Wiecie, że żeby dodać ten rozdział, musiałam napisać go we wtorek od początku, bo już nie miałam zapasu? Tag, właśnie – pierwszy raz w historii bloga dodałam coś, pisząc to na bieżąco. To taka wiekopomna chwila normalnie xD.
I w sumie tyle, przeziębiłam się i mam lenia, więc nie będę się zbytnio silić na przedmowę. No ale skończyłam praktyki wreszcie! Trochę wolności :D.
Miłego! :*
=============================
Sebastian przyjął do
wiadomości moje słowa i niezwykle nieudolnie zabrał się do rozbierania mnie.
Normalnie zapewne bym to skomentowała, nabijając się z niego i znów kosztem
braku pewności siebie dziwaka, napędzając swoją własną, jednak tym razem byłam
wdzięczna, że tak opornie mu szło. Gdy już uporał się z rozporkiem spodni i
zaczął je ze mnie ściągać, wyszarpnęłam się i odsunęłam na drugi koniec kanapy.
Pytający wzrok profesora
był tak wymowny, że nawet nie musiałam czekać na pytanie, żeby wiedzieć, że
oczekuje wyjaśnień, a tych akurat wcale nie miałam ochoty mu dawać. Wyglądało
jednak na to, że tym razem nie miałam jak się wykpić. To znaczy… Na pewno
dałabym jakoś radę, ale takiej sytuacji
chyba już naprawdę nie wypadało tego robić. Odchrząknęłam więc, machnęłam
głową, by przysłonić część twarzy włosami, a potem otworzyłam usta i zawiesiłam
się na kilkanaście sekund, zanim ułożyłam sobie w głowie jakąś sensownie
brzmiącą odpowiedź.
— Może jednak miałeś
rację, poczekajmy z tym na lepszy moment. I tak poczyniłam ogromne postępy, nie
wszystko na raz. Dla ciebie to pewnie też spory przeskok, chociaż kto wie, co
ty tam robisz ze Stawskim, gdy nikt nie patrzy. W każdym razie zmieniłam
zdanie, przepraszam — wybełkotałam pospiesznie, a potem chwyciłam leżącego
luzem na blacie papierosa i odpaliłam go, uznając, że wciąganie dymu to
wystarczająca wymówka, by nie tłumaczyć się już dalej.
— Rozumiem, nie masz
ochoty, nie szkodzi. Naprawdę rozumiem… — odparł tak, jakby był zawiedziony.
Nie wiem, czemu się tym
przejmowałam. Moje ciało, moje decyzje i moje zmienianie jej, gdy tylko mam na
to ochotę, powinien to uszanować, a nie tylko tak mówić, podczas gdy wszystkie
niewerbalne sygnały jakie wysyłało jego ciało świadczyły o czymś przeciwnym.
Cholerny faceci!
— To nie twoja wina,
dobra? Brzmi jak jakoś oklepany frazes z filmu, ale taka prawda. Po prostu
porwałam się na zbyt wiele na raz. To przez to twoje zielsko, to jest złe!
— I pewnie będziesz
chciała, żebym dał ci trochę do domu…
— Skąd wiedziałeś?
— Bo doskonale wiem, jaką
to przynosi ulgę. Dostaniesz, nie martw się. Chciałbym tylko… Żebyś potem mnie
o nic nie obwiniała. Nie namawiałem cię, nie pozywaj mnie o molestowanie —
dodał, sprawiając, że zaczęłam dławić się śmiechem.
Nie wiem, czy on tak
próbował rozluźnić atmosferę, czy naprawdę bał się, że coś takiego zrobię, ale
nie byłam w stanie się nie śmiać. Strach, który słyszałam w jego głosie,
przypominał mi tego Michaelisa, którego zdążyłam poznać i jego brak pewności
siebie po raz kolejny dodawał mi skrzydeł. Powinnam zrobić coś z tym swoim
podejściem, bo nie było zbyt zdrowe, a już na pewno straszliwie samolubne. A ja
w gruncie rzeczy nie lubiłam być samolubna i nader wszystko nie znosiłam
samolubnych ludzi. Tylko, że ze mną było inaczej, ja doskonale wiedziałam co
myślą i czują inni, więc i tak byłam lepsza. Niektórzy ludzie nie potrafili
nawet zrozumieć, co w ich zachowaniu mogło być złego – tacy byli w siebie
zapatrzeni, jak jedna dziewczyna, która studiowała z nami na licencjacie i
nigdy nie miała żadnych bliższych znajomych, nie dziwiłam się temu.
— Nie pozwę cię przecież,
sama chciałam to zrobić. Za to, wiesz… Wiesz, że to, co jest między nami,
cokolwiek to jest albo czymkolwiek nie jest, powinno kiedyś zostać
zdefiniowane? Bo zaczyna zachodzić zbyt daleko, żeby można było udawać, że nic
się nie dzieje.
— Co dokładnie masz na
myśli?
Nie odpowiedziałam mu.
Uznałam, że zwierzanie się z bzdur typu „jestem zazdrosna, że kiedy nie
spędzasz czasu ze mną, pukasz gościa przyznającego stypendia” albo „dobrze
byłoby wiedzieć, czy jesteśmy w związku, żebym mogła zacząć czegoś od ciebie
wymagać” było zbyt pewne siebie, nawet jeśli miałabym w ten sposób całkowicie
pozbawić go słów. Aż tak jego stres nie doładowywał mi akumulatorów, do takich
otwartych rozmów potrzebowałabym znacznie bezpieczniejszych warunków – na
przykład swojego domu, łóżka, kocyka i kubka z ulubioną herbatą, które dałyby
mi poczucie całkowitej kontroli nad sytuacją.
Niedługo później się
rozstaliśmy. Oboje czuliśmy się nieco niezręcznie, poza tym czas zleciał
strasznie szybko i zwyczajnie robiło się późno. Wykpiłam się pracą i
przygotowaniami na jego kolejne zajęcia, co akurat było doskonałą wymówką, bo
zadawał mnóstwo. Czasem można było odnieść wrażenie, że wszystkie ćwiczenia z
kserówek robimy w domu, a on na zajęciach po prostu jest i dostaje za to
pieniądze. Można by było – ale w przeciwieństwie do wielu wykładowców, których
przyszło mi znać, on naprawdę był oddany swojej dziedzinie i to nie w ten napuszony
sposób, jaki to on jest mądry, niezwykły i jak bardzo świat by runął, gdyby nie
jego rozprawa doktorska. Pewnie dlatego był całkiem popularny wśród studentek,
choć w większości dobrze się z tym kryły, a sam dziwak pewnie nawet by tego nie
zauważył albo opatrznie coś zinterpretował.
Ustaliliśmy jedynie, że
będziemy musieli się spotkać. Wybraliśmy piątek po jego ostatnich zajęciach, by
wspólnie udać się na kiermasz kultury japońskiej. Tam mogliśmy pokazać się
publicznie razem. Gdybyśmy spotkali kogoś znajomego, można byłoby wymyślić
jakąś sprytną wymówkę, wrzucić w zdanie kilka japońskich terminów i zrobić wodę
z mózgu tym, którzy języka nie znali. Nie takie rzeczy już robiłam, więc byłam
pewna tej decyzji. A sam Sebastian… Wyglądało na to, że odkąd poznał tę wielką
prawdę o samym sobie, podchodził do relacji ze studentami nieco mnie
histerycznie.
~*~
Kiedy wyszła,
musiałem zrobiłem pełny test rzeczywistości, żeby potwierdzić, że mi się nie
wydawało i wszystko, co się wydarzyło, było prawdą, a nie jakąś moją
halucynacją z przećpania tabletek. W zasadzie nie miałem prawa przedawkować, bo
Michał z Gabrysiem strasznie mnie pilnowali, ale znałem się na tyle, by
wiedzieć, że w jakimś kloszu którejś lampy czy w luźnej płytce pod podłogą na
pewno trzymałem jakieś tabletki. W końcu byłem ćpunem – nie lubiłem się do tego
przyznawać nawet sam przed sobą, ale taka była prawda. Nikt, kto nie miał
problemów z lekami, nie chomikował ich tak, jak ja, a gdyby ktoś kiedyś
niezwykle dokładnie przetrząsnął moje mieszkanie, pewnie znalazły tu całą
apteczkę, mimo że sam nie miałem już pojęcia, gdzie mógłbym coś znaleźć.
Ostatnim razem, gdy jeszcze w domu próbowałem naprawić lampkę rowerową, okazało
się, że nie działała, bo w jej wnętrzu zamiast żarówki był woreczek tabletek. I
tak to właśnie ze mną było...
Niemniej jednak
test wypadł pozytywnie, wszystko, co się stało, było prawdą, a delikatnie
odmienny stan w kroczu był tego ostatecznym potwierdzeniem – niczego więcej nie
potrzebowałem. Zapaliłem sobie jeszcze odrobinę na rozluźnienie, wiedząc, że za
chwilę będę musiał spowiadać się przyjacielowi, po czym zabrałem się do
ogarniania mieszkania. Pomysł z grami był bardzo trafiony. Pomogły nam znaleźć
wspólny język i się zrelaksować, nie sądziłem, że to wyjdzie aż tak dobrze.
Zebrałem porozsypywane na blacie resztki ususzonej rośliny z powrotem do
plastikowego woreczka i wraz z całą resztą sprzętu odłożyłem na miejsce – do
nie rzucającej się w oczy szuflady w stoliku do kawy. O dziwo mojej fascynacji
marihuaną nikt nie uważał za nieodpowiednią, nie do końca potrafiłem to
zrozumieć. Jakby nie było, ona była w tym kraju nielegalna, a na moje tabletki
w części nie potrzebowałem nawet recepty. Pokręcony ten świat.
Gabryś
zadzwonił do mnie akurat, gdy kończyłem zmywać. Był z Michałem na mieście i
pytał, czy nie chcę do nich dołączyć. Oczywiście miałem pełną świadomość tego,
że będą chcieli, bym wszystko dokładnie im opowiedział, dlatego odmówiłem.
Byłem gentlemanem i jako taki nie uważałem, by publiczne rozprawianie o moich
seksualnych podbojach było dobrym pomysłem. Szczególnie że dotyczyły kobiety –
one były delikatniejsze, bardziej wstydliwe (Kasia w szczególności) i
zwyczajnie czułbym się z tym źle. Poza tym nie miałem pewności, jak zareagowałby
na to Staw. Niby nigdy nie wykazywał żadnych poważnych objawów zazdrości, a
moje spotkania z call girl traktował tak, jakbym był jakimś nastolatkiem, który
dopiero odkrywał życie uczuciowe (w zasadzie od względem więzi międzyludzkich
dokładnie tak było, ale do tego też nie miałem zamiaru przyznawać się na głos).
Nie byłem jednak pewien, czy przypadkiem nie aktywuje mu się jakaś irracjonalna
zazdrość, gdy dowie się, że w tym roku mój penis zanurzył się już wewnątrz
dwóch chciał obcych oprócz tego jego, które najwyraźniej powinienem traktować
jako jego prawowite miejsce. Byłoby to głupie, bo sam puszczał się na lewo i
prawo, ale nigdy nie wiedziałem do końca, co siedziało mu w głowie, a ostatnie
wydarzenia pokazały, że potrafił być strasznie nieobliczalny. Zależało mu na
mnie i był dobrym przyjacielem, ale jego zaborczość momentami bywała zwyczajnie
nieodpowiednia.
Gabryś trochę
pojęczał do słuchawki, ale słysząc, że się zawziąłem, odpuścił. Przygotowałem
sobie coś do jedzenia, bo po zielsku zawsze miałem ochotę kręcić mordą, a potem
rozsiadłem się przed telewizorem, oglądając jakiś film – oczywiście po
japońsku, nie bez powodu załatwiałem sobie japońską telewizję, żeby z niej nie
skorzystać. Co jakiś czas zerkałem na telefon, ciekawe, czy Kate coś do mnie
napisze. Wydawało mi się logicznym, że jakoś to skomentuje, gdy już dojdzie do
siebie. Oczekiwałem żartu o krótkim penisie, smaku spermy świadczącym o złym
stanie zdrowia lub czegoś równie finezyjnego, ale się przeliczyłem. Telefon
milczał i milczał tak do wieczora, kiedy moim dwaj przyjaciele nawiedzili mnie
w domu, żeby o wszystko wypytać.
Wrażeniami
dzieliłem się niezwykle powściągliwie, przemilczając kilka sytuacji, które
uznałem za zbyt prywatne dla Kasi, żeby wiedzieli o nich inni. Nie, żebym robienie
loda nie było czymś prywatnym, a nawet intymnym, no ale niektórych rzeczy
zwyczajnie nie mogłem pominąć, chcąc uzyskać od nich jakąś opinię, która by mi
pomogła ogarnąć jakoś całą te sytuację.
— Nasz mały
Sebuś dorasta, to takie wzruszające! — kpił w najlepsze Michał.
Dobrał się do
mojej skrytki z marihuaną i skręcił sobie blanta, nawet nie pytając mnie o
zdanie. W sumie i tak bym mu nie zabronił, bo chciałem, by był spokojny, a tak
miałem zdecydowanie większe szanse, żeby to osiągnąć, ale jednak mimo wszystko
nie podobał mi się sam fakt.
— Prawda!
Wreszcie stajesz się mężczyzną. A powiedz, odwdzięczyłeś się jej? Zrobiłeś to,
prawda? — zapytał pełny nadziei Gabriel, wcale a wcale nie robiąc sobie ze mnie
żartów, aż mi się nieswojo zrobiło.
— No… W zasadzie
to nie. Miałem zamiar, ale się wycofałam. Ona w ogóle ma problem z dotykaniem i
bliskością, nie wiem, co się stało, ale nie chciałem jej zmuszać. Przełożyliśmy
to na następny raz — przyznałem nieco zawstydzony, bo miny przyjaciół wyraźnie
wskazywały na to, że poległem na tym polu i zapewne narobiłem sobie mnóstwa
problemów.
— Pewnie nie
ogoliła bobra ehehehehehehe!
— Staw, ty
lepiej zamknij mordę, bo jak ci ją podrasuję, to ci się ten skręt nie będzie w
ustach trzymał! — warknąłem zirytowany, uderzając go w ramię.
— A umówiłeś
się na to kolejne spotkanie chociaż? — Gabryś dalej pozostawał rzeczowy i
względnie poważny, biorąc pod uwagę, że przyssał się do zielska Michała, znaczy
– mojego zielska.
— Na pierwszy
piątek po rozpoczęciu zajęć na festiwalu kultury japońskiej na Torwarze.
— I co,
strzelisz jej minetę w publicznym kiblu? Ale ty jesteś naiwny, Sebuniu! — Staw
zaczął się śmiać tak szaleńczo, że ledwie się powstrzymywałem, by naprawdę nie
przywalić mu w tę uhahaną japę.
— Michał,
zamknij się, jeśli nie masz do powiedzenia nic konstruktywnego. Sebastian nie
musi od razu niczego jej robić, to nie obowiązek. Skoro dziewczyna ma ze sobą
jakieś problemy, trzeba dać jej czas, żeby się oswoiła.
— W ten sposób
to on nigdy nie zaliczy niczego z cyckami. Serio, Gab, kiedy on ostatnio miał
laskę?
— Hmmm… Chyba
na początku liceum to było? Nie, później chyba była jeszcze jakaś… Nie
pamiętam, mówiąc szczerze, bardziej przejmowałem się kontrolowaniem jego
spożycia tabletek.
— Ej, pacany,
ale wy wiecie, że ja tu dalej jestem, nie?
— I dlatego to
takie zabawne! — parsknął Staw, kładąc się na kanapie i ostentacyjnie zwijając
się ze śmiechu.
— Wybacz, Seba.
Ale tak zupełnie poważnie mówiąc, nie musisz się spieszyć. Jeśli naprawdę ci na
niej zależy, przestań bzykać się z tym idiotą i po prostu poczekaj, aż będzie
gotowa. Kobiety doceniają takie rzeczy, znam się na tym.
— Pewnie masz
rację… Zależy mi, chyba. Nie wiem, ona i tak będzie chciała, żebyśmy określili
nasz rodzaj relacji, a ja się na tym nie znam. Moje dotychczasowe relacje do
zdrowych nie należały, a przecież jej nie powiem, żeby była moją przyjaciółką z
bonusem…
— Czemu nie? U
nas się sprawdziło!
— Chyba u
ciebie. Ty bzykasz wszystko!
— No przecież
chciałem oddać swojego fiuta i dupę tylko tobie, nie? To pogardziłeś! Gabiś, on
mnie nie kocha! — lamentował zjarany Michał.
— Tak, jakby
kiedykolwiek cię kochał… Staw, doprawdy, uspokój się trochę, nie znasz umiaru.
— No i co z
tego, panie idealny? W przeciwieństwie do ciebie ja byłem przy nim cały ten
czas, więc chuj cię moje metody. Żyje? Żyje. Pełny sukces. — Zachowanie Michała
nagle zupełnie się zmieniło i już wiedziałem, że tak naprawdę moje obawy były
słuszne – wyszła z niego ta irracjonalna zazdrość, której przyczyny nie umiałem
zrozumieć.
Bo gdyby on
mnie kochał, gdyby naprawdę czuł coś więcej, nie zachowywałby się tak. Nie
puszczałby się na prawo i lewo i dałby mi odczuć, że jestem kimś więcej, a
przynajmniej tak mi się wydawało. On jednak bawił się całe swoje życie, nigdy
nie biorąc tego na poważnie, nie myśląc o ustatkowaniu się i nie okazując ani
odrobiny jakichkolwiek poważniejszych refleksji na ten temat. Więc nie
zamierzałem się nim przejmować. Prychnąłem tylko, odwracając się w fotelu tak,
by nie patrzeć bezpośrednio na niego, i kontynuowałem rozmowę z Gabrysiem,
który poszedł moim śladem i też zupełnie zignorował Stawa.
— Więc jej to
szczerze powiedz. Naprawdę, Seba, kobiety to ludzie. Związek to taka sama
relacja jak przyjaźń. Buduje się ją zaufaniem, rozmową, zainteresowaniem drugą
osobą. To nie jest jakieś pole minowe, czy pieprzona Enigma, jak wydaje się
pustogłowym balangowiczom. Pojedź do tego normalnie. Ja wiem, że masz z tym
problem, ale ona najwyraźniej też i z jakiegoś powodu to was łączy. Widzisz? A
tobie się wydawało, że jesteście tacy różni od siebie.
— Skąd ty
wiesz, jaka ona jest, skoro nigdy jej na oczy nie widziałeś? — zapytałem
podejrzliwie.
— Jestem
specjalistą od wyszukiwania informacji, czy nie jestem? Mam wiele różnych
talentów, po prostu ją sprawdziłem.
— Sprawdziłeś?
— Wystalkował młodą
na Facebooku, już nie róbmy z niego takiego geniusza — wciął się naburmuszony
Staw.
— Pewnie macie
rację. Po prostu się z nią spotkam, nie licząc na nic konkretnego, no i
zobaczymy, co z tego wyjdzie. Co ja mam do stracenia? Najwyżej wrócę do punktu wyjścia…
— westchnąłem zrezygnowany.
Dla Gabriela
relacje z ludźmi były takie proste i przychodziły mu tak naturalnie, jakby
robił to całe życie. W zasadzie tak właśnie było, to tylko ja z otwartego,
pełnego entuzjazmu dziecka zrobiłem się zgorzkniałym bucem, który nie potrafił
nawiązać relacji z nikim, by nie skończyła się tragedią, a w najlepszym wypadku
nieporozumieniem albo jakąś społeczną nieprawidłowością. Żałowałem, że dałem
się tak zniszczyć rodzicom, ale jaki ja miałem na to wpływ? Gdyby wujostwo przegarnęło
mnie wcześniej, może skończyłbym lepiej, a tak nie pozostało mi nic innego, jak
tylko starać się zerwać z przeszłością i wreszcie dać zabliźnić się tym ranom,
które dotąd cały czas rozdrapywałem, tak przyzwyczajony do bólu, że czułem się
nienaturalnie, gdy znikał. Zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz