Dziwak z dyplomem – 11



Nie mogłem patrzeć, jak płacze. To było okropne. Tak bardzo przypominała mnie sprzed kilku lat. Cokolwiek ją spotkało, musiało być straszne. Nie wiedziałem, jak ją pocieszyć, bo nie miałem pojęcia, o co chodziło. Mogłem jedynie stwierdzić, że to nie wydarzyło się niedawno. Tłamsiła w sobie coś, co wreszcie znalazło ujście. Odprawiała jakiś rytuał. Mimo emocji, nie była chaotyczna. Każde jej zachowanie było przemyślane, odtwarzała je z pamięci tak samo, jak ja sposób na walkę z atakiem paniki.
Zrobiłem coś głupiego. Kiedy ze zdartego gardła wypłynął kolejny jęk, trącony impulsem przysunąłem się do dziewczyny i przytuliłem ją do swojej piersi. Położyłem dłoń na jej głowie i zamarłem. Nie wiedziałem, co dalej.
Powinienem był odskoczyć, przeprosić i wyjść. Sytuacja robiła się nazbyt niebezpieczna, ale nie potrafiłem nawet drgnąć. Coś mnie zablokowało, nie pozwalało się wycofać. Kiedy Kate mnie objęła, wiedziałem, że moje desperackie zachowanie jej pomogło. I byłem pewien, że to na pewno skończy się dla mnie tragicznie.
— Płacz. Nie musisz nic mówić. Płacz, aż będzie ci lepiej — powiedziałem, dokładnie cytując wuja, kiedy pierwszy raz przybiegłem do niego po tym, jak ojciec pobił mnie tak, że ledwo uszedłem z życiem.
Zastosowała się do mojej rady. Nie mówiła nic. Nawet na mnie nie spojrzała. Wtuliła się tylko mocniej i płakała, dopóki nie zabrakło jej łez. Dopiero po kwadransie odsunęła się ode mnie zawstydzona. Czerwone oczy, zarumienione policzki i spuchnięte wargi rysowały na jej twarzy obraz prawdziwego cierpienia. Gdybym mógł, odebrałbym jej to. Nie potrafiłem patrzeć, jak cierpi.
To nie tak, że była dla mnie kimś ważnym. Byłem strasznie wrażliwy na cierpienie innych, nie potrafiłem nawet oglądać idiotycznych filmów dokumentalnych, bo od razu czułem się niespokojnie. Chociaż nie znosiłem większości świata i rzadko byłem skory do pomocy obcym, w głębi serca zawsze chciałem, by ludzie nie musieli cierpieć. Zbyt dobrze to znałem. Wiedziałem, jak bardzo niszczy to człowieka. Nikt nie zasługiwał na to, żeby się tak czuć.
— Przepraszam. Za dziś i za wczoraj — bąknęła w końcu, nalewając do pustego kieliszka kolejną porcję wina.
— Zamierzasz to wypić?
— Muszę.
— Ale to chemiczne paskudztwo. Pójdę do sklepu, kupię ci coś lepszego — zaproponowałem, odsuwając od niej butelkę.
Chwyciła za szyjkę i nerwowo przyciągnęła ją do siebie. W jej oczach zobaczyłem czystą furię. Z jakiegoś powodu koniecznie chciała truć się tym gównem. Z trudem powstrzymywałem się, żeby nie zapytać, dlaczego była tak uparta.
— To przypomnienie — westchnęła smutno, a potem spojrzała mi w oczy i opowiedziała, co ją spotkało.
Nie spodziewałem się tego. Gdybym wiedział, w ogóle bym nie pytał. Nie miałem pojęcia, jak zareagować, dlatego milczałem, słuchając, jak nieskładnie opowiada o tym bestialstwie, które ją spotkało. Czułem, że mówiła to po raz pierwszy. Niepewnie wymawiała kolejne słowa, a kiedy nazwała zbrodnię po imieniu, ledwo zdołałem usłyszeć. Tak, jakby przez lata wciąż nie była pewna, co zaszło.
