Kolejny rozdział gotowy. Pisanie ma bieżąco męczy, no ale cóż xD.
Swoją drogą, ostatni rozdział ma tak tragiczne wyświetlenia, że aż się boję, że mi blog umiera. Serio, tak źle to nie było od dwóch lat :O. No ale nic, dalej zwalam na początek szkoły, zobaczymy, czy coś się niedługo zmieni, będę się martwić, jeśli nie xD.
Miłego :*
=================================
Amon od rana siedział w swojej loży, dbając o to, by odpowiednio
wykonywać obowiązki króla. Jednym z nich było czynne uczestnictwo w igrzyskach
i chociaż trwały one kilka dni i niemal cały czas odbywały się różne pojedynki,
powinien siedzieć na widowni, w końcu walczono na jego cześć. Dlatego też tym
razem się nie wymigiwał. Wstał rano, wydał rozkazy odnośnie swojej narzeczonej
i ubrawszy się w jeden z odświętnych strojów, udał się na arenę. Wiedział, że
mnóstwo poddanych marzyło o tym, by przed nim wystąpić, pokazać swoje
umiejętności i może w ten sposób wkupić się w królewskie łaski, nawet jeśli nie
zdoła wygrać i utorować sobie drogi na zamek w tradycyjny sposób. Musiał stanąć
na wysokości zadania. Elizabeth zaś nie miała obowiązku mu towarzyszyć, dlatego
pozwolił jej się wyspać. Nie wiedział jednak, że kiedy lenił się na arenie,
jego ukochana poznała prawdę, a spokój, który ledwo udało im się odzyskać, znów
ginął w natłoku problemów.
Chociaż Sebastian był doskonałym wojownikiem, spędził niezliczone godziny
na treningach, stale doskonaląc swoje umiejętności, nie był fanem walk. Nie
przepadał za obserwowaniem mordobicie dla samego mordobicia, brak wyższego celu
sprawiał, że tego typu walki, szczególnie te wybitnie krwawe, wprawiały go w
obrzydzenie. Zdecydowanie wolałby, gdyby poddani wykazywali się siłą umysłu,
czy umiejętnościami artystycznymi, ale wiedział doskonale, że igrzyska były
czymś, co tak dobrze utarło się w piekielnych zwyczajach, iż nie mógł liczyć na
zmianę. Znosił więc kolejne walki, od czasu do czasu dając wyraz aprobaty,
ilekroć widział i słyszał zachwyt tłumu.
W rzeczywistości jednak myślami był zupełnie inaczej. Wracał do
poprzedniego wieczoru, gdy wraz z ukochaną odwiedzi wodospad. Wspominał jej
błyszczącą kolorami tęczy skórę, radosny, zrelaksowany uśmiech, wzburzone włosy
i szczery śmiech. To właśnie z nią chciał teraz być, wspominając te miłe
chwile, jako że jednak nie mógł, oddawał się wracaniu do nich w myślach,
samotnie. Z otwartymi oczami, które utkwione były w postaciach walczących,
jakby naprawdę śledził ich poczynania, w rzeczywistości widział tylko to, co
chciał zobaczyć. Sen na jawie – powiedzieliby jedno, halucynacjee – rzekliby
drudzy, ale dla Kruka nie miało znaczenia, co pomyślą, liczyło się jedynie to,
że potrafił w pełni świadomie przenieść się za pomocą siły umysłu w dowolne
miejsce i dowolną sytuację, jaką znał, by zrelaksować się, wyciszyć, odpocząć,
dobrze nastroić… Korzystał z tego w wielu różnych sytuacjach i zasadniczo nigdy
się z tym nie krył – to tylko jedno otoczenie nie potrafiło tego dostrzec, zbyt
skupione na samolubnym poczuciu bycia zauważonym, jakby jedyną oznaką skupiania
uwagi było dwoje źrenic wodzących niczym zahipnotyzowane za ruchomą sylwetką.
Od wspomnień z poprzedniej nocy płynnie przeszedł do znacznie dalszych,
sięgających rzeczywistości wstecz, gdy jeszcze nie miał pojęcia, jaki był ten
świat i co go czekało. Do czasów, gdy jako szczęśliwe dziecko spędzał dni na
beztroskich zabawach w gronie najbliższych. Wspominał Setha. Chociaż minęło już
wiele ludzkich miesięcy, on dalej nie mógł pojąć, jak bardzo zawistny musiał
być jego brat i jak bardzo cierpiał, by zawiść i gorycz pchnęły go do zdrady.
Zdecydowanie wolał pamiętać go jako małe dziecko, które nie widziało poza nim
świata i z którym spędzał całe dnie, bawiąc się i marząc o pięknej, wspólnej
przyszłości, z której nie pozostały nawet zgliszcza.
Seth był zły. Ukrył się pod postacią sieroty, by uwieść ukochaną
starszego brata i zniszczyć mu życie. Co tak naprawdę chciał osiągnąć? Czy
rzeczywiście był tak głupi, by myśleć, że jego śniada cera i złociste oczy
wystarczą, by omamić kobietę i odzyskać względy u ojca? I dlaczego aż tak mu na
nich zależało, przecież doskonale wiedział, że Belial nie dbał o nic więcej niż
o samego siebie i bezpieczeństwo swojej pozycji. W końcu dlatego pozbył się
matki. Seth nigdy w pełni nie pojął, dlaczego to zrobił a winą obarczał Kruka.
To na nim chciał się zemścić, to on stał się jego największym wrogiem, chociaż
w rzeczywistości obaj byli tylko marionetkami w łapach znudzonego wiecznością
króla.
Jednak nie o zdradzie i cierpieniu brata pragnął rozmyślać Amon.
Przeniósł się do czasów dzieciństwa, do chwil, kiedy jego młodszy, nie znający świata
braciszek chodził za nim krok w krok, odkrywając niezwykłości piekielnej
krainy. Często zwykli podróżować, odkrywać okolice, nierzadko wpadali w
kłopoty, z których musieli ratować ich zaufani służący, ale nigdy nie żałowali
wspólnie spędzonych chwil.
— Pójdziemy dzisiaj w góry? Nie znaleźliśmy skrzeczącej, latającej jaszczurki!
Anasi mówił, że jeśli mu ją przyniesiemy, da nam jakiś prezent! — namawiał
złotooki chłopiec, zwisając z oparcia krzesła nad głową starszego brata, który
z piórem w ręku pochylał się nad kolejnym zadaniem pozostawionym przez
nauczyciela.
Jako przyszły król musiał się pilnie uczyć, by posiąść wiedzę niezbędną
do zarządzania krajem. Nie znosił tego, ale musiał stanąć na wysokości zadania,
by nie zawieść Ojca. Ten mściłby się na nim za każde niedociągnięcie, a co za
tym szło – nie pozwoliłby mu w ogóle bawić się z niechcianym, młodszym synem.
— Muszę to skończyć. Poza tym latające jaszczurki to rzadkość w górach,
jest ich więcej w lasach arbon, ale Anasi nie chciał nas tam wysłać, bo nie
mamy u nich autorytetu — wyjaśnił spokojnie Amon, na moment odrywając pióro od
kartki.
— Więc chodźmy je zdobyć do lasu! Po co nam autorytet, przecież nie
wejdziemy do środka! Amuś, no chodźmy! — prosił dalej, osuwając się na plecy
brata.
Ten jednak nie zamierzał mu na to pozwalać, zrzucił go z siebie i
spojrzał karcącym wzrokiem, błyskając niepokojąco krwistymi tęczówkami, by dać
bratu do zrozumienia, że jego zachowanie nie było mile widziane.
— Pójdziemy, kiedy skończę. Ale wyprawa do lasu, to strata czasu. Nie
wejdziemy do środka, zabiją nas, a jaszczurki nie wyjdą poza granice.
— Więc ukradnijmy pozwolenie od ojca! Na tobie będzie wyglądało dobrze,
bo jesteś przyszłym władcą, prawda? Dadzą się nabrać!
— Myślisz? W sumie z chęcią bym się tam przeszedł. Podobno gdzieś w lesie
jest kamień podobny do tego, który znajduje się w ogrodzie na dachu. Chciałbym
mieć taki w pokoju.
— Boisz się siedzieć w ciemności? Ale jesteś dzieckiem! — parsknął Seth,
wstając z podłogi.
Wyrwał bratu kartkę, gdy tylko dostawił ostatnią kropkę i zaczął biegać z
nią po sypialni, ciesząc się na przyzwolenie Kruka. Od dawna chciał odwiedzić
ten las, jeszcze nigdy tak nie był. Miejsce było bardzo niebezpieczne, jeden
zły ruch i można było skończyć jako pokarm dla drzew, dlatego dzieci nigdy nie
mogły się tam zbliżać. Wyjątkiem były te, których przeznaczeniem było przejęcie
wysokich funkcji – one miały być znane arbonom na wszelki wypadek, by w razie
porwana czy próby zabójstwa nie pożarły wybrańców, stwarzając królestwu
problem. Seth jednak nie był nikim ważnym. Jako najmłodszy syn króla nie mógł liczyć
na żadne stanowisko, w oczach drzewców był więc nikim i bez Amona nie było
sensu, by w ogóle zbliżał się na skraj terenu współpracujących z demonami
istot.
— Zamknij się, bo zmienię zdanie i nigdzie z tobą nie pójdę — prychnął
starszy z braci, krzywiąc się na widok głupkowatej miny starszego. — Chodź
lepiej ze mną, będziesz pilnował, żeby nikt nie szedł. Jak ojciec się dowie, że
ukradłem mu dokumenty, obaj będziemy mieli przerąbane. Nie chcę znów siedzieć
kilku lat w podziemiach! (dop. aut: demoniczny rok trwa 822 dni) — dodał,
wyrywając bratu kartkę z zadaniami. — Po drodze muszę do zanieść Anasiemu.
Bracia udali się korytarzami na samą górę, w ciemny zakamarek zamku, w
którym zawsze było pusto i niepokojąco cicho. To właśnie tam, z dala od wszystkich
innych, pracował piekielny skryba. Seth zawsze bał się przychodzić w te okolice
sam. Pajęczy informator wzbudzał w nim lęk, zresztą jak u większości młodych
demonów. Jedynie Amon różnił się pod tym względem. Belial długo zabiegał o to,
by jego syn – następca tronu – mógł szkolić się u najlepszych i chociaż
piekielnemu skrybie nie bardzo było na rękę dbanie o jakiegoś dzieciaka,
przystał na propozycję, w ramach podziękowania otrzymując niezwykle wartościowe
wynagrodzenie.
Stąd też Kruk jako jedyny z młodych naprawdę znał Anasiego. Wiedział, że większość
rzeczy, które wygadywano na jego temat to zwykłe bzdury – plotki, które sam
informator rozsiewał na swój temat, by móc cieszyć się spokojem od wszystkiego
i wszystkich. Miał również świadomość, że w gruncie rzeczy nie był taki
straszny, dlatego z nim młodszy brat czuł się bezpiecznie. Mimo tego, nie
wszedł do środka gabinetu. Czekał za wyciszonymi drzwiami, jak zwykle złoszcząc
się, że brat coś przed nim ukrywał.
— Pójdę do lasu arbon, zabiorę pozwolenie ojca. Nie wydasz mnie? —
zapytał tymczasem Kruk, odkładając na blat dokument.
Anasi mruknął coś pod nosem, sięgnął po dokument i powiódł po nim
wzrokiem. Zadanie było rozwiązane popranie – zresztą jak zwykle – za to pismo
młodego podopiecznego wymagało wiele pracy, a niedbałe kleksy porozsypywane po
papierze przyprawiały go o ból głowy.
— Przepisz to, wygląda paskudnie. Mówiłem ci, paniczyku, że prace mają
być napisane elegancko, a ty mi oddajesz jakąś brudną, wygniecioną szmatę.
Siadaj i pisz, inaczej zaraz dam znać twojemu ojcu i obaj z bratem spędzicie
upojne lata w otoczeniu robaków żywiących się ciałem — zagrzmiał groźnie
piekielny skryba.
— No wiesz… Nie moja wina, że Seth mi pogniótł, a kleksy są normlane,
wszyscy je robią, tylko ty zawsze masz z
tym problem — westchnął niechętnie Kruk, siadając na krześle naprzeciwko
nauczyciela. — Jesteś upierdliwy.
— A ty młody, głupi i uparty, paniczyku. To się kiedyś na tobie zemści.
— Nie strasz, piszę się — uciszył go Amon.
Otrzymawszy czystą kartkę, sięgnął po pióro i w pełnym skupieniu zaczął
przepisywać swoje notatki. Próbował się spieszyć, by brat nie musiał czekać
zbyt długo, ale nie bardzo mu to wychodziło. Umiejętne, czyste pisanie piórem
było niezwykle trudne, szczególnie dla niecierpliwego lekkoducha, który myślami
zawsze błądził gdzieś daleko wśród pośród przygód i własnych wyobrażeń
kolejnych niesamowitości otaczającego go świata.
Nie był zbyt dobrym uczniem. O ile posiadał odpowiednią wiedzę i nie miał
problemu z przyswajaniem nowej, był zbyt zbuntowany i nie potrafił zwyczajnie
podporządkować się rozkazom. Z perspektywy piekła była to znacznie większa wada
niż brak umiejętności czytania u dorosłych osobników – bez niej w piekle
spokojnie można było przeżyć, zaś niesubordynacja niezwykle szybko kończyła się
najwyższą z kar.
O dwóch kwartach (96 ludzkich minutach), przyszłemu królowi udało się
odpowiednio przepisać zadania, których rozwiązanie zajęło mu zaledwie ludzki
kwadrans. Był wściekły, że znów stracił tak wiele czasu i kazał Sethowi czekać,
ale przynajmniej miał teraz pewność, że Anasi go nie wyda i nie narobi
problemów.
— Więc nie powiesz ojcu, prawda? — upewnił się młody chłopak, poprawiając
zsuwającą się z ramienia, luźną koszulę, której poszarpany dół zwisał lekko,
zasłaniając nogi do połowy ud, które obciskały czarne, skórzane spodnie.
— Nie powiem, ale jeśli wpadniecie w kłopoty, nie uratuję was.
— Nie będziesz musiał, umiem dogadać się z drzewami, już tam byłem.
— Na to wygląda… — mruknął nieprzekonany Anasi.
Kruk wyszedł. Zastał brata śpiącego przy ścianie naprzeciwko drzwi.
Chłopiec zaślinił sobie pół koszulki i strasznie potargał włosy, a kiedy brat
trącił go w ramię, zerwał się nerwowo, tłumacząc z niewłaściwego zachowania,
którego najwidoczniej dopuścił się we śnie.
— Strasznie dłuuuugoooo! Czemu ty zawsze tyle z nim siedzisz? — jęknął
niepocieszony Seth, podnosząc się z podłogi z pomocą Amona.
— Bo on jest nawiedzony. Dostało mi się za kleksy i za pogniecioną
kartkę, a to drugie to akurat nie moja wina. Jakiś mały gnojek mi ją wyrwał —
odpowiedział starszy z braci, przewracając oczami. — Chodźmy. Po południu mam
lekcję gry, nie chcę jej ominąć! — ponaglił Setha i wspólnie opuścili zamek, na
młodych skrzydłach zmierzając w stronę granicy piekielnego miasta, którą
zewsząd otaczał śmiercionośny las.
Oprócz kilku dróg, których pilnowali żołnierze, by kupcy i odwiedzający
inne zakątki piekła mogli swobodnie podróżować bez strachu o własne życie,
większość lasu nie była pilnowana. Przy samych jego granicach – oddalonych od
ostatnich zabudowań zaledwie o kilkanaście mil – mieszkali najbiedniejsi i
chociaż wychowywani byli od najmłodszych lat w pełnej świadomości pobliskiego
zagrożenia, nie zawsze udawało im się uniknąć śmierci z rąk śpiących, nie w pełni
świadomych swoich czynów drzewców.
Dlatego też, wziąwszy pozwolenie, które Amon przeniósł na swoją skórę tuż
obok skrytego na prawym przedramieniu znaku jego pozycji w królestwie, udali
się na obrzeża w niestrzeżonym miejscu z dala od miejskiego zgiełku, gdzie
najłatwiej było im przedostać się do środka. Gdyby zauważył ich jeden z
żołnierzy, mieliby większy problem, niż gdyby doniósł na nich Anasi, dlatego
też musieli bardzo uważać. Na szczęście zawsze uwielbiali się skradać, więc minięcie
strażników i dostanie się na miejsce udało im się perfekcyjnie. Nikt ich nie
widział, nikt o nic nie pytał, nawet zwierzęta zdawały się ich nie zauważać.
— Stój. Ja pójdę przodem i porozmawiam z arboną, a ty milcz, bo jeszcze
znów coś chlapniesz, jak wtedy w zbrojowni, i nic z tego nie będzie — polecił
Kruk, odsuwając brata w tył.
Wyszedł zza kamienia i pełnym gracji, sprężystym krokiem stanął
naprzeciwko jednej z istot, której zadaniem był chronienie granic lasu. Mowa
arbon różniła się od tej demonów, ich język był skomplikowany, nie posiadał
odmiany przez przypadki i czasy, dlatego zrozumienie prawdziwego przekazu było
dla demonów niezwykle trudne. Drzewa nauczyły się ich języka z przyczyn czysto
praktycznych, między sobą komunikowały się zaś za pomocą siedzi korzeni, słowa
były więc zbędne, dlatego nigdy nie dbali o swój własny język.
— Mam pozwolenie. Ja i mój bat, na dwie many. Potrzebujemy skrzeczących
jaszczurek — poinformował Kruk, oddawszy arbonie niezbędny wyraz szacunku.
— Amon i Seth iść, wrócili z jaszczurkiem, inaczej zabił korzeń
prędkością — odparła istota, uchylając gałęzie przed młodym księciem.
— Jasne, nie ma problemu, zdążymy na czas. Ale gdyby ktoś pytał, nie ma
nas tu — odparł zadowolony Kruk. — Seth, chodź, już można! — krzyknął do brata,
a kiedy ten się zjawił, przedstawił go arbonie, chwycił złotookiego za rękę i
kazał stać spokojnie.
Strażnik wyciągnął gałęzie i dokładnie zbadał kształty sylwetek dwójki
chłopców. Następnie przekazał informacje korzeniami do wszystkich innych ze
swojego ludu i wreszcie rozstąpił siebie i kilka innych czających się na skraju
drzew, by młode dzieci ciemności mogły wejść do środka.
Jak słodko... w końcu wspomnienia Sebcia z dzieciństwa. Chciałbym zobaczyć Sebusia jak był mały. Ale mu się dostanie od Lizzy, hehe. O ile ją znajdzie. Jestem tez ciekawa, czy uda im się znaleźć te jaszczurki i uniknąć gniewu ojca. Bo to, że odkryje brak pozwolenia jest pewne... chociaż, może się uda zachować wszystko w tajemnicy.
OdpowiedzUsuńA jeśli idzie o wyświetlenia i komentarze to może, faktycznie niektórzy nie mają czasu w nawałach szkolnych obowiązków a po drugie może czasem nie wiedzą co napisać.
Do małej liczby komentarzy przywykłam, więc spoko, a co do samych wyświetleń... No cóż, ja byłam nastolatką jeszcze niedawno i wiem, że "nawał pracy w skzole" to najczęstsza wymówka na lenistwo xD.
UsuńTeż już od dawna chciałam napisać coś o przeszłości. Miało być tego więcej, no ale jakoś tak nie wyszło xD. A jak to się skończy? Cóż, jeszcze tego nie napisałam, więc może się skończyć bardzo różnie xD.
Dzięki za komcia! :*