Beta dzisiejszego rozdziału leży i kwiczy, bo spałam tylko cztery godziny i oczy mnie bolą i mam deżawi, że mam deżawi, oesu. Zmęczona jestem fatalnie. Ale cóż, nie chcę nie dotrzymać terminu, więc wrzucam. Mam nadzieję, że jednak nie narobiłam jakoś wybitnie wiele błędów. Jeśli jakieś zauważycie, piszcie śmiało. Literówki, powtórzenia, bzdury, cokolwiek. Starałam się, ale wiem, że w takich chwilach mój mózg nie domaga. No i o. Nie mam nawet pomysłu na jakąś sensowną przedmowę xD. Pochwalę się więc tylko, że kupiłam dziś najnowszy tomik Kuroszka. Tag, wjem, puśno. Ale miałam strasznego lenia. Grunt, że kupiłam. Poza tym i tak wiem, co się wydarzy na dwa tomy wprzód, bo kupuję angielską wersję na YenPressie xD.
Miłego rozdziału :*.
=======================
James nie
zorientował się podczas posiłku, że Elizabeth i Tomoko były pod wpływem
alkoholu. Sebastian przygotował jedzenie, które dodatkowo wspomagało pozbywanie
się trucizny z organizmu i już pod sam koniec, podczas deseru, obie nastolatki
były niemal zupełnie trzeźwe. Blondyn postanowił, że chciałby odwdzięczyć się przyjaciółce
za problemy, które przysporzył jej przez ostatnie dni. Zaproponował, by
wspólnie spędzili czas, grając na fortepianie. Pamiętał, że kiedyś Lizz
uwielbiała to robić. Zaskakująco jego propozycję wsparł Michaelis. Wspomniał o
liście od królowej, a potem zebrał naczynia i poinformował, że niedługo wróci.
Zostawił młodzież samą, by jego pani mogła odegrać kolejny, doskonały spektakl
i w dobrej wierze pozbyć się z rezydencji przyjaciela. Przy okazji miał czas,
by przygotować małe co nieco swojemu kotu, który wydostał się z sypialni i
leżał na kuchennym blacie, z utęsknieniem czekając na pana.
Lizz początkowo
nie chciała grać. Dawno tego nie robiła i nie czuła się pewnie, ale pod namową
wszystkich wokół musiała ulec. Całą trójką udali się do salonu, w którym
znajdował się ulubiony, czarny fortepian szlachcianki. Dziewczyna podjechała do
instrumentu, ostrożnie podniosła klapę i przejechała palcami po klawiszach.
— Niech już
będzie, ale najpierw… — jęknęła, wyciągając list. — To do ciebie, Jamie.
Chłopak sięgnął
po kopertę i zdziwiony przyjrzał się królewskiej pieczęci. Autentyczna. Przełamał
ją i wyciągnął z wnętrza kartkę. Jej treść niezwykle nim wstrząsnęła. Nie
wiedział, czy bardziej cieszy się ze zlecenia, czy przeraża go makabra, która
spędzała sen z powiek matki brytyjskiego narodu.
— Jutro rano
muszę wyjechać — oświadczył lekko zszokowany.
Hrabianka wraz
z Tomoko patrzyły na niego pytając, oczekując jakiegoś wyjaśnienia, ale chłopak
nie potrafił odpowiednio zebrać myśli. Powiedział tylko, że wydarzyło się coś
okropnego i musi pilnie udać się do Niemiec. Wspomniał coś o młodych kobietach,
zabójcy i rozlewie krwi, ale cała jego wypowiedź była tak chaotyczna, że żadna
z nastolatek nie zamierzała naciskać. Wiedziały, że w każdej chwili mogą
zapytać kamerdynera, co takiego makabrycznego wymyślił. Lizz natomiast była
szalenie ciekawa, jak Michaelis zamierzał urzeczywistnić treść listu. Mówienie
mu, że nikt nie może zginąć, raczej nie wchodziło w grę.
— No dobrze,
więc zagram — postanowiła szlachcianka.
Położyła dłonie
na śnieżnobiałych klawiszach i szybko przypomniała sobie wszystkie utwory,
które niegdyś umiała zagrać. Nie było tego jakoś szczególnie dużo, ale było
kilka melodii, które znała na tyle dobrze, że mogła zaryzykować grę z dosyć
niewielką szansą na pomyłkę.
Po chwili
pierwsze dźwięki muzyki zaczęły wypełniać pomieszczenie. Grała jedną z melodii,
od której dopisano słowa, by całość mogła funkcjonować jako piosenka dla
dzieci. Znała kilka takich – pochodziły z książki z dzieciństwa, Opowieści
Babci Gąski, którą James i Tomoko doskonale pamiętali. Zaczęli więc śpiewać, a
kiedy do salonu wszedł Sebastian, uśmiechnął się pod nosem i dołączył do
młodych artystów, sięgając po skrzypce.
Przypomniał
sobie, jak kiedyś panienka Elizabeth nieustannie prosiła go, by zagrał z nimi z
baseball, a on za każdym razem wymawiał się obowiązkami i konwenansami. Teraz
jednak dziwił się sam sobie. Wtedy uważał, że nie powinien tego robić, że jego
praca powinna być barierą uniemożliwiającą mu zbliżenie się do nastolatki, lecz
przez te lata niezwykle się zmienił. Chwytając skrzypce, zdał sobie sprawę, że
pragnął zżyć się z dziewczyną. Pierwszy raz naprawdę chciał stać się częścią
tej sielankowej sceny, brać w niej udział i czuć to wszystko, co pozostali,
kiedy uśmiechali się promiennie, jakby wszystkie problemy dnia codziennego
nagle przestały istnieć.
Demon zamknął
oczy i zaczął wygrywać kolejne dźwięki. Melodia zharmonizowała się z
fortepianem, a nieidealne, pełne fałszu głosy Tomoko i Jamesa przynosiły
niewiarygodne ukojenie. Nigdy nie sądził, że tak słabe wykonanie jakiegokolwiek
utworu mogłoby napełnić jego serce spokojem i radością. Żałował, że nigdy wcześniej się na to nie
odważył, zrozumiał, jak wiele go omijało. To właśnie było najniezwyklejsze w
ludziach. Dla nich nie liczyła się perfekcja i brak problemów – chwytali te
krótkie, dobre chwile i tworzyli z nich niezapomniane wspomnienia, do których
wracali później z błogimi uśmiechami na ustach. On też chciał mieć takie
wspomnienia. Gromadzić je w sobie, jak zdjęcia w albumie, a potem odtwarzać z
ciepłem w sercu, kiedy tylko będzie miał na to ochotę. Pragnął być szczęśliwy i
po raz pierwszy od dawna, nie miał sobie za złe, że próbował to osiągnąć.
Cudowne chwile,
które demonowi wydawały się jednym z najpiękniejszych snów, o jakich mógł
marzyć, przerwało nagłe wtargnięcie Taia. Chłopak momentalnie rozsiał swoją
negatywną aurę i podszedł do pianina, wisząc nad ramieniem Elizabeth, póki ta
nie przestała grać. Spojrzała na chłopaka, a błogi uśmiech na jej ustach powoli
ustępował miejsca powadze.
— Jestem
gotowy. Porozmawiajmy — powiedział poważnie, kątem oka zerkając na Sebastiana.
Dziewczyna porozumiewawczo skinęła głową na japonkę i odsunęła się od
instrumentu.
— Usiądźmy —
poprosiła, wskazując kanapę przy kominku. — Tomoko, Jamie, zostawcie nas —
dodała i odwróciła wózek w stronę siedzisk. Sebastian odłożył skrzypce i
poszedł otworzyć drzwi. Potem wrócił i podprowadził wózek do kanapy. — Ty też,
Sebastian.
— Oczywiście —
mruknął demon. Zajął miejsce w fotelu i przyglądał się badawczo Tai’owi.
Nastolatek był
niezwykle spięty, lecz bardziej niż zdenerwowanie, widać było w jego oczach
złość. Przez chwilę Michaelis obawiał się, że brunet nie zgodził się przyjąć
warunków Lizz i złamie jej serce, odwracając się od swej pani.
— Dziękuję, że
zechciałeś to przemyśleć — zaczęła Elizabeth, uśmiechając się ciepło do
służącego. Widząc ją, kamerdyner poczuł ukłucie w sercu i niesamowitą żądzę
zabicia Tai’a.
— Nie dziękuj
mi, to głupie… — mruknął nastolatek. Nerwowo miętolił w dłoniach mankiety
koszuli i miarowo stukał butem w podłogę, nie mogąc poradzić sobie z stresem. —
Zdecydowałem… — dodał, dławiąc się własnymi słowami.
Zarówno on, jak
i Sebastian, czuli niezwykłe zdenerwowanie. Tylko Lizz wydawała się spokojna,
jakby niezależnie od decyzji chłopaka, pogodziła się z tym, co ma się wydarzyć.
Demon nie mógł tego zrozumieć. To nie było w stylu jego pani, ona zawsze dążyła
do celu, uwielbiała mieć kontrolę nad sytuacją i nie znosiła, kiedy coś nie
szło po jej myśli. A jednak była tak zrelaksowana, że Kruk ledwie powstrzymywał
się, by tego nie skomentować.
— Słucham.
Pamiętaj, że niezależnie od decyzji, twojemu życiu nic nie zagraża i możesz tu
zostać — powiedziała hrabianka, chcąc mieć pewność, że służący ma świadomość,
że decyzja, którą miał podjąć, była zależna jedynie od niego i żadne jej czyny
nie miały służyć za szantaż. Uważała, że na to zasługiwał. Sytuacja sama w
sobie była już wystarczająco trudna, dlatego brunet zasługiwał na swobodę
wyboru.
Nie chciała, by
ją opuszczał, nie wyobrażała sobie rezydencji bez niego, ale mógł zrobić to, co
chciał. Nawet jeśli planował powiedzieć innym i zwrócić ich przeciwko niej, to
była jedna z konsekwencji, których była świadoma od samego początku. Liczyła
się z tym, że któregoś dnia ta chwila może nadejść. Zastanawiała się nad tym
wiele razy i zawsze dochodziła do takiego samego wniosku: wierni służący
zasługiwali na to, by za swoją pracę, a także z powodu jej kłamstwa, mogli
bezkarnie zdecydować o przyszłości. Nie byłaby sprawiedliwa, gdyby postąpiła
inaczej. Cała trojka oddała jej tyle lat życia, tyle uczuć i tak bardzo ją
wspierała, że nie wyobrażała sobie, by postąpić inaczej.
— Zdecydowałem,
że… Zachowam wasz sekret dla siebie — wydusił ciężko. Zaczął się trząść, a do
jego oczu napłynęły łzy. Był na siebie wściekły, nie miał pojęcia, co właściwie
się z nim działo. Nie był smutny, nie bał się, nie potrafił nijak ustalić
powodu swojej reakcji. Czy tak właśnie czuł się Sebastian, kiedy pierwszy raz
coś poczuł? Był równie zagubiony? Długo nad tym rozmyślał. Wiedział, że Elizabeth
go kochała. Wszyscy troje wiedzieli, zanim jeszcze dziewczyna zdołała to sobie
uświadomić i zapewne nim sam demon obudził w sobie jakiekolwiek emocje.
Nie chciał
ranić swojej pani. Wszystkie wspólnie spędzone lata nie poszły w niepamięć.
Wprawdzie były kłamstwem, ale przecież nie całkowicie. Poza tym jednym
elementem, dziewczyna zawsze była z nimi szczera i Tai wiedział, że w to akurat
mógł ufać. Przygarnęła go, dała dom, bezpieczeństwo, przyjaźń. Sprawiła, że z
ulicznego śmiecia stał się wartościową osobą, której stratę opłakiwałoby wiele
osób. Póki jej nie spotkał, nie sądził, że kiedykolwiek spotka go coś tak
dobrego. Jeśli więc miała powód, by tak kłamać, musiał być dobry. Poza tym
Sebastian naprawdę nigdy nie zranił żadnego z nich. Nie raz się wściekał,
krzyczał i mówił, że nie może ich znieść, a jednak nigdy nawet nie uderzył ich
na poważne. Co więcej, dbał o nich. Nastolatek nie wiedział, ile było
szczerości w czynach kamerdynera, ale nie mógł ignorować faktu, że nie raz, w
sprawach niezwiązanych ze służą, pomógł mu, służył radą i wspierał w swój
zimny, racjonalny sposób. Nawet jeśli był potworem, to jednym z tych
oswojonych, jeśli nie najbardziej oswojonym, jakiego kiedykolwiek będzie miał
szansę oglądać.
— Jesteś
oszustką, a pan Sebastian jest potworem, ale i tak jesteście najlepszym, co
spotkało mnie w życiu. To dlatego. Dlatego że pamiętam. Nie zdradzę cię, ale…
Nie wiem, czy mogę zachowywać się tak, jakby to się nie zdarzyło — wyznał
ciężko, starając się ubrać myśli w najpiękniejsze słowa. Brzmiał strasznie
nienaturalnie, ale wiedział, że musi się postarać.
— Tai… —
jęknęła hrabianka. — Dziękuję. Nie sądziłam, myślałam, że nie będziesz…
Dziękuję! — mówiła wzruszona, co chwilę ocierając oczy.
Sebastian
przyglądał się w milczeniu, nie mogąc zrozumieć, co się działo. Hrabianka ufała
Tai’owi, on jej wybaczył, ona płakała… Czemu płakała? Przecież była taka pewna.
Czy to była kolejna gra emocjonalna? Wiedziała, że się zgodzi i doprowadziła do
tego, by sam to sobie uświadomił? Nie rozumiał. Nie widział innego wyjścia. Nie
chciał pytać, by nie psuć chwili, ale kiedy tylko Tai przeprosił, mówiąc, że
musi poinformować Tomko, wstał i podszedł do swojej pani.
— Doskonała
robota, panienko. Wspaniale to rozegrałaś — pochwalił, uznając, że jednak
wszystko musiała zaplanować, inaczej nie byłaby równie spokojna.
— O czym ty
mówisz? — zdziwiła się, zerkając w oczy demona.
— Chciałem
powiedzieć, że to był doskonały szantaż emocjonalny. Udało ci się osiągnąć to,
czego chciałaś. Gratuluję.
— Idioto! —
wzburzyła się dziewczyna. — To nie był żaden szantaż, mówiłam szczerze! Nie
miałam pojęcia, że tak postąpi. Sądziłam, że nas wyda albo przynajmniej
ucieknie. Co ci strzeliło do głowy?
— Byłaś taka
spokojna. Nienawidzisz takich sytuacji, sądziłem, że to zaplanowałaś.
— Wiesz,
Sebastian… Czasem jesteś kompletnym idiotą — burknęła zawiedziona dziewczyna.
Sądziła, że dotąd demon zdążył lepiej poznać emocje, a nawet jeśli nie je same,
to przynajmniej ją. Powinien przynajmniej wiedzieć, że nie cierpiała okłamywać
bliskich, mówiła mu o tym tysiące razy. A on uznał, że to wszystko było grą…
Nic dziwnego, że uczucie pomiędzy nimi zupełnie nie potrafiło się rozwinąć.
Michaelis
wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko zakłopotany. Nie rozumiał, był
demonem. Dla niego jej zachowanie było zupełnie nielogiczne. Nawet, gdy starał
się pojąć jej pobudki, zupełnie nie pasowało to do jego wzorca. Wciąż był zbyt
mało doświadczony w odczuwaniu, by móc wszystko odczytywać w odpowiedni sposób.
A ona… Ona wytykała mu to bez najmniejszych oporów, za co był jej wdzięczny.
Dzięki temu przynajmniej wiedział, na czym powinien się skupić, by się
rozwinąć. Brakowało mu tego jaśniejącego ciepłym blaskiem drogowskazu, który
rozświetlał mrok niepewności, wskazując drogę do rozszyfrowania emocjonalnej
enigmy. Może kiedyś uda mu się zbliżyć do ludzi na tyle, że będzie czuł się na
tym polu swobodnie.
Lizz patrzyła
sceptycznie na uśmiechającego się pod nosem demona. Zamyślił się. Po raz
kolejny. Który to już raz, odkąd wrócił w jej łaski? Była szalenie ciekawa, o
czym mógł rozmyślać, ale nie czuła się wystarczająco odważna, by zapytać
wprost. Za to im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej uświadamiała sobie, że
znów popełniła ten sam błąd.
— Przepraszam!
