Rozdziały miały się pojawiać co tydzień - takie moje założenie, ale z racji tego, że mam na głowie jeszcze Mrok, Różę, tłumaczenia, japoński, no i studia, chyba zwyczajnie się tak nie da. Rozdziały będą więc wtedy, kiedy się pojawią xD.
Będę informować o tym na FP Róży i Kuroshitsuji Naszym Życiem, więc jeśli jesteście ciekawi, co wydarzy się dalej, wyglądajcie informacji o nowych rozdziałach.
Miłego :*
====================
Kojące
dźwięki muzyki, całkowity brak rozmów i niezwykła odpowiedzialność spoczywająca
na barkach Sebastiana sprawiły, że tym razem, ku ogromnemu zdziwieniu
nastolatka, udało mu się dojechać do domu, nie tylko nie zarysowując auta, ale
nie tworząc nawet żadnego korka, czy drobnej stłuczki pośród pozostałych uczestników
ruchu. Brunet uśmiechnął się sam do siebie, zerkając w przednie lusterko, kiedy
zaparkowany nieco krzywo samochód ucichł, ogłaszając, że tym razem udało mu się
odnieść ten niewielki w skali świata, lecz dosyć spory dla niego samego,
sukces. Historia jego zdobycia prawa jazdy była równie zakrapiana pieniędzmi,
co wszystkie inne osiągnięcia Michaelisa, które zdobył na przestrzeni ostatnich
kilku lat. Czasami czuł się podle, dostrzegając, jak wszyscy wokół, nawet matka
bruneta, wątpią w jego samodzielność. Ciel za każdym razem przekupywał kogo
trzeba, by w miejscach publicznych nikt nie śmiał ogłosić nieporadności
służącego na forum publicznym, a kiedy byli w domu, sam na sam, na każdym kroku
chłopak strofował Sebastiana, ilekroć ten próbował podjąć się pracy, która
mogłaby w jakikolwiek sposób zaszkodzić Phantomhive’owi. Do takich prac
zaliczało się odkurzanie trofeów i nagród, znoszenie naczyń z wysuniętego na
dwanaście schodów w górę tarasu, czy też prasowanie ubrań od najznakomitszych
projektantów, które brunet już nie raz miał okazję zniszczyć.
Mimo
wszystko z Sebastianem nie było aż tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać.
Był, co prawda, osobą, wobec której użycie słowa „oferma” było jak najbardziej
stosowne, jednak potrafił żyć samodzielnie, zajmować się sobą, a kiedy było
trzeba, umiał również zadbać o Ciela – a przynajmniej tak powtarzał sobie
każdego wieczoru, tuż przed snem, kiedy stojąc przed lustrem nakładał na twarz
ujędrniający krem. Po kilku godzinach odpoczynku budził się, by zrobić sobie
peeling i ponownie stojąc przed lustrem, przekonywać się, że kiedy przyjdzie
dzień i zostanie wystawiony na próbę, podoła i udowodni wszystkim niedowiarkom,
że może być tak samo idealny, jak odgrywana przez niego postać. A na razie musiał
żyć w cieniu, doświadczany codziennymi upokorzeniami. Wierzył, że jeśli się nie
złamie, los w końcu się do niego uśmiechnie tak samo, jak wtedy, gdy
Plantomhive zaoferował mu pracę, dzięki której zdołał uratować matkę przed
eksmisją z niewielkiego mieszkanka w jednej z biedniejszych dzielnic miasta.
Ciel
był zaskoczony sukcesem służącego, ale nie dawał tego po sobie poznać. Jak na
tak młodego szlachcica, był niezwykle despotyczny i rzadko zdarzało mu się komplementować
służbę. Właściwie na palcach jednej ręki mógł policzyć sytuacje, w których jego
słowa mogły zostać uznane za coś zbliżonego do wyrazu aprobaty względem
któregokolwiek z zastępów uniżonych sług, z którymi obcował na co dzień. Nie
przyznawał się również i do tego, ale tak duża ilość pomocników zwyczajnie go
męczyła. Powoli stawał się mężczyzną, a i tak strój na każdy dzień wybierała mu
stylistka, włosy układała fryzjerka, a buty wiązał Sebastian. Dlatego też po
cichu cieszył się z tych miesięcy, które spędzał sam na sam z brunetem w lofcie
na obrzeżach miasta, z dala od głównej posiadłości. Miał tu mnóstwo swobody.
Michaelis niezwykle łatwo dawał się oszukać, nie znając się na komputerach na
tyle dobrze, by umieć sprawdzić, czy nastolatek majstrował przy dokumentach z
rozkładem swojego dnia, których przestrzegania służący miał pilnować – to było
jednym z warunków udziału zarówno Ciela jak i Sebastiana w produkcji serialu.
Jednak młody szlachcic doskonale wiedział, że odrobiną sprytu i zastrzykiem
pieniędzy w odpowiednie ramię może zapewnić sobie sporo wolności i mnóstwo
godzin błogiego, pozbawionego konsekwencji lenistwa.
Sebastian
wyszedł z samochodu i przebiegł wokół niego, by otworzyć swemu panu drzwi. Ten
prychnął pod nosem, wysiadł i nie czekając na bruneta, ruszył do drzwi
opuszczonego magazynu, w którym zaaranżował sobie niezwykle wytworne mieszkanie
na czas nagrań. Ogromna przestrzeń, wielkie okna, wysoko zawieszony sufit i
wspaniała akustyka – która sprawiała, że nie musiał się nawet wysilać, by echo
poniosło jego krzyk, wyrażając odpowiednią dozę złości i oburzenia, ilekroć
doszukał się kolejnego niedopatrzenia ze strony niekompetentnego służącego –
dawały chłopakowi poczucie wolności i niezależności. To wszystko, w połączeniu
z faktem, że mógł rzucać przedmiotami z części sypialnianej wprost w oddzieloną
wysepką część kuchenną, sprawiało, że młody Plahntomhive naprawdę lubił to
miejsce.
Ciężkie,
przesuwane drzwi ze stali nierdzewnej wydały z siebie irytujący dźwięk, kiedy
chłopak przesunął je, uprzednio przekręciwszy klucz w zamka. Zazwyczaj to
Sebastian zajmował się tego typu rzeczami, bo Ciel był zbyt zmęczony, a
właściwie zbyt leniwy, by to zrobić, ale tym razem klucze wysunęły się z
kieszeni bruneta, kiedy prowadził samochód, z czego nastolatek chętnie
skorzystał, po kryjomu zabierając cały pęczek, ozdobiony breloczkiem z
podobizną Bitter Rabita – zabawki produkowanej przez firmę Funtom, którą Ciel
zarządzał w serialu – i przyglądając
się, jak Sebastian nerwowo szuka ich wzrokiem, próbując nie dać po sobie
poznać, że coś jest nie tak. Uwielbiał bawić się służącym w ten sposób.
Doskonale wiedział, że ten coś zgubił, zapomniał o czymś lub zwyczajnie zrobił
coś źle, ale mimo tego, że samodzielnie naprawiał jego błędy, lubił udawać, że
nie ma pojęcia, co się dzieje, by bezlitośnie patrzeć na spanikowany wyraz
twarzy Michaelisa i śmiać się z niego w duchu.
Tego
dnia Ciel był jednak wyjątkowo zmęczony. Nagrywanie sceny w walizce, zmuszające
go, by przez ponad dwie godziny kulił się w niewielkim pudełku, głównie za sprawą
nieporadności Sebastiana – który, mogłoby się wydawać, specjalnie popełniał
błąd przy każdej scenie wymagającej od młodego szlachcica ulokowanie się w tak
niegodnej i niesamowicie niekomfortowej pozycji – zwyczajnie go wykończyło. Nie
miał nastroju na zabawę ze służącym, dlatego zwyczajnie wszedł do środka,
burcząc pod nosem, że kazał brunetowi zrobić coś z tym dźwiękiem już tydzień
temu i zaległ ciężko na czarnej, skórzanej pufie przed ogromnym, plazmowym
telewizorem, do którego podłączona była konsola do gier jednej z wiodących
marek na japońskim rynku. Nastolatek rozsiadł się wygodnie, niedbale zrzucając
buty i wierzchnią część odzienia, po czym rozpiął guziki koszuli i chwycił w
dłoń pada, by po chwili pogrążyć się w brutalnym świecie maszyn, które walczyły
ze sobą o dominację nad światem, niszcząc przy okazji ponad dziewięćdziesiąt
procent owego świata. Logika tego typu gier pozostawiała wiele do życzenia, ale
w tej chwili takie filozoficzne rozważania niezbyt interesowały zmęczonego
szlachcica.
Sebastian
zdjął buty, zostawiając je tuż przy wejściu i pozbierał porozrzucane ubranie
swego pana. Korzystając z okazji, że Ciel był pochłonięty grą, udał się do
łazienki, by się nieco odświeżyć i dać sobie odpocząć przez moment od
sztucznego uśmiechu i pozornej pogody ducha. Wytchnienie nie trwało jednak zbyt
długo, bo nastolatek zaczął nawoływać służącego wyraźnie zirytowanym głosem.
–
Jestem głodny! – krzyczał, uderzając piętami w podłogę w wyrazie złości na
przeciwnika, który zniszczył jego robota drugi raz z rzędu.
Michaelis szybko opuścił łazienkę, stanął kilka metrów po prawicy Ciela i odezwał się
nieśmiało:
– Na co
masz ochotę? Przygotuję jakiś obiad – zaproponował.
Phantomhive zerknął kpiąco w czerwone oczy Sebastiana i
ostentacyjnie prychnął.
– Nie
zamierzam jeść spalenizny. Zamów mi łagodne curry, lody czekoladowe i napój
truskawkowy ze słomką – polecił, powracając do gry i zupełnie stracił
zainteresowanie stojącym nad nim mężczyzną.
–
Oczywiście. Już się za to zabieram – odparł zrezygnowany brunet i lekko
skinąwszy głową, odwrócił się i skierował do części loftu, która została
wyznaczona jako gabinet, gdzie znajdował się jeden z dwóch laptopów, do którego
Ciel pozwalał mu się dotknąć.
– I
Sebastian… – zająknął się nastolatek pomiędzy kolejnym niezadowolonymi
mruknięciami przerywanymi serią siarczystych przekleństw wywołujących w
Michaelisie lekki niesmak. – Wyjmij te cholerne soczewki. Nie wstrzymamy
nagrywania, bo znów złapiesz zapalenie spojówek – skarcił służącego z
niesamowitą kpiną w głosie.
Brunet
przytaknął posłusznie i usiadł do komputera, by zgodnie z prośbą chłopaka,
zamówić ostre curry i deser truskawkowy, o które prosił, a raczej – których
zażądał. Doskonale wiedział, że nie wyjął szkieł kontaktowych, lecz w
przeciwieństwie do większości uchybień, których dopuszczał się nieświadomie,
tutaj jego zachowanie było całkowicie intencjonalne. Soczyście czerwony kolor
tęczówek – ten typowy dla idealnego kamerdynera – sprawiał, że ilekroć patrzył
na siebie w lustrze, czuł się nieco pewniej. Chciał wierzyć, że upodabniając
się do demonicznego Sebastiana chociaż w ten sposób, uda mu się zyskać trochę
jego kompetencji. A nawet jeśli i to mu nie pomoże, zwyczajnie wolał ten
wyidealizowany, wykreowany przez media wizerunek swojej osoby, za którym
szalały całe rzesze fanek. Nigdy nie przyznałby się Cielowi, że właśnie to było
powodem tygodniowego wstrzymania produkcji poprzedniego sezonu, szlachcic zwyczajnie
by go zabił. Skorzystał więc ze swojej marnej reputacji, podciągając
sklerotyczne tendencje pod całokształt swej nieidealnej osoby. Nikogo to nawet
nie zdziwiło – ani jeden z członków ekipy, nawet przez moment, nie wahał się,
by przyjąć takie wyjaśnienie. Sebastian pamiętał, że tamtego dnia radość z
tego, że występek uszedł mu na sucho, mieszała się z ogromną goryczą zawodu.
Jakaś jego część chciała wierzyć, że chociaż Elizabeth podda w wątpliwość jego
wyjaśnienie. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
Zamówiwszy
posiłek, Michaelis pozwolił sobie odwiedzić kilka serwisów plotkarskich, by w
ten sposób zabić czas w oczekiwaniu na dostawę. Choć zdecydowanie wolałby przez
te kilkadziesiąt minut wdać się w, chociażby niekonstruktywną, rozmowę ze
Cielem, chłopak był zbyt pochłonięty grą i misją ratowania pełnego robotów
miasta, by poświecić chociaż odrobinę uwagi służącemu. Brunet wiedział również,
że wszelkie próby przerwania Phantomhive'owi, skończyłyby się jedynie irytacją
ze strony chłopaka, nie wykluczone również, że po raz kolejny rzuciłby w niego
kontrolerem, a jednak takie niepozorne akty agresji były bolesne. Nie tylko dla
ciała, ale również – i przede wszystkim – dla duszy mężczyzny.
Przejrzał
Trapera, Wonet, a także Kundelka,
wybierając spośród dziesiątek plotkarskich notek te, które traktowały o jego
paniczu, produkcji drugiego sezonu serialu, a także o nim samym. Był to niejako
jego obowiązek. Cielowi bardzo zależało na tym, by nikt nie wiedział, jak
bardzo niekompetentny był jego służący, a że sam uważał przeglądanie tego typu
portali za uwłaczające jego godności, obarczał tym obowiązkiem Sebastiana,
naiwnie wierząc, że na tej płaszczyźnie uda mu się nie zawieść. W końcu cóż
skomplikowanego było w czytaniu? Szczęśliwie Michaelisowi udało się przebrnąć
przez lata obowiązkowej edukacji i na płaszczyźnie czytania ze zrozumieniem
poruszał się niesamowicie, jak na siebie, swobodnie, czego nie można było
powiedzieć o poruszaniu się po mieście. W trakcie czytania skopiował co
ciekawsze wpisy, by pod koniec dnia przesłać je mailem do swojego pana, żeby
pochlebstwami załagodzić zdenerwowanie szlachcica przyszłymi uchybieniami jego
podwładnego.
Mężczyzna
co chwilę spoglądał przez ramię, badając wyraz twarzy swego pana i oceniając,
jak bardzo był zirytowany. Oczekiwanie na posiłek nie było mocną stroną Ciela –
generalnie wszystko, co wiązało się z cierpliwością, przychodziło mu z trudem,
ale kiedy w grę wchodził psuty żołądek oraz oczekiwanie na ulubiony serial,
czasem bywał przerażająco wściekły. Dlatego też służący nie zdecydował się do
niego zbliżyć. Skończywszy przegląd serwisów plotkarskich, bawił się
zaznaczając kursorem ikony na pulpicie, póki przypadkiem nie przerzucił do
kosza folderu ze zdjęciami z wakacji. Szczęśliwie udało mu się go jednak
odzyskać, lecz więcej nie zdecydował się na tak niebezpieczne zabawy. Czekał,
siedząc bezczynnie, póki nie usłyszał dźwięku domofonu obwieszczającego
nadejście posiłku. Miał tylko nadzieję, że tym razem obiad panicza wciąż będzie
ciepły, inaczej chłopak będzie niezadowolony, nie wyśpi się i cały kolejny
dzień będzie chodził naburmuszony, co odbije się na pracy na planie, a całą
winą obarczony zostanie on – nieudolny sługa, który zawsze psuje dobry nastrój
swego pana.
Sebastian
podniósł słuchawkę, wpuścił dostawcę i zapłacił mu zostawionymi przez Ciela
pieniędzmi. W pierwszej szufladzie niewielkiej szafki stojącej kilka metrów od
przesuwanych drzwi szlachcic zawsze zostawiał jakąś grubsza sumkę, by Michaelis
nie musiał rozpaczliwie szukać drobniaków po kieszeniach, czym wzbudzał niemałe
zainteresowanie doskonale znających go z widzenia pracowników restauracji
dowożących posiłki. Brunet musiał się nauczyć, że jest wiecznie obserwowany i
musi starać się za wszelką cenę zachowywać pozory, bo Ciel zwyczajnie nie był w
stanie przekupić wszystkich, którzy odkrywali wstydliwą tajemnicę służącego.
Wiedział jednak, że Sebastian nie był, delikatnie rzecz ujmując, dobry w stwarzaniu
pozorów, dlatego starał się mu pomóc. I chociaż pomoc ta ograniczała się do
strofowania go i wykładania pieniędzy, zupełnie nie biorąc pod uwagę uczuć
Michaelisa, ten i tak był swemu panu niewymownie wdzięczny.
– Och,
pan jest tym aktorem. Tym, który gra Sebastiana Michaelisa – piekielnie
dobrego kamerdynera! – zachwycał się dostawca, nerwowo grzebiąc w kieszeni w
poszukiwaniu jakiegoś świstka papieru, na którym aktor mógłby się podpisać.
– W
rzeczy samej, proszę pana – odparł ciepło brunet, uśmiechając się do
sprzedawcy.
Odebrał od niego torbę z jedzeniem, postawił ją na podłodze
i podał dostawcy odliczoną sumę pieniędzy wraz z ozdobną pocztówką ze zdjęciem
ekipy serialu podpisaną przez niego i Cela.
–
Proszę bardzo – zwrócił się do gorączkowo przegrzebującego kieszenie, młodego
mężczyzny, który spoglądał na niego z zachwytem spod czerwonej czapki z
daszkiem.
Kiedy zorientował się, jaki prezent czaił się pomiędzy
banknotami, niemal podskoczył z radości i zaczął dziękować aktorowi za jego
ciepłe nastawienie i cierpliwość wobec natrętnych fanów, których zapewne musiał
mieć mnóstwo. Michaelis wysłuchał tego, co miał mu do powiedzenia, podziękował
za dostawę i pożegnał kuriera, odgrywając rolę kamerdynera, czym wywołał w
mężczyźnie typowo dziewczęcą reakcję tłumionego dłonią pisku podniecenia.
Brunet
zaniósł jedzenie do kuchni, wypakował wszystko z papierowych pudełek, w których
zostało zabezpieczone i przełożył curry na talerz, podczas gdy deser wstawił do
lodówki. Spojrzał na rozbabrane, nieapetycznie wyglądające danie i westchnął
ciężko, ubolewając nad tym, że sam nie był w stanie przygotować czegoś, co
chociaż w smaku przypominałoby stygnącą na zdobionym talerzu papkę. Chciał
kiedyś przygotować Cielowi posiłek równie wystawny, co te, które jego alter ego
serwowało podczas nagrań. Niestety, ilekroć nie próbował, efekt wypadał
niezwykle mizernie, a smak jedzenie bardziej przypominał, cytując młodego
szlachcica, pomyje doprawione mydlinami, niż to, czym smakować powinno.
–
Paniczu, twój obiad – powiedział spokojnie
Sebastian, podając posiłek na stolik do kawy stojący nieopodal pufy.
Phantomhive początkowo zupełnie zignorował służącego, jednak
przyjemny zapach jedzenia pobudził jego procesy trawienne, powodując
nieprzyjemne ssanie w żołądku i zmuszając go do przerwania gry. Spojrzał na
służącego i skrzywił się nieznacznie.
– Jak
miałeś się do mnie zwracać? – warknął, odwracając głowę, by nie patrzeć wprost
w smutne oczy bruneta.
–
Proszę wybaczyć, Ciel – poprawił się natychmiast, pochylając głowę.
– Znowu
się popisywałeś – burknął zirytowany, przełączając wejścia w telewizorze i
odnajdując w pamięci dysku dekodera najnowszy odcinek ulubionego serialu.
Wraz z pierwszymi sekundami nagrania, do ust Ciela
powędrował pierwszy kawałek curry, którego niechlujny wygląd nastolatek
skomentował przeciągłym jęknięciem, któremu towarzyszyło przewrócenie oczami na
tyle ostentacyjne, by nawet Sebastian dostrzegł je bez trudu.
Mężczyzna
w tym czasie przygotował sobie miskę ryżu z jajkiem i dosiadł się do swego
pana, życząc mu smacznego. Ledwie zdążył uszczknąć odrobinę posiłku, kiedy w
jego głowę uderzył brudny widelec, zostawiając tłuste ślady na koszuli.
– Co to
ma być?! Chcesz, żebym się udusił? To jest cholernie ostre! Czy nie możesz
chociaż raz nie pomylić zamówienia?! Jesteś kompletnie bezużytecznym kretynem!
Wynoś się! – wrzeszczał nastolatek.
W furii zepchnął z blatu miseczkę z posiłkiem służącego, a
kiedy ten chciał posprzątać powstały bałagan, Ciel ponownie kazał mu zniknąć
sobie sprzed oczu, przy okazji obrzucając go serią niecenzuralnych inwektyw.
Sebastian
zacisnął zęby, przygryzając bok języka i ze spuszczoną głową, mrucząc pod nosem
ciche „przepraszam”, usunął się z pola widzenia nastolatka. Poszedł do kuchni,
gdzie dojadł część posiłku, która nie wysypała się z naczynia, umył je, a potem
zrezygnowany wszedł po schodach prowadzących do zaaranżowanego na dachu ogrodu.
Podszedł do balustrady i zaczął przyglądać się przechodniom i przejeżdżającym
samochodom, próbując się uspokoić i stłumić ogarniający go smutek. Tak bardzo
starał się nie popełnić błędu, a jednak ponownie zawiódł. Czy naprawdę nic nie
potrafił zrobić dobrze? Chciał wierzyć, że wcale nie jest z nim tak źle, ale
kiedy wszystko wokół, z jego matką na czele, przez całe życie upewniało go, że
był skazaną na porażkę niedojdą, coraz bardziej tracił nadzieję.
Tymczasem
rozwścieczony Ciel oddychał ciężko, próbując skupić się na serialu. Od lat
chorował na astmę i w przypływie silnych emocji, szczególnie tych negatywnych,
zwyczajnie zaczynał się dusić. Sebastian doskonale o tym wiedział, a jednak i
tak wciąż doprowadzał go do szału. Czy naprawdę tak ciężko było zamówić przez
Internet cholerne curry, żeby nie pomieszać czegoś w zamówieniu?
Nastolatek
wyciągnął z kieszeni spodni inhalator i zaciągnął się nim dwukrotnie, po chwili
czując ulgę. Nie lubił korzystać z wziewnego leku – uważał, że go od siebie
uzależnia – jednak czasami nie było innego wyjścia. Tak, jak teraz, gdy
wpatrując się w ekran, nie mógł znieść myśli, że zamiast spożywać jedno ze
swoich ulubionych dań, może jedynie obejść się smakiem. Pachnące jedzenie
kusiło go jednak wyobrażeniem o niesamowitej mieszance przypraw, póki nie uległ
pokusie i nie chwycił widelca, by po raz kolejny spróbować dania. Nadział na
widelec trochę kurczaka w sosie i włożywszy go do ust, gryzł ostrożnie, obawiając
się, że ostry smak ponownie pozbawi go tchu. Jednak nic takiego się nie stało.
Zaskoczony szlachcic uznał nawet, że jedzenie było całkiem dobre, a ostre
przeprawy nie przeszkadzały mu aż tak bardzo, a wręcz idealnie dopełniały smak
posiłku, gdy zmieszał sos z odpowiednią ilością ryżu.
–
Całkiem niezłe – mruknął sam do siebie, czerwieniąc się lekko i krzywiąc na
myśl o tym, że nie miał racji.
Przysunął się do stołu i kontynuował jedzenie, ginąc w
świecie wojen, intryg i brudnych ludzi w źle skrojonych, niegustownych
ubraniach. Z każdym kęsem posiłku zastanawiał się również, czy nie powinien
przypadkiem przeprosić służącego. Musiał przyznać, że tym razem jego złość,
chociaż uzasadniona, nieco wymknęła się spod kontroli. Nie powinien był
reagować aż tak impulsywnie. Przyznanie się do winy nie leżało jednak w jego
naturze. Był zbyt dumny i uparty, by tak po prostu przeprosić Sebastiana, choć
doskonale wiedział, że pozbawienie służącego posiłku w taki sposób było
zwyczajnie haniebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz