Dziwak z dyplomem – 14

Okay, dziś znów bez bety, bo zupełnie zapomniałam TT_TT. Jestem niepoprawna, wiem, wybaczcie :*. No ale poprawię! Obiecuję :D.

~*~

Nie pomyślałabym, że pan „nie będę się wyróżniać, bo jeszcze ktoś zwróci na mnie uwagę” jest aż tak uzależniony od papierosów, że nie wytrzyma godziny z kawałkiem bez nich. Jeszcze bardziej się zdziwiłam, kiedy się okazało, że to, co palił, nie było czystym tytoniem. Odniosłam jednak wrażenie, że nikt oprócz mnie się nie zorientował. Pewnie dlatego, że tylko ja zwracałam uwagę na dziwaka, chociaż nie powinnam się tym przesadnie chwalić…
Siedziałyśmy z dziewczynami w ostatnim rzędzie, żeby komentarzami do filmu nie przeszkadzać reszcie w oglądaniu. W zasadzie wszyscy byli cicho. To dziwaczne, jak potrafiliśmy się ogarnąć, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj na zajęciach mało komu morda zamykała się na dłużej niż kwadrans. Tragedie naprawdę łączyły ludzi, czy jak to się tam mówiło.
Do końca seansu zostało jeszcze jakieś dwadzieścia minut, kiedy mogliśmy już swobodnie wyjść z sali wykładowej i przywłaszczyć sobie całe piętro. Były łazienki, kontakty, Internet, a wykładowcy mieli klucze do swoich pokoi. Warunki nie gorsze niż w domu, tylko lepiej było nie siadać na desce klozetowej, bo strach się bać, co można byłoby złapać. Poszłam do toalety na samym końcu, w części, gdzie zajęcia mieli ludzie z dziennikarstwa. Zawsze tam chodziłyśmy, była tam jedna wielka łazienka i nie śmierdziało mieszanką najgorszego syfu, o jakim można było usłyszeć. No i przy okazji mogłyśmy pogadać.
Marta trochę żałowała, że jednak została, bo z rana miała iść do pracy, a przez nasz mały strajk musiała zrezygnować, ale nie płakałyśmy nad tym. Obróciłyśmy to w kolejny żart, który pociągnął kilkanaście kolejnych i zanim się obejrzałyśmy, dusiłyśmy się ze śmiechu. Dobrze, że miałyśmy blisko do łazienki, bo przy takim poziomie beki hydraulika potrafiła zawieść.
W końcu jednak zbrzydło nam siedzenie w kiblu. Uznałyśmy, że pora znaleźć jakieś lokum do spania. Miałyśmy przy sobie aż dwa koce, więc dało się coś wykombinować. Rozłożyłyśmy je na korytarzu przy ławce koło pokoju gości od USOSa, bo w pobliżu było gniazdo i dzięki przedłużaczowi mogłyśmy wspólnie ładować telefony. Torby służyły za poduszki, a kurtki za kołdry. Nie to, że miałyśmy zamiar iść spać, ale lepiej było mieć przygotowane posłanie.
Później wróciłyśmy do trzysta osiemnaście, gdzie zaczynała się regularna impreza – czyli dokładnie to, czego miało nie być. Nie planowałam brać w tym udziału. Zresztą jak większość. Ludzie porozkładali się po podłogach na całym korytarzu, podobnie jak my, i podzieleni na grupki zajmowali się sobą. Więc i my wróciłyśmy na swoje stanowiska.
Każda okazja, żeby się spotkać była dobra, a tak wyjątkowo nam odpowiadała. Robiłyśmy coś dobrego i jednocześnie mogłyśmy obrobić dupę wszystkim po kolei – w szczególności pewnej dziewczynie, z którą kiedyś się trzymałyśmy, ale na szczęście udało nam się do niej uwolnić. Nie przyszła na strajk, bo matka zamęczyłaby i ją i nas wszystkich telefonami co kwadrans. Dzięki temu mogłyśmy bezkarnie się z niej nabijać i na tym spędziłyśmy trzy kolejne godziny. Między innymi, oczywiście.
~*~
Kamień spadł mi z serca, gdy wreszcie mogłem wyjść na korytarz i poczuć się nieco bezpieczniejszy. Jednak wcale nie podobało mi się, że zostaliśmy zupełnie odizolowani w tym małym, kretyńskim budyneczki na tym niewielkim piętrze. Ta świadomość cały czas mnie dręczyła. A gdyby wybuchł pożar? Nie było to znowu tak bardzo niemożliwe, biorąc pod uwagę, że większość studentów paliła w oknach sali wykładowej, a ja i profesor Stankiewicz (podsłuchałem z rozmowy – na całe szczęście!) w swoich pokojach.
To znaczy ja paliłem. Co on robił, niewiele mnie obchodziło. Ale istniało prawdopodobieństwo, że stanie się coś złego i nie mogłem skutecznie odepchnąć od siebie tej myśli. Na dodatek nie miałem wody i kiedyś już znalazłem sobie całkiem wygodną pozycję, by spróbować się zdrzemnąć, musiałem wstać, iść do automatu, kupić coś i dopiero wziąć leki, bo takiego batalionu tabletek nie przełknąłbym na sucho.
Nie chciałem wychodzić, ale nie miałem wyjścia. Mój pokój znajdował się na samym krańcu części budynku, która należała do Informacji Naukowej, zaraz po prawej było dziennikarstwo, a po lewej, kilkanaście metrów dalej, ta nieszczęsna sala wykładowa, za którą stały automaty. Na korytarzach leżeli studenci. Nie wiedziałem czy pijani, czy może ranni, nie miałem zamiaru się tym interesować. Jeśli któremuś coś się stanie, będę zaprzeczał, że w ogóle wiedziałem, co się tutaj działo. Stwierdziłem, że wymówię się zaśnięciem po pomylonych lekach.
Udało mi się kupić wodę, zgodnie z tym, co mówiła Kate – za złotówkę. W podzięce automat wyrzucił mi dwa złote reszty. Przez chwilę się wahałem, ale pazerność wygrała. Nie, żebym potrzebował, ale miło było dostać czasem coś od życia. Wróciłem do siebie, wziąłem leki i ułożyłem się z powrotem, licząc na to, że uda mi się zasnąć.
Byłem idiotą, że na to liczyłem. Nie mogłem spać, bo każdy dźwięk: głos, kroki, szum sprawiały, że mój umysł wyobrażał sobie niestworzone rzeczy. Gdybym wiedział, że tak będzie, zostałbym w domu. Pomyśleć, że mógłbym teraz leżeć w ciepłym łóżku…
Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza w nocy. Nie wiedziałem, kiedy ten czas aż tak mi zleciał, ale byłem wściekły. Głosy z korytarza ucichły. Gnoje, które urządziły sobie imprezę, najwyraźniej miały już dość, a normalna część studenckiej braci zwyczajnie poszła spać, wiedząc, że z samego rana będziemy musieli się zerwać na równe nogi, by znów strajkować. Czy ja właśnie pomyślałem o sobie, jak o jednym z nich? Niedobrze… Fatalnie!
Uznałem, że koniecznie muszę się przewietrzyć. Otworzyłem okno na oścież, usiadłem okrakiem na parapecie, zwieszając jedną nogę po zewnętrznej stronie i odpaliłem papierosa. Adrenalina przyjemnie pobudzała mój organizm, a skoro wiedziałem, że sobie nie pośpię, potrzebowałem się obudzić. Zapas kawy oczywiście się skończył, a głupio było mi prosić kogoś innego.
Zamknąłem oczy i skupiałem się na wietrze, który przyjemnie ochładzał całe moje ciało, póki nie zacząłem lekko drżeć. Czułem, że wszystko wraca do normy, powoli się uspokajam i może zdołam zasnąć, ale wtedy ktoś z impetem walnął w drzwi.
Wzdrygnąłem się tak nerwowo, że niemal wyleciałem oknem. Z wrzaskiem chwyciłem się rozpaczliwie okiennego skrzydła, które wyłamało się pod moim ciężarem i wspólnie wpadliśmy do środka pokoju. Oczywiście oknu nawet szyba się nie potłukła, za to ja czułem, jak ciepła, gęsta ciecz spływa po moim czole, póki nie przesłoniła mi oka. ZA JAKIE GRZECHY?!
— To mogę wejść? — odezwał się wyraźnie zirytowany głos z zewnątrz.
— Wypie… Proszę! — odkrzyknąłem, ledwie powstrzymując się, żeby nie nawyzywać bogu ducha winne… A nie, to call girl, jak najbardziej była winna! — Prawie się przez ciebie zabiłem! Nie umiesz pukać jak człowiek?!
— Kiedy pukałam, jak człowiek, nie raczyłeś usłyszeć — odpowiedziała obojętnie, przyglądając się ze zdziwieniem katastrofie, której była przyczyną.
~*~
Nie planowałam się ruszać, ale nie mogłam zasnąć. Właściwie się tego spodziewałam, było dla mnie zwyczajnie zbyt wcześnie, ale pomyślałam, że skoro dziewczyny idą spać, to i mnie się uda. No ale się nie udało, dlatego w końcu zrezygnowałam i z paczką szlugów w jednej kieszeni i telefonem w drugiej ruszyłam korytarzem w stronę ludzkości.
Właściwie to szukałam jakiegoś wentylowanego miejsca, żeby zapalić, bo nie chciałam smrodzić Marcie i Elizie, ale nim doszłam do końca części dziennikarzy, zorientowałam się, że tylko ten mały korytarzyk, który zajęłyśmy, na całym tym piętrze miał okna. A do trzysta osiemnaście nie planowałam iść. Od samego smrodu oparów mogłam się nawalić, a jakoś nie planowałam mieć kaca.
Nie zostało mi więc nic innego, jak zapukać do Michaelisa, bo Stankiewicz nie palił i raczej by mi nie pozwolił, żeby dał mi zajarać u siebie. Jemu to na pewno nie przeszkadzało. Byłam niemal pewna, ze w swoim gabinecie ma szaro i dziwiłam się, że dym nie wydostawał się z wąskiej szpary przy podłodze.
Zapukałam raz. Zero odzewu. Zapukałam kolejny – to samo. Inne razy niczym się od pierwszego nie różniły, ale to była moja ostatnia deska ratunku, dlatego postanowiłam na bezczelność i w końcu kopnęła z impetem w to cholerne drewno, aż huk poszedł na pół korytarza. Nie o tak dużo efekt mi chodziło, ale o dziwo nikt się nie obudził.
Wewnątrz pokoju coś łupnęło. Ale to tak porządnie, że aż się zmartwiłam. A jeśli ktoś się włamał, obezwładnił dziwaka, a potem zrobi to samo ze mną?! Nie chciałam rozstawać się z telefonem, był zbyt dobry, za bardzo go lubiłam!
Zdecydowałam, że powinnam mieć przewagę nad tym, kto tam jest. Nikt o zdrowych zmysłach nie wszedłby do środka, dlatego wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk, a potem zagadnęłam jeszcze do dziwaka, licząc na to, że tym razem odpowie i będę mogła przestać się martwić. Bo wbrew powszechnej opinii posiadanie noża wcale nie oznaczało, że automatycznie umiało się z niego korzystać. To by było zbyt wygodne.
Michaelis odpowiedział! Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i szczerze mówiąc, byłam w szoku. Wiedziałam, że miał ze sobą problemy. Nie on jeden zresztą, bo sama nie byłam lepsza, ale żeby dobierać się do okna? Mógł go chociaż nie wyrywać, no ale może się stawiało…
— Próbujesz zgwałcić ten biedny kawałek drewna z szybą w środku? — zakpiłam, podchodząc do niego i unosząc ramę przygniatającą jego ramię.
Mruknął zdawkowe „dziękuję” i odchrząknął, jakby zamierzał udawać, że zupełnie nic się nie wydarzyło. Rozciął sobie głowę, bór jeden wie, co próbując zrobić, a na dodatek zniszczył mienie uczelni.
— Kto zapłaci za to okno?
— Naprawdę to cię najbardziej martwi? — warknął zirytowany.
— No. Będzie przeciąg, przypał i w ogóle to trochę słabe. Mogę zapalić? Po to tu w sumie przyszłam.
— Czyli prawie spadłem na te cholerną ulicę, bo chciałaś zajarać?!
— Weź się nie drzyj, obudzisz wszystkich… — uspokoiłam go, zdawkowo machając ręką.
Podeszłam do okna, przysiadłam na parapecie i odpaliłam papierosa. Nie zabronił mi, uznałam więc, że się zgodził. Gdyby było inaczej, pewnie wyrwałby mi fajkę z ręki. Nie zrobił tego, zwyczajnie do mnie dołączył, gdzieś w międzyczasie wspominając, że przeze mnie zmarnował pół poprzedniego.
Podczas palenia mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Początkowo zupełnie zignorowałam zalaną krwią twarz, bo mówił i zachowywał się normalnie, ale rana jakoś nie przestawała krwawić. Nie znałam się na tym zbyt dobrze, no i oczywiście dziwak nie obchodził mnie na tyle, żebym miała dla niego wzywać karetkę (chociaż pewnie i tak bym to zrobiła), ale uznałam, że coś wypadało zrobić. Tak ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Odwdzięczy mi się później.
— Pokaż, chyba trzeba to opatrzyć, bo jeszcze się wykrwawisz…
~*~
Katarzyna zaoferowała, że zajmie się moją raną. Było mi to na rękę, bo ze zmęczenia zaczynał mi się rozmazywać wzrok, a nadmiar adrenaliny sprawiał, że cały się trząsłem. Obiłem krzyż, prawe kolano i prawą rękę, którą niefortunnie przygniotło okno, ale ledwo czułem wynikające z tego nieprzyjemności. Rana na głowie nie bolała za to w ogóle, jedynie pulsowała i biła ciepłem. Dlatego właśnie pozwoliłem call girl się do mnie zbliżyć.
Nie sądziłem jednak, że jej pomoc rozpocznie się od googlowania, jak powinno się leczyć uraz głowy. Usiadłem na swoim fotelu, a ona naprzeciwko mnie. Kazała mi się pochylić do takiej pozycji, że obolały krzyż zaczynał boleć jeszcze bardziej. Trwałem w tej pozycji chyba z dziesięć minut, zanim wreszcie dowiedziała się, co powinna zrobić.
— Ej, muszę cię zaszyć — stwierdziła tak entuzjastycznie, że aż przeszły mnie ciarki.
— Nie ma potrzeby, wolę mieć bliznę.
— Nie wolisz, zaszyję i już!
— Robiłaś to kiedyś? — westchnąłem zrezygnowany.
Nie chciałem się z nią kłócić. To nie było ani czas ani miejsce. Chciałem odpocząć. Chciałem cofnąć czas i nigdy tu nie przyjść. Czemu zawsze, kiedy starałem się zrobić coś dobrego i pozwalałem sobie uwierzyć, że źle na tym nie wyjdę, życie tak cholernie kopało mnie w dupę?
— Ta. Kiedyś miałam fazę na chirurgów. Wygooglowałam sobie szwy chirurgiczne, kupiłam kawał świńskiego mięcha ze skórą i się bawiłam. Dam radę. Pięknie nie będzie, ale coś tam jeszcze pamiętam — powiedziała po raz kolejny pałając taką niesamowitą radością, że byłem dosłownie na granicy płaczu.
— Tylko mnie nie zabić, błagam… — jęknąłem i przygryzłem język, by powstrzymać się od panikowania chociaż trochę.
Call girl zamilkła. Nie wiedziałem, czy bardziej przerażałoby mnie, gdyby cały czas paplała, mówiąc, jak to bardzo nie wie, co powinna zrobić, czy jednak ta cisza była gorsza. Nie umiałem się zdecydować, chociażby dlatego, że ze zdenerwowania już nawet nie mogłem powstrzymywać szczękania zębami.
Dotykała mnie. Tymi brudnymi łapami. Siedziała tak blisko, a tuż za ścianą było tyle ludzi gotowych wszystko opatrznie zinterpretować. Starałem się przeanalizować sytuację, ale stres zżerał mnie tak, że zwyczajnie nie mogłem skupić się na niczym. Dopiero krótkie, pełne satysfakcji „skończyłam!” przywróciło mi zmysły. Przynajmniej tak sądziłem…
~*~
Nie szyłam nikogo od… Nie oszukujmy się: od nigdy. Ale wiele razy mi się to śniło, no i ćwiczyłam na świni. Zawsze czekałam na okazję, by sprawdzić, jak mi pójdzie na żywo. Miejsce i czasy były idealne, wystarczyło chwycić igłę i zabrać się do pracy. Tak też zrobiłam.
Trochę trzęsły mi się ręce i nie trafiałam dokładnie tam, gdzie chciałam. Odrobinę go nawet pokłułam, ale cokolwiek ćpał, musiało być niezłe, bo w ogóle nie reagował. Obiecałam sobie, że go o to zapytam, albo zwinę mu z torby, w końcu było bogaty, stać go. Nie ukradłabym, to nie w moim stylu – ale mogłam pomarzyć, że jestem kimś, kto zrobiłby to bez mrugnięcia okiem, nikt nie mógł mi tego zabronić. Wolność myśli i takie tam – trzeba korzystać, póki trwa!
Po skończeniu jeszcze przez chwilę udawałam, że coś robię, żeby upewnić się, że wszystko się trzyma, tak, żeby przedwcześnie nie ogłaszać sukcesu. Szwy nie puściły, więc po chwili uznałam, że pora się pochwalić.
— Skończyłam! — krzyknęłam radośnie i odsunęłam się od niego, odjeżdżając niego na krześle.
Michaelis ostrożnie podniósł się do siadu, a potem delikatnie wymacał ręką moje dzieło. Spojrzał na mnie z tak dziwnym wyrazem twarzy, że zaczynałam się martwić, czy przypadkiem coś mu się nie pomieszało i nie powinien jednak iść do lekarza, ale nie zdążyłam mu nawet tego zasugerować.
Zwyczajnie rzucił się na mnie ze łzami wdzięczności w oczach. Objął się, krzycząc, jak bardzo jest mi wdzięczny i w euforii… pocałował mnie. Momentalnie go od siebie odepchnęłam. Miała wrzasnąć, wyzwać go, wygarnąć całe zło tego świata, ale zrobił to tak nagle i chyba nawet nie był tego w pełni świadomy, że z zaskoczenia głos ugrzązł mi w gardle.
Zaczęłam się trząść. Dźwięk szczękających zębów odbijał się echem w mojej głowie, a ręce i nogi poruszały się tak, jak im się podobało. Zaczęły mnie szczypać oczy. Nie chciałam przy nim płakać. Nie zasługiwał na to. Bezczelny skurwysyn! Po wszystkim, co mu powiedziałam, on robi mi coś takiego?!
— Jesteś pierdolonym śmieciem! — wrzasnęłam, zrywając się z krzesła.
Uderzyłam go z liścia z pysk i wybiegłam z pokoju, cudem się nie przewracając. Byłam tak zdenerwowana, że miałam ochotę uciec ze swojego ciała. Chciało mi się rzygać. Czułam na sobie jego dotyk i zapach, na dłoniach miałam resztki jego krwi. Pobiegłam do łazienki i zaczęłam nerwowo myć je tak długo, aż zaczęły boleć. Ale dalej czułam jego dotyk. A potem i ten poprzedni. Na całym moim ciele. Zimne, silne dłonie, którym nie potrafiłam się przeciwstawić.
Usiadłam przy kaloryferze na podłodze, podciągając nogi pod brodę i zasłaniając głowę. Wyciągnęłam papierosa, odpaliłam go i mając już w dupie bierne palenie Elizy i Marty, odpalałam jednego od drugiego, dopóki zdenerwowanie i drgawki nie przerobiły się w cichy płacz.
— Nienawidzę cię, skurwielu. Zgłoszę cię do pierdolonego dziekanatu! Już nigdy nie znajdziesz pracy nigdzie — powtarzałam jak nakręcona, wymyślając coraz gorsze zakończenia jego karier.
To mnie uspokajało. Wyobrażałam sobie, jak cierpi. Jak cały jego świat się wali i zostaje zupełnie sam. Przesadzałam, miałam świadomość. Moja reakcja nie była współmierna do jego czynu, ale po tym wszystkim, co mu osobie powiedziałam… Jak mógł?

4 komentarze:

  1. Ojoj, kłopoty w raju... No cóż, mam nadzieję, że w przyszły czwartek wszystko się wyjaśni. Rozdział świetny, jak zwykle... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakim raju xD. Oni koło raju to nawet nie przechodzili :P. Ale rozumiem, o co chodziło :

      Usuń
  2. Jej ! Znalazłam czas na komciowanie ! :)
    Znam to uczucie kiedy myślisz że dobrze robisz i jesteś ważną częścią tego całego planu , a potem okazuje się , że dupa z tego wyszła ... Ale dobrze , że chociaż miał przy sobie fajki , tylko szkoda , bo mu się kawa skończyła . Michał jak mogłeś mu z szluga zrobić skręta ? xd

    Ale w końcu skręt się na coś przydał . Jeszcze niczego nigdy nie ćpałam ( bo wtedy szare komórki umierają i nigdy już nie powrócą do poprzedniego stanu - wiedza praktycznie bezużyteczna ) , więc nie wiem jak bardzo układ nerwowy może nie reagować na bodźce po wypaleniu takiego jednego "papieroska" . W takim wypadku stwierdzam , iż musiał być naprawdę mocny . A o zbezczeszczeniu mienia szkoły to już nie wspomnę ... Serio przydała by się tam karetka .

    Dobra przejdźmy do momentu , którego się nie spodziewałam ... POCAŁUNEK . ( tutaj ma chociaż trochę zalatywać sarkazmem ) Ja rozumiem , że cieszył banana , bo dewiantka , która śniła o tym jak zszywa zwłoki i torturowała to świńskie mięso naprawiła mu kawałek facjaty , ale jego reakcja szczerze mnie ... Nie potrafię znaleźć słowa TT-TT Chyba wystarczy zwykłe : " O kurwa " Nie spodziewałam się takiej reakcji . Prędzej pomyślałam że zemdleje albo podleci do lustra i się temu przyjrzy , wymaca za wszystkie czasy, a na koniec ciche " Dziękuję " , ale było inaczej :P A jeszcze , że to z jego inicjatywy poszli w ślinę ... W tym momencie zaczęłam się śmiać ( oczywiście sarkastycznie )

    Miejmy nadzieję , że Kate tak jak to się zwykle robi tylko obrobi mu dupę w samotności i będzie go unikać , a pomysł z kuratorium jej przejdzie . Smutno by mi było :(

    Wiem , że kom taki bez ładu i składu ; powtórzenia , błędy itd. Ale miałam dzisiaj zryty dzień TT-TT Rozdział dodał adrenaliny i z niecierpliwością czekam na więcej ! :D ( Jak mogłaś ?! Polsatowe zakończenie ?! ) No , ale dzisiaj mi się wydawało , że trochę krótki ten post ... Dobra koniec trucia innym o pierdołach życia codziennego . Życzę weny :)

    -Lady Fox-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie szkoła, to uniwersytet! XD. Po zielsku to różnie. Każdy ma jakieś swoje wkręty, on miał akurat taką. Zresztą widać już chyba, że każde z nich trzyma się na dystans, a tak naprawdę szukają bliskości na swój sposób. Sebastian zwyczajnie dał się ponieść chwili xD.

      No a Kate... Po tym, co ona mu o sobie powiedziała, nie można się dziwić jej reakcji na to, co zrobił. To, jak ona się terwz zachowa, to zagadka xD. Taka tykająca bomba z niej teraz xD.
      Wybacz, że odpisuję tak późno, ale tak bardzo praca xD.

      Usuń

.