sobota, 27 lutego 2016

Tom 3, LX

Musicie mi dziś wybaczyć, ale beta praktycznie w tym rozdziale nie zaistniała, a mam nawet wrażenie, że poprawiałam z lepiej na gorzej. 
Miałam wczoraj sporo stresu, spałam ledwie 4 godziny i już zdążyłam się rozchorować z tego wszystkiego, więc liczę na Waszą czujność i wypominanie błędów.

Miłego :*

===================

Jeanny siedziała z Thomasem w kuchni, intensywnie wpatrując się w drzwi. Czekała na nadejście Michaelisa, układając w głowie całą przemowę. Chciała, by mężczyzna wiedział, że nie pozwoli mu po raz kolejny bezkarnie zranić Elizabeth. Jeżeli pragnął się do niej zbliżyć, odzyskać zaufanie i na nowo stać się opoką hrabianki, wcześniej musiał wysłuchać, co miała do powiedzenia zarówno pokojówka, jak i kucharz. Obawiała się, w prawdzie, że rozmowa pomiędzy mężczyznami może przebiegać nazbyt burzliwie, lecz obiecała sobie do tego nie dopuścić. Zarówno Sebastian jak i Thomas, zresztą ona także, dbali o Lizz i pragnęli jej dobra. Musieli więc ustalić zasady, które miały uchronić dziewczynę przed przyszłym cierpieniem. Kamerdyner powinien doskonale zdawać sobie z tego sprawę, pokornie wysłuchać służących i przyjąć ich warunki. Ufała, że tak postąpi. Bez względu na to ile zła wyrządził, wierzyła w jego rozsądek i powagę; nie był w końcu byle służącym, lecz piekielnie dobrym kamerdynerem – osobą godną drugiej szansy i kredytu zaufania. Wszyscy popełniają błędy, jeśli więc Michaelis zareaguje tak, jak się spodziewała, z czystym sumieniem pozwoli mu na nowo stać się częścią życia szlachcianki – oczywiście pod warunkiem, że ona sama będzie tego chciała.

środa, 24 lutego 2016

Tom 3, LIX

Miałam zawiesić bloga. Ba, nawet go zawiesiłam! 
Na całe piętnaście minut, bo potem sobie przypomniałam, że piszę go dla siebie, a nie dla czytelników, którzy znikają, bo historia jest zbyt skomplikowana i nie traktuje jedynie o głupiej miłostce TT_TT.
Tak, czy inaczej, z dzisiejszego rozdziału jestem zadowolona. Jeśli są tu jacyś fani z działającą klawiaturą - dajcie znać, czy Wam też się podobał. Dobrze byłoby wiedzieć, czy to tylko moje odczucie xD.

Miłego :*

===============

Demon z trudem doprowadził się do porządku. Pokojówka miała rację, nie mógł w takim stanie trwać u boku Elizabeth, jednak nie potrafił myśleć trzeźwo, martwiąc się stanem jej zdrowia. Wszystkie jego myśli zaprzątał strach, niepewność i różnorakie scenariusze przyszłości. Czy hrabianka odzyska sprawność? Czy dalej będzie w stanie poruszać się o własnych siłach? A nawet jeśli, to czy będzie zdolna walczyć? A jeśli na zawsze zostanie przykuta do łóżka? Jak to zniesie? Czy podda się i zaniecha zemsty? Czy dalej będzie próbowała osiągnąć swój cel? Czy w ogóle po przebudzeniu pozwoli mu przy sobie zostać? Miał tak wiele pytań, a na żadne z nich nie mógł poznać odpowiedzi. Nie póki dziewczyna się nie ocknie, a zapowiadało się, że przez jakiś czas pozostanie w krainie snów. Myśl o czekaniu choćby chwilę dłużej niesamowicie frustrowała Sebastiana, ale zdawał sobie sprawę, że w takich chwilach odpoczynek może zdziałać cuda. Był tak niesamowicie pochłonięty doczesnymi problemami, że nie był w stanie zastanawiać się nad kontraktem, który bezmyślnie zawarł. Martwił się, że nie będzie w stanie znieść spokojnie kolejnej złej wiadomości, a niczego nie był w tej chwili tak pewien, jak tego, że kontrakt musiał zawierać coś druzgoczącego dla piekielnej strony, na co nigdy by się nie zgodził, gdyby tylko miał czas przejrzeć, chociażby pobieżnie, całość umowy. Jednak archanioł postawił go przed najtrudniejszym wyborem, doskonale wykorzystując słabości Michaelisa przeciwko niemu.
                Dotarł do swojej sypialni – miejsca, które rzadko odwiedzał, kiedy jeszcze tu pracował. Ani razu, odkąd opuścił posiadłość Roseblack, nie pomyślał o tym pomieszczeniu. Było dla niego jedynie nieistotną przestrzenią, nie czuł się z nią w żaden sposób związany. Gdyby miał wybrać, które z pomieszczeń rezydencji było mu najbliższe, z pewnością wybór dokonywałby się pomiędzy sypialnią Elizabeth, a kuchnią. Chociaż był pewien, że postawiłby na kuchnię, choć to wewnątrz pokoju nastolatki w tej chwili było jego serce.
                Promienie słońca przedzierały się przez na wpół rozsunięte zasłony i poszarzałą od kurzu szybę. W pokoju panował zaduch. Było widać, ze od dawna nikt tu nie zaglądał, jakby pomieszczenie zostało zapomniane wraz z chwilą, kiedy Sebastian zrzekł się tytułu kamerdynera rodu Roseblack na rzecz dzierżenia władzy z piekielnego tronu. Ponura atmosfera sypialni przytłaczała demona. Podszedł do okna, machnął ręką, doprowadzając je do porządku, i otworzył jedno ze skrzydeł, wpuszczając do środka nieco świeżego powietrza. I chociaż słoneczny blask delikatnie oświetlał meble, nadając sypialni byłego kamerdynera zdecydowanie przyjaźniejszego wyrazu, w jego sercu wciąż panowała ciemność. Rozejrzał się  obojętnie, zawieszając wzrok na niewielkiej ramce stojącej koło kałamarza przy sekretarzyku z ciemnego drewna. Sebastian zbliżył się do biurka i chwycił w dłoń oprawioną fotografię, melancholijnie spoglądając na urodzajny zaklęty w czasie moment. Tyle pięknych, beztroskich chwil podszytych smutkiem i rozpaczą, a jednak tak drogich jego sercu. Westchnął ciężko i odstawił prezent z powrotem na miejsce. Musiał się przebrać, wykąpać, odświeżyć i, przede wszystkim, wziąć w garść. Król piekieł, nawet jeśli popełniał błędy i daleki był od ideału, powinien reprezentować sobą znacznie więcej, niż tylko zatroskanego, żałośnie zakochanego mężczyznę.
                Poszedł do łazienki, po drodze niedbale zrzucając z siebie ubrania i wszedł pod prysznic, odkręcając kurek z gorącą wodą. Nie pamiętał, kiedy kąpał się w ten sposób. W piekle przesiadywał godzinami w wannie pełnej olejków, których idealna mieszanka zapachowa przyjemnie drażniła jego zmysły. Kilkoro niższych dbało o to, by woda przez cały czas pozostawała gorąca, a bezimienne służące na każde skinienie Sebastiana raczyły go najwyśmienitszymi z piekielnych afrodyzjaków. Lecz teraz był w ludzkim świecie. Stał w niewielkiej, oszklonej kabinie, opierając przedramię na ścianie, z pochyloną głową wpatrując się w wodny wir przy odpływie. Dopiero po chwili zorientował się, że skóra na jego plecach poczerwieniała pod wpływem gorąca. Zirytowany słabością ciała, w którym przyszło mu żyć, warknął sam na siebie, odsunął się spod strumienia wody i uderzył pięścią w ścianę. Siła ciosu sprawiła, że jedna z płytek zdobiących wnętrze kabiny spadła do brodzika, rozbijając się u stóp demona na kilka kawałków. Nie zamierzał jej jednak sprzątać. Stan prysznica był mu zupełnie obojętny. Odkręcił tylko drugi kurek, by ponownie nie poparzyć cielesnej, ludzkiej powłoki. Odchylił głowę w tył, odgarnął włosy i przysunął się pod słuchawkę prysznica, pozwalając, by woda zmyła z niego resztę brudu. Wyobrażał sobie, że wraz z nim odchodzą wszelkie złe myśli, cały stres i niepewność, w których doszukiwał się przyczyny swej bezradności. Nienawidził, gdy coś nie szło po jego myśli, a jeszcze bardziej nie znosił całkowitego braku kontroli. On nie przegrywa. Przez całe życie zdołał osiągnąć tak wiele. Wszelkie tytuły, wygrane w piekielnych potyczkach, przewodzenie wyprawom na ziemie, nagrody, szacunek poddanych na dworze i końcu zabicie Beliala i zdobycie tronu. Niewiele demonów mogło pochwalić się chociażby połową z jego licznych osiągnięć. Przyzwyczajony do tego, że wiecznie mu się udawało, po przejęciu władzy musiał nieświadomie osiąść na laurach, stracić czujność i pozwolić sobie na zbyt długi odpoczynek. To było jedyne wyjaśnienie tego, że upadł aż tak nisko. Ale nie zamierzał się poddać. Bez względu na to, o czym traktował kontakt Michała, postanowił znaleźć sposób, by mu się przeciwstawić. Pomoże Elizabeth stanąć na nogi, pomoże jej wypełnić zemstę – teraz, kiedy już wie, że pośród członków organizacji znajdują się nie tylko ludzie, ale i istoty z jego płaszczyzny Rzeczywistości; wróci do piekła, by przeprowadzić reformę, a jeśli mimo wszystko nie uda mu się oszukać archanioła, z godnością poniesie konsekwencje swoich czynów. Tak, jak przystało na króla. Zgodnie ze swoim sumieniem i wychowaniem.
                Odświeżająca kąpiel dała demonowi więcej nadziei, niż spodziewał się uświadczyć. Zaledwie kwadrans pod strumieniem bieżącej, gorącej wody, a czuł się znacznie pewniej. Miał wstępny plan, wiedział, co musi zrobić. W całym ogarniającym Michaelisa chaosie, udało mu się znaleźć jedną, silną nić, która powiodła go wprost ku rozwiązaniu. Wciąż nie wiedział, jak dokładnie to wszystko osiągnie, nie miał też pojęcia, jak zareaguje Elizabeth, ale wszystkie przeciwności losu stały się dla niego możliwe do pokonania. W końcu nie był byle człowiekiem, choć ostatnimi czasy miał wrażenie, że przesiąkł na wylot ludzką mentalnością, co niesamowicie go obrzydziło. Był demonem, i to nie pierwszym lepszym, bo samym królem. Koniec poniżania się. Koniec ubolewania nad swoim losem i pozwalania, by kierował nim przypadek. Zamierzał wziąć go we własne ręce, zacisnąć na nim dłoń i nagiąć wedle swojej woli. Bo tak właśnie postępuje Król Demonów.
                Sebastian wyszedł z łazienki i pozbierał porozrzucane ubrania, po chwili paląc je w dłoniach. Chociaż dopiero co je odświeżał, nie chciał, by coś, co znajdowało się w pobliżu plugastwa jakim był Kolekcjoner, kiedykolwiek jeszcze dotknęło jego skóry. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej jeden z kompletów ubrań, równie zakurzonych, co całe wnętrze sypialni, ale wystarczyło machnięcie ręką, by cały bród i nieliczne wygniecenia zniknęły, pozostawiając jedynie, lśniący niemal, wysokiej jakości materiał. Demon ubrał się tak, jak robił to wielokrotnie, przywiązując ogromną uwagę do każdego detalu. Na koniec stanął przed lustrem, przyjrzał się swojemu odbiciu i zaczesał niesforny kosmyk włosów za ucho. Był gotów. Gotów, by ponownie podjąć się pracy kamerdynera rodu Roseblack, by okiełznąć niesforną służbę, stawić czoła wszelkim wyzwaniom, jakie staną na jego drodze, a także zrobić wszystko, aby Elizabeth ponownie zaakceptowała go jako swego służącego.
                Do spotkania z pokojówką miał jeszcze kilka minut. Postanowił więc udać się do swego więzienia, by zobaczyć, do czego podstępem zmusił go Michał. Nie był pewien, czy powinien robić to akurat teraz, ale ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem. Złośliwy głosik w głowie Sebastiana podpowiadał, że poradzi sobie z tą informacją, w końcu jest królem demonów – bez względu na to, co tam ujrzy, da radę okiełznać emocje. Przecież chwilę temu sam to sobie obiecał. I tak kamerdyner posłuchał kuszenia podświadomości, udając się wprost do piwnicy, gdzie na kamiennej podłodze, pośród zaschniętych plam jego krwi, leżał śnieżnobiały kodeks w kremowej, twardej oprawie marmurowej. Michaelis rozwinął dokument i przelotnie powiódł wzrokiem po kilku pierwszych stronach. Nie było tam nic, co mogłoby wzbudzić jego podejrzenia – tak, jak przypuszczał – archanioł nie był na tyle bezczelny. Wiedział, że całkowite wywrócenie dotychczasowych zasad do góry nogami nie mogło być korzystne dla żadnej ze stron. Był więc spokojniejszy – bez względu na to, co znajdowało się na osiemdziesiątej ósmej stronie, jego poddani będą mogli wieść w miarę normalny żywot.
                Niecierpliwy demon przekartkował dokument, odnajdując wspomnianą stronę i zamarł, czytając jego treść. Tego się nie spodziewał. Nie pomyślałby, że Michał i jego trzej bracia, którzy razem sprawowali władzę w niebie pod nieobecność Boga, czyli właściwie od początku istnienia tej Rzeczywistości, posunął się do tak niecnego podstępu. Zaskoczyła go jednak przenikliwość gołębi. Nie sądził, że zdążyli rozgryźć całą tę sprawę. Sam początkowo myślał, że to ich sprawka, ale w świetle tego, o czym traktował dokument, był bardziej niż pewny, że do zatargu dołączyła trzecia strona. Ta, która od zawsze pragnęła zburzyć panujący ład. Nie wiedział jedynie, dlaczego, lecz nie zamierzał się o tym przekonywać. Lubił tę Rzeczywistość, nie chciał jej zmieniać, nie chciał tracić wszystkiego, co zdążył przez te lata osiągnąć. Nie mówiąc o wspomnieniach, bo w końcu i ten aspekt mógł kiedyś dopaść i jego…
                Skończywszy czytać treść dokumentu, upewniwszy się, że umowa nie zawiera więcej tego typu kruczków, demon skontaktował się telepatycznie z Anasim, w skrócie przekazując mu istotę sprawy i informując, że w ciągu kilku godzin w królestwie zjawi się jego posłaniec wraz z dokumentem, który król pragnął powierzyć doradcy, by ten się nim zajął. Gdy tylko skończył rozmowę, przywołał jednego ze swych wiernych sług – kruka, z którego usług nie korzystał już od bardzo dawna, i polecił mu zabrać umowę przez bramy piekielne wprost w ręce najbardziej zaufanego członka demonicznej rady, żeby ten dokładnie się z nim zapoznał i zorientował się, czy w jakiś sposób można nieprzychylny kontrakt obejść. Wiedział jednak, że szanse na to były znikome, wszak oryginał zawierał krew zarówno jego, jak i wszystkich czterech władców niebios. Siła sprawcza dokumentu przekraczała więc kompetencje nie tylko jego, ale nawet połączonych sił całej piątki władców. To była jedna z tych cech świata, dla których zmiany Michaelis mógłby zaryzykować stworzenie nowego ładu, jednak nie był aż tak pyszny, by porywać się na coś równie niebezpiecznego. Wszyscy doskonale wiedzieli, że moc zdolna tworzyć rzeczywistości chroniona była przez niezwykle potężną siłę. Już samo oszukanie strażników i wszystkich nacji byłoby trudne, a co dopiero dotarcie w to zakazane miejsce. Któż mógł być aż tak głupi? Raz po raz zadawał sobie to pytanie, nie mogąc znaleźć, pośród milionów znanych sobie istnień, nikogo aż tak zdesperowanego, odważnego i niepoważnego zarazem.
                Kiedy tylko ptak wyleciał z misją przez niewielki, piwniczny lufcik, Sebastian opuścił podziemia i pewny siebie ruszył w stronę kuchni. Nie wiedział, czego powinien spodziewać się po rozmowie z Jeanny, szczególnie że dziewczyna była zdecydowanie poważniejsza niż zazwyczaj. Właściwie, nigdy przedtem nie widział jej w takim stanie. Bez względu na to, co się działo, zawsze starała się być pogodna i miła. Była nieporadna, ale za to łagodna i niezwykle opiekuńcza, jednak kiedy demon zjawił się u bram posiadłości, zarówno pokojówka, jak i Thomas, zachowywali się zupełnie inaczej. Reakcję mężczyzny rozumiał doskonale, lecz nie przejmował się nią zbytnio. Kucharz nie był kimś, z kogo zdaniem się liczył. Ze wszystkich służących do niego miał najgorszy stosunek. Nie pokazywał tego, ale gdyby nie jego umiejętności walki, prawdopodobnie dawno temu by się go pozbył i to nie przez problemy, które notorycznie sprawiał, ale przez jego irytujący charakter i krnąbrne usposobienie, które chwilami niebezpiecznie ocierało się o czystą bezczelność – cechę, której Sebastian nie znosił u ludzi, którymi kierował. Bez względu jednak na to, jaki charakter miała mieć rozmowa, czuł się gotów. W końcu nie zostało mu zbyt wiele czasu, nie było już miejsca na głupie, typowo ludzkie, dylematy.
~*~
                Grell Sutcliff siedział w oknie korytarza prowadzącego do pokoju swego przełożonego. Przez ostatnie kilka godzin udawało mu się uniknąć spotkania z nim i zdania raportu, lecz czas pożegnań z ukochaną kosą kiedyś musiał dobiec końca. Mężczyzna wpatrywał się przez szybę na ćwiczących na dziedzińcu, młodych adeptów Akamedii Sinigami, melancholijnie gładząc dłonią najdroższa piłę i wspominając swoje początki. Był wtedy taki młody, taki ambitny i zupełnie nie spodziewał się, że jego życie obierze tak dziwczny kierunek. Od kiedy tylko odrodził się jako bóg śmierci, zawsze gardził ludźmi, tak jak oni gardzili nim za jego ludzkiego żywota. Zgodnie z naukami Akamedii, nigdy nie nawiązywał  nimi zbędnego kontaktu. Był jednym z najlepszych w swoim roczniku, a jak teraz skończył? Był cieniem samego siebie, głupim marzycielem, który dał się porwać mrzonkom, tracąc resztki szacunku, który od setek lat i tak podkopywał Will. W tej chwili, myśląc o wszystkich obelgach, jakie Spears skierował pod jego adresem, właściwie przyznawał mu rację. Oczywiście nie zamierzał się do tego przyznać, ale taka właśnie była prawda.
                Rozważania żniwiarza przerwało przykre dla ucha skrzypnięcie zawiasu drzwi gabinetu Williama T. Spearsa, który wychylił się przez nie i samym spojrzeniem wymógł na Grellu, by wszedł do środka. Wnętrze ani trochę się nie zmieniło, odkąd był tu ostatni raz. Ciężka atmosfera i grobowy nastrój przełożonego również.
                – Zanim coś powiesz, proszę, nie zabieraj mi jej! – jęknął błagalnie Sutcliff, tuląc twarz do jednej z tarcz piły łańcuchowej.
                – Grellu Sutcliff, proszę, żebyś się opanował i należycie zdał raport. Kwestią twojej kary zajmiemy się później – odparł niewzruszony brunet, poprawiając bronią opadające na nos okulary.
Robił tak zawsze, to był jeden z jego znaków rozpoznawczych, chociaż większość żniwiarzy doszukiwała się w nim raczej tiku nerwowego. W każdym razie był z tego znany. Niezależnie od nastroju, sytuacji, czy pory dnia, William poprawiał okulary zawsze w ten sam sposób, co powoli zaczynało wzbudzać w Grellu przerażenie.
                – Dziewczyna nie zabiła króla piekieł – oznajmił Sutcliff, krzyżując dłonie na piersi.
                – Wiem o tym. Twoja misja dotyczyła kradzieży dusz, jednak te zakończyły się dawno temu. Chciałbym się dowiedzieć, co robiłeś przez resztę czasu, który powinieneś poświęcać na kolekcjonowanie dusz. Twój raport z ostatnich tygodni pracy – warknął zarządca, irytując się nieco.
Spod biurka wyciągnął plik czystych kartek i podsunął je pod nos czerwonowłosego.
                – Tutaj powinny być notatki z akcji, dokumenty ofiar, wszystkie spisy i obserwacje – powiedział tak, jakby mówił do jednego ze świeżo upieczonych zbieraczy po raz pierwszy wyruszającego na misję.
                – Musiałem pilnować tego demona, żeby przypadkiem niczego nie odwalił! – krzyknął wzburzony Sutcliff, zrywając się z siedzenia.
Uderzył dłońmi w blat dzielącego go od Williama stołu, pozwalając, by jego ukochana kosa z hukiem upadła na ziemię.
                – To król piekła, do cholery. Miałem pozwolić, by chodził sobie po ludzkim świecie bez smyczy?!
                – Czyli informujesz, że nowy król piekła wciąż posiada zawarty czynny kontrakt z Elizabeth Roseblack? – zapytał Spears, zdradzając subtelnie odrobinę zainteresowania.
Sądził, że więź łącząca demona z dziewczyną została jedynie pamiątką, kpiną i bolesnym wspomnieniem na jej skórze. Nie przypuszczał, że nastolatka będzie tak głupia, by ponownie nawiązać współpracę z Sebastianem. Najwidoczniej się mylił.
                – Tak. Co gorsza na ziemi zjawił się Michał. Sebastian podpisał z nim jakąś umowę. Obawiam się, że może chodzić o kam…
                – Wystarczy – przerwał zarządca.
Powiódł wzrokiem po sylwetce pracownika, po pustych kartkach i w końcu po lezącej na podłodze broni. Grell wiedział, że właśnie w tej chwili ważyły się losy jego dalszej kariery. Zostanie zdegradowany i przeniesiony do księgowości? Zawieszony? Zabity? Stał, bojąc się nawet drgnąć, jakby najmniejszy ruch mógł negatywnie wpłynąć na decyzję Williama. Ten jednak westchnął po chwili i schował czyste kartki z powrotem do górnej szuflady biurka.
                – To wszystko. Możesz wracać. Wieczorem posłaniec dostarczy ci kolejne zlecenie – poinformował Spears.
Podniósł się z siedzenia, otworzy drzwi i grzecznie wyprosił Sutcliffa ze środka, spoglądając na niego mrożącym krew w żyłach wzrokiem, którym jednoznacznie dał pracownikowi do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych pytań. Sam miał teraz kilka do zadania i znacznie więcej, na które będzie musiał odpowiedzieć przed swoim przełożonym. Archanioł podpisujący nowe porozumienie z królem demonów – sprawa nie wyglądała dobrze. Jeśli jego obawy były słuszne, niedługo wszyscy, zarówno ludzie, aniołowie, demony jak i oni – obojętni wobec losów świata bogowie śmierci, będą musieli stanąć do jednej z najcięższych bitew. Nie mógł więc zwlekać, natychmiast musiał przekazać informacje wyżej, dlatego chwycił za telefon i wykręcił numer do asystentki szefa, by umówić się na spotkanie i przedstawić niepokojące wieści. 

sobota, 20 lutego 2016

Tom 3, LVIII

Film kuroszowy będzie o Campanii!!!
Book of the Atlantic. Jaram się!!! <3
Tyle pięknych scen, tyle dobra. Siedzę i ciągle cieszę ryja i płaczę z radości na zmianę. Tak, źle ze mną. Dlatego wstępu być nie będzie, powiem tylko, że zostały co najwyżej 3-4 rozdziały i zamknę trzeci tom. Potem prawdopodobnie będzie tydzień, albo dwa przerwy, ale to jeszcze się zobaczy. Zależy od weny i od tego, co o tym sądzicie.
Dobra, rozdział xD.

Miłego :*

==========================

Jeanny wciąż cierpliwie czekała na reakcję Grella. Rozejrzała się wokół i zorientowała się, że drzwi do piwnicy nie były zamknięte. Delikatnie uchylone świadczyły o tym, że cokolwiek tam było, musiało wydostać się z wnętrza lochu. Ich widok, a także nietypowe zachowania mężczyzny, wzbudził w pokojówce tak ogromny niepokój, że z trudem udało jej się utrzymać równowagę. Wzięła głęboki oddech, podniosła się i podeszła do drzwi, niepewnie kładąc dłoń na mosiężnej klamce.
                – Nic tam nie znajdziesz – mruknął zrezygnowany shinigami.
                – Co pan przez to rozumie? W piwnicy jest mnóstwo zapasów, jestem pewna, że… – zaczęła się wymawiać, lecz Sutcliff nie dał jej skończyć.
                – Dobrze wiesz, że było tam coś ważnego. Ale teraz zniknęło. Nie ma tam nic wartego uwagi, to tylko piwnica. Chcesz, to idź, przekonaj się, że mówię prawdę – odparł spokojnie i podniósł się z siedzenia.

środa, 17 lutego 2016

Tom 3, LVII

Bez zbędnych wstępów, bo źle się czuję.
Notka późno, bo tak wyszło. Myślałam, żeby w ogóle dać sobie spokój, bo po co się męczyć, gdy poczytność marna, ale nie znoszę nie dotrzymywać terminów, więc wzięłam się w garść i zbetowałam.

Miłego.

==========================

                – Siostro, co to ma… – zaczął lekarz, lecz zerkając przelotnie na demona, poczuł przeszywający duszę strach, który całkowicie go sparaliżował.
Sebastian widział, co się z nimi działo. Znów popełnił błąd, nie tak miał to rozegrać, było jednak zbyt późno, musiał postąpić inaczej.
                – Rozumiem, że są państwo… zdziwieni. Proszę się jednak nie obawiać, jeżeli uda się państwu uratować życie i zdrowie mojej pani, wszystko skończy się dobrze – powiedział spokojnie, dumny z nad pozór pewnego siebie tonu, jaki udało mu się odegrać przez grupką śmiertelników.
                – Prze-przepraszam, ale pa-pańska pani może już nigdy nie stanąć o własnych siłach –­ wydukał jeden z lekarzy, ten, który w mniemaniu Sebastiana najlepiej znał się na swoim fachu.
Kamerdyner zbliżył się do niego powolnie i pochyliwszy się tak, że naruszył przestrzeń intymną mężczyzny, spojrzał w jego oczy.

sobota, 13 lutego 2016

Tom 3, LVI

Przyznam, że mi smutno. Rozdział LIV ma dużo wyświetleń, za to ostatni, LV, malutko. Nie wiem, skąd to się bierze, ale mi przykro. I jestem chora, więc mi jeszcze bardziej przykro.
I w rozdziane może być sporo błędów, bo beto w gorączce to średni pomysł.

===================

W końcu wbił pazury w oczodoły mężczyzny, wyrywając jego gałki oczne, by po chwili poderżnąć mu gardło, ostatecznie pozbywając się go ze świata żywych. Odrzucił zwłoki na bok i powrócił do swojej ludzkiej postaci. Idealnie czysty frak, śnieżnobiałe rękawiczki i nienaganna fryzura – znów był dawnym sobą. Żałował jedynie, że jego panienka musiała zapłacić za to tak wysoką cenę.
                Podszedł do dziewczyny i przykucnął, delikatnie dotykając dłonią jej czoła.
                – Wybacz mi, panienko, powinienem był przybyć wcześniej. Nie jestem godny, by ci służyć – rzekł smutno.
Dopiero po chwili zwrócił uwagę na przywiązanego do słupa chłopaka. Zbliżył się do niego i nakazał mu zachować milczenie, po czym zdarł materiał zasłaniający jego usta.

środa, 10 lutego 2016

Tom 3, LV

Wiem, że powtarzam to już od jakiegoś czasu, ale teraz mówię poważnie:
Jesteśmy bardzo blisko końca tego tomu. Sądzę, że w ciągu dwóch-trzech tygodni się już zakończy.
Ale nie bójcie się! Będzie jeszcze czwarty i piąty tom. I na piątym powinnam historię zakończyć. Taki jest plan na tę chwilę, ale kto wie. Początkowo miały być trzy tomy, potem cztery, ale zawsze mam problem z rozstawaniem się z postaciami czegoś, co było mi bliskie. Wiem jednak, że coś ciągnięte na siłę, nie ma prawa być dobre (Patrzcie: House, Chirurdzy, Supernatural - każdy inny serial, który ma więcej sezonów niż zakładano, bo poleciał na hajs). Ja komercyjnie tego opowiadania nie piszę, więc na pewno nie zacznę wymyślać jakichś bzdur "byle ciągnąć historię", więc mam nadzieję, że jakość nie spadnie. Są, co prawda, części, które pisze mi się lepiej i takie, z którymi mam problem (sceny akcji - bo mnie takie nudzą xD), ale myślę, że to, co planuję jeszcze stworzyć, będzie Wam się podobało.

Jednocześnie przypomnę tylko, że im więcej głosów od Was w komentarzach, im więcej opinii, wytykania błędów, domysłów i pomysłów na fabułę, tym opowiadanie ma szansę stać się lepsze. Niejednokrotnie korzystałam już z motywów (albo mnie one natchnęły), które ktoś przedstawił w komentarzach, więc w zasadzie każdy komentujący może czuć, że ma wkład w tę historię. I to jest piękne, dzięki Wam <3

Koniec paplaniny, bo miło być krótko TT_TT

Miłego :* 

=============================

Lizz stanęła jak wryta, przyglądając się konturowi czegoś, czego nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Powoli postawiła kilka kolejnych kroków. U jej boku kroczył Jamie, coraz mocniej zaciskając palce na rączce lampy. Wnętrze magazynu wypełniał tak niesamowicie sugestywny, drażniący nozdrza odór, że nim jeszcze jasna poświata w pełni odkryła szkaradną niespodziankę, byli pewni, co za chwilę ujrzą.

sobota, 6 lutego 2016

Tom 3, LIV

Komciów nie ma, to i silić się na wstęp nie będę, bo nawet nie mam nastroju.
I muszę się uczyć, nie zamierzam dostać 3.

===============

W odpowiedzi został odepchnięty przez spłoszoną nastolatkę, która zadrżała i spojrzała na niego z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powinna powiedzieć.
                – Wybacz, nie mogłem się powstrzymać – wytłumaczył blondyn, posyłając jej ciepły, beztroski uśmiech. – Wiem, wiem: nigdy więcej tego nie rób. Ale i tak cię nie zostawię. Chodźmy – dodał z lekkim uśmiechem i odsunął się na bok, gestem ręki zapraszając przyjaciółkę, by ruszyła przodem.
                – Próżny trud – burknął przyglądający im się Gilbert. – Miałeś szanse wejść w układ idealny. Czasem jesteś skończonym kretynem.
                – Wiesz dobrze, że dla ciebie też bym to zrobił – odparł James, trącając przyjaciela w ramię.
                – Nie zrobiłbyś.
                – Ty byś nie zrobił i szanuję cię za szczerość i odwagę, ale oboje wiemy, że ja bym nie potrafił.

środa, 3 lutego 2016

Tom 3, LIII

Dziś pół strony więcej niż zwykle, bo jakoś tak nie bardzo miałam, gdzie uciąć. A że piszę tekst zwarty i nie dzielę go na rozdziały, bo tak mi wygodniej, to jest jak jest.
Pochwalę Wam się, że mam dotąd trzy 5, dwie 4.5, dwie 4, jedna 3 i jedną 2 do poprawy.
Chwalę się, bo takich dobrych ocen to ja nie miałam od... Wielu lat, bo nigdy mi na tym nie zależało.
No, to tyle.

Miłego i zapraszam również do zakładki z tłumaczeniami :* 

============

Spokojny sen przerwany irytującym, metalicznym dźwiękiem. Kilka nerwowych ruchów. Czyjś głos w słuchawce. Głośne bicie serca i krzyk. Spełniły się najgorsze obawy. Słońce ledwie zdołało wyłonić się zza horyzontu, kiedy telefon z Yardu przyniósł ze sobą tragiczne wieści. Kolejne dwie kobiety znaleziono martwe, ułożone jedna na drugiej, tuż przed drzwiami komisariatu. Nie wiadomo, jak to się stało, nikt nie dostrzegł, kto je tam umieścił. W jednej chwili ich nie było, a już w następnej stały się największą londyńską sensacją. Nie była to nawet żadna z przesłuchiwanych kobiet. Czyżby popełnili błąd? Jak mogło do tego dojść?!

.