Liczba komciów do poprzedniego rozdziału mnie zasmuciła TT_TT.
Aż taki zły czy taki mdły, że nie mieliście nic do powiedzenia? Dajcie znać, bo mnie to zastanawia.
Ale nie o tym dziś chciałam. Wczoraj dostałam komcia od jednej ze stałych komentatorek, no i potem sobie pogadałyśmy na privie i doszłam do wniosku, że popełniłam w Róży błąd, w tym tomie, mówiąc dokładniej. Kojarzycie te kilka wyrwanych z kontekstu scenek, po których nastąpiło huczne minęły trzy miesiące"? O to mi się rozchodzi. Trochę źle to skonstruowałam, przez co mój przekaz był niejasny. Chodziło o to, że te scenki były jednymi z wielu, które wydarzyły się na przestrzeni tego kwartału. Miały pokazać, że to nie było coś w stylu: akcja stop. Lizz się leczy. Wyleczyła się. Jedziemy dalej. Widać eksperyment z formą nie do końca mi wyszedł :P. Ale nie byłoby problemu, gdybym (i tu przechodzę już do sedna) nie biegła tak na łeb na szyję, widząc, ile już stron napisałam. Bo ten tom ma już w tej chwili więcej stron niż poprzednie. I chciałam to szybko skończyć, żeby nie był nie wiadomo jaki długo, ale wiecie co? To bez sensu. Przez to nie pisało mi się z przyjemnością i nie mogłam spokojnie poopisywać uczuć (a przecież to tak bardzo lubimy xD). Dlatego postanowiłam, że mam gdzieś, ile stron będzie miał tom czwarty. Będę go pisać dalej tak, jak chcę, żeby był napisany i zakończę go tak, jak planowałam. A że będzie wybitnie długi... No cóż, to problem na przyszłość, jeśli udałoby mi się po licznych poprawkach mieć szansę to wydać w formie niezależnego utworu.
To tyle. Dla Was to w zasadzie żadna różnica, który numerek pojawia się przed słowem "tom", zdaję sobie z tego sprawę, ale dla mojego komfortu psychicznego podczas pisania ma to wielkie znaczenie. To tyle na dziś.
Życzę miłego rozdziału! :*
=========================
— Wygraliście!
— krzyknęła w końcu Tomoko, kiedy Tai trafił ją śnieżką w kostkę.
Usiadła w
zaspie i zaczęła oddychać ciężko, zmęczona bieganiem. Po chwili, kiedy chłopak
podszedł, by upewnić się, że nic jej nie jest, chwyciła go za rękaw kurtki i
pociągnęła na śnieg.
— Zimowa kanapka!!!
— wydarł się Thomas i szarpnąwszy Frederica, rzucił się biegiem w stronę dwójki
nastolatków, by za chwilę wylądować na nich.
Po nim dołączył
stangret i pokojówka, a na samej górze usiadła Lizz, dumnie obwieszczając, że
jest wisienką na zimowym serniku.
— Jest panienka
pewna? — zapytał stojący dotąd z boku Sebastian.
— Jestem.
Demon
uśmiechnął się przebiegle i chwycił hrabiankę w pasie, a potem sam usiadł na
szczycie, układając dziewczynę tyłem do siebie pomiędzy nogami.
— Teraz
jesteśmy dwiema wiśniami — stwierdził, śmiejąc się pod nosem.
Ludzki sernik
był wyjątkowo stabilny, bo kiedy tylko kamerdyner dołączył do zabawy,
zszokowane towarzystwo ucichło na chwilę, bojąc się, żeby go nie spłoszyć.
Elizabeth nie dała jednak odczuć Michaelisowi, że coś było nie tak. Krzyczała,
szarpała się i powtarzała co chwilę, by ją puścił.
— Zostaw,
Sebastian! To moja posiadłość i mój sernik! Puszczaj, no! Ja jestem wisienką!
— Proszę nie
być tak samolubną damą, panienko. To zaszczyt móc dotrzymywać ci towarzystwa,
nie chciałbym z tego rezygnować — przekomarzał się.
— Ale to mój
sernik!!! Sebastian!
— Zejdźcie już,
ciężko mi! — jęknął Thomas.
— A co my mamy
powiedzieć? Leżymy na samym dole! Gorąco tu!
— Jest zima!
— Zamknij się,
Thomas!
— Sam się
zamknij, Tai!
— Panowie, uciszcie
się, nie zachowujcie się tak przy damach!
— Frederic!!! —
krzyknęła Elizabeth i zsunęła się po Thomasie na sam dół. — To było coś! Musimy
to powtórzyć! Jak przyjedzie Timmy, to też zagrajmy!
W ślad za
dziewczyną wszyscy po kolei zaczęli się od siebie odsuwać i otrzepywać z
białego puchu. Tai pomagał księżniczce, a Sebastian chciał użyczyć ramienia
Lizz, jednak ona uparła się, że podniesie się samodzielnie. Ku zdziwieniu
wszystkich, w szczególności samej zainteresowanej, udało jej się to bez problemu.
— Naprawdę się
naprawiłam… — mruknęła sama do siebie, poważniejąc na chwilę, ale zaraz potem
na jej ustach ponownie zagościł szeroki uśmiech.
Wraz z resztą
domowników ruszyła do drzwi, zostawiając w tyle jedynie Sebastiana, który,
korzystając z okazji, chciał odśnieżyć korony drzew. Obserwował oddalającą się
od niego hrabiankę, nie mogąc wyjść z podziwu nad jej determinacją. Poprawiło
jej się tak szybko, że zakrawało to na cud.
— Naprawiłaś,
Elizabeth… — szepnął, uśmiechając się pod nosem, po czym podszedł do
najbliższego z drzew i kopnął w pień, sprawiając, że całe góry śniegu osypały
się z gałęzi tuż pod jego nogi.
~*~
Po obiedzie
hrabianka spotkała się z Tomowo w swojej sypialni. Zgodnie z wcześniejszym
postanowieniem, zamierzała opowiedzieć jej o swoim pomyśle i zapytać o radę, bo
poprawa nadeszła tak szybko, że nie zdążyła się jeszcze oswoić z sytuacją.
Księżniczka przyszła do pokoju przyjaciółki zaraz po posiłku. Obie usiadły na
łóżku i zgodnie uznały, że przyda im się herbata. Pociągnięcie złote sznura
poskutkowało zjawieniem się demona wraz z tacą i dwiema filiżankami zalanymi
wysokojakościowym Roal Earl Greyem. Kiedy Sebastian opuścił pomieszczenie,
dziewczyny nasłuchiwały, czy na pewno sobie poszedł, a kiedy to nastąpiło, Lizz
zanurzyła usta w filiżance, a potem westchnęła ciężko.
— Jak ci idzie
praca? — zapytała, w ostatniej chwili rezygnując z poruszenia najważniejszego
tematu.
— Dobrze. Jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem, w święta będę mogła zrobić sobie wolne, żeby
spędzić je z wami w całości!
— To świetnie.
Ja też odłożę pracę na kiedy indziej, żebyśmy mogły spędzić ten czas razem.
Dostałam nawet list od Jamesa. Pisał, że nie da rady się zjawić, ale wysłał nam
prezenty. Kazał je dostarczyć w Wigilię.
— Ja wyślę
paczkę do domu razem z dokumentami za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że udobrucham
matkę herbatą.
— Na pewno. W
końcu będzie musiała zmienić swoje podejście, ile można się tak zachowywać, to
niepoważne — mruknęła zirytowana Lizz.
Zachowanie pani
Hashimoto wobec córki niezwykle ją irytowało. Nie wyobrażała sobie czegoś
podobnego. Ten niesamowity brak delikatności wobec własnego dziecka był
niemalże nieludzki, nawet prawna opiekunka Timmy’iego nie zachowałaby się w tak
bestialski sposób. Japonia rządziła się wprawdzie innymi zasadami, kult
starszych nie pozwalał księżniczce przeciwstawiać się woli matki, a upierając
się na wyjazd i tak już złamała obyczaje. Sytuacja bez dobrego wyjścia,
kłopotliwa i ciężka, na którą nic nie dało się poradzić – to najbardziej drażniło hrabiankę. Zastanawiała
się, jak pomóc przyjaciółce. Nie chciała zostawić tej sprawy w taki sposób. Po
wszystkim, co Tomoko dla niej zrobiła, była jej to winna.
— Lizzy, o czym
chciałaś tak naprawdę rozmawiać? — zapytała Tomoko, widząc, że coś gryzło
przyjaciółkę; trudno było nie zauważyć jej strutej miny i drżących rąk.
— No bo… —
jęknęła hrabianka. — Kiedy jeszcze w ogóle nie czułam nóg, zaczęłam prowokować
Sebastiana, sama wiesz, jak. Sama nie wiem, czemu, jakoś tak, to było głupie.
Postanowiłam sobie wtedy, że kiedy będę w stanie samodzielnie przejść od łóżka
do łazienki, to powiem mu… Znaczy, zaproponuję… To jest, eh, no po prostu
powiem, że chcę z nim być! — wydusiła ciężko i natychmiast ukryła twarz za
filiżanką, niezwykle powoli smakując herbatę, jakby była najpyszniejszym
wywarem, jakim kiedykolwiek przyszło jej się raczyć.
— I co, udało
ci się dojść?
— Nie o to
chodzi! Miałaś powiedzieć, czy to w ogóle ma sens!
— No a czemu
miałoby go nie mieć? — dociekała zdziwiona i nie mniej rozbawiona księżniczka.
Zakłopotana Elizabeth
zawsze niezwykle ją bawiła. Na co dzień wydawała się taka chłodna i opanowana.
Wszystkie sprawy związane z firmą i z pracą dla podziemia zawsze załatwiała bez
trudu, nigdy nie mając wątpliwości, lecz kiedy trzeba było rozmawiać o miłości,
nagle zamieniała się w najbardziej płochliwą, nieporadną i niepewną siebie
istotę na świecie.
— No bo ja nie
wiem, czy powinnam… Bo ostatnio, kiedy wyznaliśmy sobie uczucia, zostawił mnie
na pół roku — wyjaśniła markotnie.
Tomoko
przysunęła się do niej i położyła na plecach przyjaciółki koc, przez który
poklepała ją przez ramię. Chociaż tak mogła wesprzeć przyjaciółkę, by nie
wzbudzać w niej nieprzyjemnego uczucia.
— Dziękuję…
— Po co
wymyśliłaś coś takiego? — Tomoko spojrzała z uśmiechem w oczy Elizabeth.
Doskonale
wiedziała, dlaczego zachowała się w ten sposób, ale chciała, by hrabianka sama
to sobie uzmysłowiła. Tak, jak dawno temu, dopiero gdy sama zdała sobie sprawę
ze sowich uczuć i pobudek, mogła ruszyć do przodu. Japonka zawsze uważała, że
kluczem do szczęścia jest dobre zrozumienie samego siebie. Jako najbliższa
przyjaciółka Lizz pragnęła, by była radosna, dlatego naprowadzała ją na
odpowiedź, wiedząc, że ta magicznie odkryje przed nastolatką receptę na
upragniony błogostan.
— Bo nie
mogłabym z nim być, nie mogąc się samodzielnie ruszać.
— Dlaczego?
— No bo… Nie
mogłabym go złapać. Gdyby uciekł. I nie mogłabym go powstrzymać, gdyby chciał
zrobić coś głupiego. Nic bym nie mogła, byłam zupełnie od niego uzależniona.
— I dlaczego to
źle?
— Bo lubię kontrolować
sytuację. Po co tyle pytań?
— Chcę, żebyś
sama do tego doszła. To bardzo proste.
— Co jest
proste? Że postanowiłam wyznać mu miłość, kiedy będę mogła go kontrolować, bo
boję się, że znowu go stracę? I co mi to niby mówi? — kpiła szlachcianka.
— To, że teraz
już kontrolujesz sytuację i możesz to zrobić. A wiesz, dlaczego masz
wątpliwości?
— Wiem… To nie
miało stać się tak szybko, nie oswoiłam się z tym. Ale to mi wcale nie pomaga,
wiesz? Dalej nie wiem, czy robię dobrze.
— Nie musisz —
odparła lekko japonka. — Zrozumiałaś swoje pobudki, to najważniejsze. Chcesz
spróbować dojść do łazienki? — zaproponowała Tomoko.
Podniosła się z
łóżka i zabrała Elizabeth kule. Postawiła je za drzwiami koło wanny i zaśmiała
się pod nosem. Widziała w oczach przyjaciółki, że pragnie to zrobić, ale w
dalszym ciągu się boi. Wyznanie uczuć było dla niej trudne, miała do tego prawo
ze względu na to, co przeżyła, ale przynajmniej wiedziała już, po co cały ten
pomysł z chodzeniem. Mogłaby równie dobrze zrezygnować i uznać, że powie
demonowi o tym, co nosiła w sercu. To nie była kwestia zdania jakiegoś testu,
chodziło jedynie o czas na oswojenie się z rzeczywistością i zyskanie pewności
siebie, a kiedy ten skończył się przedwcześnie, Lizz musiała przestać zrzucać
decyzję na los i podjąć ją samodzielnie.
Szlachcianka mruknęła
pod nosem. Nie była pewna, czy chce iść. Wiedziała, że uda jej się to osiągnąć,
właściwie mogła z tego zrezygnować. Jeśli jednak by nie przeszła, nie zyskałaby
pewności, że jest gotowa wyznać demonowi uczucia. A nawet jeśli by przeszła, to
czy to da jej pewność? – nie umiała ocenić. Zasłoniła twarz dłońmi i oddychała
ciężko przez palce, nie wiedząc, co powinna zrobić. Mogła zrezygnować, wycofać
się i nie podejmować rzuconego sobie wyzwania, ale coś nie pozwalało jej się
poddać. Uznała więc, że skoro się waha, to znaczy, że chce, tylko nie ma odwagi
się do tego przyznać. I wtedy zrozumiała, po co był cały pomysł z samodzielnym
chodzeniem. Potrzebowała potwierdzenia własnej siły. Mając świadomość, że może
to zrobić, jedynie jej własna niepewność mogła pokrzyżować plany. Dlatego
postanowiła spróbować, ufając swojemu instynktowi.
— Spróbuję —
oświadczyła pewnie i wspierając dłonie na łóżku, podniosła się i stanęła, lekko
chwiejąc się na nogach. — Idę!
Powoli stawiała
kolejne kroki. Nie szło jej się tak łatwo, jak sądziła. Kończyny szybko się
męczyły i zaczynały się wlec, a ona z trudem je unosiła, obawiając się, że
zachwieje się i upadnie. Jednak ze wszystkich sił pragnęła dojść do celu, co
jedynie upewniło ją w przekonaniu, że była gotowa wyznać Sebastianowi uczucia.
— Jeszcze krok
i będziesz na miejscu! — dopingowała Tomoko.
Wyciągnęła rękę
i chwyciła przyjaciółkę. Lizz przytuliła się do framugi, a potem przeszła jeszcze
kilka kroków i ciężko usiadła na zamknięta klapę sedesu ozdobioną materiałowym
okryciem z kwiatowym motywem idealnie komponującym się z błękitno-szarym
wystrojem łazienki.
— Udało mi się…
— szepnęła z niedowierzaniem. — Dziś wszystko mi się udaje. Powiem mu! Powiem
mu po jutrze, po przyjęciu z Timmy’im! — krzyknęła po chwili, uśmiechając się
tak radośnie, że do oczu japonki ze wzruszenia napłynęły łzy.
Znów zobaczyła
w przyjaciółce tę dawną radość i samozaparcie, które zawsze w niej podziwiała.
Elizabeth wreszcie miała nadzieję, na nowo nauczyła się cieszyć życiem.
Księżniczka była przekonana, że najgorsze miała już za sobą. Cokolwiek miało
nadejść w przyszłości, czuła, że we dwie zdołają przez to przebrnąć.
— To teraz
wracajmy, chciałam cię jeszcze zapytać o kilka rzeczy związanych z tym
przyjęciem. Wiem, że to nic takiego, ale skoro wreszcie zobaczymy się z
Timmy’im, chciałabym też jakoś się przyczynić do tego, by to spotkanie było
sukcesem — wyjaśniła Tomoko.
Lizz pokiwała
głową i podniosła się z siedziska. Wzięła do rąk kule i przy ich pomocy dotarła
z powrotem na materac. Nastolatki rozsiadły się na nim i przez kolejną godzinę
obmyślały wygląd sali, posiłki i niespodziankę, którą chciały sprezentować
chłopcu w trakcie jego przedświątecznego pobytu w posiadłości.
Elizabeth miała
sobie za złe, że znów tak długo nie widziała się z kuzynem. Nie chciała martwić
go swoim stanem zdrowia, dlatego za każdym razem odmawiała spotkania,
wymyślając coraz to nowe, dziwne pomysły, byle tylko nie stanąć z chłopcem
twarzą w twarz i nie smucić go swoim kalectwem. Malec miał zbyt ciężkie życie i
zbyt dobre serce, by obarczać go czymś takim. Jednak wtedy, kiedy była już w
stanie poruszać się w miarę samodzielnie, nie mogła odwlekać wizyty. Poza tym
już nie chciała, stęskniła się za kuzynek, Tomoko zresztą czuła się tak samo.
Obie uwielbiały blondyna i chętnie spędzały z nim czas. Zawsze napawał je
optymizmem. Nawet kiedy po śmierci rodziców całkowicie się zmienił, były przy nim
i starały się wspierać go ze wszystkich sił, choć Lizz wciąż nie mogła sobie
wybaczyć, że właśnie ona stała się przyczyną jego cierpienia.
Przyjemnie
spędzony czas musiał jednak w końcu dobiec końca. Tomoko była zmuszona wracać
do pracy, a hrabiankę czekał kolejny trening. Kiedy tylko Sebastian zjawił się
u drzwi sypialni, by poinformować ją, że nadeszła już pora, po plecach
nastolatki przebiegł zimny dreszcz, a potem cała zaczęła drżeć z podniecenia.
Nie wiedziała, czy będzie w stanie traktować demona normalnie, póki nie wyzna
mu uczuć. Tak długo na to czekała i wreszcie miała pewność. Czuła się gotowa,
jej kończyny były gotowe, przyjaciółka uważała, że to dobry pomysł. Nic nie
stało na przeszkodzie! Musiała już tylko uwierzyć, że kiedy prawda wyjdzie na
jaw, okrutny los nie odbierze jej ukochanego. Nie zostało jej przecież wiele
życia – kiedy tylko wojna dobiegnie końca, Sebastian zginie, a ona wraz z nim –
do tego czasu chciała cieszyć się szczęściem.
Tak, jak się
spodziewała, nie potrafiła zachowywać się normalnie w obecności kamerdynera.
Śmiała się głupio, czerwieniła i irytująco podnosiła głos, złoszcząc się na
siebie, że zniżyła się do poziomu salonowych kokietek, którymi zawsze tak
niesamowicie gardziła. Demon oczywiście bez trudu dostrzegł tę zmianę, nie
wiedzieć jednak czemu, nie komentował jej. Mówiąc szczerze, Lizz odniosła nawet
wrażenie, że martwił się jeszcze bardziej tym czymś, o czym nie chciał jej
powiedzieć.
— Sebastian, po
jutrze jest bal — oświadczyła, siedząc na stole, gdy po skończonych ćwiczeniach
służący rozmasowywał jej nogę.
— Wiem,
panienko. Obmyśliłem już menu, wziąłem pod uwagę plan wystroju, który
wymyśliłaś z księżniczką i zająłem się transportem. Proszę się nie obawiać,
wszystko będzie wyglądało dokładnie tak, jak sobie tego panienka życzy —
odpowiedział uprzejmie.
Skończył
masować jej nogę i wsunął na nią but. Czując, jak stopa stawia czynny opór jego
ruchom, uśmiechnął się dumnie. Był naprawdę szczęśliwy, że jego pani wracała do
zdrowia. Nie martwił się nawet tą nagłą zmianą, uznał, że nierównomierne
postępu wynikały z blokady na psychice. Nie raz już spotykał się z ludźmi,
którzy w wyniku traumatycznych przeżyć nie mogli się ruszać, mówić, tracili
wzrok albo słuch, choć z medycznego punktu widzenia byli zupełnie zdrowi. Jako
że nie dostrzegł ingerencji żadnych podejrzanych sił i substancji, uznał, że
właśnie to było przyczyną nagłej zmiany stanu zdrowia jego pani.
Jednak nie był
w stanie po prostu się cieszyć, doskonale wiedział, że w związku z tym nie
powinien zatajać przed nią istnienia jednej, niewielkiej koperty, którą
bezprawnie odpieczętował w jej imieniu. Zaczął zajmować się sprawą na własną
rękę, zdając sobie sprawę, że Elizabeth nie będzie z tego faktu zadowolona. Nie
miał jednak wyjścia. Wiedział, że jeśli dziewczyna da mu szansę wszystko
wyjaśnić, powinna zrozumieć, ale to i tak nie zmieniłoby faktu, że ją okłamał.
Chociaż technicznie rzecz biorąc, wcale tego nie zrobił – nie zadała takiego
pytania, on tylko zataił fakt, dla jej dobra. I znów tłumaczył się przed samym
sobą w ten idiotyczny sposób, który doprowadził go do punktu, w którym musiał
zranić wszystkich, na których mu zależało. Tym razem jednak kontrolował
sytuację i nie zamierzał posuwać się dalej. Wystarczy, że myślał o tym tak
intensywnie, iż szlachcianka bez trudu zauważyła zmianę w jego zachowaniu.
— Cieszysz się,
że robimy przyjęcie? Bo ja strasznie. Będzie dobre jedzenie, gry, zabawy,
tańce, może nawet wspólne lepienie bałwana, jeśli pogoda pozwoli… — opowiadała
podekscytowana nastolatka.
— Oczywiście,
panienko.
— Nie wyglądasz
na zadowolonego, wiesz? Mógłbyś czasem spróbować dostrzec piękno w takich
rzeczach. Ty wiecznie się martwisz. Ostatnio uśmiechasz się tylko wtedy, gdy
jesteś dla mnie złośliwy…
— To nieprawda.
Proszę spojrzeć, teraz też się uśmiecham — zaoponował, posyłając jej pełen
uprzejmości wyraz twarzy, jednak wiedział, że dziewczynie nie chodziło o to.
— Mam na myśli
szczery uśmiech. Zachowujesz się czasem tak, jakbyś uważał, że nie zasługujesz
na to, żeby być szczęśliwym. A przecież niedługo umrzesz i… — zająknęła się,
zawstydzona spuszczając głowę. — Chciałabym, żebyś chociaż pod koniec tego
swojego długiego życia mógł się śmiać i być szczęśliwym. Po prostu.
Michaelis
spojrzał na swoją panią. Jej lekko poczerwieniała twarz i niepewny wzrok
wyglądający znad opadającej na oczy grzywki zwyczajnie go rozczulił. Zależało
jej na nim, na dodatek w ten najpiękniejszy, niesamolubny sposób. Pragnęła dać
mu radość. Nie tylko brać i sama cieszyć się życiem, dla niej ważniejsze było
jego dobro. Chyba właśnie za to kochał ją tak bardzo. Chociaż powodów było tak
wiele, że nie potrafił ich zliczyć, czasem sądził, że kochał w niej wszystko –
od samego poczęcia, kiedy była jeszcze komórką, przez wszystkie etapy życia,
każdą zmianę, każdą łzę, kroplę krwi, włos, zapach na ubraniu, uśmiech w
pochmurny dzień i przerażony krzyk rozdzierający noc. Bez względu na to, co
robiła, demon zawsze czuł ciepło w sercu. Był w niej tak beznadziejnie
zakochany, że gdyby się o tym dowiedziała, chyba zwyczajnie by go wyśmiała, a
on dalej kochałby ją tak samo mocno.
— Jeśli takie
jest twoje życzenie, zrobię wszystko, by je spełnić — wyrecytował regułkę, czym
tylko zirytował dziewczynę.
Wściekła
machnęła nogą, jednak źle odmierzając odległość, trafiła demona prosto w zęby,
tym samym rozcinając skórę na stopie. Dopiero po chwili dotarło do niej, co
właściwie się stało. W pierwszym momencie była zbyt przerażona i mogła jedynie
wpatrywać się w Michaelisa, czekając, aż się odezwie.
— Sebastian!
Przepraszam, to nie miało być tak! Nie tak, chciałam w ramię, przepraszam, to
było głupie… — bełkotała drżącym głosem, kiedy opadł pierwszy szok.
Hehe widienka na serniku! A to dobre! Rozdział wspaniały! A wracając do poprzedniego , ja nie mialam zupełnie nie do powiedzenia. Rozdzial byl perfekcycny jak kazdy! No ale dzisiaj wychwycilam kilka literówek. Ale nie chce mi się szukać. Nami! Nawet nie wiesz jak ja się zaczęłam śmiać jak sobie wyobtazilam jak Sebastian dostaje w zęby. Hahah dobre . Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńHaha, w ogóle mam z tego bekę, bo ludzie już gadali o tym, że byłoby zabawnie, a teraz to się dzieje xD. Wczoraj mi się kiepsko betowało, no i takie są efekty TT_TT. Swoją drogą, kiedy to czytałam, najbardziej rozwaliło mnie: "I co? Udało ci się dojść?" Bo to takie dwuznaczne, a ja tego nie miałam na myśli xD.
UsuńPozdrawiam :*.
Cudeńko <3 Scena z sernikiem była świetna. Skąd ty bierzesz takie pomysły ? Aaaa Timmy <3 chce już z nim rozdział. Uwielbiam tego blondynka ^^ szykuję się scena z piciem krwi tak coś czuję ;) Ciekawe czy Seba zgodzi się na oficjalny związek z Lizzy. Chociaż raczej tak w końcu kocha ją i też tego chce. Oby wszystko się udało. Czekam na kolejny z niecierpliwością ^^ zaczełam rozkręcać się w komentarzach :3 więc będę ci ich teraz coraz więcej pisać ^^ i oby było coraz lepsze xd dzisiaj nie mam żadnej teori spiskowej, ale następnym razem coś wymyśle
OdpowiedzUsuńHahaha, no widzę^^. I propsuję ideę komciania, lubię komcie ♡.
UsuńTeorii spiskowej nie miałaś, za to dobrze odczytałaś, co się stanie hahaha xD.
A skąd ja to biorę... Z głowy. —Psychiczna jestem, to mi łatwo xD. A tak serio, to po prostu samo przychodzi. Ja czasem siadam do pisania. Wiem, że mam napisać "że Grell idzie do kibla" ale nie mam pojęcia, co tam się w zasadzie wydarzy, a jednak się jakoś pisze :P. To po prostu mój mózg łączy się z tamtym światem i podgląda! :P
Dziękuję za komciaczka i do zobaczenia w środę :*
Szkoda, że w poprzednim rozdziale miałaś tak mało komentarzy, tak na nie czekałaś, patrzysz wieczorem, a tu raptem dwa komcie no i co by tutaj czytać w wannie ? XD Czemu miałby być "mdły" ? Mnie tam się podobał jak wszystkie rozdziały, nie ma żadnego, który by mi się nie spodobał . Gdy nie ma żadnego komentarza to ciężko tak stwierdzić, czy rozdział podobał się czytelnikom, czy też nie albo coś zmienić, więc mam nadzieję, że będziesz mieć więcej komentarzy. W dzisiejszym rozdziale najlepsza scena z sernikiem i wisienką <3 To było super, a na końcu,ze Sebastian dostał w zęby to było dobre XD
OdpowiedzUsuńHehehe, zawsze marzyłam o tym, żeby dać mu nią w zęby xDDDD. Wiem, jestem nienormalna ♡. No ja właśnie nie lubię, jak jest tak mega cicho, bo mam wtedy wrażenie, że jakoś wyjątkowo mi nie poszło, skoro wszyscy milczą xD. A znowu nie ma pewności. Już wolę przeczytać, że było nudno xDDDD.
UsuńTeraz właśnie sobie siedzę w wannie i odpisuję i czuję, że wszystko jest na swoim miejscu ♡.
Dzięki za komcia i do zobaczenia :*.
