Dawno temu w piekle

Uwaga!
Rozdział był LEDWIE BETOWANY, bo mi zwyczajnie życia i oczu nie starczyło, żeby zrobić to porządnie. Za wszelkie błędy przepraszam. Wytykajcie mi je. Jak tylko będę miała chwilę, to je poprawię, a coś czuję, że tutaj będzie ich sporo (zaczęłam to pisać w piątek koło 16 i  przerwami do 19 miałam sześć stron, to niestety mnie zmęczyło, no bo jeszcze nauka TT_TT). Ale zależało mi na tym, żeby zdążyć na dziś. Bo świętuję 100 000 wyświetleń. 
W każdym razie, mam nadzieję, że i tak będzie Wam się podobało.

Miłego :*

======================


                — Słyszeliście już?
                — Co?
                — Podobno książę wrócił z kolejnej wyprawy!
                — Ach tak? Gdzie tym razem go poniosło?
                — Nie mam pojęcia, ale mamy się z nim spotkać wieczorem na skraju lasu arbon.
                — Tam gdzie zwykle?
                — Król musi być wściekły! Przecież Kruk miał przeprowadzić te zawody sprzed kilku dni!
                — Tak, w tym samym miejscu. Weźcie jakąś krew i przekąski!
                — Tylko nie mówicie nikomu! To tajemnica!
                — Dobra!
                Pośród korytarzy piekielnego zamku dało się słyszeć ciekawskie szepty młodego pokolenia demonów. Wszyscy ekscytowali się powrotem jednego z nich. Kruk, znany później jako Sebastian, zawsze przywoził z podróży niesamowite historie o przedziwnych istotach mieszkających na skraju piekieł, niezwykłe prezenty, owoce, rośliny, czasem również zwierzęta. Krążyły plotki, że parę razy był nawet w ludzkim świecie, ale sam Kruk nigdy tego nie potwierdził w obawie przed złością Ojca.
                Od kiedy tylko przekroczył granicę dziecięcego wieku i dopuścił do głosu swoje własne myśli, stał się znany w środowisku jako ten, który zawsze przeciwstawiał się Ojcu. W przeciwieństwie do swojego młodszego brata – Setha – który zawsze słuchał rozkazów i nigdy nie występował przeciwko rodzinie. Złotooki demon był jeszcze zbyt młody, by zrozumieć umiłowanego syna Beliala, jednak wyczuwał, że ten zawsze był dla Ojca ważniejszy od niego.
Wiele szanowanych osobistości demonicznego społeczeństwa zastanawiało się wielokrotnie, dlaczego król tak uparcie pokładał nadzieje w młodym, krnąbrnym księciu, który nigdy nie robił tego, co mu kazano – przynajmniej nie bez wcześniejszych problemów i wielokrotnego upominania. Belial jednak uparł się jak osioł i bez względu na to, czego nie zrobiłby Kruk, po wymierzeniu kary znów przywracał mu wszelkie przywileje.
                Jednak gdyby Ojciec dowiedział się, że jego syn przekroczył granice piekła, nie mówiąc nikomu dokąd się wybiera, mógłby zamknąć go na kolejne stulecie w lochu – tak samo, jak zrobił  trzysta lat temu, gdy jego Kruk postanowił zrujnować jedne z najważniejszych, piekielnych igrzysk, przeciwstawiając się polityce terroru Beliala. Wtedy wszyscy zgodnie uznali, że przesadził i chętnie odcięli go od świata, licząc na to, że sto lat odsiadki go uspokoi. Nic jednak bardziej mylnego: kiedy tylko książę wydostał się z zamknięcia, pierwszym, co zrobił, była ucieczka do położonej na wschodnim krańcu krainy Biblioteki Demonów, której zapomnienia król pragnął od pierwszego dnia jej wybudowania. Był bowiem przeciwny kształceniu społeczeństwa, to mogłoby doprowadzić do buntów, a jeden książę lekkoduch i aktywista zdecydowanie mu wystarczał.
                Dlatego też, biorąc pod uwagę reputację Kruka, jego powrót na zamek nie mógł przejść bez echa. Lewiatan, Azazel, Loki i kilku innych młodych demonów, które chodziły ślad w ślad za liczącą się na salonach trójką wysoko postawionych dziedziców, odkąd tylko wzeszło czerwone słońce, krzątali się pomiędzy komnatami, przygotowując wszystko na wieczorny seans opowieści podróżnika. Podawali wiadomość o szczegółach spotkania dalej, zaznaczając, by nie przekazywać ich dojrzałym demonom, a także Enepsignos – jednej z biednych adeptek piekielnego wojska, która, spodobawszy się królowi, zyskała względy na zamku. Przydzielono jej niewielką komnatę w części zamku przeznaczonej dla służby i czterdziestki innych rokujących, młodych żołnierzy, a także pozwolono jej swobodnie poruszać się po terenie królestwa, umarzając rodzinny dług, który wlókł się za nią od samego urodzenia.
                Z powodu niskiego pochodzenia Enepsi nie była szanowana na zamku. Nie można było nawet mówić, by była ignorowana. Najlepszym określeniem, które chociaż w części byłoby w stanie oddać stosunek rówieśników wobec Eni, była nienawiść. Szykanowali ją na każdym kroku, kpiąc, obrzucając ją odchodami piekielnych psów, a kiedy popełniała jakiś błąd, grożono, że porwą ją i wrzucą do lasu arbon, które pożrą ją tak szybko, że nikt nawet nie zdąży zareagować, a po jej istnieniu nie zostanie ni pamięć, ni nawet kości.
                Głównym oprawcą biedaczki był Azazel – czerwonowłosy demon, którego wiekowy ojciec – Lucyfer – od niepamiętnych czasów był jednym z najbliższych doradców Ojca. Dzięki temu cała jego rodzina była niezwykle szanowana w królestwie i w samym zamku, a młody syn już za dwieście lat miał dołączyć do rady, stopniowo przejmując miejsce swego rodziciela. Nikt więc nie śmiał wytykać mu błędów w postępowaniu, jako że nie zwykł łamać prawa Beliala, a jedynie resztki moralnych ideałów, których królowi nie udało się wyplenić z serc starszych poddanych. Nie wszyscy pochwalali jego szykanowanie błękitnej demonicy, ale nie miała ona nikogo wysoko postawionego za plecami, w konsekwencji czego nikt nie stawał w jej obronie i zwyczajnie przymykano oko na wszelkie niewłaściwie zachowania Azazela wobec niej.
                Loki – młody dowódca jednego z głównych legionów piekła, który na swą pozycję zasłużył zaledwie trzysta lat wcześniej, podczas jednej z bitew w wojnie przeciwko aniołom – gdzie ryzykując życie osłonił swym ciałem Beliala przed atakiem Rafaela – nie pochwalał zachowania przyjaciela i czasem nawet próbował go powstrzymywać, ale jego słowa, czy też nawet czyny, nigdy nie spotkały się z odzewem, jakiego mógłby oczekiwać wojskowy. Czerwonowłosy demon był zbyt zadufany w sobie i za bardzo nienawidził biedaczki, by tak po prostu porzucić przednią zabawę w imię prośby znajomego.
                Sam zaś bladoskóry młodzieniec, którego złociste, proste włosy sięgały niemal do pasa, żywił wobec Enepsi innee, bo pozytywne uczucia. Nie miał wprawdzie wielu okazji, by z nią porozmawiać, za to zdecydowanie niejednokrotnie miał szansę widzieć ją w akcji i nie miał wątpliwości, że decyzja króla o włączeniu kobiety do armii i nadaniu jej przywilejów była właściwa. Nie mógł sobie wyobrazić lepszej, bardziej zaciętej i oddanej wojowniczki. Czuł, że łączy ich szczególna więź, jednak ze względu na Azazela nigdy nie zdobył się na odwagę, by chociażby zasugerować kobiecie, że czuje do niej zgoła odmienne od obrzydzenia i nienawiści, szczątkowe uczucie.
                Mimo całej uskutecznianej przez zwolenników Azazela konspiracji, Enepsignos i tak dowiedziała się o spotkaniu. Zawsze, kiedy chciała się czegoś dowiedzieć, zakładała na siebie ciemną pelerynę i snuła się w okalającej korytarze mgle, wewnątrz której z reguły krążyli jedynie najmniej wartościowi służący, najczęściej należący do niższych, których król nie chciał oglądać na oczy. Właściwie ciemność ta spowijała wszystkie wnętrza, tworząc niezwykłą, niepojętą dla ludzi atmosferę braku intymności, a nawet prywatności, na którą nikt w piekle nie narzekał. Pozbawione skłębionej ciemności były jedynie prywatne komnaty szlachetnie urodzonych, poza tym wszędzie można było dostać się za ich pośrednictwem, chociaż mało kto uprzywilejowany z tego korzystał. Większość, jeśli nie wszyscy, uważali, że to dyshonor, a tak ciemna mgła jest domeną tych, którzy są zbyt paskudni i parszywi, by kroczyć pomiędzy wyższymi. Jednak Enepsignos nigdy nie obchodziły takie drobiazgi. Miała swój rozum, swoje przekonania i żadna dyskryminująca idea nie była w stanie pozbawić jej mniemania o samej sobie. Znała wartość demona, potrafiła bezbłędnie określi, ile który był naprawdę wart, zarówno według oficjalnej wersji, jak i tej, którą każdy starał się zachowywać dla siebie.
Wiedziała wobec tego, ile sama znaczyła w tym miejscu. Jedna z nisko urodzonych, choć w jej krwi musiała być pewna czysta domieszka, bo miała niebywałe szczęście, rodząc się istotą tak piękną. Podejrzewała, że jej dalecy krewni należeli do lodowego rodu, ale że ten, według oficjalnych doniesień, wyginął dwie rzeczywistości temu, nie miała możliwości się o tym przekonać. Nie było więc dla niej problemem poruszanie się w ciemności odpowiedniej jedynie niskim warstwom społecznym. W przeciwieństwie do szerokiego grona szlachetnie urodzonych nie uważała, że samo wkroczenie tam splami jej dobre imię na tysiąclecia (bynajmniej dlatego, że nie posiadała dobrego imienia).
                Tak też było tym razem. Podczas gdy nieroztropna banda młodych, podekscytowanych demonów rozprawiała o przybyciu Kruka, ona czaiła się za rogiem we mgle, w duchu skacząc z radości na samą myśl o tym, że jej ukochany wreszcie wrócił do zamku.
                Enepsignos kochała księcia od niepamiętnych czasów. Nim jeszcze dostała się na zamek, słyszała różne opowieści na jego temat, a kilka razy zdarzyło jej się nawet widzieć go poza terenem zamku, najczęściej otoczonego służbą, która miała chronić, by żaden z niższych swym dotykiem nie zbrukał jego czystego, idealnego oblicza. Był to kolejny, idiotyczny przesąd, ale w odniesieniu do tego konkretnego, młodego mężczyzny, Eni musiała przyznać, że był jak najbardziej odpowiedni. Wysoki demon stosunkowo delikatnej budowy, który idąc sprężystym krokiem pośród wojskowymi, bardziej przypominał niewiastę. Było w nim coś kobiecego, ta odrobina delikatności i dobra, które Enepsignos dostrzegła od razu, nie musząc się nawet starać. Kruk sunął z gracją ulicami miasta, uśmiechając się do wszystkich wokół, a kiedy ktoś wymawiał jego imię, zerkał mu prosto w oczy i machał do niego radośnie. Jego serdeczny wyraz twarzy napawał serce błękitnej demonicy nieopisaną błogością.
                Później, gdy trafiła na zamek i poznała Azazela i jego bandę ślepo podążających za każdym jego rozkazem zbirów, dziwiła się, że obiekt jej westchnień nie stał się celem kpin czerwonowłosego, jednak kiedy ujrzała ich razem – zrozumiała. Nie umiała wprawdzie określić dokładnie, co było przyczyną, ale Kruk potrafił w niebywale prosty sposób olśnić sobą wszystkich, których napotykał. Sądziła nawet, że tak, jak Azazel mamił demony, korzystając ze swych zdolności mistrza marionetek, tak i książę posiadał zdolność, która upajała jego majestatem wszystkich, w pobliżu których się znajdował. Przez jakiś czas śledziła go, by w końcu dowiedzieć się, że istniały demony odporne na jego urok, a on sam nie był żadnym czarem, a jedynie wrodzonym dobrem bruneta i jego niesamowitą osobowością.
                W swoim życiu Enepsignos tłumiła w sobie mnóstwo różnych uczuć wobec Kruka. Jako że ten trzymał się z Azazelem, pierwotna euforia przeradzała się w złość, potem nastąpił okres podejrzeń, kolejne uderzenie wielkiego uczucia, a następnie wściekłość, która odzywała się w niej zawsze, gdy ukochany opuszczał zamek, udając się w kolejną podróż. Nie rozumiała, dlaczego to robił. Przecież wszystko, o czym tylko mógł zapragnąć, było na zamku. W krótkim czasie stał się jedynym przychylnym jej, młodym demonem na dworze, chwilami nawet jej obrońcą. Za jego sprawą czerwonowłosy demon nie dokuczał Eni każdego dnia, jedynie sporadycznie, kiedy wiedział, że książę nie będzie miał czasu, by sprawdzić, jak się sprawował. Leczy gdy tylko przyszły władca opuszczał zamek, jego młodszy brat biegł do syna Lucyfera i dawał mu znać, uwielbiając znęcać się nad błękitną demonicą wraz z resztą młodego pokolenia.
                Nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego dwaj bracia z jednej matki mogli być tak zupełnie różni. Pomijając już nawet kwestie ich wyglądu – jeden wysoki, blady, ciemnowłosy, piękny i roztaczający wokół siebie przyjazną aurę, i drugi – niski, ciemnoskóry, o oczach koloru płynnego złota, niemniej piękny, lecz emanowało od niego zło i zazdrość. Enepsignos nie rozumiała zazdrości. Nigdy nie posiadała niczego wartościowego i od dziecka przywykła, że tak było, nie czuła potrzeby odbierania innym tego, co mieli, wolała własnymi siłami osiągnąć coś porównywalnego, może nawet lepszego, udowadniając sobie, jak i innym, że byłą wartościowa. Zwykła zawiść wydawała jej się zwyczajnie dziecinna, prymitywna i bezzasadna. Nie prowadziła do samorozwoju, nie prowadziła zupełnie do niczego poza szczękaniem zębami i rzucaniem oszczerstw pod adresem obiektu zazdrości.
                Wściekła na Kruka, że tak często ją opuszczał, pozostawiając całkowicie bez opieki, niejako przyzwalając na to, co z nią robili, Enepsignos pielęgnowała w sobie negatywne emocje, lecz nie przetrwały one zbyt długo. Ilekroć książę wracał i znów brał ją pod swe opiekuńcze skrzydła, złość ustępowała miejsca poczuciu niezwykłości. Przy nim zawsze czuła się wyjątkowo i chociaż demon nigdy nie traktował jej lepiej od pozostałych, z czego doskonale zdawała sobie sprawę, była szczęśliwa, ilekroć poświęcał jej chociaż odrobinę swej uwagi. A kiedy na jednym z bali poprosił ją do tańca na oczach wszystkich liczących się w społeczeństwie istot, osiągnęła niemal pełnie szczęścia. Niemal, bo jej największym pragnieniem było zostanie jego żoną.
                Dowiedziawszy się o wieczornym spotkaniu na skraju lasu, Enepsignos pognała do swojej komnaty, by wyciągnąć z dnia szafy jedyną elegancką suknię, jaką posiadała. To właśnie ją miała na sobie tego pamiętnego wieczora, i chociaż nie przepadała za takimi ubraniami, zakładała ją od tamtego dnia zawsze, gdy szła na spotkanie z Krukiem. Teraz zamierzała zrobić to samo. Zrzuciła z siebie niedopasowane, wojskowe odzienie i okryła ciało półprześwitującym, mieniącym się w świetle, niczym rzeczne ryby w wartkim strumieniu dotykane promieniami słońca, materiałem, który idealnie podkreślał jej smukłe ciało o niezwykle kobiecych kształtach. Gdyby nie Azazel i opinia, która z jego powodu krążyła na temat demonicy, zapewne co drugi wyższy pragnąłby ją zdobyć. Jednak Enepsignos nie w głowie były takie próżne miłostki, ona pragnęła jedynie Kruka.
                Resztę dnia spędziła przy lustrze, dopracowując odpowiednio wyrazisty, lecz nie przesadny, makijaż, przypominając sobie, jak odpowiednio poruszać się w butach na niebotycznie wysokim obcasie i ćwicząc przed lustrem miny, by przypadkiem nie dać po sobie poznać, jaką przykrość sprawiały jej oszczerstwa innych. Czas upłynął jej niewiarygodnie szybko, a na miejscu koniecznie chciała być jako jedna z pierwszych, by nie skupiać na sobie wszystkich nienawistnych spojrzeń na raz, wolała znosić je pojedynczo.
                Kiedy dotarła na skraj lasu arbon, pośród obalonych konarów, w centrum których urządzono ognisko, siedziała już garstka młódek, które zacisnęły się wąskim wianuszkiem obok obiektu westchnień niemal każdej demonicy na zamku. Enepsignos odchrząknęła pod nosem, poprawiła biust w sukience, by odpowiednio się prezentował i podeszła do niewielkiego grona, witając się niezobowiązująco. Kobiety nie raczyły jej odpowiedzieć, wzdychały tylko pod nosem, przewracały oczami i z powrotem przenosiły wzrok na Kruka. On jednak podniósł się z konara i minął adoratorki, by przywitać się z Enepsi.
                — Witaj Eni, dawno się nie widzieliśmy. Azi dalej daje ci się we znaki? — zapytał, uprzejmie całując jej dłoń.
                — Jak zwykle. Wiesz, że nie będę narzekać.
                — Hahaha, racja. Jesteś na to zbyt dumna. Usiądź z nami, za chwilę zaczynamy.
                Kobieta chętnie skorzystała z propozycji księcia i poprowadzona przez niego za rękę, usiadła tuż obok, na tym samym konarze, za nic mając sobie kolejne szepty za plecami pełne szorstkich słów. To było dla niej tak naturalne, że w większości już nawet ich nie słyszała, przyzwyczaiła się do tego, że kpiny i szykanowania były żałosną ścieżką dźwiękową jej życia.
                Nim ognisko zdążyło zapłonąć na dobre, kilka z wiekowych drzew obudziło się, by również posłuchać opowieści o przygodach młodego księcia. Nikt jednak nie spodziewał się, że przybywszy na miejsce spotkania Azazel, całkowicie zepsuje nastrój. Wpadł w otoczeniu swych wiernych towarzyszy pałający furią, za plecami ciągnąc ze sobą kilku niższych, którzy mieli nieszczęście stać się ofiarami jego czaru.
                — Azi! Wreszcie jesteś, Loki, Lewiatan. Czekaliśmy na was. Możemy zaczynać? — przywitał ich książę, wstając i po raz kolejny przeciskając się przez zebranych, by odpowiednio powitać nowoprzybyłych.
                Azazel jednak machnął ręką i cisnął żywymi kukłami w rękę Kruka.
                — Zamknij teraz mordę! Co tu robi ta pierdolona wywłoka? — zagrzmiał, wściekle rzucając kolejnym niższym w Enepsignos, która w ostatnich chwili uchyliła się przed ciosem.
                — Azi…
                — Nie Aziuj mi to! Księżulek się znalazł! Które z was powiedziało jej o spotkaniu, hę?! No które?! Zmiażdżę, rozpierdolę! Gadać!!! — wrzeszczał demon, szamocząc się i uderzając kukłami we wszystkich po kolei.
                Kruk spojrzał na Lokiego, który wzruszył tylko bezradnie ramionami, doskonale wiedząc, że wściekłego Azazela nie było sensu powstrzymywać. Poza tym nie wiedział, czy dałby radę, a dowódca wolał pozostawać neutralny. Zbyt wiele pracy włożył w zdobycie swej pozycji, by teraz dać się zdegradować, nawet jeśli chodziło o dobre imię Enepsignos, u której i tak nie miał szans. Nie widział więc sensu ryzykowania. Lewiatana za to zupełnie nie obchodziło to, co się działo. Przysiadł na konarze i wyjąwszy z ciemnej, skórzanej torby kawał ludzkiego mięsa, nabił go na kij i zaczął opiekać w ogniu. W każdej chwili mógł zwyczajnie ogłuszyć czerwonowłosego ogonem zakończonym kulą z kolcami, jeśli więc ten miał zamiar przerwać mu przygotowania do posiłku, nie zwlekałby, ale póki sam był zadowolony, nie czuł potrzeby ingerowania w to, co się działo.
                Enepsignos miała dość patrzenia, jak wściekły demon zieje wściekłością i wyżywa się na wszystkich wokół, czym jedynie wzbudzał coraz większą niechęć wobec niej jako przyczyny jego zachowania. Wstała i powoli zaczęła usuwać się w cień, jednak książę zatrzymał demonicę, chwytając ją za rękę.
                — Nie chcę psuć wam wieczoru. Po prostu pójdę i wszystko wróci do normy — wyjaśniła, patrząc w czerwone tęczówki ukochanego.
                — Zostań — odparł krótkim mruknięciem i wskazał dłonią konar. Kiedy, ku zdziwieniu wszystkich, Eni wróciła na miejsce, Kruk przedarł się przez szalejące wokół żywe kukły i stanął tuż naprzeciwko Azazela.
                — Ty się wynoś — powiedział krótko, mierząc demona srogim wzrokiem.
                — No chyba cię popierdoliło?! Wolisz tę brudną szmatę ode mnie?! Mój ojciec jest doradcą! Bez niego twój stary już dawno przepierdoliłby cały nasz świat z tymi zasranymi gołębiami!
                — I oby tak się stało. A teraz wynoś się, póki jeszcze grzecznie proszę — powtórzył spokojnie książę. Przez ramię demona zerknął na Lokiego, któremu niemo kazał uspokoić czerwonowłosego. Blondyn niechętnie skinął głową i odciągnął przyjaciela na bok, próbując mu wytłumaczyć, że jego zachowanie nie doprowadzi do niczego dobrego, jednak ten nie chciał słuchać. Kruk miał już się na niego rzucić, ale uprzedziła go ciężka, czarna kula, która momentalnie zwaliła Azazela z nóg, sprawiając, że na skraju lasu zapanowała cisza.
                Zdziwieni zebrani przenieśli spojrzenie na Lewiatana, który właśnie zdejmował mięso z kija i zabierał się za jedzenie.
                — Strasznie darł mordę, w takich warunkach nabawię się niestrawności. Książę, opowiedz nam swoją historię — burknął niewyraźnie postawny, młody demon, przegryzając w międzyczasie kawałek ludzkiej piersi.
                — Doskonały pomysł! — krzyknął Kruk, momentalnie się rozpromieniając. Wrócił na swoje miejsce, tuż obok Enepsignos, i przytuliwszy ją po przyjacielsku, zaczął opowiadać zebranym o swojej wyprawie w lodowe krainy.
                Mówił o Bibliotece Demonów i o tym, co znajdowało się za nią, choć wszystkie młode demony zawsze sądziły, że poza granicami wyklętego budynku nie ma już zupełnie nic. Okazało się jednak, że żyją tam niesamowite zwierzęta, rośną przepiękne kwiaty, a jeden z najcudowniejszych z nich trzymany jest głęboko pod ziemią przez jedno z prymitywnych plemion demonów, które w procesie ewolucji poszły w inną stronę niż oni.
                Jego wciągająca opowieść olśniewała wszystkich, na czele z błękitną demonicą, która myśląc o rodzinie, lubiła umiejscawiać ją właśnie w tych okolicach. Chociaż opowieść była piękna, pamiątki wspaniałe a głos Kruka niezwykle melodyjny i ciepły, nic nie cieszyło jej tak, jak to, że na oczach wszystkich została przez niego wsparta. Okazał jej tyle dobra i nie dbając o swoją reputację, sprzeciwił się synowi jednego z głównych doradców. Właśnie tego dnia upewniła się, że zrobi dla niego wszystko. Jeszcze mocniej zapragnęła zostać jego żoną, a jeśli nawet nie uda jej się tego osiągnąć, to obiecała sobie, że spełni każdą jego prośbę i dołoży wszelkich starań, by był szczęśliwy. Tamtego wieczoru Enepsignos oddała Krukowi serce. 


5 komentarzy:

  1. Awwwww *.*
    To było to czego pragnęłam :D
    Lewiatan wymiata z tym pieczonym kawałkiem ludzkiego mięsa :D
    Świetnie pokazałaś te piekielne realia, postacie a do tego trochę humoru.
    Super One Shot <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*. Szkoda tylko, że właściwie nikt go nie wyświetlił xD. Musze mu jutro zrobić osobną reklamę, bo pisałam to wczoraj na wariata i będę smutna, jeśli przejdzie bez echa xD.

      Usuń
  2. Niesamowite ... czekam na coś jeszcze tak dobrego , możeee.. z odrobiną namiętności ? :D:D Chwalę i czekam ! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. "ni nawet"? A co to za stworek xddddd
    Bieeeedna Eni T_T
    "innee, bo pozytywne uczucia"
    "Leczy gdy tylko


    "
    że byłą wartościowa"
    "wyciągnąć z dnia szafy" a gdzie szafa miała noc? Xd
    "siedziała już garstka młódek" nie jestem pewna, czy to nie odnosi się tylko do kobiet.
    "Nie Aziuj mi to" chyba tu.
    Hahaha, wszystkie porządne imiona kończą się na i xd wraz ze swoim wkraczam w zaszczytny szereg między rozpierdalacza imprez Azi a zakochaną Eni. I ja, ***i. T aj, zadbałam ładnie o cenzurę xd
    W ogóle lubię ludzi pokroju Lewiatana. Cichy, niby on tu je na ognisku ( pierś xd ), a potem ucisza największego zabijakę.
    No i kwiatuszeeeeeeeeek, ten mój, błękitny stamtąd pochodzi xdddddd
    Chociaż teraz dziwi mnie to, ze w Piekle tak cichutko jest i nikt nie wytyka Eni niechlubnego pochodzenia.
    Albo mi się przyśniło, albo kiedyś pisałaś, że Sebastian zrobił Eni afont na którymś z bali, a tutaj taki opiekuńczy, no Matka Teresa xd A Seth to wredny chujek xddfdd kapuś i donosiciel. Nie lubię takich.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ni" to wrchaizm od ani, użyty specjalnie. Młodzi też są okay, reszta to poprawy, dzięki :*.
    Tak, tak, Sebuś jak najbardziej miał na tej płaszczyźnie wzloty i upadki, ale akudat w czasie, w którym działo się to ognisko miał wzlot :P. Eni wypominali, było to wspomniane miejscami, ale teraz, z racji jej pozycji, raczej się o tym milczy. Tak jest zwyczajnie bezpieczniej, chociaż kto wie, co strzeli do głowy takiemu czy innemu demonowi, gdy przyjdzie co do czego. Bo chyba nie muszę mówić, bo to raczej oczywiste, że ten oneshot jest 100% kanonicxny w odniesieniu do opka i stanowi jego uzupełnienie xD. No a Lewiatan zdobył u mnie mega propsy za tę akcję :P. Zresztą kto nie miałby dość Aziego, no... xD.

    OdpowiedzUsuń

.