Ok, to będzie jeden z tych rozdziałów, do których żywię sadystyczne przywiązanie. Uwielbiam go. Zarazem smutno mi, bo już naprawdę zostało niewiele do końca tego tomu. Jakieś 4, co najwyżej 5 notek, chyba że znowu zacznę dawać jakieś strasznie krótkie.
Mam nadzieję, że ten rozdział spodoba się Wam tak samo, jak i mi. I mam nadzieję, że wyłapałam większość literówek, bo prawdę mówiąc, za bardzo zaangażowałam się we własną fabułę i nie wiem, jak to wyszło. xD
W razie czego, czekam na krytykę i wytykanie oczywistych błędów.
Miłej lektury :*
=================
Demon zerknął na nią nie zrozumiawszy, o co chodziło i
podszedł do łóżka, prezentując poranną herbatę. Elizabeth nie słuchała go. Jej
zainteresowanie przykuł przyspieszony, ciężki oddech kamerdynera.
– Ktoś
nas zaatakował? – zapytała od niechcenia, upijając odrobinę gorącego naparu.
– Nie,
panienko. Proszę mi wybaczyć spóźnienie, to się więcej nie powtórzy – odparł,
pochylając się lekko.
Prostując się, lokaj omal nie stracił równowagi. Nastolatka
bacznie obserwowała, jak oddychając przez usta, stoi przygarbiony koło ściany,
jakby bał się, że za chwilę ponownie się zachwieje.
– Mam
taką nadzieję – burknęła, odstawiając filiżankę na etażerkę.
Wstała i podeszła do lustra, by ponownie się przejrzeć. Tak
naprawdę nie chciała patrzeć w jego oczy, kiedy zada nurtujące ją od rana
pytanie.
–
Jesteś zły za wczoraj? – zapytała po chwili, kurczowo zaciskając dłonie ze
zdenerwowania.
Pamiętała. Nie był pewien jak wiele, ale sam fakt wzbudził w
nim wystarczające poczucie winy. Jego zachowanie było niewłaściwe, dlaczego więc
ona pytała, czy jest zły? Naprawdę myślała, że zaniedbałby swoje obowiązki, by
ją ukarać?
–
Oczywiście, że nie, panienko. Jednak sama wiesz, że twoje zachowanie było,
delikatnie mówiąc, nieodpowiednie – odparł, starając się zachować twarz.
–
Jeżeli przeszkadza ci, że dobrze się bawię z Sethem, trzeba było nie zostawiać
mnie wczoraj przed… – ucięła wpół zdania, zdając sobie sprawę jak irracjonalne
było to, co właśnie powiedziała.
Brzmiała jak zakochana, małostkowa księżniczka
nadinterpretująca każdy fakt, by tylko dopasował
się do jej wyimaginowanej
rzeczywistości. Zerknęła na zaskoczonego lokaja i bez słowa wyszła z sypialni. Uciekła
– jak strachliwe dziecko, bez żadnego honoru. Co jednak miała mu powiedzieć?
Nie wiedziała, co pchnęło ją do tak idiotycznego wyznania.
– Co to
w ogóle było? – pytała się półszeptem, przemierzając żwawo kolejne korytarze.
Chciała schować się przed lokajem. W spokoju przemyśleć
słowa i targające nią emocje. Czuła, że sama sobie nie poradzi. Potrzebowała
rady, dlatego szła w kierunku kuchni. Pierwszą osobą, która przyszła jej na
myśl był Seth i chociaż wiedziała, że chłopak nie będzie zadowolony i jej słowa
mogą go zranić, musiała z nim porozmawiać. Thomas i Tai nie byli do końca
kompetentnymi osobami, by poruszać z nimi tematy uczuć, za to Jeanny…
Dziewczyna za bardzo się ekscytowała. Istniało duże prawdopodobieństwo, że
wszystko, co Elizabeth jej powie, wypłynie przy demonie nim zajdzie słońce. Nie
to, żeby nie darzyła dziewczyny zaufaniem – kiedy opiekowała się Sebastianem,
spisała się doskonale, ale w sprawach uczuć nie od dziś pokojówka kibicowała
fioletowowłosej i kamerdynerowi. Mogłaby zwyczajnie nie wytrzymać presji.
Za to z Sethem było inaczej. Chociaż znali się tylko bardzo
krótko zdążyła się przed nim otworzyć, pod pewnymi względami bardziej niż przed
demonem w ciągu kilku wspólnych lat. On jeden był w stanie ocenić ją
obiektywnie i zachować dla siebie treść rozmowy. Nawet gdyby chciał coś
powiedzieć, to niechęć wobec lokaja skutecznie by mu to wybiła z głowy. W końcu
złotooki nie wiedział, kim naprawdę był Sebastian, nie mógł więc wiedzieć, że
dla niego wszelkie ludzkie uczucia nie mają wartości – dlatego, by przypadkiem
nie sprawić mu przyjemności, będzie milczał.
Spotkała
chłopaka w połowie drogi, kiedy zbiegając po schodach w głównym holu, wpadła na
niego i z impetem przewróciła się na świeżo umytą podłogę. Nastolatek
zaczerwienił się i pomógł jej wstać.
– Seth,
szukałam cię. Musimy porozmawiać! – krzyknęła, chwyciła go za ramię i
uśmiechając się do dwójki przyglądających się służącym, zaciągnęła bruneta aż
do jego sypialni.
Kiedy zamknął za nimi drzwi, Elizabeth ciężko opadła na
stojące pod ścianą krzesło i popatrzyła błagalnie na zdezorientowanego
przyjaciela.
– Co
się stało Lizzy? – zapytał ciepło, zbliżając się do niej.
Ciemnowłosa westchnęła ciężko i spuściła głowę.
– Obiecaj,
że nie będziesz zły. Tylko tobie mogę zaufać – jęknęła.
– Nie
będę, obiecuję… – Chłopak kucnął przy Elizabeth i objął rękami złożone na
kolanach dłonie dziewczyny. – Nie musisz się martwić.
Jego słowa dodały jej pewności siebie. Podniosła głowę i
spojrzała głęboko w pełne nadziei, złote oczy służącego.
–
Wczoraj przed obiadem, ja… – zawahała się.
Nie przypuszczała, że to będzie takie trudne. Nigdy
wcześniej nie opowiadała nikomu o tej części jej relacji z kamerdynerem. Dotąd
nawet sama ze sobą nie potrafiła o tym rozmawiać.
Poczuła lekki ucisk na dłoniach, zaskakująco pokrzepiający.
– Całowałam
się z Sebastianem. Brzmi strasznie idiotycznie, ale nie to jest najgorsze. Wiesz,
myślałam, że jest na mnie zły za naszą nocną zabawę –wyrzucała z siebie, póki
Seth nie przerwał jej pytaniem.
– Skąd
o niej wiedział?
– Kiedy
cię odprowadziłam, poszłam do niego – przyznała skruszona. – Nie wiem właściwie,
po co, po prostu poszłam. Wszystko się wydało. Myślałam, że to dlatego
przyszedł dziś tak późno. Byłam pewna, że to kara, ale powiedział, że nie jest
zły. A wtedy ja… – tłumaczyła chaotycznie, czerwieniąc się z zażenowania,
słysząc wypływające z ust, niepasujące do niej zupełnie, słowa. – Wtedy
powiedziałam, że jeśli przeszkadza mu, że dobrze się razem bawimy, to mógł mnie
nie zostawiać wtedy. Kiedy się całowaliśmy przybiegła Jeanny i zabrała go ze
sobą, chodziło o kominek w którejś z sypialni –skończyła niemal ze łzami w
oczach i odwróciła wzrok od zaskoczonego nastolatka.
Nie mogła znieść jego spojrzenia. Spodziewała się, co o niej
pomyśli i nienawidziła się za to, że wszystkie pomysły były niezwykle prawdziwe
i trafne. Szlachcianka, która zachowuje się tak wobec służby. Nastolatka
całująca się z dorosłym mężczyzną. Co ona sobie wyobrażała? Co wyobrażał sobie
Sebastian?! Czemu Seth ciągle milczał?
–
Powiedz coś – jęknęła błagalnie i przygryzła dolną wargę, powstrzymując jej
drżenie.
– Nie dość, że niepoprawna, to jeszcze zachowuję
się jak dziecko… – użalała się nad sobą.
