Wyświetlenia ostatniego rozdziału Róży o stówę mniejsze niż zwykle TT_TT. Zwalę to na wiosnę albo na dowcip, który Wam się nie spodobał. No ale Prima aprilis rządzi się swoimi prawami. Dziś za to będzie rozdział, na który czeka jedna z moich nowych wiernych czytelniczek, którą zachęciłam podobną sceną. Loffcie, miśqa :*.
Art do rozdziału wykonała Ruby. Jej fanpage znajdziecie tutaj:https://www.facebook.com/Tysia-ART-314832988859099/
Miłego! :*
PS KOCHAM TEGO ARTA, NOOOO!!! <3
=================================
Nie wierzyłem własnym uszom, że
nie wspomnę, jaką miałem ochotę odciąć sobie język. Kiedy się do mnie
przytuliła, czułem się potwornie, ale potem zrobiło mi się przyjemnie ciepło.
Dźwięk bicia jej serca działał na mnie uspokajająco. Zamknąłem oczy i
wsłuchiwałem się w niego, czując, jak tonę w miękkiej, ciepłej otchłani, która
kompletnie pozbawiła mnie rozsądku.
Zadałem najgłupsze pytanie na
świecie, ale kiedy już wyszło z moich ust, na samą myśl o tak intymnym
kontakcie fizycznym, zwyczajnie się podekscytowałem. Nie spodziewałem się, że
na to przystanie, przynajmniej tym razem nie rzuciłem się na nią, tylko
zapytałem. Ostatnimi czasy ciało mnie zdradzało, a to znaczyło, że desperacko
potrzebowałem się z kimś przespać.
— Prowadzisz badania? — odparłem
niechętnie na pytanie o leki; nie lubiłem o tym opowiadać, szczególnie
studentom, kobietom i każdemu, kto jeszcze chciał się do mnie odzywać.
— Odwdzięczam się za twoje
pytanie.
— Może i biorę. Czemu pytasz?
— Chyba ci się tabletki pomyliły,
ale jestem dziś zbyt zmęczona, więc ci wybaczę. Może nawet nie opowiem
opiekunce roku — powiedziała groźnie.
Nerwowo zerwałem się z kanapy i
podszedłem do niej, zastanawiając się, jak powinienem prosić, żeby tego nie robiła. Wiedziała
przecież, że to by mnie zrujnowało, a wydawało mi się, że ten dzień nie był
taki zły. Widocznie tylko mi się wydawało…
— Jednak nie jest aż tak źle. Do
jutra, dziwaku — dodała, zupełnie zmieniając ton głosu.
Uśmiechnęła się złośliwie i
wyszła, zostawiając mnie samego. Dopiero po chwili stania w miejscu i wgapiania
się w drzwi jak w jakieś dzieło sztuki, zorientowałem się, o co jej chodziło.
Tak, palnąłem bzdurę, ale czy to naprawdę byłoby takie złe? Czy mój
abstrakcyjny strach przed romansem ze studentką w ogóle cokolwiek znaczył? Tyle
osób to robiło i im się udawało. Nie, żebym upierał się na związek z Kate, ale
po raz pierwszy od incydentu na poprzedniej uczelni zacząłem się zastanawiać
nad istotą mojej paranoi. Chciałbym się jej pozbyć, ale ucichła chyba tylko
przez leki. Właśnie, leki!
Poszedłem do kuchni, żeby
sprawdzić, czy miała rację. Ani odrobinę mnie nie zdziwiło, gdy jej ukryta w
niesmacznym dowcipie aluzja okazał się prawdą. Tabletka nasenna i popołudniowy
antydepresant miały zbliżony kształt. Nie był to zresztą pierwszy raz, gdy je
myliłem. Zastanawiało mnie jednak, czemu połączenie tabletek na paranoję i sen
zaowocowało tak niecodziennym efektem. Może jednak była w tym odrobina
prawdziwego mnie?
Zrezygnowałem z dalszego
rozprawiania na ten z góry przegrany temat i zaparzyłem sobie kawę. Wreszcie po
mieszkaniu rozniósł się przyjemny zapach doskonałych ziaren parzonych… gdzieś
tam. Wyrzuciłem pudełko, a nie przywiązywałem do tego aż tak wielkiej wagi. Po
prostu kupowałem kilka sprawdzonych marek, w zależności od ich dostępności w
sklepie. Nie byłem żadnym koneserem, jedynie życiową porażką z bezsennością na
szczycie listy przeciwwskazań do zawierania znajomości ze mną. Powinienem popracować nad poczuciem własnej
wartości, staję się tak żałosny, że obrzydzam sam siebie – o, proszę, znowu.
Z kubkiem wróciłem przed
telewizor. Dawno nie miałem pretekstu, żeby cokolwiek obejrzeć, a skoro już
wylądowałem na kanapie naprzeciwko, przeleciałem przez foldery z filmami.
Oczywiście nie znalazłem nic ciekawego. Zdążyłem wypić połowę kawy, nim z
rezygnacją otworzyłem najbardziej krępujący folder: porno. Dla heteryków,
homoseksualistów, miałem nawet coś lesbijskiego – wszystko, co legalne i mniej
więcej przyzwoite.
Tego dnia miałem ochotę
poobserwować podboje mojej ulubionej gejowskiej pary. Pomiędzy partnerami
naprawdę iskrzyło, a ich ciała… Zawsze żałowałem, że natura nie obdarzyła mnie
predyspozycjami do szybkiego zyskiwania masy mięśniowej. Nawet kiedy ćwiczyłem
– choć było to jeszcze w liceum – wyrzeźbienie czegokolwiek zajmowało mi dużo
więcej czasu niż innym, dlatego ostatecznie się poddałem. Sprawiało mi to zbyt
duży ból, by było warto dla tak miernych efektów, a już wtedy wiedziałem, że do
śmietanki towarzyskiej nie wkupię się aż do śmierci.
Włączyłem film i oparłem się
wygodnie na miękkiej kanapie z kubkiem w ręku.
Przyciszyłem nieco dźwięk, nie chcąc, żeby sąsiedzi słyszeli, czym
umilam sobie wczesny wieczór w ich świętą niedzielę, ale wciąż słyszałem wystarczająco
wyraźnie każdy istotniejszy dźwięk. Krótki wstęp fabularny i po kwadransie
bohaterowie dobierali się do siebie na biurku w jakiejś firmie.
Początkowo patrzyłem na to
względnie obojętnie, ale z czasem zaczynałem czuć ucisk w spodniach. Naturalne,
spodziewałem się tego. Z wąskiej szuflady stolika do kawy wyciągnąłem pudełko
chusteczek, a potem rozpiąłem spodnie i zacząłem umilać sobie seans. To jedyna
bliskość, na jaką mogłem liczyć bez żadnych konsekwencji. Nie był to może
szczyt marzeń, ale jeśli dobrze wczułem się w rolę jednego z bohaterów, dało
się w ten sposób na chwilę uciszyć potrzeby.
Poruszałem dłonią, obserwując
świńskie akrobacje na ekranie, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Przekląłem pod
nosem i ubrałem się pospiesznie, bo przecież nie mogłem otworzyć z interesem w
dłoni. Przez wizjer zobaczyłem Michała. Wydawało mi się, że go odwołałem, ale
okazało się, że on miał na ten temat odmienne zdanie.
— Czego chcesz? Miało cię
przecież nie być? — warknąłem, uchylając drzwi.
Nie chciałem go wpuszczać,
wiedziałem, że będzie pytał o Katarzynę, a jakoś dziwnie nie uśmiechało mi się
chwalić kolejną życiową porażką.
— Pomyślałem, że się za mną
stęskniłeś — odpowiedział, mierząc mnie wzrokiem.
Po jego głupawym uśmiechu
domyśliłem się, że poznał, czym się zajmowałem. Zrezygnowany odsunąłem się i
wpuściłem go do środka. Nie kłopotałem się nawet udawaniem, że biegnę wyłączyć
telewizor, żeby ukryć swoją zbrodnię. Nie było sensu.
Staw zdjął buty, odwiesił kurtkę
i stanął w drzwiach salonu. Spojrzał na ekran i na stół, a potem prychnął
śmiechem i rozsiadł się na kanapie, dopijając moją kawę. Co za niewychowane bydle, niech se zaparzy własną!
— Naprawdę kręci cię coś takiego?
— zagadnął, kiedy przesłoniłem mu ekran, by zabrać ze stołu chustki.
Leżały na nim jako jedyne,
bezwstydnie sugerując, co robiłem. Po prostu nie podobało mi się, jak to
wygląda.
— Co ci do tego? Nie wszyscy mają
panienkę na każdą noc, wyobraź sobie — westchnąłem, wkładając pudełko do
szuflady.
Kiedy ją zamykałem, Michał
chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Uśmiechał się do mnie kpiąco,
okazując swoją wyższość, jakbym i bez tego nie wiedział, że był ode mnie lepszy
na każdej płaszczyźnie życia.
— Jesteś zazdrosny?
— Oczywiście, właśnie o to mi
chodziło — zakpiłem.
Staw szarpnął mnie mocniej i
obalił na kanapę, a potem przygniótł swoim ciałem i triumfalnie śmiał mi się w
twarz. Nie znosiłem tego zacieszu na jego mordzie, przez niego czułem się
jeszcze żałośniej.
— Jeśli brakuje ci wrażeń, zawsze
możesz poprosić o pomoc.
Zawsze w takich chwilach był
głuchy na moje protesty, dlatego nawet nie strzępiłem języka. Michał skrępował moje
ramiona nad głową jedną ręką, a drugą dobrał się do rozporka spodni. Naprawdę
miał wielkie doświadczenie, bo wyciągnięcie mojego penisa zajęło mu niespełna
trzydzieści sekund. Sam nie potrafiłem szybciej tego zrobić dwiema…
Wpatrywał się w moją twarz,
wyczekując, aż wydam z siebie dźwięk, dlatego ze wszystkich sił starałem się
powstrzymywać, ale jego dłoń zaciskała mojego członka coraz mocniej i poruszała
nim z taką precyzją, że przegranie z samym sobą było jedynie kwestią czasu. W
końcu dałem upust przyjemności w postaci przeciągłego jęku, który stłumił
mokry, niezwykle naprzykrzający się pocałunek Michała. Byłem tylko ciekaw, czy
tym razem da mi dojść i zostawi mnie w spokoju, czy znów będziemy przechodzić
przez cały maraton. W zasadzie nie miałbym nic przeciwko, gdybym nie miał
kolejnego dnia zajęć.
— Leż grzecznie — nakazał mi,
uwalniając ręce z uścisku.
Zostawiając mokre ślady
pocałunków na moim ciele, kierował się coraz niżej, by w końcu wziąć mojego
penisa do ust.
— Michał! — krzyknąłem
zaskoczony.
Z reguły to ja mu obciągałem. On
robił to naprawdę rzadko, zdecydowanie był typem dominującym. Miał szczęście.
Dzięki temu, że oprócz niego od lat właściwie nikt mnie nie dotykał, byłem
niezwykle wrażliwy na oralne pieszczoty i doszedłem, zanim zdążył się zmęczyć. Czułem,
jak chwilę później zaczął wkładać palec w mój odbyt, ale odepchnąłem go stopą i
usiadłem w rogu kanapy.
— Mam jutro zajęcia — oświadczyłem,
sięgając po paczkę fajek.
Odpaliłem papierosa i rozluźniłem
się nieco. Staw jeszcze się na mnie nie władował, więc istniała szansa, że
zostawi mnie w spokoju. Na wszelki wypadek rzuciłem mu paczkę, żeby się
poczęstował i w razie czego dał mi chociaż dopalić w spokoju. Moglibyśmy się
dla odmiany zamienić, chętnie uzmysłowiłbym mu, jak ciężko siedzi się przez
osiem godzin po tym, jak ktoś koncertowo przeczyści ci kanalizację.
— Zostawisz mnie tak?
— Skądże, możesz sobie zwalić do
filmu, nie krępuj się — mruknąłem, dogaszając papierosa w popielniczce.
Skoro Michał wypił mi kawę,
musiałem zrobić sobie kolejną. Na wszelki wypadek uznałem, że przygotuję też
jedną dla niego, inaczej znów wyżłopałby moją. Naciągnąłem spodnie z powrotem i
poszedłem do kuchni. Kilka minut później wróciłem z dwoma kubkami w dłoni,
obserwując, jak przyjaciel w najlepsze trzepie kapucyna na mojej kanapie,
jeszcze bezczelnie śmiejąc się do ekranu. Cóż, sam mu pozwoliłem.
— Nie nabrudź — upomniałem go,
wyciągając chusteczki z powrotem.
Usiadłem na kanapie obok i
wpatrywałem się w ekran, jednak siedzenie tuż obok masturbującego się faceta
nie było najbardziej komfortowym doznaniem, o jakim mogłem w takiej chwili
marzyć. Gdybym nie miał problemów ze snem, poszedłbym się położyć i dał mu
spokój. Pomyślałem więc, że pójdę pod prysznic. Stawowi moja obecność już i tak
nie robiła zbyt dużej różnicy. Gospodarzem i tak byłem raczej niezłym, nie
każdy pozwala na takie coś na własnej skórzanej kanapie.
Zamknąłem drzwi na zamek, by mieć
pewność, że ten idiota nie przylezie za mną do łazienki. Nie chciałem dać mu
się uwieść, chociaż musiałem przyznać, że stojąc pod strumieniem gorącej wody,
nie skąpiłem sobie wspominania jego nabrzmiałego przyrodzenia. Dłoń
instynktownie powędrowała między nogi i zanim się obejrzałem, robiłem sobie
dobrze do wyobrażenia penisa przyjaciela. Co było ze mną nie tak?!
Michał miał chyba jakiś radar, bo
ponownie przerwał mi w trakcie, jak oszalały waląc w drzwi.
— Czego? — warknąłem, opierając
czoło o rozgrzane kafelki; tak niewiele mi brakowało…
— Wchodzę!
Niedoczekanie, zamknięte! Zaśmiałem się pod nosem, ale po chwili
poczułem, jak coś dźga mnie w pośladek. Nie wiem, jak ten idiota tu wlazł i
gdyby nie fakt, że był zupełnie nagi, a ja trzymałem się za fiuta, byłbym cholernie
wściekły. Wściec się jednak nie zdążyłem.
Staw pchnął mnie na ścianę,
zakręcił gorącą wodę, a potem wszedł we mnie, zaskakująco nie zapominając
wcześniej nasmarować penisa czymś tłustym – miło z jego stron. Zimna woda
przyprawiała mnie o gęsią skórę, ale skutecznie zapobiegała zbyt szybkiemu
podniecaniu się. Nie podobało mi się to, dlatego odkręciłem z powrotem gorącą
wodę i zaparłem się na ścianie.
— Dlaczego to zawsze mnie musi
boleć tyłek? — zapytałem, kończąc pytanie jękiem.
Nie odpowiedział. Widocznie dla
niego to było oczywiste, ale ja dalej miałem nadzieję, że któregoś dnia
zamienimy się rolami – już nawet nie pamiętałem, gdy robiliśmy to odwrotnie. Michał
sięgnął do mojego krocza, upewniając się, że nie będę narzekał na
niedopieszczenie. Dobrze, że byłem bogaty, bo spędziliśmy pod prysznicem
łącznie ponad godzinę, sprawdzając, czy mam jeszcze dostatecznie dużo siły i
zręczności, żeby nie paść w trakcie.
Najbardziej zdziwiło mnie jednak,
kiedy pod sam koniec wręczył mi lubrykant, a potem wypiął się do mnie,
bezczelnie stwierdzając, że zasłużyłem. Gdybym nie był tak niewyżyty,
odgryzłbym mu się, ale wtedy myślałem tylko o tym, żeby wepchnąć się w jego
tyłek i wreszcie poczuć się jak prawdziwy mężczyzna. Stosunek natomiast
wykończył mnie do tego stopnia, że po kilku minutach chwały, zostałem
przeniesiony nago do łóżka jak jakaś anemiczna księżniczka. Przynajmniej
zanurzyłem fiuta w czymś innym niż własna dłoń, byłem zadowolony.
Leżałem zmęczony w łóżku. Michał
był na tyle życzliwy, że przykrył mnie, przyniósł fajki i kawę. Na nic
mocniejszego by mi nie pozwolił. Widziałem, że cały czas nerwowo zerkał na
swoją torbę – pewnie miał w niej tabletki na kolejny dzień. Czasem czułem się
przy nim jak kobieta, a czasem jak nastoletni szczyl, którego nie można spuścić
z oczu. Nie byłem z tego zadowolony, ale wiedziałem, że to nie jego wina, to ja
dawałem mu powody, by się tak zachowywał. Musiałem w końcu ogarnąć swoje życie,
inaczej zawsze będzie takie żałosne.
— Musimy w końcu przestać —
mruknąłem obojętnie, zerkając na Stawa.
— Nie podobało ci się?
— Nie w tym rzecz. — Podniosłem
się na łokciach, krzywiąc lekko. — Chciałbym kiedyś znaleźć kogoś na stałe, nie
pomagasz.
— Więc przestaniemy, jeśli to
nastąpi.
— Dzięki, pieprzony dupku. — Nie
ma to jak oparcie w przyjacielu.
~*~
Wróciłam do domu straszliwie
zmęczona i smutna. Zawsze się tak czułam, gdy spędzałam zbyt wiele czasu poza
domem, na dodatek w towarzystwie ludzi. Dlatego unikałam dłuższych wyjść i
dlatego nigdy nie zostawałam na imprezach na noc. Za młodu tak robiłam i nigdy
nie kończyło się to zbyt dobrze. W końcu wyrosłam z imprez, z zabawy, ze
wszystkiego. Zostałam… Skorupą dawnej siebie. Prawdziwa Katarzyna Szymańska
skończyła się po gwałcie i śmierci rodziców. To, co z niej zostało, nie interesowało
nawet mnie.
Miałam paskudny nastrój. Plułam
sobie w brodę, że zostałam u niego tak długo. Dawno nie dopadł mnie taki dół.
Na szczęście specjalnie na takie okazje dostałam odpowiednie leki. Zawlekłam
się do kuchni, wyłożyłam farmakologiczną kolację na stół i sięgnęłam po
szklankę wody. Nie powinno się zapijać
kawą – przeszło mi przez myśl. Głupi dziwak zajmował zdecydowanie zbyt
wiele miejsca w mojej głowie.
Tabletki nie działały od razu.
Trzeba było kilkudziesięciu minut, żeby uzyskać odpowiedni efekt – dlatego
żałowałam, że nie znałam żadnego dilera, który mógłby mi dostarczać trochę
maryśki pod drzwi… Przydałoby się, ale nie lubiłam robić sobie problemów, więc
radziłam sobie tradycyjnie.
Usiadłam z laptopem na parapecie
okna. Kiedy nachodził mnie taki beznadziejny nastrój, zwykłam odtwarzać
zachowania postaci z filmów i seriali, które pogłębiały we mnie to poczucie
beznadziei. Tak, miałam skłonności autodestrukcyjne. To wcale nie było tak, że
cały czas byłam radosna, zadowolona z życia i ironiczna dla beki. Tak naprawdę
dzień w dzień, w każdej minucie kolejnej godziny walczyłam o to, żeby mieć
dobry nastrój, albo udawać, że go mam. Bo chociaż uwielbiałam narzekać, nie
lubiłam – a w końcu oduczyłam się – mówienia i okazywania prawdziwych,
głębszych uczuć. Dziwak był pierwszą osobą, przy której płakałam od wielu
miesięcy. Nie lubiłam okazywać słabości.
Kiedy non stop, przy każdej
czynności życiowej, przypominasz sobie o tym, że już zawsze będziesz czuć ból,
który sprawia, że to, co innym przychodzi z łatwością, dla ciebie jest czystą
katorgą, ciężko nie chcieć się załamać. Podobnie kiedy tracisz znajomych, bo
uważają cię za leniwą pizdę niewartą zachodu, bo przecież w zrobieniu obiadu
nie ma niczego okropnego – chyba że mocne trzymanie pieprzonego noża już sprawia
ból, nie wspominając o krojeniu,
noszeniu, zaciskaniu… Zwykli ludzie tego nie rozumieli, i dobrze. Tylko
najgorszym wrogom życzyłam, by czuli się tak samo, a i ich momentami bywało mi
żal.
Oddawałam się więc pogłębianiu
swojej depresji, dopóki tabletki nie zaczęły działać, skutecznie utrudniając mi
tonięcie w gównie własnych żali. Zawisłam gdzieś pomiędzy – jak w
waterboardingu, które tak bardzo ubóstwiało CIA. Nie miałam z kim porozmawiać,
ale nawet nie szukałam towarzystwa. Potrzebowałam być sama ze sobą, przeczekać,
aż emocje opadną i będę mogła wrócić do codzienności.
Starałam się nie myśleć o tym, co
wydarzyło się u dziwaka, bo wiedziałam, że absolutnie nic mi to nie da. Pomylił
leki – wszyscy wtedy gadają bzdury, przynajmniej tak sobie wmawiałam. Ja kiedyś
wymieszałam nie te, które trzeba, i skończyłam, widząc naprawdę dziwne rzeczy.
A on po prostu dokopał się do tej części samego siebie, która jednak
potrzebowała drugiego człowieka. To wszystko, bo przecież on nie potrzebował
mnie, a ja nie potrzebowałam jego. Oboje mogliśmy się o tym doskonale przekonać
przez ostatnie tygodnie, gdy żyliśmy tak, jakbyśmy się nigdy nie poznali.
A jednak nie umiałam uwierzyć w
tę racjonalną wersję, bo chociaż nie widziałam w nim materiału na nikogo więcej
niż znajomego – był pełnym problemów i kompleksów paranoicznym gburem, który
potrafił rzucić się na mnie bez ostrzeżenia i nie miał w sobie za grosz
komunikatywności, więc nie pomógłby mi socjalizować się z innymi ludźmi –
chciałam, żeby chodziło mu o mnie, bo chyba każdy tak miał. Każdy chciał
wiedzieć, że się komuś podoba, że w czyich oczach jest tym nieosiągalnym
marzeniem lub po prostu światełkiem rzucającym nieco barw na szary świat. To
zwyczajnie poprawiało humor, przynajmniej tak sądziłam. Od co najmniej dwóch
lat nie słyszałam, żebym się komuś podobała. Zapewne dlatego, że nie mogła się
podobać, bo dbałam o to, by tak było, ale po trosze również dlatego, że gdyby
nawet tak było, ta informacja nigdy by do mnie nie dotarła.
Tabletki dały kopa. Poczułam się
lepiej i najbardziej dobijające myśli odeszły, pozostawiając po sobie tylko
pustkę i niesmak. Chciałam, żeby kolejny dzień niósł ze sobą nadzieję na coś
ekscytującego, żebym miała świadomość, że moje życie miało cel i powolnie do
niego zmierzało, a dotąd jedynym, co przed sobą widziałam, był niekończący się
ból, frustracja i postępujące zgorzknienie. Sądziłam, że to był jeden z powodów
nie dających mi spać – świadomość, że po obudzeniu zupełnie nic się nie zmieni.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni,
bo od kilku dobrych minut nieprzerwanie wibrował. Nie spodziewałam się jakiegoś
przypływu czułości ze strony nielicznych znajomych, ale wypadało się upewnić.
Miałam rację, był to zwyczajny spam na Twitterze – jedna z obserwowanych przeze
mnie osób musiała wrzucić całą sesję zdjęciową z kolejnej imprezy, bo w końcu
niedziela zobowiązywała.
Byłam ciekawa, co robił
Sebastian. Nie powinno mnie to interesować, ale znów miałam wrażenie, że on
jest jedyną osobą, która chociaż trochę potrafi mnie zrozumieć – na odległość
łatwo było tak o nim myśleć, na żywo już mniej. Jakaż ja byłam pełna
sprzeczności, sama się w tym gubiłam.
„Dziękuję za film, z tobą był
znośniejszy.”
Napisałam wiadomość w swoim
typowym stylu, by przypadkiem nie dać mu odczuć, że tak naprawdę cieszyłam się
z tego dnia. Tylko żałowałam, że oddałam kota, bo przez tę jedną noc zdążyłam
dostrzec pozytywy kręcącego się między nogami sierściucha.
Dziwak nie odpisał – mogłam się
domyślić. Pewnie zasnął, albo chuj go
wie… Co mnie to obchodzi. Było już późno, po pierwszej, naprawdę mógł spać,
dlatego w końcu podłączyłam telefon do ładowarki, włączyłam po raz kolejny ten
sam film – niemo, żeby dźwięki mnie nie rozpraszały – i poszłam spać. Pracę
domową miałam zbyt łatwą, żeby przejmować się nią tak wcześnie, wolałam zając
się nią tuż przed zajęciami. Zresztą i tak zbliżały się święta, i jak co roku,
odechciewało mi się starać.
Yeah! Rozdział przecudowny. <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny. :3
Awwwww, kocham :*.
UsuńDziękuję!^^ Twój art doskonale go dopełnił :D. DALEJ SIE JARAM TNIM TAG MOTZNO, ŻE NO NIE MOGĘ XDDDD.
Ten rozdział był jakiś taki ... inny i to w nim kocham ! :) Wystąpiła w nim życiowa rozkmina nad pewnymi jego aspektami i po raz tysięczny udowodnili jacy są do siebie podobni . Niby się nie rozumieją , jedno drugie odpycha , żeby żadne z nich nie mogło odkryć swojej drugiej strony , a robią to w tak podobny sposób , że człowieka tylko to wciąga .
OdpowiedzUsuńSłyszałam też od jednej twojej czytelniczki ( niezbyt mi znanej ) , że relacja Michała i Sebastiana w ogóle nie powinna istnieć , bo Michał to zdradziecka menda , a jeśli już mogły by się potoczyć zupełnie w innym kierunku . Ja mówię stanowcze nie ! Nie wyobrażam sobie dziwaka bez - choć rzadko występujących - wątków gejozy . Ten mały fragment ich relacji dodaje takiego smaczku , którego nigdy jeszcze nie spotkałam w jakichkolwiek książkach czy internetowych blogach dotyczących głownie relacji międzyludzkich bardziej hetero niż miłości męsko-męskiej .To jest jedna z tych rzeczy , która sprawia , że twój blog jest tak wyjątkowy <3 Tylko wracając jeszcze do relacji ... czasem się zastanawiam czy dziwak ma być o przełamaniu się na drugiego człowieka , czy jednak bardziej o " kwitnącej " ( xd ) jak to stwierdziła moja koleżanka miłości nauczyciela do studentki .
I jest nowy news ! Wreszcie coś więcej o Kasi . Domyślałam się tego wypadku , w którym jej rodzice zginęli , ale nie gwałtu . Dobry wątek ( nie , że jestem jakąś sadystka xd ) Gdyby mu jeszcze o tym powiedziała ...
Co do Róży to również stwierdzam , że to wina wiosny T-T . Nie lubię tak samo tych ciepłych pór roku . Wszystko jasne , takie zielone , ludzie każą wyjść na dwór chociaż nie jest ci to absolutnie potrzebne , bo słońce jebie po oczach , a do tego nie masz pewności czy przypadkiem się nie zachmurzy i nie będzie ci zimno . W zimę to chociaż jakby się ociepliło to i tak założyłbyś tą kurtkę , bo nic innego się nie nadaje . Dołożyć jeszcze tych ludzi drących się za oknem i masz full pakiet .
ART CUDO !!! Życzę weny i do następnego rozdziału ! :D
- Lady Fox -
O to to to xD. Są tak bardzo zamknięci, że nie widzą tego, jacy są do siebie podobni. Właśnie o to mi chodziło i jaram się, kiedy to zauważacie xD.
UsuńNe wiem, o jakiej mówisz czytelniczce, nie spotkałam się dotąd z żadną negatywną opinią na temat tej niezdrowej relacji, która ich łączy. Szkoda, że a czytelniczka nie wejdzie tutaj i nie napisze, co myśli. Chętnie poznałabym dokładnie jej zdanie. Bo w sumie relacji Michała i Seby można wiele zarzucić, to nie jest jednak z tych zdrowych relacji, o których każdy marzy, więc nawet mnie nie dziwi, że są osoby, które jej nie popierają. No albo nie popierają samej gejozy, no ale to opko jest o życiu, a w nim bywa różnie i nie trzeba być hetero, żeby przeżyć historię wartą opisania.
A o czym dokładnie jest Dziwak, to mówiąc szczerze, jeszcze nie w pełni zdecydowałam. Bo oni jeszcze nie są pewni, czego właściwie chcą. Sądzę, że na pewno jest o przełamywaniu się, a czy wyjdzie z tego romans? Się zobaczy :P.
Ej, ale w8... Pamiętasz, jak Kaśka piła w samotności i płakała? Ona wtedy właśnie przeżywała rocznicę gwałtu. Tylko że specjalnie opisałam to w taki niejasny sposób, żeby trzeba było się domyślać xD. No i Dziwak się domyślił, wróć do tego rozdziału, może te rewelacje rzucą na niego nieco inne światło :P.
Tak, ja nie znoszę wiosny, nienawidzę lata i ledwo znoszę połowę jesieni. Najgorsze jest jednak to, że kiedy znów zrobi się chłodno, będę już po studiach, a moje życie będzie takie przerażająco inne, że aż nie chcę, żeby ten czas nadszedł. Czuję się taka rozerwana TT_TT
Kocham te długaśne komentarze <3. Dziękuję i do zobaczenia! :*