sobota, 29 lipca 2017

Tom V, XXIV

Trzymajcie kciuki, żeby mi się chciało być produktywną w ten weekend, to może wreszcie coś dla Was napiszę (to znaczy – nadrobię zapas opka). Wyświetlenia dalej słabe, no ale jest jak jest. W sumie to Wam powiem, że im dłużej mam bloga, tym mniej przejmuję się takimi rzeczami. Kiedyś ekscytowałam się każdym nowym wyświetleniem i komentarzem, teraz w zasadzie przejmuję się tylko jakimiś dramatycznymi zmianami. Przez te lata było kilka osób, które często wpadały na bloga, komentowały rozdziały, ja komentowałam ich rozdziały i tak się to jakoś kręciło. Teraz z tych osób nie została już żadna. Może jeszcze czytają, ale na pewno już nie komentują. Smutne to trochę, bo lubiłam mieć taki mały światek w blogosferze, no ale pisząc w tym fandomie nie mogłam się spodziewać dorosłych ludzi, którzy będą trwali przy swoim do końca, więc mnie to nie dziwi. Tak tylko wspominam, bo zbliżająca się do końca Róża napawa taką melancholią... No dobra, koniec xD.

Miłego rozdziału! ;*

==============================

Amon nie czuł się najlepiej z tym, co zrobił. Właściwie częściowo okłamał ukochaną, do pierwszego spotkania miał jeszcze trochę czasu, ale musiał jak najszybciej wyciągnąć prawdę z Anasiego. Domyślał się, o co mu chodziło, czuł, że jeśli zyska wiedzę, którą posiadał informator, nie będzie mógł tego odwrócić, jednak nie mógł po prostu nie zwracać na to uwagi i żyć, jakby nigdy nic. W końcu chodziło o miłość jego życia. Nie powiedział jej jednak, bo potrzebował czasu, by wiedzę, która w niego uderzy, zmienić w coś na tyle przystępnego, by w najgorszym wypadku nie było w stanie zdruzgotać nastolatki. Zbyt wiele razem przeszli, by w chwili, gdy wreszcie miała szansę zaznać szczęścia, mogła to bezpowrotnie stracić. Jej szczery uśmiech był zbyt cenny, żeby ryzykować go bez wyraźnej potrzeby.
Skąpanymi w ciemności korytarzami dotarł do drzwi gabinetu piekielnego skryby. Zapukał kilkukrotnie i odczekał, aż demon pofatyguje się, by osobiście mu otworzyć. Kiedy tak się stało, pewnym krokiem wszedł do środka i od razu skierował się do stolika, na którym informator trzymał krew i dwa kieliszki. Napełnił je trunkiem, postawił na sekretarzyku i rozsiadł się wygodnie na gościnnym fotelu, oczekując, aż jego rozmówca zajmie swoje miejsce.
Przez cały czas mierzył go wzrokiem, jednoznacznie dając do zrozumienia, że mógł spodziewać się poważnej rozmowy. Nie trudno było zauważyć, że Kruk nie był w najlepszym nastroju. Doradca jednak od razu zorientował się, o co mogło chodzić, nie wiedział tylko, co powinien powiedzieć swemu władcy, by zmniejszyć, albo przynajmniej nie spotęgować, jego gniew.
— Co cię do mnie sprowadza, panie?
— Nie pogrywaj ze mną, Pająku. Mów, co wiesz, i tym razem mów prawdę, inaczej przestanę być łaskawy — cedził przez zęby Michaelis.
— Wybacz, panie, ale chyba nie wiem, o czym mówisz.
— Książki, Anasi, książki. Co się dzieje z Elizabeth? Nie jestem idiotą jak ojciec.
— Panie… — zaczął spokojnie kronikarz.
Upił nieco krwi, odstawił szklankę z powrotem na miejsce i spojrzał przeciągle w oczy władcy. Wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi wyznać królowi prawdę. Był zbyt zdeterminowany i domyślny, by doradca zdołał zbyć go byle wymówką – miał rację, nie przypominał pod tym względem ojca, z Belialem było zdecydowanie łatwiej.
— Dowiedziałem się czegoś na temat duszy i ciała ludzkiego dziecka. Nie chciałem się tym jednak z tobą dzielić, póki nie znajdę satysfakcjonującego rozwiązania. Sam wiesz, jak bardzo emocje potrafią wziąć nad tobą górę, działałem więc dla dobra całej rasy.
— Ona ma na imię Elizabeth — burknął jedynie Kruk. — Kontynuuj.
— Jej dusza została, jak wiesz, oddzielona od ciała. Nie pożarłeś jej. Sądzę, że ona też zdaje sobie z tego sprawę. Wiem również, że za wszelką cenę chce spełnić swoją obietnicę – typowa, ludzka determinacja. Jednak jest mały problem. Jej dusza już w tej chwili została oddzielona od ciała na zbyt długo. Nie została odpowiednio zabezpieczona, nie będzie możliwe pożarcie jej. Została już zapieczętowana, co gorsza, nie umiemy jej znaleźć. Araksjel i Forkas nad tym pracują. Wiesz, panie, co się w takim razie stanie później?
Groźny wzrok Sebastiana powoli łagodniał, jego twarz nabierała neutralnego wyrazu, który chwilę później zaczął zmieniać się w przerażający smutek. Obserwowanie zmieniającej się mimiki twarzy króla wydało się Anasiemu zjawiskiem szalenie ciekawym, dlatego cały czas bacznie wpatrywał się w ruchy wszystkich mięśni, póki z drobnych szparek nad nosem władcy nie popłynęło kilka łez, których nie udało mu się stłumić. Michaelis wciągnął gwałtownie powietrze, przyłożył kciuk i palec wskazujący w kąciki ust i siorbnąwszy nosem, zaśmiał się nerwowo.
— To znaczy, że ją stracę. Stracę ją, Anasi — powiedział drżącym głosem.
Informator przyglądał się, jak jego król z każdą chwilą zaczyna coraz bardziej tracić nad sobą kontrolę. Sam nie wiedział, jak w rzeczywistości wyglądały uczucia, których doświadczał Michaelis, jednak gwałtowność zmian i siła jego reakcji wskazywały na ogromny trud, którego się podejmował, by zachować chociaż częściowy spokój.
— Dlatego nie chciałem ci mówić. Nie możesz się przed nią zdradzić, póki nie znajdę rozwiązania. Obaj wiemy, że nie chcesz jej stracić.
— Nie mogę jej okłamać. Już raz to zrobiłem, obiecałem sobie, że to się więcej nie powtórzy. Ale jeśli jej powiem, z miejsca ruszy po tę duszę, a ja nie mogę jej tego zabronić. To koniec… — wyjaśnił załamany, ostatnie słowa wyjękując łamiącym się głosem, który drżał wraz z całym ciałem demona.
— Więc wybierz. Jej życie, twoje szczęście i królestwo albo szczerość i koniec szczęścia.
— Nie mam wyboru, Anasi. Nie okłamię jej.
— Rozumiem, to twoja decyzja, panie. Jeśli jednak mógłbym coś zasugerować…
— Mów. I dolej mi tego. Albo nie, daj mi coś mocniejszego, do rana jeszcze czas.
— Poczekaj z tym jeszcze kilka dni — zaczął, sięgając po niewielką buteleczkę z narkotykiem; zalał dno szklanki trunkiem i kontynuował: — Jeśli powiesz jej w takim stanie, oboje będziecie tylko płakać i zachowywać się irracjonalnie. Najpierw się z tym oswój, mamy czas. Dusza w tym stanie będzie się nadawała do spożycia jeszcze przez jakiś czas, więc zanim powiesz dzie… Zanim powiesz Elizabeth prawdę, najpierw sam się z nią uporaj. My w tym czasie spróbujemy znaleźć rozwiązanie. Co o tym sądzisz, panie?
— Sądzę, że… Jesteś dobrym przyjacielem, Anasi — odparł Kruk.
Narkotyk momentalnie go odprężył, sprawił, że stres zniknął, a świat przed jego oczami zmienił barwy na nieco mniej szare i przybijające. Wiedział, że to było jedynie chwilowe rozwiązanie i na niewiele mu się zda, ale na tamten moment nie potrafił inaczej. Ciężar informacji zwyczajnie go przerósł.
— Pozwól, że tu z tobą posiedzę. Jesteś dla mnie dobry. Potrzebuję pomocy, za bardzo ją kocham, żeby stracić ponownie. Nie wiem, czy jestem w stanie sobie z tym poradzić — kontynuował Sebastian.
Podkurczył nogi pod siebie i skulił się na fotelu, zupełnie ignorując niezadowolone spojrzenie archiwisty. Fotel zawsze można było wyczyścić, zresztą był królem, mógł robić, co mu się żywnie podobało. Odkąd objął tron, jeszcze ani razu nie zrobił czegoś samolubnego.. Wypełniał obowiązki, dbał o królestwo, nie nadużywał władzy. Może nie był przykładnym władcą, ale do złego było mu daleko. Uznał więc, że jedno niegodne zachowanie powinno ujść mu płazem.
— Mam dużo pracy, panie… Ale oczywiście, możesz zostać, ile potrzebujesz — odparł Anasi, widząc, że jego argument niewiele wskóra.
Pozwolił się królowi siedzieć ze sobą w jednym pomieszczeniu i szybko zajął się swoimi obowiązkami, choć obecność kogoś, kto cały czas na niego zerkał, skutecznie przeszkadzała mu się skupić. Jako osoba, która ceniła sobie spokój i samotność, nie przywykł do pracy w towarzystwie. Nie mógł jednak zbyć króla, szczególnie gdy ten wyraźnie zawładnięty emocjami, nie myślał racjonalnie. Uznał więc, że męczenie się w towarzystwie Kruka w ogólnym rozrachunku przyniesie więcej korzyści, niż gdyby władca demonów wyszedł w takim stanie i zaczął wyżywać się na poddanych lub – co gorsza – powiedział o wszystkim swojej wybrance.
Narkotyki skutecznie odurzyły Sebastiana. Im dłużej siedział skulony w fotelu, tym stawał się spokojniejszy. Wpatrywał się w kolorowe wzory przed oczami, które pokazywały mu przeróżne obrazy – nawet jego własne halucynacje starały się mu pomóc. Jednak mimo wszystko wciąż ciążyła mu decyzja, którą musiał podjąć. Mógł zachować prawdę dla siebie – tak jak mówił Anasi. To było rozsądne, dobre dla niego, dla Elizabeth i dla królestwa, ale zupełnie sprzeczne z obietnicą złożoną nie tylko nastolatce, ale przede wszystkim samemu sobie. Nie chciał znów brukać się kłamstwem, zbyt wiele przez to cierpieli ci, na których mu zależało. Najrozsądniejsze wydawało się odczekanie i wyznanie prawdy dopiero, gdy informator zdoła znaleźć sposób, by dusza dziewczyny mogła zostać pożarta bez konieczności zabijania ciała jej właściciela, ale Amon doskonale wiedział, że Lizz tak po prostu nie zapomni o sprawie i zapyta go o to, czego się dowiedział, gdy tylko będzie miała ku temu sposobność. Sytuacja zwyczajnie go przerosła. Potrzebował wsparcia, kogoś, albo czegoś, co wskaże mu drogę, ale nie mógł upatrywać tego w osobie Anasiego, doskonale wiedząc, że bez względu na swoje preferencje, kronikarz pozostanie obiektywny.
Nad ranem Kruk postanowił wrócić do domu. Chciał być przy Elizabeth, kiedy ta się obudzi. Liczył na to, że jednak w jakiś sposób uda mu się uniknąć usłyszenia z jej ust tego niewygodnego pytania. Nie był bowiem w stanie po prostu jej okłamać, a na podzielenie się z nią prawdą również nie był gotów. Skoro sam był roztrzęsiony i czuł, jak tonie w zimnej otchłani rozpaczy, jak mógłby być oparciem dla niej? Zasługiwała na to, by ktoś jej pomógł, dlatego też Michaelis musiał poczekać.
Wróciwszy do sypialni, położył się obok ukochanej i delikatnie otulił ją ramionami. Słodki zapach jej skóry, przyjemne ciepło ciała, spokojny oddech i bicie serca – zapamiętywał wszystkie te wrażenia, chcąc na dobre wyryć je w pamięci, by nigdy o nich nie zapomnieć. Nie chciał już więcej martwić się o to, że ją straci. Był pewien, że los wreszcie pozwolił im być razem, zaznać szczęścia – osiągnąć to, do czego tak dążyli i na co zasłużyli.
— Sebastian, dusisz… — jęknęła nastolatka, wiercąc się w jego uścisku.
Demon wzdrygnął się, spojrzał na nią zaskoczony i momentalnie się odsunął, po czym zaczął kilkukrotnie upewniać się, że nic jej się nie stało. Dziewczyna jednak nie miała mu za złe. Uśmiechnęła się i zaspanymi oczami przyjrzała mu dokładnie.
— Biedaku, pracowałeś całą noc? Wyglądasz okropnie. Napij się, musisz mieć siłę, żeby królować — powiedziała łagodnie, podsuwając demonowi nadgarstek do ust.
— Długo ślęczałem nad dokumentami. Przygotowałem dla ciebie materiały do nauki, żebyś mogła poćwiczyć z Samarelem, jeśli uda ci się obudzić moc — wyjaśnił, głaszcząc policzek nastolatki. — Dziękuję, kochanie.
Sebastian wgryzł się delikatnie w rękę dziewczyny i począł powoli sączyć życiodajny nektar, podczas gdy ona głaskała go delikatnie po głowie, przy okazji układając nieco niesforne kosmyki. Rzadko widywała go rozczochranego, zmęczonego i nieidealnego. Z reguły starał się dla niej wyglądać nienagannie. Miała też wrażenie, że coś go trapiło, ale widząc zmęczenie ukochanego, postanowiła na razie nie wypytywać. Obiecał w końcu, że w razie gdyby coś się działo, poinformuje ją, więc mogła mu całkowicie zaufać.
— Będziesz dziś przygotowywał igrzyska? Chciałabym pomóc, jeśli jestem w stanie. W końcu mieszkam tutaj za darmo i właściwie nic nie robię. A już czuję się dobrze, więc pora się przydać.
— Nie musisz nic robić. Jesteś moją księżniczką, twoim zadaniem jest po prostu bycie szczęśliwą.
— Znowu te tytuły… — westchnęła dziewczyna, przez chwilę czując w piersi ukłucie na wspomnienie domniemanych zaręczyn, do których przecież nigdy nie doszło. — Będę szczęśliwa, jeśli będę mogła ci pomóc, dobrze? Nie traktuj mnie już jak człowieka. Zresztą dobrze wiesz, że nie mogę tak po prostu nic nie robić.
— Dlatego właśnie będziesz ćwiczyć — rzekł stanowczo Michaelis. — Bez tej umiejętności na niewiele przydasz się podczas przygotowań. Musiałabyś zająć się noszeniem ciężarów, a to nie jest praca dla demonic twojego pokroju. Skup się na nauce. Jeśli to opanujesz, pomożesz mi bardziej, niż gdybyś samodzielnie przygotowała całą imprezę.
— Tylko tak mówisz, a tak naprawdę po prostu nie chcesz, żebym się przemęczała — burknęła niezadowolona nastolatka. — Niech będzie. To twoje królestwo, twoje zasady. Ale jak będę mogła jakoś pomóc, to poproś. Bo wiesz, że chcę.
— Poproszę, nie martw się. Lizzy… — odpowiedział Sebastian; wplótł palce dłoni pomiędzy kosmyki wrzosowych włosów i delikatnie przysunął do siebie nastolatkę, by wyszeptać jej wprost do ucha: — Bardzo cię kocham.
Po ciele dziewczyny przeszło przyjemne, ciepłe uczucie. Uwielbiała, gdy mówił jej, co czuł, na dodatek tym cudownym, ciepłym głosem, który zawsze działał na nią uspokajająco. Wtuliła się w nieco i odsunąwszy głowę, wpiła się w jego usta, zatracając się w słodkim pocałunku.
W ten sposób Sebastian zdołał ukryć swą niepewność pod pozorami zmęczenia i miłosnego wyznania. Czuł się wprawdzie podle, bo mimo wszystko miał świadomość, że do pewnego stopnia okłamywał Elizabeth, ale starał się pocieszać tym, że podjął najrozsądniejszą decyzję. Musiał się skupić na organizacji igrzysk – miały być wizytówką nowego władcy ukazującą go jako kogoś zupełnie innego niż jego despotyczny ojciec. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, szczególnie że wobec wydarzenia na skalę całego piekła miał jeszcze jeden ważny plan, który był dla niego nawet ważniejszy niż dbanie o swoją pozycje i nastroje poddanych.
Przez kilka kolejnych dni Michaelis realizował swój plan, pilnował przygotowań do igrzysk, podejmował ważne decyzje dotyczące działania całego piekła, organizował spotkania z doradcami, wypełniał dokumenty – całkowicie oddał się pracy króla. Chował się za nią, by nie spędzać zbyt wiele czasu z ukochaną, za bardzo obawiając się, że w końcu zada mu to niewygodne pytanie.
Tymczasem nastolatka robiła coraz większe postępy, rozwijając się jako młody demonom. Trzeciego dnia żmudnych, nieefektywnych ćwiczeń, kiedy w złości rzuciła szklanką w szybę, udało jej się naprawić ją, intuicyjnie korzystając z mocy, gdy Samarel poinformował ją, że stłukła jedno z ulubionych naczyń Kruka. Od tej chwili skupiła się na realizowaniu ćwiczeń, które zlecił jej Amon, a każdego wieczora, kiedy ukochany wracał do domu, pokazywała mu, czego się nauczyła. Szóstego dnia – w przeddzień igrzysk – udało jej się nawet całkowicie przebrać z sukienki w kuszącą bieliznę, która stała się pretekstem do ich kolejnego zbliżenia.
W międzyczasie dziewczyna przeszła również przez szereg przymiarek. Michaelis zlecił krawcowym przygotowanie dla niej całej garderoby zgodnie z jej przyzwyczajeniami, stylem i modą w piekle. Lizz nie wiedziała jednak, że w międzyczasie jedna z demonic miała również przygotować dla niej specjalną kreację na igrzyska – król doskonale to ukrywał, a pracownicom zagroził wygnaniem, jeśli jego ukochana zorientuje się przedwcześnie, co planowały. Dlatego też wszystkie krawcowe dawały z siebie wszystko, by sekret był bezpieczny.
~*~
W końcu nadszedł dzień igrzysk. Dzień, na który Michaelis czekał z niecierpliwością, cały czas walcząc ze sobą, by nie okazywać przed ukochaną, że poznał smutną prawdę na temat jej duszy. Z każdym dniem milczenie stawało się coraz łatwiejsze, a poczucie winy demona, chociaż zdawało się narastać, niezwykle łatwo można było uciszyć, ilekroć widział uśmiech na twarzy ukochanej, kiedy udawało jej się przesunąć ogon dokładnie tam, gdzie chciała, przejść się w obcisłej, piekielnej kreacji w wysokich szpilkach, nie potykając się ani razu czy wpłynąć na materię, zmieniając kwiatek w wazon, czy spodnie w spódnicę. Wszystkie te drobne rzeczy, które zarówno dla króla, jak i wszystkich jego poddanych, były zupełnie naturalne i nawet nie skupiali się, kiedy je wykonywali, dla Elizabeth były czymś zupełnie nowym, co niosło ze sobą ogromne emocje. Jej radość niosła się korytarzami piekielnego zamku, nie docierając jednak w jedno miejsce – do sali tronowej, w której nastolatka jeszcze nie miała okazji być.
Sebastian tłumaczył jej, że to nie jest odpowiednie miejsce dla młodego demona powstałego w tak niesamowity sposób, lecz upartość nastolatki jak zwykle dawała jej siłę, by się nie poddawać. W końcu Kruk uległ, obiecując, że w dzień igrzysk pozwoli jej wejść na chwilę do środka. Nie był wobec niej złośliwy, miał na uwadze jedynie dobro i bezpieczeństwo ukochanej, choć wolał nie tłumaczyć jej, jak groźne mogłoby być coś tak zdawałoby się zwyczajnego, jak przekroczenie progu pomieszczenia.
Jednak dzień igrzysk nadszedł, a Lizz wstała z samego rana, kiedy pierwsze promienie soczyście pomarańczowego słońca nieśmiało przedzierały się poprzez wąskie przestrzenie pomiędzy purpurowymi zasłonami i nie zwlekając ani chwili, przypomniała Amonowi o obietnicy. Król uśmiechnął się do niej i zapewnił, że doskonale pamięta. Najpierw jednak chciał przygotować siebie i swoją wybrankę, by oboje wyglądali odpowiednio elegancko na pierwsze igrzyska pod jego patronatem. 


sobota, 22 lipca 2017

Tom V, XXIII

No to wracamy po przerwie! Mam nadzieję, że rozdział będzie miał się lepiej niż ten Dziwaka, bo tam wyświetlenia ledwie przekroczyły 150 :O. No ale cóż, uroki wakacji, nie?
Przez te dwa tygodnie praktycznie nic nie napisałam... Mam zapasu Róży na dwa rozdziały, to jest straszne, no ale nie poradzę. Najwyżej pod koniec zrezygnuję z regularności, ale miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Lato zawsze źle na mnie działa, tęsknię za zimą :(.
No, ale nic, jest jak jest! Damy radę, nie?^^

Miłego! :*

===========================

Jego zdaniem powinna spać co najmniej osiem godzin, wciąż przyzwyczajała się do nowego stanu rzeczy. Była demonem, jej ciało i umysł się zmieniły, ale świadomość i przyzwyczajenia z poprzedniego życia zostawały. Mimo że w rzeczywistości nie potrzebowała snu, czuła inaczej i póki naturalnie się od tego nie odzwyczai, nie było sensu wymuszać zmian. Była bezpieczna, a Amon zamierzał stanąć na wysokości zadania, by zapewnić jej możliwie najlepsze warunki do rozwoju i przyzwyczajania się do nowego życia. Dobry start to podstawa dobrej przyszłości. Jej dobry start już raz został zniszczony, tym razem miało być inaczej.
— To ja teraz wstanę i zaraz ci napiszę te literki, dobrze? Tylko one są strasznie niewygodne do pisania, zupełnie inne niż wszystkie, które dotąd widziałam.
— Domyślam się. Pisanie w xerfickim w oryginalnym alfabecie to zmora wszystkich młodych arystokratów. Ale ty wiesz, jak to jest, prawda? Niektórych rzeczy nie można ominąć. Tego też się nauczysz, zawsze sprawiasz, że jestem z ciebie dumny.
— Dziękuję! Jesteś taki kochany! Kto by pomyślał, że w ogóle potrafisz. Byłam pewna, że napędza cię tylko złośliwość.
— Widzisz, życie potrafi zaskoczyć — odparł, rezygnując z odwdzięczania się uszczypliwą uwagą.
Zamiast tego podniósł się z łóżka, sięgnął po kartkę z alfabetem i drugą czystą, by dziewczyna mogła przepisać mu to, co zobaczyła na grzbietach książek przy stoliku Anasiego. Podał dziewczynie niezbędne akcesoria, a ona przez chwilę mruczała coś pod nosem, najprawdopodobniej odtwarzając w wyobraźni zobaczone wcześniej obrazy, i po chwili zaczęła kreślić koślawe, niezgrabne litery, które składały się w kolejne słowa niosące ze sobą niezwykle niepokojący przekaz.
Kiedy Lizz skończyła, wręczyła Sebastianowi kartkę, sama nie rozumiejąc, co właściwie napisała.
— Wybacz, chyba coś pokręciłam, bo to mi zupełnie nic nie mówi… — mruknęła, widząc jego nietęgą minę.
— Nie, nie, skądże. Napisałaś wszystko dobrze. Po prostu tytuły zapisano w innym języku. Sprytny starzec, nie wpadłbym na to — odpowiedział Michaelis, gorączkowo wiodąc wzrokiem tam i z powrotem po kilku linijkach tekstu.
— To w piekle też jest wiele języków? Myślałam, że macie tylko ten jeden, którym po prostu mówię, chociaż nie zdaję sobie z tego sprawy…
— W teorii mamy jeden język. Ale tak samo, jak w ludzkim świecie istnieje gwara i inne odłamy danego języka, tak i w piekle. W tym wypadku do zapisania tytułu użyto po prostu bardzo wczesnej wersji. Czegoś jak wasz staroangielski, tylko jeszcze bardziej odmiennego od obecnej wersji. Na szczęście się tego uczyłem, jak wszyscy z królewskiej rodziny. Dziękuję, to mi bardzo pomoże — wyjaśnił i odłożywszy zapiski na stół, przytulił się do dziewczyny i pocałował ją w czoło.
— Nie rozumiem, czemu aż tak interesuje cię, co on czyta. Czy to ma jakiś związek ze mną?
— Nie musisz się tym przejmować, kochanie. Po prostu lubię mieć go na oku.
Nastolatka odsunęła się od demona, gwałtownie go od siebie odpychając. Spojrzała głęboko w jego oczy, dokładnie przyjrzała się twarzy, gestom i sylwetce, a potem skrzywiła się z odrazą i odsunęła się jeszcze dalej.
— Próbujesz mnie okłamać, Sebastianie?
— Nie próbuję. Nie mam pojęcia, po co to czyta ani co planuje. Dlatego nie zamierzam niepotrzebnie cię niepokoić. Gdy dowiem się, o co tak naprawdę chodzi, wyjaśnię ci sytuację. Dobrze? — odpowiedział spokojnie, starając się ukryć wszelkie emocje, by tylko nie domyśliła się, że czytane przez Anasiego książki zdecydowanie miały z nią jakiś związek.
Nie wiedział jednak jaki. Nie potrafił ocenić, czy działo się z nią coś złego, czy groziło jej niebezpieczeństwo i jaki interes miał informator w tym, by ukrywać prawdę przed królem, któremu przysięgał wierność. Nigdy dotąd nie zachowywał się w taki sposób wobec nikogo, komu podlegał, dlatego też Anom zwyczajnie spanikował.
— No dobrze. Ale jak tylko się dowiesz, to mi powiedz. Nie chcę żyć w niewiedzy tylko dlatego, że próbujesz mnie bronić, to się nie sprawdza. Poza tym zawsze mogłabym pomóc. Jestem słabym demonem, ale demonem, nie człowiekiem. A ty dalej patrzysz na mnie jak na człowieka, twoi poddani nazywają mnie ludzkim dzieckiem albo obiadem króla. Rozumiem, że dla nich to normlane, ale ty powinieneś być ponad to, nieprawdaż? — powiedziała, zadziornie patrząc demonowi w oczy.
— Racja. Dziękuję, że mi to uprzytomniłaś. Pewnie minie jeszcze sporo czasu, zanim zacznę traktować cię jak demona, ale chyba mi się nie dziwisz?
— Nie dziwię, ale wymagam czegoś więcej. Poza tym… Czemu oni wszyscy sugerują, że… No… — jąkała się, czując nagły napływ wstydu na myśl o tym, o czym chciała powiedzieć.
Wiedziała jednak, że jeśli przemilczy intrygujący ją temat, nie wyniknie z tego nic dobrego, a nawet odwrotnie – mogło to poskutkować wieloma nieprzyjemnościami.
— Słucham, kochanie?
— Już kilka razy słyszałam sugestię, że my, ty i ja, że… No że jestem twoją narzeczoną! — wyrzuciła z siebie w końcu, a potem cała zaczerwieniona ukryła twarz w dłoniach. — Ja wiem, że mi się nie oświadczyłeś. Nawet mi na tym nie zależy. Znaczy pewnie zależy, ale w tej chwili nie o to chodzi. Po prostu nie rozumiem.
— Wiesz… — zaczął ciepłym tonem, ze wszystkich sił starając się nie roześmiać. — Straciłem żonę. Pochowałem ją niedawno. Dla was, ludzi, coś takiego oznacza wycofanie się z życia towarzyskiego na długi czas, jeśli nie na zawsze. Dla demonów to po prostu kolejny etap. Jedną zamieniamy na drugą, bo król powinien mieć swoją królową, to wzmacnia pozycję władcy. Założyli więc, że skoro zabrałem cię tutaj, nie pożarłem i traktuję jak swoją królową, to nią zostaniesz. Ale to bardzo odpowiedzialna funkcja — wyjaśnił, a Elizabeth patrzyła na niego przejęta, nie wiedząc, która część wypowiedzi bardziej ją dziwiła. — Ale nie musisz się martwić, nie będę cię tym obarczał. Dam ci czas i przestrzeń, żebyś mogła spokojnie się rozwijać i dostosować do nowej sytuacji.
— Ale może ja chcę zostać twoją żoną, co?          ! — krzyknęła urażona nastolatka.
Odsunęła się od niego i skrzywiła, lecz Michaelis nie przejął się zbytnio wybuchową reakcją dziewczyny. Znacznie bardziej zachwyciło go, że po raz kolejny zmysły nie zareagowały na jej krzyk, to oznaczało, że zaczynała się przyzwyczajać – szybko, jak przystało na hrabinę rodu Roseblack.
— Chciałabyś być moją żoną? Korci cię, żeby zasmakować władzy z tytułu królowej piekła?
— Nie! Nie obchodzi mnie władza i inne dobra. Po prostu cię kocham, no i… Jeśli oni uważają, że tak powinno być, to ja nie mam nic przeciwko. I tak spędzimy razem wieczność, jak długo by ona nie trwała. Więc… Chyba nie tak powinny wyglądać oświadczyny.
Nastolatka momentalnie osowiała. Spuściła głowę i wtuliła się w poduszkę, czując się zwyczajnie głupio z tym wszystkim, co właśnie powiedziała. Została wychowana na zupełnie innych zasadach. To mężczyzna powinien się oświadczyć, zdobywając wcześniej błogosławieństwo ojca  narzeczonej. Jej ojciec wprawdzie nie żył, a najbliżej do niego było Jamesowi, który nigdy by się nie zgodził, zresztą i tak nie mogła się z nim zobaczyć, ale gdyby chociaż to Sebastian wyszedł z propozycją jako pierwszy, miałoby to sens. Tymczasem jednak przejęła męską rolę, na dodatek niemal oświadczając się w tak prostacki sposób, że w jej biografii miał odznaczać się ogromną skazą.
— Zapomnij o tym. Jestem zmęczona, to wszystko. Muszę się wyspać… — mruknęła po chwili i zakopała się w pościeli, ignorując pytania i poszturchiwania Michaelisa.
Amon uznał, że w takim razie lepiej zostawić dziewczynę w spokoju. Temat wyraźnie wzbudzał w niej wiele emocji, z którymi nie umiała sobie jeszcze poradzić. Wiedział, że będzie lepiej, jeśli najpierw na spokojnie sama się z tym rozprawi, a dopiero potem wrócą do rozmowy.
A co on sam myślał o małżeństwie z Lizz? Ciężko było mu powiedzieć. Nigdy nawet nie brał takiej możliwości pod uwagę, nie potrafił sobie tego wyobrazić – szczególnie w piekle, gdzie wraz z tytułem otrzymywało się również szereg nowych obowiązków, z którymi nastolatka mogłaby sobie nie poradzić na tak wczesnym etapie. Jeśli ślub, to najprędzej za kilka ludzkich lat, chociaż zaręczyć mogliby się wcześniej… Kochał ją – tego jednego był pewien. Lecz czy sama miłość i kobiecy wyraz ogromnego pragnienia tłumionego wstydem były wystarczającymi pobudkami, by prosić ją o rękę?
Elizabeth zasnęła stosunkowo szybko, a Sebastian w tym czasie usiadł z księgą, którą znalazł dla niego Anasi, by dokształcić się w kwestii manipulowania materią. Dla niego było to tak oczywiste i naturalne, że nie był nawet pewien, w jaki sposób powinien zabrać się za tłumaczenie dziewczynie, jak to zrobić. Nie wiedział nawet, czy będzie w stanie to zrobić, w końcu była pierwszym takim przypadkiem w historii, nie było do niej podręczników. Dlatego z każdą kolejną stronicą zapisaną oczywistościami Amon coraz bardziej przekonywał się, że w zachowaniu Anasiego nie było nic dziwnego. Gdyby nie chodziło o niego, pewnie sam z niezdrową ciekawością śledziłby losy pierwszego człowieka, który stał się demonem i nie skąpiłby sobie zapisków, niczym naukowiec obserwujący obiekt badawczy.
Godziny upływały spokojnie. Nastolatka spała, oddychając spokojnie i nieprzerwanie. Regenerowała siły i tylko jej ogon, reagując na senne marzenia, podrygiwał co jakiś czas, obijając się o nogi zaczytanego demona. W księdze nie znalazł zbyt wiele wskazówek. Zakładkami zaznaczył jedynie strony, na których znajdowały się konkretne opisy samej istoty manipulacji oraz kilka technik tworzenia podstawowych przedmiotów kok po kroku. Nigdzie jednak nie znalazł nawet wzmianki o obudzeniu w sobie tej niezwykłej z ludzkiego punktu widzenia umiejętności. Nie spodziewał się właściwie, że coś takiego znajdzie, w końcu to tak, jakby miał tłumaczyć komuś, jak się oddycha. Po prostu się to robi, ciało doskonale wiedziało samo, jak się za to zabrać, nie potrzebowało przygotowań, nauk i treningów.
Naprawdę chciał sprawić, by jej życzenie się spełniło, pomóc jej się usamodzielnić, by czuła się pewniej w nowym miejscu i powoli odnajdywała się w tej zupełnie odmiennej rzeczywistości. Miał nadzieję, że z czasem moc zjawi się sama, a wtedy teoria, którą zamierzał jej wyłożyć, pomoże w szybszym opanowaniu umiejętności. W przeciwnym wypadku będzie musiała obejść się bez tego, zrezygnować i nauczyć się funkcjonowania w świecie, gdzie wszyscy to potrafili, jako jedyna, która nie była w stanie tego osiągnąć. Wiedział, że prawdopodobnie będzie to dla niej ciężkie, a uczucie wyobcowania dodatkowo ją przytłoczy i chociaż chciał dla niej jak najlepiej, po tym, co przeszła, wierzył, że zdoła sobie poradzić. W końcu niepełnosprawni żyli w społeczeństwie i jakoś udawało im się uszczknąć namiastki szczęścia.
Do rana zdołał wymyślić kilka ćwiczeń, które mogłyby pomóc dziewczynie w zrozumieniu, czym jest moc, ewentualnie w jej obudzeniu, chociaż nie spodziewał się po nich cudu. Kilka praktycznych, na wypadek, gdyby jednak posiadła taką umiejętność, też przygotował. Wszystko ładnie złożone i podpisane zostawił w kopercie, którą zamierzał wręczyć Samarelowi. Ranek jednak zaczął od wrócenia do łóżka i przekomarzania się z ogonem śpiącej dziewczyny, który wydawał się żyć własnym życiem, za nic mając sobie odpoczynek właścicielki.
Kiedy Elizabeth oddychała spokojnie, śliniąc się w poduszkę, niesforna wypustka co chwilę dźgała demona w bok, a kiedy ją chwycił, wierciła się, by się wykręcić. Osiągnąwszy to, uderzyła go w twarz, a głośne plaśnięcie zbudziło nastolatkę ze snu.
— Sebastian, czemu ty mi nie dajesz spać? Co robisz? — zapytała niezadowolona głosem przepełnionym oburzeniem.
Odwróciła się do niego, a jej oczy mimowolnie błysnęły szkarłatem. Nie zauważyła tego, nie potrafiła jeszcze tak dobrze kontrolować nowych odruchów – ogon był na to najlepszym dowodem. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że czerwona smuga, która coraz wyraźniej malowała się na obliczu jej ukochanego, była zasługą niczego innego, jak nowej części ciała dziewczyny.
— Spoliczkowałaś mnie przez sen. Wybacz, że nie wygłuszyłem sobie skóry, to się już więcej nie powtórzy — odgryzł się, wskazując palcem piekący policzek.
— Nieprawda, spałam. Poza tym nic mnie nie szczypie, a gdybym cię spoliczkowała, to by tak było.
— No dobrze, w takim razie: twój ogon mnie spoliczkował. I nawet nie przeprosił! Powinnaś go lepiej wychować.
— Co ty mówisz? Naprawdę?! — krzyknęła zaskoczona. — Sebastian, nie żartuj sobie ze mnie! Ogon można wychować? On ma własną świadomość? Dlatego tak kiepsko idzie mi kontrolowanie go? Jest silniejszy ode mnie? Da się coś na to poradzić? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu? Ej! Ej! Nie śmiej się! O co chodzi? — zarzucała go pytaniami, coraz bardziej się denerwując.
Sebastian nie był w stanie zachować powagi, słysząc o samoświadomym ogonie, który miałby wygrać z jej umysłem. Wiedział, że czuła się zagubiona i była podatna na sugestie, ale coś takiego zwyczajnie przekraczało granice absurdu. Nie wytrzymał więc. Śmiał się w najlepsze, a kiedy nieco się uspokoił, przytulił do siebie nastolatkę i pogłaskał ją po głowie.
— No już, nie złość się na mnie. Przepraszam. Nie, ogony nie mają własnej świadomości. Wiesz, że ludzie mają w sobie taki mechanizm, który sprawia, że nie ruszają się przez sen? Inaczej podczas przeżywania snów, robilibyście bardzo dużo głupich rzeczy.
— No tak, a kiedy jest z nim coś nie tak, to się lunatykuje. Wiem, czytałam o tym — przytaknęła, kiwając głową.
— No właśnie. Na twój ogon widocznie to jeszcze nie działa. Pewnie niedługo zacznie, ale do tego czasu pewnie nie raz mi się dostanie. Całą noc mnie zaczepiał, a ja kompletowałem dla ciebie zestawy ćwiczeń, żebyś miała szansę nauczyć się manipulacji materią. Muszę dzisiaj załatwić kilka ważnych spraw, więc spędzisz dzień z Samarelem, dlatego chciałem, żebyś miała zajęcie.
Dziewczyna westchnęła ciężko pod nosem, słysząc tłumaczenie Michaelisa. Po cichu liczyła na to, że po całym dniu narad będzie miał dzień wolnego. Wyglądało jednak na to, że się pomyliła, a demon, który niegdyś całe dnie poświęcał sprzątaniu i dbaniu o posiadłość, teraz zajęty był znacznie ważniejszymi sprawami. Co ciekawsze, Amon doskonale odnajdywał się w każdej roli. Jego naturalizm, do którego kiedyś było Lizz tak tęskno, przekładał się nie tylko na prozaiczne czynności. Demon całym sobą, każdym gestem, słowem, mimiką, zwyczajnie idealnie pasował do sytuacji, w jakiej się znajdował. Nic dziwnego, że wiedźma chciała jej go odebrać, nic dziwnego, że nawet Tomoko była nim zainteresowana.
— Jesteś piękny… — westchnęła, dopiero po chwili orientując się, że jej wyznanie nie miało żadnego związku z tym, o czym przed chwilą rozmawiali.
— Dziękuję, ty też jesteś piękna. I obiecuję ci, że w dniu igrzysk spędzimy razem cały dzień. Do tego czasu musisz to jakoś znosić. Jestem królem, to mój obowiązek.
— A jeśli go zaniedbasz, to będzie to moja wina i wtedy będę w niebezpieczeństwie… Wiem przecież — odpowiedziała zrezygnowana. — W takim razie pośpię sobie jeszcze chwilę. Powiedz Samarelowi, że może mnie obudzić. Po prostu nie chcę siedzieć sama, dobrze?
— Oczywiście — odparł niemal służebniczym tonem, po czym ucałował ukochaną w czoło, przełożył kopertę w widoczne miejsce i ruszył do drzwi.
Zatrzymał się w progu, trzymając dłoń na klamce i odwróciwszy się raz jeszcze w stronę nastolatki, zapewnił ją:
— Lizzy… Wrócę dziś wcześniej.
Nastolatka jednak nie odpowiedziała. Ukryła twarz w burzy lekko falowanych, fioletowych włosach będących w takim samym nieładzie co pościel, w którą się zawinęła i z zamkniętymi oczami liczyła owce, mając nadzieję, że naprawdę uda jej się zasnąć.
Było jej zwyczajnie przykro. Rozumiała obowiązki Kruka, jego ważną rolę w piekle i tę mniej istotną, która przypadła jej. Problemem nie było niezrozumienie, zazdrość, złość, czy dziecinność – zwyczajnie bez niego czuła się samotna i nie do końca potrafiła sobie z tym poradzić. To okropne uczucie – o którym myślała, że towarzyszyło jej całe życie – stało się naprawdę uciążliwe dopiero wtedy, gdy straciła swoją druga naturę, przyjaciół, dom, rodzinę, a nawet tożsamość rasową. 


piątek, 7 lipca 2017

Tom V, XXII

Witajcie!
Mam dla Was złą wiadomość. Znaczy jakaś super tragiczna nie będzie, ale część z Was może się zmartwić. 
Otóż są wakacje (Ameryki nie odkryłam, no wiem xD). Ja mam w te wakacje praktyki przeplatane wolnym, podczas którego pracuję, więc generalnie czasu jak zwykle mam za mało. Dlatego też ogłaszam tygodniowy urlop od bloga. To znaczy, że:

12.07.2017 (środa) nie pojawi się nowy rozdział Dziwaka

15.07.2017 (sobota) nie pojawi się nowy rozdział Róży.

To sytuacja jednorazowa, żadna z historii nie zostaje zawieszona ani nic w tym stylu, spokojnie. Po prostu potrzebuję trochę czasu bez ciśnienia, że się nie wyrobię z rozdziałem, żeby spokojnie zrobić trochę zapasu. Dziwak miał spory zapas, ale sobie zrobiłam wolne od pisania, no i się skurczył. No a Róża nie ma zapasu powyżej 25 stron od... Roku? Nie wiem, ale od dawna :P. I pewnie teraz też nie zrobię 100 stron, chociaż byłabym w stanie (no ale mam inne zainteresowania - kolorowanie mangi itp.), ale nawet te 10 czy 20 dodatkowych stron to już dla mnie komfort psychiczny, że jak mi się bardzo nie będzie chciało później pisać, to nic się nie stanie.
No to tyle. Miłych wakacji i do zobaczenia w Dziwaku 19.07! :*

Miłego rozdziału! <3

========================================

Zawisła nad kartką i zaczęła dokładnie przyglądać się temu, co napisał. Niektóre litery odpowiadały pojedynczym literom znanego jej alfabetu łacińskiego, inne były sylabami, a jeszcze inne… Dźwiękami, których nie potrafiła normalnie wymówić. Na razie jednak uznała, że po prostu je zapamięta i rozszyfruje zostawioną przez demona wiadomość. Z pomocą ściągawki z liter powoli przepisywała kolejne słowa, które pod sam koniec, ku jej wielkiemu zdziwieniu, ułożyły się w pozbawiony sensu bełkot. Litery i cyfry nie składały się w żadną sensowną wypowiedź, chociaż była pewna, że odczytała je poprawnie.
Spojrzała na kartkę jeszcze raz i wykluczywszy czytanie od prawej do lewej, westchnęła ciężko, przyglądając się ciągowi bezsensownych zbitek liter, z których tylko własne imię zapisał poprawnie.
Amon:
Kaquazwrclsxaybncusoiqkyalwrnosxiqrljgnqoymflugmsuspozocieoyeyrblmqmdaaaiqdbtdnrbgxrslqvebzrjwociqzv
Patrzyła i patrzyła i dopiero po chwili namysłu dotarło do mniej, czym był dziwaczny zbitek liter.
— Kod! — krzyknęła sama do siebie, podekscytowana, że udało jej się domyślić.
Kiedyś zajęłoby jej to mniej czasu, ale w tej sytuacji naprawdę nie spodziewała się po demonie czegoś takiego. Sądziła, że wiadomość będzie złośliwa, ironiczna lub że ukrył w niej kolejne zadanie, ale nie sądziła, że posunie się aż tak daleko w przeszłość, by zapisać wiadomość szyfrem Vigenera.
— Czyli jeśli Amon to klucz, to… — komentowała na głos.
Sięgnęła po drugą kartkę, rozrysowała na niej tabelę deszyfrującą, a potem zaczęła mozolną pracę, literka po literce odkodowując każde kolejne słowo, które zaczęły układać się w sensowną całość. Gdy skończyła, jeszcze raz spojrzała na tekst. Ten już wydawał się znacznie bardziej sensowny:
Amon:
Kochanieczekamnaciebiewlaziencekiedyjuzdomysliszsieconapisalemdolaczdomniepotrzebujeszcieplejkapieli
Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle i jeszcze raz przepisała tekst, dodając do niego odstępy, litery diakrytyczne i znaki interpunkcyjne. Ostatecznie otrzymała sensowną wiadomość, której treść sprawiła, że na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech:
Amon:
Kochanie, czekam na ciebie w łazience. Kiedy już domyślisz się, co napisałem, dołącz do mnie – potrzebujesz ciepłej kąpieli.
— Udało się! Już pędzę, kochanie! — krzyknęła zachwycona.
Odłożyła kartki na sekretarzyk i postawiła na nich przycisk do papieru, żeby nigdzie się nie zgubiły, by po kąpieli pokazać Sebastianowi, jak udało jej się rozszyfrować ukrytą wiadomość. Kiedy była mała, demon często zostawiał jej tego rodzaju zagadki, w których znajdowały się wskazówki do znalezienia przedmiotów, na których jej zależało – nielicznych słodyczy, którymi lubiła się raczyć, nowych ubrań i broni, a także gier planszowych, które tak bardzo uwielbiała.
Chwyciwszy ręcznik, dziewczyna powoli podeszła do drzwi łazienki. Zapukała nieśmiało, a kiedy usłyszała z wnętrza tłumiony chichot, warknęła pod nosem i zbierając w sobie całą pewność, wkroczyła do środka.
— Jes… — ucięła, widząc ukochanego w pełnej wody balii; nie pamiętała, by kiedykolwiek widziała go w takich okolicznościach.
Nawet nie próbowała udawać, że nie robiło to na niej wrażenia, wiedziała, że to bezcelowe, bo nawet rumieńce na jej twarzy były tak silne, że czuła, jak nieprzyjemnie ogrzewają jej twarz, obnażając całą ekscytację.
Demon leżał w wannie, opierając się wygodnie o jej węższą część. Po jego kruczoczarnych, mokrych włosach powoli spływały kolejne krople wody, tworząc na ciele wodne zacieki w kształcie finezyjnych strużek. Dziewczyna przez chwilę obserwowała, jak jedna z błyszczących kropelek tańczyła po ciemnej skórze demona od karku, przez szyję, obojczyk i pierś, by ostatecznie dołączyć do wody wewnątrz wanny. Większość jego ciała skryta była jednak pod delikatną mgiełką pachnącej orzeźwiającym aromatem cytrusów piany, która uniemożliwiała dziewczynie chociażby mętne rzucenie okiem na newralgiczne punkty na ciele Kruka. Cieszyła się z tego, gdyby zobaczyła go w całej okazałości, zrobiłabym z siebie idiotkę.
Powoli podeszła do niego i przykucnęła na skraju wanny, na co Amon wydał z siebie niezadowolone mruknięcie.
— Myślałem, że do mnie dołączysz. Nie zamierzasz chyba kąpać się w ubraniach?
— N-nie zamierzam — odparła z trudem, ledwie wydukawszy dwa proste słowa.
Uciekła wzrokiem, gdy Sebastian chwycił ją za ręce. Jego rozgrzana, wilgotna skóra zadziałała na nią jeszcze bardziej. Wyczulone zmysły szalały, sprawiając, że nawet najprostsze gesty pobudzały ją do granic możliwości. Wydała z siebie tłumiony jęk, któremu zawtórował jeszcze wyraźniejszy rumieniem na twarzy.
— Rozbierz się i dołącz do mnie. Zajmę się tobą najlepiej, jak umiem. Zasługujesz na prawdziwie piekielną kąpiel — kusił Michaelis, sącząc namiętnie kolejne słowa intrygującym półszeptem wprost do jej ucha.
Delikatne ruchy powietrza przyprawiały ją o drżenie, jego przyspieszone bicie serca odbijało się echem w głowie nastolatki, zaś jej własne pulsowało w skroniach niczym sygnał do działania. Ośmielona kakofonią dźwięków ich ciał wstała i powoli zsunęła z siebie ubranie.
Oczom Sebastiana ukazała się niezwykle szczupła sylwetka, która mimo bliżej nieokreślonych zmian wydawała się znacznie zdrowsza i bardziej kobieca niż ta, którą obserwował dotąd. Zawstydzona jego pożerającym spojrzeniem Lizz zasłoniła dłonią piersi, zaś ogonem przepasała biodra, grotem przysłaniając krocze.
— Pomożesz mi? Nie chcę… się pośliznąć — powiedziała cicho, wyciągając do demona wolną rękę.
Ten ujął dłoń ukochanej, po czym powoli wstał, pozwalając, by piana wraz z wodą spłynęła po jego ciele, odsłaniając przed Elizabeth jego prawdziwy zachwyt nad wdziękami, którymi go uraczyła. Spojrzała na niego ukradkiem, nie chcąc wpatrywać się zbyt nachalnie i odwróciwszy głowę, z jego pomocą weszła do balii. Usiadła po przeciwległej stronie, pozwalając, by otuliła ją ciepła, pachnąca ciecz. Stopami ocierała się o uda demona, z każdą chwilą robiąc to coraz bardziej świadomie, w miarę jak rosło w niej pożądanie.
— Masz nieco nietęgą minę, wszystko w porządku? — zapytał demon, sięgając pod wodę.
Jego gest sprawił, że dziewczyna wzdrygnęła się zbyt nieprzygotowana na to, co mógłby zrobić. On jednak chwycił jej stopę i zaczął delikatnie ją masować, w nagrodę otrzymując szereg mruknięć, które z każdą chwilą wyrażały coraz większe zrelaksowanie młodej Roseblack. Kiedy już poczuła się pewnie, Michaelis przysunął się do niej, przełożył jej nogi tak, by móc wsunąć się pomiędzy nie i przyciągnął do siebie nastolatkę, łącząc ich usta w długim, pełnym namiętności pocałunku.
— Czy nie miałeś… Znaczy, mnie… Mieliśmy się kąpać! — krzyknęła, przez chwilę nie umiejąc zebrać słów.
Odsunęła się lekko od Michaelisa, jednak w dalszym ciągu oplatała go nogami. Niepewność i rozsądek walczyły z pożądaniem i natłokiem niezwykle silnych bodźców, z którymi ledwo dawała radę walczyć.
— Jeśli nie masz ochoty, możemy wykąpać się tradycyjnie… — odparł brunet, smucąc się teatralnie.
— Nie, nie! — krzyknęła, nim w ogóle pomyślała. — Nie chcę, tak jest dobrze, tylko… Po prostu się denerwuję, Sebastian… — wyjaśniła, pochylając głowę, by nie patrzeć mu w oczy.
— Mmm… Powiedz to jeszcze raz. Uwielbiam, gdy mówisz moje imię.
— Sebastian — powtórzyła ochoczo, ponownie podnosząc wzrok.
Zauważyła, jak źrenice demona reagowały na jej słowa, jak tęczówki zaczynały błyszczeć z podniecenia, a jego ciało delikatnie zadrżało, wyrażając niecierpliwość, którą z trudem dawał radę hamować.
— A może… — mruknęła i w przypływie śmiałości przysunęła się do niego ponownie, całując wrażliwy kark demona, po czym szepnęła wprost do jego ucha: — Amon.
— Elizabeth… — jęknął demon.
Nie mógł dłużej się powstrzymywać. Gwałtownie wpił się w usta dziewczyny i sięgnąwszy po jej dłoń, nakierował ją na swojego członka. Gdy poczuł, jak delikatne, szczupłe palce zaciskają się na jego przyrodzeniu i powoli zaczynają przesuwać się na po nim w górę i w dół, sprawiając, że przez całe ciało Kruka zaczęły przechodzić przyjemne dreszcze, sam wsunął rękę pomiędzy jej nogi i zaczął delikatnie ją pieścić. Szybko jednak dłoń ustąpiła miejsca ogonowi, który w tych sferach czuł się znacznie swobodniej, o czym Lizz dopiero miała przekonać się po raz pierwszy, zaś dłoń poczęła pieścić jedną z jej drobnych, jędrnych piersi, drażniąc brodawki i wprawiając nastolatkę w jeszcze większe drżenie.
Przyjemność wyrażali tłumionymi jękami wydobywającymi się spomiędzy złączonych w pocałunku ust. Łapczywie chwytane oddechy i szarpiące ruchy zdradzały ich niecierpliwość, aż w końcu dziewczyna była tak pobudzona, że nie potrafiła już dłużej skupić się na całowaniu. Wbiła paznokcie w plecy ukochanego i krzyczała z rozkoszy, wciąż poruszając ręką członek demona.
— Chcę cię poczuć w środku… — jęknęła z trudem, spoglądając na niego załzawionymi z przyjemności oczami.
— Jak sobie życzysz, panienko — odpowiedział i ująwszy ją za pośladki, powoli posadził na sobie i nadział na członka, czując, jak  dziewczyna ze wszystkich sił zaciska się na nim, jakby bała się, że za chwilę opuści ją na zawsze.
Odkąd nastąpiła w niej zmiana i dołączyła do demonicznego społeczeństwa, jej siła znacznie wzrosła. W owej chwili demon czuł to wyjątkowo wyraźnie, dziękując opatrzności, że dane mu było zaznać tak przesłaniającej wszystko inne przyjemności.
Nim Elizabeth się spostrzegła, jej kochanek krzyczał, jęczał i błądził wzrokiem po jej ciele w nie mniejszym stopniu niż ona. Jeszcze nigdy dotąd nie widziała go tak pobudzonego. Zawsze był spokojny, opanowany, ale teraz zachowywał się jak zwierzę – tak samo jak ona – i wzajemnie idealnie dopełniali się w tym maratonie, którego nagrodą była błoga przyjemność i spełnienie w ramionach ukochanej osoby.
~*~
Gdyby słowo „kąpiel” zawsze oznaczało to, do czego doszło w przypadku Elizabeth i Sebastiana, prawdopodobnie ludzie byliby wiecznie brudni, za to szalenie zadowoleni. W przypadku nastolatki zadowolenie byłoby jednak zdecydowanie zbyt małym słowem. Wyostrzone zmysły, zwiększona siła i wytrzymałość sprawiły, że odkryła w sobie nowe pokłady sił, umiejętności, niesamowitą zwinność i pomysłowość. Ponad trzy godziny w wannie spędzone na wzajemnych pieszczotach, zwieńczone delikatną, bladą dłonią, która troskliwie głaskała ją po głowie, były spełnieniem najgłębiej skrywanych pragnień dziewczyny. Całkowicie pozbawiły ją obaw, stresu związanego ze wszystkimi nowościami, które się wokół niej działy. Całkowicie się wyciszyła, dając się otulić gorącej, pełnej olejków zapachowych wodzie i słodkiemu spełnieniu, które z wolna koiło ją do snu.
Sebastianowi zależało na tym, by nastolatka podała mu tytuły ksiąg, które czytał Anasi. Od jakiegoś czasu czuł, że informator coś przed nim ukrywał i postanowił dowiedzieć się, co to było. Jednak nie miał Lizz za złe, że zasnęła. Sam również był wykończony i niesamowicie zadowolony. W tak błogim stanie mógłby zasnąć, gdyby nie pragnął stać na straży snu ukochanej, by upewnić się, że nawet niechciany podmuch wiatru nie dosięgnie jej delikatnej, bladej skóry przez uchylone okna.
Ułożył dziewczynę w łóżku, okrył ją pierzynom, a sam wrócił się po kartkę z jej rozwiązaniem zadania i z satysfakcją przyglądał się wszelkim zgnieceniom, roztarciom, naciskom – wszystkiemu, co świadczyło o tym, jak wiele wysiłku wkładała w rozwiązanie zagadki, byle tylko był z niej dumny. Zawsze się dla niego starała, nawet kiedy jeszcze on sam nie potrafił tego docenić, dawała z siebie wszystko, by stanąć na wysokości zadania i sprostać wyzwaniu. Nawet jeśli nie zawsze dawała sobie radę, nigdy się nie poddawała. Nie siadała ze zwieszoną głową, uważając, że nie da sobie rady. Po kilku minutach kontemplowania porażki zawsze podejmowała kolejne próby. Michaelis przez lata wmawiał sobie, że była po prostu zawzięta, ale w końcu zrozumiał, że tym, co motywowało ją w rzeczywistości, była jego duma, dobre słowo i uśmiech satysfakcji na ustach, po którym następowała nagroda w postaci jednej z nielicznych przekąsek, które była w stanie zjeść.
Dziewczyna spała snem sprawiedliwego, a demon poświecił wolne chwile na wypełnianie dokumentów, które wisiały nad nim nieubłagalnie już od dawna. W końcu musiał się wziąć i za tę nudną, niechcianą cześć pracy, znalazł więc idealny moment. By jednak umilić sobie zadanie, przeniósł się z papierzyskami do łóżka i pozwalając Lizz przytulać się do siebie przez sen, wodził wzrokiem po kolejnych wierszach tekstu, podpisując je, odrzucając, komentując i odkładając na etażerkę, na której z każdą chwilą rósł coraz większy stos zapisanych atramentem kartek.
— O nie, zasnęłam… — Usłyszał jęk, który wyrwał go z transu.
Wzdrygnął się lekko, odłożył pióro na bok i przysunął nastolatkę bliżej siebie, całując ją w czoło na przywitanie.
— Długo spałam? Przepraszam. Miałam ci coś napisać, ale była taka zmęczona…

— Nic się nie stało. Zająłem się dokumentami, nie ma tego złego. Poza tym spałaś tylko dwie godziny, wyspałaś się? — zapytał, zerkając w lekko zaczerwienione oczy. 



sobota, 1 lipca 2017

Tom V, XXI

Język demonów wyraźnie sprawiał mu problemy. Po ich rodzaju zaś nastolatka zorientowała się, że mowa Arbon opierała się na jednostkach, w których określenia czasu budowało się zupełnie odmiennie niż w jej rodzimym języku, choć nie do końca docierało do niej, że tylko słyszy angielski, a w rzeczywistości rozmawia płynnie w xerfickim. Jego budowę również pragnęła poznać, wtedy zrozumienie drzewca byłoby znacznie łatwiejsze, a z jakiegoś powodu niesamowicie ją to zafascynowało.
— Dziękuję. Postaram się nie sprawiać kłopotów — odpowiedziała, dygając przed drzewem, które tym razem zadrżało z wyraźnego rozbawienia. — Powiedziałam coś złego?
— Nie. Nie przejmuj się tym. Jeśli chcesz, możesz wejść pomiędzy nie, tylko nie dotykaj, na wszelki wypadek.
— Panie, jesteś pewien? — wtrącił się Anasi.
— Gdybym nie był, najpierw kazałbym wejść tam tobie — odpowiedział Kruk, posyłając kronikarzowi groźne spojrzenie, gdy tylko dostrzegł, że znów trzyma w ręku notes.
Elizabeth niepewnie ruszyła w stronę drzewca. Po drodze potknęła się o jeden z korzeni, choć była przekonana, że chwilę wcześniej go tam nie było – widocznie drzewo kpiło z niej w najlepsze. Udało jej się jednak odzyskać równowagę, zanim wpadła na kolejne, znacznie smuklejsze leśne stworzenie, które powoli rozwarło ślepia i zaczęło przyglądać jej się badawczo. Uznawszy jednak, że to ta, o której informacje przed chwilą dostał i nie może jej zwyczajnie pożreć, ponownie je zamknęło i zamarło w bezruchu, nie zamierzając marnować energii ku uciesze byłego człowieka.
Nastolatce jednak nie przeszkadzało pełne ignorancji podejście, jakie prezentowały wobec niej drzewa. Powoli przechadzała się pomiędzy nimi, przyglądając się konarom, korze i drobnym robaczkom, które po niej pełzały. Fascynowało ją, jak drewno potrafiło tak  nagle ożyć i czy rzeczywiście to było drewno, bo chociaż wyglądało jak ono, pachniało jak ono i nawet wydawało takie same dźwięki, kiedy ożywało, zachowywało się zbyt elastycznie. Nie mogła jednak ich dotykać, o co poprosił Sebastian, dlatego próbowała dowiedzieć się czegoś jedynie za pomocą pozostałych zmysłów. Przy okazji namiętnie ignorowała fakt, że wszyscy, których spotykali, uważali ją za przyszłą żonę króla. Przecież jej się nie oświadczył! A nawet gdyby to zrobił, nie wiedziała, czy powinna przyjąć propozycję. W końcu taka królowa jedynie osłabiłaby jego pozycję. Z drugiej strony karciła się w myślach za rozmyślanie o czymś, co mogło się nigdy nie wydarzyć. I ponownie zatęskniła za przyjaciółką, która wiedziałaby, co w takiej chwili zrobić.
~*~
— A może Enepsignos? Ona od zawsze miała do ciebie słabość — zaproponował Rafael, skacząc z jednej skałki na drugą, uważając, by nie zamoczyć butów w piekielnym jeziorze.
Amon stał na brzegu z dłońmi splecionymi na piersi i z wyrazem ogromnego zatroskania i zmagania na twarzy, wpatrywał się w skały, spomiędzy których wyłaniała się fiolka ze świeżą duszą, która z nieznanych mu przyczyn pojawiła się na plaży. Nie było w tym nic nowego, ale demon zastanawiał się, czy powinien ją pożreć. Głód podpowiadał, by to zrobił, zaś rozsądek, by odpuścił.
— A ta, Kepate? Widziałem ją kiedyś, ładna była. Walczyła też całkiem nieźle, no i zdecydowanie ci się podobała — kontynuował archanioł.
Postawił sobie za główny cel pomoc przyjacielowi w znalezieniu godnej wybranki. Kiedyś miał zostać królem. Wprawdzie do tego czasu mogło minąć jeszcze wiele rzeczywistości, jednak ważnym było wybranie możliwie najwcześniej, by odpowiednio przyuczyć kobietę do roli przyszłej królowej. Amon jednak nie umiał się zdecydować. Wszystkie demonicę wydawały mu się takie same: nudne, piękne, zaprawione w bojach i oddane. Ale on szukał czegoś innego, nuty oryginalności. Cechy, której nie umiał nazwać, a która sprawiłaby, że nie mógłby przestać o niej myśleć. Gdyby to zależało od niego, na zobowiązaniu napisałby „moja ręka”, ale kiedy zrobił tak tysiąclecia wcześniej przy okazji wypełniania innego dokumentu, Anasi z polecenia Beliala wtrącił go do lochu pełnego jadowitych węży, które przez pół roku truły go, żywiły się nim i nie dawały nawet odpocząć. O ile odbywał już dłuższe kary, o tyle ta szczególnie dała mu się we znaki, przez co wykształcił w sobie lęk wobec tych gadów i nie zdołał go ukryć. Ojciec uznał więc, że skoro tak się boi, zawsze będzie karał go w podobny sposób – musiał więc zachowywać się odpowiednio, przynajmniej na tyle,  by nie musieć ponosić tego typu konsekwencji.
— Nie chcę. Nie szukam żony, szukam przygody. Ekscytacji i… Czegoś prawdziwego — westchnął w końcu znużony demon.
Odbił się od lądu i skoczył do flakonika z duszą, by wyciągnąć go i bez kolejnych wątpliwości zwyczajnie spożyć jego zawartość. Smak nie był zbyt atrakcyjny za to wyczuł w duszy coś, co całkowicie go odurzyło – po raz pierwszy poczuł emocję. Wtedy jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale lata później dowiedział się, iż była to kradziona dusza, którą przez lata jeden z jego braci przygotowywał do spożycia, zawiązując pakt z właścicielem. Wtedy też Amon postanowił, że sam również stworzy sobie taką duszę. Wychowa ją, by podczas posiłku znów móc czuć. By idealny smak i głębokie uczucia stały się największą przyjemnością jego życia.
— Jednak to jesz? Takie niedobre? Ej, Amuś, co się dzieje? — dopytywał Rafael, widząc nienaturalnie uśmiechniętego przyjaciela.
Kilka razy pomachał mu przed oczami, szturchnął go, ale dopiero kiedy uczucie ustało, demon wrócił do rzeczywistości.
— Była paskudna, ale poczułem coś — wyjaśnił, patrząc z zachwytem na flakonik. — Coś dziwnego. Łaskoczącego i ciepłego, aż chciało mi się śmiać. Nigdy wcześniej tego nie doznałem — wyjaśnił, po czym wzruszył ramionami i wrzucił pustą buteleczkę do wody.
— Co dokładnie poczułeś? Może byłą zatruta? Nie powinieneś jeść byleczego, ten wasz głód…
— To nic takiego — mruknął zbywająco Kruk. — Powracając do mojego problemu, nie mam ochoty brać za żoną Enepsignos, ona za bardzo się za mną ugania, to by było niesprawiedliwe, Kepate jest ładna, ale strasznie głupia, znudziłaby mnie. Może zaproponują ciebie, co ty na to? Chciałbyś zostać księciem demonów?
— Marzę o tym, Michał z pewnością byłby dumny — odburknął Rafael.
Kolejne propozycje archanioła spotykały się z taką samą niechęcią piekielnego księcia, a kiedy czas ich spotkania dobiegł końca, Amon wrócił do piekła i stawił się na audiencji u ojca. Wszedł do sali tronowej, pokłonił się i czekał, aż Belial zada to wyczekiwane przez niego pytanie, które zaowocować miało wściekłością i problemami, jednak młody książę zdążył się już pogodzić ze swoim losem. Z pewnością nie planował wybierać nikogo na siłę, to przeczyło jego ideologii.
— Wybrałeś? — burknął Belial, obdarzając syna pełnym pogardy spojrzeniem.
— Nie wybrałem i nie wybiorę. Zamierzam pozostać wolny na zawsze. Spłodzę dziecko, gdy przyjdzie na to czas, ale nie zamierzam wiązać się z żadną demonicą. Chcę być wolny — oświadczył odważnie, wojowniczo wpatrując się w oczy ojca gotów przyjąć uderzenie silnej, królewskiej ręki.
Nie spodziewał się jednak, że w odpowiedzi otrzyma gromkie salwy śmiechu. Nie potrafił ich zrozumieć, dopóki król nie opanował się, nie odchrząknął i nie wyjaśnił mu przyczyny swojego rozbawienia.
— Jesteś żałosny, Amonie — stwierdził, gładząc po głowie swoje drugie dziecko, młodziutkiego Setha, który pilnie uczył się na podłodze obok tronu, by zaimponować ojcu, który traktował go nie lepiej niż domowe zwierzątko. — Całe życie starasz się pokazać, że jesteś inny niż ja. Wiecznie się buntujesz i pokazujesz swoją niezależność, a nawet nie widzisz, że zachowujesz się dokładnie tak samo. Twoja matka umarła nie bez powodu, też nie potrzebowałem dodatkowego bagażu, który osłabi moją pozycję — wyjaśnił, szczerząc się złośliwie.
— Ale ja nie zamierzam zabijać matki swojego dziecka. Nie byłem, nie jestem i zdecydowanie nie będę taki jak ty, pod żadnym względem — rzekł wojowniczo, zaciskając pieści ze wściekłości tak mocno, że paznokciami przebił skórę dłoni.
— Wmawiaj to sobie dalej, nie bez przyczyny wybrałem właśnie ciebie. Zostaniesz królem i będziesz reprezentował piekło z godnością zgodnie z moimi zasadami. Wspomnisz kiedyś moje słowa.
— Na świecie nigdy…  burknął pod nosem Amon.
— Słucham?
— Wybacz, ojcze, obowiązki wzywają — dodał głośniej, po czym skłonił się i opuścił salę tronową, obiecując sobie, że nigdy w życiu nie wejdzie w związek małżeński i udowodni Belialowi, że się mylił i nie było w nim zupełnie nic z tyrana, który zwał siebie królem.
~*~
Spotkanie z drzewami powoli dobiegało końca. Zmęczony obecnością dziewczyny Ermn po raz ostatni wykazał się ogromnym zrozumieniem dla niewykształconej dziewki, prosząc ją w zrozumiałym dla niej języku, by opuściła las. W jego oczach Elizabeth widziała zmęczenie. Początkowo nie wiedziała, skąd się brało, ale kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać, ignorując na chwilę ekscytację na rzecz pobudzenia empatii, zrozumiała, że dowódca tak naprawdę powoli umierał. Sebastian wspominał, że drzewa żyją tu od bardzo dawna, że kiedyś były zupełnie inne, że skończyły w tym miejscu przez kilka błędnych decyzji i egzystują jedynie na łasce demonów. Kiedy to sobie uzmysłowiła, poczuła ogromny smutek i współczucie wobec niezwykłych istot. Podziękowała Ermnowi za gościnę, a potem podbiegła do ukochanego i przytuliła się do niego, patrząc smutno w czerwone tęczówki.
Kruk nie potrzebował słów, by domyślić się, co przygnębiło jego panienkę. Zawsze miała dobre serce, a odkąd Ida na dobre opuściła jej ciało, dobroć, beztroska, entuzjazm i współczucie niemal się z niej wylewały, jakby po latach tłamszenia w ciasnym zbiorniku wreszcie znalazły drogę ujścia. Nie zamierzał jej za to ganić, przynajmniej jeszcze nie teraz, chociaż nawet z całym zrozumieniem dla niej uważał, że jako demon powinna nieco się uspokoić. Zbytnia dobroć i emocjonalność nie była wskazana w piekle. Mimo wszystko była to kraina zła, brutalności i okrucieństwa. Nawet jeśli Amon zamierzał wprowadzić mnóstwo zmian, niezmiennym pozostanie ciemna natura demonów, z którą nawet nie zamierzał walczyć. Miał za to nadzieję, że kiedy Lizz w pełni oswoi się z nową sytuacją, osiągnie harmonie i jej emocje nieco się stonują.
— Możemy coś dla nich zrobić? — zapytała nastolatka, kiedy odeszli od skraju lasu na tyle, by Arbony nie mogły ich słyszeć.
— Kochanie… To nie jest takie proste. Nie mogę zmieniać fundamentalnych zasad piekła, bo im współczujesz. Dobrze wiesz, że to tak nie działa. W świecie ludzi było tak samo. Biedacy na ulicach, kalekie dzieci w rynsztokach. Im też chciałabyś pomóc, prawda?
— Wiem o tym… Po prostu… Masz rację, przepraszam — powiedziała zrezygnowana, spuszczając głowę. — Nie chciałam nic na tobie wymuszać. Poczułam ich cierpienie, jakoś bardzo silnie, to wszystko.
— Rozumiem — westchnął Michaelis.
Widząc jednak, że jego ukochana dalej się smuci, objął ją i zapewnił, że nie ma jej za złe dobrego serca. Prosił za to, by postarała się kontrolować emocje i delikatnie zasugerował, że ostatnimi czasy za bardzo daje się im ponieść.
Anasi zaś w milczeniu kroczył tuż obok nich. Schował notes i ponownie zapisywał co ważniejsze zdania i zachowania w pamięci, by dokładnie opisać je, kiedy wróci. Po wizycie u Arbon spodziewał się czegoś zgoła odmiennego. Nie sądził, że pradawny Ermn zechce uczyć zaszczyt komuś, kto w gruncie rzeczy w piekielnej hierarchii byłby nikim, gdyby nie był pod królewskimi skrzydłami. Przez moment był nawet zawiedziony, że sprawy potoczyły się tak spokojnie, ale nie dał tego po sobie poznać. Utrata całkowitej obojętności była jednym, ale ingerowanie w sprawy, które go bezpośrednio nie dotyczyły, przez co mógł zaważyć nad ich losem, było wykroczeniem znacznie gorszym, na które nie zamierzał sobie pozwolić. Tylko w jednej sytuacji było to dozwolę – w przypadku podjęcia wszelkich niezbędnych środków, by Amon utrzymał się na tronie.
Po powrocie do zamku Lizz poczuła się zmęczona. Przed opuszczeniem ulubionej pary, informator zmierzył długość jej ogona i oświadczywszy, że wszystko jest w porządku, zostawił ich wraz z jednym ze swych pajęczych pomocników i wyszedł studiować kolejne księgi, szukając rozwiązania.
Król demonów tym czasem zrzucił z siebie resztki swej władczej maski. Przebrał się w luźną, częściowo rozpiętą koszulę, przywdział ulubione, obcisłe spodnie i przeciągnął się zmęczony. Jego ukochana bacznie obserwowała każdy ruch demona, zachwycając się jego idealnym ciałem i zupełnie nową odsłoną jego osoby, którą miała okazję obserwować od kilku dni. Widok, który kiedyś przyprawiał ją o uczucie irytującego ciepła w żołądku, teraz wydał się znajomy i bliski. Amon – król demonów – w swoim naturalnym środowisku. Bez maski złego potwora, surowego żołnierza, rozsądnego władcy czy idealnego kamerdynera. Po prostu zwykła istota, czująca, kochająca, potrzebująca i męcząca się jak wszystkie inne.
— Lizzy? Wolisz wodę czy herbatę? — powtórzył pytanie, widząc, że nastolatka zupełnie się zagapiła.
— Sebastian, nauczysz mnie piekielnych liter? Widziałam dzisiaj te książki, które czytał Anasi, ale nie potrafiłam przeczytać. Pamiętam te znaki, ale nic mi nie mówią. Myślałam i myślałam, ale w nich nie ma sensu. To znaczy… Jakoś na pewno jest, ale nie potrafię go odkryć.
— Zapamiętałaś tytuły? — zapytał zaskoczony i nie mniej zaintrygowany.
Sam chciał się dowiedzieć, jaka paląca sprawa zmusiła samotnika, by opuścił swoją norę, narażając się na niechciane towarzystwo tylko po to, by coś przeczytać. Normalnie zleciłby to komuś innemu, chociażby pająkom, ewentualnie dałby spis konkretnych tytuł jednemu ze służących, by dostarczyli je pod jego drzwi.
— Tak. Jak mnie nauczysz liter, to ci je napiszę — odpowiedziała, uśmiechając się przebiegle.
Widząc jej minę, demon zaśmiał się ciepło. Przysiadł na krańcu materaca i sięgnął po kartkę i pióro, po czym zaczął zapisywać kolejne znaki i ich czytania. Prosta gra, w której Lizz nawiązała do ich dawnej gry, choć w bardzo skąpej wersji, przywiodło na myśl przyjemne wspomnienia dawnych czasów. Wszystkie pingi i pongi, które cenił sobie bardziej niż największe bogactwa. Drobne przyjemności każdego dnia, które zawsze wprawiały go w dobry nastrój.
— Tylko mnie nie oszukuj, zauważę — upomniała nastolatka, widząc, jak wyraz jego twarzy z ciepłego uśmiechu zmieniał się w nie mniej przebiegły niż ten jej, jakby i w nim obudziły się ciągoty do starych złośliwości.
— Napisałem ci litery, napisałem też zdanie. Pójdę się wykąpać, tyle czasu powinno ci wystarczyć do jego rozszyfrowania — oświadczył, zostawiając odwróconą kartkę na pościeli.
Wstał i podszedł do drzwi, po czym odwrócił się i spojrzał na nią, zasiewając w silnym sercu nastolatki odrobinę niepewności. Kiedy tylko Michaelis zniknął z pola widzenia, natychmiast dopadła do kartki i zaczęła czytać. To, co miało być jednym zdaniem, okazało się czymś niezwykłe długim, a rozszyfrowywanie tego z pewnością nie mogło być takie łatwe, jakie się na pozór wydawało. Zbyt dobrze go znała, wiedziała, że coś knuł.


.