Jezu, muszę Wam powiedzieć, że muszę googlować ten rzymski zapis liczb, bo go nie pamiętam, a nigdy by mi do głowy nie przyszło, że ten tom będzie mieć tyle rozdziałów.
No, ale się udało.
Mei, mam nadzieję, że Seth Cię wkurzy i odwdzięczysz się oneshotem, żebyśmy mogły obie dodać extrasa do kolejnych notek. :)
Dobra, nie rozpisuję się, bo mam głupkowaty nastrój i tak jakoś, no. Kocham Was. I w ogóle.
Miłego czytania. :*
====================
Nie był zły. Był tak wściekły, że ledwie powstrzymywał się,
by nie wybuchnąć gniewem. Wiedział, że to nie była tylko jej wina. Nim
Elizabeth poznała tego prostackiego gnojka nigdy nie zachowywała się w ten
sposób. Alkohol, papierosy i całkowity brak dyscypliny pojawiły się wraz z
wkroczeniem w jej życie śniadej sieroty, do której pałał, z resztą nie bez
wzajemności, niesamowitą niechęcią. Podszedł do fioletowowłosej i pochylił się
nad nią, odgarniając z zaczerwienionej twarzy niesforny kosmyk włosów.
– Dlaczego
tak na mnie pat-prz-paszysz? – wysepleniła w końcu i przytuliła się do niego
bez żadnego wyraźnego powodu.
– Powinnaś
odpocząć, panienko – powiedział czule, odsuwając ją od siebie.
Wiedział, że w tym momencie reprymenda nie miała
najmniejszego sensu. Ostatnim razem, gdy zastał ją w podobnym stanie,
następnego dnia o niczym nie pamiętała. Na jego szczęście. Tym razem jednak był
zbyt zdenerwowany i zrezygnowany, by cokolwiek zrobić. Przez moment,
wspomnienie pocałunku sprzed południa wzbudziło w jego ciele przyjemny dreszcz,
mimo to nie zamierzał wykorzystać sytuacji. Był, co prawda, piekielnym
pomiotem, ale zniżanie się do takiego poziomu uwłaczało mu zarówno, jako
kamerdynerowi, jak i demonowi. Będąc dzieckiem grzechu mógł zwieść każdą
kobietę, włącznie ze swoją panią. Nie potrzebował ludzkich używek, by niewiasta
poddała się jego woli. Co by mu jednak przyszło z tego teraz? Wszak jego pani
zupełnie różniła się od innych ludzkich kobiet, które do tej pory znał. Była
jedyną, której pragnął. Jedyną, której ciepło i pieszczoty dawały mu rozkosz i
ukojenie. Nie byłby w stanie jej skrzywdzić. Nigdy nie pozwoliłby sobie
wykorzystać jej w ten sposób.
Wziął dziewczynę na ręce i w
całkowitym milczeniu zaniósł do sypialni. Kiedy posadził nastolatkę na łóżku, ta
popatrzyła na niego smutno i ponownie wtuliła się w jego tors. Nie wiedział, o
co jej chodziło, ale dobrze zdawał sobie sprawę, że pewnie ona sama również nie
miała pojęcia. Była kompletnie pijana. Patrząc w jej zamglone oczy, Sebastian
był niemal stuprocentowo pewny, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi. Odsunął
ją od siebie i przykucnął, by spojrzeć wprost w błyszczące błękitem tęczówki.
–
Wiesz, że dalej nie powiedziałeś swojego życzenia? – jęknęła niewyraźnie.
– Jakiego
życzenia? – zapytał zbity z tropu.
– Z
tamtego zakładu, co…
Nie pozwolił jej dokończyć. Zakrył usta szlachcianki dłonią
i delikatnie pchnął ją w tył. Pochylił się nad jej bezbronnym ciałem, opierając
wolną rękę tuż koło głowy. Jego oczy błysnęły krwistym szkarłatem, kiedy powoli
zbliżał usta do jej szyi.
–
Przypomnij sobie – jęknął głosem tak przeraźliwie przepełnionym cierpieniem, że
przez chwilę dziewczynie wróciły zmysły.
Przyłożyła drobną dłoń do ciepłego policzka mężczyzny,
zmuszając go, by spojrzał jej w oczy. Drugą chwyciła rękę mężczyzny,
odsłaniając sobie usta.
–
Przepraszam, ale naprawdę nie wiem, o czym mówisz – wyszeptała z ogromnym
żalem.
Po chwili po jej rozgrzanych policzkach zaczęły spływać łzy.
Smutny głos kamerdynera sprawił, że poczuła się okropnie przytłoczona. Jakby
dźwięk niósł ze sobą zaraźliwą rozpacz. Nie chciała, by było mu źle, nie
wiedziała, że tak się czuł. Dlaczego? Co takiego zrobiła? O czym zapomniała? Co
było tak ważne i czemu nie chciał jej powiedzieć? Chciała zapytać, ale
wszystkie słowa zlewały się w jeden przeciągły, zbolały jęk, którego sama nie
potrafiła zrozumieć. Demon przywarł do ciała zapłakanej nastolatki i mocno ją
przytulił, siadając wraz z nią na miękkiej pościeli.
–
Wszystko w porządku. Wybacz, nie powinienem był pytać – wyszeptał, wciąż
przyciskając ją do siebie.
Przestał dopiero, kiedy spazmatyczne drgania towarzyszące gwałtownym
oddechom szlachcianki uspokoiły się. Zasnęła nie dowiedziawszy się, czym
sprawiała mu tak ogromny ból. Sebastiana cieszyło tylko to, że rano nie będzie
o niczym pamiętała. Że po raz kolejny zapomni o czymś, co przyniosłoby jej
jedynie smutek. Gdyby wiedział, że Elizabeth zareaguje w ten sposób, nie
zapytałby; jednak nie spodziewał się takiej reakcji. Nastolatka zdawała się
zadowolona. Myślał, że wybuchnie śmiechem, a on nie zadając jej bólu, rozwieje
swoje wątpliwości.
Ostrożnie ułożył dziewczynę na
poduszkach i okrył ją białą pierzyną. Oddychał spokojnie, lekko pochrapując. Przez
chwilę przyglądał się swojej młodej pani, zastanawiając się, jak ją ukarać. Mógł
to zwyczajnie zignorować, w końcu nie miał obowiązku wychowywania jej, ale czuł
potrzebę naprostowania złego nawyku młodziutkiej hrabianki. Nie mógł pozwolić,
by ród Roseblack reprezentowała uzależniona od alkoholu, nieodpowiedzialna nastolatka.
Westchnął głęboko i porzuciwszy bezskuteczne rozmyślania,
ruszył w stronę drzwi, jednak słaby głos dziewczyny zatrzymał go w progu.
–
Sebastian – jęknęła cichutko.
–
Słucham, panienko? – odparł ze stoickim spokojem.
– Zostań
ze mną. Nie chcę być teraz sama – wyszeptała.
Lokaj zamknął drzwi i wrócił się do jej łóżka. Usiadł na
skraju materaca i w milczeniu pochylił głowę. Wpatrywał się w zaciśnięte palce,
których ostre paznokcie przebijały się przez materiał rękawiczek, raniąc skórę
dłoni. Biały materiał powoli nasiąkał krwią.
–
Cholerny bachor. Co za kompletny brak rozsądku – szeptał pod nosem, wyobrażając
sobie, jak rozrywa ciało śniadego chłopca na strzępy.
~*~
– Nie
jęcz, mam wszystko pod kontrolą – mruknął Seth, wyłaniając się z wnętrza swojej
sypialni.
Stanął na korytarzu i rozejrzał się w półmroku, upewniając
się, że nikt go nie widzi. Ostrożnie stąpając bosymi stopami po zimnej podłodze,
doszedł do drzwi izby Sebastiana. Wszedł do środka i prychnął z kpiną, wiodąc
wzrokiem po surowym wystroju sporego pomieszczenia.
– Sam
mówiłeś, że to trwa zbyt długo – ponownie wymamrotał nastolatek. – Też zdążyłem
się już znudzić.
Przeszedł przez cały pokój, wyraźnie czegoś szukając.
Zatrzymał się przy sekretarzyku, na którego blacie stało czarnobiałe zdjęcie w
ręcznie zdobionej, drewnianej ramce. Fotografia przedstawiała kamerdynera i
Elizabeth. W pierwszej chwili, chłopak chwycił obrazek i zamachnął się, chcąc
go rozbić, jednak się powstrzymał. Nie mógł pozwolić, by służący zorientował
się, że ktoś był w jego sypialni. Odstawił przedmiot i wyciągnął z kieszeni malutki
woreczek, wypełniony czarnym proszkiem. Sięgnął do jego wnętrza i wyciągnął
szczyptę substancji, którą przyprószył siedzenie, pióro i całą powierzchnię
blatu. Czarna powłoczka pokrywająca większą część blatu błysnęła ostrym
światłem i zniknęła.
– Uspokój
się, będzie dobrze. Ja się wreszcie rozerwę, a sprawa nabierze tempa – warknął
w przestrzeń. – Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to kwestia kilku dni –
dodał, odwracając się w stronę wyjścia.
Zamknął za sobą drzwi i wrócił do swojego pokoju, po czym z uśmiechem
satysfakcji na ustach położył się na łóżku i oparł głowę na splecionych na
poduszce dłoniach.
– Chce
tego tak samo, jak ty. Chociaż twoje pobudki są zgoła irracjonalne. Niemniej…
Nie mi to oceniać. Dostaję władzę i dziewczynę. Reszta mnie nie obchodzi –
mówił, wpatrując się w sufit.
Po chwili porozumiewawczo kiwnął głowa i obrócił się na bok.
–
Rozumiem. A teraz byłbyś łaskaw mnie zostawić, Seth musi się wyspać – ziewnął
teatralnie i zamknął oczy.
~*~
Sebastian
opuścił sypialnię hrabianki, kiedy całe jego rękawiczki zdążyły nasiąknąć
krwią. Żwawym tempem zmierzał do swojej sypialni, by wreszcie zając się pracą.
Z jego dłoni buchnął niewielki, błękitny płomień zmieniający w pył zakrwawiony
materiał. Wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi i rozwścieczony uderzył w
ścianę. Huk ciosu rozniósł się echem po całym służbowym skrzydle domostwa, ale
demona zupełnie to nie obchodziło. Usiadł na krześle koło biurka i opierając
łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach. Gdyby nie Elizabeth już dawno
pozbyłby się dzieciaka w najokrutniejszy sposób, jaki przychodził mu do głowy.
Niestety, musiał pozostać oddany rozkazom swojej pani. W takich chwilach
niezwykle tego żałował. Marzył, by któregoś dnia pozwoliła mu zwyczajnie zabić
ciemnoskórego bachora i pogratulowała inwencji twórczej, jaką wykazałby się
podczas zabójstwa. Ale ona była dobra. Jej dusza była czysta, a serce pałało
nienawiścią tylko wobec jednej organizacji. Całą złość przelewała na ludzi,
którzy zniszczyli jej życie. Nie było w niej miejsca na tak silne uczucia w
stosunku do kolejnych osób.
Wstał, pchnięty przypływem agresji, i ciężkim krokiem
poszedł wprost do pokoju Setha. Wparował do środka i stanął nad śpiącym
nastolatkiem. Chwycił dłonią poły jego koszuli i wyrywając bruneta ze snu,
podniósł go do góry. Nastolatek ziewnął przeciągle i z kpiącym uśmiechem
popatrzył w błyszczące szkarłatem oczy lokaja.
– Coś
się stało? – zapytał ospale.
– To jest
twoje ostatnie ostrzeżenie. Lepiej, żebyś tym razem posłuchał i wziął sobie do
serca moją radę, inaczej bez względu na to, co powie panienka, pourywam ci
wszystkie kończyny – sączył złowrogo kamerdyner, lekko tarmosząc ciałem
chłopca. – Zacznij zachowywać się odpowiedzialnie. Jeśli jeszcze raz nie
wykonasz rozkazu, popełnisz błąd lub narazisz panienkę na uszczerbek, ukażę
cię.
Seth popatrzył na niego nieco zdziwiony i podrapał się po
głowie, zupełnie nie przejmując się wyrazem twarzy i słowami demona. Z taką
samą obojętnością skonfrontował się z faktem, że mężczyzna unosi go ponad
ziemią – jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego, a już na pewno,
przerażającego.
– Nie
zrobisz niczego, jeżeli ona ci na to nie pozwoli – odparł złotooki.
– Spróbuj
popełnić błąd, to się przekonasz – warknął Sebastian i rzucił chłopcem o
ścianę.
Młody służący odchrząknął i wypluł zasnutą czerwienią
plwocinę, przetarł usta i zaśmiał się zachryple.
– Masz
rację, już niedługo – szepnął do pleców odchodzącego demona.
Michaelis
ponownie usiadł na krześle przy sekretarzyku. Czuł się zdecydowanie lepiej,
chociaż reakcja chłopaka nie dawała mu całkowitej satysfakcji. Nie wiedział,
jaką traumę musiał przeżyć ten krnąbrny bachor, by być tak obojętnym wobec jego
gróźb. Nie jeden na jego miejscu robiłby pod siebie, a byli i tacy, którzy
umierali na miejscu. Seth był inny, nieludzki.
– Niemożliwe… – pomyślał, wstrzymując
powietrze.
Wszystkie elementy układanki powoli zaczynały układać się w
jedną całość. Im dłużej o tym myślał, tym obraz stawał się wyraźniejszy.
Brakowało mu już tylko motywu. Czego mógłby chcieć ktoś taki jak on? Na pewno
nie chodziło o niego, a gdyby chciał zabić Elizabeth lub któregoś służące, miał
nie jedną okazję, już dawno zdążyłby to zrobić. Co więc nim kierowało? Odpowiedź
na pytanie wciąż umykała zmęczonemu umysłowi demona. Na szczęście miał jeszcze
czas, by rozwikłać tę zagadkę. Póki co, nie musiał martwić się o fioletowowłosą
– to było najważniejsze.
Przysunął się do blatu i chwycił w dłoń pióro. Musiał
przygotować rozkład zadań i dopisać nowe pozycje do niekończącej się listy
zakupów. Tym razem praca nużyła go bardziej niż zwykle. Z niechęcią kreślił
kolejne litery coraz bardziej niedbałym pismem.
Pół godziny później oderwał się od pracy. Popatrzył na
stojące po lewej stronie zdjęcie i uśmiechnął się pod nosem. Przywodziło na
myśl niedawne wspomnienia, które zdawały się teraz niezwykle odległe.
– Ciekawe, przed iloma rzeczami będę musiał
cię jeszcze ochronić? – zapytał w duchu, gładząc palcami uśmiechniętą twarz
dziewczyny z fotografii.
Przysunął się z powrotem i powrócił do pracy. Było niezwykle
późno, zostało mu niewiele czasu do porannych przygotowań.
~*~
Uporczywy dźwięk dzwonka docierał
do uszu wszystkich służących, obwieszczając, że panienka Elizabeth wstała i
czeka na poranną herbatę. Krótkie przerwy pomiędzy kolejnymi dźwiękami
sugerowały, że była zniecierpliwiona. Nikt się nie dziwił, wszak było po dwunastej,
a ona wciąż nie została obsłużona.
Od samego rana żaden z pracowników nie widział Sebastiana. Jedynie
kartka, na którą zwrócił uwagę Seth, pomogła im w zorganizowaniu się. Każdy z
nich miał dokładnie rozpisane zadania, godzina po godzinie. Nawet przerwy
pomiędzy kolejnymi czynnościami miały dokładnie określony czas. Byli
zaskoczeni. Chociaż kartki podobne do tej pojawiały się każdego dnia na wewnętrznej
stronie drzwi dzielącej ich izby od pozostałej części domostwa, nigdy nie
zwracali na nie uwagi. Zawsze mijali rozpiski bez słowa, przyjmując ich
istnienie za coś zwyczajnego, jak nietypowa dekoracja – jedna z wielu, których
pełno było w posiadłości. Teraz zorientowali się, że to, co ignorowali każdego
dnia, w rzeczywistości było rozkładem ich obowiązków. Po raz pierwszy odkąd
zostali zatrudnieni w tym domu, rozkazy wydawała im rozpiska, a nie jej twórca,
o którego zaczynali się martwić. Nikt jednak nie odważył się wejść do jego
sypialni. Nikt nie trudził się, by go szukać – mieli zbyt dużo pracy, by móc
sobie na to pozwolić. Na myśl o złości kamerdynera, kiedy zobaczy, że nie
nadążają z wykonywaniem poleceń, przechodziły ich ciarki.
– Nie
uważacie, że któreś z nas powinno tam iść? – zapytała Jeanny, spoglądając na
schody.
Wraz z Sethem i Taiem zajmowali się sprzątaniem głównego
holu.
– Nie,
mamy co robić. To obowiązek kamerdynera – odparł niezwykle sucho śniady
nastolatek i po raz kolejny zamoczył szmatę w wiadrze.
Pozostała dwójka popatrzyła na niego niepewnie, ale nie
skomentowała jego słów. W ciszy i poczuciu, że coś było nie tak, całkowicie
oddali się zadaniu.
Tym czasem Thomas kroił warzywa w kuchni, co chwilę
wzdychając. Zastanawiał się, czy może jednak nie powinien czegoś zrobić. Wbrew
liście zadań, odłożył nóż na blat i postanowił zrobić sobie przerwę. Kuchennymi
drzwiami wyślizną się na zewnątrz domostwa i oparłszy się o ścianę, odpalił
papierosa. Spoglądał w szare, pokryte chmurami niebo, mrugając, ilekroć kolejny
płatek śniegu leniwie zbliżał się do jego oczu.
– No i
co mam zrobić? – pytał sam siebie.
Dopalił papierosa i popatrzył niepewnie na żarzący się filtr.
Rzucił go na ziemie i przydeptał.
–
Dobra. Raz kozie śmierć – dodał sobie odwagi, jedocześnie podejmując, jak mu
się wydawało, samobójczą decyzję.
Szedł ciemnym korytarzem przy akompaniamencie
zniecierpliwionego dźwięku dzwonka. Zatrzymał się pod drzwiami kamerdynera i
wziął głęboki wdech, nim odważył się zapukać. Nie usłyszał odpowiedzi, toteż
spiął wszystkie mięśnie i zdenerwowany bardziej niż podczas walki o życie,
otworzył drzwi sypialni i wszedł do środka. Jego oczom ukazał się śpiący
Michaelis, opierający głowę na przedramionach splecionych na blacie biurka. Kucharz
ostrożnie zbliżył się do niego i delikatnie trącając ramię przełożonego,
wyszeptał jego imię.
–
Sebastian, żyjesz? – powtórzył, kiedy pierwsza próba nie przyniosła żadnych
efektów.
Demon wciąż spał, nie dając znaku życia. Gdyby brunet nie
widział, jak jego ciało delikatnie unosiło się i opadało, pomyślałby, że nie
żyje. Na szczęście, Sebastian nie był osobą, która umarłaby we śnie. Właściwie,
zdaniem zarówno Thomasa jak i pozostałej dwójki towarzyszących mu od kilku lat
służących, lokaj był osobą niezniszczalną. To był drugi raz, kiedy mężczyzna
widział zwierzchnika w stanie innym niż całkowitej gotowości do działania. Czuł
się nieswojo, jakby w obrazie śpiącego Michaelisa było coś niewłaściwego.
–
Sebastian, obudź się wreszcie. Panienka Elizabeth dzwoni od pół godziny! –
krzykną, dając się ponieść emocjom.
Donośny wrzask bruneta poskutkował, Sebastian mruknął pod
nosem i powoli podniósł głowę. Zaskoczony popatrzył na kucharza, nie
rozumiejąc, co właściwie się stało.
–
Wreszcie! Zaczynałem się martwić. Cholera, Sebastian! Nie możesz tak zasypiać,
to my tu jesteśmy od popełniania błędów – zaśmiał się Thomas, po raz kolejny
trącając kamerdynera w ramię.
Karcące spojrzenie czerwonych oczu ostudziło zapał kucharza.
Niepewnie odsunął się kilka kroków i obserwował, jak czarnowłosy ospale podnosi
się z krzesła.
–
Zasypiać? Chcesz powiedzieć, że ja… Która godzina? – wydusił z siebie
rozkojarzony demon.
– Jest
już po dwunastej. Lizz dostaje szału – poinformował go.
–
Dziękuje, Thomas. Wracaj do pracy – polecił i machnięciem ręki dał kucharzowi
znak, by wyszedł.
Kiedy tylko podwłądny opuścił sypialnię, demon podszedł do
lustra i przyjrzał się swojemu odbiciu. Poza lekko przekrwionymi i podkrążonymi
oczami oraz poczochranymi włosami wyglądał zupełnie normalnie. Zdjął z siebie
ubranie i przebierając się, dokładnie obejrzał całeciało. Żadnej rany, żadnego
znamienia – niczego, co tłumaczyłoby, dlaczego czuł się tak niesamowicie
zmęczony. Był słaby, a na dodatek kręciło mu się w głowie.
– Czy
to możliwe, żebym był aż tak głodny? – zapytał sam siebie, ponownie zerkając w
lustro.
Ułożył włosy, zacisnął krawat i bez chwili zwłoki ruszył do
kuchni, by przygotować herbatę dla Elizabeth.
~*~
Nastolatka
po raz kolejny szarpnęła złoty sznur wiszący przy baldachimie. Brak
natychmiastowej reakcji zupełnie ją zniechęcił. Była zdenerwowana, a ból głowy
dodatkowo potęgował wzbierającą irytację. Nie zamierzała dłużej na niego czekać
– skoro wyobrażał sobie, że w ten sposób będzie ją karać za to, że pozwoliła
sobie na chwilę zapomnienia – niech tak będzie. Potrafiła się ubrać i sama sobą
zająć, po prostu, gdy robił to za nią, było wygodniej. Przynajmniej tak sobie
wmawiała. Podczas ubierania się napotkała kilka technicznych problemów, jednak
żaden nie był zbyt wielki, by po chwili zmagań nie zdołała go pokonać. Dumna z
siebie podeszła do lustra i podziwiała efekt swojej pracy. Nie wyglądała tak
dobrze jak zwykle, ale nie było tragicznie. Przynajmniej tym razem nikt nie
jęczał jej nad uchem, że zwiewna sukienka z krótkim rękawem sięgająca do kolan
nie jest strojem odpowiednim na tę porę roku. Przeczesała dłonią włosy i
niedbale związała je białą wstążką, która akurat leżała na blacie toaletki. Nie
przejmowała się tym, że nie pasowała kolorystycznie do ciemnozielonej sukni.
Nie zamierzała opuszczać dziś posiadłości ani przyjmować gości, dlatego nie
miało to większego znaczenia. Liczyła się wygoda oraz komfort i oba warunki zostały
spełnione. Usiadła na łóżku, założyła buty i zaczęła wiązać sznurówki, kiedy
otworzyły się drzwi do sypialni. Zdyszany kamerdyner wpadł do środka, trzymając
w dłoni srebrną tacę ze świeżo zaparzoną herbatę.
–
Jednak postanowiłeś się zjawić? – zakpiła, patrząc na niego niechętnie.
Kurcze, coś czuję że pojedynek Seth vs Sebi się rozpoczyna. Tylko to będzie walka jednostronna. W tym wszystkim najgorsze jest to, że w tym fragmencie mniej irytował mnie Seth od Lizz. Dziewczyno! Obudź ty się wreszcie, bo wykończysz, do spółki z tym małym gnojem, Sebastiana, a Seth wykończy potem i ciebie!
OdpowiedzUsuńTo gadanie do sufitu...no nieźle. Spisek antysebastiankowy czuję :/
Gdzieś tam poucinałaś końcówki wyrazów, ale nawet mi się szukać nie chce, bo nawet nie widać :p Weny życzę:)
Cóż, niestety, ale nie znalazlam tu nic dla mnie wnerwiającego ;.; mogę ewentualnie wyżyć się na Sethcie, choć dzisiaj był on w znikomych ilościach xD
OdpowiedzUsuńCzo on zrobił Sebie? T^T zabiję dziada xD
Słodka, pomimo tego, że smutna była ta scena w sypialni Lizz (po pijaku). Myślałam, że może jednak coś znowu się między nimi stanie, ale nie ;.;
O.M.G. Az się trzęsę .-. Tyyyle akcji <3
OdpowiedzUsuńSeba z podkrążonymi oczami to lekko dziwny, ale słodki widok :3 Mru <3
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *^*
Grrrr ... Serh mnie drażnił od samego początku, a teraz to już wogole... Co on kombinuje...?Biedny Sebastian :(((
OdpowiedzUsuńPodobało mi sie to, jak Sebastian w sypialni Lizzy smutnym głosem powiedział, aby sobie przypomniała wcześniejsze chwile ❤️ <3 To było piękne, a zarazem smutne :(
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, nagle wszyscy patrzą na rozpiskę, co to za proszek... myślałam że Sebastian wychwyci że ktoś był, że coś jest nie tak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia