— Nic takiego, idioto! — warknął zdenerwowany nastolatek. Musiał szybko
coś wymyślić, żeby Sebastian przypadkiem nie zorientował się, co go trapi.
Odsunął się i spojrzał karcąco na służącego, który momentalnie spuścił
wzrok i nawet słowem nie napomknął o szkodliwym wpływie kawy na młody organizm
jego pana. Akurat wtedy, gdy Ciel na to liczył, brunet musiał zachować się
rozsądnie. Cóż za utrapienie…
— Czy ty chrypisz? — Chwycił ostatnią deskę ratunku.
— Na to wygląda, paniczu…
— Jak miałeś mówić?
— Przepraszam. Na to wygląda, Ciel — poprawił się pospiesznie Michaelis.
Nie podnosił głowy, nie musiał. Doskonale wiedział, co ujrzy. Czerwona ze
złości twarz jego pana, oczy błyszczące pogardą, delikatne, blade usta
układające się w pierwsza sylabę kolejnej inwektywy… Miał ten obraz wyryty w
pamięci, widział go przed oczami zawsze, gdy tylko zrobił coś źle, czyli
właściwie przez większość swojego życia.
— Masz wyleczyć się do poniedziałku! Jeśli ci się wydaje, że znowu
opóźnimy kręcenie kolejnego odcinka, bo zachciało ci się spać na podłodze, to
grubo się mylisz. Cholera, Sebastian, trochę powali!
Phantomhive upewnił się po wyrazie twarzy służącego, że ten już zupełnie
zapomniał, o co pytał go zaledwie chwilę temu. A jeśli nawet pamiętał, nie
odważyłby się powtórzyć pytania. Sam fakt, że w obecnej sytuacji odezwał się do
nastolatka już pokazywał, że musiał być niezwykle zaspany lub naprawdę chory,
bo po tym, co wydarzyło się poprzedniego wieczora, powinien ba się nawet do
niego zbliżyć.
— Jeśli chodzi o wczoraj… — zaczął szlachcic.
— Zawiodłem cię, wybacz. Spakuję swoje rzeczy i wyprowadzę się w ciągu
godziny.
— Nie — stwierdził stanowczo chłopak.
Michaelis obawiał się, że każe mu się wynieść w ciągu pół godziny.
Wiedział jednak, że nie zdoła tak szybko się spakować i przygotować paniczowi
ubrania i drugiego śniadania, dlatego wycofał się o dwa kroki i instynktownie
zasłonił twarz ręką, oczekując na cios stojącym na stoliku kubkiem, wciąż
jeszcze pełnym kawy.
— Nie wyniesiesz się. Po prostu się wylecz i, błagam, jeden dzień nie
stwarzaj problemów. Wieczorem wychodzę z Aloisem, zostaniesz w domu sam. Jeśli
po moim powrocie coś będzie nie tak, dopiero wtedy się wyniesiesz, czy to jest
jasne?
— Oczywiście, Ciel.
— Więc idź zrobić śniadanie.
Sebastian pokłonił się markotnie i zostawił swego pana przed ekranem.
Poszedł do części kuchennej, wyciągnął z lodówki mleko, wybrał ulubione,
czekoladowe płatki Ciela i zalał je, dosypując do mieszanki dwie łyżeczki
cukru. Zawsze uważał, że słodycz chrupek powinna być wystarczająca, ale chłopak
upierał się, że mleko samo w sobie było zbyt bezsmakowe, więc z czterech łyżek
osiągnęli kompromis dwóch.
Nim brunet zaniósł nastolatkowi śniadanie, przez chwilę stał nad miską i
spoglądał na niego z daleka. Było mu przykro, że szlachcicowi nawet nie
przyszło na myśl, by zaprosić go na wieczór. Był wprawdzie tylko służącym i
Phantomhive nie miał obowiązku go ze sobą brać, ale to on pierwszy zaczął
traktować go bardziej poufale, niż wymagała tego ich relacja. Rozbudził w
Sebastianie potrzebę spędzania z nim czasu prywatnie, a potem tak bezdusznie
ignorował go, spotykając się ze wszystkimi innymi.
O Aloisa Michaelis był zwyczajnie zazdrosny. Przebojowy blondyn, który
inteligencją wcale go nie przewyższał i wszędzie chodził w towarzystwie
Claude’a, jakby sam nie mógł zrobił absolutnie nic. Miał wszystko: służącego,
sławę, przyjaciół i zainteresowanie Ciela. Sebastian nie potrafił tego
zrozumieć. Sam niejednokrotnie proponował szlachcicowi wspólne wyjście, ale ten
zawsze odmawiał. Jedynie czasami, kiedy miał dobry dzień, spędzał z nim czas na
wspólnych grach w domu, ale nigdy nie pokazywał się z nim publicznie.
Zwyczajnie się go wstydził i chociaż dla służącego było to w pełni zrozumiałe,
nie mógł przeboleć, że taki idiota, jak Trancy, może swobodnie pokazywać się w
towarzystwie Phantomhive’a i uchodziło mu to na sucho.
— Twoje śniadanie. Mleko pół procenta, czekoladowe chrupki kulki i dwie
łyżki cukru — poinformował Sebastian, stawiając przed chłopakiem miskę.
Ze zrezygnowaniem zerknął na trzymany przez panicza telefon. W jego
odbiciu widział uśmiech nastolatka. Wiedział doskonale, z kim pisał. Alois
zapewne znów wysłał Cielowi kompromitujące zdjęcie jego służącego z jakimś
zabawnym komentarzem. Zawsze to robił, jakby zazdrośnie chciał się upewnić, że
jest dla hrabiego ważniejszy. Przecież i tak był, więc po co to robił?
— Mogę zapytać, dokąd idziesz z Aloisem?
— A co ci do tego? — burknął nastolatek.
— Ktoś musi cię odebrać i pomyślałem, że mogę to zrobić.
— Nie. Zostaniesz w domu i będziesz pilnował sam siebie. Masz się leczyć,
nie będziesz rozbijał mi samochodu. Przez rachunek za ostatnie klepanie
dostałem bury od wuja — westchnął.
Odłożył telefon na stół i sięgnął po śniadanie. Tym razem nie mógł
narzekać. Sebastianowi udało się odpowiednio zalać płatki mlekiem. Nie pływało
w nich nic niepożądanego, a kiedy szlachcic zaczął jeść, upewnił się nawet, że
napój nie był zepsuty. Spojrzał na markotnego służącego i przewrócił oczami.
— Siadaj, Sebastian — rozkazał stanowczo.
Brunet zerknął niepewnie i wykonał polecenie.
— Spróbuj.
Ciel podetknął miskę pod nos mężczyzny, a kiedy ten patrzył tylko
niepewnie, jakby szukał w zachowaniu nastolatka podstępu, skarcił go
spojrzeniem, momentalnie zmuszając do posłuszeństwa. Z duszą na ramieniu
Sebastian sięgnął po łyżkę i zjadł odrobinę mlecznej zupy, patrząc na swego
pana z jeszcze większym zdziwieniem niż przedtem.
— I jak? Co mi powiesz, o tej zupie?
— Smakuje… Normalnie — odparł pytająco.
— Dokładnie tak. Dobra robota, Sebastian — pochwalił Phantomhive.
Widząc błogi wyraz twarzy Michaelisa, uśmiechnął się półgębkiem i
powrócił do jedzenia, a po chwili skarcił bruneta za bezczynne siedzenie. Czuł
się skrępowany komplementując towarzyszącego mu nieudacznika. Właściwie w
dalszym ciągu nie ukarał go za incydent z kąpielą, ale widząc, jak bardzo
mężczyzna się tym przejmował, zwyczajnie nie potrafił się na niego wściekać.
Poza tym wolał na wszelki wypadek zachować w miarę neutralne – jak na ich
relację, rzecz jasna – stosunki, by najpierw dowiedzieć się, czy Sebastian
planował wyciągnąć na światło dzienne niezwykle wstydliwą dla szlachcica
chwilę. Nie sądził, by zamierzał wykorzystać to w jakimś niecnym celu, ale znając
Michaelisa, nawet gdyby nie chciał, przypadkiem mógłby mu narobić tym
problemów.
Do wyjścia z domu zarówno Cielowi jak i Sebastianowi udało się uniknąć
wszelkich trudności i problemów. Służący zaniósł rzeczy swego pana do
samochodu, podczas gdy ten zamknął drzwi do loftu. Potem wsiedli do auta i
pojechali na lekcję tańca. Chociaż szlachcic starał się zmylić Michaelisa, co
chwilę przedrzeźniając GPS, a w końcu nawet zmieniając adres celu podróży, w
jakimś cudem brunet dojechał tam, gdzie powinien. Chłopak nie wiedział, ile
jego wuj zapłacił mu, albo co takiego obiecał, że bez trudu i na czas dowiózł
go na zajęcia, ale musiał koniecznie wyciągnąć od niego tę informację i sam
wykorzystać ten sposób, kiedy będzie mu bardzo zależało na tym, by kamerdyner
zrobił coś tak, jak się od niego wymagało. W pewnych sytuacjach odpowiednie
wykonanie zadania było zwyczajnie niezbędne i żadne pieniądze nie były w stanie
wynagrodzić pomyłki.
Lekcja tańca odbywała się w najbardziej znanym studio w mieście.
Nowoczesny, wielki budynek opatrzony ogromnym znakiem firmy już z daleka
rozpoznawalny był pośród miejskiego krajobrazu pełnego wieżowców. Właśnie tutaj
Ciel nienawidził przychodzić najbardziej. Od samego wjazdu do parkingu w
okolicy czaili się paparazzi, którzy tylko czekali, by sfotografować jakieś
potknięcie jego służącego. Na dodatek te wszystkie aktorki, aktorzy,
piosenkarze – cała śmietanka show biznesu, pełna zakłamanych, zidiociałych
ludzi, którym silikon zżarł mózgi zanim jeszcze Phantomhive się urodził.
Nienawidził tego. Zakłamane uśmiechy, pozorna wymiana uprzejmości i złośliwe
zerknięcia, kiedy tylko kłamliwe gwiazdy upewniały się, że opuściły światła
reflektorów.
Z Michaelisem było zupełnie odwrotnie. Mężczyzna nie zauważał, że
wszystkie sympatyczne twarze w rzeczywistości z niego kpiły. Był przekonany, że
są szczerze mili i z wielką chęcią odpowiadał na każde pozdrowienia. Zawsze
brał ze sobą pudełko dietetycznych pączków i częstował mijanych ludzi. Nie było
ważne, czy ich znał, czy zwyczajnie przechodzili obok, każdy zasługiwał na
odrobinę słodyczy, a brunet napawał się tymi krótkimi chwilami, kiedy nikt nie
krzywił się na jego widok i nie wyzywał go za plecami od niedojd. Bo w tym
miejscu było zbyt głośno, by słyszał, jak o nim mówią. Dodatkowo, ilekroć
zachodziło niebezpieczeństwo, by mógł usłyszeć, Ciel odwracał jego uwagę. Tylko
on i ekipa serialu mogli go wyzywać, nikt z zewnątrz nie miał prawa ranić jego
służącego. Właśnie dlatego był kamerdynerem hrabiego Phantomhive’a, a nie
gorylem jednej z gwiazdek mało ambitnej muzyki.
Sala wynajęta na zajęcia Ciela znajdowała się na piątym piętrze. Musieli
więc jechać windą. Chłopak nie przepadał za nimi. Zawsze obawiał się, że
przyjdzie mu się w niej zaciąć, miał lekką klaustrofobię, a metalowe, ruchome
trumny – jak zwykł je nazywać – od dziecka wzbudzały w nim irracjonalny strach.
Kiedy drzwi rozsunęły się przed nimi, nastolatek cofnął się o krok, wpadając na
służącego. Sebastian położył dłonie na jego ramionach, a kiedy chłopak spojrzał
na niego zdenerwowany, napotkał uprzejmy uśmiech.
— Nie bój się, nie pozwolę, żeby coś ci się stało — obiecał Michaelis i
powoli wprowadził szlachcica do środka.
Nastolatek prychnął zawstydzony i chwycił się barierki. Przez cały czas
wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, odliczając sekundy do końca podróży.
— Żeby jeszcze te twoje zapewnienia cokolwiek znaczyły — westchnął,
zerkając na Sebastiana.
Zawsze starał się zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. Szkoda tylko, że
przez swój brak niekompetencji w jego towarzystwie zwyczajnie nie dało się go
czuć. Może gdyby nie był takim niewyuczalnym idiotą, te górnolotne słowa
brzmiałyby bardziej wiarygodnie. Czasami Ciel naprawdę chciałby, żeby Michaelis
był inny. W chwilach takich, jak ta, samolubnie pragnął, żeby był demonem i
czuwał nad jego życiem, zapewniając bezpieczeństwo aż do ostatnich chwil
łączącego ich kontraktu. Ale z tego bajkowego wyobrażenia miał tylko przystojną
niedojdę, która uparcie nadwyrężała oczy bez przerwy nosząc czerwone szkła
kontaktowe.
Dźwięk windy obwieścił, że szczęśliwie udało im się dotrzeć do celu. Ciel
wybiegł ze środka i zaczął oddychać głęboko, szczęśliwy, że wreszcie opuścił
metalową puszkę. Sebastian wyszedł zaraz za nim, spokojnie niosąc w rękach
pudełko z resztą pączków. Zamierzał udobruchać nimi prowadzącą, by nie
krzyczała na niego tyle, co zwykle, za błędy przy najprostszych krokach.
Pomysł służącego, by na zajęcia przynieść łakocie, okazał się
niesamowicie trafny. Prowadząca zajęcia tańca już od progu przywitała ich
surową miną i nieprzyjemnymi komentarzami, jednoznacznie dającymi do
zrozumienia, że nie podobało jej się ich zachowanie. Nienawidziła
spóźnialskich, a młody hrabia notorycznie się tego dopuszczał. Na szczęście
ciastko z dziurką w polewie czekoladowej z dodatkiem tęczowej posypki zdołało
ją udobruchać. Kazała Cielowi się przebrać, a na Sebastiana spojrzała jedynie
przelotnie, zobojętniale wzruszając ramionami. Mężczyzna wiedział, że nie jest
częścią tych zajęć, uczestniczył w nich jedynie ze względu na swojego pana,
który dopłacał dodatkowo za to, by brunet mógł w trakcie zajęć plątać się pod
nogami. Phantomhive zrobiły naprawdę wiele, żeby tylko uniknąć konieczności
tańca, a skoro to nie wchodziło w grę, zrobił z Sebastiana doskonały odwracacz
uwagi.
— Hrabio, dziś będziemy kontynuować ćwiczenia z poprzedniej lekcji.
Proszę ustawić się w pozycji wyjściowej. Zaczniemy od powtórzenia choreografii
— zarządziła kobieta, stając przy laptopie, kiedy tylko chłopak wyłonił się z
przebieralni.
Michaelis zniknął za jej drzwiami zaraz po Cielu. Szybko przebrał się w
czarny trykot i dołączył do nastolatka, kiedy ten nerwowo próbował powtarzać po
prowadzącej kroki, tak, by nie zorientowała się, że z poprzednich zajęć nie
zapamiętał nic, poza przezabawnym momentem, gdy jego służący zahaczył ubraniem
o wystający z poręczy gwóźdź i przedarł ubranie na pośladkach. Prowadząca mogła
go nie lubić, ale trudno było nie przyznać, że był przystojny. Do tego stopnia,
że przez kolejne dwie minuty nie poinformowała mężczyzny o tym, że zniszczył
ubranie. Kiedy Sebastian się zorientował, wybiegł z pomieszczenia niemal z
płaczem, a Phantomhive nabawił się bólu brzucha.
Brunet przebiegł pomiędzy długowłosą blondyną i swoim panem, stając
nieopodal niej i z pełnym zapału wyrazem twarzy starał się idealnie odwzorować
zapamiętane kroki. W przeciwieństwie do swego pana Michaelis lubił te zajęcia.
Jedynym jego problemem był brać zręczności, który sprawiał, że chociaż
doskonale zapamiętywał choreografię, nie był w stanie odpowiednio jej
odtworzyć. Tym razem było podobnie. Cały czas potykał się o własne nogi, chwiał
się na boki, a kiedy na końcu miał się obrócić, wpadł na lustro, uderzając w
nie nosem.
— Może pan już sobie odpocznie na dziś, a ja skupię się na hrabim? —
zapytała nieśmiało dziewczyna.
Sebastian spojrzał na Ciela. Jego mina mówiła wyraźnie, że pod żadnym
pozorem nie ma prawa skorzystać z oferty. Miał stać tu i tańczyć i tak właśnie
zrobił.
W połowie męczarni tancerka zarządziła przerwę. Dla siebie, nie dla
dwójki nieporadnych uczniów. Nie wiedziała, jak to było możliwe, ale użeranie
się ze sztywnym nastolatkiem i jego kompletnie pozbawionym koordynacji służącym
przyprawiało ją o ból głowy i wycieńczało nie mniej niż międzynarodowe zawody,
w których zwykła zajmować miejsca na podium.
Spokój przerwy zachciało wkroczenie do studia młodej brunetki. Ciel
kojarzył ją z widzenia, był nawet przekonany, że kiedyś odegrała jakąś
epizodyczną rolę w Kuroshitsuji, ale nie była nikim na tyle ważnym, zdolnym ani
interesującym, by zapamiętał jej imię. Co jednak zdziwiło go w dziewczynie, to pełne
podziwu spojrzenie na widok Michaelisa. Phantomhive szczerze nienawidził
zaślinionych fanek swojego podwładnego. Były równie irytujące, co on, a na
dodatek nie miały pojęcia, jaki był naprawdę. Gdyby nie dobre imię szlachcica,
pewnie już dawno sam obwieściłby światu, jaką bezużyteczną porażką był
Sebastian. Przynajmniej tak sobie wmawiał, choć były i momenty, kiedy nie był
tak pewny swego.
— Cz-cz-czy to studiu Madam Hollywell? — zapytała zawstydzona dziewczyna.
Prowadząca wychyliła się zza laptopa, zmierzyła brunetkę srogim wzrokiem,
a chwilę później zupełnie zmieniła podejście. Powitała ją radośnie i
przedstawiła hrabiemu jako Cecile Adams, jej uczennicę. Poprosiła, by
nastolatek pozwolił jej dołączyć do ćwiczeń. Ciel oczywiście chętnie się zgodził,
dostrzegając w sytuacji potencjał bycia niezauważonym.
Miał rację. Głupiutka Cecile cały czas wodziła wzrokiem za Michaelisem,
który coraz częściej pokasływał i jeszcze bardziej chwiał się na nogach. Dzięki
temu niedoskonałości tańca nastolatka zeszły na dalszy plan.
W pewnej chwili brunetka potknęła się o stopę Sebastiana, wpadła na niego
i razem przewrócili się na deski. Dziewczynie nic się nie stało, za to służący
dotkliwie obił sobie łokieć. Znów poczuł się kompletnym nieudacznikiem, a
męczący go napad kaszlu uniemożliwił nawet przeproszenie za swój błąd.
— Sebastian, dość tego, wracamy! — warknął wściekły nastolatek.
Wiedział, że dalsze ćwiczenia nie miały sensu. Został kwadrans, jego
służący cierpiał, a atmosfera w studio była tak nieprzyjemna, że nawet on –
słynący z psucia nastroju wszystkim wokół – czuł się nieswojo. Nawet Hollywell
nie miała nic przeciwko. Wypuściła ich jak najprędzej, prosząc hrabiego, by
następnym razem przyszedł sam.
— Widzisz, co narobiłeś? — denerwował się Ciel, niemal biegnąc do
samochodu.
— Przepraszam, Ciel, naprawdę nie chciałem. Ta dziewczyna…
— Nie tłumacz się tą idiotką! Kolejna twoja ślepa fanka. Co one widzą w
takiej ofierze losu?! — krzyczał nastolatek. — Co z twoją ręką? — zapytał
nagle, kiedy Michaelis nie uchylił się przed jego ciosem i przyjął policzek
wprost na twarz.
— Nic mi nie będzie, proszę się nie martwić.
— Kiedy wrócimy do domu, opatrzę… Opatrz to sobie! — nakazał i w
przypływie czegoś, czego nie potrafił nazwać, otworzył Michaelisowi drzwi do
samochodu.
Obawiał się, że brunet może mieć problem z kierowaniem. Nie zamierzał
stracić życia, więc kiedy tylko zobaczył, jak służący nieporadnie próbuje
odpalić silnik, kazał mu odpuścić i zamówił taksówkę.
Sebastian spojrzał na niego z wdzięcznością szczenięcymi oczami, na
których widok Phantomhive poczuł, jak jego policzki stają się cieplejsze.
Odwrócił głowę i kontynuował rozmowę przez telefon.
— Dziękuję, Ciel. To bardzo miłe z twojej strony.
— Zamknij się. Jedziemy do szpitala. Muszę mieć pewność, że nic ci nie
jest. Inaczej reżyser nie da nam spokoju — warknął chłopak.
Usilnie starał się ukryć wszelkie oznaki dbałości o służącego. Nie znosił
jego wdzięczności, był w tym zbyt namolny, zbyt szczęśliwy z powodu tak
prostych rzeczy, które przecież nastolatek powinien robić na co dzień. Ale
Sebastian zdawał się akceptować wszystko, co robił. Wybaczał mu nawet największe
świństwa i chociaż niezwykle go to irytowało, był mu wdzięczny. Bo chociaż był
w stanie w ciągu minuty wymienić dziewięćdziesiąt dziewięć wad Michaelisa, była
w nim jedna zaleta, która czasami przyćmiewała wszystko: zależało mu na swoim
panu i był mu całkowicie oddany.
Jejciu jak mi zal Sebcia.... On się tak stara. No ii Sebuś z chrypką chciałabym to słyszeć! No i jest dość sporo literówek i popraw je. Bardzo donrze mi się czytało! No i paa!! ( sorki , że tak krótko ale mam lekcje paa)
OdpowiedzUsuńNo wiem, że literówki, bo się strasznie źle czułam i nie miałam siły poprawiać. Ogarnę to może jutro, bo nawet od środy nie miałam chwili, żeby się tym zająć TT_TT.
UsuńCudowne. Kocham Sebcia jako niedojdę. To po prostu burzy wszystkie fanfiki o wielkiej miłości i jego idealiźmie. Czekam na więcej. Niech nam Sebuś zdrowieje <3
OdpowiedzUsuń