Dziwak z dyplomem – 31

Słyszałam, że podobno są poprawki ocen w szkołach, i że olewacie moje opka, bo się tak pilnie uczycie. Oby to chociaż przyniosło skutki, bo jak mi wyjdziecie z dwójami z polskiego, to będzie trochę obciach xD.
Anyway... Jest za gorąco, żeby żyć. Aż nie mogę się doczekać, kiedy dojdę w Dziwaku do jakichś ciepłych dni, żeby móc sobie poużywać wrodzonej złośliwości, ironii i cynizmu bohaterów (i mnie xD), żeby przelać swój ból dupy na elektroniczny papier xD.
No a poza tym... Nami dostała 4 z japońskiego, Nami puaka, Nami czuje się sobą przeraźliwie zawiedziona i w poniedziałek idzie poprawiać. Tak być, kurde, nie będzie. Japoński = 5! I koniec! 

Miłego! :*

=======================================

Mimo namowy ze strony rodziny, ostatecznie postanowiłam wrócić na Sylwestra do Warszawy. Nie chciałam dłużej siedzieć im na głowie, poza tym doskonale wiedziałam, że czas, kiedy czułam się u nich dobrze, powoli dobiegał końca. Potrzebowałam samotności. Ostatnie dwa dni roku mogłam spędzić w swoich czterech ścianach, w łóżku, z papierosami, komputerem i nie robiąc absolutnie nic. Przynajmniej taki był plan, chociaż i tak było pewne, że nie dam rady nic nie robić, przy całym swoim leżąco-siedzącym trybie życie byłam zbyt nadpobudliwa. Nie potrafiłam nawet skupić się na jednej rzeczy, by w międzyczasie nie robić dziesięciu innych…
Do domu wróciłam w stosunkowo krótkim czasie, biorąc pod uwagę porę roku. Wyjechałam o piątek rano, na centralnym byłam koło dziewiątej, w domu o dziesiątej. Właściwie nie spałam, ale poprzedniego dnia specjalnie położyłam się wcześniej i wstałam prawie o czternastej, żeby spokojnie wytrzymać do wieczora. Miałam dzięki temu cały dwudziesty dziewiąty i trzydziesty i nawet trzydziesty pierwszy, by pogrążyć się w błogiej samotności.
Jednak moje plany zniweczyła wiadomość na komunikatorze. Marta miała wrócić do rodziny, ale z powodu remontu w domu nie bardzo miała się gdzie zatrzymać, dlatego wróciła do miasta. Umówiłyśmy się na maraton z japońskimi kreskówkami dla emocjonalnie niepełnosprawnych – czyli na noc z najlepszymi seriami anime. Obie wiedziałyśmy, że ona padnie koło trzeciej, a ja obejrzę serię do końca, a potem pewnie wstanę przed nią, bo przecież spanie rzadko kiedy mi wychodziło. Jednak nie miałam nic przeciwko. Chociaż miałam zupełnie inne plany, stwierdziłam, że przyda się dobre towarzystwo, które odwróci uwagę od braku wiadomości od dziwaka.
Właściwie z każdą kolejną godziną, a potem dniem, coraz mniej o tym myślałam. Przynajmniej świadomie. Widocznie nie miał ochoty ze mną rozmawiać, albo po prostu miał coś lepszego do roboty. W końcu nie każdy na świecie był tak nierozłącznie związany ze swoim telefonem, że odpowiadał na każdą wiadomość niemal od razu po jej otrzymaniu, chyba że naprawdę był w złym nastroju. Nie to, co ja. Czasem mi się wydawało, że w trakcie trzęsienia ziemi czy innego kataklizmu nie zdołałabym uciec na czas, bo skupiłabym się na powiadomieniu znajomych, że mnie nie będzie, bo właśnie blok wali mi się na głowę… Trochę przerażająca perspektywa, wolałam się jednak nie przekonywać o tym na własnej skórze.
Rozsiadłam się wygodnie w łóżku, otworzyłam paczkę fajek, odpaliłam jedną z nich i zaczęłam rytualny przegląd stron internetowych. Niechcący trafiłam na profil Stawskiego, tym razem naprawdę niechcący. Ale skoro już tam byłam, to uznałam, że nic nie stało na przeszkodzie, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Nie znalazłam jednak tego, na co liczyłam, chociaż nie chciałam się przed sobą przyznawać, że właśnie tego szukałam – nowych zdjęć Michaelisa, nawet kompletnie nieudanych i kompromitujących. Nie, żeby był jakiś wybitnie przystojny… No dobra, nie był brzydki, chociaż wyglądałby lepiej, gdyby przez cały czas nie patrzył się z miną mówiącą o tym, jak bardzo nienawidził siebie i wszystkiego wokół.
Patrzenie na Sebastiana zwyczajnie sprawiało mi przyjemność. Wydawał mi się bliski i znajomy, obserwowanie go wzbudzało ciepło w mojej piersi, nie potrafiłam tego powstrzymać, ale tak naprawdę wcale nie chciałam. Za to bardzo pragnęłam dostać od niego odpowiedź. Zabijałam to pragnienie już tak długo, że ostatecznie koło północy przegrałam sama ze sobą.
Zaparzyłam wojowniczą herbatę – Basilura Magic Nights, który zawsze dodawał mi otuchy – i odczekawszy, aż nieco wystygnie, usiadłam z telefonem w ręce po turecku na łóżku i odpaliwszy papierosa, zadzwoniłam. Zdawało mi się, że będzie miał wyłączony telefon, to by przynajmniej wyjaśniało brak odpowiedzi na smsy, ale po pierwszym sygnale nadzieja umarła. Przez dwa kolejne moje serce zaczęło bić coraz szybciej, tak że przy czwartym dźwięk sygnału tak mnie zdenerwował, że aż mnie zmroczyło. A potem… Usłyszałam jego głos.
— Sebastian Michaelis, słucham? — Usłyszałam przez niewielki, nieco trzeszczących głośniczek, na żywo dziwak brzmiał dużo lepiej.
Po krótkiej analizie jego słów doszłam do niezwykle odkrywczego wniosku – nie wiedział, z kim rozmawiał. To mogło oznaczać, że stracił numery, zmienił telefon, albo dziesięć innych rzeczy, ale mój mózg uparł się przy tej najmniej pozytywnej:
„Skasował twój numer, bo ma cię serdecznie dość.”
Głos w głowie nie miał za grosz litości. Całkowicie wyprowadzał mnie z równowagi nie pozwalał zebrać myśli. Przez moment w ogóle zapomniałam, że rozmawiam przez telefon. Przypomniały mi o tym dopiero kolejne słowa Sebastiana.
— Halo? Jest tam kto? Kiepski dowcip…
— Nie! Przepraszam! — krzyknęłam zdenerwowana. — Nie masz... mojego numeru — dodałam, jakby wcale się nie zorientował; idiotka ze mnie.
— Kate? — zapytał.
Nie spodziewałam się, że rozpozna mnie po pełnym rozpaczy i zdenerwowania, nieco zachrypniętym głosie, ale miło się zawiodłam. Gdyby zawsze tak było…
— Nie odpisałeś na moje wiadomości… Martwiłam się — powiedziałam słabo i od razu zaciągnęłam się papierosem.
Nie sądziłam, że będę się aż tak denerwować, na dodatek jak ostatnia kretynka zaczęłam od obwiniania go o coś, co właściwie nie było jego obowiązkiem. Nie powinnam była w ogóle się do niego odzywać, tak było lepiej.
— Racja, przepraszam. Miałem… Może się spotkamy, opowiem ci.
Dlaczego on mi znowu proponował spotkanie? Niby się ucieszyłam, ale z drugiej strony znów ogarnęła mnie wściekłość. Ja tu ledwo daję radę wydusić z siebie pojedyncze słowa, a on, jakby nigdy nic, zapraszam mnie na spotkanie.
— Potrzebuje pan pomocy przy pracy, profesorze? — zapytałam kpiąco, obiecując sobie, że tym razem nie dam się stłamsić i będę górą.
— Dokładnie tak. Pani pomoc, panno Szymańska, jest mi obecnie niezbędna. Byłbym niezwykle wdzięczny, gdyby zechciała się pani ze mną spotkać jutro w południe w herbaciarni — odparł, a w jego głosie wyczułam nutę rozbawienia.
Jak łatwo przychodziła mu taka ponadprzeciętna kultura, prawie, jakby właśnie taki zazwyczaj był. Jeśli się nie myliłam, był zbyt nieśmiały, by to okazywać, ale właśnie takim kulturalnym obyciem charakteryzował się na co dzień. Nie to, co ja, wulgarna prostaczka – dotąd nigdy mi to nie przeszkadzało, ale w tamtej chwili poczułam się jakaś gorsza. I miałam ogromną ochotę pójść z dziwakiem do Opery albo Teatru Narodowego.
