Jeszcze raz przepraszam za to, że w sobotę nie pojawiła się notka.
Co prawda wróciłam z konwentu w sobotę wieczorem, ale byłam zbyt padnięta, żeby robić cokolwiek bardziej ambitnego, niż próby nie zaśnięcia.
Dziś w zamian za to, dostajecie notkę + specjala.
Powiem tylko, że to bardzo specjalny specjal, bo ja takich rzeczy nie piszę.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
SPECJALNY SPECJAL TAKI SPECJALNY
=================
Dziś w zamian za to, dostajecie notkę + specjala.
Powiem tylko, że to bardzo specjalny specjal, bo ja takich rzeczy nie piszę.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
SPECJALNY SPECJAL TAKI SPECJALNY
=================
– Co to znaczy? – dopytywał zaciekawiony.
– Coś
nam… przeszkodziło. Ale zrobię to następnym razem, kiedy tylko sprawy wrócą do
normy – wyjaśniła.
Chłopak widział, że Elizabeth coś przed nim ukrywała, jednak
nie zamierzał dopytywać. W tej chwili ważniejsze było samo wsparcie i obecność,
niż słowa, które wypływały z jego ust. Delikatnie położył rękę na dłoni
dziewczyny.
– Na
pewno wszystko będzie dobrze, wierzę w ciebie.
~*~
Niezręczna
cisza, przerywana dźwiękiem sztućców obijających się o talerz, doskwierała
zarówno Elizabeth jak i jej kamerdynerowi, jednak żadne z nich nie odważyło się
odezwać. Oprócz kilku grzecznościowych zwrotów, całkowicie wyzutych z emocji,
nawet na siebie nie patrzyli. Nastolatka intensywnie wpatrywała się w
rozmemłany na talerzu posiłek, pilnując się, by nawet na moment nie spuścić z
niego wzroku. Sebastian stał wyprostowany jak struna niedaleko stołu i
obserwował poczynania swojej pani. Czuł się dobrze – a raczej, na tyle dobrze,
na ile był w stanie się czuć umierający demon. Ilość pochłoniętych dusz na jakiś
czas ulżyła mu w cierpieniu. Jednak czuł wobec siebie obrzydzenie. To, co
zrobił, całkowicie przeczyło jego prywatnym zasadom. Długie wyczekiwanie na
doskonały smak, który zapewnić miała mu młoda hrabianka straciło swój cel.
Zostało zbezczeszczone bezwartościowymi, przeciętnymi esencjami najgorszych
kryminalistów, jakich udało mu się odszukać w tak krótkim czasie. Wykonał
rozkaz, jak zwykle całkowicie podporządkowując się woli swojej pani, ale tym
razem wiedział, że było to sprzeczne z wolą ich obojga.
Nastolatka
wypuściła sztućce z rąk i nerwowo odsunęła się od stołu. Bez słowa wyszła z
jadalni i pobiegła wprost do biblioteki. Miała nadzieję, że demonowi nie
przyjdzie do głowy za nią iść. Nie była na to gotowa. Postąpiła tak, jak
musiała – ratowała go. Nie wiedząc dokładnie, o co chodziło, po raz kolejny
pokładając w mężczyźnie nadzieje i całkowicie mu ufając, pozwoliła na coś, czym
od zawsze gardziła. Nie przypuszczała, że dla niego będzie zdolna do takich
poświęceń. Nigdy nie przeszło jej przez myśl, że będzie zmuszona wydać rozkaz
zabicia niewinnych. Gdyby go nie kochała, wszystko byłoby inaczej. Zwyczajnie
pozwoliłaby mu umrzeć z głodu. Powoli wykańczać się, aż nie wyzionie ducha, a
ona nie odzyska wolności. Jednak czy aby na pewno? Czy to była tylko kwestia
miłości? Czy nie postąpiłaby tak samo, nawet gdyby chodziło tylko o zemstę?
Bała się poznać odpowiedź na to pytanie. Przerażało ją, jak zła i bezwzględna
mogła się okazać. Nigdy nie myślała o sobie w ten sposób, uważała się za dobrą.
Za skrzywdzoną dziewczynę pragnącą zemsty i sprawiedliwości. Za kogoś, kto
ratuje kolejne, potencjalne ofiary przez równie okrutnym losem. Samolubna,
małostkowa i słaba – taka czuła się teraz. Tonąc w poczuciu winy, skuliła się
pod ścianą pomiędzy regałami zapełnionymi powieściami kryminalnymi. Modliła się
w duchu, by niezwykła, czarna jak smoła księga ponownie pojawiła się znienacka
tuż przed jej oczyma i rozwiała wątpliwości.
Zawiodła się po raz kolejny. Nic się nie wydarzyło. Im
dłużej siedziała skulona na podłodze, tym bardziej przerażała ją wizja
przyszłości.
– Jeśli
naprawdę jesteś głodny, po prostu kogoś zabij… – szepnęła pod nosem, głosem
przepełnionym niewyobrażalnym bólem.
Nienawidziła się za te słowa, wypowiedziane z tak stoickim
spokojem, jakby w odebraniu życia człowiekowi nie było niczego nadzwyczajnego. Czy
naprawdę aż tak się zmieniła? Czy obłęd, którego doświadczała tylko w skrajnych
sytuacjach, miał na nią większy wpływ, niż mogło się wydawać? A może po prostu
była zła?
– Nie
usprawiedliwiaj się… – mruknęła, przywołując się do porządku. – Nie zasługujesz
na to. Przez ciebie tej nocy zginęli niewinni ludzie – dodała, spoglądając w
kierunku okna.
Pomarańczowe promienie zachodzącego słonia łagodnie muskały
miękki, purpurowy dywan, którym wysłana była podłoga bibliotecznej samotni. Dzień
powoli dobiegał końca, hrabianka nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się tak
późno. Wiszący na ścianie zegar z kukułką wskazywał wpół do siódmej wieczorem. Nie
miała pojęcia, co robiła przez cały ten czas. Musiała jednak wziąć się w garść,
zdecydować, co zrobić dalej. Przygotować się do ostatecznej wyprawy i jak
najszybciej oddać swą duszę, zanim zgnije do reszty, uginając się pod ciężarem otaczającego
ją z każdej strony plugastwa.
~*~
–
Panienko, czyżbyś wybierała się do posiadłości Roseblack? – wysoki mężczyzna w
czarnym fraku pochylił się lekko nad skrzętnie notującą na kartce, japońską
księżniczką.
– Owszem,
Charles. Za trzy dni jadę odwiedzić Lizzy – przytaknęła radośnie. – Nie martw
się, kiedy wrócę dopniemy kontrakt do końca. Nie przyniosę wstydu ojcu –
dodała, widząc zatroskane spojrzenie jasnowłosego służącego.
Mężczyzna skinął głową i odsunął się kilka kroków, wciąż
pozostając w pomieszczeniu na wypadek, gdyby jego pani czegoś potrzebowała.
Nastolatka jednak była zbyt zajęta zapisywaniem kolejnych słów na kaligraficznym
papierze, by przejmować się obecnością osób trzecich. Pisała list do Elizabeth.
Zaczęła, kiedy tylko wróciła z ostatniego spotkania. Codziennie wieczorem
zasiadała przy biurku i starannym pismem zdawała przyjaciółce relacje ze
wszystkiego, co ją spotkało. Lubiła zaskakiwać fioletowowłosą w nietypowy
sposób. Chociaż pisały do siebie od lat, szlachcianka nie mogła się spodziewać,
że Tomoko będzie kontynuowała tradycję nawet będąc tak blisko niej. Jednak dla
japonki więź z przyjaciółką oraz wiążący się z nią rytuał były niezwykle silne,
a przelewanie myśli na papier sprawiało jej niewiarygodną przyjemność. Była
ciekawa miny Lizz, kiedy wręczy jej kopertę i będzie obserwowała, jak z każdą
kolejną linijką na jej twarzy pojawiają się kolejne emocje.
Pisała po angielsku, chociaż nie szczędziła japońskich
wtrąceń, które tak bardzo lubiła przyjaciółka. Każde nowe słowo niosło ze sobą
metaforyczne przesłanie, które znane było tylko im. Chociaż wydawało się to
zwykłą, dziecinną zabawą, w ten sposób przekazywały sobie informacje, a
właściwie uczucia, których nikt poza nimi nie był w stanie odkryć.
–
Charles... – mruknęła brunetka, odwracając głowę w stronę służącego.
–
Księżniczko?
–
Skończył mi się tusz, mógłbyś przynieść kolejny? – zapytała uprzejmie.
Mężczyzna skinął głową i pospiesznie wyszedł z pokoju. Gdy
tylko zamknęły się za nim drzwi, dziewczyna wyciągnęła z dolnej szuflady
sekretarzyka niewielki klucz i trzymając go w ręku wraz z kolejnymi stronami
listu, podeszła do okna. Pochyliła się i wsadziła kluczył w niewielką dziurkę,
usytuowaną tuż pod parapetem. Wysunęła ukrytą szufladę i schowała do niej
kartę, po czym wróciła z powrotem do biurka i jakby nigdy nic, czekała na
służącego. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, gdzie trzyma prywatną korespondencję.
Nie chciała, by ktokolwiek oprócz Elizabeth miał dostęp do jej najskrytszych
myśli. Szlachcianka była jedyną osobą, której całkowicie ufała, jedyną, która
była w stanie zrozumieć, co czuje i nie oceniać jej miarą księżniczki.
~*~
–
Idiota – mruknął Seth, przechodząc obok przygotowującego kolację kamerdynera.
Demon spojrzał na chłopaka przez ramię i groźnie zmierzył go
wzrokiem. Nastolatek jednak niewiele robił sobie z przerażającego spojrzenia
mężczyzny. Wiedział, że Sebastian nie był w stanie go zranić. Doskonale znał
działanie substancji, którą go zatruł. Pozbawiała sił, sprawiała, że ciało
przestawało się regenerować, blokowało przepływ energii i powodowało powolny
rozkład organizmu. Bardzo bolesny rozkład. Złotooki z trudem ukrywał satysfakcję,
ilekroć, w na pozór płynnych i pewnych ruchach demona, dostrzegał delikatne drżenie.
Subtelne, ledwo dostrzegalne wahanie i zmęczenie, które towarzyszyło
czarnowłosemu niemal przy każdej czynności. Nastolatek wiedział, że teraz może
sobie pozwolić na wszystko. Bez względu na to, czy demon poznał jego prawdziwą
tożsamość, czy też nie, był bezpieczny.
– Jak
można tak traktować kogoś tak wyjątkowego, jak Elizabeth. Brzydzę się tobą.
Gdybym to ja był jej kamerdynerem…
– Ale
nie jesteś, dlatego proszę, żebyś powstrzymał się od zbędnych komentarzy i
zajął się pracą – przerwał mu Sebastian.
Przeniósł talerz z jedzeniem na srebrny wózek i wyszedł z
kuchni, zostawiając chłopaka samego.
Miał ochotę powiedzieć coś więcej… Nie! Miał ochotę rozerwać
bezczelnego gówniarza na strzępy, ale wtedy wydałoby się, że poznał o nim
prawdę. Wciąż nie mógł sobie na to pozwolić, wciąż nie wiedział, czego tak naprawdę
chce i jak zamierza to osiągnąć. Dopóki nie wymyśli, jak zapewnić
bezpieczeństwo Elizabeth, nie mógł ryzykować.
Zapukał
do sypialni i usłyszawszy pozwolenie, wszedł do środka. Uśmiechnął się
delikatnie i zaprezentował siedzącej na parapecie dziewczynie wieczorne menu. Znów
nie obdarzyła go nawet spojrzeniem, sprawiając, że tląca się w nim nienawiść
przybierała na sile.
Szlachcianka wyciągnęła rękę w stronę służącego, by ten podał
jej filiżankę z herbatą. Posłusznie wykonał polecenie. Następnie wziął talerz i
postawił go na szerokim parapecie, niedaleko stóp dziewczyny – zgodnie z
wytycznymi, które przekazała mu, wskazując palcem kawałek zimnego marmuru.
–
Panienko, nie powinnaś siedzieć na kamieniu – upomniał ją i podszedł do szafy.
Wyjął z niej koc i zbliżył się do dziewczyny.
Drgnęła. Ze strachu, z zaskoczenia, może z niechęci – nie
wiedział. Widział tylko, jak gorący, brunatny napój wylewa się z filiżanki,
parząc delikatną skórę jej drobnych rąk. Syknęła z bólu, wciąż uparcie
wpatrując się w zarysy koron drzew majaczące w mroku.
–
Panienko! – Sebastian zabrał filiżankę, odstawił ją na parapet i przyłożył do
dłoni nastolatki materiałową chusteczkę.
Wciąż nie reagowała. Nie odpowiedziała ani słowem. Nie czuła
się gotowa na tę rozmowę. Jednocześnie wiedziała, że wraz z pierwszym
wypowiedzianym słowem, rozpocznie reakcję, której nie będzie w stanie
powstrzymać. Kiedy się odezwie, on spróbuje podtrzymać konwersację, a wtedy
będzie zmuszona, by to skomentować. Nie mogła tego zrobić, wciąż nie wiedziała,
co tak naprawdę o tym myśli. Cieszyła się, spoglądając ukradkiem na
eleganckiego kamerdynera, po którym nie widać było ani odrobiny zmęczenia,
jednak radość ta podszyta była niechęcią i obrzydzeniem.
Sebastian wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki, by zająć
się raną. Na szczęście nie była poważna, herbata zdążyła się wystudzić na tyle,
by nie zostawić blizn.
– Musisz
bardziej uważać – skomentował, podnosząc się z kolan
.
Hrabianka spojrzała urażona i ostentacyjnie odwróciła od
niego wzrok. Ucieszył się. Wiedział, że w końcu się odezwie.
– To
twoja wina, pojawiłeś się zbyt niespodziewanie – burknęła z urazą.
Kamerdyner zbliżył się i spojrzał głęboko w jej oczy.
– Oboje
wiemy, że nie o to chodziło. Panienko, czyżbyś się mnie bała? – zapytał
poważnie, przyciszonym głosem.
Elizabeth energicznie podniosła się z krzesła i bez słowa
wróciła do sypialni. Usiadła na skraju łóżka i oczekująco spoglądała na drzwi
prowadzące do łazienki. Po chwili ujrzała w nich uśmiechniętego kamerdynera.
–
Przestań się śmiać. Nie masz żadnego powodu – skarciła go, odkrywając swoje
uczucia.
Ból, złość, uraza, niepewność, smutek i zwątpienie – cała
gama uczuć zamknięta w kilku prostych słowach. Emocje, które świadczyły o
dobroci i prawości jej serca.
Demon spoważniał i zamknął za sobą drzwi.
–
Szybko, pomóż mi się przebrać. Chcę iść spać – warknęła szlachcianka.
Widząc, że lokaj zmierza w jej stronę, pochyliła głowę i
przygryzła dolną wargę. Wciąż miała nadzieję, że uda jej się uniknąć rozmowy,
ale doskonale wiedziała i czuła, że mężczyzna nie zrezygnuje z okazji. Przebrał
ją, zapiął guziki koszuli i ujął dłonią podbródek dziewczyny, podnosząc jej głowę
tak, by spojrzała w jego oczy.
– Czy
teraz się mnie brzydzisz? Czy nienawidzisz mnie tak, jak wszyscy ludzie? Wreszcie
się na mnie poznałaś? – zadawał pytania, cicho sącząc kolejne słowa
niepokojącym tonem.
Przechylił się w stronę hrabianki, zmuszając ją, by odsunęła
się w tył. Oparł kolano na skraju łóżka i nie przestając napierać na
nastolatkę, mówił dalej.
– Wreszcie
ujrzałaś prawdziwe oblicze demona. Zobaczyłaś, co naprawdę znaczy życie z
diabłem. Czy teraz pragniesz cofnąć czas?
Elizabeth zamachnęła się i energicznie go spoliczkowała.
Dźwięk uderzenia przeszył jego zaskoczony umysł. Nastolatka odepchnęła go i
klęknęła na łóżku, intensywnie wpatrując się w błyszczące szkarłatem oczy
przepełnione szczerym zdziwieniem.
– Zamknij
się. Nie pozwoliłam ci się odezwać. Nie pozwoliłam ci mówić do mnie w ten
sposób. Nie masz prawa pytać mnie o takie bzdury. Za kogo mnie uważasz?
Myślisz, że nie wiedziałam, w co się pakuje? Że nie miałam pojęcia, z jakim
potworem mam do czynienia? Bardzo dobrze wiem, jaki jesteś, demonie – odparła
twardo.
Sebastian dotknął dłonią zaczerwienionego policzka.
Zdziwienie na jego twarzy ustąpiło miejsca dumnemu uśmiechowi.
– W
takim razie, dlaczego mnie unikasz, pani?
– Nie
brzydzisz mnie. Nie nienawidzę cię. To nie ma z tobą żadnego związku. Po
prostu, kiedy na ciebie patrzę, przypominam sobie jak nisko upadłam, pozwalając,
by emocje wzięły nade mną górę – wyjaśniła spokojnie, odwzajemniając jego
uśmiech.
–
Strach? – zapytał z kpiną.
– Coś
bardziej zaskakującego. Troska – wyrzuciła z siebie z lekkim trudem.
Nie wierzyła, że dała radę obnażyć przed nim uczucia. Nie
miała pojęcia, jak demon zareaguje na takie wyznanie, ale musiała być dobrej
myśli. Poczucie winy i obrzydzenia mieszały się w niej wraz z radością na widok
promieniującej energią twarzy bruneta. Musiała się poddać, musiała odpuścić. Zadręczaniem
się niewiele zdziała, nie ma na to czasu.
–
Czyżbyś się o mnie martwiła? – ponownie pochylił się nad nastolatką, tym razem
utrzymując większy dystans.
Hrabianka dostrzegła w jego oczach dzikie zainteresowanie.
Był szczerze zafascynowany jej spowiedzią. Nie kpił, nie gardził – był
zwyczajnie ciekawy.
– To
takie dziwne? Nie raz już ci mówiłam, że jesteś dla mnie najważniejszy –
powiedziała cicho, tracąc część pewności siebie.
Demon odsunął się, wyprostował i klęknął przed nastolatką,
całkowicie zaskakując ją niespodziewanym zachowaniem.
– Proszę
o wybaczenie. Przez moją nieuwagę musiała się panienka martwić i zrobiła
panienka coś, co kłóci się z jej naturą. Nie jestem godny…
– Skończ
z tym. Gdyby naprawdę tak bardzo ci to przeszkadzało, pomyślałbyś o tym
wcześniej i sam o siebie zadbał. Przyznaj, że chciałeś, bym cię takiego
zobaczyła – przerwała mu w przypływie złości.
Nie powinien był wspominać o tym, że się złamała, to był
błąd. Uderzył w czuły punk, którego nie miała nawet jak ochronić przed atakiem.
Mówił prawdę, a prawda ta niesamowicie ją bolała.
–
Oczywiście, że nie, moja pani. Nigdy nie zrobiłbym nic, byś…
– Nie
kłam! – krzyknęła, ponownie wchodząc mężczyźnie w słowo.
–
Panienko, wiesz dobrze, że ja nie kłamię – odparł szczerze.
– Nieważne
już. Chcę iść spać – wycofała się nagle.
Chciała zapytać, czemu pokazał jej się w tak opłakanym
stanie, czemu nie zadbał o siebie wcześniej. Chciała zażądać, by wyznał jej
całą prawdę, nie tylko jej skrawek, ale nie zrobiła tego. Za bardzo bała się,
co mogłaby usłyszeć. Czuła, że jego przypadłość była czymś więcej niż zwykłym
głodem i przerażała ją myśl, że nie może mu pomóc.
Położyła się, przykryła kołdrą i odwróciła tyłem do niego,
jednoznacznie dając do zrozumienia, by sobie poszedł.
–
Dobranoc, panienko – powiedział cicho.
Zapalił świece kandelabru i zgasił pozostałe światła, po
czym powoli zaczął zmierzać w stronę drzwi. Elizabeth poczuła silne ukłucie w
okolicach klatki piersiowej, które zmusiło ją, by go zatrzymała.
–
Czekaj – jęknęła drżącym głosem.
Dźwięk stukotu butów demona ucichł. W pokoju zapanowała
całkowita cisza. Czekał. Jak zwykle, całkowicie posłuszny, bez pytania wykonał
rozkaz.
– Chodź
tu – ciągnęła, kurczowo ściskając w dłoniach poszewkę kołdry.
Kilka kroków i znów cisza. Po raz kolejny zrobił to, czego
chciała. Czuła na sobie jego palące spojrzenie.
– Czy teraz też bez słowa zrobi to, co mu
każę? – pytała się, próbując walczyć z instynktem.
– We… wejdź
do łóżka – zająknęła się i nerwowo napięła wszystkie mięśnie.
Nasłuchiwała. Spokojny, równy oddech, dźwięk kandelabru
stawianego na etażerce. Milczał. Poczuła nacisk po przeciwnej stronie materaca
– usiadł. Jej serce zaczęło uderzać jak szalone, omal nie wyskakując z piersi.
Drżała ze zdenerwowania, wciąż czekając na jakiś zgryźliwy komentarz lub
ironiczne pytanie.
Demon ściągnął frak, rękawiczki oraz krawat i zdjął buty. Złożył
ubrania, zostawił je na krześle i położył się na wznak tuż obok nastolatki. Wciąż
milczał. Nie chciał nic mówić. Czuł zdenerwowanie swojej pani i dobrze
wiedział, że każde jego słowo speszy ją i całkowicie zniechęci do tego,
cokolwiek planowała. Oparł głowę na splecionych ramionach i bez słowa wpatrywał
się w ciemny baldachim nad łóżkiem. Mimo uzupełnienia energii, wciąż był
zmęczony. Bezpowrotnie tracił siły, nie będąc w stanie w żaden sposób
przeciwstawić się nieuniknionemu. Żałował, że niedane mu będzie posmakować jej
duszy, spełnić obietnicy, ponownie dostrzec w jej oczach iskrę miłości, która
doprowadziła go do zguby.
– Ironia losu. Demon umierający u boku jedynej
istoty, którą kiedykolwiek pokocha. Istoty, która nieświadomie doprowadziła do
jego zguby. – Z trudem powstrzymał się, by nie prychnąć pod nosem, kpiąc ze
swojej głupoty i słabości. – Jak mogłem
tak straszliwie stracić czujność? Widać zasłużyłem na swój los.
– Nic
nie mówisz… – Usłyszał niepewny, cienki głos dobiegający ze swojej prawej
strony.
Elizabeth obróciła się i spojrzała w jego oczy. Delikatne
rumieńce na jej twarzy dawały demonowi złudna nadzieję. Po raz kolejny.
– Co
miałbym powiedzieć, panienko?
– To,
co zwykle, zakpić – mruknęła.
Zaczęła przyglądać się niesfornym kosmykom kruczoczarnych
włosów opadających niedbale na twarz mężczyzny. Chciała się do niego przytulić,
poczuć, że jest przy niej, że nie odejdzie. Ale bała się, jak nigdy dotąd.
Sebastian zaśmiał się pod nosem, obdarzając dziewczynę
szczerym, ciepłym uśmiechem. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
–
Jeżeli moja pani wydaje mi rozkaz, wykonuję go. Bez względu na to, czy każesz
mi zamordować wszystkich wokół, zabić się, czy leżeć z tobą w łóżku. Twój
rozkaz jest moją wolą. Istnieję tylko po to, by ci służyć, panienko – szeptał,
przytulając ją.
Hrabianka poczuła przyjemne ciepło jego ciała. Słyszała
spokojne bicie serca, którego rytm przywodził na myśl liczne wspomnienia z
ostatnich lat, kiedy obejmował ją, ilekroć przerażona budziła się w środku
nocy. Za każdym razem, gdy spotykało ją cos złego, był przy niej i dawał jej
oparcie. Jak mogła być tak głupia? Jak mogła przez tyle czasu nie zorientować
się, co do niego czuje?
Nastolatka
leżała wtulona w pierś Sebastiana, który bawił się kosmykiem jej fioletowych
włosów. Spokojne uderzenia jego serca coraz bardziej usypiały zmęczony emocjami
umysł. Zasnęła, zaciskając dłoń na materiale jego koszuli, nim zebrała się na
odwagę, by powiedzieć mu o swoich uczuciach.
Demon leżał z przymkniętymi oczami, przez gęste rzęsy spoglądając
na twarz Elizabeth. Czuł morzące zmęczenie i przyjemny, wewnętrzny spokój,
którego nigdy wcześniej nie doświadczał. Nigdy, póki nie poznał jej –
najważniejszej istoty w całej swojej egzystencji. Kruchej, ludzkiej dziewczyny,
którą obiecywał strzec.
Kocham Twoje opowiadania! :D Nie mogę się doczekać następnego~! :3
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Następny rozdział w sobotę :D
UsuńTaka porcja słodyczy <3 Najlepszy prezent urodzinowy ^^ Jesteś genialna i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów <3
OdpowiedzUsuńŻyczę duuużo weny, homorku i chęci!
Sto lat, sto lat! :D
UsuńA wiesz, za chwilę koniec tomu. Boję się, co Wy mi zrobicie... I ten trzeci tom. Raumie, dobrze, że nie znacie mojego adresu xD
Awwwww... W sumie na nic więcej się nie zdobędę. Suuuuper! *to nerwowe oczekiwanie, gdy zabrzmiało "Wejdź do łóżka" ;p*
OdpowiedzUsuńHahahahaha xD
UsuńJa się nawet nie spodziewałam, że ona to powie! Tak mnie zaskoczyła, zołza jedna :O
Boziu, końcówka mnie przesłodziła :3
OdpowiedzUsuńale fakt, to "wejdź do łóżka" zabrzmiało diwnie xD
trafiłio sie kilka literówek, ale co tam :)
Znowu literówki? O njeee, a tak się starałam. Jestem jakaś niereformowalna, no bez jaj xD
UsuńA trochę cukru musi być, coby równowagę w przyrodzie zachować :>
I te wszystkie myśli w momencie gdy rozbrzmiało "wejdź do łóżka" xD
OdpowiedzUsuńAhh Lizzy, Lizzy. Nie spodziewałam się.
Rozdział super, jak zwykle zresztą. Ostatnio czytałam różę od początku i widać, że pisanie Ci coraz lepiej idzie. To nowe opowiadanie też czytam i to taka fajna odskocznia od XIX w. Anglii. W tym rozdziale znalazłam jedną literówkę "Pomarańczowe promienie zachodzącego słonia", ale tego nie poprawiaj. Jest zabawne.
Ahahahahaahahaha, luw ya Anon <3
UsuńÓmarłam całkowicie jak to przeczytałam. No zdolna jestem, zdolna. Takie burzące nastrój literówki.
Ale masz rację, na razie nie będę tego poprawiać.
Na Wattpadzie wrzucam nowo zbetowaną wersję róży, więc dopiero tam poprawie. Tutaj niech zostanie tak, jak jest. Będą wspomnienia <3
W końcu nie często się zdarzają zachodzące słonie z pomarańczową poświatą <3 xD
UsuńBo to gatunek zagrożony!
UsuńSTOP ZABIJANIU ZACHODZĄCYCH SŁONI Z POMARAŃCZOWĄ POŚWIATĄ! ZWIERZĘTA RÓWNIEŻ MAJĄ UCZUCIA!!! XD
Popieram! TO ZWIERZĘTA JAK KAŻDE INNE! Robię petycję i plakaty! xD
UsuńCzemu to musi być takie piękne...? Jeszcze nigdy, na żadnym odpowiadaniu nie płakałam tak często...
OdpowiedzUsuńSuper <3
Bo lubię wyciskać z Was łzy xD.
UsuńCieszę się, że się udaje :).
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, nie dało by się jakoś pozbyć Setha, czyli on wie że ma do czynienia z demonem, czyżby Tomiko też zawarła jakis kontrakt...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia