Znowu zapomniałam, że dziś dzień publikacji. WTF W OGÓLE?!
=======================
Kiedy się
obudziłem, od razu zauważyłem, że coś było nie tak. Przede wszystkim było mi
zimno, twardo i niewygodnie. Jeszcze zanim otworzyłem oczy, zorientowałem się,
że musiałem zasnąć w ubraniach. Wraz z mijającymi sekundami moje zmysły
ponownie się wyostrzały. Zacząłem czuć jakiś obcy zapach, podłogę, na której
spałem i delikatny przeciąg. Przerażony zorientowałem się, że nie byłem w sowim
domu.
Poderwałem się
nerwowo, rozglądając się wokół. Nie znałem tego miejsca, nie miałem pojęcia,
jak tu trafiłem. Stres nie pozwalał mi się skupić. Błądziłem wzrokiem po
pomieszczeniu, nie widząc nawet drzwi. Dopiero znajomy głos nieco mnie
uspokoił.
— Poszłam po
kawę — oświadczyła Katarzyna, patrząc na mnie zmartwiona.
Zagubiony
kiwnąłem tylko głową i odebrałem od niej kubek, papierosa i zapalniczkę.
Wyglądała tak, jakby miała zaraz zwymiotować. Uznałem, że to przez kawę,
dlatego odsunąłem ją możliwie najdalej od niej.
— Usiądź na
łóżku — poprosiła lub nakazała, nie potrafiłem jednoznacznie określić.
Wyglądała
inaczej niż zwykle. W jej oczach brakowało złośliwych iskierek i zawziętości.
Podkrążone oczy świadczyły również o tym, że niewiele spała. Upiłem łyk kawy,
odpaliłem papierosa i wypaliłem go w ciszy. Ona też paliła. Obserwując, jak
papieros co chwilę pokonuje drogę od jej kolana do ust, powoli zacząłem sobie
przypominać, co stało się poprzedniego dnia.
Spanikowałem.
Zbłaźniłem się i pokazałam od chyba jeszcze gorszej strony niż poprzednim
razem. Momentalnie się zaczerwieniłem i westchnąłem ciężko, wydychając ostatnią
porcję dymu.
Sięgnąłem do
kieszeni po kolejnego papierosa. Często miałem przy sobie dwie paczki, tak na
wszelki wypadek. Wyciągnąłem opakowanie w jej stronę. Bez słowa wzięła
papierosa i zapaliliśmy jeszcze raz. Najchętniej spaliłbym wszystkie, ale to i
tak nie poradziłoby zbyt wiele ma mój nowy problem.
— Kiedy
pracowałem w alma mater, jako doktorant, poznałem dziewczynę. Do niczego nie
doszło, ale nikt nie chciał mi wierzyć. Po tym, co powiedziała… — mruknąłem i
zamilkłem, badawczo spoglądając na twarz dziewczyny.
Nie wydawała
się zdziwiona. Miała mnie za
perwersyjnego dupka od samego początku, czy opowiadałem jej to już wczoraj, w
stanie, którego nawet nie pamiętałem? Nie przerywała mi, dlatego
kontynuowałem:
— Chcieli mnie
wyrzucić, ale udało mi się tego uniknąć. Przyjaciel dziewczyny postanowił mnie
ukarać.
— Na klatce
schodowej, tak? — Wcięła mi się w słowo.
Skinąłem głową
i zaciągnąłem się dymem. Jeszcze jeden,
inaczej wyjdę z siebie. Odpaliłem następnego papierosa. Dziewczyna też.
Miałem sobie za złe, że sprowadzam ją na złą drogę, ale w tamtej chwili i tak
nie dałbym rady się powstrzymać.
— Od tego czasu
jeżdżę tylko windą. Klatki schodowe właśnie tak na mnie działają. Przepraszam
za kłopot. Odwdzięczę ci się, jeśli będę umiał. Mam nadzieję, że przynajmniej
teraz rozumiesz…
— Nie spałam
przez ciebie całą noc. Na dzisiejszych zajęciach zamierzam to odespać i byłoby
miło, gdyby nikomu to nie przeszkadzało — odpowiedziała oschle.
Oczywiście tyle
mogłem dla niej zrobić, byłem jej winny znacznie więcej. Co gorsza, w dalszym
ciągu musiałem jakoś opuścić to mieszkanie. Naprawdę powinienem wyskoczyć
oknem. Czym było kilka złamań w obliczu ponownej kompromitacji?
Dziewczyna
wstała i poszła do kuchni, kiedy w moim telefonie rozdzwonił się alarm. Wróciła
z dwiema szklankami wody i paczką tabletek. Usiadła obok mnie, wręczyła mi
naczynie i zaśmiała się złośliwie.
— Nie powinno
się zapijać kawą — mruknęła tylko i odczekała, aż wyciągnąłem swoje tabletki,
żeby połknąć wraz ze mną. — Też nie jestem normalna, chociaż pewnie dolega nam
zupełnie co innego. Mniejsza z tym, podtrzymuję to, co powiedziałam na Paryżu.
Nie wydam cię. I nie mam takich dobrych kolegów, więc nie musisz się martwić.
Kamień z serca,
nawet nie zdawała sobie sprawy.
~*~
Ucieszyłam się,
gdy Michaelis się wreszcie obudził. Wydawał się w pełni poczytalny. Wyjaśnił
mi, co właściwie się stało, połknął leki, spalił pół paczki papierosów, a potem
zmartwił się na myśl o powrocie do domu. Bąknął coś o kocie, ale nie drążyłam.
To, że z naszej anonimowości nie pozostały nawet strzępy, nie oznaczało, że
nagle będę chciała go bliżej poznać. Chociaż właściwie chciałam, ale nie
sądziłam, by nasza zakazana (przynajmniej jego zdaniem) znajomość chociaż
trochę się rozwinęła.
Spodziewałam
się, że będzie mu łatwiej rozmawiać, że czasem wymienimy się smsami i może
kiedyś zdradzi mi, co będzie na kolokwium, ale na nic więcej nie liczyłam, choć
już to ostatnie było raczej żartem, bo nawet nie chciałabym tego wiedzieć, to
by było oszukiwanie, nie lubiłam kłamać.
Dowiedziałam
się przy okazji, że mojej poprzedniej wiadomości nawet nie odczytał. Skasował
ją, a potem żałował, że nie zaspokoił swojej ciekawości i chciał napisać, ale
coś mu wypadło i zupełnie zapomniał. Nie miałam mu już za złe. Byłam zbyt
zmęczona, żeby myśleć w tych kategoriach.
— Zaczynam z
tobą o piętnastej, a ty?
— O trzynastej,
z drugim rokiem japonistyki na licencjacie.
— To w tym
samym budynku, tam na końcu koło pokoju samorządu? — upewniałam się.
Byłam już na
czwartym roku, a jakoś nigdy nie zapuściłam się te dwadzieścia metrów dalej,
żeby sprawdzić, kto i jakie zajęcia tam ma. Nigdy nie uważałam tego za istotne,
więc w końcu tam nie poszłam.
— Nie wiem, co
tam jest, ale tak, tam na końcu. Muszę wrócić do domu.
— I co, może
mam ci pomóc? — zapytałam ironicznie.
W zasadzie i
tak planowałam to zrobić, ale w jego stwierdzeniu było czuć nutę pewności, że
to zrobię, a tego nie lubiłam, więc odruchowo zrobiłam mu na złość. Czemu
miałam być miła dla ludzi, skoro oni nie dawali nic w zamian? Przez to tylko
potem cierpiałam, bo jak już mi na kimś zależało, to nawet nie wytykałam mu
tych drobnych błędów. Za to ludzie potrafili mi wyrzucić wszystko, dlatego
właśnie rzadko się przywiązywałam, a gdy już to robiłam, to i tak zawsze
kończyłam tak samo. Tylko z Martą i Elizą było inaczej. Nie wiem, jak ja na nie
trafiłam, ale to lepsze niż wygrana w totka. Taka pierwszego stopnia.
— Mogłabyś? Nie
wyobrażam sobie tego, a nie mogę zostawić kota samego…
— Ach, Ame! —
krzyknęłam nagle, uświadamiając sobie, że rzeczywiście miał kota, nawet
pomogłam mu wybrać imię, tylko jakoś mi to umknęło.
— Właśnie tak.
Nic lepszego nie wymyśliłem. Pomożesz mi czy nie? Wolałbym wiedzieć, inaczej
zadzwonię po…
— Po nikogo nie
dzwoń. Twoi koledzy wykładowcy narobią przypału mi. A wyobraź sobie, że chcę
spokojnie skończyć studia. Sporo przeszłam, żeby zrobić ten licencjat —
przerwałam mu, mierząc wzrokiem telefon, który mężczyzna posłusznie schował do
kieszeni.
— Było tak
ciężko?
— Nie. Było
łatwo, nie w tym rzecz, kiedyś ci opowiem.
Nie
skomentował. Dopił kawę, zapaliliśmy jeszcze po papierosie, a potem pomogłam mu
zadbać o anonimowy wygląd i kazałam mu zamknąć oczy. Zatyczki do uszu, brak
widoczności i całkowite zaufanie, do którego został zmuszony, poskutkowało i po
kilku minutach przedzieraliśmy się bocznymi uliczkami w stronę jego mieszkania.
Nie wiem
właściwie, po co szłam razem z nim, ale póki mnie nie wyganiał, wolałam się
upewnić, że dotrze w jednym kawałku. No i chyba wyobrażałam sobie, że coś się
między nami zmieni. Znów poczułam ten dreszczyk emocji, intrygowała mnie sama
myśl o przyszłości. Bez żadnych podtekstów żadnego rodzaju. Po prostu sama myśl
o zagłębianiu się w relacji z kimś nowym napawała mnie optymizmem. Choć
wiedziałam, że pewnie i tak potem będę tego żałować.
~*~
Sprytnie to
wymyśliła, odcinając mnie od wszystkich bodźców z otoczenia. Nie czułem się
zbyt pewnie, ale byłem na jej łasce i musiałem się z tym pogodzić. Daliśmy radę
i byłem wdzięczny Katarzynie za pomoc, ale kiedy podeszliśmy pod mój dom, nie
bardzo chciałem ją wpuszczać. Czułem się jednak zobowiązany, więc
zaproponowałem, a ona się zgodziła.
— Chcę poznać
twojego kota. Posiedzę kwadrans i sobie pójdę, nie dygaj — oświadczyła, widząc,
jak rozglądam się nerwowo, idąc do windy.
Pocieszało
mnie, że nie chciała siedzieć zbyt długo, ale kiedy zobaczyła Ame, zapomniała o
swoim postanowieniu. Kto by pomyślał, że taka z niej kociara. Głaskała go,
przytulała i dokarmiała chrupkami, które wyciągnąłem z szafki. Kot był wyraźnie
zadowolony, dlatego nie komentowałem.
Zrobiłem
dziewczynie jakieś kanapki z resztek z lodówki. Czułem, że tak wypadało. Sam
byłem zbyt zmarnowany, by jeść. Potrzebowałem kolejnej kawy, ale nie chciałem
uprzykrzać czasu Katarzynie. Zaparzyłem więc Earl Greya, którego dwie torebki
dziwnym trafem walały się po kieszeni mojego płaszcza i podałem je wraz z
mizernie wyglądającym śniadaniem. Przy okazji włączyłem radio, by coś
zagłuszało niezręczną ciszę.
— Jesteś
bogaty, prawda? — zapytała nagle, przenosząc wzrok z plazmowego telewizora na
posiłek.
— Powiedzmy.
— I naprawdę
nie masz w lodówce nic ciekawszego?
— Skoro już
musisz wiedzieć, to nie mam. Nie jadam zbyt wiele — odparłem niechętnie.
Nie wiem, co ją
tak nagle naszło, by się czegoś o mnie dowiadywać, ale z grzeczności – wiedząc
o tym, jak czuła była na tym punkcie – starałem się zachowywać tak, by jej nie
rozdrażnić. W końcu mogła jedną krótka wiadomością w Internecie zniszczyć moją
karierę, musiałem być ostrożny. Jej zapewnienia nie znaczyły zbyt wiele. Nie
ufałem ludziom.
— Widać —
skwitowała z nieeleganckim mlaśnięciem.
Zjadła jedną z
trzech kanapek i oświadczyła, że na więcej nie ma ochoty. Musiałem niedługo
wyjść, więc jej nie zatrzymywałem. Gdy wypiła herbatę, pomogłem dziewczynie
założyć płaszcz i zaprowadziłem ją do drzwi.
— Uważaj na
siebie, dziwaku — rzuciła beztrosko na pożegnanie i wyszła, a ja mogłem
wreszcie odetchnąć i spokojnie poużalać się nad swoim umysłowym kalectwem.
~*~
Po tym, co się
stało tamtego dnia, Michaelis zaczął mnie unikać. Niby rozumiałam, ale
myślałam, że tamta sytuacja nas jakoś zbliżyła i mimo swoich zasad, będzie
zachowywał się ludzko. Nie wymagałam od razu, żebyśmy stali się przyjaciółmi,
ale zwykłe, neutralne uprzejmości na pewno by nie zaszkodziły. Jednak, jak na
kogoś, kto obawiał się, że zrujnuję mu życie, zachowywał się zupełnie
nierozsądnie.
Postąpił
zupełnie inaczej, niż się spodziewałam. Unikał mojego spojrzenia, ledwie
wyczytywał mnie z listy i znikał z pola widzenia, gdy tylko dostrzegał mnie na
horyzoncie. Po tym, co dla niego zrobiłam, czułam się dotknięta. Nie
zamieniliśmy słowa, odkąd wyszłam od niego pamiętnego wtorku. Całe dwa tygodnie
ignorował mnie na zajęciach, nie zadał ani jednego pytania, chociaż torturował
całą resztę grupy.
W pewien sposób
poczułam się oszukana. Odbiło się to na moim nastroju. Nie miałam ochoty jeść i
chodziłam wiecznie zirytowana. Dlatego nienawidziłam ludzi, nawet, jeśli nie
miało się w stosunku do nich żadnych wymagań, oni i tak zawodzili. A Michaelis
zrobił to w możliwie najgorszy sposób, sprawiając, że poczułam się właściwie
jak niewygodny mebel od teściowej, którego się nienawidzi i chciałoby się
wyrzucić, ale jednak nie można tego zrobić. W końcu skasowałam numer dziwaka i
postanowiłam przyjąć jego zimna taktykę.
Przestałam
zwracać na niego uwagę. Na zajęciach notowałam, ale już nawet nie kłopotałam
się, żeby udawać zainteresowaną czy aktywną. Znałam odpowiedzi, pisałam
kartkówki, nadążałam z materiałem i całkowicie dałam się pochłonąć nauce i
pracy, licząc na to, że poczucie krzywdy odejdzie samo. Michaelis wydawał się
nawet nie domyślać, że jego zachowanie mnie ubodło, więc na przeprosiny nie
miałam co liczyć. Za to mnie zawiódł. Nie odwdzięczył się.
Mściwa strona
mojej osobowości uznała, że przy najbliższej okazji się odpłacę mu pięknym za
nadobne. Nie oznaczało to oczywiście, że zamierzałam złamać dane mu słowo.
Popełniał wiele drobnych gaf, których inni zdawali się nie dostrzegać. Mogłabym
dopiec mu na tysiące sposobów, ale wolałam poczekać i uderzyć w najczulszy
punkt, by konsekwencje zgnoiły go tak samo, jak on zgnoił mnie.
~*~
Potrzebowałem
się odciąć. Niepotrzebnie tylko wspomniałem o tym Michałowi, bo jego jedynym
sposobem była popijawa. Normalnie bym odmówił, ale kiedy spotkałem go na
korytarzu koło biblioteki japonistyki, widziałem, że coś było z nim nie tak.
Przyjaźniliśmy się tak długo, że nawet gdybym chciał, nie wypadało mi go
zignorować.
Zgodziłem się
na zakrapianą alkoholem imprezę, ale postawiłem warunki. Miał przyjść do mnie,
sam, ewentualnie z siatkami pełnymi alkoholu, ale tego nie zrobił. Kiedyś składaliśmy
się zawsze po równo, mimo że, mówiąc niedelikatnie, srałem pieniędzmi.
Imponowało mi to równe traktowanie. Miałem wtedy wrażenie, że zależy mi na mnie
z jakiegoś głębszego powodu. Jednak ostatnimi czasy wyciągał ze mnie kasę tak,
że powoli zaczynałem to odczuwać. Tak, jakbym miał na utrzymaniu gromadkę
bardzo wymagających bachorów.
Chciałem z nim
o tym porozmawiać. W ogóle oboje musieliśmy się wygadać w starym, męskim stylu.
Gdybym jeszcze tylko wiedział, jak to się robi…
— A alkohol
gdzie?
— W sklepie,
czeka aż go kupisz! — odparł, wchodząc w butach do salonu.
Skarciłem go
wzrokiem, ale mnie zignorował.
— Masz jakiś
problem?
— Musimy
porozmawiać. O tobie i mojej forsie — oświadczyłem stanowczo.
Wolałem, żeby
wiedział wcześniej. Sam chciałbym mieć czas, by przekazać niektóre sprawy w
taki sposób, żeby nie brzmiały aż tak źle, ale rzadko ktokolwiek dawał mi
szansę. Z Michałem było wyraźnie kiepsko, więc się nad nim zlitowałem.
Poszliśmy do
sklepu. Jak na kogoś, kto nie włożył w popijawę nawet grosza, kumpel miał
mnóstwo do powiedzenia. Naciągnął mnie na flaszki za łącznie kilka tysięcy, a
potem jeszcze uparł się, żebyśmy drałowali autobusem na Patelnię, żeby spotkać
się z dilerem. Mówiłem, że nie chcę żadnej amfy, więc zamówił zielsko.
Nie potrafiłem
zrozumieć dokonywania takich wymian na oczach policji. To tak, jakby chciał
zostać złapany, ale zapierał się, że tak jest najbezpieczniej. Nie ingerowałem
w to. Wypłaciłem pieniądze, wetknąłem mu w rękę i powiedziałem, że poczekam przy
KFC. Nie zamierzałem zostać złapany. Michał chyba też nie, bo wrócił zadowolony
z kieszenią wypchaną marihuaną. Nie chciałem wiedzieć, ile tego wziął.
Gdy tylko
wróciliśmy, zabrał jedną paczkę z wagonu fajek, które kupiliśmy. Rozdarł połowę
i zmieszał je z zielskiem, a potem zrobił po skręcie i wręczył mi go,
ceremonialnie oświadczając początek imprezy. Zawsze zaczynaliśmy od mieszanych,
z czasem przerzucaliśmy się na czyste, a następnego dnia rano czułem się
fatalnie, chociaż zawsze mi wmawiał, że tylko mi się zdaje. Dlatego zależało mi
na tym, by spotkać się z nim w piątek, żeby odchorować w sobotę i w niedzielę
zdążyć sprawdzić testy z japońskiego. Kanji zaczynały dziwnie się poruszać, gdy
próbowałem je czytać po zielonym.
Przepraszam, że dopiero teraz. Musiałam nadgonić poprzednie sześć części by móc orientować się w temacie i sklecić coś sensownego.
OdpowiedzUsuń1) Bardzo ciekawie przedstawiasz tutaj Sebastiana. Jako normalnego, schorowanego mężczyznę z mnóstwem fobii, pracującego jako nauczyciel i mającego bardzo kopniętego przyjaciela. Między nim a główną bohaterką zaczyna się nawiązywać nić porozumienia... a raczej nawiązywała dopóki nas Sebuś nie postanowił tego w bardzo elegancki sposób spaprać ( żebym się nie wyraziła gorzej ).
2) Główna bohaterka też intrygująca. Niewiele o niej wiemy, o jej przeszłości i rodzinie. Mam nadzieję, że z czasem napłyną informacje na jej temat.Nie mogę doczekać się jej " zemsty " ale pomysłowa dziewczyna. Zamiast po prostu podejść pod zajęciach i zażądać wyjaśnień ta czeka niczym uśpiona kobra na najlepszy moment by wbić swe kły tam gdzie najbardziej zaboli.
Na dzień dzisiejszy to by było tyle. Wiem, że może bez ładu i składu, ale im bardziej akcja się rozwinie tym będzie lepiej. Bo na razie mam wrażenie, że nadal jesteśmy we wprowadzeniu.. coś się rodzi ale jeszcze nie ma kształtów. :D
Zaciekawiło mnie to ;) Styl pisania jest ciekawy i nie mogę się doczekać rozwoju relacji między naszym ciapowatym profesorem Michaelisem a Katarzyną. :3 Kto wie.. może coś z tego wyrośnie ;)
Hahaha, bo to bardzo specyficzny twór jest :P. A żeby nie zepsuć i nie zaspoilerować, napiszę tylko, żebyś poczekała do następnego rozdziału, to się trochę zdziwisz xDDDD.
UsuńTak , to tylko mi nie działa komputer i jednak nowy rozdzialik dziwaka jest :D . ( I nadal cierpię z powodu tak krótkiej przemowy :( )
OdpowiedzUsuńDobrze , że się obudził . A ja myślałam , że Katarzyna mu już wszystkie fajki wypaliła . No ale jednak z kąść wytrzasnął kolejną paczkę . I wreszcie się na nią odrobinę otworzył ! Chociaż bardziej to wyglądało na " Opowiem ci , ale nie dlatego , że chcę byś to usłyszała , ale dlatego , że muszę się odstresować " ( jakby te fajki mu nie wystarczyły xd ) I to własnie kocham <3
Poza tym nie wiedziałam , że młody , zdolny i ambitny profesor japonistyki ćpa . Stwierdzam , iż Michał go sprowadza na złą drogę , ale zapowiada się ciekawie :P Ach , ten Michał ... anioł z czarną dupą xd Uwielbiam go <3 Ale trochę przesadza z tym zaglądaniem do czyjejś kieszeni . Żeby tak wykorzystywać spadek Sebastiana ... Nieładnie .
Było super . Życzę weny , dalszych pomysłów na dziwaka i przepraszam za błędy w komciu
- Lady Fox -
Haha, dzięki. Już się bałam, że coś jest nie tak z opkiem xD.
UsuńNo Sebuś się otworzył i zaraz zamknął, bo taka sierotka z niego. Lubię mu to robić. Kiedyś za to nieźle oberwę xD.
A ćpanie... Wiesz, marihuana to w sumie jest naekotyk, a jeśli mówimy o lekach, to czasem po prostu trzeba. Jest trochę zbyt późno na sensowną odpowiedź, przeliczyłam się. Ale dobrze, że Ci się podobało. Następny będzie... Dziwny. Wspomnisz moje słowa i może nawet nie zapomnę go opublikować na czas, to będzie przedmowa xD.
Czekam z niecierpliwością :P Już widzę Sebcia naćpanego , który wchodzi bez pardonu do mieszkania Katarzyny i zaczyna jej opowiadać o tym jak w 1 kwietnia obkleił kolorowymi karteczkami samochód swojego brata xd
Usuń