Oczywiście moje
zdolności kulinarne pozostawiały wiele do życzenia, nie byłem zbyt sprawny w
kuchni, chociaż potrafiłem przygotować sporo różnych potraw. Jednak rzadko to
robiłem, bo jedzenie, podobnie jak odpowiednie nawadnianie organizmu, były na
samym końcu listy potrzeb, które postanawiałem spełniać. Nie obawiałem się
jednak opinii dziewczyny, sama też nie była mistrzem kuchni, przynajmniej z
tego, co się dowiedziałem. Sądziłem więc, że jajka po benedyktyńsku powinny
spełnić nasze śniadaniowe potrzeby. Przygotowanie ich było stosunkowo łatwe,
prezentowały się naprawdę dobrze, szczególnie na dobrze dopasowanych
naczyniach, a takowe miałem szczęście posiadać. No i przede wszystkim były
smaczne i pożywne, na tyle, by zapewnić nam energię na cały dzień, żebyśmy
mogli spokojnie zmagać się z niezręcznością do momentu, aż postanowi mnie
opuścić.
Mówiąc
szczerze, nie miałbym nic przeciwko, gdyby została na dłużej. Wprawdzie daleko
mi było do poczucia całkowitego komfortu w zaistniałej sytuacji, ale
świadomość, że gdzieś w moim domu jest osoba, która coś do mnie czuje, chce się
do mnie zbliżyć i przede wszystkim mnie rozumie, napawała niebywałym
optymizmem. W końcu sam fakt, że pomyślałem o zrobieniu śniadania po raz
pierwszy od niepamiętnych czasów, był na to najlepszym dowodem. Miałem tylko
cichą nadzieję, że nie jestem odosobniony w tym pozytywnym myśleniu.
Najchętniej zapytałbym ją wprost, ale uważałem, że było na o jeszcze zbyt
wcześnie. Dla niej, rzecz jasna. Ja byłem… Zdecydowanie bardziej potrzebujący,
niż mi się wydawało. Chciałem zacząć to normalne, dorosłe życie z partnerem
bądź partnerką, osobą, która zapewni mi wsparcie i dla której sam będę mógł nim
być w trudnych chwilach. Odważyłbym się nawet stwierdzić, że gdyby wyraziła
chęć zamieszkania ze mną, nawet bym się nie zastanawiał.
Jednak różniło
nas kilka lat. Niedużo, ale to nie był jeszcze ten wiek, gdy różnica kilku lat
zupełnie się zacierała. Ja byłem doktorem, wykładowcą na uczelni ze stosunkowo
ułożonym życiem i kupą kasy na koncie na wypadek, gdybym nagle postanowił
całkowicie odciąć się od świata i żyć w zamknięciu przez następne kilka lat,
spełniając wszelkie swoje zachcianki. Mógłbym, ale nigdy nie pozwoliłem sobie
zaniedbać nauki i walki o dobrą przyszłość ze względu na pieniądze. Chciałem
coś osiągnąć, móc powiedzieć, że jestem z siebie dumny. I udało mi się, na polu
naukowo-zawodowym odniosłem duży sukces. Jednak brakowało mi tego, co nadawało
moim sukcesom znaczenia – osoby, z którą mógłbym je świętować (nie ujmując
Michałowi i Gabrielowi).
Kasia zaś była
dopiero studentką. Miała dorywczą pracę, była samodzielna, bo zmusiło ją do
tego życie, nie miała finansowego zabezpieczenia, pewnego startu ani miejsca,
do którego mogłaby uciec przed światem, ale nie to było głównym problemem.
Przede wszystkim była jeszcze w tym wieku, kiedy człowiek pragnie się wyszaleć,
poznawać nowe rzeczy, odkrywać świat, nabierać doświadczeń… Ja zrezygnowałem z
tego okresu, ograniczyłem go do minimum, ale nie uważałem, bym postąpił
najmądrzej. Usidlenie call girl oznaczałoby, że teraz odbierałbym tę szansę
jej, a tego nie chciałem. Wiedziałem bowiem, że gdybyśmy jakimś cudem naprawdę
mieli stworzyć solidny, długoletni związek oparty na tych wszystkich
wyidealizowanych wartościach, w które nie do końca wierzyłem, w końcu zaczęłaby
wytykać, ile ją przeze mnie ominęło. Dlatego, mimo szczerej chęci
zaproponowania jej, by zostawała u mnie chociaż na weekendy, nie zamierzałem
się z tym wychylać. Znacznie bardziej bym wolał, gdyby to ona wyszła z
propozycją…
Zabawne, jak
jedna informacja, zatajana przede mną tyle lat właściwie nie wiedzieć czemu,
potrafiła zmienić moje podejście. Jeszcze niedawno sam fakt, że chodziły mi po
głowie takie bzdury, jak wspólne mieszkanie ze studentką, sprawiłoby, że
wpadłbym w panikę, naćpał się tabletek, wymiotował cały wieczór i stwarzał
problemy przyjacielowi. Jednak teraz patrzyłem na to spokojnie, bo nic nie
stało na przeszkodzie, bym sięgnął po to, na czym mi zależało. Oczywiście nic,
oprócz moich mnogich w liczbie wad, o których byle copywriter mógłby napisać
książkę.
Nim wróciłem do
sypialni, by zobaczyć, czy dziewczyna już wstała, sięgnąłem po telefon i
napisałem smsa do Gabriela. Chciałem, by wiedzieli ze Stawem, że wszystko jest
w porządku, na przesłuchanie w sprawie przyznania statusu przegrywa niższej
rangi miałem jeszcze czas. Zależało mi jednak na tym, by nie martwić ich sobą.
Widziałem, że obaj traktowali mnie czasami jak swój obowiązek, jakbym był ich
dorosłym dzieckiem z problemami, do którego jedynie cudem odnajdują
cierpliwość. Żeby więc zminimalizować ich stres i problemy, odezwałem się sam.
Po chwili
telefon zaczął namiętnie wibrować, wypełniając cały salon nieprzyjemnym
dźwiękiem. Podniosłem go czym prędzej i odebrałem, ujrzawszy zdjęcie Gabrysia
na wyświetlaczu.
— Coś się
stało? Napisałem przecież, że jest w porządku, Gabryś? — zapytałem półgłosem,
gdy tylko usłyszałem jego oddech w słuchawce.
— Staw kazał mi
zadzwonić i zapytać, czy ją zaliczyłeś. Przyznam, że sam jestem ciekaw, jak wam
wczoraj poszło, więc dałem się namówić. Ach, no i dzięki za tego mema,
doskonały!
— Nie ma za co,
tak mi się rzucił w oczy. Nie, nie zaliczyłem jej, jedynie… się odwdzięczyłem,
ale Gab, błagam, nie teraz. Ona śpi w moim łóżku w pokoju obok, nie chcę o tym
teraz rozmawiać!
— Dobra, stary,
rozumiem. Odezwij się, gdy wyjdzie, musimy się spotkać.
— Coś się
stało? — zapytałem, wyczuwając w jego głosie coś, czego się nie spodziewałem,
jakby nutę wahania czy zmartwienia.
— N…nie, nic
takiego. Wyjaśnię wszystko, gdy się zobaczymy. Trzymaj się! A, no i zrób jej
śniadanie, pamiętaj, dobrze?
— Nie jestem
dzieckiem! Właśnie skończyłem je szykować… — mruknąłem lekko zażenowany i rozłączyłem
się. Byłem ciekaw, o co chodziło, ton głosu Gabriela nieco mnie zmartwił, ale
na razie postanowiłem nie dopuszczać do siebie kolejnych powodów do stresu. W
końcu, gdyby działo się coś naprawdę wartego nerwów, byłbym pewien i pewnie
kumpel nie uspokajałby mnie w taki sposób, zawsze mówił prawdę, nawet jeśli
była bolesna. Pewnie dlatego trzymaliśmy się we trzech tyle lat, choć byliśmy
od siebie tak różni, szczerość to podstawa każdej dobrej relacji.
Odłożyłem
telefon z powrotem na blat, upewniając się tym razem, że wyłączyłem wibracje,
żeby znowu nie zaczęły mnie irytować. Poszedłem do swojej sypialni i jak
ostatni idiota zapukałem do drzwi, widząc, że dziewczyna leży z zamkniętymi
oczami. Wyglądała jednak tak uroczo… Podszedłem do niej i usiadłem na kraju
materaca, delikatnie głaszcząc ją po głowie. Nie mogłem się powstrzymać, jej
włosy były takie puszyste i gładkie i pachniały przyjemnym, owocowym aromatem
jakiegoś szamponu.
— Kasiu?
Zrobiłem śniadanie, gdybyś miała ochotę… — powiedziałem cicho, gdy pod moim
dotykiem zaczęła się wybudzać. Spojrzała na mnie przez ledwie uchylone powieki,
by po chwili ziewnąć przeciągle prosto w moją twarz. Nie mógłbym mieć jej tego
za złe, wyglądała tak słodko i niewinnie…
— Kiciu, masz
ochotę na jajka po benedyktyńsku z Earl Greyem od Basilura? Chyba powinno do
siebie pasować, nie znam się za bardzo, ale przeczytałem w Internecie…
— Co tu robisz?
— zapytała, najwyraźniej jeszcze zbyt zaspana, by się zorientować, że była w
moim mieszkaniu, Natomiast nie potrzebowała większej trzeźwości umysłu, żeby
pociągnąć mnie za rękę i się przytulić. — Jeszcze pięć minut, dobrze? Nie umiem
wstawać tak szybko, muszę odleżeć, bo boli. No i mózg… jeszcze nie działa —
przyznała nieco niewyraźnie, dokładnie oplatając mnie rękami, żebym jej nie
uciekł.
Rozbawiła mnie
tym, zaśmiałem się pod nosem, okryłem ją kołdrą i nieśmiało objąłem ramieniem.
Leżeliśmy tak kilka minut, podczas których call girl stopniowo się wybudzała,
by w końcu wrócić do siebie, odsunąć się ode mnie i zasiać chłód w rozgrzanym
łóżku.
— Jestem w
twoim łóżku… Cholera, wybacz! — stwierdziła zmartwiona lekko podniesionym
głosem, gdy już zorientowała się w sytuacji.
— Nie szkodzi,
sam zaproponowałem, żebyś została.
— Nie tu… Czy
my?
— Skądże, nie
zrobiłbym ci tego. Zresztą poszliśmy spać zupełnie normalnie. Zrobiłem
śniadanie. Wstaniesz, czy wolisz zjeść w łóżku? — zaproponowałem, śmiejąc się w
duchu, że faktycznie miała powód, by się pomylić, bo zachowywałem się, jakbym
adorował ją po jakimś niezwykle udany stosunku. A ja tylko chciałem być miły i
odpowiednio zadbać o gościa…
— Wolałabym tu,
przepraszam. Boli mnie kark.
— Zasnęłaś na
podłodze. Wciągnąłem cię na łóżko, to pewnie dlatego, przepraszam.
— Nie, to moja
wina, dziękuję, że mnie nie odprawiłeś…
Zdecydowanie
częściej powinienem rozmawiać z nią z samego rana. Zaspana nie ukrywała się aż
tak za złośliwościami i pozornym chłodem. Mówiła, co myślała w sposób jasny i
sympatyczny, na dodatek nawet nie próbowała zmieniać wyrazu twarzy. A ten jej
naturalny, lekko skołowany całkowicie mnie zauroczył.
— Przyniosę
śniadanie, poczekaj chwilę. Później chciałbym o coś zapytać — odparłem i
wyszedłem, plując sobie w brodę, że wymsknęło mi się coś tak głupiego. Naprawdę
chciałem jej zaproponować wspólne weekendy. Miałem z tym poczekać, ale… Byłem
tak zniecierpliwiony oczekiwaniem na to prawdziwe, pełne życie z kimś, że moje
ciało i umysł zwyczajnie mnie zasabotowały i zrobiły to, co uznały za stosowne.
~*~
Kiedy się
ocknęłam, tuż przy mnie siedział Sebastian. Zawsze z rana potrzebowałam trochę
czasu, żeby w ogóle zacząć myśleć, zazwyczaj około godziny i dopiero wtedy
czułam się na siłach odezwać do kogoś, sprawdzić jakieś informacje lub zrobić
cokolwiek, co wymagało myślenia. Wcześniej byłam kompletnie odmóżdżona i nie do
końca zdawałam sobie sprawę z tego, co robiłam. Teraz nie było inaczej. Dopiero
kiedy przytulałam się do dziwaka w jego łóżku, jego pościeli, w jego mieszkaniu
ubrana w jego koszulę, uświadomiłam sobie, jak głupio się zachowałam. W ogóle
co mi strzeliło do głowy, żeby przychodzić do niego w nocy…
Było mi
niezwykle głupio, ale jednocześnie czułam się tak adorowana, jak te wszystkie
kobiety w serialach, które lubiłam oglądać w wolnej chwili, kiedy to po
wspólnej nocy kochanek przygotowywał partnerce posiłek, budził ją, a
odpowiednia gra świateł i muzyka sprawiały, że cała scena nabierała
przytulnego, ciepłego wyrazu. Tak właśnie się czułam, dlatego nawet zbytnio nie
oponowałam, chociaż wolałabym nie jeść albo zrobić sobie cokolwiek
samodzielnie, kiedy poinformował, że przygotował jakieś dziwne jajka. Brzmiało
co najmniej tak, jakby zamówił z restauracji, ale wiedziałam, że nie przepadał
za gotowym jedzeniem z niepewnych źródeł, więc to raczej odpadało. Więc zrobił
sam – a to było jeszcze bardziej magiczne.
Kiedy wyszedł,
by przynieść to niezwykłe śniadanie, skorzystałam z chwili, żeby przeczesać
ręką włosy, poprawić prowizoryczną piżamę, żeby przypadkiem nie odkryła tego,
czego nie wypadało, no i przede wszystkim starałam się włączyć mózg w trybie
przyspieszonym, by jak najszybciej przejąć kontrolę nad tym, co robiłam, żeby
uniknąć dziwnych, kłopotliwych sytuacji. Szło mi nieco opornie, ale kiedy
przyszedł, wiedziałam już mniej więcej, jak powinnam się zachowywać. Chociaż…
Nie miałam nawet nastroju na to, by być chłodna i zdystansowana, przy dziwaku
to już zwyczajnie nie miało sensu, w końcu widział mnie już w tyle różnych
sytuacjach, że doskonale wiedział, jaka byłam naprawdę. Uznałam więc, że dla
odmiany będę się po prostu cieszyć chwilą, korzystać z możliwości spędzania
czasu z kimś, z kim naprawdę chciałam go spędzać, nie myśląc o niezręcznościach
i poczuciu bezpieczeństwa, z którego się odzierałam, pokazując, jaka byłam
naprawdę.
— Jakie to
śliczne jest, Sebastian! — krzyknęłam z wrażenia, kiedy postawił przede mną
drewniany stolik zastawiony pięknie ozdobionymi jajkami na toście. Nie do końca
rozumiałam, czemu to nie mogło się nazywać po prostu: tost z jajkiem, tylko
koniecznie jakoś inaczej, żeby podnieść prestiż zwykłej potrawy, ale dzięki
temu, że tak ładnie ją podał, naprawdę była warta swojej nazwy.
— Dziękuję.
Chciałem, żeby wyglądało ładnie, rzadko robię śniadania, więc…
— Naprawdę? W
sumie tak, wspominałeś, ale to jest naprawdę cudowne. Myślałeś kiedyś o tym,
żeby zostać kucharzem?
— Właściwie nie
— odparł, siadając obok mnie i dostawiając sobie drugi stolik z kolejną porcją
tych uroczych jajek. — Zawsze chciałem iść na studia. To było moje marzenie z
dzieciństwa, zostać doktorem i pracować na uczelni. Potem pojawił się japoński
i edytorstwo, uznałem, że to połączę. Chciałem też zostać kosmonautą, ale z
oczywistych powodów dałem sobie spokój.
— Byłby z
ciebie kiepski kosmonauta — zaśmiałam się rozczulona. Nie próbowałam być
złośliwa, jego wyznanie na to nie zasługiwało, ale fakt faktem, że wyobrażając
go sobie w skafandrze, nie umiałam się nie roześmiać.
— Tak myślisz?
Szkoda, sądziłem, że może jeszcze mógłbym spróbować…
— Znaczy,
wiesz… No jeśli masz ochotę, to próbuj, zawsze warto próbować — odpowiedziałam
nieco zmieszana, a wtedy to on spojrzał na mnie z głupkowatym uśmiechem, po
czym roześmiał się serdecznie.
— Żartuję.
Bałbym się, to kuszące, ale za dobrze znam ryzyko. Wolę zostać tutaj, obecnie
całkiem lubię swoje życie i nie chciałbym zostawiać ludzi, na których mi
zależy. Smacznego.
— Smacznego —
odparłam, zawieszając się na chwilę nad posiłkiem.
To było już
drugie jego zdanie, które miało w sobie jakiś dziwny podtekst. Gdyby to nie był
on i to nie byłabym ja ani prawdziwe życie, tylko jakiś serial, od razu
domyśliłabym się, że on próbuje mi coś zasugerować, ale tak? Zwyczajnie nie
dopuszczałam do siebie takiej myśli. Poza tym my ledwie się do siebie
zbliżyliśmy, nikt dalej nie określił naszej relacji, uprawialiśmy seks oralny,
no i… I to wszystko, nie było nic więcej, dlatego… Nie, to nieprawda.
— Mogę o coś
zapytać? — wydusiłam, dłubiąc w jedzeniu, gdy po kilku kęsach poczułam się
pełna. Chętnie zjadłabym więcej, bo wyszło mu naprawdę smaczne śniadanko, ale
zwyczajnie nie umiałam z rana wpaździerzać takich ilości czegokolwiek, chyba że
to było powietrze, ale nie ode mnie zależało, ile go pobiorę, organizm na
szczęście dbał o to sam, bo inaczej pewnie nie raz bym się już udusiła.
— Słucham? Nie
smakuje ci? Nie musisz się zmuszać. Mówiłem, że rzadko gotuję, więc jeśli ci
nie pasuje, to po prostu zrobię coś innego — odpowiedział wyraźnie zmieszany.
Albo poznał po moim głosie, do czego chciałam nawiązać, albo naprawdę tak
bardzo zależało mu na tym śniadaniu, bo jego pewność siebie, do której bardzo
powoli, ale zaczynałam przywykać, znów się gdzieś zupełnie ulotniła.
— Nie, jedzenie
jest pyszne, po prostu nie przywykłam do takich dużych porcji. Chciałam zapytać
o coś innego. Bo… No bo to już drugi raz, jak mówisz coś, co brzmi jak aluzja
do tego, żebym, no nie wiem, że… Że masz do mnie jakieś pytanie, no —
wydukałam, wycofując się zupełnie z otwartego podzielenia się przypuszczeniami.
Jeśli się myliłam, stworzyłabym chyba najbardziej niezręczną sytuację, w jakiej
kiedykolwiek byliśmy. Kolejną z tej serii, w każdym razie.
— Racja, miałem
taki plan, ale…
— Mów. Będzie
gorzej, jeśli nie powiesz — naciskałam.
Sebastian
popatrzył na mnie zmartwiony, pokręcił głową, podrapał się nerwowo, żeby
ostatecznie odsunąć stolik, wstać i przejść się po sypialni w poszukiwaniu
jakiegokolwiek zajęcia, na którym mógłby się skupić, byle na mnie nie patrzeć.
Komicznie się na to patrzyło, ale jednocześnie mój stres rósł jeszcze bardziej.
— Jesteś młoda,
masz przed sobą te najlepsze lata życia, a ja… Je zmarnowałem, nie chciałbym
zmarnować ich i tobie. W związku z tym… — uciął, a ja poczułam, jak mój żołądek
zmienia się w supeł, serce walki tak mocno, że głuche dźwięki w uszach
przyprawiały mnie o mdłości, twarz momentalnie zrobiła się gorąca, a oczy
szczypały niemiłosiernie, sprawiając, że walka ze łzami stała się niemal
heroicznym wyczynem.
— W związku z
tym… Mam dać ci spokój, tak? Bo nie chodzi o mnie tylko o ciebie. Bo chcesz dla
mnie dobrze i tak dalej? — odpowiedziałam zrezygnowana, z każdym słowem czując
narastającą wściekłość, by wraz z ostatnim uderzyć widelcem w stół, aż
poczułam, jak odbija mi się w dłoni, wbijając nieco pomiędzy kości śródręcza.
Bolało…
— Co? Słucham?
Nie! Nie, nie, Kasiu, skądże, nie! — zaczął zaprzeczać nerwowo, dopadając do
łóżka tak szybko, że prawie się po drodze przewrócił. — Wręcz przeciwnie, ja…
Jestem dorosły i potrzebuję, znaczy chciałbym… ułożyć sobie życie, dlatego… Ja
wiem, że to szybko, ale chciałbym zapytać, czy… jeśli masz ochotę, to może…
— Wyduś to
wreszcie — burknęłam niechętnie, trzęsąc się ze zdenerwowania.
— Czy
zechciałabyś spędzać ze mną weekendy…? Tu albo u ciebie, nieważne. Po prostu
razem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz