ZGADNIJCIE, KTO ZDAŁ EGZAMIN JĘZYKOWY Z JAPOŃSKIEGO B1 POTWIERDZANY CERTYFIKATEM HONOROWANYM W CAŁYM KRAJU.
Tak – ja! xD <3 <3 <3 <3 <3
I w sumie to tyle w kwestii przedmowy. Mam ciężki tydzień, codziennie wstaję w środku nocy (o kurde 7.30 TT_TT). Nie jestem do tego przyzwyczajona i chociaż piszę tę przedmowę we wtorek o 14.40, to już i tak nie kontaktuję xD.
Mam nadzieję, że Wam też się ładnie udało na koniec roku. Pochwalcie się w komciach sukcesami, bo czemu nie :P.
===============================
Biorąc pod uwagę
wszystko, co się wydarzyło, pokonując niewielką odległość między herbaciarnią a
domem, czułem się zaskakująco dobrze. Nie miałem wrażenia, że wszyscy na ulicy
wiedzą, co zrobiłem i szepczą za moimi plecami, że jestem zboczeńcem i powinno
się mnie trzymać z dala od społeczeństwa. Nie czułem się zagubiony ani
spłoszony i nawet się nie trząsłem z wewnętrznego zimna, które towarzyszyło mi
zawsze, gdy czymś się martwiłem. Aż nie mogłem w to uwierzyć, ale właściwie
cieszyłem się z tego stanu. Pozwalał mi myśleć jedynie o tym, jak było mi
przyjemnie i jaki wartościowy się poczułem. Zabawne, nigdy nie sądziłem, że
jeden romantyczny gest wykonany z czystej chęci niepodszywanej żadną
interesownością, będzie w stanie napełnić mnie poczuciem własnej wartości, na
dodatek dodatnim. Widać byłem bardziej potrzebujący, niż sądziłem, a co
bardziej odkrywcze – na Kasi zależało mi dużo bardziej, niż mógłbym
przypuszczać. Po tym pocałunku nawet mówienie w myślach jej imienia sprawiało,
że czułem przyjemne ciepło gdzieś w głębi oblodzonej klatki piersiowej. No i
zebrało mi się na poezję, a to było ostatecznym dowodem, że wydarzenia sprzed
kilkudziesięciu minut nie były mi obojętne.
Sytuacja jednak
zmieniła się diametralnie, kiedy wróciłem do domu. Początkowo czułem niepozorne
dreszcze na plecach, które zrzucałem na karb wychłodzonego organizmu, jednak
kiedy usiadłem przy komputerze z kubkiem kawy, założyłem okulary i przeczytałem
pierwszy z nagłówków na jednym z portali dla wykształciuchów, uderzył we mnie
atak paniki. Tak silny nie był od dawna, zacząłem cały drżeć, klekotać zębami i
rozglądać się nerwowo, szukając ucieczki od swojego życia. Nie widziałem jednak
żadnej innej niż śmierć, a ta z jakiegoś powodu przerażała mnie jeszcze
bardziej niż trwanie dalej ze świadomością tego, czego się dopuściłem.
— Jak mogłem?!
Nie, nie, nie, nie, nienienienienie! To się nie stało. Nie zrobiło się, nie! —
powtarzałem w amoku, poruszając się w tył i wprzód, obejmując się rękami.
Kiedyś
pomagało, pozwalało się uspokoić, ale nie tym razem. Umysł raz po raz
nawiedzały obrazy wspomnień pocałunku, a ja z każdym kolejnym jęczałem w
psychicznej agonii, błagając, by to się okazało tylko halucynacją. Ale nią nie
było, nie spełniało wymogów, za dobrze się na tym znałem. To się stało! Nie
wiedziałem, co zrobić.
Zdenerwowany
sięgnąłem po kubek z kawą, ale zamiast go podnieść, wypuściłem go z dłoni,
zalewając cały blat i spód podkładki pod laptopa. Nawet gdybym wylał wszystko
prosto na klawiaturę, chyba nie potrafiłbym się tym teraz przejąć. Chwilę potem
podskoczyłem przerażony na fotelu, słysząc niezwykle donośne wibracje.
Zostawiłem telefon na blacie, debil. Kretyn, idiota, zboczeniec, szatan!
— Stawie…
Zrobiłem coś strasznego — jęknąłem do słuchawki, trzymając smartfon tak mocno,
że aż zaczęły mnie boleć palce.
— Coś znów
odpierdolił? Seba, stary, czy ty panikujesz?
— Tak!
Panikuję! Pomóż mi! — odkrzyknąłem, nawet nie próbując udawać, że nie miał
racji, chociaż z reguły tak właśnie robiłem.
Bo zazwyczaj
wiedziałem, że będę potrafił się uspokoić, ale tym razem nie umiałem. Mój świat
zmniejszał się w zastraszającym tempie, pozostawiając po sobie już tylko
niewielką, ciemną przestrzeń, którą ledwie rozświetlał wyświetlacz komórki.
— Zaraz mi
opowiesz, jestem w okolicy. Przyjdę.
— Przynieś mi
tabletki, albo… Cokolwiek. Przynieś! — krzyknąłem ponownie, a potem odłożyłem
telefon, chybocząc się w tę i we w tę, próbując nie oszaleć do przyjścia
Michała.
Ale jego
„zaraz” rozrosło się na minuty, a z każdą kolejną było ze mną gorzej. Położyłem
się na kanapie w pozycji embrionalnej i starałem się odciąć od czasu, licząc na
to, że kiedy Staw tu przyjdzie, to mnie uratuje. Nawet nie zauważyłem, kiedy
wszedł, więc musiałem się skutecznie odizolować. Dotknął mnie i zmartwiony
spojrzał mi w oczy. Nie usłyszałem żadnej złośliwości, za to miałem wrażenie,
że zamierzał mnie pocałować, więc żeby ukrócić okropne oczekiwanie, sam się na
niego rzuciłem, wciskając mu język do ust i nieudolnie zszarpując z niego
koszulę.
— Sebastian, co
ty robisz? — zapytał zaskoczony, nieco przywracając mnie do zmysłów.
— Całowałem się
z Szymańską. Ratuj mnie — jęknąłem, ponownie go całując.
Jak na złość,
kiedy chciałem się zeszmacić, żeby poczuć się kompletnym zerem, temu się
zachciało bawić w cnotkę niewydymkę! Pierdolony samolub! Kiedy dobierałem się
do jego spodni, uderzył mnie w twarz na tyle mocno, że aż mnie od niego odbiło.
Chwyciłem się za piekący policzek, zdając sobie sprawę z tego, jak kretyńsko
się zachowałem, a potem zwyczajnie zacząłem płakać. I tak, jak małym dzieciom
wciska się w takiej chwili smoczek, tak Staw wcisnął mi w dłoń butelkę mocnego
piwa, a w drugą skręta, jednoznacznie dając do zrozumienia, jak zamierzał mi
pomóc.
— Pij, pal i
naucz się składać zdania. Umyję ci te usyfione pingle, a potem się wytłumaczysz
— zagrzmiał zdenerwowany, po czym zebrał leżące na stole okulary, które nie
wiem jak przetransportowały się tam z mojej twarzy, i poszedł z nimi do
łazienki.
Zrobiłem tak,
jak mi powiedział. Odpaliłem skręta i zaciągnąwszy się głęboko, pociągnąłem
spory łyk alkoholu. Nienawidziłem piwa, ale w tej sytuacji było mi naprawdę
obojętne, czym się trułem. Chciałem tylko zamglić sobie umysł, żeby przestał
przeżywać i odtwarzać każdą sekundę niewinnego zbliżenia ze studentką… ONA JEST STUDENTKĄ, CO JA, KURWA, ZROBIŁEM?!
Zaciągnąłem się
raz jeszcze, a potem kolejny i znów się napiłem. Zaszumiało mi w głowie i
poczułem się wreszcie odrobinę spokojniejszy. Niestety zielsko działało na mnie
tak, że czasami wyostrzało paranoiczne poczucie bycia obserwowanym. Tak też
stało się tym razem, na szczęście kiedy wrócił Michał, zorientował się, co się
działo i zaczął mnie zagadywać. Był strasznym chujem, ale kiedy przychodziło co
do czego, stawał się moim jedynym oparciem. I musiałem docenić, że robił to już
od tak wielu lat, że doskonale wiedział, jak zareagować w każdej sytuacji.
Byłem ciekaw, czy sam też potrafiłbym tak się nim zająć. Czasem odnosiłem
wrażenie, że o ile doskonale wiedziałem, jak się zachowa w danej sytuacji, co
robi i co go zdenerwuje, to nie potrafiłbym wykazać się aż taką znajomością
tematu…
— Co znaczy, że
pocałowałeś Szymańską? — zapytał wreszcie, siadając na podłodze obok mnie, na
której znalazłem się w tak samo niejasny sposób, jak moje okulary na blacie, a
potem…
— Gdzie
okulary?
— Odłożyłem na
miejsce, górna szafka tej tam… Eta-coś-tam przy łóżku.
— Etażerki —
poprawiłem.
Staw zaśmiał
się złośliwie, widocznie uznając, że się nieco uspokoiłem, skoro zacząłem go
poprawiać. Nie mylił się, byłem znacznie spokojniejszy. Przestałem histeryzować
i tylko miałem ciągle wrażenie, że każdy mebel ma oczy i wpatruje się we mnie,
jakby próbował przez skórę zobaczyć moje wnętrzności. Czułem się przez to
strasznie obnażony, aż przykryłem się kocem. Miałem w sobie tyle smutku, żalu,
strachu i ogólnie pojętej ciemności, że pewnie wszystkie moje organy wyglądały
jak płuca palacza, które pojawiały się notorycznie na paczkach papierosów. Nie,
żeby to kiedykolwiek kogoś zniechęciło.
— No więc? Co z
tą Szymańską?
— Stawie… Ja
chyba, nie wiem… — oświadczyłem niezwykle elokwentnie.
Michał tylko
zmarszczył czoło i dalej wpatrywał się we mnie, czekając, aż zwerbalizuję coś,
co miało sens.
— Chciałem
zmienić swoje życie. Zaproponowałem jej, żeby została moją asystentką i…
Czekaj, o czym ja mówię?
— O Szymańskiej
— odparł i wyciągnął mi z ręki skręta, na którego miejsce wziąłem papierosa.
Potrzebowałem
pozapychać sobie płuca dymem, mniejsza o to, jakim. Napiłem się piwa, a potem
podjąłem próbę przypomnienia sobie początku własnego zdania. Z marnym skutkiem.
— Chciałem
zmienić swoje życie, więc zaproponowałem jej, żeby została moją asystentką i
spotkaliśmy się dziś na herbacie. Herbata to syf, tego gówna nie idzie pić, już
wolę to twoje piwo.
— Seba, skup
się. Zaraz wyjdę. Wyobraź sobie, stary gamoniu, że mam ciekawsze rzeczy do
roboty niż niańczenie paranoicznego, życiowego przegrywa.
— Dzięki,
Stawie, od razu mi lepiej! Zawsze można na ciebie liczyć. Przyniósłbyś chociaż
moją whisky!
Michał
westchnął męczeńsko, ale wstał i ruszył się do barku.
— Szymańska! —
krzyknął, naprowadzając moje myśli na odpowiedni tor, a kiedy wrócił i wręczył
mi szklankę, poczułem się w gotowości, żeby kontynuować.
— Do tej się
nie spuściłeś, nie? Wolę wiedzieć, co piję.
— Nie, w
dziesięć sekund tylko ty potrafisz zaspermić wszystko wokół.
Spojrzałem na
niego urażony. Wcale nie w dziesięć! To trwało trzydzieści i tylko dlatego, że
nie robiłem tego od dwóch tygodni, a w telewizji puszczali bardzo pobudzający
wyobraźnię film! Nie zamierzałem jednak teraz tego tłumaczyć, wolałem zmagać
się z plączącym się językiem, żeby wreszcie powiedzieć, co zrobiłem.
— Spotkaliśmy
się. Dla żartu zaczęła się do mnie podstawiać, a ja ją pocałowałem. I
całowałbym ją dalej, gdybym mógł, ale nie mogę. Powinni mnie zamknąć. Zabiorą mi
prawa do nauczania!
— Nie
histeryzuj. Nikt niczego ci nie zabierze przecież, ubzdurałeś to sobie po...
Młoda będzie milczeć, nie?
— Chyba tak…
— Więc wszystko
jest dobrze. A teraz spizgaj się do reszty, muszę zadzwonić.
Przyjaciel
wręczył mi skręta, podmieniając go z papierosem, którego nie wypaliłem nawet do
połowy. Potem wstał, odszedł kilka kroków i przystawił telefon do ucha. Chyba
mu się zdawało, że jestem tak zjarany, że nie usłyszę, ale specjalnie wytężyłem
wszystkie zmysły, by wiedzieć, o czym mówił. Szczególnie zmysł bycia
obserwowanym się wytężył, bo do podsłuchiwania był mi najniezbędniejszy! Odwoływał
jakieś spotkanie, wyraźnie z tego niezadowolony. Na dodatek obiecywał rozmówcy,
że nadrobią to jutro u niego na kanapie. Doskonale wiedziałem, co to oznaczało.
Bywałem na jego kanapie nie raz, kiedy jeszcze oboje mieszkaliśmy w rodzinnym
mieście. To był zaledwie eufemizm na nadziewanie się dupskiem na jego penisa.
Znowu… I musiał rozmawiać o tym przy mnie.
— Stawie… Znowu
idziesz bzykać?
— Nie, jak
widzisz, dziś bawię się w pomoc społeczną dla życiowych przegrywów — burknął
niezadowolony.
Spojrzałem na
niego smutno, a potem wstałem i przyniosłem z barku dwie butelki najlepszych
trunków, jakie miałem na stanie. Byłem zazdrosny o tego faceta, którego
planował przelecieć, ale że zrezygnował, by mi pomóc, zamierzałem się
odwdzięczyć. Poza tym miałem nadzieję, że jeśli się zbytnio nawali, nie będzie
w stanie jutro nikogo posuwać. Po tym pewnie jego przygoda na jedną noc dałaby
sobie spokój i znów byłby mój. Nie, żebym
chciał z nim być, bo przecież nie chcę, ale… Jestem naprawdę złym człowiekiem.
~*~
Ciężko było mi
się oswoić z myślą o tym, co zrobiłam. Im więcej mijało czasu, tym coraz
bardziej przytłaczały mnie natrętne myśli. Nie miałam się czego obawiać – a
przynajmniej tak sobie wmawiałam – Sebastian nie pozwoliłby Stawskiemu mnie
zniszczyć. Starałam się w to wierzyć, ale jeśli dziwaka naszły podobne
wątpliwości co mnie, nie mogłam być taka pewna. W chwilach dużego stresu Michaelis
zachowywał się strasznie irracjonalnie, jak chociażby wtedy, gdy zdenerwowany
rzucił kubkiem o ścianę. Wtedy to zignorowałam, bo w końcu to nic takiego, a on
nie wydawał się agresywny, ale patrząc na to z nieco innej perspektywy,
zwyczajnie się obawiałam. Chciałam nawet do niego napisać i zapytać, jak się
czuje. Może jego reakcja rozjaśniłaby
sytuację? Jednak tego nie zrobiłam. Marta kategorycznie mi to odradziła,
stwierdzając, że taki paranoik jak on mógłby zacząć mieć wątpliwości od samego
mojego wspomnienia o nich.
Ostatecznie
uznałam, że pewnie oboje żałujemy i się tym martwimy. Nie wiedziałam tylko, czy
on – tak samo jak ja – chciałby to powtórzyć. Nie umiałam pojąć samej siebie.
Skoro coś było groźne albo nieodpowiednie i wyzwalało we mnie stres, powinnam z
tego zrezygnować, a nie starać się ciągnąć to dalej. Co było ze mną nie tak?
Śmiałam twierdzić, że to potrzeby organizmu, jakieś hormony i inne takie
drobnoustroje przejmowały kontrolę nad moim mózgiem, bo przecież sama z siebie
byłam rozsądniejsza.
I właśnie w
taki sposób – na pozbawionych konkluzji rozważaniach – minęło mi sporo czasu i
nim się zorientowałam, Marta dzwoniła do drzwi, niosąc ze sobą torbę
niezdrowego żarcia, by to, które sama kupiłam, nie czuło się samotne. Miałam na
dysku kilkadziesiąt gigabajtów japońskich kreskówek, w lodówce kilka litrów
szampana dla dzieci i nawet kupiłam jednego prawdziwego. Pomyślałam sobie, że
może warto byłoby zacząć rok inaczej: czyszcząc konto i dając sobie szansę na
normalność. Może właśnie tym był Michaelis w moim życiu – szansą na zmianę.
Niezależnie od tego, kim dla mnie był, kim miał się stać i kim się ostatecznie
stał, pojawił się na mojej drodze do śmierci i z jakiegoś powodu chciałam nadać
temu sens. Od zawsze lubiłam fantazjować i miałam wybujałą wyobraźnię, element
predystynacji doskonale wpasowywał się w ten schemat.
Kiedy Marta
przekroczyła próg mojego mieszkania, zgodnie ze wcześniejszym postanowieniem
odrzuciłam wszelkie nieprzyjemne myśli, wszystkie dylematy i każdy problem,
który mógłby mnie nękać. Chciałam się dobrze bawić. Dlatego właśnie miałyśmy
wszystko, co lubiłyśmy najbardziej: słodycze z macchą, onigiri z tuńczykiem,
wciskające łzy chińskie bajki, no i oczywiście mnóstwo gadżetów z naszych
ulubionych serii, by zorganizować figurkom ich własnego Sylwestra – dlatego
właśnie zamówiłyśmy w Internecie ubranka do Nendroidów. Wieczór zapowiadał się
cudownie, więc nie zamierzałam go psuć.
— Mam pyszne
żarełko! — oświadczyła zadowolona przyjaciółka.
— Masz nawet te
chipsy szkielety, z których układałyśmy ludziki! Zrobię takiego z czterema
rękami, będzie go dłużej bolało, gdy będę je odrywać, żeby się najeść —
stwierdziłam, śmiejąc się złowieszczo.
Brakowało tylko
Szatana, ale kumpela o tej ksywie – Klaudia – wolała zdezerterować, by spędzić
czas z Facetem Szatana. Tak go nazywałam. Byłam kiepska w imiona, a wolałam
przypadkiem się nie pomylić, bo mogłoby być jej przykro. Takie rzeczy wypadało
wiedzieć i z reguły pamiętałam, że nazywał się Rafał, a nie Kamil, ale nie
ufałam sobie pod tym względem do końca.
— Betewu, mam
dysk z rakiem. Jest na nim tyle mangozjebania, że będzie potrzebował formata —
dodałam, wyciągając z szafki miskę, żeby przesypać serowe kości i jakieś zwykłe
Laysy z Biedronki.
Kiedy już
przepakowałyśmy całe żarcie tak, by wygodnie nam się po nie sięgał,
rozwaliłyśmy się na łóżku naprzeciwko monitora, z którego korzystałam tylko w
takich wyjątkowych przypadkach, jak ten i włączyłyśmy pierwszą z brzegu serię.
Wszystkie były dobre, płaczliwe i ładne, więc nie miało większego znaczenia, od
czego zaczniemy. Liczyło się tylko to, żeby przemaniaczyć przed ekranem cały
wieczór i całą noc, by w końcu zasnąć z wyczerpania w połowie kolejnego odcinka
i obudzić się wczesnym popołudniem. Dla mnie to w zasadzie żadna nowość, ale
dla Marty nie był to stan normalny. Ona jeszcze czasami zachowywała się jak
normalny człowiek, była dla niej nadzieja.
— Co z
Michaelisem? — zapytała kumpela podczas endingu pierwszego odcinka.
Liczyłam na to,
że przemilczymy temat, ale skoro zaczęła, wypadało odpowiedzieć.
— Absolutnie
nic — odparłam, napychając usta japońskimi paluszkami w czekoladzie.
— Nie odezwał
się?
— Ja się nie
odezwałam. Nie widziałam powodu. Napiszę mu życzenia noworoczne po japońsku i
starczy — mruknęłam, grając zupełnie obojętną.
