Dziwak z dyplomem – 36

Z braku pomysłów na przedmowę, przedmowy nie będzie xD.
Serio, nie wiem, co miałabym napisać. Idę dziś wieczorem na nowych Piratów z Karaibów. Mam nadzieję, że warto xD. 
To tyle.
PS Zapas mi się kończy. Mam niecałe 10 stron. Jak nie nadrobię, to będzie krótka przerwa.

Miłego! :*

=======================

Nie musieliśmy czekać zbyt długo. Michał wrócił z tacą pełną butelek moich najdroższych alkoholi i trzema szklankami. Włączył telewizor, odpalił jakieś gejowskie porno, a potem przygotował nam po drinku.
— Ostatnim razem zrobiłem Sebusiowi whisky z niespodzianką — pochwalił się złośliwie, ale Krystiana wyraźnie niewiele obchodziła nasza przeszłość.
Zdecydowanie bardziej obchodziło go wpatrywanie się w usta Stawa, co wzbudzało we mnie zazdrość. Wiedziałem, że był lepiej zbudowany, przystojniejszy i opalony, ale żeby tak nagle zupełnie stracić mną zainteresowanie? Znów czułem się jak piąte koło u wozu, ale tym razem nikt mnie nie raczył przypiąć do dupska, żebym służył chociaż na wszelki wypadek. Staw z blondynem coraz bardziej zmniejszali przestrzeń pomiędzy sobą, a ja siedziałem ze szklanką (dobrze chociaż, że nie z penisem) w dłoni, popijając jakiegoś wybitnie źle zmieszanego drinka i udając, że obecna sytuacja wcale mnie nie drażni.
W rzeczywistości jednak było inaczej, obserwowanie ich jedynie mnie frustrowało. Dłoń na tyłku, złączone usta, pieprzony alkohol wsiąkający w mój ciemny dywanik… Zaczęli się dobierać do siebie  na moich oczach. W żarze pożądania zdzierali z siebie ubrania, przewracając także drugą szklankę i w dalszym ciągu zdając się mnie nie widzieć. Chciałem się wtrącić i odebrać Stawowi to, co udało mi się upolować, ale nie starczyło mi odwagi. Wiedziałem, że przeciwko tym dwóm idealnym ciałom nie miałem żadnych szans bez względu na to, o którego bym zabiegał. Żałowałem, że tu przyszliśmy, w ogóle żałowałem całej tej nocy.
— Sebuś, zamierzasz tak siedzieć i się nam przyglądać? — Usłyszałem podirytowany ton przyjaciela.
— Nie będę wam przeszkadzał… — mruknąłem, urażony odwracając twarz.
— To nie przeszkadzaj, sieroto.
— Wyluzuj — wciął się Krystian.
Porzucił Michała i na czworakach przydreptał do mnie, by z głupawym uśmiechem na ustach zawisnąć tuż nad moim kroczem. Prychnął pod nosem, a potem zaczął podgryzać mnie przez spodnie. Jak ja cholernie żałowałem, że nie zrzuciłem ich z siebie w tej pieprzonej windzie!
Starałem się jednak nie dać po sobie poznać, jak bardzo działało na mnie to, co robił. Twardniejący penis był wystarczającym dowodem, nie musiałem się dodatkowo błaźnić przed Stawem. Czułem, że w każdej chwili był skłonny przerwać mi zabawę, przypominając, kto tu rządzi. Nie umiałem czerpać pełnej satysfakcji z odczuwanej przyjemności, gdy cały czas wisiała nade mną wizja jej końca.
— Zabaw się z nami — poprosił blondyn.
Zaczął dobierać się do moich spodni, a kiedy wreszcie uporał się z zamkiem, chwycił penisa i zaczął go ssać. Zacisnąłem palce na szklance, powstrzymując się od jęku przyjemności, wciąż mając na uwadze ulotność doświadczanych doznań. W końcu Staw ruszył się ze swojego miejsca, najwyraźniej widząc, że jest mi za dobrze i chcąc upomnieć się o swoje. Ku mojemu zdziwieniu, nie odciągnął Krystiana. Stanął za nim, spojrzał na mnie wyzywająco i zrzucił z siebie spodnie.
— Kris, rozbierz się może, co? — burknął, szczerząc się złośliwie.
Trzymał fiuta w dłoni i bawił się nim, patrząc na mnie tak, że robiło mi się jeszcze goręcej niż od tego, co robił ze mną Krystian. Wyobrażałem sobie, jak Staw spuszcza mu się na plecy, a ja zlizuję potem spermę z jego skóry. W końcu miałem w tym doświadczenie, a podrapane plecy blondyna były niezwykle kuszącą wizją.
Nie doczekałem się jednak widoku, na którym mi zależało. Kiedy Kris ściągnął spodnie, Michał klęknął przed nim i zwyczajnie zaczął go posuwać. Nie byłem pewien, czy to aby na pewno dobry pomysł, biorąc pod uwagę, jak szczęki blondyna niebezpiecznie zaciskały się na moim członku.
— Zobaczymy, czy ci go nie odgryzie — zaśmiał się Staw, po raz kolejny rzucając mi wyzywające spojrzenie. — I ucz się, przyjdzie i twoja kolej.
Nie powiedział już nic więcej. Chwycił Krystiana za biodra i zaczął energicznie się w nim poruszać, co oddziaływało również na mnie. Urywane, szarpiące ruchy, drapanie zębów, ucisk i paznokcie wbijające się w moje uda wydawać by się mogły niezbyt ekscytującą mieszanką, ale było zupełnie przeciwnie. Siedziałem sobie wygodnie, zupełnie wolny od bólu stawów, nie męcząc się, skupiony jedynie na wplataniu jęków przyjemności pomiędzy te ich – dwóch szalenie przystojnych mężczyzn, których spocone ciała ocierały się o siebie z pasją. Chłonięcie ich wzrokiem samo w sobie doprowadzało mnie do dziwnego, niemal narkotycznego stanu upojenia seksualną przyjemnością. Powstrzymywałem się jednak od finiszu, chcąc pokazać, że chociaż pod jednym względem jestem w stanie im dorównać. Pomagał mi niedawny stosunek, choć zadanie i tak było ciężkie.
Eksplodowałem w ustach Krystiana, słysząc głośny, nieco zachrypnięty jęk Stawa – ten sam, którym nagradzał mnie za dobrze wykonaną robotę. Tym razem jednak nie czułem go w sobie, nic mnie nie bolało, dupa nie kleiła mi się od spermy, a cały ten komfort sprawił, że czegoś mi brakowało.
Odsunąłem od siebie blondyna i w pośpiechu zrzuciłem resztę ubrań, stając przed Stawem zupełnie nago, bez pardonu okazując otwartość na wszystko, co wymyśli. Pragnąłem mu się oddać, chciałem, żeby Kris był zazdrosny, słysząc, jak będzie wrzeszczał, gdy zatrzymam go w sobie, ściskając tak, jak lubił najbardziej. Po prostu chciałem być lepszy.
— Moja kolej — oświadczyłem, szarpiąc Michała, by uraczyć go namiętnym pocałunkiem.
Cudem nie wybiłem sobie zębów.
— Już? W sumie może tak będzie lepiej, potem nie dasz rady.
— Nie kpij ze mnie, debilu! — Uniosłem się, wściekle chwytając jego penisa.
Klęknąłem przed Stawem i zacząłem go ssać, przysuwając go bliżej za pośladki. Byłem zdeterminowany, by połknąć go w całości, ale po chwili mi przerwał, odsuwając się stanowczo. Spojrzał porozumiewawczo na Krystiana, a kiedy ten parsknął entuzjastycznym śmiechem, wziął mnie na ręce i położył na podłodze, opierając o siedzenie kanapy. Rozsunął mi nogi, klęknął pomiędzy nimi, a potem wepchnął palec w mój tyłek, rozpychając się w jego wnętrzu, jakby próbował znaleźć tam worek z amfą.
Patrzyłem przez chwilę na jego kpiący wyraz twarzy, póki nie przesłoniło mi go krocze Krisa. Klęknął, przygniatając nieco moją pierś i chwyciwszy mnie za włosy, szarpnął je w tył, by móc wygodnie wepchnąć mi w usta swojego członka. Nie zdążyłem nawet zaprotestować. Chciałem go odepchnąć, bo pozycja, w której przyszło mi się znaleźć, nie należała do najbardziej komfortowych, ale skrępował mi ręce w silnym uścisku.
— Nie wierzgaj się, bo mnie podrapiesz — nakazał, wpychając penisa do mojego gardła.
Michał dalej znęcał się nad moim tyłkiem, dołączając kolejne palce. Zacząłem się zastanawiać, czy kretynowi nie przyjdzie do głowy wepchnąć we mnie całej pięści, ale powinien wiedzieć, że zwyczajnie bym go za to zabił. I chyba wiedział, po w końcu palce zamieniły się miejscem z penisem, a ja odetchnąłbym z ulgą, gdyby nie został niemal całkowicie zakorkowany ponadprzeciętnych rozmiarów męskością. Dorze chociaż, że Kris się depilował, inaczej naprawdę bym się udusił.
Próbowałem myśleć. Biorąc pod uwagę mój stan i sytuację, w jakiej się znalazłem, szło mi cholernie opornie, ale uciążliwe myśli wyjątkowo mnie tego wieczoru lubiły. Przede wszystkim próbowałem oszacować, która była godzina. Na pewno przed północą, o tym byłem przekonany. Nie wiedziałem jednak, jak wiele brakowało. Drugą sprawą zaś była próba określenia mojego statusu w tej całej zabawie. Na pewno nie byłem tym do szmacenia – przynajmniej poprzednio. Wtedy uznałbym, że był nim Kris. Teraz jednak miałem w sobie dwa wielkie, twarde penisy, których właściciele zdawali się w ogóle nie dbać o mój komfort, dążąc jedynie do zaspokojenia własnych potrzeb. Wychodziłoby więc na to, że stałem się ich dziwką. Tylko że mój masochistyczny umysł tryskał endorfinami jak szalony. Bycie maltretowany w ten sposób zwyczajnie mi się podobało. Chyba dlatego, że cała uwaga ich obu skupiała się na mnie, a to dawało mi znikomy cień poczucia własnej wartości.
Przez nadmiar namiętności, alkoholu i wrażeń na chwilę mnie zmroczyło. Pamiętałem tylko, że wszędzie były penisy, do moich nozdrzy docierał zapach nasienia, a podrapane ramiona z kilku miejsc spływały krwią, której woń doprowadzała mnie do szału. Leżałem na łóżku, podczas gdy Kris z Michałem krążyli nerwowo po pokoju. Jeden z nich miał w rękach bandaże, drugi szklanki z whisky. Nie pamiętałem, który trzymał co, ale uznałem, że alkohol dzierżył Staw. Kiedy zapytałem, co się stało, obaj dopadli do mnie i zaczęli przekrzykiwać się w opowieści o moim omdleniu.
— Ale było zajebiście — podsumowałem, uśmiechając się lubieżnie. — To nie koniec, prawda? Planowałem rżnąć się równo o północy — wyznałem, nie przebierając w słowach i pociągnąłem Michała w swoją stronę.
Przycisnął mnie ciałem do kanapy i momentalnie odskoczył jak oparzony. Widziałem, że się martwił, ale to było zupełnie zbędne. Jak na to, co dotąd przeszliśmy, czułem się doskonale. Przyznam, że towarzyszył mi ból, szczególnie w dolnych partiach ciała, ale alkohol i podniecenie doskonale go tłumiły.
— Zapalimy, a potem… — zaczął Staw, całkowicie zdobywając moją uwagę.
Śledziłem zręczne ruchy jego dłoni, które nieprzeciętnie sprawnie zrobiły czystego skręta. Zawinął go, oblizując bibułkę, a potem wręczył Krystianowi. Pomieszczenie wypełnił charakterystyczny, słodkawy zapach zielska. To był mój najlepszy i zarazem najbardziej niewłaściwy pod względem postępowania Sylwester. Jednak fakt, że dwóch pięknych mężczyzn marzyło o moim tyłku pochłonął mnie do tego stopnia, że powtarzałem to w głowie co pięć minut i niczym się nie przejmowałem.
Kiedy się zjaraliśmy, przez dobre pół godziny prowadziliśmy abstrakcyjne, filozoficzne dysputy na najróżniejsze tematy. Pamiętam, że wkręciłem się w wywód na temat języka Japończyków, którym ze wszechsił starają się dystansować od otoczenia i własnych opinii. Michał stwierdził, że dlatego tak bardzo mi to pasuje. Dostał w mordę. A ja w splot słoneczny, na szczęście lekko, więc tylko na chwilę mnie zdusiło. Krystian za to opowiadał o wnętrzu mojego mieszkania, przeprowadzając jakiś kompletnie niepojęty dla mnie dowód, że ustawienie mebli, ścian i generalnie każda pierdoła, która znajdowała się wewnątrz, mówiła coś o moim charakterze. Jego wywód był do tego stopnia trafny, że zacząłem podejrzewać zmowę, chociaż zarzekali się, że to nieprawda.
— No dobra, zbliża się północ. Pora się zabawić! — Michał powrócił do tematu, który uciął bezlitośnie, kręcąc lolka.
Podnieśliśmy się z podłogi. Podszedłem do Stawa, kokieteryjnie kręcąc biodrami i wśliznąłem się w jego ramiona, obśliniając cały jego kark. Zostawiłem mu malinkę. Wiedziałem, że to strasznie szczeniackie, ale chciałem, by tej nocy miał na sobie dowód tego, że należał do mnie. Zamglony umysł podpowiadał nawet, żebym mu się oświadczył, ale „przypadkowo” walnąłem się łbem w ścianę, żeby wybić sobie takie skrajne idiotyzmy raz na zawsze. Staw był moim przyjacielem, idealnym partnerem do seksu, ale nic poza tym. Doskonale o tym wiedziałem, gdy rozsądek zmartwychwstał, wygrzebując się spod grubej warstwy alkoholu i tetrahydrokannabinolu, którym go przysypywałem.
— Krystek, musisz mi wybaczyć, ale mam taką piękną wizję zerżnięcia Sebcia, że będzie o mnie pamiętał przez dekadę! — oświadczył wszem i wobec Michał.
Krystian nie był zbyt zadowolony, ale uznał, że w ostateczności zabawi się sam ze sobą, obserwując nas. Staw miał to uznać jako zadośćuczynienie za bzyknięcie jego „szczuni”. Starałem się pamiętać, by mu za to przywalić, ale – tak jak i wiele innych niezwykle istotnych spraw – zupełnie wypadło mi to z głowy.
Michał okrył mnie kocem, kazał założyć kapcie, a potem wypchnął mnie na balkon. Krystian poszedł za nami z butelką szampana i płaszczem na plecach. Było cholernie zimno. Miałem zamiar się rzucać, że Staw do reszty postradał zmysły, ale dopchnął mnie do balustrady, której chwyciłem się rozpaczliwie, by odsunąć brzuch od zimnego metalu. Czułem, jak mi się penis kurczy z tego zimna. Przyjaciel chwycił go jednak i zaczął stymulować, rzucając jakiś złośliwy komentarz.
— Chyba nie myślisz, że będziemy to robić tutaj?! Przecież ludzie…!
— Ludzie mają swoje chlanie, masz zabudowany dół i chciałeś czegoś niezapomnianego. To nie narzekaj. Tak cię posunę, że zobaczysz fajerwerki! — krzyknął i wpadł w typowo marihuanowy rechot, którym zdołał zarazić nawet mnie.
Żart był niesamowicie marny, ale bardziej niż głową, myślałem penisem, który Staw trzymał w dłoni.
— Pięć minut — poinformował Krystian. Otworzył szampana, postawił go na parapecie, a potem oparł się o ścianę i z niezwykłym zafascynowaniem wpatrywał się w mój tyłek.
Stawowi nie było trzeba niczego więcej. Na chwilę włożył we mnie palec, by upewnić się, że jestem odpowiednio rozciągnięty, a potem wbił się we mnie, sprawiając, że wydałem z siebie duszący krzyk. Brzuch po raz kolejny dotknął balustrady, co zaowocowało nieprzyjemnym dreszczem.
Czułem, jak penis Stawa rozpycha sobie miejsce w moim tyłku, z każdym kolejnym pchnięciem trafiając w to miejsce, którego drażnienie odbierało mi dech. Kris cały czas odliczał, a w końcu zaczęli odliczać również ludzie z balkonów. Modliłem się tylko, by nikt nie domyślił się, co robiliśmy. Starałem się udawać, że po prostu się opieram, bo mi tak wygodnie, ale nie umiałem. Jęczałem, krzyczałem, dwa razy nawet próbowałem przekonać Michała, żeby zrezygnował, ale moje biodra zupełnie przeczyły słowom, co było dla niego cholernie jednoznaczne.
Ostatnie dziesięć sekund, cała ulica zawrzała setkami głosów, a w mojej głowie huczało echo dudniącej krwi i własnych jęków. Kiedy zaś niebo rozbłysło pierwszymi fajerwerkami, kiedy głośny huk rozdarł niebo, przed oczami widziałem tylko blask. Doszedłem równo z jedną z kolejnych eksplozji, która dzięki Bogu zagłuszyła gardło jęk przyjemności. Chwilę później poczułem lepką maź na biodrze – Kris spuścił się na mnie, a tuż po nim również Michał, który momentalnie ukląkł przede mną i zaczął wylizywać mój odbyt.
Zaparłem się łokciami na balustradzie. Już  nawet nie czułem zimna, musiałem za bardzo zmarznąć lub być zbyt rozgrzany… Ciężko powiedzieć. Znudzony biernością Krystian klęknął obok mnie i zaczął ssać mojego penisa. Znów obaj całkowicie skupiali się na moim wychudzonym, nieatrakcyjnym ciele. Co oni w nim widzieli? Wtedy się nie zastanawiałem. Starałem się ustać, wytrzymać jeszcze ten jeden raz, a kiedy osiągnąłem cel, miałem serdecznie dość seksu na najbliższe co najmniej kilka godzin.
— Teraz mnie, kurwa, debilu zanieś do środka — warknąłem na przyjaciela, odwracając się z trudem.
Zupełnie zesztywniałem, poruszałem się z gracją stetryczałego osiemdziesięciolatka, co musiało naprawdę zmartwić tego ciemnowłosego idiotę, bo wydał Krystianowi kilka poleceń, a potem wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem na kanapę.
W takiej sytuacji poszkodowani z reguły dostawali gorącą herbatę, kakao czy inne rozgrzewające gówno. Ja dostałem kieliszek szampana i ciepło dwóch męskich ciał. Nie chcieli dać mi się ubrać, woleli ogrzać mnie sobą. Nie planowałem narzekać. Właściwie niczego już nie planowałem, bo czułem, że tej nocy odpadnę niezwykle szybko. Zresztą tak też się stało, bo nie pamiętałem, bym doczekał się krótkiej wskazówki zegara wiszącego nad drzwiami salonu na jedynce. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.