środa, 30 listopada 2016

Tom IV, LXXVII

Wczoraj był Dzień Darmowej Wysyłki. Kupiliście sobie coś? Ja zamówiłam "Trzy po 33" z Miodkiem, Bralczykiem i Markowskim. Kupiłam wcześniej "Wszystko zależy od przyimka" i strasznie mi się spodobała, więc stwierdziłam, że warto kupić i kolejną. Dobra lektura nie jest zła. To tak, jakbyście się zastanawiali, co czyta autorka: mangi pełne błędów tworzone przez polskie niekompetentne wydawnictwa i książki o języku polskim xD. Co nie zmienia faktu, że doby kuroszkowym fickiem bym nie pogardziła. Podkreślam: DOBRYM. No ale cóż, wszystkiego mieć nie można, ostatnio i tak nie jest źle, więc jestem kontent xD.
No, to chyba tyle.
Ach, nie, jeszcze coś.
Kto się wybiera na Hellcon? Bo to już coraz bliżej, więc się przyznaję, że się zjawię w obstawie Szatana i Kei, więc gdyby komuś zależało na tym, żeby mi powiedzieć w twarz, jak bardzo źle piszę, to zapraszam . Nie gryzę, boję się Was bardziej niż Wy mnie :*. Srsly, ja jestem aspołeczna i introwertyczna, ale jak się rozkręcę, to bękę kręcę xDDDD.

Miłego! :*

======================

Wysłuchawszy wyznania demona, Elizabeth uśmiechnęła się ciepło, wzbudzając w nim niemałe zaskoczenie. Nie rozumiał jej reakcji tak samo, jak nie rozumiał siebie. Dziewczyna jednak wydawała się pewna siebie, a jej zadowolenie wskazywało na to, że cokolwiek się z nim działo, nie mogło być takie złe. W innym wypadku by się nie uśmiechała.
— Jesteś zazdrosny — oświadczyła uroczyście hrabianka.
Uniosła się nieco i pocałowała demona, zaplatając ręce na jego szyi.
— Jesteś po prostu zazdrosny, Sebastian. To nic złego, dopóki nie poddasz się temu uczuciu, tak, jak ja wczoraj. Jeśli podejdziesz do tego spokojnie, nic się nie stanie. Przyzwyczaiłeś się, że tylko ty mogłeś mnie dotykać. Może nawet boisz się, że przez to mnie stracisz, ale to już lekka nadinterpretacja — wyjaśniła dokładniej.

piątek, 25 listopada 2016

Tom IV, LXXVI

Bardzo słabo wyświetlaliście poprzedni rozdział. Po części to moja wina, bo zapomniałam przypiąć posta, nie złamałam wpisu i jeszcze na grafice byli żniwiarze i Rafael, a to widać mało zachęcające, ale i tak mi trochę przykro, bo to różnica 150 wyświetleń, a nie jakichś 20. No cóż, muszę z tym jakoś żyć xD. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, bo ostatnio mam naprawdę bardzo mało czasu (no ten tydzień to mnie zwyczajnie zabił xD) i ledwo wyrabiam się z rozdziałami, więc pozytywny odzew z Waszej strony jest dla mnie jeszcze ważniejszy niż zazwyczaj.
Dobra, to tyle smęcenia. Dziś rozdział ma równo pięć stron. To dlatego, że nie mam czasu, a już jeszcze dziesięć stron zapasu w plecy, więc zrozumcie. Jak uda mi się nieco nadgonić, to się poprawię :*. (I tak jesteście w dużo lepszej sytuacji od promotorki mojej magisterki. Wy dostaliście od października ponad 70 stron, promotorka ani jednej xDDDD.)

Miłego! :*

============================


— Jeśli mu się dobrze przyjrzeć, wydaje się bardziej promienny. On jest naprawdę szczęśliwy, Lizzy, bierz z niego przykład. I wiesz co? Przytulę cię! — oświadczyła w końcu japonka, nie pozostawiając powierniczce żadnego wyboru.

Objęła ją i przycisnęła do siebie, wtulając twarz w jej puszyste włosy. Do tej chwili nawet nie zdawała sobie sprawy, jak niesamowicie jej tego brakowało. Miała już dość wiecznego trzymania się na dystans, nerwowego cofania dłoni, ilekroć chciała wspomóc przyjaciółkę. Jeśli było coś, co hrabianka mogła dla niej zrobić, to właśnie znoszenie jej dotyku było tym, co uszczęśliwiało księżniczkę najbardziej. Powrót do normalności, zapewnienie, że z jej bratnią duszą wszystko było w porządku.

— Wiesz, że ja…

środa, 23 listopada 2016

Tom IV, LXXV

Jak zwykle nie wyrobiłam się z życiem i robię wszystko w środku nocy. Brawo ja! Jutro (dziś, w środę w sensie xD) kolos z japońskiego, w czwartek z prasy współczesnej, a w poniedziałek znowu z japońskiego – tym razem taki ważny. Za dużo zajęć. A jeszcze muszę gdzieś pomiędzy to wciskać pracę, bo chciałam do końca miesiąca zrobić dwa zlecenia (hajs na Hellcon sam się nie zbierze xD). No i próbuję wyciułać jakieś godzinki, żeby skończyć nowe kolorowanie. Od trzech dni nie piałam dziwaka, ale! Bądźcie dumni, bo w poniedziałek napisałam całe 7 stron Róży.
Podsumowując: nie mam czasu żyć i robię po pięć rzeczy na raz. 
Ale przynajmniej rehabilitacja mi się skończyła, więc mam szansę się wyspać (z której z premedytacją rezygnuję). 
No, to Wam opowiedziałam co tam u mnie. W sumie nie narzekam jakoś specjalnie, jestem na granicy beki i bóldupienia. W sumie wolę to, niż gdybym miała siedzieć i nie mieć co ze sobą zrobić. Nie ma nic gorszego niż bezproduktywność TT_TT.
A Wy czym zapychacie sobie czas wolny? Dajcie znać, w sumie tyle wspólnie już tu jesteśmy, że pora się lepiej poznać xDDDD.

Miłego rozdziału! :*

==================



     William siedział wyprostowany za biurkiem i zerkał w wypełniony dokumentami folder. Zignorował Grella. Dopiero kiedy ten usiadł na fotelu naprzeciwko niego i zaczął narzekać na swoją pracę, został obdarzony znudzonym spojrzeniem Spearsa. Mężczyzna prychnął pod nosem i odłożył plik kartek na blat.

     — Grellu Sutcliff, wydaje ci się, że twoja praca to zabawa? To kara za twoją głupotę, a zarazem niezwykle ważna funkcja w obliczu tego, co się zbliża. Naprawdę nie wiem, czemu szefostwo zdecydowało się wybrać na to stanowisko ciebie…

   — Ale Willu! Oni są okropni! Nie słuchają, co mówię, ciągle przeszkadzają i są tacy beznadziejni… Pomyśl, jak źle się tu będzie działo, kiedy odejdę!

      — Z niecierpliwością czekam, by się o tym przekonać. Do rzeczy, Sutcliff. Przyszedłeś w jakiejś konkretnej sprawie? W przeciwieństwie do ciebie, mam obowiązki i nie zamierzam zostawać w pracy po godzinach — poganiał go brunet, z każdą chwilą irytując się coraz bardziej.

       — Jesteś okropny! Masz takie zimne serce! Willu, nie bądź taki!

       — Czyli nie masz do powiedzenia nic ważnego… — mruknął pod nosem William.

     Ponownie sięgnął po folder i zaczął wodzić wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu. Puszczał mimo uszu kolejne skrzeki nadpobudliwego podwładnego, licząc na to, że całkowitą obojętnością zniechęci go jak dziecko i ten wreszcie sobie pójdzie. Jednak im bardziej Spears ignorował Grella, tym ten stawał się głośniejszy i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie sobie pójdzie.

     — Właśnie, Willu! Przyszedł do ciebie jakiś ciemny dziwak! Ma nawet pieczątkę od tych z granicy! — krzyknął czerwonowłosy, w końcu w potoku słów wyrzucając z siebie coś, co dla zarządcy miało jakieś znaczenie.

       Zaciekawiony spojrzał znad dokumentów w oczy zbieracza i kazał mu kontynuować. Po krótkim wyjaśnieniu William wyzwał Sutcliffa od niekompetentnych durni i kazał mu opuścić swój gabinet. Odprowadził rudzielca do drzwi, a kiedy na korytarzu zobaczył znajome oblicze, zawahał się na chwilę, po czym kazał Grellowi zostać.

      Zadowolony żniwiarz nie zastanawiał się nawet, co skłoniło Spearsa do zmiany zdania. Zakręcił się wokół siebie, klasną w dłonie i śmiejąc się opętańczo, wbiegł z powrotem do gabinetu.

      — Rafael. Wydawało mi się, że moi przełożeni wyrazili się jasno, nie zamierzamy wchodzić z wami w żadne układy — rzekł poważnie zarządca bogów śmierci, lekko marszcząc czoło.

     Stojący przed nim anioł zaśmiał się ciepło i skłoniwszy lekko głowę, w milczeniu wszedł do pokoju zaraz za swoim przewodnikiem. Zajął miejsce na fotelu, a kiedy Will zrobił to samo, wręczył mu pismo opatrzone anielską pieczęcią.

      — Will, co się dzieje? Kim on jest? No, Willu! Powiedz mi, nie bądź taki! — wydzierał się Sutcliff.

       Sugestywne warknięcie Spearsa skutecznie go uciszyło. Zarządca nie miał w zwyczaju użerać się z niezdyscyplinowanymi podwładnymi, zazwyczaj po prostu ich wyrzucał, ale teraz tego nie zrobił. W końcu dało to Grellowi do myślenia, szczególnie że zamiast zwyczajowych obelg, przełożony zwyczajnie wydał z siebie ten przerażający dźwięk. Rudzielec wiedział, że jest źle, nie miał tylko pojęcia, czemu znalazł się w tak nietypowej sytuacji.

      — William, rozmowny jak zwykle — westchnął gość. — Mam na imię Rafael, przybywam z nieba, by prosić bogów śmierci o pomoc w pokonaniu przeciwników.

        — Ra-ra-ra-ra-rafael?! — wrzasnął Sutcliff, zrywając się z siedzenia. — TEN Rafael?!

        — Po twojej reakcji śmiem twierdzić, że tak.

     — Jaaa cię! Willu! To niesamowite! Poderwał mnie prawdziwy archanioł! To obrzydliwe! I wspaniałe! Sam nie wiem, które bardziej! Ach, to balansowanie na krawędzi moralnego dobra i zła. Związek z aniołem, związek z demonem, ach! Moje życie jest takie skomplikowane!

       — O czym on…?

       — Proszę wybaczyć, Grell Sutcliff jest obłąkany. Proszę go zignorować — burknął Spears.

      Wcale nie podobało mu się, że archanioł przyszedł z tą sprawą do niego. Sam fakt, że niebo miało tak dokładne informacje na temat systemu władzy shinigami, wzbudzało zbyt wiele niepewności. Nie chciał nawet pytać, skąd Rafael wiedział, że jest upoważniony do wydawania tego typu rozkazów. Najgorsze było jednak to, że nie powinien odmawiać. Dokument, który miał przed oczami, nie był żadną prośbą, podaniem czy wnioskiem, na co skrycie liczył William. To by zwyczajny list z pogróżkami. Zawierał kopie dokumentów, które mogły znacząco podkopać autorytet zarządcy. Dawne błędy młodości, kilka nieprzemyślanych decyzji – nie miał pojęcia, jak Rafael wszedł w posiadanie takich danych. Bez względu na to, został postawiony pod ścianą.

      — Nie pozostawiasz mi wyboru… — westchnął niechętnie, oddając dokumenty aniołowi. — Mów, czego chcesz. Jeśli nie złamie to kodeksu bogów śmierci, pomożemy wam.

      — Och, to bardzo miło z twojej strony, serdecznie dziękuję! — rzekł entuzjastycznie Rafael, czym jedynie doprowadził Williama do szału.

     Za to Grell zamilkł, gdy usłyszał, że jego przełożony zgodził się na coś, czemu zawsze był przeciwny. Nikt tak skrupulatnie, jak on, nie przestrzegał zasady o braku ingerencji w wydarzenia na świecie, a teraz ot tak, ze względu na jakiś papier, zwyczajnie zgadzał się pomagać w wojnie? Rudy żniwiarz czuł, że sprawa była bardzo poważna, zaniechał więc żartów i przysłuchiwał się mało wylewnej wymianie zdań, chcąc zrozumieć z niej jak najwięcej.

       — Chcemy, żebyście dopilnowali, że kiedy już wygramy tę wojnę, Michał na pewno będzie tym, który zabije króla piekła. Bardzo nam na tym zależy, to jedyna taka okazja. Nie możemy pozwolić, by zadecydował za nas przypadek.

       — Rozumiem. Wyślijcie dokładne instrukcje, każę je rozesłać wybranym dowódcom.

     — Z pewnością — szepnął Rafael, uśmiechając się pod nosem. — Jeśli dobrze się spiszecie, sądzę, że Gabriel pomoże ci rozwiązać ten mały problem — dodał, głaszcząc palcami kremowy, gładki papier.

       Chwilę później było już po wszystkim. Archanioł opuścił gabinet Williama, ten wrócił do swoich obowiązków, jakby nic się nie wydarzyło, a rozdarty pomiędzy dwoma przystojnymi mężczyznami Grell przez chwilę walczył ze sobą, nie wiedząc, co powinien zrobić. W końcu jednak zdecydował się ruszyć w pogoń za aniołem. Widział go dopiero pierwszy raz. Pierwszy! w całym swoim długim życiu. Nie mógł zmarnować takiej okazji.

       — Rafciu, stój — zawołał bruneta, biegnąc na złamanie karku.

      Felernie stając na śliskiej posadzce, złamał obcas i zachwiawszy się, wylądował tuż pod nogami archanioła, który zasłonił usta dłonią, dyskretnie śmiejąc się z jego niezdarności. Wyciągnął do żniwiarza rękę, pomógł mu wstać i wyciągnąć znikąd jasne pióro. Dmuchnął w nie, a ono zmieniło się w jasny pył, który magicznie naprawił but rudzielca.

     — Ale to cudowne! Dziękuję, Rafciu! Wybawiłeś mnie z opresji, to takie szarmanckie! Może zabierzesz mnie na kawę, co?

       Sutcliffowi nie trzeba było wiele, by zaczął swoje końskie zaloty. Chwycił archanioła pod ramię i zaczął ciągnąć go w stronę miasta, ale ten stanowczo zaoponował, nie pozwalając się ruszyć. Grell wydawał mu się zabawny, ale żyli w zbyt niepewnych czasach, by mógł sobie pozwalać na proste rozrywki kosztem pracy. Misja nieba była zbyt ważna, by zaprzepaściła ją jedna czerwonowłosa fajtłapa.

      — Wybacz, ale mam mnóstwo pracy. Może następnym razem? Z chęcią odwiedzę to miejsce, kiedy wojna dobiegnie końca — obiecał Rafael.

      Nim żniwiarz zdążył odpowiedzieć, zniknął w anielskim portalu, zostawiając Sutcliffa samego. Jego słowa zawróciły żniwiarzowi w głowie. Zaczął piszczeć, krzyczeć sam do siebie, a w końcu pędem pobiegł do domu, by zacząć wybierać kreacje na kolejne spotkanie z archaniołem. Jeszcze nigdy nie udało mu się zabrnąć tak daleko! Próbował mnóstwo razy, zalecał się do każdego, kto tylko spełniał jego wymagania, a jednak zawsze był odrzucany. W końcu udało mu się trafić na kogoś, kto chciał zobaczyć się z nim ponownie.

      — Z chęcią! Z chęcią się spotkamy, Rafciu! — powtarzał, przymierzając kolejne stroje, póki przeglądając się w lustrze, nie przypomniał sobie, co tak ważnego chciał powiedzieć przełożonemu, nim ten zaciągnął go do świata bogów i skazał za wykroczenie.

        — Willu! Człowiek od tych potworów! — wrzasnął, podskakując jak oparzony.

      Ubrany w czarną, rozpostartą na piersi koszulę, czerwoną marynarkę w pasku i obcisłe, pokryte cekinami spodnie o tym samym kolorze, na wysokich, krwistych szpilkach ruszył na złamanie karku z powrotem do gabinetu Spearsa. Wpadł do niego jak burza, krzycząc pełen ekscytacji:

       — Willu! Mam informacje o tym przeciwniku! Tym, od tych dziwadeł! Tym, tym… No wiesz, którym!

      Zarządca podniósł wzrok na Grella i zmierzył go kpiącym spojrzeniem. Po chwili oględzin ocenił, że tym razem podopieczny mówi prawdę, a jego teatralne zachowanie nie było jedynie wymówką, by spędzić z nim więcej czasu.

     — Usiądź, Grellu Sutcliff. I mów ciszej, nie jestem głuchy — rzekł poważnie, wskazując rudzielcowi fotel naprzeciwko biurka.

~*~

       Elizabeth wcale nie miała ochoty rozmawiać z Tomoko. Nie dlatego, że pragnęła coś przed nią ukryć, nie miała nic przeciwko powiedzeniu przyjaciółce prawdy, jednak wiedziała, jak ta zareaguje i na samą myśl o pełnych radości piskach, łzach i wzruszeniach czuła się niewiarygodnie zażenowana. Księżniczka i tak już znała prawdę, byłoby dziwne, gdyby się nie zorientowała, ale chciała usłyszeć to z ust szlachcianki, potrzebowała potwierdzenia. Lizz powtarzała sobie, że za wszystko, co musiała przez nią przejść japonka, jest jej to winna. Ona uwielbiała takie tematy i na pewno cieszyła się co najmniej tak samo, jak główni zainteresowani, którzy na siłę starali się zachowywać powściągliwie. Jeśli więc hrabianka miała sprawić powierniczce radość, dzieląc się szczegółami nocnych wydarzeń, zamierzała odłożyć swój dyskomfort psychiczny na bok i poświęcić się dla Tomoko. To i tak było zaledwie małą kroplą w morzu długu, jaki zaciągnęła u brunetki, kiedy trzymała ją zamkniętą pod kluczem. Nie miała prawa narzekać, byłaby zwyczajną hipokrytką, ale przed samą sobą nie zamierzała udawać, że lubiła opowiadać o intymnych sprawach.

      Nie umiała, właściwie nawet nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, chociaż odkąd skończyła budować z kuzynem bałwana, przez cały czas myślała tylko o tym, jak się wyrazić, by nie brzmiało to obcesowo, wulgarnie ani niewłaściwie. Tomoko była osobą, której nie wystarczały krótkie informacje, zawsze chciała znać szczegóły, na których podstawie umiała dokładnie wyobrazić sobie sytuację, wejść w skórę narratora i dzięki temu służyć przemyślaną, dobrą radą. Poza tym była zwyczajnie wścibska i nigdy tego nie ukrywała. Wszyscy mieli jakieś wady, umiejętność ich zaakceptowania była równie cenna, co okiełznanie niepożądanych cech, kiedy było to konieczne.

      Zaraz po obiedzie księżniczka zaciągnęła Elizabeth do swojej sypialni. Uparcie nie odstępowała przyjaciółki ani na krok, by upewnić się, że nie znajdzie żadnej wymówki. Zdawała sobie sprawę, że jej młodsza koleżanka może się krępować, ale tak samo, jak czuła chęć poznania wszystkich szczegółów wydarzeń ostatnich kilkunastu godzin, równie mocno pragnęła pomóc hrabiance w odnalezieniu się w sytuacji, a widziała, że zwyczajnie nie umiała zrobić tego samodzielnie.

    Dotarłszy do pokoju, Tomoko chwyciła za sznur i pociągnęła go dwukrotnie, co było dla kamerdynera jasną informacją, że oczekiwała herbaty. Jej zachowanie dodatkowo zdenerwowało Lizz. Nie chciała stawać twarzą w twarz z Michaelisem i widzieć, jak jego oczy zdradzają rozbawienie, które kryło się pod nieprzejednaną maską przywdziewaną przez niego każdego dnia. Nie mogła jednak tego uniknąć. Zmusiła się, by stawić czoło pierwszemu wyzwaniu i kiedy lokaj zapukał do drzwi, starała się wyglądać naturalnie. Niestety niezbyt jej się to udało.

      Sebastian, widząc minę swojej pani, nie zdołał się powstrzymać i zaśmiał się pod nosem. Zamiast spokojnej i obojętnej, wyglądała tak, jakby była wściekła i jednocześnie męczyły ją problemy żołądkowe. Demon powstrzymał się jednak od komentarza, przepraszając jedynie za nieprzyzwoite zachowanie i skłoniwszy się, opuścił sypialnię.

     — Widzisz? Teraz już doskonale wiesz, jak się nie zachowywać — powiedziała księżniczka, z trudem powstrzymując się, by nie pójść w ślady służącego.

      — To wcale nie jest zabawne. Ja nie potrafię tak, jak on! To jest nienormalne! Cholerny demon! — krzyczała zawstydzona nastolatka.

      Zaplotła ręce na piersi i starała się udawać obrażoną, ale w rezultacie sama zaczęła się z siebie śmiać, choć nie tak ciepło i radośnie, jak japonka – raczej kpiąco, użalając się nad swoją głupotą. W kwestii miłości była jak małe dziecko, któremu kazano rozwiązać najtrudniejsze zadanie świata: nie wiedziała, co powinna robić, a znane jej sposoby zwyczajnie zawodziły.

       — Spokojnie, przepraszam. Dojdziemy do tego. Na początek chciałabym usłyszeć, co takiego się stało — powiedziała już spokojnie Tomoko, przysuwając się do siedzącej na materacu przyjaciółki.

     — Przyszłam do niego w nocy, bo nie mogłam spać, no i wyznałam mu co czuję, a on… On powiedział, że też mnie kocha, ale wiesz, to było dziwne — zaczęła niepewnie Lizz.

        — Dziwne?

      — Zawsze myślałam, że kiedy ja powiem „kocham cię”, to ta druga osoba uśmiechnie się do mnie i radośnie odpowie: „ja ciebie też”. A on zachowywał się tak, jakby nagle zabrakło mu języka w gębie. Patrzył na mnie tak dziwnie i czułam się strasznie nieswojo, nawet martwiłam się, że coś jest nie tak. I dopiero wtedy jakoś to z siebie wyrzucił. Może wcale nie chciał? Może to było głupie, zmusiłam go i teraz będzie udawał, że coś do mnie czuje. Chyba popełniłam błąd…

       — Elizabeth! — krzyknęła ostro księżniczka.

   Zmierzyła przyjaciółkę karcącym wzrokiem i zirytowana wydawała z siebie niezrozumiały pomruk.

      — On cię kocha, głupia! Od dawna, mówiłam ci. Sądzę, że po prostu potrzebował chwili, żeby to do niego dotarło. Może nie wierzył, że wreszcie się odważyłaś. Wiesz, patrząc na was, sama nie byłam pewna, czy kiedyś wam się uda. Ale dobrze, co dalej, opowiadaj!

       — No i potem my… My… No wiesz, co!

       — Uprawialiście seks.

       — Nie mów tak o tym! — obruszyła się Lizz.

    Po jej plecach przeszedł tak zimny dreszcz, że aż cała zadrżała i skrzywiła się z ogromną niechęcią, po raz kolejny doprowadzając przyjaciółkę do śmiechu.

         — Było aż tak źle?

       — Nie… Było wspaniale, tylko że ja nie umiem o tym mówić. Nie umiem z tym żyć. To jest takie abstrakcyjne, nie sądziłam, że kiedyś uda mi się zabrnąć tak daleko, nie wyobrażałam sobie tego. Moje marzenia kończyły się na: „ja ciebie też” i pocałunku, a potem dochodziłam do wniosku, że już samo to jest niemożliwe.

       — Bo jesteś głupia. Weź przykład z niego. Zachowuje się zupełnie normalnie. Gdyby nie ty, nie zorientowałabym się. Chociaż…

       — Chociaż? — powtórzyła zmartwiona Elizabeth.

      Jej urocza niepewność działała rozbrajająco na nieco starszą przyjaciółkę. Czuła się jak starsza siostra, która uczy tę młodszą prawdziwego życia. Zabawne było tylko to, że mimo mnóstwa przejść każdej z nich, to właśnie Elizabeth uprawiała seks jako pierwsza i zdawałoby się, iż w tym temacie powinna czuć się swobodniej. Było jednak inaczej, Tomoko była dużo bardziej obeznana, sporo czytała i zawsze była dojrzalsza, zmusiło ją do tego surowe wychowanie. Rozmawianie o sprawach intymnych i prywatnych nie stanowiło dla niej problemu, rozumiała, że to naturalne, choć w jej domu kobiece sprawy owiane tabu, którego nikt nie śmiał złamać.





piątek, 18 listopada 2016

Tom IV, LXXIV

Dziś będzie przedmowa wyjaśniająca xD.
Wiele osób pytało na przestrzeni tych dwóch lat, dlaczego Timmy mówi na Elizabeth zarówno "kuzynka", jak i "siostra". Ja wiem, że część z Was tego nie wie, bo to podobno regionalne, ale u mnie w okolicach mówi się "siostra cioteczna" na córkę rodzeństwa rodziców. No i dlatego właśnie on tak dalej mówi. Używając słowa "siostra" w domyśle jest "cioteczna", tak jest bardziej naturalnie. No, to mam nadzieję, że stało się jasne. Wszelkie zażalenia w tej sprawie proszę zostawiać w komciach :*.

Miłego! :*

==============================

Timmy znalazł odpowiedni patyk, a Sebastian przyniósł marchewkę, stary, zniszczony rondel, w którym Thomas ostatnio przypalił mleko, i węgielki, a Elizabeth w tym czasie odmierzyła wszystkie odległości i zaznaczyła je drobnymi listkami jednego z drzew. Kiedy całe niezbędne wyposażenie zjawiło się na miejscu, dziewczyna znów wyjaśniła kuzynowi, w czym tkwił szkopuł tworzenia idealnego bałwana.