– Lizz…
– zaczął Seth przyciszonym głosem. – Nie musisz się przy mnie krępować. Wybacz,
że musiałaś się martwić moimi uczuciami, wszystko w porządku. Nie zrobiłaś nic
złego. Popatrz na mnie – poprosił łagodnie.
Niepewnie, hrabianka spojrzała w jasne oczy przyjaciela i
rozchmurzyła się, dostrzegając w nich zrozumienie.
– Nie
wiem, skąd mi się to wzięło… To nie tak, że mam mu za złe – kontynuowała
spokojnie, ciesząc się w duchu, że zdecydowała się porozmawiać właśnie z nim.
–
Jesteś pewna? – zapytał podejrzliwie.
– Nie
mam pojęcia. Nie potrafię o tym myśleć. To Sebastian, jest zawsze przy mnie i
kocham go, ale wczoraj miałam wrażenie, że to coś innego – wyznała.
Po raz pierwszy zwerbalizowała niepewności tłoczące się w
umyśle. Nie wiedziała, co czuje do demona, nie potrafiła tego nazwać. Nic, co
przychodziło jej do głowy nie było wystarczająco dobre. Z nadzieją popatrzyła
na śniadego przyjaciela. Wyraz jego twarzy odpowiedział na wszelkie pytania.
Nie potrzeba było żadnych słów.
– Wydaje
mi się, że już wszystko wiesz – szepnął nastolatek, uśmiechając się do niej z
niewiarygodną wręcz wyrozumiałością.
– Ale
to nie możliwe. – Na siłę próbowała zaprzeczyć dziesiątkom sytuacji, które
przychodziły jej na myśl.
Były tak boleśnie rzeczywiste, nie potrafiła uwierzyć, że
tak długo tego nie dostrzegała. Była zaślepiona wykreowaną przez siebie,
bezpieczną rzeczywistością, którą odseparowała się od prawdziwego świata, zbyt
przerażona, by zaryzykować. Wszystkie emocje, które towarzyszyły jej przy
demonie, każde gorączkowo wyjaśniane zachowanie – dopiero teraz zobaczyła ich
prawdziwe oblicze. Za bardzo bała się w to uwierzyć, dopuścić do siebie,
chociaż w głębi duszy czuła to od dawna. Delikatne, irytujące swędzenie w
okolicy serca w końcu znalazło swoją przyczynę.
Nagle poczuła, że już kiedyś doznała takiego olśnienia. Nie
potrafiła sobie przypomnieć, kiedy, ale była pewna, że to nie był pierwszy raz.
Rozpaczliwie przeszukiwała wspomnienia, niestety bezskutecznie. Popatrzyła na
Setha i odwzajemniła przyjazny uśmiech.
– Masz
rację, byłam głupia. Ostatnio ciągle ranię tych, na których mi zależy. Ciebie,
Sebastiana… Jak on musiał się czuć, kiedy odrzucałam go za każdym razem? –spytała,
chociaż nie oczekiwała odpowiedzi.
Jasnooki
nastolatek przestał słuchać, kiedy usłyszał, że Elizabeth zależy na
kamerdynerze. Ogarnęła go euforia. Cały trud, który zadawał sobie od tak dawna,
wreszcie zaczął przynosić efekty. Był coraz bliżej zdobycia jej. Bez względu na
to, co czuła do służącego, jego szanse ciągle rosły. Jeśli tylko mu powie,
jeśli tylko on odwzajemni uczucie… Obrót spraw nieprzeciętnie mu sprzyjał.
– Co
zamierzasz? – zapytał nagle, przerywając monolog zaaferowanej szlachcianki.
Ucichła i popatrzyła na niego tak zaskoczona, że po chwili
oboje wybuchli śmiechem.
– Nie
wiem – odparła po chwili, uspokajając oddech.
–
Powinnaś mu powiedzieć – podpowiedział brunet.
– To
nie takie proste. Nie wiesz wszystkiego… – westchnęła, poważniejąc.
Żałowała, że nie mogła zdradzić przyjacielowi prawdziwej
tożsamości kamerdynera. Bez względu na zażyłość ich krótkiej znajomości, taka
wiadomość mogła być zbyt trudna do zniesienia dla zwykłego śmiertelnika. Nie
chciała narażać go na niepotrzebny stres. Z tą częścią musiała poradzić sobie
sama. Dawała radę dotychczas, więc i ten kolejny raz da radę. W końcu demon
wybrał ją na swój posiłek, nie mogła być tak słaba, by nie okiełznać kilku
dręczących serce uczuć.
–
Wydaje mi się, że nie istnieje powód, by nie podzielić się tak pięknym uczuciem
– zaśmiał się służący.
Wstał i podszedł do lustra. Przeczesał dłonią włosy i uśmiechnął
się triumfalnie do swojego odbicia.
– Masz
rację – przytaknęła szlachcianka.
Podniosła się z krzesła i podeszła do przyjaciela. Gdy
odwrócił się przodem do niej, objęła go i mocno przytuliła.
– Dziękuję.
Jesteś prawdziwym przyjacielem – wyszeptała.
– Nie
musisz dziękować – odparł odrobinę zawstydzony i odwzajemnił gest hrabianki.
Przez chwilę stali, złączeni uściskiem przyjaźni, kiedy
nagle usłyszeli krzyk pokojówki. Oboje pobiegli do holu. Ujrzeli blondynkę,
która drżącymi rękami podnosiła z podłogi resztki potłuczonej zastawy.
–
Jeanny, znowu? – jęknęła zdegustowana Elizabeth. – Mogłabyś przynajmniej
serwisy do herbaty oszczędzić…
Jeanny zaczęła się niezrozumiale jąkać. W końcu wskazała
dłonią kolumnę, zza której wystawał kawałek czarnego materiału. Szlachcianka
podeszła we wskazanym kierunku i ujrzała kamerdynera, opierającego się o
kamienny blok. Ciężko oddychając, powoli podnosił się z podłogi. Dziewczyna
popatrzyła na niego z powątpiewaniem i skrzyżowała ręce na piersi. Śledziła
wzrokiem powolne ruchy demona, zastanawiając się, co za nietypowy sposób
ukarania jej wymyślił tym razem. Był zupełnie nie w jego stylu, jednak
zachowanie hrabianki poprzedniej nocy również odbiegało od normy, dlatego mogła
się tego spodziewać.
– Co ty
odstawiasz? – warknęła Elizabeth.
–
Proszę o wybaczenie. Panienko… – mówił niewyraźnie, z trudem łapiąc oddech.
W końcu podniósł się, otrzepał frak i pochylił głowę przed
nastolatką, kładąc dłoń na piersi.
–
Najmocniej przepraszam. Zawiodłem, jako kamerdyner rodu Roseblack – rzekł,
zmuszając się, by zabrzmieć naturalnie.
Dziewczyna prychnęła pod nosem. Jego idiotyczne zachowanie
całkowicie psuło radość, która ogarnęła ją wraz z uświadomieniem sobie uczuć,
które do niego żywiła. Patrząc na zgarbionego, potarganego mężczyznę z
niechlujnie rozciągniętym krawatem, poczuła raczej pogardę, niż cokolwiek
przyjemnego.
– Żeby
upaść tak nisko tylko po to, by coś udowodnić. Czasem jesteś żałosny –
skomentowała sucho.
Lokaj nie zareagował. Żadnego złośliwego uśmiechu,
zgryźliwego komentarza, czy chociażby westchnienia. Po prostu chwiał się na
nogach, skupiając całą energię na odgrywaniu roli pijanego człowieka. Musiała
przyznać, że był niezwykle autentyczny, ale to ani odrobinę nie zmieniało
faktu, że przekroczył kompetencje, nawet jak na demona bawiącego się w sługę.
– Będę
w salonie na piętrze. Za godzinę masz mi przynieść herbatę. Nie waż się spóźnić
– zakomunikowała i posyłając przyjacielski uśmiech Jeanny i Sethowi, weszła po
schodach i zniknęła w głębi korytarza.
~*~
– Panie
Sebastianie, czy wszystko w porządku? – zapytała Jeanny.
Przez kilka minut zbierała w sobie odwagę, by zadać mu to
pytanie. Nie wiedziała, czemu Elizabeth ignoruje jego wyraźnie złe samopoczucie,
ale domyślała się, że panienka musiała mieć ku temu dobry powód. Ona również powinna
zignorować całą sytuację i zachowywać się normalnie, ale nie potrafiła
obojętnie przyglądać się, jak kamerdyner słania się na nogach.
Mężczyzna popatrzył na nią poważnie i położył trzymany w
ręku nóż na blat stołu. Pokojówka wzdrygnęła się, niepewna tego, co zamierzał
zrobić Sebastian.
– Tak,
Jeanny. Wszystko jest w porządku. Wracaj do pracy – polecił.
Znów chwycił nóż i zaczął kroić warzywa. Obraz przed jego
oczami stawał się coraz bardziej rozmazany. Ledwie widział ułożone na desce
marchewki. Nie wiedział, co się z nim działo. Co gorsza, nie miał nawet chwili,
by zbadać tę sprawę. Wiedział za to, że Elizabeth była zdenerwowana. Po tym,
jak zachował się poprzedniej nocy, po tym, jak się spóźnił i stłukł jeden z
ulubionych serwisów hrabianki, nie mógł spodziewać się, że będzie w dobrym
nastroju. Jednak jej złość była niewspółmierna. Zdawało mu się, że kryło się w
niej coś więcej. Miał tyle rzeczy do przemyślenia, a uczucie przemęczenia, jak
na złość, nie pozwalało mu nawet wykonać poprawnie obowiązków.
– Panie
Sebastianie! – krzyknęła blondynka, widząc krew tryskającą z dłoni lokaja.
Demon zorientował się, że coś było nie tak dopiero, kiedy
usłyszał jej głos. Zmęczenie było tak przytłaczające, że nawet ból nie był w
stanie przebić się przez jego tłumiącą zaporę. Miał wrażenie, że całkowicie straci
kontakt z rzeczywistością, nim zdąży dowiedzieć się, co mu dolega.
Odłożył nóż i zacisnął krwawiący palec.
–
Jeanny, poproś Thomasa, żeby dokończył za mnie – rozkazał i wybiegł z kuchni.
Wpadł do sypialni i chwiejnym krokiem doszedł do łóżka.
Opadł na nie bezwładnie i ciężko dysząc, próbował pozbierać myśli.
– Co
się ze mną, do cholery, dzieje? – warknął po chwili.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się w taki sposób. Rany
zadane kosą śmierci, chociaż zagrażały jego życiu, nie zasnuwały mgłą umysłu.
To nie był także głód. Nie pierwszy raz wstrzymywał się od pożerania dusz przez
taki okres czasu. Bywało, że nawet dziesiątki lat potrafił pościć, czekając na
posiłek spełniający wszelkie wysublimowane wymagania jego delikatnego
podniebienia. Co więc mogło doprowadzić go do takiego stanu? Co było w stanie
omamić niedostępny umysł demona?
–
Niemożliwe… – szepnął nagle, uświadamiając sobie oczywistość, którą od samego
początku miał na wyciągnięcie ręki.
Podniósł się i dokładnie przyjrzał się pomieszczeniu. Na
pozór wyglądało zwyczajnie, kiedy jednak wytężył zmysły, poczuł w powietrzu
słodkawą woń, której źródłem zdawał się być sekretarzyk. Podszedł do niego i
przejechał zakrwawioną rękawiczką po blacie. Na materiale osadziła się cienka
warstwa pyłu. Pyłu, którego pochodzenie doskonale znał. Na całym świecie tylko
dwie istoty były w jego posiadaniu. Żadna z nich nie była mu przychylna, odkąd
sprzeciwił się woli Najwyższego.
– Jak
mogłem wcześniej tego nie dostrzec – zganił się.
Teraz, gdy wiedział już, co mu dolega, był w stanie podjąć
środki zapobiegawcze. Niestety nie mógł zrobić wiele. Jedynym lekarstwem, które
mogłoby uchronić go przed śmiercią, władał ten sam demon, od którego Sebastian
odwrócił się kilkaset lat temu. Pozostało mu jedynie oczekiwanie na bolesną
śmierć. Nie to jednak martwiło lokaja najbardziej. Cokolwiek planował jego
przeciwnik, musiało mieć związek z Elizabeth. Nie mógł dopuścić, by coś jej się
stało. Wiedział, że póki nie odkryje, co knuje Najwyższy, nie może się
zdradzić. Dopóki nie dowie się, jak go powstrzymać, musi ukrywać, że wie o jego
obecności, musi ukrywać swój stan przed hrabianką. Bez względu na wszystko, jej
bezpieczeństwo było najważniejsze.
Nie
istniało w ludzkim świecie nic, co mogłoby uratować Michaelisa przed zagładą,
mógł jedynie chwilowo ulżyć sobie w cierpieniu, dodać sił niezbędnych, by
zachować pozory przed hrabianką. Chociaż było to jedyne wyjście, krwiożerczy
potwór, jak na ironię, wcale nie chciał tego robić. Brzydził się samą myślą o
zbezczeszczeniu ust sczerniałym plugastwem ludzkiej duszy, jednak organizm nie
pozostawiał mu wyboru. Gdyby istniało inne wyjście, na pewno zrobiłby wszystko,
byle nie zaznać smaku żadnej duszy, póki kontrakt z Elizabeth nie dobiegnie
końca. Ale nie mógł wybrzydzać, jego prywatne preferencje i honor musiały zejść
na drugi plan, w imię wyższego dobra. W imię przetrwania. Nawet, jeśli nie
dożyje dnia ostatecznej zemsty fioletowowłosej, musiał podjąć ryzyko. Nie
wyobrażał sobie ni życia ni śmierci ze świadomością, że zawiódł swoją panią. Wyjątkową
istotę, pierwszą i jedyną, która wzbudziła w nim uczucia. Jedyną w jego kilku
tysiącletnim, zdającym się nie mieć końca, życiu usłanym przemocą, krwią i
monotonią.
Kamerdyner przysiadł na brzegu łóżka, by zebrać siły
niezbędne do podróży. Z wewnętrznej kieszeni fraka wyciągnął kieszonkowy
zegarek i otworzywszy go, spojrzał na zdobione wskazówki. Musiał się spieszyć.
Do zaserwowania herbaty zostało mu niecałe pół godziny, jednak jakaś siła nie
pozwalała mu się podnieść.
– Może po prostu wyznam mu prawdę? Zaproponuję
siebie w zamian za jej bezpieczeństwo? Ileż to już lat… Dobrze ponad dwa
tysiące jak stąpam po ziemi, przyglądając się żałosnej, ludzkiej tułaczce po
świecie, który nigdy im się nie należał. Może już naprawdę wystarczy? – pytał
sam siebie, z każdą chwilą czując coraz większą rezygnację i wewnętrzny spokój.
– Nawet się nie zorientowała. Pomyśli, że
ją opuściłem. Czy to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie, co pomyśli? Nie. Chyba
najwyższa pora się poddać…
– Poddać… – Ostatnie słowo
wyszeptane z bolesnym wręcz zaskoczeniem.
O czym on w ogóle myślał? Skąd przyszedł mu do głowy tak
idiotyczny pomysł i dlaczego uważał, że w ogóle ma prawo podjąć taką decyzję?
Był własnością swojej pani. Dopóki ona nie rozkaże mu umrzeć, ma obowiązek żyć,
bez względu na wszystko brnąć do przodu, by zawsze być gotowym wypełnić kolejne
polecenie. Bez mrugnięcia okiem, bez wątpliwości, bez narzekań. Taka jest rola
kamerdynera. Piekielnie dobrego kamerdynera.
Energicznie stanął na nogi i ignorując zawroty głowy,
wyskoczył przez okno, ruszając w podróż. Nie minęło więcej niż dziesięć minut,
kiedy w głębi lasu ujrzał powóz zaprzężony w dwa konie czystej krwi.
–
Szlachta… – burknął niezadowolony.
Nie mógł jednak wybrzydzać. Czas uciekał, a jego wzrok coraz
bardziej zasnuwała mgła. Czuł, że to jedyna szansa. Napadł na woźnicę, niczym
skrytobójca, bezdźwięcznie pozbawiając starszego mężczyznę życia. Jego zwłoki
pozostawił na siedzeniu i splótł lejce na metalowej rurce pod siedzeniem. Skrzywił
się z obrzydzeniem, czując w ustach gorzki smak pozbawionej honoru duszy, która
ledwie dodała mu sił.
