W tym tygodniu udało mi się stworzyć aż 10 stron zapasu! Okazało się też, że mam wolne od praktyk, więc czekają mnie dwa tygodnie wolnego. Jeśli pogoda trochę odpuści i nie będę się topić 24/7, to może stworzę jeszcze trochę zapasu <3. Zobaczymy, mam nadzieję.
A tymczasem bez zbędnego dziamgotania zapraszam na kolejny rozdział! :D
Miłego! :*
===============================
I tak, jak
demon robił to tysiące, jeśli nie miliony, razy, tak i tym razem w pełnym
skupieniu i niezwykle profesjonalnie wykąpał Elizabeth, ubrał ją i uczesał
własnoręcznie, czerpiąc ogromną przyjemność z tego prostego gestu.
— Z czego się
śmiejesz, demonie? — zapytała zarumieniona, zerkając w odbicie zadowolonego mężczyzny
w lustrze oprawionym złotymi motywami cierni.
— Nie śmieję
się, Elizabeth, uśmiecham się. Jest tak, jak za starych, dobrych czasów,
nieprawdaż?
Nastolatka
spojrzała na niego zdziwiona, by momentalnie zaczerwienić się jeszcze bardziej.
Energicznie spuszczając głowę, szarpnęła szczotkę, którą Michaelis rozczesywał
jej wrzosowe pasma, zadając sobie ból, który wyraziła w postaci krótkiego
syknięcia.
— Masz rację.
Jak za starych czasów. Ale czy naprawdę uważasz, że one były takie dobre? Ja
zdecydowanie bardziej wolę te obecne. Bo jestem wolna, ty jesteś wolny i…
— I? —
Zaciekawiony demon ciągnął ją za język, nachylając się nieco, by wyszeptać
pytanie wprost do jej ucha.
— I możemy być
razem na zawsze, Sebastian. Przestań wszystko tak ze mnie wyciągać, to
krępujące!
— Jeszcze nie
wiesz, Lizzy, że lubię patrzeć, jak się złościsz? Sądziłem, że po tylu latach
już zdążyłaś przywyknąć. Nie ma nic piękniejszego niż dodająca cerze kolorów,
czysta furia.
— Czyli że
lubisz, gdy jestem wściekła? A co ty, masochista? — burknęła skrępowana.
Na złość
demonowi postanowiła się nie denerwować. Wzięła kilka głębszych oddechów, a
potem obróciła się przodem do niego i posłała mu zadziorne spojrzenie, które
momentalnie wywołało w demonie salwę szczerego śmiechu.
— Przestań już!
No, Sebastian! Przestań! Rozkazuję ci! — krzyczała, uderzając go ogonem po
ramieniu, póki nie chwycił niesfornej kończyny i nie szarpnął, przyciągając do
siebie nie tylko wypustkę, ale również ruchome krzesło, na którym siedziała
nastolatka.
Chwycił ją w
ramiona, przez chwilę przyglądając się jeszcze, jak wyraziste rumieńce niemal
promieniują, ozdabiając jej twarz, nadając jej mnóstwa uroku. W końcu pocałował
ją, uciszając tyradę wyzwisk i rozkazów, które momentalnie przerodziły się w
rozkoszne mruknięcie przyjemności.
Lizz jednak nie
pozwoliła Sebastianowi pogrywać ze sobą tak, jak mu się podobało. Odepchnęła go
od siebie, odchrząknęła, podniosła się i obejrzała się w lustrze. Musiała się
upewnić, że wygląda idealnie. W końcu pierwszy raz miała zostać pokazana
publicznie. W piekle nie pełniła żadnej wysokiej funkcji, daleko było jej do
poważanego autorytetu z jakiejkolwiek dziedziny. Funkcjonowała raczej jako
ozdoba swojego wybranka. Dziwiła się sama sobie, że ani trochę nie
przeszkadzało jej to ewidentne uprzedmiotowienie. Uznała nawet, że jako ozdoba
króla musi się wyjątkowo postarać, by na otwarciu piekielnego wydarzenia
zaprezentować się na tyle dobrze, by nikt nie śmiał kpić z tego, któremu oddała
serce. Była szczupła, miała długie włosy i nauczyła się chodzić na szpilkach –
zdaniem Michaelisa to w zupełności wystarczało, ale nie zamierzała ufać mu
bezgranicznie, wolała jeszcze się sobie poprzypatrywać, by umieć absolutną
pewność, że nie skompromituje Amona już w pierwszej minucie.
— Dobra,
wyglądam w porządku. Chodźmy do sali tronowej! Chcę zobaczyć, a zaraz zaczyna
się to całe widowisko!
— Spokojnie,
wcale nie tak zaraz.
— Jak to nie?
Tylko półtora cyklu, Sebastian! A mi tu czas leci tak szybko! Chodź! —
przekonywała go dalej, ciągnąc za rozszerzany przy nadgarstku rękaw jego
karminowej szaty ozdabianej czarno-złotymi aplikacjami w xerfickim.
Nastolatka
miała na sobie podobny strój – pasujący kolorem, choć o ton jaśniejszy,
ozdabiany tymi samymi znakami, których znaczenia Elizabeth nie potrafiła rozszyfrować
mimo tego, że nauczyła się alfabetu. Michaelis wytłumaczył jej, że to
starodawna odmiana i znają ją tylko wykształcone demony mieszkające na zamku,
których jednym z zadań było dbanie o to, by dorobek piekielnej kultury od
samego początku jej istnienia nie zaginął bezpowrotnie. Nie zmieniało to faktu,
że Lizz była niesamowicie niezadowolona, że nie może zrozumieć treści, które
nosiła na swoim ciele, jednak demon zapewnił ją, że w swoim czasie wszystko
stanie się jasne. W tym wypadku nie miała innego wyjścia, jak zaufać mu na
słowo i na bliżej nieokreślonych czas zaniechać usilnych prób rozszyfrowania
pisma.
Zgodnie z
obietnicą, Sebastian zabrał dziewczynę pod drzwi sali tronowej. Rozejrzał się
uważnie, a potem zerknął do środka, by upewnić się, że nikogo tam nie było.
Dopiero wtedy otworzył jedno z ciemnych, zdobionych skrzydeł, odkrywając przed
ukochaną kolejną tajemnicę, którą tak bardzo chciała zgłębić.
Nastolatka bez
chwili zwłoki pewnym krokiem weszła do środka. Po chwili jednak dźwięk stukotu
szpilek ucichł, wyparło go głębokie westchnienie pełne zachwytu. Lizz
wpatrywała się we wszystko, chłonąc wzrokiem piękno i niezwykłość wystroju.
Wiele razy wyobrażała sobie, jak mogło wyglądać miejsce, w którym jej demon
spędza tyle czasu, jednak nawet bogata wyobraźnia wydawała niczym w porównaniu
z majestatem pomieszczenia.
Wszystkie
ściany spowite były ciemną mgłą – ścieżką dla niższych, których nie zabrakło
nawet tu, w miejscu, gdzie, wydawać by się mogło, powinny wchodzić jedynie
demony o wysokiej pozycji. Jednak pracownicze ścieżki docierały dosłownie
wszędzie. W przeciwieństwie do tych na korytarzu, w sali tronowej nie
wydobywały się z nich nawet szepty – wyglądało na to, że były puste. To
pierwszy raz, kiedy Lizz mogła bez strachu o to, że komuś przeszkodzi lub
zwróci na siebie niepotrzebną uwagę, wejść do środka i dobrze się rozejrzeć.
Opustoszałe korytarze wyglądały jednak nieco przerażająco, kojarzyły jej się z
chwilami spędzonymi w zawieszeniu, kiedy oglądała nagranie życia Michaelisa,
myśląc, że umarła.
Kiedy wyszła ze
strefy pracowników, podbiegła do tronu. Masywne, onyksowe siedzisko obite
purpurowym, miękkim materiałem dodatkowo zdobione złoceniami robiło na niej
ogromne wrażenie. Podłokietniki i nogi tronu wysadzane były rubinami, zaś nad
oparciem, na samym środku siedzenia, czarna korona w złotej obwódce dumnie
prezentowała na swym obliczu czarny opal, którego kolory imitowały wrażenie,
jakoby wewnątrz kamienia płonął ogień.
— Czemu
wcześniej mnie tu nie zabrałeś. Ten tron to jedna z najpiękniejszych rzeczy,
jakie kiedykolwiek widziałam — powiedziała zachwycona, ledwo zbierając
odpowiednią ilość powietrza.
Zachwyt
zapierał dech w jej piersiach za każdym razem, gdy błękitne oczy odkrywały
kolejny element pomieszczenia przepełnionego cudami nie z tego świata. Lizz nie
odważyła się usiąść na tronie, chociaż bardzo tego chciała. Pogładziła zaledwie
siedzenie ręką, a potem podbiegła do stołu obrad. Kunszt jego wykonania niczym
nie odstawał od doskonałej konstrukcji fkrólewskiego siedzenia. Długi,
zdobiony, kamienny, a na jego blacie było można dostrzec co jakiś czas
zmieniające kształt litery – znów starodawny xerficki – które zdawały się w ten
sposób opowiadać niedostępną dla dziewczyny historię.
— Gdybym mógł,
zabrałbym cię tu wcześniej. Musisz zrozumieć, że piekło rządzi się innymi
prawami. To, że od teraz je ustalam, nie daje mi prawa, by je łamać — wyjaśnił,
podchodząc do ukochanej.
Chwycił ją za
rękę i przyciągnąwszy do siebie, podniósł i zaniósł na tron, by usiadła na jego
kolanach. Od razu zauważył, że tego chciała, trudno było nie dostrzec, jak
lekko drżała, walcząc sama ze sobą, by tego nie zrobić.
— Na pewno mogę
tu siedzieć? Nie zabiją mnie za to?
— Przecież nie
siedzisz na tronie, tylko na kolanach króla, prawda? Nic ci nie grozi —
wyjaśnił, całując ją w policzek.
Dziewczyna
zaczerwieniła się lekko i uciekła wzrokiem, by dalej badać i oceniać piękno
pomieszczenia.
— Z tej
perspektywy widok jest jeszcze lepszy, nic dziwnego, że właśnie tutaj stoi ten
tron.
— Prawda?
Lewiatan bardzo się dla ojca postarał, by podczas nudnych obrad wystrój wnętrza
odpowiednio cieszył jego wzrok.
— Belial? Nie
sądziłam, że kogoś takiego w ogóle obchodzi piękno — odparł Lizz, prychając pod
nosem i wtuliła się w pierś ukochanego. — Myślałam, że był sadystycznym
potworem.
— Był, ale
nawet on potrafił docenić piękno. I zawsze miał słabość do kamieni, stąd ten
opal w koronie. Osobiście wolałbym contra-luz, ale w końcu nie ja wybierałem.
Elizabeth
pokiwała głową, a potem rozejrzała się po raz kolejny. Wreszcie jej wzrok
spoczął na suficie, którego kryształowe sklepienie pokryte drobinkami kamieni
szlachetnych imitujących gwiazdy dopełniało majestat pomieszczenia do tego
stopnia, że już nawet nie wiedziała, co miałaby powiedzieć, by wyrazić emocje
towarzyszące jej podczas doświadczania tego niesamowitego piękna. Idealnie
wykonane łuki, doskonała symetria i harmonia elementów od razu podsuwała na
myśl jedno z popularnych stwierdzeń: to nie było dzieło człowieka. Przez długie
lata Lizz była pewna, że to jedynie pusty frazes, którym podkreślało się, jak
doskonale ktoś poradził sobie z wykonaniem zadania. Jednak lata spędzone z
Sebastianem, obserwowanie jego pracy, oglądanie piekielnej sali tronowej –
sprawiły, że spojrzała na wszystko w nowym świetle i zrozumiała, że oryginalny
autor wypowiedzi musiał mieć okazję oglądać, podobnie jak ona, dzieło, które w
rzeczywistości nie było pracą ludzkich rąk.
— Ten sufit
jest tak idealny, że aż mnie przeraża — westchnęła cicho, jakby bojąc się, że
sklepienie uzna jej słowa za obelgę i w ramach zemsty zawali im się na głowy,
wyciągnie macki i ją wchłonie lub zrobi inną, nieludzką rzecz, która
skończyłaby się dla niej tragicznie.
— Kryształowe
sklepienie to specjalność Lewiatana. Jeśli będziesz chciała, poproszę go, żeby
zrobił ci takie w sypialni — odparł z uśmiechem na ustach Kruk, spokojnie
głaszcząc ukochaną po głowie, napawając się delikatną wonią kwiatowego
szamponu, który przygotowywał dla niej od zawsze, uznając, że ten słodki zapach
z nutą tajemnicy doskonale do niej pasował.
—Powinniśmy już
iść. Nie chcę się spóźnić na igrzyska — stwierdziła po kilku minutach
spokojnego przyglądania się pomieszczeniu w całkowitej ciszy.
Zeskoczyła z
kolan ukochanego i chwyciwszy go ogonem za rękę, poczęła ciągnąć Amona w stronę
wyjścia. Na nic się zdały jego tłumaczenia, że do samego otwarcia było jeszcze
sporo czasu, niecierpliwa nastolatka nie chciała czekać ani chwili dłużej,
obawiając się, że przeoczy jakąś ciekawą drobnostkę, którą później będzie sobie
wytykać przez kolejne wieki, póki nie nadejdzie czas kolejnych igrzysk.
~*~
Wszystkie
demony w piekle zawsze z utęsknieniem czekały na igrzyska – wspaniałe
wydarzenie, które dla jednych było doskonałą rozrywką, dla innych okazją, by
zarobić na sprzedaży wytwarzanych przez siebie dóbr, a dla jeszcze innych – i
to właśnie oni stanowili grupę najistotniejszą pod tym względem – szansa na
wyrwanie się z życia w biedzie, zasmakowanie bogactwa i chwały. Zwycięzcy
igrzysk zyskiwali bowiem mnóstwo przywilejów, od ułaskawienia rodziny
poczynając, na kwaterze na terenie zamku kończąc. W wydarzeniu zaś wziąć udział
mógł każdy wolny demon, który tylko chciał. Ryzykując życie, mógł zdobyć
szczęście i dobrobyt.
Dlatego też
młode demony z biednych dzielnic miasta, a nawet z drugiego końca całego
piekła, od najmłodszych lat ćwiczyły, by kiedyś stanąć do pojedynku i utorować
sobie drogę do lepszej przyszłości. W walce jednak brało udział wielu wybitnych
wojowników, dlatego wygrać nie było łatwo. Surowe zasady stworzone rzez Beliala
pozwalały zawodnikom na wzajemne tortury, poniżanie a nawet pozbawianie życia
przegranego. Ostatecznie więc niewielu młodych poddanych ośmielało się
zaryzykować życiem w imię pełnego żołądka i życia w luksusach. Woleli żyć w
nędzy, niż bezpowrotnie obrócić się w niebyt.
Wielkie
wydarzenie organizowano raz na dwieście ludzkich lat. Spory odstęp czasu
pozwalał demonom odpowiednio się przygotować, a organizatorom wymyślić nowe
zasady, zmodyfikować pole walki i wprowadzić nowe urozmaicenia, które miały
zapewniać rozrywkę rządnym krwi gapiom. Igrzyska zawsze niosły ze sobą ogrom emocji,
lecz żadne nie dorastały nawet do pięt tym, które rozegrać się miały na oczach
pierwszego ludzkiego demona – były bowiem nie tylko pierwszymi, które
obserwować będzie zupełnie nowa istota, lecz były również jedynymi w piekielnej
historii, którym przewodzić miał nowy król i które nie zezwalały na pozbawianie
przeciwników życia.
Jak można było
się spodziewać, znacznie przyjaźniejsze zawodnikom zasady dodatkowo wzmogły
emocje, a bezpieczeństwo, które szło z nimi w parze, przywiodło do królestwa
wszystkie biedne dzieci, młodzieńców, a nawet starców, którzy pragnęli
spróbować swoich sił i wreszcie skończyć z biedą. Wygrać bowiem mogło wielu –
po pięciu każdego dnia, ponieważ zawody podzielone były na różne kategorie, a
samo wydarzenie ciągnęło się przez dwa ludzkie tygodnie, póki piekielne słońca
nie zachodziły kompletnie, spowijając ojczyznę dzieci ciemności w całkowitym,
nieprzejednanym mroku.
Kruk obmyślił
sobie wszystko bardzo dokładnie. Każdy moment, każdą następującą po sobie
chwilę, która doprowadzi go do idealnej sytuacji. Chciał dać Elizabeth
szczęście, pragnął na oczach wszystkich poddanych pokazać jej, jak wiele dla
niego znaczyła i był zdeterminowany, by nie cofnąć się przed niczym, póki nie
osiągnie celu, który sobie postawił. Jego ukochana zaś była zupełnie
nieświadoma jego ogromnych planów. Całą drogę korytarzem do królewskiej loży
trzymała go kurczowo za rękę, ukrywając się za królewskimi plecami, ilekroć
mijali kolejnego uzbrojonego po zęby wojownika. Dziewczyna miała wrażenie, że
patrzą na nią z rządzą mordu, choć Sebastian zdążył zapewnić ją już trzy razy,
że ich wyraz twarzy, uzbrojenie i pełna powagi aura nie mają tym razem żadnego
związku z nią.
— A jeżeli oni
są źli, że jesteś królem i trzymasz przy sobie takie coś jak ja? Jeśli ktoś
będzie chciał przeprowadzić zamach? Pomyślałeś o tym? Nie chcę cię stracić —
zapytała, zatrzymując Michaelisa, nim zdążył otworzyć drzwi.
Demon spojrzał
na nastolatkę, uśmiechnął się do niej ciepło, a potem przeniósł wzrok na
stojącego przy drzwiach Samarela i jego grupę ochroniarzy, którzy mieli
zapewnić im bezpieczeństwo i spokój.
— Nie martw
się. Słyszysz, jak krzyczą? Cieszą się. Po raz pierwszy, od kiedy istnieje
świat, mają okazję bez żadnych konsekwencji stanąć do walki o wolność i godne
życie. Dziś nie obchodzi ich, kim jest wybranka króla, liczy się tylko to, by
zerwać z dotychczasowym życiem. Dlatego nie musisz się martwić… Mamy przy sobie
najlepszych żołnierzy, nic nam nie grozi — wyjaśnił spokojnie, głaszcząc
dziewczynę po głowie.
Po chwili
poczuł, jak ciepły, wąski ogonek owija się kurczowo wokół jego nadgarstka, a
drobne dłonie coraz mocniej wbijają się w jego przedramię. Dalej się
denerwowała, nie miał jej tego za złe, w końcu nigdy wcześniej nie miała okazji
doświadczać czegoś takiego, a tłumy demonów z pewnością również nie wpływały
korzystnie na jej poczucie bezpieczeństwa. Ale nie mógł pozwolić, by przez cały
czas aż tak się stresowała, to mogło negatywnie odbić się na jej zdrowiu.
— Lizzy, proszę
— rzekł cicho, unosząc lekko głowę dziewczyny za podbródek.
Spojrzał smutno
w jej oczy, a potem delikatnie pocałował ukochaną, otaczając ją ramionami i
otulając skrzydłami, by na moment odciąć ją od tego wszystkiego, by mogła dojść
do siebie.
— Będzie mi
bardzo przykro, jeśli nie będziesz się dobrze bawiła, wiesz? Dlatego proszę,
przynajmniej spróbuj.
— A jak się nie
uda?
— Wtedy oboje
wrócimy do pokoju i zrobimy, co tylko zechcesz, dobrze? Ale do tego czasu weź
się w garść i pokaż mi tę odważną, zadziorną dziewczynę, której oddałem swoje
sczerniałe serce.
— Nie mów tak —
prychnęła zawstydzona, kładąc dłoń na piersi mężczyzny. — Nie jest sczerniałe,
jest piękne, błyszczące i pełne dobroci. I kocham cię, demonie… — powiedziała,
zacieśniając uścisk ogona na ręce Sebastiana.
— Ja ciebie
też, Elizabeth. A teraz chodź, wszyscy nie mogą się już doczekać, kiedy
zaczniemy. A mam dla nich jeszcze jedną, wielką niespodziankę. Tylko obiecaj
mi, że przyjmiesz to spokojnie, dobrze?
Bajeczne
OdpowiedzUsuńSzlag... kończysz w takim momencie :( To tylko podsyciło ciekawość. Ale jak zwykle nie mam nic do zarzucenia. Już na początku parsknęłam śmiechem " — Czyli że lubisz, gdy jestem wściekła? A co ty, masochista? — burknęła skrępowana " ach Lizzy. Jak zwykle szczera do bólu.
OdpowiedzUsuńSala tronowa jest śliczna. Choć nie czaję, dlaczego nie mogła do niej wejść wcześniej. Demony niższej rangi to ok, w końcu to poddani i nie mogą se ot tak wbijać, kiedy im się żywnie podoba. Rozumiem również, że Lizzy też nie może tam wchodzić kiedy np. Sebastian ma jakieś ważne spotkanie. Ale tak poza tym, co stoi na przeszkodzie ?
Czekam na igrzyska ^^ oby były w następnym rozdziale. A ta zapowiedź Sebusia o niespodziance i słowa " Tylko obiecaj mi, że przyjmiesz to spokojnie, dobrze? " sugerują, że może jej powiedzieć o jej duszy choć fakt, iż ma to związek z poddanymi trochę wyklucza ten watek.
Mam mętlik w głowie,. Może następny rozdział trochę to uporządkuje
aaaa 😍 No tem rozdział pozamiatał. Moim zdaniem, jeden z najlepszych z 5 tomu ❤️ Jestem ciekawa, co Sebus przyszykował dla Lizzy ^^
OdpowiedzUsuńPędzę czytac dalej :3