— O-oczywiście, profesorze. Dobranoc — odpowiedziałam krótko i rozłączyłam się zażenowana swoją elokwencją.
Chwilę późnej wymyśliłam ponad pięć możliwych odpowiedzi, które by go olśniły i udowodniły, że jestem oczytana, zabawna, kulturalna i… Po jaką cholerę przejmuję się tym, co by o mnie pomyślał?! Zdecydowanie zbyt długo go nie widziałam, zaczynam zapominać, że to ta sama niedorajda co zwykle. Ale miał taki przyjemny głos… Wydawał się zadowolony i pewny siebie, jak jeszcze nigdy!
Uderzyłam się w czoło na otrzeźwienie, a potem z głośnym jękiem zrezygnowana osunęłam się po oparciu kanapy, póki nie zaległam płasko na plecach. Dwunasta była za dwanaście godzin, to mi dawało pięć godzin snu, trzy godziny denerwowania się, że nie mogę zasnąć, dwie godziny budzenia się i doprowadzania do porządku, pół godziny na dotarcie na miejsce i drugie pół na nieprzewidziane okoliczności.
— Pora spać! Dobranoc, komputerze, dobranoc, ściany. Dobranoc… Mi — pożegnałam się kpiąco z pustką we własnym domu i wtuliwszy się w pościel, próbowałam zasnąć.
Czułam się nieprzeciętnie podekscytowana, biorąc pod uwagę, że miałam się widzieć tylko z Michaelisem, dlatego wolałam rozpocząć proces zasypiania od razu, bo w takich chwilach potrafił się niebotycznie rozciągać w czasie. Nawet zastanawiałam się, w co powinnam się ubrać, a to już oznaczało, że było ze mną wybitnie źle. Nie miałam takich dylematów na poważnie już od wielu lat. Chciałam nie mieć ich dalej, ale jednak mózg dzisiaj definitywnie ze mną wygrywał, dlatego też uparcie starałam się od niego odpocząć. Na szczęście po nieprzespanej nocy miałam nieco większe szanse niż zazwyczaj.
~*~
Właśnie kończyłem się rozpakowywać, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu. Nie chciało mi się robić tego wcześniej, po kilku godzinach za kółkiem miałem serdecznie dość bycia właścicielem swojego ciała. Bolał mnie każdy staw, a do tego jeszcze głowa i czułem ciągłe parcie na pęcherz, chociaż byłem w łazience już trzy razy i nie piłem nic od czterech godzin. Stan fizyczny sprawiał, że chciało mi się zwyczajnie płakać, a wręcz wyć nad swoim losem. Na dodatek Staw dalej dawkował mi kodeinę .Wprawdzie nie wręczał mi już pojedynczych tabletek, ale kazał zapisywać kiedy i ile ich wziąłem, a kiedy coś się nie zgadzało… Nie chciałem być w swojej skórze jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle możliwe.
Zorientowałem się, że dzwonek wydobywał się z mojego telefonu dopiero po chwili. Ledwie zdążyłem go kupić, nie przyzwyczaiłem się jeszcze, a nie miałem czasu, by ściągnąć Bad Habit, która spodobała mi się jakiś czas temu, by telefon wydał mi się bliższy. Kiedy po niego sięgnąłem, zorientowałem się również, że nie miałem w nim numerów, bo nie przesłałem ich z karty SIM. Cóż za upierdliwa rzecz z tej elektroniki, a wydawałoby się, że wszystko powinno iść naprzód, tymczasem stało wiecznie w tym samym miejscu. Żałosne.
Dzwoniła Kate. Zorientowałem się już po pierwszym słowie, tego charakterystycznego głosu ciężko było nie rozpoznać. Uprzytomniłem sobie, że na śmierć zapomniałem o wiadomościach, chociaż w sumie pamięć niewiele by mi pomogła, skoro i tak nie mogłem odczytać smsów. Chciałem jej wyjaśnić, co się stało, ale na myśl o dzieleniu się informacją o wypadku na odległoś wyobraziłem sobie, jak niepotrzebnie się tym przejmuje. Chociaż brzmiało to nieco samolubnie z mojej strony, bo właściwie dlaczego miałaby się przejmować? Chyba pozwoliłem sobie tak myśleć, bo to było drugie zdanie, jakie usłyszałem z jej ust odkąd rozstaliśmy się przed świętami.
Krótka rozmowa, a właściwie już sam jej zalążek, momentalnie poprawiła mi nastrój i dodatkowo zmniejszyła uczucie bólu i beznadziei. Nie dlatego, że to ona dzwoniła, po prostu na chwilę oderwałem się od myśli i skupiania się na nieprzyjemnych odczuciach. Choć będąc szczerym, naprawdę się cieszyłem, że o mnie nie zapomniała. Do tego stopnia, że z jakąś nieopisaną łatwością przyszło mi umówienie się z nią. A kiedy tylko się rozłączyła, zadzwoniłem do Michała. Nie odzywaliśmy się do siebie całe święta, niby nic niezwykłego, ale byłem ciekaw, co przez ten czas robił.
— Stawie? Powiedz, że jesteś w okolicy, napiłbym się — zacząłem, kiedy odebrał telefon.
— Kris? Czekam na ciebie, aż mi jaja puchną! — Usłyszałem zapijaczony głos przyjaciela.
Chyba nawet nie chciałem wiedzieć, kim był ten cały „Kris”. W zasadzie nie musiałem się dowiadywać, bo sądząc po słowach Stawa, to było oczywiste. Nie ma mnie tydzień, a on znajduje sobie jakąś męską dziwkę… I chuj. Gówno mnie o obchodzi. Przecież to nie pierwszy raz. Sam też w każdej chwili mogę sobie znaleźć coś do poruchania, frajerów nie brakuje.
Próbowałem się przekonać, że wcale mi to nie przeszkadzało – bezskutecznie.
— Nie. Tu twoja druga dziwka, Sebastian — odburknąłem w słuchawkę.
— Aaaach, Sebuś! Wpadniesz do Pawilonów? Ja stawiam! Chodź, rozerwiesz się!
— Dzięki, nie będę przesiadywał w tej spelunie. Nara.
Zachowałem się jak zazdrosna dziewczyna, nie po raz pierwszy zresztą, ale zwyczajnie się wściekłem. Chciałem się z nim spotkać, napić, miło spędzić czas, bo przecież tak robią przyjaciele, nie wspominając o tym, że miałem ochotę pochwalić się towarzyskim sukcesem, ale oczywiście Michał miał lepsze rzeczy do roboty niż czekanie, aż się z nim spotkam. Czemu to mnie zawsze tak dobijało? Przecież nie był mi nic winny…
Dobry nastrój spieprzył mi się ponownie, a żeby przypadkiem nie nawiązywać kolejnego druzgoczącego kontaktu z tym kretynem, wyciszyłem dźwięki i wyłączyłem wibracje w telefonie. Zrobiłem sobie mocną kawę, wyszedłem zapalić na balkon, żeby nieco ochłonąć i mając gdzieś uwagi call girl, zapiłem kodeinę kofeiną. Nikt nie musiał wiedzieć, zresztą robiłem tak przez całe życie, gdyby miało mnie to zabić, zlitowałoby się już kilka lat temu.
— Chciałbym być zdrowy — westchnąłem, czując kota ocierającego się o moje nogi.
Dobrze, że miałem oszklony balkon, przynajmniej nie musiałem się martwić, że Ame przez niego wyskoczy. Po tym, jak Michał go wypuścił oknem, choć dalej nie miałem pojęcia, jakim cudem wyszedł z tego bez nawet zadrapania, stałem się jeszcze wrażliwszy na jego punkcie.
Odpowiedziało mi miauknięcie. Kot dawał do zrozumienia, że wiedział i że pomógłby mi, gdyby potrafił – tak przynajmniej to sobie tłumaczyłem. Doba bez bólu, doba bez złego nastroju… Zaczynało mi brakować domu ciotki. Niby irytowała mnie jej koleżanka i nie podobało mi się, że byłem traktowany jak dziecko, ale z drugiej strony uwielbiałem kakao i poczucie, że naprawdę ją obchodziłem. Chyba nie powinienem był się wyprowadzać, miałbym do niej bliżej.
W ponurym nastroju poszedłem spać. Nie, żeby to przebiegało tak prosto, jak brzmiało, ale w końcu – po godzinnym wyklinaniu w myślach na Stawa – udało mi się zasnąć i zbudzić się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Całe cztery godziny snu, w zasadzie sukces, biorąc pod uwagę stan psychiczny.
Sięgnąłem po telefon, żeby upewnić się, że było zdecydowanie za wcześnie na spotkanie z Kasią. Nim jeszcze odblokowałem ten elektroniczny kombajn, z ekranu blokady naskoczyło na mnie ze trzydzieści powiadomień o telefonach, smsach, mailach i prywatne wiadomości z portali społecznościowych, tych nielicznych, na których sporadycznie się udzielałem. Zabawne, że wszystkie aplikacje zaktualizowały się, kiedy połączyłem telefon z kontem, ale zwykłe numery telefonów musiałem ostatecznie wstukiwać ręcznie przez błąd serwera…
Michał musiał się nieźle najebać. Pisał strasznie nieskładnie, większości wiadomości w ogóle nie byłem w stanie odczytać. W tych, które udało mi się odszyfrować, chyba próbował mnie przekonać, żebym wrócił. Potem nawet zdawkowo przeprosił, a na koniec mnie zwyzywał od samolubnych prostaków. No cóż. Dobrze, że nie był moim facetem, bo byłbym zmuszony go rzucić, a tak mogłem zwyczajnie przestać mu odpisywać i nie tłumaczyć się nawet słowem. Chociaż nie lubiłem rozwiązywać sprawy w ten sposób.
~*~
Obudziłam się po całych czterech godzinach snu, mogłam się tego spodziewać, biorąc pod uwagę, jak straszliwie przeżywałam spotkanie z Sebastianem. Na dodatek koło trzeciej w nocy zaczęłam się zastanawiać, czy herbaciarnia oznaczało tę, w której się spotkaliśmy, czy może jakąś inną. Ale skoro nie podał żadnej konkretnej nazwy, to chyba jednak chodziło o Demmersa. Nie byłam pewna. Zastanawiałam się, czy go o to nie zapytać i w końcu zasnęła, układając w głowie treść smsa, którego wysłałam o dziesiątej, gdy tylko się obudziłam. Po trzech godzinach rozmyślania o czymś takim nawet sen nie był w stanie mi pomóc.
Dostałam odpowiedź potwierdzająca moje domniemania. Żeby nie wyjść na idiotkę, napisałam mu jeszcze, że wolałam się upewnić, bo nigdy nie wiadomo, jak to z nim jest. Tak, żeby zrzucić winę za mój nie ogar na jego niezdecydowanie – dojrzale, jak przystało na dorosłą studentkę i najwyraźniej już oficjalnie: jego asystentkę. Słowo „asystentka” nie kojarzyło mi się najlepiej. Kiedy szukałam pracy, co chwilę wpadały mi w oczy oferty z tym właśnie słowem w tytule, a ich treść była zwyczajnym stekiem eufemizmów na „dawaj mi dupy za plecami żony i milcz o tym za pieniądze”.
Irytując się na dziwaka za nadanie mi takiej denerwującej funkcji, otworzyłam szafę, wybrałam z niej jakieś ciuchy, rozrzuciłam po łóżku i przez chwilę miałam nawet zamiar zachowywać się jak kobiety w romantycznych komediach. Jednak widok tego materiałowego burdelu szybko wybił mi to z głowy. Ostatecznie wrzuciłam wszystko zmięte z powrotem do szafy, zostawiając sobie tylko sweter z dosyć szerokim, trójkątnym wycięciem, bo lubiłam, jak podkreślał obojczyki, top na cienkich ramiączkach, żeby mieć pewność, że żaden skrawek moich cycków tego dnia nie nawdycha się herbacianych oparów i leginsy, których nie nosiłam cały tydzień, bo zaginęły pod miękkim, fioletowym kocem w rogu pokoju przygniecione na dodatek kartonem pełnym kserówek z japońskiego.
Z włosami również postanowiłam coś zrobić, tym razem jednak coś bardziej konkretnego niż kpiące kopiowanie zachowań pozbawionych intelektu idiotek. Rozpuściłam je. To było w zasadzie rzadkością, zwyczajnie mi przeszkadzały, więc na co dzień wolałam nosić je związane. Tym razem miało być inaczej. Długie, rozwiane na wietrze włosy to oznaka pewności siebie… Chyba. W sumie nie byłam pewna, ale tak mi się z dawało, a to w zupełności wystarczyło, by tak właśnie zrobić. Gotowa do wyjścia zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze godzinę, ale wiedziałam, że nie usiedzę w miejscu, dlatego zapakowałam jakieś przypadkowe papiery do torebki i wyszłam, udając, że jestem profesjonalna, a żeby to podkreślić, chwyciłam dłońmi pasek torebki, bo wydało mi się, że doda mi to powagi. Chyba zbłądziłam w tych swoich wizjach, ale w sumie niewiele mnie to obchodziło. Ważne było jedynie to, co sprawiało, że czułam się pewniej.


4 komentarze:

  1. Monika Lisicka31 maja 2017 19:23

    Hmm... proszę , proszę. Coś się tu nam szykuje. Sebastian odrzuca Michała, cieszy się na widok Kate ( a także kiedy ją słyszy ) i sam proponuje spotkanie. Poza tym przestaje być taką... ciamajdą.

    A nasza droga Kate myśli o Sebusiu, ciągle z nim pisze, denerwuje się przed spotkaniem i jeszcze myśli jak się ubrać.

    No ja tu diagnozę mam jedną : ZAKOCHALI SIĘ!!!

    A co jeśli się mylę ? To by było straszne :( Choć w sumie gdyby Sebuś zakochał się w Kate to też by się nie skończyło dla niego dobrze... nie chcemy powtórki z rozrywki.

    Okaże się w następnym :D Do zobaczenia. I 4 to nie tak źle. Mogło być gorzej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Sebuś to ma czasem takie jazdy, że mu się załącza pewność siebie i odwaga, ale potem znowu uderza w niego rzeczywistość, także zobaczymy, co z tego ostatecznie będzie. A Kasia... Ja bym tu nie mówiła o miłości, przynajmniej na razie. Na tym etapie wiadomo tylko, że są siebie ciekawi i ich do siebie ciągnie, ale czemu, jak, gdzie, po co i inne pytania – na odpowiedzi trzeba będzie poczekać :P.

      Dzięki, ja wiem, że obiektywnie 4 to dobra ocena, ale ja nigdy nie miałam 4 z japońskiego xD. Od początku nauki same 5 i to 4 mnie boli motzno xD.

      Usuń
  2. Pierwszy komentarz bo gnałam aby to wszystko przeczytać. Taki mały rajd sobie zrobiłam. :D Nie będę się rozgadywać, bardzo podoba mi się sposób opisywania sytuacji i twój charakter pisania. Fabuła też ciekawa mimo że czasem, ale to naprawdę czasem - zalatuje nudą, jak w życiu bywa. Pozdrawiam i teraz na bieżąco czekam na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, właśnie! Doskonale to ujęłaś! Zalatuje nudą – jak życie. Chciałam, żeby było autentycznie, no i większość z opisywanych sytuacji (poza akcją ze strajkiem na uczelni,b o to by mogło nie przejść, chociaż kto wie...) jest realna, starałam się też sprawić, żeby Sebastian był facetem (bo czasem jak kobieta opisuje coś z perspektywy faceta, to tego nie czuć), podobno mi się udało, a na pewno się staram ze wszystkich sił. No a nuda jest wliczona, czasem trzeba pokazać i tę część życia. Jednak mam nadzieję, że dalsze rozdziały też będą Ci się podobać i nie staną się niezamierzenie nudne :).
      Dziękuję za komentarz <3.

      Usuń

.