— krzyknęła zdenerwowana, skupiając na sobie uwagę kamerdynera. — Nie
wyjaśniłam! Już, daj mi chwilę… Bo znam ich tak długo i tyle dla mnie robili,
szanuję ich, nawet kocham. Zaufali mi i jestem im wdzięczna za wszystko, co
dostałam. I dlatego zaakceptowałabym każdą ich decyzję. To nie tak, że bym się
cieszyła, czy umiała sobie z tym poradzić, ale Tai miał prawo zrobić to, co dla
niego dobre, a ja musiałam to przyjąć, bo na tym właśnie polega uczciwość i
lojalność. Sądzę… Że właśnie dlatego postanowił zostać i zachować dla siebie
prawdę o tobie.
— Dlatego, że
długo się znacie?
— Nie… Znaczy,
pewnie też. Ale sądzę, że to głównie dlatego, że byłam wobec niego w porządku.
Nie zmuszałam, nie szantażowałam. Pokazałam mu, że darzę go szacunkiem, mimo
wszystko — wyjaśniła, nie do końca przekonana, czy to było dla demona jasne.
— Czyli… —
mruknął, zastawiając się nad jej słowami. — Chodzi o to, że przez wzgląd na
przeszłość nie myślałaś tylko o tym, co dobre dla ciebie?
— Tak, mniej
więcej…
— Mniej więcej?
— No bo… Eh, to
trudne, Sebastian! Dla mnie to takie oczywiste! Wiem! Spójrz. Pamiętasz, jak
pozwoliłeś mi wybrać, czy chcę być wolna? — zapytała, a kiedy demon skinął
głową, kontynuowała: — Pozwoliłeś mi, bo uznałeś, że zasługuję na to, by podjąć
decyzję. Bo chciałeś mi wynagrodzić to wszystko, stwierdziłeś, że tak będzie
sprawiedliwie i tak dalej, tak?
— Tak. Chyba rozumiem…
— powiedział niepewnie. — Dziękuję, panienko.
Demon uznał, że
sam musi spokojnie przemyśleć tę sprawę i wyciągnąć własne wnioski. Doceniał
to, że jego pani pragnęła wytłumaczyć mu sytuację – nie spodziewał się, że aż
tak weźmie sobie do serca popełnione w przeszłości błędy. Jednak Elizabeth
starała się ze wszystkich sił, by tym razem niczym go do siebie nie zrazić.
Niezręczna próba wyjaśnienia uczuć była tego najlepszym dowodem. Rozczuliła
Michaelisa. Zarówno samą próbą, jak i jej wykonaniem. Jego serce ponownie
wypełniło ciepło. Przez chwilę nawet pozwolił sobie myśleć, że chyba naprawdę
poznaje, czym jest prawdziwe szczęście.
Do końca dnia
nic nie zaburzyło już spokoju panującego w rezydencji Roseblack. James
przygotowywał się do wyjazdu, Sebastian wraz ze służącymi zajmowali się swoimi
obowiązkami, Elizabeth z Tomoko pomagały przyjacielowi, siedząc na łóżku w jego
sypialni i śmiejąc się ze wszystkiego, co robił, non stop znajdując w jego
gestach kolejny pretekst, by wspomnieć jakąś historię z ich młodości.
Sielankowy nastrój, tak rzadko obecny w chłodnych murach ogromnego budynku, był
hrabiance niezwykle drogi. Chwytała każdą z tych chwil, nie myśląc o swoim
kalectwie, zbliżającej się wojnie ani utracie kamerdynera. To były chwilę dla
jej bliskich, pełne radości, beztroski i normalności, której pragnęła od
zawsze. Uwielbiała te nieliczne chwile, kiedy łaskawy los pozwalał jej zaznać
spokoju. To dawało jej siłę i nadzieję na przyszłość. Bo chociaż sama jej nie
miała, widząc uśmiechy na ustach przyjaciół, wierzyła w to, że po jej odejściu
znajdą szczęście i sposób na to, by przeżyć resztę swego czasu w otoczeniu
darzących ich miłością bliskich.
Nocą, koło
godziny drugiej, dziewczyny opuściły ostatecznie sypialnię przyjaciela. Musiały
trochę odpocząć, by zdołać wstać skoro świt, by pożegnać go przed wyjazdem na
granice Anglii. Frederic miał zabrać chłopaka do Londynu, skąd ekspresem miał
udać się prosto do Niemiec, gdzie czekała na niego nie cierpiąca zwłoki sprawa.
Miał działać w imieniu królowej, w zastępstwie swojej przyjaciółki. Podchodził
więc do sprawy niezwykle poważnie i kiedy tylko został sam, niezwłocznie udał
się na spoczynek.
Elizabeth
odprowadziła księżniczkę pod drzwi jej sypialni, a potem ruszyła do swojej, po
drodze spotykając się z wiernym służącym, który zjawił się, by przygotować ją
do snu. Michaelis otworzył hrabiance drzwi i pomógł jej wjechać do środka, a
potem wyciągnął z szafy świeżą koszulę. Dziewczyna jednak zaoponowała.
— Chcę się
wykąpać — stwierdziła stanowczo, podjeżdżając pod drzwi łazienki.
Sebastian
próbował jej wytłumaczyć, że było już późno i nie będzie w stanie obudzić się
na czas, ale nie chciała go słuchać. Wydała rozkaz i uśmiechnęła się
triumfalnie. Kiedy już sobie coś postanowiła, nie było siły, która mogłaby ją odwlec
od podjętej decyzji. Mimo upływu lat i mnóstwa doświadczeń, to jedno się nie
zmieniło i zdaniem demona – nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek miało być
inaczej.
Ta laska na grafice nie pasuje mi na liiiiiz T_T
OdpowiedzUsuńCzyżby to był smutny end Dżemu? Ja nie chce! Chcę, by Dżem był odważny, w trakcie podróży jeszcze raz wszystko przemyślał, z dala od Lizzy i w Wojnie na koniec uwierzył, że Sebastian jest demonem. No, to tyle.
I tłumaczenie uczuć ♡.♡
Mi też średnio na nią pasuje, ale inne laski grające na fortepianie, które udało mi się wyszukać, dogorywając wczoraj przed kompem, nie pasowały mi jeszcze bardziej xD.
UsuńCo do Jema, to się okaże. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Ale Ci wyszedł taki mdły koment dziś xD. Aż nie mam się do czego odnosić zbytnio :O.
służą- służbą połknełaś lierkę. Tylko tyle zauwarzyłam nie widzialam więcej błędów. Cóz rozdział świetny! Aaahh te rozterki Sebastiana... I te szczere łuzy Lizz kurde Elizabeth wzruszyłaś mnie! Jeszcze Seba , który nic nie rozumie. No cóż szkoda , że Jamiego już nie będzie , ale chce aby Jem napisał list co z nim tam się dzieje. No tak to tyle czejam na nexta ide zakuwać literki na rosyjski...
OdpowiedzUsuńKiedyś się nauczyłam cyrylicy! A potem całą zapomniałam, bo mi to zbędne było i nie uczyłam się języka xD. Zresztą go nie lubię. Ale powodzenia!^^
UsuńWszyscy teraz nagle tęsknią za Jemem, na pewno by się ucieszył xD. Jeszcze nie wyjechał, a ludziom już tak szkoda, hahahaha xD.
Dzięki za błąd! Poprawię, jak coś zjem, żeby w trakcie nie zjeść innej literki xD.
Rozdział świetny, a ten art piękny <3 Jak dla mnie ta dziewczyna grająca na fortepianie trochę jest niepodobna do Lizz (może tak mi się wydaje, bo siedzi bokiem? ), ale grafika i tak mi się bardzo podoba, super ci wyszła. Ja tu widzę "koniec Jema", a ja z tego powodu jakoś się cieszę haha XD
OdpowiedzUsuńOooo, ktoś się wreszcie cieszy z końca Jema xD. Niesamowite! Hahaha, dobrze, odmienne opinie są dobre!
UsuńJa wiem, że ta laska średnio pasuje, ale wczoraj, kiedy robiłam grafikę, byłam już tak nieprzytomna, że wzięłam pierwszą z brzegu laskę, która siedziała przy (a nie na) fortepianie i miała na sobie sukienkę, która w miarę pasuje do czasów opka. Nie miałam siły wyszukać porządnie, przyznaję się xD. Więc Twoje odczucie jak najbardziej słuszne :).
Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :). Do zobaczenia w kolejnym :*.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie mam jak skomentować tego rozdziału. Podobał mi się ale nie tak bardzo jak poprzednie. Miło że Tai został, jedny czeko żałuję to odejście Jema :/ szkoda mi go xd
OdpowiedzUsuń