Dziwak z dyplomem – 42

Wiecie, że żeby dodać ten rozdział, musiałam napisać go we wtorek od początku, bo już nie miałam zapasu? Tag, właśnie – pierwszy raz w historii bloga dodałam coś, pisząc to na bieżąco. To taka wiekopomna chwila normalnie xD.
I w sumie tyle, przeziębiłam się i mam lenia, więc nie będę się zbytnio silić na przedmowę. No ale skończyłam praktyki wreszcie! Trochę wolności :D.

Miłego! :*

=============================

Sebastian przyjął do wiadomości moje słowa i niezwykle nieudolnie zabrał się do rozbierania mnie. Normalnie zapewne bym to skomentowała, nabijając się z niego i znów kosztem braku pewności siebie dziwaka, napędzając swoją własną, jednak tym razem byłam wdzięczna, że tak opornie mu szło. Gdy już uporał się z rozporkiem spodni i zaczął je ze mnie ściągać, wyszarpnęłam się i odsunęłam na drugi koniec kanapy.
Pytający wzrok profesora był tak wymowny, że nawet nie musiałam czekać na pytanie, żeby wiedzieć, że oczekuje wyjaśnień, a tych akurat wcale nie miałam ochoty mu dawać. Wyglądało jednak na to, że tym razem nie miałam jak się wykpić. To znaczy… Na pewno dałabym jakoś radę, ale  takiej sytuacji chyba już naprawdę nie wypadało tego robić. Odchrząknęłam więc, machnęłam głową, by przysłonić część twarzy włosami, a potem otworzyłam usta i zawiesiłam się na kilkanaście sekund, zanim ułożyłam sobie w głowie jakąś sensownie brzmiącą odpowiedź.
— Może jednak miałeś rację, poczekajmy z tym na lepszy moment. I tak poczyniłam ogromne postępy, nie wszystko na raz. Dla ciebie to pewnie też spory przeskok, chociaż kto wie, co ty tam robisz ze Stawskim, gdy nikt nie patrzy. W każdym razie zmieniłam zdanie, przepraszam — wybełkotałam pospiesznie, a potem chwyciłam leżącego luzem na blacie papierosa i odpaliłam go, uznając, że wciąganie dymu to wystarczająca wymówka, by nie tłumaczyć się już dalej.
— Rozumiem, nie masz ochoty, nie szkodzi. Naprawdę rozumiem… — odparł tak, jakby był zawiedziony.
Nie wiem, czemu się tym przejmowałam. Moje ciało, moje decyzje i moje zmienianie jej, gdy tylko mam na to ochotę, powinien to uszanować, a nie tylko tak mówić, podczas gdy wszystkie niewerbalne sygnały jakie wysyłało jego ciało świadczyły o czymś przeciwnym. Cholerny faceci!
— To nie twoja wina, dobra? Brzmi jak jakoś oklepany frazes z filmu, ale taka prawda. Po prostu porwałam się na zbyt wiele na raz. To przez to twoje zielsko, to jest złe!
— I pewnie będziesz chciała, żebym dał ci trochę do domu…
— Skąd wiedziałeś?
— Bo doskonale wiem, jaką to przynosi ulgę. Dostaniesz, nie martw się. Chciałbym tylko… Żebyś potem mnie o nic nie obwiniała. Nie namawiałem cię, nie pozywaj mnie o molestowanie — dodał, sprawiając, że zaczęłam dławić się śmiechem.
Nie wiem, czy on tak próbował rozluźnić atmosferę, czy naprawdę bał się, że coś takiego zrobię, ale nie byłam w stanie się nie śmiać. Strach, który słyszałam w jego głosie, przypominał mi tego Michaelisa, którego zdążyłam poznać i jego brak pewności siebie po raz kolejny dodawał mi skrzydeł. Powinnam zrobić coś z tym swoim podejściem, bo nie było zbyt zdrowe, a już na pewno straszliwie samolubne. A ja w gruncie rzeczy nie lubiłam być samolubna i nader wszystko nie znosiłam samolubnych ludzi. Tylko, że ze mną było inaczej, ja doskonale wiedziałam co myślą i czują inni, więc i tak byłam lepsza. Niektórzy ludzie nie potrafili nawet zrozumieć, co w ich zachowaniu mogło być złego – tacy byli w siebie zapatrzeni, jak jedna dziewczyna, która studiowała z nami na licencjacie i nigdy nie miała żadnych bliższych znajomych, nie dziwiłam się temu.
— Nie pozwę cię przecież, sama chciałam to zrobić. Za to, wiesz… Wiesz, że to, co jest między nami, cokolwiek to jest albo czymkolwiek nie jest, powinno kiedyś zostać zdefiniowane? Bo zaczyna zachodzić zbyt daleko, żeby można było udawać, że nic się nie dzieje.
— Co dokładnie masz na myśli?
Nie odpowiedziałam mu. Uznałam, że zwierzanie się z bzdur typu „jestem zazdrosna, że kiedy nie spędzasz czasu ze mną, pukasz gościa przyznającego stypendia” albo „dobrze byłoby wiedzieć, czy jesteśmy w związku, żebym mogła zacząć czegoś od ciebie wymagać” było zbyt pewne siebie, nawet jeśli miałabym w ten sposób całkowicie pozbawić go słów. Aż tak jego stres nie doładowywał mi akumulatorów, do takich otwartych rozmów potrzebowałabym znacznie bezpieczniejszych warunków – na przykład swojego domu, łóżka, kocyka i kubka z ulubioną herbatą, które dałyby mi poczucie całkowitej kontroli nad sytuacją.
Niedługo później się rozstaliśmy. Oboje czuliśmy się nieco niezręcznie, poza tym czas zleciał strasznie szybko i zwyczajnie robiło się późno. Wykpiłam się pracą i przygotowaniami na jego kolejne zajęcia, co akurat było doskonałą wymówką, bo zadawał mnóstwo. Czasem można było odnieść wrażenie, że wszystkie ćwiczenia z kserówek robimy w domu, a on na zajęciach po prostu jest i dostaje za to pieniądze. Można by było – ale w przeciwieństwie do wielu wykładowców, których przyszło mi znać, on naprawdę był oddany swojej dziedzinie i to nie w ten napuszony sposób, jaki to on jest mądry, niezwykły i jak bardzo świat by runął, gdyby nie jego rozprawa doktorska. Pewnie dlatego był całkiem popularny wśród studentek, choć w większości dobrze się z tym kryły, a sam dziwak pewnie nawet by tego nie zauważył albo opatrznie coś zinterpretował.
Ustaliliśmy jedynie, że będziemy musieli się spotkać. Wybraliśmy piątek po jego ostatnich zajęciach, by wspólnie udać się na kiermasz kultury japońskiej. Tam mogliśmy pokazać się publicznie razem. Gdybyśmy spotkali kogoś znajomego, można byłoby wymyślić jakąś sprytną wymówkę, wrzucić w zdanie kilka japońskich terminów i zrobić wodę z mózgu tym, którzy języka nie znali. Nie takie rzeczy już robiłam, więc byłam pewna tej decyzji. A sam Sebastian… Wyglądało na to, że odkąd poznał tę wielką prawdę o samym sobie, podchodził do relacji ze studentami nieco mnie histerycznie.
~*~

Kiedy wyszła, musiałem zrobiłem pełny test rzeczywistości, żeby potwierdzić, że mi się nie wydawało i wszystko, co się wydarzyło, było prawdą, a nie jakąś moją halucynacją z przećpania tabletek. W zasadzie nie miałem prawa przedawkować, bo Michał z Gabrysiem strasznie mnie pilnowali, ale znałem się na tyle, by wiedzieć, że w jakimś kloszu którejś lampy czy w luźnej płytce pod podłogą na pewno trzymałem jakieś tabletki. W końcu byłem ćpunem – nie lubiłem się do tego przyznawać nawet sam przed sobą, ale taka była prawda. Nikt, kto nie miał problemów z lekami, nie chomikował ich tak, jak ja, a gdyby ktoś kiedyś niezwykle dokładnie przetrząsnął moje mieszkanie, pewnie znalazły tu całą apteczkę, mimo że sam nie miałem już pojęcia, gdzie mógłbym coś znaleźć. Ostatnim razem, gdy jeszcze w domu próbowałem naprawić lampkę rowerową, okazało się, że nie działała, bo w jej wnętrzu zamiast żarówki był woreczek tabletek. I tak to właśnie ze mną było... 
Niemniej jednak test wypadł pozytywnie, wszystko, co się stało, było prawdą, a delikatnie odmienny stan w kroczu był tego ostatecznym potwierdzeniem – niczego więcej nie potrzebowałem. Zapaliłem sobie jeszcze odrobinę na rozluźnienie, wiedząc, że za chwilę będę musiał spowiadać się przyjacielowi, po czym zabrałem się do ogarniania mieszkania. Pomysł z grami był bardzo trafiony. Pomogły nam znaleźć wspólny język i się zrelaksować, nie sądziłem, że to wyjdzie aż tak dobrze. Zebrałem porozsypywane na blacie resztki ususzonej rośliny z powrotem do plastikowego woreczka i wraz z całą resztą sprzętu odłożyłem na miejsce – do nie rzucającej się w oczy szuflady w stoliku do kawy. O dziwo mojej fascynacji marihuaną nikt nie uważał za nieodpowiednią, nie do końca potrafiłem to zrozumieć. Jakby nie było, ona była w tym kraju nielegalna, a na moje tabletki w części nie potrzebowałem nawet recepty. Pokręcony ten świat.
Gabryś zadzwonił do mnie akurat, gdy kończyłem zmywać. Był z Michałem na mieście i pytał, czy nie chcę do nich dołączyć. Oczywiście miałem pełną świadomość tego, że będą chcieli, bym wszystko dokładnie im opowiedział, dlatego odmówiłem. Byłem gentlemanem i jako taki nie uważałem, by publiczne rozprawianie o moich seksualnych podbojach było dobrym pomysłem. Szczególnie że dotyczyły kobiety – one były delikatniejsze, bardziej wstydliwe (Kasia w szczególności) i zwyczajnie czułbym się z tym źle. Poza tym nie miałem pewności, jak zareagowałby na to Staw. Niby nigdy nie wykazywał żadnych poważnych objawów zazdrości, a moje spotkania z call girl traktował tak, jakbym był jakimś nastolatkiem, który dopiero odkrywał życie uczuciowe (w zasadzie od względem więzi międzyludzkich dokładnie tak było, ale do tego też nie miałem zamiaru przyznawać się na głos). Nie byłem jednak pewien, czy przypadkiem nie aktywuje mu się jakaś irracjonalna zazdrość, gdy dowie się, że w tym roku mój penis zanurzył się już wewnątrz dwóch chciał obcych oprócz tego jego, które najwyraźniej powinienem traktować jako jego prawowite miejsce. Byłoby to głupie, bo sam puszczał się na lewo i prawo, ale nigdy nie wiedziałem do końca, co siedziało mu w głowie, a ostatnie wydarzenia pokazały, że potrafił być strasznie nieobliczalny. Zależało mu na mnie i był dobrym przyjacielem, ale jego zaborczość momentami bywała zwyczajnie nieodpowiednia.
Gabryś trochę pojęczał do słuchawki, ale słysząc, że się zawziąłem, odpuścił. Przygotowałem sobie coś do jedzenia, bo po zielsku zawsze miałem ochotę kręcić mordą, a potem rozsiadłem się przed telewizorem, oglądając jakiś film – oczywiście po japońsku, nie bez powodu załatwiałem sobie japońską telewizję, żeby z niej nie skorzystać. Co jakiś czas zerkałem na telefon, ciekawe, czy Kate coś do mnie napisze. Wydawało mi się logicznym, że jakoś to skomentuje, gdy już dojdzie do siebie. Oczekiwałem żartu o krótkim penisie, smaku spermy świadczącym o złym stanie zdrowia lub czegoś równie finezyjnego, ale się przeliczyłem. Telefon milczał i milczał tak do wieczora, kiedy moim dwaj przyjaciele nawiedzili mnie w domu, żeby o wszystko wypytać.
Wrażeniami dzieliłem się niezwykle powściągliwie, przemilczając kilka sytuacji, które uznałem za zbyt prywatne dla Kasi, żeby wiedzieli o nich inni. Nie, żebym robienie loda nie było czymś prywatnym, a nawet intymnym, no ale niektórych rzeczy zwyczajnie nie mogłem pominąć, chcąc uzyskać od nich jakąś opinię, która by mi pomogła ogarnąć jakoś całą te sytuację.
— Nasz mały Sebuś dorasta, to takie wzruszające! — kpił w najlepsze Michał.
Dobrał się do mojej skrytki z marihuaną i skręcił sobie blanta, nawet nie pytając mnie o zdanie. W sumie i tak bym mu nie zabronił, bo chciałem, by był spokojny, a tak miałem zdecydowanie większe szanse, żeby to osiągnąć, ale jednak mimo wszystko nie podobał mi się sam fakt.
— Prawda! Wreszcie stajesz się mężczyzną. A powiedz, odwdzięczyłeś się jej? Zrobiłeś to, prawda? — zapytał pełny nadziei Gabriel, wcale a wcale nie robiąc sobie ze mnie żartów, aż mi się nieswojo zrobiło.
— No… W zasadzie to nie. Miałem zamiar, ale się wycofałam. Ona w ogóle ma problem z dotykaniem i bliskością, nie wiem, co się stało, ale nie chciałem jej zmuszać. Przełożyliśmy to na następny raz — przyznałem nieco zawstydzony, bo miny przyjaciół wyraźnie wskazywały na to, że poległem na tym polu i zapewne narobiłem sobie mnóstwa problemów.
— Pewnie nie ogoliła bobra ehehehehehehe!
— Staw, ty lepiej zamknij mordę, bo jak ci ją podrasuję, to ci się ten skręt nie będzie w ustach trzymał! — warknąłem zirytowany, uderzając go w ramię.
— A umówiłeś się na to kolejne spotkanie chociaż? — Gabryś dalej pozostawał rzeczowy i względnie poważny, biorąc pod uwagę, że przyssał się do zielska Michała, znaczy – mojego zielska.
— Na pierwszy piątek po rozpoczęciu zajęć na festiwalu kultury japońskiej na Torwarze.
— I co, strzelisz jej minetę w publicznym kiblu? Ale ty jesteś naiwny, Sebuniu! — Staw zaczął się śmiać tak szaleńczo, że ledwie się powstrzymywałem, by naprawdę nie przywalić mu w tę uhahaną japę.
— Michał, zamknij się, jeśli nie masz do powiedzenia nic konstruktywnego. Sebastian nie musi od razu niczego jej robić, to nie obowiązek. Skoro dziewczyna ma ze sobą jakieś problemy, trzeba dać jej czas, żeby się oswoiła.
— W ten sposób to on nigdy nie zaliczy niczego z cyckami. Serio, Gab, kiedy on ostatnio miał laskę?
— Hmmm… Chyba na początku liceum to było? Nie, później chyba była jeszcze jakaś… Nie pamiętam, mówiąc szczerze, bardziej przejmowałem się kontrolowaniem jego spożycia tabletek.
— Ej, pacany, ale wy wiecie, że ja tu dalej jestem, nie?
— I dlatego to takie zabawne! — parsknął Staw, kładąc się na kanapie i ostentacyjnie zwijając się ze śmiechu.
— Wybacz, Seba. Ale tak zupełnie poważnie mówiąc, nie musisz się spieszyć. Jeśli naprawdę ci na niej zależy, przestań bzykać się z tym idiotą i po prostu poczekaj, aż będzie gotowa. Kobiety doceniają takie rzeczy, znam się na tym.
— Pewnie masz rację… Zależy mi, chyba. Nie wiem, ona i tak będzie chciała, żebyśmy określili nasz rodzaj relacji, a ja się na tym nie znam. Moje dotychczasowe relacje do zdrowych nie należały, a przecież jej nie powiem, żeby była moją przyjaciółką z bonusem…
— Czemu nie? U nas się sprawdziło!
— Chyba u ciebie. Ty bzykasz wszystko!
— No przecież chciałem oddać swojego fiuta i dupę tylko tobie, nie? To pogardziłeś! Gabiś, on mnie nie kocha! — lamentował zjarany Michał.
— Tak, jakby kiedykolwiek cię kochał… Staw, doprawdy, uspokój się trochę, nie znasz umiaru.
— No i co z tego, panie idealny? W przeciwieństwie do ciebie ja byłem przy nim cały ten czas, więc chuj cię moje metody. Żyje? Żyje. Pełny sukces. — Zachowanie Michała nagle zupełnie się zmieniło i już wiedziałem, że tak naprawdę moje obawy były słuszne – wyszła z niego ta irracjonalna zazdrość, której przyczyny nie umiałem zrozumieć.
Bo gdyby on mnie kochał, gdyby naprawdę czuł coś więcej, nie zachowywałby się tak. Nie puszczałby się na prawo i lewo i dałby mi odczuć, że jestem kimś więcej, a przynajmniej tak mi się wydawało. On jednak bawił się całe swoje życie, nigdy nie biorąc tego na poważnie, nie myśląc o ustatkowaniu się i nie okazując ani odrobiny jakichkolwiek poważniejszych refleksji na ten temat. Więc nie zamierzałem się nim przejmować. Prychnąłem tylko, odwracając się w fotelu tak, by nie patrzeć bezpośrednio na niego, i kontynuowałem rozmowę z Gabrysiem, który poszedł moim śladem i też zupełnie zignorował Stawa.
— Więc jej to szczerze powiedz. Naprawdę, Seba, kobiety to ludzie. Związek to taka sama relacja jak przyjaźń. Buduje się ją zaufaniem, rozmową, zainteresowaniem drugą osobą. To nie jest jakieś pole minowe, czy pieprzona Enigma, jak wydaje się pustogłowym balangowiczom. Pojedź do tego normalnie. Ja wiem, że masz z tym problem, ale ona najwyraźniej też i z jakiegoś powodu to was łączy. Widzisz? A tobie się wydawało, że jesteście tacy różni od siebie.
— Skąd ty wiesz, jaka ona jest, skoro nigdy jej na oczy nie widziałeś? — zapytałem podejrzliwie.
— Jestem specjalistą od wyszukiwania informacji, czy nie jestem? Mam wiele różnych talentów, po prostu ją sprawdziłem.
— Sprawdziłeś?
— Wystalkował młodą na Facebooku, już nie róbmy z niego takiego geniusza — wciął się naburmuszony Staw.
— Pewnie macie rację. Po prostu się z nią spotkam, nie licząc na nic konkretnego, no i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Co ja mam do stracenia? Najwyżej wrócę do punktu wyjścia… — westchnąłem zrezygnowany.
Dla Gabriela relacje z ludźmi były takie proste i przychodziły mu tak naturalnie, jakby robił to całe życie. W zasadzie tak właśnie było, to tylko ja z otwartego, pełnego entuzjazmu dziecka zrobiłem się zgorzkniałym bucem, który nie potrafił nawiązać relacji z nikim, by nie skończyła się tragedią, a w najlepszym wypadku nieporozumieniem albo jakąś społeczną nieprawidłowością. Żałowałem, że dałem się tak zniszczyć rodzicom, ale jaki ja miałem na to wpływ? Gdyby wujostwo przegarnęło mnie wcześniej, może skończyłbym lepiej, a tak nie pozostało mi nic innego, jak tylko starać się zerwać z przeszłością i wreszcie dać zabliźnić się tym ranom, które dotąd cały czas rozdrapywałem, tak przyzwyczajony do bólu, że czułem się nienaturalnie, gdy znikał. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.