Wpadł do środka pojazdu i z lubieżnym uśmiechem powiódł
wzrokiem po przerażonych twarzach trójki podróżujących, angielskich
arystokratów. Dorosły mężczyzna, którego istota śmierdziała zgnilizną, drażniąc
wrażliwy węch Michaelisa, pyszna kobieta krępej postury, zdająca się być
bardziej oburzona niż przerażona oraz kilkuletni, ciemnowłosy chłopiec, który
patrzył na niego wielkimi, mokrymi od łez oczami – wszyscy byli bezwartościowi
i zepsuci. W porównaniu do jego pani nie byli nawet warci, by dowiedzieć się, z
kim mają do czynienia.
Zanim hrabia zdążył cokolwiek powiedzieć, Sebastian wyrwał
serce z jego piersi i rzucił na kolana osłupiałej kobiety. Pożarł jego duszę,
starając się nie skupiać na obrzydliwym smaku, przyprawiającym o wymioty.
Następnie zabił szlachciankę, równie beznamiętnie pochłaniając esencję jej
życia. Słyszał zrozpaczony głos łkającego chłopca, tak łudząco podobny do
błagań Elizabeth, kiedy spotkał ją po raz pierwszy. Kiedy jego życie
bezpowrotnie zmieniło tor.
Pochylił się nad dzieckiem i obdarzył go spojrzeniem
błyszczących krwistą czerwienią oczu.
–
Proszę, niech mnie pan nie zabija. Błagam! – krzyczał malec, kurczowo trzymając
rękaw sukienki naczynia, które jeszcze przed chwilą było domem dla duszy jego
matki.
Nie rozumiał, co się działo. Nie miał pojęcia, z kim ma do
czynienia. Jedynym, co znało to bezbronne dziecko, była beztroska.
Śnieżnobiała, nieskalana grzechem dusza. Jedyna z całej trójki, która nie
przyprawiała go o mdłości, zarazem jedyna, mogąca w rzeczywistości poprawić
jego stan. Dlatego zabił chłopca szybko i bezboleśnie. Dlatego oddał hołd jego
istnieniu i zatrzymawszy dorożkę w głębi lasu, podpalił ją, aranżując dziecku
imitację pochówku.
– To pewnie uczucie, które
nazywają wdzięcznością – zakpił, patrząc przez chwilę na skąpany w płomieniach
powóz.
Nami...
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym Ci o czymś, ale... nie mogę. No po prostu nie mogę! xD
Rozdział cudny ( pomijając Setha). I chyba, a raczej na pewno mam kolejną teorię :) a raczej to nie teoria, tylko rodzaj przekonania.
Podobało mi się, bardzo. Tylko żal Sebastiana. ;.;
Btw, nie wiem, ale odpowiadając na Twój komentarz u mnie prawdopodobnie się nie zalogowałam i koment jest od anonima. To ja jbc ;)
Czy tylko ja ostatkiem sił powstrzymałam się, by nie rzucić czymkolwiek, gdy czytałam o tej rozmowie z Sethem? Coraz bardziej boję się, tego jego entuzjazmu, gdy Lizz opowiadała mu o tym. co czuje.
OdpowiedzUsuńSebcio rozszarpujący ludzi- jak bardzo mi tego brakowało XDD Kurcze mam wielką ochotę na scenkę, w której Sebi mdleje obok Lizzy ;>
A tak to rozdzialik supi- nie zauważyłam literóweczek, odpowiednia dawka wkurzającego Setha, Sherlockujący Sebastian i wkurzona Lizz- tego mi do szczęścia trzeba :)
O mój boże. Jesteś boska. Naprawdę. Dawno nic nie rozpaliło we mnie takich emocji. Aż mruczę z zadowolenia :3 Trafiłaś idealnie w mój gust i jestem Ci za to bardzo wdzięczna :3
OdpowiedzUsuńPlus mam nadzieję, że wybaczysz mi ostatnio dość małą aktywność, ale cały czas gdzieś wyjeżdżam i nie zawsze mam możliwość czytania rozdziałów na bierząco :<
Dużo wny!! <3
Sebastian... nie poddawaj się! Pokonasz Seth’a!! :(((
OdpowiedzUsuńKocham To opowiadanie! Mega wciągające! Szybciutko lecę czytac dalej! :D
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czy Elizabeth naprawdę nie zauważa że jednak coś jest nie tak, a nie mógłby sie szybko pozbyć Setha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia