Nie mogłem
patrzeć, jak płacze. To było okropne. Tak bardzo przypominała mnie sprzed kilku
lat. Cokolwiek ją spotkało, musiało być straszne. Nie wiedziałem, jak ją
pocieszyć, bo nie miałem pojęcia, o co chodziło. Mogłem jedynie stwierdzić, że
to nie wydarzyło się niedawno. Tłamsiła w sobie coś, co wreszcie znalazło
ujście. Odprawiała jakiś rytuał. Mimo emocji, nie była chaotyczna. Każde jej
zachowanie było przemyślane, odtwarzała je z pamięci tak samo, jak ja sposób na
walkę z atakiem paniki.
Zrobiłem coś
głupiego. Kiedy ze zdartego gardła wypłynął kolejny jęk, trącony impulsem
przysunąłem się do dziewczyny i przytuliłem ją do swojej piersi. Położyłem dłoń
na jej głowie i zamarłem. Nie wiedziałem, co dalej.
Powinienem był
odskoczyć, przeprosić i wyjść. Sytuacja robiła się nazbyt niebezpieczna, ale
nie potrafiłem nawet drgnąć. Coś mnie zablokowało, nie pozwalało się wycofać.
Kiedy Kate mnie objęła, wiedziałem, że moje desperackie zachowanie jej pomogło.
I byłem pewien, że to na pewno skończy się dla mnie tragicznie.
— Płacz. Nie
musisz nic mówić. Płacz, aż będzie ci lepiej — powiedziałem, dokładnie cytując
wuja, kiedy pierwszy raz przybiegłem do niego po tym, jak ojciec pobił mnie
tak, że ledwo uszedłem z życiem.
Zastosowała się
do mojej rady. Nie mówiła nic. Nawet na mnie nie spojrzała. Wtuliła się tylko
mocniej i płakała, dopóki nie zabrakło jej łez. Dopiero po kwadransie odsunęła
się ode mnie zawstydzona. Czerwone oczy, zarumienione policzki i spuchnięte
wargi rysowały na jej twarzy obraz prawdziwego cierpienia. Gdybym mógł,
odebrałbym jej to. Nie potrafiłem patrzeć, jak cierpi.
To nie tak, że
była dla mnie kimś ważnym. Byłem strasznie wrażliwy na cierpienie innych, nie
potrafiłem nawet oglądać idiotycznych filmów dokumentalnych, bo od razu czułem
się niespokojnie. Chociaż nie znosiłem większości świata i rzadko byłem skory
do pomocy obcym, w głębi serca zawsze chciałem, by ludzie nie musieli cierpieć.
Zbyt dobrze to znałem. Wiedziałem, jak bardzo niszczy to człowieka. Nikt nie
zasługiwał na to, żeby się tak czuć.
— Przepraszam.
Za dziś i za wczoraj — bąknęła w końcu, nalewając do pustego kieliszka kolejną
porcję wina.
— Zamierzasz to
wypić?
— Muszę.
— Ale to
chemiczne paskudztwo. Pójdę do sklepu, kupię ci coś lepszego — zaproponowałem,
odsuwając od niej butelkę.
Chwyciła za
szyjkę i nerwowo przyciągnęła ją do siebie. W jej oczach zobaczyłem czystą
furię. Z jakiegoś powodu koniecznie chciała truć się tym gównem. Z trudem
powstrzymywałem się, żeby nie zapytać, dlaczego była tak uparta.
— To
przypomnienie — westchnęła smutno, a potem spojrzała mi w oczy i opowiedziała,
co ją spotkało.
Nie
spodziewałem się tego. Gdybym wiedział, w ogóle bym nie pytał. Nie miałem
pojęcia, jak zareagować, dlatego milczałem, słuchając, jak nieskładnie opowiada
o tym bestialstwie, które ją spotkało. Czułem, że mówiła to po raz pierwszy.
Niepewnie wymawiała kolejne słowa, a kiedy nazwała zbrodnię po imieniu, ledwo
zdołałem usłyszeć. Tak, jakby przez lata wciąż nie była pewna, co zaszło.
— To nie twoja
wina, rozumiesz? — zapytałem, kiedy jej głos ponownie zdławił płacz.
Chwyciłem ją za
rękę i zmusiłem, by na mnie spojrzała. W tamtej chwili porzuciłem idiotyczne
obawy o konsekwencje. Ale to było ważniejsze. Ktoś w końcu musiał jej
uświadomić, że nie była niczemu winna, inaczej nigdy się nie otrząśnie.
— Nie zrobiłaś
nic złego. Nigdy nie myśl inaczej — dodałem, a kiedy otworzyła usta, by coś
powiedzieć, przyłożyłem do nich palec. — Po prostu przyjmij to do wiadomości. I
nie pij tego gówna.
Odsunąłem od
niej butelkę i uśmiechnąłem się. Z kieszeni spodni wyciągnąłem skręta.
Upewniłem się, że wie, co to jest i odpaliłem go. Pociągnąłem pierwszego bucha.
Kate niepewnie przejęła żarzące się zioła i zaciągnęła się nimi, po czym
momentalnie zaczęła się krztusić. Jeśli paliła, to musiało minąć naprawdę sporo
czasu od ostatniego razu.
— I tak jesteś
dziwakiem — podsumowała po chwili.
Nie zamierzałem
zaprzeczać. Ani się obrażać. Na jej twarzy zagościła ulga i tylko to miało
chwilowo znaczenie. Kwestie moralne i prawne odłożyłem na później. Byłem
pewien, że znów nie będę mógł spać, ale jej spokojny wyraz twarzy wynagradzał
mi to z nawiązką. Zrobiłem coś dobrego.
Być może właśnie ją uratowałem. Jeśli wylecę za to z pracy, przynajmniej będę
wiedział, że było warto.
~*~
Czułam się
taka… Bezbronna. Pierwszy raz komuś o tym opowiadałam. W ogóle pierwszy
ułożyłam to w chronologiczną całość, chociaż co chwilę się mieszałam i nie
byłam pewna, czy to, co pamiętam, w ogóle miało miejsce. Odnosiłam wrażenie, że
kłamię. A jeśli to wcale nie było tak i się myliłam? Jeśli właśnie oczerniałam
niewinnego człowieka? To było cholernie trudne.
Ale dziwak cały
czas powtarzał, że to nie moja wina. Nie wiedziałam, skąd miał tę pewność, ale
z jakiegoś powodu jego słowa mi pomagały. A może to ten skręt? Ciężko było
stwierdzić, ale poczułam się lepiej.
Nie dopiłam już
wina. Pierwszy raz od samego powstania tego rytuału, zostawiłam pół butelki,
które Michaelis wylał do zlewu. Zaproponował, że wróci do siebie, przebierze
się w coś wygodniejszego, weźmie jakiś film, a potem wróci do mnie z butelką
porządnego wina. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Właściwie brzmiało jak
randka. Ale nawet gdyby nią była, to ja nie chciałam się do nikogo zbliżać,
miałam zbyt duży mętlik w głowie.
Jednak nie mógł
mieć niczego złego na myśli, przecież z jego paranoją nie odważyłby się do mnie
zalecać. A po tym, co usłyszał, pewnie myślał, że jestem obrzydliwa. Może po
prostu szukał pretekstu, żeby wyjść, bo nie mógł znieść mojego towarzystwa?
Sama czułam się brudna.
Sporo o tym
czytałam i zdawałam sobie sprawę, że to, co o sobie myślałam, było zupełnie
normalne i nieprawdziwe, ale niełatwo wmówić sobie prawdę, kiedy kłamstwo tak
głęboko zakorzeniło się już w głowie.
Dziwak wyszedł,
a ja posprzątałam to, co mogłam, a potem usiadłam na łóżku i przeglądałam
strony internetowe w telefonie, chociaż tak naprawdę wpatrywałam się tylko w
drzwi i czekałam na wiadomość, że nie wróci, bo coś mu wypadło. Po dwudziestu
minutach oczekiwania uznałam, że nawet smsa nie dostanę. Położyłam się i
próbowałam się nie rozkleić, ale po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Po co był dla mnie miły, skoro teraz robi
coś takiego? W odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie usłyszałam wibracje
telefonu.
„Wybacz, mam
małe problemy logistyczne. Miałem. W sklepie jest kolejka, daj mi jeszcze
kwadrans.”
Po pierwszych
pięciu słowach poczułam się tak, jakbym umierała, ale kiedy doczytałam do
końca, nieprzyjemne uczucie wyparła euforia. Zaakceptował mnie taką, jaka
byłam. Brudną, zepsutą i wredną. Pomógł mi i nie chciał zapomnieć, że w ogóle
istniałam. Nie pamiętam, kiedy chciałam od jakiegokolwiek faceta czegoś więcej
niż to.
Postanowiłam
więc nie tracić już wiary i cierpliwie poczekać. A jak on zdołał zejść i jak
zamierzał wejść po schodach, nie wiedziałam i samolubnie nie chciałam się nad
tym zastanawiać. Gdybym znów zobaczyła go w takim tragicznym stanie, pewnie
poczucie winy by mnie zabiło.
~*~
Idąc do domu,
zastanawiałem się, czy nie powinienem w nim zostać. Robiłem coś tak
niesamowicie głupiego, że ledwie byłem w stanie w to uwierzyć. Na dodatek tego
chciałem. Nawet kiedy rozsądek mówił coś zupełnie innego.
Wróciłem do
domu, przebrałem się w jedyne jeansy, jakie posiadałem przez ostatnie dziesięć
lat i zamiast marynarki założyłem bluzę akademicką wydziału japonistyki. Dostałem
ją na drugich zajęciach od dziewczyn, które nie wiedzieć czemu dalej za mną
szalały, chociaż wszystkim innym już dawno ulotnił się zapał. Musiały być
masochistkami.
„Robię właśnie
coś cholernie głupiego. Bądź w pogotowiu.”
Napisałem do
Michała. Nie planowałem się tłumaczyć, ale na wypadek, gdyby jednak wydarzyło
się coś, czego zdecydowanie bym nie chciał, wolałem wiedzieć, że będzie
odpowiednio blisko, by mnie powstrzymać. Zdarzało mi się czasem tak robić.
Wprawdzie z reguły kumpel przyjeżdżał i zamiast zabrać mnie do domu, wmuszał we
mnie kolejne porcje alkoholu, ale w sytuacji, jaka mogłaby wyniknąć podczas
spotkania z call girl, na pewno zachowałby się odpowiednio. Musiałem w to
wierzyć.
Nastałem się w
kolejce – tak to jest, kiedy się kupuje w dobrym sklepie, a nie byle samie.
Ludzi mało, ale jak ktoś zacznie wybierać, niestety trochę to trwa. Po
kwadransie oczekiwania udało mi się dostać to, czego chciałem. Wziąłem też
jakieś przekąski, które jadały małolaty i poszedłem z powrotem do domu Kate.
Kaptur na
głowie, muzyka w uszach, zamknięte oczy – cudem udawało mi się w ten sposób
pokonać klatkę, chyba tylko dlatego, że mój umysł wiedział, że nie mam innego
wyjścia.
Zadzwoniłem do
drzwi, a kiedy je otworzyła, wszedłem do środka i od razu udałem się do kuchni.
— Co ty robisz?
— zapytała, dołączając do mnie.
— Przyniosłem
jakiś babski film, mam też kilka horrorów i… Sama przejrzyj — mruknąłem,
podając jej pendrive’a. — Teraz robię coś do jedzenia. Jeśli masz coś
przeciwko, to mów. Nie wiem, czy powinienem tu w ogóle być, więc jeśli mnie
wygonisz, to nawet lepiej dla mnie.
— Wygoniłabym
cię, bo też mi się to nie podoba, ale niestety nie chcę być sama —
odpowiedziała w tym samym tonie.
Patrząc z boku,
można było odnieść wrażenie, że się droczymy, ale prawda była taka, że oboje
byliśmy absolutnie szczerzy. A mimo to i tak zostałem i oglądaliśmy razem film
w najmniej romantyczny z możliwych sposobów: po dwóch przeciwnych stronach
niewielkiego pokoju.
Ona siedziała w
łóżku, a ja w fotelu. W końcu jednak uznała, że powinienem się do niej dosiąść,
bo robimy z siebie idiotów. Zgodziłem się. Tak było nawet wygodniej, bo nie
musiałem wstawać, żeby zapalić.
Film ciągnął
się godzinami. Trwał prawie trzy. Coś o kosmosie, ratowaniu planety… Nie do
końca nadążałem, za bardzo skupiając się na analizowaniu sytuacji i upewnianiu
się, że nie robię niczego niewłaściwego. Dziewczyna za to wydawała się
spokojna. Jej wygląd i wyraz twarzy wrócił do normy. Ciekaw byłem, jak często
jest jej źle. Skoro tak doskonale to maskowała, właściwie nie miałem szansy się
zorientować.
— Nie mogę już!
— krzyknąłem w końcu, nie mogąc dłużej znieść okropnego uczucia.
— Co?
— Ustalmy coś,
dobrze? To zabrzmi w tej sytuacji okropnie, ale muszę.
— Be my guest.
Po tym, co sama zrobiłam i tak nie jestem w pozycji, żeby ci czegokolwiek
zabraniać.
— Więc po
prostu to powiem. Powiem i będę miał z głowy. Nie wyrzucą mnie, nie posądzą…
Kurwa, ja to mówię! — Zorientowałem się doprawdy w idealnej chwili.
Spojrzałem na
nią zażenowany i już nie byłem w stanie nic powiedzieć. Odpaliłem papierosa,
żeby się czymś zająć. Nikotyna nieco mnie uspokoiła już po pierwszym
zaciągnięciu, ale nic nie mogło zmienić tego, że zwyczajnie się zbłaźniłem.
Ponownie.
— Wiem, wiem.
To nie jest randka. Nie podobam ci się. Jesteś profesorem, ja jestem studentką.
Nie będziemy próbowali się zaciągnąć do łóżka. Nic do siebie nie czujemy, nikt
nie dowie się o tym spotkaniu… Pominęłam coś? — Zaczęła wyliczać na palcach,
śmiejąc się ze mnie kpiąco.
— Nie, to
wszystko.
— To dobrze. Bo
od jutra to ja będę cię unikać i zachowywać się tak, jakbyś nie istniał.
Zobaczysz, jakie to miłe uczucie. I nie obchodzi mnie, że to zagraża twojej
pracy. Jesteś skończonym chamem.
~*~
Nie zamierzałam
być miła, bo to był mój system obronny. Mało kto wiedział, ale tak naprawdę
byłam wrażliwa i wcale nie myślałam większości tych okropnych rzeczy, które
mówiłam. Ale tak przynajmniej miałam pewność, że nikt nie będzie próbował się
mną interesować.
— Masz prawo
się mścić. Otworzę wino — odpowiedział tylko i po prostu zrobił, co zapowiedział.
Ja naprawdę
czułam się głupia, ale doskonale rozumiałam ten jego wybuch sprzed chwili, sama
miałam ochotę zacząć krzyczeć, z tym że nie wiedziałam, czego dotyczył mój
mętlik w głowie. Pod tym względem miał lepiej.
— Nie wiem, czy
powinnam pić…
— Nie dam ci
się upić.
— Nie o to
chodzi. Jak mi się spodoba, to… Nie twoja sprawa.
— No to nie
pij, więcej dla mnie.
Ta jego
obojętność. Grał, widziałam to, a nawet nie musiałam się starać. Ale dobrze mu
szło, był przekonywujący. Wzięłam kieliszek i napisał się. To jego cholerne
wino było przepyszne. Nie wiem, skąd on to wytrzasnął ani ile za to zapłacił,
ale nie piłam chyba jeszcze lepszego.
— Drogie? Oddam
ci…
— Nie będzie
cię stać — mruknął, znów z tą udawaną obojętnością.
— Jesteś
bogaty?
— Skoro musisz
wiedzieć: tak, jestem obrzydliwie bogaty. Dam ci dwieście złotych, jeśli
wrócisz na swoje miejsce. Jesteś zbyt blisko.
Odsunęłam się.
Nie dla pieniędzy, po prostu nie chciałam przekraczać tej granicy, którą sobie
ustaliliśmy. W odpowiedniej odległości czułam się komfortowo, układ pasował nam
obojgu. Im dłużej tak siedzieliśmy, tym bardziej się do niego przyzwyczajałam.
Pod koniec
filmu nawet zaczęliśmy rozmawiać, jak wtedy w knajpie. Trochę filozofii, trochę
edytorstwa, a na koniec zaczął mówić do mnie po japońsku, kpiąc, że nie
rozumiem. Jakbym miała? Byłam na początku B1, a on miał doktorat!
— Nie krępuj
się, czekam na odpowiedź — ponaglał, oczywiście nie po polsku.
Nie, żebym
rozumiała, domyśliłam się z kontekstu. Po mimice twarzy i takich tam.
— Nie wiem, co
do mnie mówisz. Jestem na B1, nie zapominaj — odpowiedziałam zirytowana,
dolewając sobie wina.
Było naprawdę
pyszne, na dodatek wcale nie czułam się po nim tak, jakbym piła alkohol. Gdyby
na butelce nie było napisane, że to wino i zawiera alkohol, uznałabym, że to po
prostu wyjątkowo dobry sok.
— Mam szalony
pomysł. Pewnie mówię to tylko dlatego, że ze zdenerwowania i po tym skręcie
mnie wzięło, ale: bełkot bełkot bełkot bełkot.
— A może tak po
polsku, kurwa? — warknęłam wściekła.
Skoro już miał
coś ważnego do powiedzenia, wypadałoby, żeby przekazał mi to w taki sposób, bym
zrozumiała. Jednak nie zamierzał. Co więcej, złośliwie zapisał mi to na kartce.
Kandziami, niewyraźnie, pionowo. Mógł już tylko wylać coś na to, żeby było
jeszcze bardziej nieczytelne, ale łaskawie się powstrzymał.
— Zostawię ci
to, jak przetłumaczysz, to mi odpowiesz — oświadczył dumny z siebie. — Chcesz
obejrzeć coś jeszcze, czy mogę wracać do domu?
— A musisz…? —
zapytałam nieśmiało i natychmiast się odwróciłam. — Zresztą rób, co chcesz. Mam
to w dupie, nie potrzebuję cię już. Miałeś tylko otworzyć wino, a zająłeś mi
pół dnia!
— Więc wrócę.
Wstał i zaczął
się ubierać, ale cały czas na mnie zerkał, jakby czekał, kiedy go powstrzymam.
Nie zamierzałam, robił się zbyt pewny siebie i to mnie zwyczajnie doprowadzało
do szalu. Chciałam, żeby wyszedł i przekonał się, że nie miał co do mnie racji.
Nie byłam tą słabą, skrzywdzoną dziewczynką za którą mnie miał!
Nie byłam, ale
kiedy ruszył do drzwi, odruchowo chwyciłam go za rękaw i pociągnęłam w swoją
stronę.
— Może jeszcze
ten horror? Ogląda się lepiej w towarzystwie…
Ok. Cały czas sprzeczności. Niech wyjdzie... albo może zostań jeszcze chwile. Nienawidzę go, choć nie jest znowu taki zły. Normalnie Katarzyna zachowuje sie jakby miała okres. Ale ciężko się dziwić.
OdpowiedzUsuńSebuś miał pojebane dzieciństwo. A i potem nie miał lekko. Cóż, było minęło. Fajnie, że zaczynają się dogadywać. A i fajnie, że Kasia miała tyle uprzejmości, by powiedzieć swojemu wykładowcy co planuje w zemście.
To na tyle. Czyta się coraz lepiej.
Cóż, ona jest w takim stanie, że w zasadzie ja się cieszę, że w ogóle myśli. Z jednej strony ona w tej chwili strasznie potrzebuje Seby - bo akurat on dowiedział się o jej przeszłości. Z drugiej tak zagłębiła się w swoim świecie, za tym murem, za który nikogo nie wpuszcza, że zwyczajnie czuje się z tym źle. Ale jednak potrzeba wygrała, tak odrobinkę :P.
UsuńDzięki!^^