Wczoraj był White Day, dostaliście coś? A może coś daliście?
Ja daję Wam dzisiaj kolejny rozdział perypetii dwójki aspołecznych kalek xD. Aż dziwne, że aż tak to się niektórym podoba. Nie, żeby mi to przeszkadzało, bardzo się cieszę <3. Ale nie sądziłam, że Dziwak dorobi się minimalnej liczby ponad dwustu wyświetleń i to w tak krótkim czasie. Jesteście wspaniali, że to czytacie! :)
No, dosyć słodzenia, cukrzyca to nie przelewki:P.
Miłego! ;*
==============================
Miałam zachować
powagę i dystans, a wyszło mi bycie oziębłą, wielce wkurwioną suką, która z
niego kpi. W końcu dałam sobie spokój z dbaniem o to, co o mnie pomyśli.
Odsunęliśmy się od siebie, w sumie nie bez powodu, i raczej nie było czego
naprawiać, ale chciał się tłumaczyć, a ja bardzo chciałam, żeby to zrobił, bym
mogła mu wybaczyć i… W sumie na tym moje wyobrażenia się kończyły, bo niby
czego oczekiwałam?
Biorąc pod
uwagę, że kupił Tea Booka Basilura, mogłam wyobrażać sobie sporo, starałam się
jednak tego nie robić. Siedziałam z kubkiem w dłoniach i kotem na kolanach,
czekając, aż powie, co miał do
powiedzenia.
— Więc to moja
wina, przyznaję, przepraszam. Masz pełne prawo mnie nienawidzić, ale chciałbym…
— uciął wyraźnie zdenerwowany.
Serce zabiło mi
nieco mocniej. Zacisnęłam dłonie na kubku, starając się nie okazywać żadnych
emocji. Nie było łatwo, bo dawno nie czułam się tak niezdrowo podekscytowana,
jakbym oglądała jakiś film i żarliwie kibicowała bohaterom, by się pogodzili,
żebym za chwilę mogła się cieszyć, że znów ich coś rozdziela… Wspominałam, że
niezdrowo podekscytowana, prawda?
— Powiem
wprost. — Nagle zmienił ton; chyba męczyło go owijanie w bawełnę. — Chcę
utrzymywać z tobą prywatną, neutralną relację. Od czasu do czasu porozmawiać,
unikając świadków z wiadomych powodów. Móc zwrócić się do ciebie o radę i co
tam jeszcze charakteryzuje znajomych. Nie mam ich zbyt wielu. Jeśli to możliwe,
to powiedz. A jeśli nie… Też powiedz.
Wyznanie
przyniosło mu mnóstwo ulgi. Westchnął, rozluźnił się, a potem drżącymi rękami
przewrócił kubek. Zaklął pod nosem, rzucił naczyniem w ścianę, a potem poszedł
do kuchni po szmatę. Przetarłszy stół, spojrzał na mnie przepraszająco i znowu
wyszedł, by po kilku minutach wrócić z kubkiem kawy w ręku. Starał się pokazać,
że chce się pojednać, ale widocznie emocje go przerosły.
I miał rację,
nie był dobry w relacjach międzyludzkich. W zasadzie był jeszcze gorszy ode
mnie, chociaż dotąd nie widziałam, żeby go tak nosiło. Za to miał głębokie
cienie pod oczami i kiedy cała przytulna otoczka opadła, odniosłam wrażenie, że
chyba nie brał leków, bo wyglądał jakoś gorzej niż dotąd.
Kiedy wrócił,
wyraźnie chciał, żebym udzieliła jakiejś odpowiedzi. Gdybym tylko wiedziała, co
powinnam powiedzieć… Chciałam się zgodzić, ale obawiałam się. Jeśli przystanę
na jego propozycję, to będę dla niego kim? Sekretną znajomą? Chyba nie zdawał
sobie sprawy, ale to ciągnęło romansem bardziej, niż gdyby jawnie obnosił się z
tym, że koleguje się ze studentką. Poza tym ja chyba nie chciałam być jego
tajemnicą. Zasługiwałam na to, by otwarcie mówić o tym, o czym chcę. Wprawdzie
nie zamierzałam jakoś szczególnie obnosić się z naszą znajomością, ale uważać
na każde słowo, by przypadkiem mi się nie wymsknęło, że profesor Michaelis
poprosił, żebym nakarmiła jego kota, to już była lekka przesada.
Dlatego właśnie
nie odpowiedziałam od razu. Uznałam że skoro tak nagle to na mnie zrzucił,
należy mi się chwila na przemyślenie. Nieważne jak bardzo było mu to nie na
rękę. Usiadłam wygodnie na kanapie, podkurczając dla odmiany nogi i opierając
brodę na kolanach, a potem zaczęłam rozglądać się po pokoju, popijając herbatę.
Michaelis udawał, że wcale się we mnie intensywnie nie wpatruje, ale mu nie
wychodziło. W końcu nie wytrzymał. Wyciągnął paczkę papierosów, poczęstował
mnie jednym i zapaliliśmy, wciąż trwając w ciążącym milczeniu.
~*~
— Widziałem cię
na iluminacji — mruknąłem znad kubka kawy.
Nawet się nie
zorientowałem, kiedy zupełnie porzuciłem maskę dojrzałego podwójnego doktora i
sam skompresowałem się w fotelu, siedząc w pozycji łudząco podobnej do tej, w
której znajdowała się dziewczyna. Podsunięte do piersi kolana pomagały mi
opanować skurcze w brzuchu, które doskwierały mi, odkąd przekroczyła próg.
Chciałem, by w
końcu odpowiedziała. Zdecydowała, czy chce dalej ze mną rozmawiać, czy już
zawsze będziemy się ignorować. Potrzebowałem tej pewności, by móc ruszyć dalej
ze swoim żałosnym życiem. Byłem dorosły, samodzielny, wykształcony – ciężko na
to pracowałem, łudząc się, że sukcesy w pracy dadzą mi poczucie stabilności i
własnej wartości, ale wystarczyła jedna nowa osoba w moim życiu, by to wszystko
zepsuć. Mydlana bańka złudzeń pękła i ujrzałem swoje życie takim, jakie było
naprawdę, a to, co widziałem, zwyczajnie mnie dobijało.
Starzałem się,
lata przeciekały przez moje palce, a jedyne, co udało mi się osiągnąć, to
pozory normalnego życia. W rzeczywistości jednak byłem zakompleksionym,
zagubionym dzieciakiem, który rozpaczliwie pragnął akceptacji, choć wmawiał
sobie przez cały czas, że nie potrzebował ludzi.
W zasadzie nie
potrzebowałem LUDZI, tylko CZŁOWIEKA. Kogoś, kto podobnie jak Michał, zrozumie
mnie i zaakceptuje, ale w przeciwieństwie do Stawa, będzie miał bardziej
stonowany charakter, szacunek do moich dziwactw i potrzeb. Pragnąłem
prawdziwej, stuprocentowej akceptacji i z tęsknoty za nią chciałem upatrywać
jej w pierwszej nowopoznanej, życzliwej osobie. Pech chciał, że była nią
Katarzyna, która chyba jednak nie miała ochoty kontynuować znajomości. Czy w
innym wypadku zwlekałaby tak długo?
— Ja ciebie
nie. Czemu się nie przywitałeś? — zapytała, przerywając moje pogrążanie się w
beznadziei.
— Byłaś z
koleżankami.
— Ach, racja.
Pomyślałyby coś — parsknęła kpiąco.
— Nie o to
chodziło. Miałem zły dzień. — Nie chciałem, by miała mnie za tak małostkowego
buca, jakim byłem na co dzień, wolałbym dać jej się poznać od tej strony, którą
ukrywałem przed światem w obawie o niezrozumienie, ale to nie miało sensu.
Znów nastała
chwila milczenia. Nie miałem pomysłu na żaden temat, który by ją przerwał.
Chciałem wykpić się pracą i zakończyć to spotkanie. Oczekiwanie mnie
wykańczało. Czułem, jak biodra i kolana zaczynają mi doskwierać, ale nie
zamierzałem się wiercić, jeszcze by się domyśliła, że coś mi jest, a
współczucia akurat wcale od niej nie chciałem. Chyba że miałaby kodeinę, wtedy
przyjąłbym końską dawkę współczucia w postaci musującej tabletki zmieszanej z
jakąś whisky.
— Jeśli mamy
być… czymś — mruknęła po japońsku.
Poruszyłem się
nerwowo i spojrzałem na nią, ale natychmiast spuściłem wzrok.
— Nie zamierzam
być twoją tajemnicą. Jeśli jesteś w stanie po prostu się ze mną zadawać, możemy
spróbować. Trochę mi cię brakowało…
Słysząc
końcówkę jej wypowiedzi, poczułem przemożną potrzebę przytulenia się do niej.
Zwalczyłem ją jednak, ograniczając się jedynie do ciepłego uśmiechu. Dotykając
ją, tylko bym wszystko zepsuł.
— Spróbuję —
odpowiedziałem, odstawiając kubek na stół.
To raptem jedno
słowo, ale wiązało się z nim ogromne zobowiązanie i jeszcze większe ryzyko.
Musiałem zapalić, chyba bym zdechł, gdybym tego nie zrobił.
— Tylko więcej
mnie nie całuj, dobra?
— Wcale nie
zamierzałem.
— Dobra. W
takim razie jesteś mi winien jedno takie kretyńskie zachowanie, więc bądź
gotów. Nie znasz dnia ani godziny. Na osobności lub w towarzystwie, jeszcze nie
wiem. Zrobię coś podobnego, zobaczymy, jak ty się zachowasz — odparła walecznie
i chociaż z przerażenia przeszły mnie ciarki, w jej głosie wybrzmiała nuta
rozbawienia i zadziorności, które kojarzyłem z czasów, zanim zepsułem to coś,
co było między nami.
~*~
Wcale nie
planowałam szantażować dziwaka, ale poczułam się niepewnie, zgadzając się na
jego propozycję, więc dorzuciłam coś złośliwego. Od razu poczułam się lepiej,
kiedy dla odmiany to on się wzdrygnął i spojrzał na mnie z lekkim strachem w
oczach. Musiałam kontrolować sytuację, inaczej źle bym się czuła.
Kot zeskoczył
ze mnie i próbował przytulić się do swojego zwiniętego w fotelu pana, ale ten
ani myślał się ruszać, więc Ame fuknął zirytowany i położył się na oparciu
siedziska. Obserwowałam, jak Michaelis tłumaczył kotu, że ma prawo do komfortu,
cały czas podśmiewając się z niego pod nosem. Wyglądali razem niezwykle uroczo,
a kiedy dziwak poznał moją decyzję, nieco się zrelaksował i znów, gdy na niego
patrzyłam, czułam się przytulnie. Na dodatek w tym swetrze było mu do twarzy.
Nie przypominał
już akademickiego wykładowcy, tylko zwykłego, młodego-dorosłego, jak się teraz
podobno mawiało, chociaż mnie to się zawsze kojarzyło z pewną grą komputerową
imitującą życie, w której notabene też nigdy mi nie szło. Cieszyłam się w duchu,
że mogłam oglądać go w naturalnym środowisku, zachowującego się tak swobodnie,
jak chyba jeszcze nigdy. Chociaż im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej
odnosiłam wrażenie, że coś było nie tak.
— Sebastian,
zaparzysz mi kolejną? — poprosiłam, odstawiając kubek z głośnym stukotem, by
skupić na nim wzrok dziwaka, gdy z grymasem na ustach rozprostowywałam nogi.
Bolało, bo jak
kretynka zastygłam w bezruchu na ponad kwadrans. Nie powinnam była się
zapominać, ale stało się. Podejrzewałam też, że jemu dolega coś podobnego,
jeśli nie to samo. Oczywiście nie zamierzałam przenosić naszej znajomości na
kolejny stopień tak szybko, na mówienie o chorobach i spowiadanie się z całej
fizjologii, i innych takich medycznych terminów, jeszcze nie była pora. Dlatego
właśnie chciałam go podpatrzeć, by się dowiedzieć, nie dając niczego od siebie
– to było w porządku.
Profesor
westchnął pod nosem, widocznie się zapominając, a chwilę później uśmiechnął się
i zapewnił, że za chwilę przygotuje kolejną herbatę, tylko najpierw dopije
kawę. Przytaknęłam, brzmiało sensownie. Nie zachowywał się tak, jakby chciał
odwrócić moją uwagę, ale i ja nie przyglądałam się zbyt nachalnie. A że
większość życia tylko przypatrywałam się innym, opanowałam dyskrecję do
perfekcji – kiedy o tym pamiętałam, oczywiście.
W końcu dopił.
Powoli podniósł się z siedziska, nieco sztywno, jakby się zastał, ale po jego
twarzy nie było widać, by sprawiało mu to ból. Z jednej strony się cieszyłam,
bo nikomu nie życzyłam tego, co czuła, ale z drugiej zaczęło mi towarzyszyć
irytujące uczucie zawodu. Dobrze byłoby mieć kogoś, kto czuje to samo i
rozumie. Ale wolałam, by był zdrowy.
Poszedł do
kuchni, a ja skorzystałam z okazji i wstałam, by przejść się po salonie,
rozprostować kości i porozglądać się, by dowiedzieć się o Sebastianie czegoś
więcej.
~*~
Sądziła, że nie
widziałem, jak podejrzliwie zerkała na mnie kątem oka, ale myliła się. Przez
lata nauczyłem się ukrywać wszelkie swoje dolegliwości – oczywiście te, które
ukrywać się dawało – dlatego wiecznie pozostawałem czujny. Nauczyłem się nawet
nie okazywać bólu do tego stopnia, że przy czwartej „drugiej opinii” lekarz
uznał, że nic mi nie jest, bo nie zareagowałem grymasem na twarzy ani
charakterystycznym odsuwaniem się podczas badania. Po prostu przywykłem, nie chciałem
być obiektem współczucia i komentarzy, jak ci wszyscy chorzy na raka, o których
już nawet nie mogłem słuchać, bo momentalnie robiło mi się słabo.
Wstawiłem wodę,
nasypałem herbaty i kawy do kubków, a potem rozejrzałem się po kuchni w
poszukiwaniu ukrytych zapasów tabletek. Michał oczywiście zabrał wszystko, a do
spotkania z nim zostało jeszcze sporo czasu. Na szczęście znalazłem dwie
tabletki ukryte w woreczku na dnie i szarym końcu szuflady ze sztućcami. Tak,
zachowywałem się jak ćpun, ale czasem miało to swoje dobre strony.
Leki
rozpuściłem w wodzie z kranu – nie lubiłem tego robić, przegotowana była
niedobra i niezdrowa, ale tym razem nie wybrzydzałem. Przynajmniej niedługo
miało przestać mnie boleć. Chwilę później czajnik dał znać, że woda się zagotowała
i mogłem wrócić do salonu z dwoma kubkami i propozycją, która napłynęła do mnie
wraz z uśmierzającą ból substancją. Przemknęło mi przez myśl, że może się
naćpałem, ale ostatecznie pomysł nie był aż tak okropny, chyba.
Usiadłem z
powrotem w fotelu, wcześniej częstując dziewczynę papierosem. W głowie mój
pomysł wydawał się sensowny i prosty w realizacji, bo mój mózg zapomniał, że
jestem aspołecznym gałganem w powyciąganym swetrze, w którym tylko dzięki
niskiej temperaturze w mieszkaniu nie było mi zbyt gorąco. Miałem ochotę go
ponosić, więc stworzyłem sobie odpowiednie warunki – zalety nowoczesnych
mieszkań i inteligentnej klimatyzacji.
Zaciągnąwszy
się kilkukrotnie, poczułem się gotowy, by podjąć rzucone sobie wyzwanie.
Wcześniej jeszcze tylko wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem smsa do
Michała. Nie chciałem, żeby mi przeszkadzał, tę sprawę trzeba będzie załatwić,
ale na to musiałem jeszcze trochę poprzygotowywać się psychicznie.
— Kaaa… siu? — Genialny początek, brawo! Jestem idiotą!
— Seeebastianie?
— przedrzeźniła mnie.
Czułem, jak się
rumienię. Wycofałem się i skupiłem na papierosie. Może to znak, żebym dał sobie spokój? Nie chciałem. Chociaż raz
pragnąłem zrobić to, co wymyśliłem, nie uciekając jak dziecko. Wypadało
przekonać samego siebie, że było się dorosłym mężczyzną, a nie przerażonym
smarkiem.
— Nie
zechciałabyś spędzić ze mną dnia? — Zrobiłem
to! A teraz trzeba przyjrzeć się swojemu odbiciu w herbacie, to fascynujące,
intrygujące i… Wcale nie uciekam wzrokiem!
— Nie. —
Usłyszałem w odpowiedzi cichy głos.
Momentalnie
zalała mnie fala gorąca i byłem prawie pewien, że do oczu wzbierały mi łzy –
tak w ramach dojrzałości i męskości. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale
przecież oczywistym było, że nie zechce u mnie zostać. Bo z jakiej racji? Pewnie
miała plany, chociażby wpatrywanie się w sufit oferowało więcej niż ja. Nie
należałem do najciekawszych, chyba że kogoś fascynowały odchyły od normy
psychofizycznej.
— Czekaj, nie,
chwila — dodała, kręcąc głową na boki. — Nie nie zechciałabym, a nie: nie, nie
zechciałabym — wyjaśniła, a ja do reszty zdurniałem.
— Pastwisz się
nade mną w ramach zemsty?
— Nie, właśnie
zrozumiałam, że w zależności od tego, czy po „nie” w niemym dopowiedzeniu,
którego z lenistwa nie użyłam, byłby przecinek bądź mnie, to całkowicie zmienia
sens wypowiedzi — kontynuowała pokrętny wywód. — Chodziło mi o to nie, które
znaczy, że mogę zostać.
— Naprawdę?! —
wyrwało mi się z roztargnienia, oczywiście sprawiając, że zaczęła patrzeć na
mnie z powątpiewaniem, czego nawet nie mogłem mieć jej za złe.
— Nie ciesz się
tak, bo zmienię zdanie. I tak nie wiem, co mielibyśmy robić.
— Ja też nie —
przyznałem, mrucząc pod nosem. — Chciałem tylko spędzić z tobą trochę czasu —
dodałem niemal bezgłośnie, jakbym szeptał do kawy, ale na szczęście chyba nie
słyszała.
Co ja w ogóle wyprawiam?! Na co mi to?
Mogłem nie odwoływać Michała, on przyniósłby chociaż tabletki! – karciłem się w myślach. Z jednej
strony się ucieszyłem, ale z drugiej dotarło do mnie, że za grosz tego nie
przemyślałem. Nie miałem filmów, gier, konsoli… Niczego, co mogłoby
zainteresować normalnego człowieka. Przecież nie dam jej w ramach ciekawostki
mojego doktoratu do poczytania, to by było idiotyczne.
~*~
Dziwak
przekroczył kolejną granicę zdziwaczenia, prosząc, bym z nim została. Ale,
prawdę mówiąc, bardzo chciałam, żeby mi to zaproponował. Nie sądziłam tylko, że
to możliwe. Miałam przy sobie telefon i ładowarkę – bo bez tego nie ruszałam
się nigdzie. Kartę i dokumenty też wzięłam, więc nic nie trzymało mnie w domu.
Praca mogła poczekać – nie miałam deadline’ów, a znajomi nie umrą, jeśli przez
jeden dzień nie będę odpisywać na ich wiadomości. Mogłam spędzić czas z kimś,
kto chciał mnie poznać, a co ważniejsze – kogo ja chciałam poznać, wbrew logice
i instynktowi samozachowawczemu.
— Co będziemy
robić? — zapytałam, rozsiadając się swobodnie na kanapie.
— Nie mam
pojęcia, dopiero to wymyśliłem — odpowiedział rozbrajająco szczerze.
Wyglądało na
to, że znaleźliśmy się w jednej z tych sytuacji, które zawsze bawiły mnie na
filmach: dwoje ludzi, którzy nie wiedzą, co wspólnie robić i za nic nie
odnajdują się w społeczeństwie, nagle zostają na siebie skazani i zachowują się
jak dwójka ćwierćinteligentów z problemami motorycznymi.
— To może na
początek usiądziesz obok, żebyśmy mogli udawać, że rozmawiamy, dopóki nie
wymyślimy czegoś komfortowego? — zaproponowałam, przesuwając się na róg kanapy
tak, że niemal wcisnęłam oparcie między żebra.
— Dobry pomysł
— westchnął i podszedł do kanapy jak na skazanie.
Gdy usiadł,
milczeliśmy dłuższą chwilę, dopóki nie wyrwało mu się japońskie, pieszczotliwe
określenie kota. Chwilę później jakoś naturalnie zaczęliśmy rozmawiać w obcym
języku o zwierzętach, studiach i wszystkim innym. Chociaż mówił znacznie lepiej
ode mnie i w wielu sytuacjach wychodziły mi niegramatyczne konstrukcje bez ładu
i składu – które nagminnie poprawiał – a słówka, których nazw nie znałam bądź
nie pamiętałam, zastępowałam opisem, po japońsku rozmawiało nam się niezwykle
swobodnie. Jakby fakt, że to nie nasz ojczysty język, sprawiał, że nasze opinie
i myśli były bardziej anonimowe – zapewne kwestia przyzwyczajenia z zajęć, gdy
można było odpowiadać na pytania w dowolny sposób, byle było poprawnie,
niekoniecznie zgodnie z prawdą.
Zanim się
obejrzałam, minęło kilka godzin. Możliwość szlifowania języka wprawiała mnie w
niesamowicie dobry nastrój, dziwaka chyba również. Z krańca kanapy przesunęłam się bliżej
środka. Nie czułam bólu całego ciała ani uciążliwego parcia na pęcherz. Rozmowa
pochłaniała mnie do tego stopnia, że wszystko zdawało się nieważne w obliczu
kolejnego, wielokrotnie złożonego zdania, które z siebie wyrzucałam.
Super rozdział, Nami! <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny , ale wydaje mi się , że lepiej by on brzmiał gdyby był połączony z poprzednim rozdziałem i tworzyłyby one jedną całość ( trochę to nie gramatycznie sformułowałam xd ) I na wstępie chcę się usprawiedliwić za brak komcia w 19 rozdziale . Niech żyje nauka !( choć wszyscy wiemy , że i tak wszystko zapomnę za tydzień ... )
OdpowiedzUsuńJak wyżej pisałam , mam odczucie , że te 2 rozdziały powinny być razem , więc wypowiem się trochę do jednego , trochę do drugiego .
Pierwsza rzecz : Ame się znalazł ! I wyszło na moje . Kotek wpadł w ręce Kasi , która się nim zaopiekowała ( jestem z tego faktu niewiarygodnie happy ) . A co do dystansu , który Kasia próbowała utrzymać to nawet przez telefon jej się to nie udało ( mogę tak twierdzić bo znam jej myśli xd ) , a co dopiero u dziwaka ... Tym razem to mi jej było szkoda ( o dziwo ) . Biedna musiała się patrzeć na tą rozczulającą scenkę , gdy Sebastian nawet się z nią nie przywitał .
Parę spraw mi tu zabrzmiało dziwnie . Pierwszą z nich jest ta scena , w której Sebcio rzucił kubkiem ( trochę jak w tej hiszpańskiej telenoweli ) , drugą , gdy powiedział , że homoseksualny sprzedawca zapłaci mu za 70 zł rzuconych w błoto ( scenka jakby z anime - bohater na głos wypowiada to co mu siedzi w głowie ( i powinno tam pozostać )) , a trzecia to w ogóle kosmos taki jakiego w star warsach jeszcze nie było ! Nie dość , że się pogodzili to na domiar mojego szczęścia postanawiają spędzić razem dzień ! Loffciam cie <3
Miło się czytało i jestem z obrotu spraw bardzo zadowolona . Życzę weny i postaram się zajrzeć w kolejną środę ! :D
- Lady Fox -
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie szkodzi, nauka zjada czas, jestem już na ostatnim roku edukacji, coś o tym wiem :P. Dobrze jednak, że udało Ci się w końcu znaleźć czas i nie zaniedbałaś nauki :).
UsuńCo do odczucia odnośnie rozdziałów: prawda jest taka, że zarówno Dziwaka, jak i Różę, piszę bez podziału na rozdziały. Wydzielam je mniej więcej po pięciu stronach, chyba że naprawdę musiałabym coś rozerwać. To się bierze stąd, że mam sporo różnych zajęć i nie mogę tyle pisać, zresztą nie zawsze mam wenę. Wolę więc coś rozdzielić, nawet odrobinę nienaturalnie, niż nie dotrzymywać terminów. Staram się rozdzielać akcję tak, żeby chociaż nie urywała sie w środku myśli, ale nie zawsze wychodzi. Także Twoje wrażenie jest jak najbardziej właściwe. Wolałabym, żeby tak nie było, jednak zycie xD. Nauka, praca i zainteresowania zjadają wszystko xD.
A co do rozdziału: Sebuś wypowiadający swoje myśli na głos może wydawać się animcowy, ale to wynika z jego aspołeczności i braku przystosowania do życia wśród ludzi. On głównie bywa sam, nie ma znajomych poza Michałem, z którymi utrzymywałby stały kontskt. Mówienie do siebie, wyrażanie na głos własnych myśli jest w zasadzie normalne. To się zdarza nawet nam na co dzień, jak się na tym skupisz :P. I stąd taka reakcja. Rzut szklanką z kolei był nieco mimowolny. To jak wtedy, gdy jesteś strasznie zdenerwowana: zdarzy Ci się powiedzieć coś, czego nirmalnie byś nie powiedziała. Tu było tak samo, silne emocje wyzwoliły reakcję, której nie dł rady powstrzymać. A że Kaśce to nie jest obce, to zareagowała na to spokojnie. Ona go rozumie lepiej, niż jej się wydaje :P.