Dziwak z dyplomem – 16

Jak zapowiadałam: od dziś Dziwak w środy <3.

Dziękuję za 200 000 wyświetleń, jesteście wspaniali! :* 

Miłego!:*

=========================

— Pani… upoważnienie — zaczął zmieszany.
Przegrzebał papiery i wyciągnął w moją stronę nieco pogiętą kartkę z nagryzmolonym tekstem przepisanym z Internetu. Koślawe litery przypomniały mi, że ledwo wtedy dałam radę się podpisać, bo nawet nadgarstki mnie sabotowały.
— Zgadza się, moje. Coś jest z nim nie tak?
— Pani podpis nie zgadza się z tym, który składała pani na poprzednich dokumentach. W związku z tym jestem zmuszony cofnąć pani stypendium do wyjaśnienia sprawy — powiedział ze złośliwym uśmiechem na ustach.
— Może zapytamy grafologów?
— Grafologów?
— Mają zajęcia w budynku obok. Z chęcią udowodnię panu, że to mój podpis.
— Proszę nie robić sobie ze mnie żartów, to wygląda jak podpis dziecka! — uniósł się ponownie, a ja nie zdołałam się powstrzymać przed cichym chichotem.
— Bo jestem kaleką. Mam fibromialgię, tak między innymi – gdyby to pana interesowało. Ręka mnie bolała i ledwo dałam rade to napisać. Proszę, chodźmy do grafologów, przekona się pan — namawiałam.
Wzięłam upoważnienie i ruszyłam z nim do drzwi. Stawski wstał, minął mnie i stanął przed drzwiami, mierząc mnie wściekłym wzrokiem. Przestraszyłam się, kiedy przekręcił kluczyk. Pomieszczenie było dźwiękoszczelne – pewnie dlatego nalegał, żebym zamknęła drzwi, nie był przyzwyczajony do ciągłego hałasu. Wiedziałam więc, że nikt nie usłyszałby mojego wołania o pomoc.
— Czego pan właściwie chce? — zapytałam, starając się nie tracić zimnej krwi.
— Czego chcę, Kasiu? — zapytał kpiąco, przysuwając się do mnie.
Z ust cuchnęło mu marihuaną i kawą, prawie jakby zamienił się na gęby z Michaelisem, tylko u niego dochodziła do tego wyraźna nuta dymu papierosowego.
— Chcę, żebyś zapomniała o tym, co zrobił Sebastian. Jeśli kiedykolwiek piśniesz o tym słowo, zwyczajnie cię zniszczę. Wystarczy mój jeden podpis i pozbawię cię nie jednego, ale dwóch stypendiów. Sprawię, że nie znajdziesz pracy nigdzie w tym kraju, rozumiesz?
— A wie pan, że groźby są karalne?
— Nikt ci nie uwierzy. Po prostu zostaw Michaelisa w spokoju. Zapomnij o nim i o tym, co się wydarzyło.
— Czyli o czym? — odpowiedziałam, poddając się już.
Naprawdę się przestraszyłam, że może to zrobić. Słyszałam, że cała jego rodzina plątała się po uniwersytetach i to na nie byle jakich stanowiskach. Gdyby chciał, naprawdę mógłby mnie zrujnować, a jednak z samego copywritingu bym się nie utrzymała. Lepiej było odpuścić.
— Grzeczna dziewczynka. W takim razie sprawę uznaję za rozwiązaną. Życzę miłego dnia. Ach, i Kasiu… Będę miał na ciebie oko — zagroził mi jeszcze, a potem otworzył drzwi, uśmiechnął się ciepło i pozwolił mi wyjść.
Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Właściwie każdy normalny człowiek poszedłby z czymś takim na policję albo do dziekana, albo gdziekolwiek, ale ja nie chciałam robić sobie problemów. Za to wiedziałam już, że niepotrzebnie przestawałam nienawidzić dziwaka już po raz drugi tej doby.
~*~
Co chwilę niecierpliwie wpatrywałem się w zegarek, chociaż wiedziałem, że pilnowanie czasu i tak niczego nie zmieni. Miałem zajęcia, nie mogłem po prostu ich zignorować. Powinienem być chociaż odrobinę odpowiedzialny. Po tym, co poprzedniej nocy odwaliłem w gabinecie, musiałem ciężko pracować, żeby zachować pozory tej dorosłości. Zaczynałem odnosić wrażenie, że się do tego zwyczajnie nie nadawałem. Zbyt stary, by być młodym; zbyt głupi, by uchodzić za dorosłego. Utknąłem gdzieś po środku, nie potrafiąc ruszyć z miejsca.
Przez całe zajęcia nie mogłem się skupić. Popełniałem idiotyczne błędy, zagapiałem się i mogłem myśleć tylko o kawie, papierosach i rozmowie Michała z call girl. Myślałem, że gorzej już nie będzie, ale kiedy zajęcia się skończyły, poczułem niesamowity ścisk w żołądku. Zdawało mi się, że zwymiotuję, ale jakoś udało mi się powstrzymać, za to zupełnie mnie zamroczyło i wpadłem na kabel, który łączył rzutnik z laptopem. W konsekwencji komputer spadł na podłogę i, mówiąc kolokwialnie, rozpierdolił się w drobny mak, a rzutnik… Właściwie nikt nie powinien mieć mi za złe, ze dałem władzom wydziału powód, by zmienić ten szmelc. Byłem nawet skłonny zapłacić za nowy.
Pozbierałem resztki elektroniki, wsypałem je do pokrowca od laptopa i wyszedłem z sali, żeby na kwadrans zabunkrować się w pokoju pracowniczym. Miałem gdzieś, że nie można było w nim palić. Byłem sam i nie miałem zamiaru wychodzić przed budynek. Chyba bym zwyczajnie uciekł, spotykając Kate na ulicy…
Sięgnąłem po telefon, wstukałem przyklejony do słuchawki numer do sekretariatu i usiadłem na parapecie, strącając popiół za okno.
— Dzień dobry, mówi Michaelis z ósemki. Nastąpił mały wypadek ze sprzętem… Tak, rzutnik i laptop. Nie, nie dam rady go włączyć. Proszę się uspokoić, zapłacę za nowy sprzęt, tylko… — uciąłem, nie mogąc przekrzyczeć histeryzującej kobiety.
Jakby naprawdę stała się jakaś tragedia… Sięgnąłem do kieszeni po tabletki i wyciągnąłem niewielkie pudełeczko. Wybrałem jedną malutką w kształcie łezki i połknąłem ją, zapijając kawą. Nie wiem, jak lek uspokajający zamierzał współgrać z kofeiną, ale właściwie niewiele mnie to obchodziło. Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania tak, że gorzej i tak już być nie mogło.
— Uda się pani załatwić coś na zmianę? Jutro rano przyniosę nowy komputer i rzutnik. Tak, żaden problem, tak. Dobrze, przyjdę…
Odłożyłem słuchawkę i zakląłem pod nosem. Brakowało mi tylko wycieczek po obcym budynku. Dobrze, że chociaż mogłem dojechać na piąte piętro windą. Niby klatka schodowa nie była jakaś bardzo wąska, ale wolałem unikać chodzenia po niej, jeśli miałem jakieś inne wyjście. Dopaliłem papierosa, wyrzuciłem nadpalony filtr za okno i wyszedłem z pokoju, udając, że sprawdzam coś arcyważnego w telefonie – na wszelki wypadek, gdyby na zdezelowanej kanapie siedziała call girl.
Nie siedziała, ale mimo to lepiej było nie ryzykować. Wjechałem windą, stanąłem oko w oko z przerażoną blondynką i w sumie nie wiem, jak do tego doszło, ale zaczęła mi się wypłakiwać na ramieniu. Zapewniłem, że następnego dnia, z samego rana, przyniosę tę cholerną elektronikę. Wcale mi się nie uśmiechało wstawanie przed ósmą, szczególnie po nieprzespanej nocy, ale widać nie miałem wyjścia. Los dalej się na mnie mścił, a był w tym naprawdę mistrzem.
Dostałem jakiegoś ciężkiego kolosa, a do tego jeszcze rzutnik. Nie wiem, skąd oni mieli taki sprzęt, ale byłem pewien, że nawet w najbiedniejszych domach dziecka mieli lepsze. Postanowiłem, że kupię im po zajęciach taką elektronikę, że szczęki wszystkim opadną do samego piekła. Właściwie nie wiedziałem, czemu mi na tym zależało ani co miałbym w ten sposób udowodnić, ale czasu i chęci na zastanawianie się nad tym również nie miałem.
Wróciłem z tą nieporęczną elektroniką do pokoju, szczęśliwie unikając spotkania ze studentami. Bezczelne gnojki władowały się do sali same, uznając, że skoro zostawiłem otwarte drzwi, to im wolno. Samowolka na UW była odpychająca, ale wyjątkowo nie zamierzałem tego komentować, bo przynajmniej udało mi się uniknąć niechcianego spotkania.
Niestety kilka minut później musiałem zacząć zajęcia i przekonałem się, że jedna tabletka to zdecydowanie za mało. Obecność Kate wprawiała mnie w ogromny dyskomfort. Język plątał mi się jeszcze bardziej niż na poprzednich zajęciach – choć nie byłem pewien czy to wina stresu, czy nieodpowiedniej mieszanki leków. W trakcie wykładu podjąłem jednak decyzję: kazałem jej zostać po zajęciach, żeby wyjaśnić sprawę.
~*~
Nie zamierzałam nawet komentować bezczelności Michaelisa. Na forum całej grupy kazał mi zostać po zajęciach – tak, jakbym nie wiadomo co zrobiła – bo wiedział, że nie będę mogła odmówić. Perfidny buc. Jego goryl dopiero co zabronił mi z nim rozmawiać, a tu proszę, już pod górkę!
Uznałam jednak, że zostanę. Nie miałam nic do stracenia. Nic, poza pieniędzmi, ale jakoś mało mnie to wtedy obchodziło. Bardziej byłam ciekawa tego, co powie. Może chce przeprosić? Nie wiem, na co ja liczyłam, bo kiedy tylko zajęcia dobiegły końca i zostaliśmy sami, usłyszałam z jego ust „nie powiesz nikomu, prawda?”, jakbym wcale nie musiała tego przyznawać ostatnio ze trzy razy.
— Czy twoja bezczelność ma jakieś granice? — zapytałam wściekła, tracąc nad sobą kontrolę.
— Słucham?
— Najpierw robisz mi coś takiego, tak – ty robisz, bo ja za nic w świecie bym się na to nie zgodziła. Potem przybiegasz do mnie, żeby się upewnić, że nie zniszczę ci życia, a już to, że ty pieprzysz moje, masz głęboko w dupie. Potem szczujesz mnie gorylem, który grozi, że odbierze mi niezbędne do życia środki, a teraz jeszcze sprawdzasz, czy posłuchałam jego groźby?! Więc wiedz, że posłuchałam! Miałam się na ciebie nie wściekać, bo się uspokoiłam i to przemyślałam, ale ty to wszystko spierdoliłeś. Nie dziwię się, że nie masz wokół siebie nikogo poza tym kretynem. Dziw bierze, że on chce się z tobą zadawać — wykrzyczałam mu w twarz wszystko, co przychodziło mi na myśl, pomijając to, co bolało mnie najbardziej: że irracjonalnie myślałam, że staniemy się swego rodzaju bardzo dalekimi znajomymi, a on to tak bezdusznie przekreślił.
— Co zrobił Michał?! — zapytał wyraźnie zszokowany.
— Nie udawaj idioty. Powiedział, że jak się od ciebie nie odczepie – tak jakby w ogóle czegoś od ciebie chciała – to mi odbierze stypendium! A jak mam się odczepić, jak mnie zatrzymujesz po zajęciach? Nie wszyscy srają hajsem, Michaelis, nie poradzę sobie bez tych pieniędzy…
— Co za kretyn, przecież mówiłem mu, że ma tego nie robić…
— Więc jednak twój goryl — prychnęłam gorzko.
— Nie, to nie tak. Cholera. Poprosiłem go, żeby… To bez sensu — miotał się, żeby w końcu zrezygnować.
No i dobrze, wcale nie chciałam słuchać jego tłumaczeń. Czułam się fatalnie, byłam zmęczona, zdenerwowana i chciało mi się płakać. Na dodatek potwierdził, że nasłał na mnie kolegę. Jakby moje zapewnienie nie wystarczało. Nie wiem, kiedy dałam mu powód, żeby wątpić w moje obietnice, ale to był najmniejszy problem.
— Oficjalnie masz mnie z głowy — oświadczyłam i odwróciwszy się, ruszyłam do drzwi.
— Czekaj!
Niechętnie spojrzałam na niego przez ramię, kpiąc w myślach, że to zaczynało wyglądać jak jakiś idiotyczny serial dla nastolatków. W końcu wszyscy byliśmy wychowani na telewizji, nic dziwnego, że przenosiliśmy te wyidealizowane, nader dramatyczne sceny do codziennego życia w pogoni na emocjami, których nam brakowało.
— Wyjaśnię ci to. Powinniśmy porozmawiać, jestem ci to winien. Pójdź ze mną do Złotych Tarasów, wszystko wytłumaczę — powiedział zupełnie inaczej niż dotąd; tak, jakby naprawdę zależało mu na tym, żeby to wyjaśnić, a że scena była tak do bólu filmowa, dałam się porwać mimo wszelkich głosów logiki.
— Dobra.
W końcu mieliśmy być wśród ludzi. Tam już nic nie mógł mi zrobić. Powiedział, że zepsuł komputer i rzutnik i zobowiązał się do kupienia nowych, więc gdybyśmy kogoś spotkali, możemy powiedzieć, że zwyczajnie mu pomagam, bo się na tym znam. A fakt, że się nie znałam, mogliśmy przemilczeć, bo kogo to obchodziło. Nikt nigdy mnie nie pytał, jaki jest mój stopień zaawansowania wiedzy w zakresie rzutników i projektorów (o ile to nie jest to samo…), więc przykrywka, której potrzebował w zasadzie tylko on, wydawała się solidna.
~*~
Nie umiałem tego tak zostawić. Michał oczywiście mnie nie posłuchał i tylko nastraszył tę biedną dziewczynę. A przecież to ja byłem winny całemu zajściu. Nie mogłem pozwolić, żeby martwiła się o pieniądze z mojego powodu, to było zwyczajnie nie do przyjęcia. Dlatego wyszedłem z tą idiotyczną propozycją, nie wiedząc właściwie, co ja wyprawiam. Powinienem chyba zupełnie odpuścić sobie doszukiwanie się logiki w swoich czynach, bo zwyczajnie jej tam nie było.
Zebrałem swoje rzeczy i razem z call girl pojechaliśmy do centrum handlowego. Nie znosiłem takich miejsce: pełne ludzi, pełne sklepów, wszędzie ruch, hałas i rozpraszające światła. Nie wiedziałem jednak, gdzie indziej mógłbym szybko kupić sprzęt, więc nie miałem wyjścia. Poza tym to było dobre miejsce, byśmy porozmawiali. W otoczeniu ludzi nie musiała się martwić, że znów ktoś będzie ją szantażował, a ja nie musiałem się martwić, że ktoś pomyśli sobie, że mam wobec niej jakieś złe zamiary. Prywatna rozmowa z sali zajęciowej wyglądała znacznie gorzej.
Zakupy poszły stosunkowo szybko. Wziąłem najdroższy rzutnik i najdroższego, cieniutkiego laptopa z odpowiednim wejściem. Wydałem kupę formy, ale nie dbałem o to. Dziewczyna kupiła sobie słuchawki. Właściwie ja je kupiłem. Ona chciała wydać dwadzieścia złotych na jakiś tani szmelc, który przestałby działać, zanim zepsułby jej słuch zniekształconymi dźwiękami. Chciałem być miły, dlatego wybrałem jej coś porządnego. Uznałem, że w ten sposób może chociaż trochę uda mi się zrekompensować jej to, co zrobiłem.
Była do tego nastawiona niezwykle sceptycznie. Przebąkiwała coś o galeriankach i dziwkach, ale ktoś, kto kazał mi się nazywać per „call girl” nie powinien robić problemów o coś takiego i kiedy jej to wytknąłem, uległa. Zaskoczyła mnie własna stanowczość – to pierwsza rzecz tego dnia, z której byłem chociaż odrobinę zadowolony.
Z elektroniką w siatkach poszliśmy na najwyższe piętro, do części, którą młodzież nazywała food courtami. Same fast foody, wszystkie miejsca na odkrytej przestrzeni i to paskudne żarcie… Nie wyobrażałem sobie kupowania tam czegokolwiek.
— Może jednak pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce? — zaproponowałem nieśmiało, ale dziewczyna uparła się, żebyśmy zamówili jakieś kanapki i usiedli przy balustradzie.
Nie miałem zbytnio wyjścia. Zgodziłem się. Zapłaciłem za nasze jedzenie, choć sam wziąłem kanapkę tylko dla towarzystwa. Do tego mocną, czarną kawę. Zajęliśmy miejsca przy stoliku i nastała niezręczna cisza. Dziewczyna jadła, co chwilę na mnie zerkając, a kiedy nie udało mi się odgadnąć, po co to robiła, odłożyła kanapkę i mi wyjaśniła.
— Miałeś się wytłumaczyć. Więc tłumacz. Zjem i spadam do domu.
— Racja… — westchnąłem zrezygnowany.
Nie wiedziałem, od czego mam zacząć ani co właściwie powiedzieć, żeby odpowiednio mnie zrozumiała. Michał był idiotą, ale w końcu sam poprosiłem go o pomoc. To moja wina. A to, co zrobiłem? Nie umiałem tego wyjaśnić.
— Tamtego dnia wziąłem za dużą dawkę leków. Nie wiedziałem, co robię. To mnie nie tłumaczy, chociaż chciałbym, żeby tak było… — zacząłem skruszony, ale nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia; nie poddając się, kontynuowałem więc: — Wiem, co przeszłaś, wiem, że zrobiłem coś okropnego, a moja reakcja była jeszcze gorsza. A potem spanikowałem i zadzwoniłem do Michała. Kazałem mu obiecać, że nie zrobi niczego takiego, ale on chyba nie zna innego sposobu. Zapewniam cię, że nie pozwolę, żeby odebrał ci pieniądze. Tylko tak straszył. A jeśli ci je odbierze, pokryję koszty twojego utrzymania, dopóki ich nie zwróci — wyjaśniłem i zacząłem wpatrywać się w nią pełen nadziei.
Liczyłem na to, że mnie zrozumie. Powinna, przecież tak samo, jak znałem jej historię, ona znała moją i wiedziała, że nie byłem do końca normalny. W ogóle nie byłem normalny. Cały czas miałem ochotę rzucić się tam na dół i to wszystko zakończyć. Dlatego wyciągnąłem tabletkę i połknąłem ją bez zapijania, żeby nie denerwować Kate, że znów popijam kawą.
— Aha — odpowiedziała obojętnie, kończąc kanapkę.
Dopiła sok, podniosła się i spojrzała na mnie chłodno.
— To niczego nie zmienia. Wracam do domu, do widzenia, profesorze — mruknęła i odeszła.
Tak zwyczajnie, jakby nigdy nic, jakbym wcale nie wyjaśnił jej tego, co zaszło. Mogłem się spodziewać, że to niczego nie zmieni, ale naprawdę liczyłem na to, że jednak coś osiągnę. Call girl była dla mnie właściwie nikim, ale kiedy znikała w tłumie ludzi, z każdą chwilą czułem się bardziej zdruzgotany. Jakbym ponownie stracił coś ważnego, tym razem przez własną głupotę.
Siedziałem tam jeszcze z pół godziny, póki z letargu nie wyrwał mnie dzwoniący telefon. Michał pytał, gdzie się szlajam. Miał mi do przekazania dobre wieści. Nie miałem nawet siły opieprzać go przez telefon. Gdy wróciłem do domu też nie miałem na to siły. Kazałem mu tylko wynieść się z mojego mieszkania możliwie najszybciej, a potem zamknąłem się w sypialni i zaległem w łóżku.


5 komentarzy:

  1. Czekam na kolejną część!<3

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boziu ... Zapominam o tej środzie . Ale przejdźmy do rozdziału .

    Mam ochotę Michałowi ( tak jak Sebastian ) rozpierdolić ten jego zakuty łeb .Jak próbował zapewnić Sebastianowi spokój to brzmiało to jak , eeee .... nieco bardziej awersyjna wizyta starego pryka w dwu gwiazdkowym burdelu . Mam do tego mieszane uczucia , ale fajnie :D ( tak , to nie ma sensu xd ) Tylko szkoda mi Kasi , bo trudno byłoby się na jej miejscu nie posrać , gdy grożą ci , że zabiorą dochód i zrujnują przyszłość .

    Ale Michaelis jest mi nie mniej obojętny . Biedak się nawabi depresji ( o ile już jej nie miał ) . Do tego Kasia przy rozmowie go tak oschle potraktowała ( ale się jej nie dziwie ) , że zwyczajnie człowieka szkoda . Lecz jedno jest pewne : Ten art na końcu jest super ! Trochę ostatnio jest ciężko , bo wszystkie ich problemy się namnażają , ale i tak czekam aż się wreszcie uspokoi .

    Ogólnie wszystko świetnie ( tylko smutno T-T ) , więc życzę weny i do następnej środy ! :D

    - Lady Fox -

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życie, a w życiu zawsze jak się problemy zwalają, to wszystkie na raz xD. Ale spoko, w końcu się trochę unormuje. Albo i nie xD. Ciężko powiedzieć xD.
      Ja wien, tu czasem ciężko się zdecydować, czy coś się podoba czy nie, ale uznaję to w zasadzie za sukces xD. Dzięki za komcia i do zobaczenia za tydzień :*.

      Usuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny, końcówka jeszcze lepsza :)
    Czekam na kolejny rozdział!:)

    OdpowiedzUsuń

.