— To nie twoja wina, rozumiesz? — zapytałem, kiedy jej głos ponownie zdławił płacz.
Chwyciłem ją za rękę i zmusiłem, by na mnie spojrzała. W tamtej chwili porzuciłem idiotyczne obawy o konsekwencje. Ale to było ważniejsze. Ktoś w końcu musiał jej uświadomić, że nie była niczemu winna, inaczej nigdy się nie otrząśnie.
— Nie zrobiłaś nic złego. Nigdy nie myśl inaczej — dodałem, a kiedy otworzyła usta, by coś powiedzieć, przyłożyłem do nich palec. — Po prostu przyjmij to do wiadomości. I nie pij tego gówna.
Odsunąłem od niej butelkę i uśmiechnąłem się. Z kieszeni spodni wyciągnąłem skręta. Upewniłem się, że wie, co to jest i odpaliłem go. Pociągnąłem pierwszego bucha. Kate niepewnie przejęła żarzące się zioła i zaciągnęła się nimi, po czym momentalnie zaczęła się krztusić. Jeśli paliła, to musiało minąć naprawdę sporo czasu od ostatniego razu.
— I tak jesteś dziwakiem — podsumowała po chwili.
Nie zamierzałem zaprzeczać. Ani się obrażać. Na jej twarzy zagościła ulga i tylko to miało chwilowo znaczenie. Kwestie moralne i prawne odłożyłem na później. Byłem pewien, że znów nie będę mógł spać, ale jej spokojny wyraz twarzy wynagradzał mi to z nawiązką. Zrobiłem coś dobrego. Być może właśnie ją uratowałem. Jeśli wylecę za to z pracy, przynajmniej będę wiedział, że było warto.
~*~
Czułam się taka… Bezbronna. Pierwszy raz komuś o tym opowiadałam. W ogóle pierwszy ułożyłam to w chronologiczną całość, chociaż co chwilę się mieszałam i nie byłam pewna, czy to, co pamiętam, w ogóle miało miejsce. Odnosiłam wrażenie, że kłamię. A jeśli to wcale nie było tak i się myliłam? Jeśli właśnie oczerniałam niewinnego człowieka? To było cholernie trudne.
Ale dziwak cały czas powtarzał, że to nie moja wina. Nie wiedziałam, skąd miał tę pewność, ale z jakiegoś powodu jego słowa mi pomagały. A może to ten skręt? Ciężko było stwierdzić, ale poczułam się lepiej.
Nie dopiłam już wina. Pierwszy raz od samego powstania tego rytuału, zostawiłam pół butelki, które Michaelis wylał do zlewu. Zaproponował, że wróci do siebie, przebierze się w coś wygodniejszego, weźmie jakiś film, a potem wróci do mnie z butelką porządnego wina. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Właściwie brzmiało jak randka. Ale nawet gdyby nią była, to ja nie chciałam się do nikogo zbliżać, miałam zbyt duży mętlik w głowie.
Jednak nie mógł mieć niczego złego na myśli, przecież z jego paranoją nie odważyłby się do mnie zalecać. A po tym, co usłyszał, pewnie myślał, że jestem obrzydliwa. Może po prostu szukał pretekstu, żeby wyjść, bo nie mógł znieść mojego towarzystwa? Sama czułam się brudna.
Sporo o tym czytałam i zdawałam sobie sprawę, że to, co o sobie myślałam, było zupełnie normalne i nieprawdziwe, ale niełatwo wmówić sobie prawdę, kiedy kłamstwo tak głęboko zakorzeniło się już w głowie.
Dziwak wyszedł, a ja posprzątałam to, co mogłam, a potem usiadłam na łóżku i przeglądałam strony internetowe w telefonie, chociaż tak naprawdę wpatrywałam się tylko w drzwi i czekałam na wiadomość, że nie wróci, bo coś mu wypadło. Po dwudziestu minutach oczekiwania uznałam, że nawet smsa nie dostanę. Położyłam się i próbowałam się nie rozkleić, ale po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Po co był dla mnie miły, skoro teraz robi coś takiego? W odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie usłyszałam wibracje telefonu.
„Wybacz, mam małe problemy logistyczne. Miałem. W sklepie jest kolejka, daj mi jeszcze kwadrans.”
Po pierwszych pięciu słowach poczułam się tak, jakbym umierała, ale kiedy doczytałam do końca, nieprzyjemne uczucie wyparła euforia. Zaakceptował mnie taką, jaka byłam. Brudną, zepsutą i wredną. Pomógł mi i nie chciał zapomnieć, że w ogóle istniałam. Nie pamiętam, kiedy chciałam od jakiegokolwiek faceta czegoś więcej niż to.
Postanowiłam więc nie tracić już wiary i cierpliwie poczekać. A jak on zdołał zejść i jak zamierzał wejść po schodach, nie wiedziałam i samolubnie nie chciałam się nad tym zastanawiać. Gdybym znów zobaczyła go w takim tragicznym stanie, pewnie poczucie winy by mnie zabiło.
~*~
Idąc do domu, zastanawiałem się, czy nie powinienem w nim zostać. Robiłem coś tak niesamowicie głupiego, że ledwie byłem w stanie w to uwierzyć. Na dodatek tego chciałem. Nawet kiedy rozsądek mówił coś zupełnie innego.
Wróciłem do domu, przebrałem się w jedyne jeansy, jakie posiadałem przez ostatnie dziesięć lat i zamiast marynarki założyłem bluzę akademicką wydziału japonistyki. Dostałem ją na drugich zajęciach od dziewczyn, które nie wiedzieć czemu dalej za mną szalały, chociaż wszystkim innym już dawno ulotnił się zapał. Musiały być masochistkami.
„Robię właśnie coś cholernie głupiego. Bądź w pogotowiu.”
Napisałem do Michała. Nie planowałem się tłumaczyć, ale na wypadek, gdyby jednak wydarzyło się coś, czego zdecydowanie bym nie chciał, wolałem wiedzieć, że będzie odpowiednio blisko, by mnie powstrzymać. Zdarzało mi się czasem tak robić. Wprawdzie z reguły kumpel przyjeżdżał i zamiast zabrać mnie do domu, wmuszał we mnie kolejne porcje alkoholu, ale w sytuacji, jaka mogłaby wyniknąć podczas spotkania z call girl, na pewno zachowałby się odpowiednio. Musiałem w to wierzyć.
Nastałem się w kolejce – tak to jest, kiedy się kupuje w dobrym sklepie, a nie byle samie. Ludzi mało, ale jak ktoś zacznie wybierać, niestety trochę to trwa. Po kwadransie oczekiwania udało mi się dostać to, czego chciałem. Wziąłem też jakieś przekąski, które jadały małolaty i poszedłem z powrotem do domu Kate.
Kaptur na głowie, muzyka w uszach, zamknięte oczy – cudem udawało mi się w ten sposób pokonać klatkę, chyba tylko dlatego, że mój umysł wiedział, że nie mam innego wyjścia.
Zadzwoniłem do drzwi, a kiedy je otworzyła, wszedłem do środka i od razu udałem się do kuchni.
— Co ty robisz? — zapytała, dołączając do mnie.
— Przyniosłem jakiś babski film, mam też kilka horrorów i… Sama przejrzyj — mruknąłem, podając jej pendrive’a. — Teraz robię coś do jedzenia. Jeśli masz coś przeciwko, to mów. Nie wiem, czy powinienem tu w ogóle być, więc jeśli mnie wygonisz, to nawet lepiej dla mnie.
— Wygoniłabym cię, bo też mi się to nie podoba, ale niestety nie chcę być sama — odpowiedziała w tym samym tonie.
Patrząc z boku, można było odnieść wrażenie, że się droczymy, ale prawda była taka, że oboje byliśmy absolutnie szczerzy. A mimo to i tak zostałem i oglądaliśmy razem film w najmniej romantyczny z możliwych sposobów: po dwóch przeciwnych stronach niewielkiego pokoju.
Ona siedziała w łóżku, a ja w fotelu. W końcu jednak uznała, że powinienem się do niej dosiąść, bo robimy z siebie idiotów. Zgodziłem się. Tak było nawet wygodniej, bo nie musiałem wstawać, żeby zapalić.
Film ciągnął się godzinami. Trwał prawie trzy. Coś o kosmosie, ratowaniu planety… Nie do końca nadążałem, za bardzo skupiając się na analizowaniu sytuacji i upewnianiu się, że nie robię niczego niewłaściwego. Dziewczyna za to wydawała się spokojna. Jej wygląd i wyraz twarzy wrócił do normy. Ciekaw byłem, jak często jest jej źle. Skoro tak doskonale to maskowała, właściwie nie miałem szansy się zorientować.
— Nie mogę już! — krzyknąłem w końcu, nie mogąc dłużej znieść okropnego uczucia.
— Co?
— Ustalmy coś, dobrze? To zabrzmi w tej sytuacji okropnie, ale muszę.
— Be my guest. Po tym, co sama zrobiłam i tak nie jestem w pozycji, żeby ci czegokolwiek zabraniać.
— Więc po prostu to powiem. Powiem i będę miał z głowy. Nie wyrzucą mnie, nie posądzą… Kurwa, ja to mówię! — Zorientowałem się doprawdy w idealnej chwili.
Spojrzałem na nią zażenowany i już nie byłem w stanie nic powiedzieć. Odpaliłem papierosa, żeby się czymś zająć. Nikotyna nieco mnie uspokoiła już po pierwszym zaciągnięciu, ale nic nie mogło zmienić tego, że zwyczajnie się zbłaźniłem. Ponownie.
— Wiem, wiem. To nie jest randka. Nie podobam ci się. Jesteś profesorem, ja jestem studentką. Nie będziemy próbowali się zaciągnąć do łóżka. Nic do siebie nie czujemy, nikt nie dowie się o tym spotkaniu… Pominęłam coś? — Zaczęła wyliczać na palcach, śmiejąc się ze mnie kpiąco.
— Nie, to wszystko.
— To dobrze. Bo od jutra to ja będę cię unikać i zachowywać się tak, jakbyś nie istniał. Zobaczysz, jakie to miłe uczucie. I nie obchodzi mnie, że to zagraża twojej pracy. Jesteś skończonym chamem.
~*~
Nie zamierzałam być miła, bo to był mój system obronny. Mało kto wiedział, ale tak naprawdę byłam wrażliwa i wcale nie myślałam większości tych okropnych rzeczy, które mówiłam. Ale tak przynajmniej miałam pewność, że nikt nie będzie próbował się mną interesować.
— Masz prawo się mścić. Otworzę wino — odpowiedział tylko i po prostu zrobił, co zapowiedział.
Ja naprawdę czułam się głupia, ale doskonale rozumiałam ten jego wybuch sprzed chwili, sama miałam ochotę zacząć krzyczeć, z tym że nie wiedziałam, czego dotyczył mój mętlik w głowie. Pod tym względem miał lepiej.
— Nie wiem, czy powinnam pić…
— Nie dam ci się upić.
— Nie o to chodzi. Jak mi się spodoba, to… Nie twoja sprawa.
— No to nie pij, więcej dla mnie.
Ta jego obojętność. Grał, widziałam to, a nawet nie musiałam się starać. Ale dobrze mu szło, był przekonywujący. Wzięłam kieliszek i napisał się. To jego cholerne wino było przepyszne. Nie wiem, skąd on to wytrzasnął ani ile za to zapłacił, ale nie piłam chyba jeszcze lepszego.
— Drogie? Oddam ci…
— Nie będzie cię stać — mruknął, znów z tą udawaną obojętnością.
— Jesteś bogaty?
— Skoro musisz wiedzieć: tak, jestem obrzydliwie bogaty. Dam ci dwieście złotych, jeśli wrócisz na swoje miejsce. Jesteś zbyt blisko.
Odsunęłam się. Nie dla pieniędzy, po prostu nie chciałam przekraczać tej granicy, którą sobie ustaliliśmy. W odpowiedniej odległości czułam się komfortowo, układ pasował nam obojgu. Im dłużej tak siedzieliśmy, tym bardziej się do niego przyzwyczajałam.
Pod koniec filmu nawet zaczęliśmy rozmawiać, jak wtedy w knajpie. Trochę filozofii, trochę edytorstwa, a na koniec zaczął mówić do mnie po japońsku, kpiąc, że nie rozumiem. Jakbym miała? Byłam na początku B1, a on miał doktorat!
— Nie krępuj się, czekam na odpowiedź — ponaglał, oczywiście nie po polsku.
Nie, żebym rozumiała, domyśliłam się z kontekstu. Po mimice twarzy i takich tam.
— Nie wiem, co do mnie mówisz. Jestem na B1, nie zapominaj — odpowiedziałam zirytowana, dolewając sobie wina.
Było naprawdę pyszne, na dodatek wcale nie czułam się po nim tak, jakbym piła alkohol. Gdyby na butelce nie było napisane, że to wino i zawiera alkohol, uznałabym, że to po prostu wyjątkowo dobry sok.
— Mam szalony pomysł. Pewnie mówię to tylko dlatego, że ze zdenerwowania i po tym skręcie mnie wzięło, ale: bełkot bełkot bełkot bełkot.
— A może tak po polsku, kurwa? — warknęłam wściekła.
Skoro już miał coś ważnego do powiedzenia, wypadałoby, żeby przekazał mi to w taki sposób, bym zrozumiała. Jednak nie zamierzał. Co więcej, złośliwie zapisał mi to na kartce. Kandziami, niewyraźnie, pionowo. Mógł już tylko wylać coś na to, żeby było jeszcze bardziej nieczytelne, ale łaskawie się powstrzymał.
— Zostawię ci to, jak przetłumaczysz, to mi odpowiesz — oświadczył dumny z siebie. — Chcesz obejrzeć coś jeszcze, czy mogę wracać do domu?
— A musisz…? — zapytałam nieśmiało i natychmiast się odwróciłam. — Zresztą rób, co chcesz. Mam to w dupie, nie potrzebuję cię już. Miałeś tylko otworzyć wino, a zająłeś mi pół dnia!
— Więc wrócę.
Wstał i zaczął się ubierać, ale cały czas na mnie zerkał, jakby czekał, kiedy go powstrzymam. Nie zamierzałam, robił się zbyt pewny siebie i to mnie zwyczajnie doprowadzało do szalu. Chciałam, żeby wyszedł i przekonał się, że nie miał co do mnie racji. Nie byłam tą słabą, skrzywdzoną dziewczynką za którą mnie miał!
Nie byłam, ale kiedy ruszył do drzwi, odruchowo chwyciłam go za rękaw i pociągnęłam w swoją stronę.

— Może jeszcze ten horror? Ogląda się lepiej w towarzystwie… 

2 komentarze:

  1. Ok. Cały czas sprzeczności. Niech wyjdzie... albo może zostań jeszcze chwile. Nienawidzę go, choć nie jest znowu taki zły. Normalnie Katarzyna zachowuje sie jakby miała okres. Ale ciężko się dziwić.

    Sebuś miał pojebane dzieciństwo. A i potem nie miał lekko. Cóż, było minęło. Fajnie, że zaczynają się dogadywać. A i fajnie, że Kasia miała tyle uprzejmości, by powiedzieć swojemu wykładowcy co planuje w zemście.

    To na tyle. Czyta się coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ona jest w takim stanie, że w zasadzie ja się cieszę, że w ogóle myśli. Z jednej strony ona w tej chwili strasznie potrzebuje Seby - bo akurat on dowiedział się o jej przeszłości. Z drugiej tak zagłębiła się w swoim świecie, za tym murem, za który nikogo nie wpuszcza, że zwyczajnie czuje się z tym źle. Ale jednak potrzeba wygrała, tak odrobinkę :P.
      Dzięki!^^

      Usuń

.