Dzisiaj jest Matsuri! <3
Wreszcie jakiś event dla mangozjebów, na którym się pojawię. Planuję też zaszczycić swoją obecnością (xD) Animatsuri, ale zobaczymy, co z tego będzie.
Przy okazji pochwalę Wam się taaaaaakim dużym sukcesem: udało mi się załatwić praktyki w wydawnictwie. I to nie byle jakim krzaku tylko w SBP i podobno to dobrze wygląda w CV, także się cieszę, bo ostatnio strasznie się martwiłam, że mi się nie uda i spędzę 156 godzin w jednym z najnudniejszych zawodów świata– jako bibliotekarka. NA SZCZĘŚCIE NIE BĘDĘ MUSIAŁA, także wszystko układa się dobrze. No i w sumie to chyba tyle... Ładnie pokomentowaliście, ale wyświetlenia dalej marne w porównaniu do tego, co było miesiąc temu, ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni. Nie mam nawet chwilowo głowy do martwienia się tym, więc przynajmniej nie psuje mi tak nastroju, ale jak mnie mile(1) zaskoczycie, to będzie mi miło (2)<3.
Miłego! (3) :*
===============================
— Możesz
podejść bliżej i się im przyjrzeć. Nic ci nie zrobią, nie mogą.
— Ktoś ich
pilnuje? Nikogo nie widzę.
— Uroki piekła.
Spójrz tam — zaśmiał się Samarel, wskazując jeden z ciemnych rogów
pomieszczenia tuż nad ich głowami. — To pająk, jeden z podwładnych Anasiego,
których udostępnia w zamku do monitorowania pracy wielu demonów.
—
Monitorowania… Aż przypomniała mi się pewna sprawa, którą kiedyś zajmowałam się
z Sebastianem. Tam też ktoś cały czas obserwował, co się działo w szpitalu. To
było straszne.
— Jak system
kamer! — krzyknął dowódca, po czym natychmiast zasłonił usta.
Lizz spojrzała
na niego podejrzliwie i zmarszczywszy czoło, zaczęła się zastanawiać, co mogło
znaczyć słowo, którego użył i dlaczego aż tak się tym przejął. Nie wymyśliła
jednak nic konstruktywnego, dlatego postanowiła zapytać.
— Co to jest
kamera?
— Nie
powinienem ci tego mówić…
— Ale chcę
wiedzieć — odparła twardo.
— Kamera to
takie urządzenie, którego zadaniem w poprzednich Rzeczywistościach było
rejestrowanie tego, co się działo. To się nazywało monitoring i sprowadzało
ludzi na bardzo złą ścieżkę niekiedy. Były obecne w poprzedniej i dwie
rzeczywistości temu, pięć chyba też, ale głowy nie dam, jestem zbyt młody a z
historii nigdy nie byłem zbyt dobry. Nie mów królowi, dobrze? Nie wiem, czy
powinienem był się tym z tobą dzielić…
— Nie powiem
mu. Czy kamera wyglądała tak? — zapytała, kreśląc w powietrzu kształt znajomego
urządzenia wyposażonego w soczewki, które znalazła dawno temu i przez lata nie
zdołała określić, do czego mogło służyć.
— Tak, chyba
tak. Skąd wiesz?
— Znalazłam
kiedyś coś takiego i zawsze byłam ciekawa. Wyglądało trochę jak aparat, ale nie
było w nim kliszy, prochu, niczego. Porzuciłam dociekania — wyjaśniła,
wzruszając ramionami. — Wygląda na to, że Sebastian mnie oszukał. Mówił, że nie
wie, co to jest.
— Nie zrozum
mnie źle, ale… Ludzie nie powinni wiedzieć o innych Rzeczywistościach. Nigdy
nie wiadomo, który z was może stać się nowym bogiem, a znajomość tego, co
działo się w poprzednich światach, mogłoby mieć zły wpływ na nowopowstałą
Rzeczywistość. Dlatego na wszelki wypadek jesteśmy zobowiązani do milczenia w
tej kwestii. To nie ma związku z personalną szczerością. To coś, co ma takie
znaczenie… Zresztą byłaś tam, widziałaś kolosy, co ja ci będę opowiadał…
Elizabeth
wsłuchiwała się zafascynowana w opowiadanie Samarela. W międzyczasie
zrozumiała, że to, co było w nim najciekawsze, to ogrom wiedzy, który posiadał
i lekkość, jaką się nim z nią dzielił. Nie potrzebowała więcej chodzenia po
zamku, chociaż nie zamierzała go odmawiać, bo mogło stać się pretekstem do
zadawania kolejnych pytań o coraz ciekawsze rzeczy, jednak wiedziała już, że
najwięcej dowie się i nauczy, po prostu rozmawiając z młodym żołnierzem.
— Czuję, że
będę miał straszne kłopoty…
— Nie będziesz
miał, nikomu nie powiem, że mi to powiedziałeś — obiecała dziewczyna, przykładając
dłoń do serca.
Samarel nie
czuł się zbytnio przekonany jej zapewnieniem. Wiedział, że nawet przy
najlepszych chęciach tak pasjonujące informacje mogą jej się zwyczajnie
wymsknąć, a konsekwencji tego mógł gorzko pożałować. Postanowił jednak być dobrej
myśli, bo właściwie nic więcej nie mógł zrobić.
Przez kolejną
godzinę krążył wraz z Elizabeth po zamku, pokazując jej najważniejsze
pomieszczenia i drogi, jakimi może do nich dotrzeć. Potem przechodzili trasy
ponownie – nastolatka miała okazję wykazać się dobrą pamięcią i znajomością
układu pomieszczeń. Nie pomyliła się więcej niż pięć razy, a drogę do
apartamentu, w którym mieszkała wraz z Sebastianem, znała doskonale z każdego
miejsca, w jakim się znalazła, a to było najważniejsze. W końcu jednak Lizz
poczuła się znudzona krążeniem niczym duch po opustoszałych korytarzach.
Wydawało jej się, że spotkają więcej demonów, ale na każdą uwagę na temat
frekwencji demonicznego społeczeństwa na terenie zamku wymawiał poddanych
spotkaniami i pracą. Wyglądało więc na to, że miejsce znane ze zła, deprawacji
i rozpusty było niezwykle zapracowane, by dobrze dbać o swoją złą reputację.
— To może
wyjdziemy z zamku i przejdziemy się po mieście? — zaproponowała fioletowowłosa.
— Bo przecież w piekle jest coś więcej niż zamek, prawda? Te wszystkie demony
muszą gdzieś mieszkać. Chciałabym zobaczyć też zwykłe życie.
Dowódca dziewiątego
kręgów nie był jednak zbyt pozytywnie nastawiony do tego pomysłu. Po raz
kolejny obawiał się złości króla, który z pewnością nie przystałby na taką
wycieczkę. Samemu Samarelowi również wydawało się, że było jeszcze zdecydowanie
zbyt wcześnie, by pozwalać dziewczynie wyjść poza bezpieczną strefę. Nie
wiadomo było, kto z zewnątrz planował ją zabić, a na pewno mogli istnieć tacy,
którzy w tragedii króla znaleźliby dla siebie przepustkę do lepszego życia.
Dlatego tez odmówił, a nim nastolatka zdążyła zacząć go przekonywać, dołączył
do nich Anasi.
Demon ściągnął
z głowy kaptur i lekko skłonił się przez wybranką króla, po czym powiódł
wzrokiem po jej ciele. Pajęczy informatorzy zdążyli mu donieść o ranie, którą
miała na dłoni. Zadowolony uznał jednak, że była zdecydowanie mniej rozległa,
niż mogła się stać.
— Pozwolisz,
Elizabeth? — zapytał, wyciągając rękę po jej dłoń.
Nastolatka
spojrzała niepewnie na Samarela, a kiedy ten skinął głową, położyła rękę na tej
demonicznego informatora i pozwoliła, by nasmarował ranę śmierdzącą mazią.
Piekielny skryba wyjaśnił dziewczynie, czym było lekarstwo – mieszanka
leczniczych ziół i wyciągów, które w mgnieniu oka wyleczyły jej poparzenie. Zachwycona
nastolatka uśmiechnęła się do niego w podzięce i zaproponowała, by przeszedł
się razem z nimi.
— Wybacz,
niestety mam mnóstwo pracy. Pokaż mi jeszcze swój ogon. Chciałbym sprawdzić,
czy odpowiednio się rozwija — poprosił, obracając Lizz za ramiona tyłem do
siebie. — Dobrze, doskonale. Długość już niemal odpowiednia. Spróbujesz nim
poruszyć?
— Nie wiem jak
— odpowiedziała niepewnie, wpatrując się w smukły grot, który Anasi ułożył na
swojej dłoni.
— Tak samo, jak
ruszasz ręką — wyjaśnił, uśmiechając się najserdeczniej jak umiał, co
poskutkowało odsłonięciem nierównych, sczerniałych zębów, które nieco
odstraszyły nastolatkę.
— O tak? —
zapytała, skupiając się ze wszystkich sił, by poruszyć wypustką.
Początkowo
nieruchomy ogon nagle wyrwał się w górę i równie szybko opadł, zdając sobie
sprawę ze swoich ograniczeń.
— Przepraszam!
— krzyknęła przestraszona, kiedy grot musnął policzek archiwisty.
— Nie szkodzi.
Spróbuj jeszcze raz, delikatniej. Musisz się nauczyć go kontrolować. W końcu
zamierzasz tu zostać na jakiś czas, prawda? Wybranka króla powinna umieć władać
swoim ciałem. Nie możesz przynieść wstydu królowi — oświadczył, odwołując się
do uczuć Elizabeth, co momentalnie poskutkowało całkowitym skupieniem i
determinacją z jej strony.
Demon zaśmiał
się w duchu. Ludzkie dziecko uczące się, jak być demonem, było dla niej dużo
bardziej atrakcyjnym obiektem zainteresowania niż mógłby się spodziewać i tego
chcieć. Znów poczuł, że jego obiektywizm został nieco nadszarpnięty, ale obserwowanie
pierwszych kroków nastolatki było tak pasjonujące, że postanowił na chwilę
zignorować alarmujący sygnał.
— Powoli i
spokojnie… Żeby Sebastian był ze mnie… Cholera! — komentowała pod nosem,
denerwując się, gdy ogon po raz kolejny z pełnym impetem poruszył się wbrew jej
woli, tym razem trafiając w ramię Samarela. — Bo on jest za długi! Za szybko
rośnie, jeszcze kilka godzin temu był dużo krótszy. Nie umiem! — wyżaliła się i
zrezygnowana zwiesiła głowę, garbiąc się lekko.
— W ciągu kilku
godzin? O ile? — zainteresował się Anasi.
Samarel
przyjrzał się dokładnie ogonowi i ze zdumieniem przyznał, że miała rację. Ogon
wydłużył się niemal o całą swoją poprzednią długość i obecnie był prawie podręcznikowych
rozmiarów.
— Nie wiem,
jest prawie dwa razy taki jak był — odpowiedziała, nie patrząc w oczy
informatora.
— Daj sobie
trochę czasu. Wróć do pokoju i ćwicz. Chciałbym mieć cię na oku, lekarze
również, dlatego byłoby dobrze, gdybyś się nie oddalała, przynajmniej dopóki… —
zawahał się. — Powiedz o tym Amonowi. Muszę iść do Araksjela — skończył
pospiesznie i skinąwszy niedbale na pożegnanie, szybkim krokiem ruszył wzdłuż
korytarza.
— Ale czy
lecznica nie była w drugą stronę? — zapytała Lizz.
Samarel pokiwał
głową niczym rodowity Hindus, nie odpowiadając na pytanie dziewczyny. Wspólnie
postanowili zaś wrócić do apartamentu, by Elizabeth mogła poćwiczyć korzystanie
z ogona. Żołnierz odprowadził ją do drzwi i zapewnił, że będzie w okolicy, ale
nie wszedł do środka. Sam chciał się dowiedzieć, gdzie właściwie szedł Anasi,
bo jego zachowanie było zdecydowanie podejrzane i z pewnością miało związek z
jego nową podopieczną.
Pozostawiona
sama sobie Lizz wyciągnęła spod poduszki zeszyt, który znalazła wcześniej w
sekretarzyku Sebastiana. Usiadła przy stole, chwyciła pióro i zaczęła kreślić
litery. Pisała kolejny list do przyjaciółki, chociaż wiedziała, że nigdy nie
mogła ich otrzymać. Gdyby tak się stało, mogłaby się ponownie załamać. Sama
śmierć najbliższej przyjaciółki i tak musiała bardzo nią wstrząsnąć. Nastolatka
dalej czuła się źle z tym, że ostatecznie skłamała – oszukała Tomoko po raz
pierwszy, ale nic już nie mogła na to poradzić. Nie potrafiła samodzielnie
wrócić do świata ludzi. Nie umiała zmienić swojego wyglądu, by tak jak
Sebastian upodobnić się do ludzi. Nie mogła nawet wyjść poza zamek, bo
wszystkim po kolei było to nie na rękę. Na dodatek nieudana próba kontrolowania
ogona wprawiła ją w kiepski nastrój. Nigdy nie poddawała się tak szybko, ale
tym razem wszystkie emocje i całe zmęczenie skumulowały się w niej, skutecznie
psując nastrój.
Żaliła się więc
w liście do przyjaciółki, opowiadając o pełnych niepokoju spojrzeniach, o
strasznym traktowaniu pracowników, o tym, że demony nie korzystały z toalety, o
wyglądzie zamku i w końcu o uczuciu samotności i obcości, które nawiedzało ją
za każdym razem, gdy dopuszczała tłumione uczucia i myśli do głosu. Kiedy była
z Samarelem, miała tyle pytań, tyle rzeczy chciała zobaczyć i tak wiele się
nauczyć, że nie starczało jej czasu na smutek, ale kiedy w końcu wszystkie
bodźce z zewnątrz znikały i była zupełnie sama, czuła się strasznie.
Straciła tę,
która towarzyszyła jej odkąd na niej eksperymentowano. Ida sprawiała, że tak
naprawdę nigdy nie była zupenie sama, lecz teraz, gdy straciła wszystkich
oprócz Sebastiana, zwyczajnie nie umiała się uporać z ciężarem tego uczucia.
Chociaż jej ukochany był raptem kilkadziesiąt jardów dalej, wiedziała, że nie
może po prostu do niego pójść i poprosić, żeby ją przytulił, bo było jej źle.
Amon był królem i jako taki miał obowiązki. Nie był już służącym, którego miała
do dyspozycji cały czas, póki nie postanowił jej zostawić dla jej własnego
bezpieczeństwa. Zupełnie nowa sytuacja – nie pierwsza i z pewnością nie
ostatnia – dodatkowo ją przytłaczała. Nim się obejrzała, jej oczy przesłoniły
łzy, a dłoń odmówiła posłuszeństwa, zostawiając na końcu zdania wielkiego
kleksa zamiast kropki.
— Chcę się
przytulić… — jęknęła sama do siebie, wkładając pióro do kałamarza.
Podsunęła
kolana do klatki piersiowej i zaparła się piętami o siedzenie, po czym objęła
nogi rękami i ukryła pomiędzy nimi głowę, pozwalając sobie na kilkukrotne
powtórzenie pod nosem raz wypowiedzianego zdania. Pragnęła, by jakimś cudem
Sebastian ją usłyszał i zjawił się tak samo, jak robił to tysiące razy. Jednak
demon się nie zjawił. A znak na karku nastolatki nie zalśnił, stracił swoją
moc. Był niczym więcej jak tatuażem przypominającym o dawnym życiu, tak samo,
jak nagłówek listu przypominał o wszystkim, co straciła, by spełnić swoje
marzenie. Jednak czy zemsta naprawdę była warta utraty tego, co tak bardzo
kochała? Przez lata nawet nie dostrzegła, jak piękny świat zdołała wokół siebie
stworzyć. Otoczyła się wartymi zaufania, oddanymi ludźmi, którzy kochali ją i
za których byłaby w stanie oddać życie. A jednak, kiedy przyszło co do czego,
porzuciła wszystko i wszystkich, by zabić. Najgorsze jednak było to, że gdzieś
w głębi siebie czuła, że najwierniejszy z jej towarzyszy za swoje zasługi nie
otrzymał długo wyczekiwanej nagrody.
~*~
Amon nie
potrafił skupić się na pracy. Starał się ze wszystkich sił, ponieważ wiedział,
jak ważne było ustalenie nowych praw, organizacja igrzysk i zadbanie o to, by
jego królestwo odpowiednio się rozwijało, by zaspokajać potrzeby poddanych i
zapewnić im dobre nastroje. Nie chciał, by zamachy i bunty negatywnie wpływały
na jego ukochaną, dlatego zmuszał się, by utrzymywać niezbędną uwagę, lecz w
rzeczywistości marzył tylko o tym, by opuścić salę tronową, wziąć Elizabeth na
ręce i pokazać jej najpiękniejsze miejsca piekielnej krainy. Chciał widzieć uśmiech
na jej twarzy, patrzeć, jak w pełni korzysta z nowego życia, które jej
ofiarowano. Trzymanie jej w zamku i zostawianie
na całe dnie nie było tym, czego dla niej pragnął w nawet najmniejszym
stopniu.
Czas ciągnął
się niemiłosiernie, spraw do omówienia wciąż pozostawało dużo i jak na złość
Azazel co chwilę kwestionował decyzje króla, rozpoczynając tym samym ciągnące
się w nieskończoność dyskusje. Jakby doskonale wiedział, że Kruk pragnął jak
najszybciej wrócić. Na dodatek Lewiatan, który zawsze uciszał czerwonowłosego,
musiał wyjść wcześniej, by pilnie zająć się zawalonym murem w południowej
części budynku. Loki zaś nie zjawił się w ogóle, w zamian za siebie wysyłając
jednego z podwładnych, którzy nie mieli zbyt dużego pojęcia na temat omawianych
spraw ani tym bardziej wprawy w obradach, co dodatkowo utrudniało zadanie.
Planowanie
igrzysk było jedyną częścią obrad, w której rzeczywiście Amon chciał brać
udział. Miał zamiar przygotować wspaniałe widowisko wolne od przymusu walki do
ostatniego tchnienia, a zarazem wystarczająco zjawiskowe i pełne emocji, by
zaspokoić potrzeby tłumu. Pragnął również pokazać Elizabeth, w jaki sposób
bawiły się demony. Wiedząc, że miała wgląd w jego wspomnienia, domyślił się, że
musiała widzieć w nich wiele okrutnych czynów, których dopuścił się zarówno on
sam jak i wszyscy, z którymi miał do czynienia. Dlatego też zamierzał pokazać
dziewczynie również inną stronę demonów, udowodnić jej, że w tym pełnym zła
świecie jest również sporo dobra, którym będzie mogła się otoczyć, by odnaleźć
się w nowej rzeczywistości. A kiedy jej się to uda, będą mogli spędzić razem
całą wieczność, oboje szczęśliwi i wolni.
— Panie? —
mruknął niechętnie Azazel, machając dłońmi przed oczami króla.
— Co? Znaczy,
słucham, Azazelu?
— Pytałem, czy
nie sądzisz, że zniesienie obowiązku walki do ostatniego tchu nie zepsuje całej
idei igrzysk. Skoro wszyscy będą bezpieczni, to jaki w tym sens?
— Jeśli ktoś
będzie chciał walczyć na śmierć, będzie mógł. Chodzi o dowolność. I tak, to
dobry pomysł. To nie podlega dyskusji, więc z łaski swojej, Azazelu, przestań
wstrzymywać obrady i przejdźmy do kolejnego punktu — odpowiedział wyniośle
Kruk, nie ukrywając niezadowolenia.
Dosyć już
znosił zachowanie doradcy, miał już tego dość. Inni pokiwali zgodnie głowami,
również czując znużenie względem ciągnącego się spotkania. Kiedy Azazel
wreszcie zamilkł, obrady ruszyły naprzód. Amon przywołał do siebie jednego ze
służących, przekazał mu wiadomość i odesłał za drzwi. Niedługo później ten sam
służący ponownie wkroczył do pomieszczenia i przekazał wiadomość irytującemu
doradcy, który nagle musiał pilnie zjawić się w innym miejscu. Niezadowolony z
obrotu spraw, Azazel podniósł się i wyszedł, polecając służącemu, by wezwał
jego zastępcę.
Gdy tylko
czerwonowłosy przekroczył próg sali obrad, wszyscy odetchnęli z ulgą.
Wiedzieli, że teraz sprawy potoczą się już szybko i niedługo będą mogli wrócić
do swoich spraw. Mieli rację. Nagle okazało się, że we wszystkim byli zgodni i
bez trudu udawało im się odnaleźć najlepsze wyjście. Kolejne punkty z długiej
na ponad jard listy odhaczano w zastraszającym tempie i nim się obejrzeli,
wreszcie ustalili wszystko, co było trzeba. Zadowoleni czekali na znak
zakończenia obrad, z którego wydaniem Kruk nie zwlekał ani chwili długiej, niż
było to konieczne. Doradcy pokłonili się, a potem kolejno zaczęli opuszczać
pomieszczenie. Sebastian został sam. Chciał wreszcie wrócić do Elizabeth, nie
mógł się doczekać zabrania jej do biblioteki i na dach, do piekielnego ogrodu,
który tak uwielbiała jego zmarła żona. Miał nadzieję, że nastolatka znajdzie w
nim takie samo ukojenie, jak Enepsignos, ponieważ wiedział, że z pewnością nie
raz będzie jej potrzebne.
Mogę to ująć tylko jednym słowem jako, że jest już północ a ja za 8 godzin wstaję. KAWAII ^^ <3
OdpowiedzUsuńWszystko jest takie urocze... i zgrane. Odczucia Lizzy, jej strach, zagubienie, smutek. I Sebastian, też jest taki... no. Czemu to\ się musi kończyć ? >< >< KYA
Cieszę się, że Ci się podobało <3. Osobiście odniosłam wrażenie, że mi ten rozdział nie pyknął zbytnio, no ale widać nie było tak źle. A kończy się, bo na wszystko kiedyś przychodzi pora, no i na Różę też. Ale nie gadaj, jest wystarczająco długa xD.
UsuńBoskie Lizzie urósł szybko ogonek a ASzazel czepia się mojego kruka o igrzyska Azazuś nie czepoiaj sie kruk dobrze robi he he...czekam na ciag dalszy i serio szkoda ze to sie powoli konczy
OdpowiedzUsuńDzięki :D. No cóż, będą inne opka, to nie koniec świata :).
UsuńJakieś dwadzieścia minut zachwycałam się Sebastianem z obrazka. On jest taki... Ach~ A no tak, rozdział. Świetny, genialny, poza tym że mam ochotę strzelić Amona w łep. Lizzy płacze (szlocha? nw.) a on się bawi w obrady. Rozumiem, ważne sprawy, igrzyska, prawo. Ale co z moim shipem?! Weź się w garść Sebuś!
OdpowiedzUsuńNo wiesz... Takie jest życie. Sebastian jest królem piekła i jako taki nie może biec na złamanie karku, bo jego księżniczce coś dolega. Brutalna rzeczywistość. Pisząc to opko, chciałam, żeby mimo wielu niedociągnięć było pod pewnymi względami na tyle dojrzałe, żeby chociaż trochę realnie opowiadało o życiu. Wiadomo, że były momenty zbyt słodkie, ale jednak Sebastian i Lizzy to już para, która mimo wielu problemów ma długi staż. On wie, że ona jest bezpieczna, a ona wie, że on ma obowiązki i mimo tego, że oboje woleliby byczyć się razem gdzieś na trawce, to jednak robią, co trzeba, bo takie jest życie. Co nie oznacza, że on ją zaniedbuje czy ignoruje, po prostu teraz ona musi nauczyć się czekać, aż będzie miał dla niej czas. Wierzę, że da radę :P.
UsuńDzięki za komcia :).