Uwierzycie, że tak się naprzedmawiałam ostatnio, że dziś nie mam pomysłu, co napisać? Studia się zaczęły. Nie powiem, że jestem jakoś nieprzeciętnie zajęta, ale zajęcia trochę rozwalają mi dzień i przez to siłą rzeczy mam mniej czasu. Jak dotąd cierpią na tym tylko kolorowania, wiec możecie być spokojni o blogusia. W wakacje udało mi się naskrobać 53 strony zapasu! Co, biorąc pod uwag publikowanie przez dwa miesiące po dwa pięciostronicowe rozdziały w tygodniu i przez miesiąc po dwa razy w tygodniu czterostronicowe rozdziały, daje całkiem zadowalający wynik. Sami możecie policzyć, ile stron napisałam. Jestem usytasy.
Poza tym chciałabym podziękować Airze Arii za jej komentarz do poprzedniego rozdziału. Odważnie przyznała, co jej nie leży w opowiadaniu, podała argumenty i jej opinia na pewno mi się przyda. Piszę o tym, żebyście wiedzieli, że cenię sobie takie wytykania (jak robi to też Andatejka, ale to już klasyka :*).
To chyba tyle na dziś. Lecimy z rozdziałem, piszcie, jak Wam się podobał, co się nie podobało, co podobało, i tak dalej... Swoją drogą, bawimy się w te fanarty z okazji urodzin blogusia? Nie daliście znać i nie wiem, co z tym fantem zrobić xD.
Miłego! :*
Poza tym chciałabym podziękować Airze Arii za jej komentarz do poprzedniego rozdziału. Odważnie przyznała, co jej nie leży w opowiadaniu, podała argumenty i jej opinia na pewno mi się przyda. Piszę o tym, żebyście wiedzieli, że cenię sobie takie wytykania (jak robi to też Andatejka, ale to już klasyka :*).
To chyba tyle na dziś. Lecimy z rozdziałem, piszcie, jak Wam się podobał, co się nie podobało, co podobało, i tak dalej... Swoją drogą, bawimy się w te fanarty z okazji urodzin blogusia? Nie daliście znać i nie wiem, co z tym fantem zrobić xD.
Miłego! :*
==============
Kobieta
burknęła jedynie pod nosem i ustąpiła mężowi miejsca. Stworzyła sobie dodatkowe
krzesło i wepchnęła je pomiędzy to Kruka a to, na którym zasiadał Anasi. Miała
ochotę zrobić demonowi awanturę. Odkąd wyznał jej prawdę, ani razu nie pojawił
się w domu. Nie poinformował nawet, czy wybiera się na spotkanie, a gdy już się
zjawił, był spóźniony. To było do niego niepodobne. Zawsze doskonale wypełniał
swoje obowiązki, a teraz wydawał się tak niepoprawny i beztroski jak jakiś
ludzki śmieć. Winą za jego karygodne zachowanie obarczała oczywiście Elizabeth.
Nikt inny, żaden demon, nie byłby w stanie przekonać go do tak niepoważnego
zachowania.
— Przede
wszystkim nie możemy traktować się jako dwie osobne rasy. Wiem, że to prawie
niewykonalne, sam się dziwię, że to mówię, ale chcąc wygrać tę wojnę, musimy
myśleć o sobie jak o jednej armii. Gabriel jest najlepszym taktykiem, dlatego
to on powinien podejmować najważniejsze decyzje na polu bitwy — westchnął Kruk,
pobieżnie przejrzawszy leżące przed nim papiery.
— Panie, jesteś
pewien, że…
— Jestem
pewien, Loki. Ty będziesz drugim głównodowodzącym. Jeśli z jakiegoś powodu
rozkazy od Gabrysia nie będą docierały do jednostek, wśród których będziesz
walczył, przejmujesz nad nimi władzę. Eni, ciebie tyczy się to samo. Gabriel,
każdy z nas powinien wybrać po pięciu zastępczych dowódców.
Gabriel
wysłuchał króla demonów i przez chwilę milczał, zastanawiając się, na ile Kruk
mówił szczerze. Dopuszczał do siebie możliwość, że próbował jedynie zwieść ich pozorami
władzy, by w jakiś sposób doprowadzić do ich śmierci i uratować życie. Jego
plan wydawał się jednak solidny, archanioł przystał więc na takie warunki.
Dalsze
pertraktacje przebiegały już nieco mniej burzliwie. Władca dzieci ciemności
starał się podkreślać jedność obu armii, choć nawet Anasiemu wydawało się to nieco
nowatorskie i niebezpieczne. Ciężko było uwierzyć, że demony i anioły naprawdę
będą w stanie walczyć ze sobą ramię w ramie, dbając wzajemnie o swoje życia.
— Wystarczy
odpowiednia motywacja! — tłumaczył entuzjastycznie Kruk. — Trzeba dać im coś na
tyle atrakcyjnego, by warte było współpracy z wrogiem.
— Cóż to
będzie, panie? — dopytywał zaintrygowany informator.
— Jeszcze nie
wiem. Zostawiam to tobie.
Podejście króla
dziwiło wszystkich zebranych. Wprawdzie jego pomysły były dobre, nowatorskie –
ale sensowne, lecz samo podejście władcy wydawało się zdecydowanie zbyt
beztroskie. Plan w teorii sprawdzał się idealnie, miał jednak mnóstwo dziur,
które trzeba było jakoś wypełnić. Liczne problemy z transportem, zaufaniem,
dumną obu nacji; gdyby wojna miała się rozegrać na mapie, na pewno by
zwyciężyli. Jednak wszystko to, o czym z takim optymizmem opowiadał Kruk, miało
wydarzyć się naprawdę, wśród istot z krwi i kości, jednostek o trudnych
charakterach, od Rzeczywistości noszących w sercach wzajemną nienawiść wpajaną
od najwcześniejszych lat życia.
Spotkanie
ciągnęło się godzinami. Obie nacje wspólnie próbowały rozwiązać wszystkie
problemy, opracować bardzo dokładny plan i dopiąć wszystkie szczegóły już
teraz, by po powrocie do domu móc skupić się już tylko na odpowiednich
treningach. Obradowali łącznie przez ludzkie sześćdziesiąt osiem godzin,
ostatecznie dochodząc do obopólnej zgody, która nie zadowalała nikogo oprócz
Rafaela i Kruka. Oni jako jedyny potrafili spojrzeć na sprawę z szerszej
perspektywy, wyjść ze ścisłych ram podziału na rasy. To dzięki nim w ogóle
udało się osiągnąć porozumienie.
— W takim razie
będziemy wracać — oświadczył w końcu król piekła, z uśmiechem zadowolenia na
twarzy wstając od stołu.
— Biegnij, bo
dziecko ci się zgubi — zakpił z niego Michał.
— Masz
całkowitą rację, muszę pędzić do mojej pani. W przeciwieństwie do ciebie
potrafię odpowiednio wykonywać swoje obowiązki. To przykre, co zrobiłeś
paniczowi Timmiemu, nie sądzisz, Arthurze?
— Zawrzyj ryj,
demonie.
— Michale! —
uniósł się Gabriel.
Miał zamiar po
raz kolejny zranić brata, jednak władca piekła powstrzymał go gestem ręki i
zaśmiał się serdecznie.
— Zostaw, to i
tak nic nie da. Twardogłowie twojego brata utrudnia życie wszystkim nacjom nie
po raz pierwszy. Do zobaczenia na polu bitwy — rzekł Kruk i pomachał zebranym,
odwracając się na pięcie.
Wyszedł z sali
obrad przez główne drzwi, a potem przyspieszył tempa, by jak najszybciej wrócić
do swojej pani i poinformować ją o przebiegu spotkania. Nie w pełni rozumiał,
dlaczego dziewczynie tak zależało, by poznać wszelkie szczegóły, które
właściwie niewiele jej mówiły, ale podobała mu się determinacja kontrahentki.
Widział, że wreszcie naprawdę wraca do siebie. Ostatnie tygodnie wpłynęły na
nią niezwykle pozytywnie. Demon sądził nawet, że do urodzin jej stan psychiczny
wróci do całkowitej normy.
Pozostali
obradujący siedzieli w pomieszczeniu jeszcze przez jakiś czas, wymieniając się
groźnymi spojrzeniami. Nikt nie chciał odejść jako pierwszy, jakby dłuższy czas
siedzenia miał świadczyć w jakiś sposób o ich lepszości. Demony nienawidziły
się z aniołami od zarania dziejów. We wszystkim konkurowali, nie znosili ze
sobą przegrywać, dlatego nawet w tak głupich i irracjonalnych zachowaniach obie
strony potrafiły dopatrywać się pretekstu do walki o swój honor. Tym razem nie
było inaczej. Chociaż rozmowy skończyły się już dobre dwie godziny temu,
Enepsignos i jej dwaj towarzysze w dalszym ciągu siedzieli naprzeciwko trójki
archaniołów, ani myśląc się ruszyć. Kuriozalną sytuację przerwało dopiero wkroczenie
anielskiego posłańca, który przekazał władcy informację o kolejnym, dziwnym
ataku, który miał miejsce na terenie Londynu.
— Wiedziałam,
że wymiękniesz — prychnęła Enepsignos.
— Nie wymiękam.
W przeciwieństwie do was, wiecznych rozpustników, my czasami musimy pracować —
odparł Michał.
— No tak,
praca… Żal mi was.
— Mi będzie żal
was, kiedy skończy się wojna i staniecie się moją własnością.
Enepsignos
warknęła i zerwała się z krzesła, uderzając dłońmi w stół z taką siłą, że
zwyczajnie rozpadł się na części.
— Niedoczekanie!
Nie myśl, że pozwolę ci zabić mojego męża! Znajdę sposób! — krzyczała, rzucając
w archanioła resztkami blatu.
— Pani, to nie
jest odpowiedni moment… — Bezskutecznie uspokajał ją Loki.
Jego słowa nie
docierały jednak do zdenerwowanej kobiety. Owładnięta furią zaczęła tworzyć
wokół siebie wodną bańkę, z której z ogromną prędkością wylatywały lodowe sople
skierowane w ciało Michała. Całe pomieszczenie zaczęło drżeć, obrazy spadały ze
ścian, a przyjemną muzykę zastąpiły szkaradnie zniekształcone dźwięki. Aura
wściekłości Enepsignos oddziaływała na wszystko, w krótkim czasie przywracając
salę do stanu, w jakim znajdowała się przed ingerencją aniołów.
— Enepsignos! —
krzyknął nagle Anasi.
Kobieta
spojrzała na niego, obnażając kły, lecz jedno spojrzenie w jego oczy
momentalnie ją uspokoiło. Demon nie zwykł dawać się wytrącić z równowagi, ale
kiedy już do tego dochodziło, wszyscy, bez żadnych wyjątków, drżeli przed nim w
trwodze. Wszystkie światy powinny się cieszyć, że nigdy nie zależało mu na
władzy, inaczej nie istniałaby siła zdolna go przed tym powstrzymać.
Wystarczyłoby, żeby porzucił siedzący tryb życia i wrócił do treningów. Sto lat
i cała Rzeczywistość żyłaby pod terrorem jego władzy.
— Dobra, tym
razem ci odpuszczę! — burknęła królowa i wyrzuciwszy ostatni z sopli, ruszyła
do drzwi, a wraz z nią, ukłoniwszy się uprzednio, Anasi i Loki.
Michał chciał
rzucić się za demonicą i pokazać jej, jak kończą ci, którzy odważyli się
podnieść na niego rękę, ale tym razem powstrzymał go Rafael. Silnie położył
dłoń na jego ramieniu i zmusił brata, by na niego spojrzał. Nie musiał nic
mówić, podobnie do pajęczego informatora, jego wzrok przekazywał wystarczająco
dużo, słowa były zupełnie zbędne.
~*~
Za oknem było
biało. W tym roku zima przyszła późno, był dopiero koniec listopada,
temperatura zaczęła znacząco spadać dopiero tydzień wcześniej, za to szybkie
tempo zmian większość domowników przypłaciła przeziębieniem. Elizabeth starała
się ukrywać chorobę przed służącym, jednak czujnemu oku Sebastiana nie umykało
coś tak oczywistego. Przy zdrowiu pozostała jedynie Tomoko. Zdrowy tryb życia
wyniesiony z domu doskonale wzmacniał organizm księżniczki od najmłodszych lat,
duże wahania temperatur nie odbijały się negatywnie na jej zdrowiu. Jednak w
przeciwieństwie do przyjaciółki, nie lubiła chłodu. Lizz było to obojętne,
japonka zauważyła już dawno temu, że hrabianka była strasznie znieczulona na
temperaturę, ona zaś odczuwała każdą, najmniejszą nawet zmianę, a przy
dziesięciostopniowych skokach zwyczajnie zamarzała, dlatego ostatnie dni
spędzała głównie przy kominku, z książką, herbatą i dokumentami, które musiała
wypełniać w dbałości o interesy firmy.
Słońca leniwie
podnosiło się zza drzew, oświetlając teren posiadłości. Biel śniegu odbijała
słoneczne promienie, przez co wydawało się, że jest niezwykle jasno. Sebastian
siedział na ławce przed posiadłością, tuż koło drzwi do kuchni i spokojnie
sączył herbatę, chłonąc przyjemne widoki. Było wcześnie, zaledwie ósma rano.
Służący wykonywali swoje obowiązki, konsekwentnie stosując się do obietnicy, że
będą sprawdzać wywieszony na drzwiach rozkład. Dzięki temu demon miał od
miesięcy dużo więcej spokoju. Co rano wychodził przed budynek, pił bezsmakowy
napar i nastrajał się pozytywnie na kolejny dzień. Powrócił do rytuału, który
przez ostatnie dziesięciolecia pracy wśród ludzkiej szlachty stał mu się
niezwykle bliski.
Wyobrażał
sobie, że czuje smak herbaty, że jego kubki smakowe reagują na ciecz, a całe
usta wypełnia przyjemny, lekko gorzkawy posmak doskonałej mieszanki liści
najwyższej jakości. Sam zapach napoju pozwalał mu dokładnie wyobrazić sobie, czego
powinien doświadczać, choć sama idea odbierania bodźców smakowych w taki sposób
wciąż była mu odległa. Jedynie ludzka krew, dusza i piekielne afrodyzjaki
dawały mu podstawę do wyobrażeń o tym, co mogli czuć ludzie. W końcu w kwestii
posiłków i napojów byli nad wyraz kreatywni. W żadnej innej dziedzinie nie
wykazywali się aż taką finezją. Sztuka, muzyka, architektura, projektowanie
ubrań – niewątpliwie potrafili odnieść na tych polach sukcesy warte wspomnienia
nawet przez istoty piekielne, ale jednak nic nie mogło się równać z jedzeniem.
Miliony przepisów, tysiące różnych ich odmian. Człowiecza wiedza pod tym
względem była prawdziwą potęgą.
Demon dopił
herbatę i wstał z ławki. Zdjął frak z oparcia, przywdział go i wrócił do
środka. Odkąd jego pani zaczęła rehabilitację, musiała zmienić tryb życia.
Wciąż lubiła kłaść się późno spać, ale ze względu na poranne treningi, była
zmuszona zacząć udawać się na spoczynek nieco wcześniej. Początkowo było jej
ciężko, ale z czasem przywykła. Jak do wszystkiego. Samotność, kalectwo, nauka,
praca, tajemnice, a nawet jej fascynacja kamerdynerem – dawała radę podołać
każdemu wyzwaniu, choć gdyby to ostatnie szło jej gorzej, Michaelis miałby dużo
więcej rozrywki. Lubił bawić się jej kosztem, gdy po raz kolejny zauważał, jak
zerkała na niego ukradkiem, gdy zdejmował marynarkę.
Gotowe
śniadanie wylądowało na srebrnym wózki, a Sebastian jeszcze przez chwilę
opierał się o blat, wyglądając przez okno. To był naprawdę piękny poranek,
napawał jego serce ogromną nadzieją. Liczył na to, że jego pani poczuje się
podobnie. W końcu zdecydował się opuścić kuchnię. Wraz ze śniadaniem dotarł pod
drzwi sypialni nastolatki i zapukał trzykrotnie. Oczywiście nie usłyszał
odpowiedzi, nawet nie łudził się, że będzie inaczej, zwyczajnie miał obowiązek
to zrobić. Po chwili wszedł do wnętrza pokoju. Elizabeth spała słodko, zamotana
w pościel. Spośród białego materiału, ozdobionego czarnymi i czerwonymi różami,
wystawała wrzosowa, potargana czupryna. Dziewczyna po raz kolejny straszliwie
wierciła się przez sen. Ostatnimi czasy ciągle tak robiła.
Michaelis
uśmiechnął się pod nosem i rozluźnił krawat. Odpiął dwa górne guziki koszuli i
upewniwszy się w lustrze, że spod koszuli widać kawałek jego obojczyka,
podszedł do okna i wpuścił do pokoju trochę światła. Dźwięk rozsuwanych zasłoń
wybudził nastolatkę. Mruknęła leniwie pod nosem i obróciła się w pościeli, po
czym przetarła oczy i półprzytomnie spojrzała na służącego. Jej wzrok momentalnie
spoczął na odsłoniętym skrawku jego ciała, a zamglony umysł dziewczyny dopiero
po chwili skupił się na tym, co robiła. Zaczerwieniła się, gdy tylko
zrozumiała, że znów się w niego wpatruje i zakryła twarz pierzyną.
— Jesteś
okropny, Sebastian…! — jęknęła przeciągle.
Jego imię
pozostawiło w jej ustach przyjemny, słodki posmak. Czuła, jak momentalnie robi
jej się gorąco, kiedy dźwięk obcasów służącego stawał się coraz wyraźniejszy.
Pochylił się nad nią, jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od
niej. Potem położył dłoń na jej ramieniu i lekko przesunął ją po ręce
dziewczyny, zjeżdżając na żebra.
Oddech
Elizabeth przyspieszył, zaczęła lekko drżeć i kurczowo ściskała kołdrę. Po
chwili poczuła energiczne szarpnięcie. Demon ściągnął z niej kołdrę, odzierając
swą panią z resztek prywatności.
— Czyżby było
ci zimno, panienko? — zapytał rozbawiony, patrząc na zaczerwienione policzki i
drżące wargi nastolatki.
Lizz podniosła
się do siadu i spojrzała kpiąco na demona. Przeczesała włosy dłonią, a potem
naciągnęła pierzynę z powrotem na nogi.
— Na to
wygląda. Wiesz, że nie czuję tego aż tak. Trzęsę się, więc pewnie mi zimno, a
to znaczy, że zaniedbałeś swoje obowiązki. To nie powód do radości —
powiedziała urażona, ukrywając wstyd.
Demon klęknął
przed nią, zwiesił głowę i ujął jej dłoń.
— Proszę
wybaczyć, panienko. To się już więcej nie powtórzy — wyrecytował sztucznie
wyuczoną regułkę, a potem podniósł się i podszedł do wózka, by podać
dziewczynie posiłek. — Na śniadanie przygotowałem zimową owsiankę z orzechami i
żurawiną. Do tego ceylon o smaku pomarańczy doprawiony delikatną nutą cynamonu.
— Już święta? —
zdziwiła się nastolatka.
— Ależ skąd,
dopiero koniec listopada, panienko. Do świąt zostało jeszcze trzydzieści dni.
Do budowania śnieżnej armii dwadzieścia osiem. Proszę się nie denerwować —
wyjaśnił, uśmiechając się serdecznie.
Dziewczyna
mruknęła pod nosem i sięgnęła po łyżkę. Śniadanie wyglądało smacznie. Nie było
w nim mięsa i wydawało się lekkostrawne, dlatego nawet nie zwlekała zbyt długo.
Zabrała się za jedzenie, uprzednio zanurzając usta w gorącym naparze.
Przypominał hrabiance o świętach. Sebastian wyraźnie próbował jej coś
przekazać. Nie była tylko pewna, co takiego.
Michaelis w tym
czasie poszedł przygotować szlachciance strój na kolejny dzień. Zdecydował się
na długą, ciemnozieloną sukienkę z grubego materiału uzupełnioną czarnymi
dodatkami. Lubił ubierać dziewczynę w ten kolor, uważał, że doskonale komponuje
się z jej włosami. Dzięki temu wyglądała jak prawdziwy kwiat. W czerni
wprawdzie też było jej do twarzy, ale osobiście zdecydowanie preferował nieco
żywsze barwy. Elizabeth nie miała nigdy żadnych szczególnych wymogów względem
swojej garderoby, tak długo, jak była wygodna, dlatego kamerdyner miał pełne
pole popisu i chętnie to wykorzystywał.
— Już nie mogę
— jęknęła hrabianka, odsuwając miskę z resztą owsianki na drugi koniec stolika.
Demon podszedł
do niej, przewiesił sukienkę przez oparcie stojącego przy toaletce krzesła i
zerknął na zawartość naczynia.
— Specjalnie
przygotowałem porcję większą niż zwykle. Zjadłaś odpowiednio dużo, panienko —
poinformował, uśmiechając się zadowolony.
Ostatnimi czasy
po cichu zwiększał hrabiance porcje posiłków. Niewiele, by nie była w stanie
się zorientować, ale z każdym tygodniem zjadała coraz więcej, nawet tego nieświadoma.
Tego listopadowego poranka udało jej się wrócić do porcji śniadania sprzed jego
zniknięcia, tym samym wraz z demonem odnieśli sukces.
Jjjeee jestem pierwsza! No dobra... Rizdział piękny. Yakie hejty pomiędzy dwoma istotami różnych nacji. Żadnych błędów nie zauważyłam... Co do Lizz: ona zaczęła jeść! ( tak Nami mam z tego powodu święto!)
OdpowiedzUsuńDobraa to tyle musze iść do Killers. Uwierzysz , że to cuś co żyje szesnaście lat. Nadal jest chore. A najgorsze jest to że ja chyba się od niej zaraziłam!
~ Amelia
Oops, to niedobrze xD. Zdrowiejcie tam :P. No Lizz je. W zasadzie z "ledwie wkładam cokolwiek do ust" doszła do "jak zjem pół porcji, to kupisz mi kucyka", ale to i tak duży progress po tym, co przeżyła :P.
UsuńDzięki za komcia :*. Do zobaczenia w następnym o raz jeszcze: zdrowia!
Jjjeeezzzzuuuu zdycham! Ale jedyne co mnie dzisiaj icieszyło o 04:57 to rozdział! Wiesz tak się zastanawiam co by było gdyby Anasi się wściekł.... Enepsignos dlaczego chcesz mi zabić Lizzy? Tknij mi Rodeblack. To nawet wtedy ci nie pomoże Anasi. A tak rozdział swietny! Tylko... Dlaczego Jamie nie daje znaku zycia!? Martwię się! No to cóż do nast3pnego! ( a ja będe dalej zdychać przez bóle mieśni....)
OdpowiedzUsuńBo wyjechał do pracy i jest bardzo zajęty :P. Sebuś dobrze o to zadbał. Zresztà te rozdziały teraz to taki skrót był. Nie wiem, czy ogarnęliście, ale w trakcie tych kilku krótkich epozodów w różnych miejscach, w fabule minął kwartał mniej więcej xD.
UsuńZAPOMNIAŁABYM!!!
UsuńDziękuję za komentarz i zdrowia!
Rozdział ciekawy.. że też Elizabeth ciekawi przebieg anielsko - demonich obrad ? No ale w końcu tu chodzi o jej życie, więc nie ma co się dziwić :D Życie w posiadłości toczy się zwykłym rytmem, święta coraz bliżej ciekawe czy będą takie jak te ostatnie co zbudowali całą śnieżną, bałwanową armię ( do czego ewidentnie nawiązywał Sebastian ) ;) Epignos nie ma prawa tknąć Lizzy, nie zgadzam się :( Ale widać, że bardzo kocha Kruka skoro tak się wściekłą na uwagę Michała :D A swoją drogą Kruk znów okazał swój geniusz w planowaniu ;) A co z Grellem, ostatnio przygotowywał jakąś armię Żniwiarzy :D Czy Shinigami również mają wziąć udział w bitwie ? I kto w końcu jest wrogiem ? Aniołowie którzy chcą uczynić z demonów niewolników czy Unduś ze swoimi tajemniczymi planami :/ ? Tyle tajemnic i tak mało odpowiedzi.. To zawstydzenie Lizzy podczas pobudki było takie kawaii a Sebuś spryciarz. Wie jakie są słabości jego pani i wykorzystuje to przeciwko niej diabeł jeden :D A cóż takiego zrobił Timmiemu Arthur ? A w ogóle co u naszego małego bohatera ? Pytam bo jestem do tyłu z rozdziałami choć i tak rozumiem więcej z fabuły niż dawniej ;)
OdpowiedzUsuńA to się wszystko wyjaśni z Timmy'im i Arthurem jeszcze, spokojnie^^. Grell trenuje młodzików, na razie tyle. Akcja tego tomu POWOLI zbliża się do końca, choć nie będzie brakowało atrakcji. Mam nadzieję, że się spodobaja. Na pytania nie mogę oxpowiedzieć, no bo spoilery i w ogóle, ale wszystko będzie w swoim czasie!^^
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :*.
Tak się cieszę, że wstawiłaś kolejny rozdział ♥ Dla mnie to pocieszenie, bo cały dzień leżę chora w łóżku, przynajmniej można coś poczytać. Zabrałam się za czytanie Róży od początku i widzę jak zmienił się twój styl pisania, jest lepszy ,sprawia on, że opowiadanie czyta się przyjemnie i jakie to uczucie pochłaniać kolejne rozdziały, a mieć wrażenie, że nigdy si ę nie skończą,dostrzegłam też to jak bardzo zmienił się Sebastian ."Do świąt zostało jeszcze trzydzieści dni, do budowania śnieżnej armii dwadzieścia osiem" czy Sebastian w ten sposób próbował przekazać Lizz informacje o zbliżającej się wojnie, że do niej zostało te trzydzieści dni ? To wydaje mi się takie dwuznaczne , ja tam też czekam na święta XD
OdpowiedzUsuńDo następnego rozdziału :*
Jeee, jesteś już drugą osobą, która zauważyła zmianę stylu ostatnio. Jaram się <3. No ewoluowałam znacznie. Teraz, jak się czytam, to mnie nie skręca ze wstydu, ale jak wracam do tych dawnych rozdziałów... DZIZAS, BĘDĘ TO POPRAWIAĆ ROK.
UsuńSebuś jej w ten sposób próbował zasugerować coś innego, ale to się okaże już chyba w kolejnym, najdalej za dwa rozdziały.
No a nowe są zawsze w soboty i środy :). Chyba że coś się dzieje, ale prswie nigdy nie omijam terminów, a nwwet gdyby, to daję znać, więc nie musisz się martwić^^. Róża będzie miała jeszcze cały piąty tom, więc przez najbliższy rok się raczej nie skończy xD. Nie wiem tylko, co będę pisać później... Zakończenie tego opka mnie przeraża, pewnie dlatego czwarty rozdział ma w tej chwili 350 stron, a miał mieć 300, a jeszcze co najmniej 50 muszę napisać xD.
Do zobaczenia w następnym! ♡
Kincia mi zdzarlo kurwa znowu T_T puaaaaaaacz T_T nie dość, że zimno i fon nie reaguje na mój dotyk, to jeszcze znowu T_T
OdpowiedzUsuńMiałaś dwa burżua: "Słońca leniwie podnosiło" bo może, vo na ziemię uciekli jedno z piekielnych slonc i są dwa, a żaden śmiertelnik nie był na tyle bystry, by to wyłapać. Tak samo, jak (juz nie będę kopiować, na fonie ciężko, nie zaryzykuje ponownej utraty komcia) wiózł sniadanke na "wózki". Bo mógł, jedna owsiankę i herbatkę na dwóch, a może trzech :)
W ogóle tak ni teraz przyszło przyczepić się do czegoś. Twoja Lizz je albo lekkie sałatki, albo ciastka. Dzieki bogu, ze dostala teraz sałatkę, bo na pewno ma awitaminozę ;) Daj ty jej kiedyś zjeść coś porządnego ( schabowy xdddd wiem, ze ma traumę, ale czytając pięćset razy o lekkich sałatkach zaczyna sie pałać do nich nieuzasadnionym wstrętem).
Anasi: Ebepsigos, kurwa, nie rob wiochy!
Rafał: Michał, kurwa, nie zniżaj się do poziomu wiochy xd
I taki jednak Sebastian zbyt lekkoduszny. Czyżby Lizz kopnęła go niechcący w twarz? To ważne, a on... Sprawia wrażenie, jakby pojął najważniejszą naukę ludzi śmiertelnych, carpe diem.
Ej i loweczki za wspomnienie w przedmowie i nakreowanie mnie na kształt czepialskiej :-* Było mi milusio ♡ a prz okazji wyczuwam subtelną zachętę do komciania, taką lvl Kruk/Gabuś/Fafek *Rafał.
Zimno mi w ręce!
Ahahahaha xD. Więc czuj się zachęcona.
UsuńRozmnażanie to moja druga ulubiona tendencja w popełnianiu błędów, zaraz za sowieniem wszystkiego. Mózg próbuje mi coś przekazać, tylko jeszcze nie wiem, co to takiego jest. Ale jak się dowiem, to będę wiedzieć xDDDD.
Tag, Sebuś sobie troszkę pozwala, no ale co mu zostało? Niewiele ma przed sobą życia, jeszcze mniej ma co stracenia, co będzie sobie żałował xD.
A Lizz... No cóż. Dobrze, że Cuę to wkurza, tak ma być. Bo ona nie zje schabowego, ona w ogóle ledwo je i to strasznie denerwuje Sebcia. Dobrze, że czytelników też, mogą się w niego wczuć. Sebuś i tak staje na głowie, żeby jej jakoś te witaminy zapewniać, ale to wcale nie jest łatwe jak się ma taką upierdliwą kontrahentkę xD.
Anasi i Rafciu to takie dwa głosy rozsądku, w końcu ktoś musi ogarniać ten burdel xD.