środa, 16 listopada 2016

Tom IV, LXXIII

Rozdział był betowany na zajęciach, ciekawe jak mi poszło.
Na dodatek jaram się, bo jest wtorek (bo piszę to właśnie we wtorek xD) i bardzo możliwe, że będę dziś miała nowy telefon, na który sobie zarobiłam (sukcesy tag bardzo). Dlatego w ogóle myślami jestem gdzie indziej, a jeszcze ocyywiście chora jestem. Na dodatek wykładowca mówi o "spaghetti informacyjnym i pulplecie firmowym". Nie wiem, co on ma na myśli, ale chyba nie chcę, przeraża mnie to xDDDD.
To tyle z mojego nudnego, studenckiego życia. 

Miłego rozdziału kochani! :*

============================

— Posłuchaj — powiedział, przysuwając się do nastolatki; chwycił ją w ramiona, pocałował lekko i ponownie zmusił, by na niego patrzyła. — Umówmy się, że nie będziemy robić nic na siłę. Niech wszystko rozwiąże się samo, naturalnie. Tak chyba będzie najlepiej.
— Jeśli obiecasz, że nie odbierzesz źle, jeśli będę się zachowywała jak idiotka. Bo będę, bo nie wiem, co mam robić, bo mi zależy. Nikt mi nigdy nie mówił, jak z czymś takim żyć!
— Oczywiście. Przeżyjmy ten dzień, emocje opadną, wszystko się jakoś ułoży, a wieczorem, jeśli zechcesz, porozmawiamy o tym i wyciągniemy wnioski. Czy może tak być? — zaproponował, cierpliwie tłumacząc dziewczynie swój plan.

sobota, 12 listopada 2016

Tom IV, LXXII

No hej! Wyświetlenia poprzedniego rozdziału bardzo ładne xDDDD. Ale wszyscy się tego spodziewaliśmy. Dziś z kolei znów wydarzy się coś ważnego, ale tym razem się czegoś dowiecie. No, polecam rozdział xD. 
Nie mam weny na przedmowę dzisiaj, bo zmęczona jestem. Wolne dni są, trzeba pracować.
Powiem Wam jeszcze, że spadł śnieg <3. KOCHAM ŚNIEG!!!
To tyle.

Miłego! :*

=============================

 Stanął przed lustrem i spojrzał w swoje odbicie. Zmierzwione włosy, lekko zaczerwienione policzki i kropelki potu spływające z wilgotnych kosmyków dodawały mu uroku. Uśmiechał się sam do siebie, wciąż przeżywając tę niezwykłą chwilę od nowa. Te kilka prostych słów wspartych całym zapleczem powolnego procesu umacniania się należały do najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek słyszał. Wyznanie miłości skierowane w jego stronę, po raz kolejny, bez względu na to, co zrobił, jakby opatrzność naprawdę chciała odpuścić mu winy i obdarować szczęściem pod sam koniec marnego żywota, jaki wiódł przez Rzeczywistości aż do chwili, gdy poznawszy nastolatkę, całkowicie się zmienił.

środa, 9 listopada 2016

Tom IV, LXXI

Dziś ciąg dalszy ważnych wydarzeń w Róży wreszcie dostępny! Nie będę przedłużać, zostawię Was sam na sam z rozdziałem, żebyście już się mogli dowiedzieć, jak Sebastian zareaguje na wyznanie Elizabeth. Także miłego rozdziału i... Do zobaczenia w sobotę! Albo w komciach!

PS Bez zakończenia rodem z Polsatu. NIE MA ZA CO xD.

Miłego! :*

====================

Sebastian nie wiedział, co ma zrobić. Wmawianie sobie, że się przesłyszał, nie miało już sensu. Składna wypowiedź dziewczyny jednoznacznie przekazywała informację. Tę upragnioną, o której marzył i której nie spodziewał się nigdy otrzymać. Jego serce stanęło na chwilę, kiedy nastolatka wspomniała o strachu. Przez całe jego ciało przechodził znajomy dreszcz, którego nie potrafił zinterpretować. To uczucie towarzyszyło mu tylko kilka razy, zawsze przy niej. Ściskało za żołądek, pozbawiało tchu i sprawiało, że zaczynały go szczypać oczy.

sobota, 5 listopada 2016

Tom IV, LXX

Dziś w rozdziale wydarzy się coś ważnego. Więc nie będę bawić się w długaśne przedmowy, niech się rozdział broni sam!
Pochwalę się Wam tylko, że chodzę na rehabilitację i zaskakująco(!) działa. Wreszcie wiem, jak to dziwnie chodzić, nie czując bólu w kolanach. Normalnie mam wrażenie, że dopiero co nauczyłam się chodzić. No ale to tylko na jakiś czas. Dlatego korzystam, póki mogę, i znajduję sobie preteksty do kucania, siadania, wstawania itp. xD.
To tyle na dzisiaj. 

PS Nie zawiedźcie mnie z komciami, bo jak tu będzie ich mało, to smutnę xDDDD. Nie no, żartuję, nie zmuszam, jedynie zachęcam :*.

Miłego rozdziału! :*

===========================================

Nie wyobrażał sobie, że wróci z piekła, a ona wpadnie w jego ramiona i będą żyli długo i szczęśliwie, był realistą, ale nie potrafił wyzbyć się nadziei. Może byłoby mu łatwiej, gdyby okres dojrzewania nie dawał się jego pani we znaki do tego stopnia, że zwyczajnie przestawała się kontrolować. A on – odpowiedzialny, dorosły mężczyzna – jedynie z niej szydził, lecz nigdy nie posunął się tak daleko, jakby chciał. Gdyby nie była sobą: jego ukochaną Elizabeth, tylko jakąś pierwszą lepszą kontrahentką, pewnie by nie czekał. O ile taki zwykły człowiek byłby w stanie zwrócić jego uwagę. O czym ja w ogóle myślę? – skarcił się, przecierając ręcznikiem mokre włosy.

środa, 2 listopada 2016

Tom IV, LXIX

Liczba rozdziałów rośnie, a końca nie widać. Cieszycie się, czy raczej Was to irytuje? Jestem ciekawa, dajcie znać. Na szczęście coś ważnego zbliża bardzo bardzo wielkimi krokami. Ja wiem, że mówię tak od dwóch tygodni, ale dla mnie to jest tylko kilka stron odległości. Dla Was to dni oczekiwania, więc Wam trudniej. Upierdliwe to trochę, no ale warto zapowiedzieć, że będzie coś wartego uwagi, prawda? Mam nadzieję, że jak już do tego dojdę, to Wam się spodoba. Bo zacznie się już w sobotę, także Wasze czekanie się opłaci hehehehehe <3. Mam w tym momencie napisane 390 stron czwartego tomu (specjalnie liczbą, żeby łatwiej było Wam ogarnąć, jak tego dużo). I coś czuję, że to jeszcze potrwa. Tak więc nie musicie się martwić, że Wam zabraknie lektury w najbliższym czasie xD. Naczelna kuroszowa grafomanka melduje, że staje na wysokości zadania xD. Co Wy zrobicie, kiedy to opko się kiedyś skończy? Bo ja to chyba wpadnę w depresję... Oo.

No nic, mam nadzieję, że miłe spędziliście Halloween. Dajcie znać w komciach, co ciekawego robiliście!

Miłego rozdziału! :*

================================

Brunetka niezwykle się zmieszała. Momentalnie zaczerwieniła się jak młody burak w pełnym słońcu i jąkała się, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Lizz zorientowała się – choć nie chciała tego przyznać – że dziewczyna nie miała pojęcia, o co jej chodziło. Była szczera. Tak przerażająco, stuprocentowo autentyczna, że mogłaby posłużyć jako modelka do podręcznika o wykrywaniu kłamstw na podstawie mimiki twarzy. Wszelkie jej gesty, drżenia mięśni, uciekanie wzrokiem, a nawet sposób oddychania jednoznacznie świadczyły o prawdzie. Nie widziała, o czym mówiła hrabianka, była równie zdziwiona, co i ona, jednak zdawała sobie sprawę z nadzwyczajnego zainteresowania swoją osobą.
— Przepraszam. Naprawdę nie wiem, co w nich wstąpiło. Nigdy wcześniej mężczyźni mnie tak nie traktowali. Zawsze byłam cicha, niezauważalna i czułam się z tym dobrze. Nie jestem zbyt dobrą służącą, brakuje mi doświadczenia. Tak mogłam przynajmniej to ukryć, a teraz wszystko widać jak na dłoni… Panienko — wydukała wylewnie zdenerwowana guwernantka.
— Chcesz powiedzieć, że nie jesteś wiedźmą? — zapytała wprost Elizabeth.

.