwilę nawet
zwątpił w słuszność swojej decyzji o wyznaniu jej prawdy. Nie zamierzał jednak
uciekać, dlatego zacisnął zęby i przebrał Elizabeth, a potem, wciąż przed nią
klęcząc, ujął jej dłoń i spojrzał w parę błękitnych, wyrażających ciekawość i
nutę oburzenia, oczach.
—
Panienko, muszę z tobą o czymś porozmawiać — zaczął niepewnie demon, głosem tak
wątłym, że hrabianka aż zadrżała, obawiając się najgorszej możliwej informacji.
—
Umierasz?
—
Nie, proszę się nie martwić. Chodzi o coś… zupełnie innego — wyjaśnił, na
chwilę pochylając głowę.
Czuł,
jak w jego oczach zbierają się łzy. Właśnie szykował się, by ją zranić, podczas
gdy jedynym, o czym umiała myśleć Lizz, było jego życie. Gdyby powiedziała coś
złośliwego, gdyby zapytała o cokolwiek innego, może jego wyznanie nie byłoby aż
tak trudne, lecz dla hrabianki nie liczyły się takie drobnostki. Nie w chwili,
gdy czuła, że Michaelis chciał porozmawiać poważnie.
—
Mówże, bo się denerwuje! — mruknęła nerwowo, zaciskając dłoń na kciuki demona.
No jak mogłaś w takim momencie mi przerwać :O * jak to mówią Ty Polsacie * widać nie tylko ja mam zapędy na program ze słoneczkiem :D"
OdpowiedzUsuńCoś czuje, że mimowszystko będą duże niesnanski między Sebusiem, a Jaime. I chłopak się zakocha, a nasz demon wyrwie mu kręgosłup * chore marzenia * gratuluje tylu wyświetleń :D! I czekam na kolejny rozdział :D! z niecierpliwością i tylko nie zrób mi znowu polsatu błagam xd
Pozdrawiam,
Dzięki <3. Jaram się nimi strasznie, a juz mam prawie kolejne 3k <3.
UsuńZakończenie rodem z polsatu tak wyszło bo wyszło, bo nie bardzo mogło inaczej. Nie miałam już siły betować dalej. Pisać też nie mam siły, więc oszczędzam xD. A jak już skończę ten japoński i odeśpię, to się wezmę. Mam nadzieję, że do tego czasu będzie jeszcze komu komentować TT_TT.
Sebuń się z Jemem nie polubią coś mam takie wrażenie. Ale wiesz, różnie to bywa, nigdy nie wiadomo, co im przyjdzie do glowy. Ja to tylko spisuje akcja dzieje się sama xD.
To coś jak ja na Servampie i Megami xD Sama się czasami zastanawiam co ja piszę xd Ja ostatnio nie tylko japoński, a jeszcze w wir pokemon Go wpadłam. Tyle ja jeszcze jakoś mózgu używam. Dzisiaj np jakiś koleś wpadł na mnie w metrze i przeprosił mnie tekstem " Rozumiesz Charmandera szukam.. nie widziałaś gdzieś w okolicy?"
UsuńAhahahaha, też trochę gram, ale generalnie nie wpadłam w jakiś szał, za stara jestem. Za to jadąc na UW w busie sobie szukam pokemonów xD. W ogóle metro - znaczy z Warszawy jesteś? Jeszcze nie słyszałam o metrze w innym polskim mieście... xD. Gdyby te grę stworzyli jakieś 12 lat temu, to bym pewnie oszalała, ale tak to bardziej w ramach beki się w to bawie :P.
UsuńTak z Warszawy jestem :P No ja też właśnie jadąc busem zawsze szukam xD"
UsuńJak kurwa mogłaś przerwać w takim momencie!!!Coś mi sie zdaje , że Sebuś zrobi coś Jamiemu............ach te mordercze myśli.Mam nadziejen,że nie zrobisz z naszej Roseblack takiej jędzy no to paaaa do następnego
OdpowiedzUsuńAhahahaahaha, te emocje xD. Wybacz, akueat tak mi koniec pasował. Czasem trzrba zrobić Polsat :P. Na szczęście jutro nowy rozdział, więc nie musisz zbyt długo czekać na kontynuację^^.
UsuńTo fajnie ,że jutro nowy rozdział.A uwież mi , że wysnułam już różne myśli jak to sie dalej potoczy.(niewytrzymałambym tygodnia nie ma bata!!!)😀
OdpowiedzUsuńTup tup do biblioteki i "zaliczyć do białych kroków"
OdpowiedzUsuńTak, pocałunki należy dezynfekować xd Propsy Sebuniu!