Scena z wisienką i serniczkiem mnie rozwaliła. Uwielbiam jak się tak przekomarzają.. służba od czasu gdy prawda o jego pochodzeniu wyszła na jaw jest dla Sebcia dużo milsza i pomocna. Czyżby się go bali, choć nie mają do tego powodu ? Ciekawe, czy Lizz wyzna mu uczucia, czy w ostatniej chwili stchórzy. Ciekawie by było jakby to zrobiła podczas wizyty Timmiego :D To było takie sweet romantic ;) Czekam na nexta. Oby wszystko ułożyło się pomyślnie, trochę szkoda, że zbliża się koniec. Ciekawe co by było jakby tak Lizz zaszła w ciąże z kamerdynerem :D To by były hece :D
OdpowiedzUsuńO nieee, nie ma szans, żeby zaszła z nim w ciążę, mówię od razu. Chyba że mi tona cukru soadnie na łeb. Wątek "ciąża z Sebusiem" jest taki mega żalowy, cukierkowy i oklepany, że nie dałabym rady tego pisać. To dobre do rp, gdzie się spełnia swoje fantazje, nie do opka xD. Wybacz :P.
UsuńZnając Lizz, nie wiadomo, co zrobi xD. To idealnie podsumowuje szanse na to, że wyzna mu te uczucia xD.
A co do służby: o prawdziwej tożsamości Sebastiana wie tylko Tay. Jeanny, Thomas i Frederic nie mają o tym pojęcia w dalszym ciągu. Oni zawsze byli dla nirgo mili :P. Po prostu przez ten czas, kiedy Sebastiana nie było w posiadłości, trochę im się dojrzało :P.
W dwa dni przeczytałam wszystko! Genialnie piszesz! Niektóre momenty rozwalają XDD
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :) http://imperiumkasi.blogspot.com/
1150 stron w dwa dni? To koedy Ty spałaś? Oo
UsuńSowie uczucia, pojutrze oddzielnie... brzydko.
OdpowiedzUsuńJeżeli jest uderzenie z liścia, itp, to jak nazwać to, czym uraczyła nas Lizz pod koniec?
Eeeeej, nie ma tej beki T>T A ja tu nadrabiam zaległości ^^
I co jeszcze... Ta koperta pachnie mi sprawą Samarela, ale cóż. Ważne, że czarna, jest MHOK, JEST DEMONIZM< JEST ZUOOOOOO bo czarna koperta. Przekaz podprogowy xD
Czekam na kolejną notkę i nie podoba mi się pomysl powiedzenia tego jutro. Jutro może być za późno, trzeba to zrobić dzisiaj, póki mają szanse ze sobą rozmawiać.
Ej, aleee... Ta koperta nie była czarna, skąd Ci się to wzięło? :o
UsuńA Lizz to powie, gdy uzna za stosowne, bo to Lizz, ona nie może ot tak, za bardzo to przeżywa i za bardzo się boi. Zresztą mam wrażenie, że dla niej i tak jest zbyt wcześnie xD. A beka będzie za tydzień. W sensie w sobotę, już to sprawdziłam i taaaaag, będzie <3. Doczekasz się xD. Znaczy to będzie początek beki, no ale już i tak będzie spoko xD.
A to, co zrobiła Lizz, to było eeeee nie wiem xD. Gdyby to była gra komputerowa, powiedziałabym, że missclick xD.
Hahhahaha. Końcówka wygrała :D "Wściekła machnęła nogą, jednak źle odmierzając odległość, trafiła demona prosto w zęby, tym samym rozcinając skórę na stopie." XDD
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdzialik. Nie libię Timmiego i średnio się cieszę, że odwiedzi niedługo Lizzy i jej posiadłość. No cóż... Dawno go nie było i kiedyś musiało dojść do tego, aby ponownie się pojawił :) Może nie będzie mnie tak denerwował, jak ostatnio.
Fajnie, że Lizzy szybko powraca do pełnej sprawności. Jednak też troszeczkę się martwię. Co ta Ida kombinuje...? :/ Mam bardzo złe przeczucia.
Wierzę, że póki Sebuś( z zębami, czy też bez XD) jest obok Lizy, to nic jej nie grozi...