W rzeczywistości
było inaczej, ale udawanie sprawiało, że dawałam radę przekonać samą siebie, że
było tak, jak chciałabym, żeby było. Jeden sms, brak nadziei na rozbudowaną
odpowiedź i perspektywa nieprzejmowania się wykładowcą aż do rozpoczęcia zajęć
– tego potrzebowałam i po to zamierzałam sięgnąć.
Ja cię... co tu się właśnie stało ? To jakaś paranoja. Najpierw się całują i zachowują jak nastolatki a zaraz jedno popada w depresję i myśli o związku z Michałem nawet nie będąc w związku z Kaśką a druga zachowuje resztki rozsądku i chce udawać, że niczego nie było. Naprawdę nie wiem, która postawa jest gorsza. Mogliby usiąść, pogadać i jak coś to stwierdzić, że jednorazowy wyskok ( serca nie oszukasz, ale mniejsza ) ale oczywiście to nie są rozsądni ludzie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, koniec. Do następnego. Nie mogę się doczekać rozwinięcia tej tragikomedii :D
No właśnie! Oni nie są rozsądni :P. Każde z nich ma zbyt dziwne kompleksy, żeby byli w stanie ot tak usiąść i porozmawiać jak ludzie. W sumie to mi się najbardziej podoba w tyn opku, że oni są tacy niedostosowani. I dlatego dobrze mi się to pisze xD. No i gdzieś tam głęboko jest jakieś przesłanie, może do końca historii wyjdzie na światło dzienne^^.
UsuńDzięki i do zobaczenia!^^
Gratulacje! Wspomniałaś coś, kiedyś o pracy w wydawnictwie... Jakim? Chce wiedzieć , któremu mam ufać xd Współczuję tych ostatnich wakacji . Obyś je dobrze sporzytkowała. Pochwalę się że mam 5 z polskiego oraz średnią 4,31 i jestem z siebie dumna �� Po raz kolejny przechytrzyłam system :D Jestem jedyną kobietą w rodzinie, która nie zdobyła ani razu czerwonego paska :) (chyba, że na dupie xd)
OdpowiedzUsuńChciałam ten komentarz napisać pod poprzednim postem, ale piszę na swoim zajebistym telefonie, więc nie dość że błędy (za, które bardzo przepraszam )to jeszcze za każdym razem gdy się zacinał, kasował tekst i po piątej próbie napisania tego samego nieźle wkurwiona zrezygnowałam.
Tak, to było dawno, ale ... Nami kocham cię za te święta ❤ W myślach wykreował mi się obraz zamczyska z ogromną jadalnią, w której znajduje się długi jak kolejki do lekarza stół ; po jednej stronie siedzi Sebastian, a po drugiej stara, zgrzybiała starucha w koku na czubku łba i ta atmosfera jak na grzybach xd A tu zaskoczenie... Było ciepło, miło, sympatycznie i przypomniała mi się moja babcia , gdy po raz pierwszy spotkałam się z postacią cioci (nie to, żebym nie pamiętałam o własnej babci xd) A jak jeszcze podeszła Sebcia i zaczęła się pytać o jego " dziewcZynę " ... Ciocia posłodziła :) A skoro już jesteśmy w temacie rodziny to kiedy będzie coś o jego matce? O ojcu już słyszałam , ale o niej słowa nie było (chyba, że czegoś nie pamiętam ) . Kasia chyba też nie miała najgorszych świąt :) Jedynym "ale" jest tu Michał ; ten cholerny cham co dupczy byle jaki plebs . Super zrobiona postać :) Raz go mam ochotę zabić i powiesić za jaja, a kolejnym razem podziękować.
Kolejną żeczą, którą kocham są te życiowe sytuacje. Uwiwielbiam chodzić do empika, a mój ulubiony dział to ten z kartkami, ołówkami, długopisami i innymi tego typu pierdołami oraz ten z mangami. Kiedyś gdy zobaczyłam jedną mangę, którą nie pamiętalam, żeby zapowiadali, (koleżanka sobie w tym czasie poszła ) wzięłam do ręki i chciałam przeczytać parę stron aby się zorientować czy jest warta czytania. Po pewnym czasie koleżanka wraca ze swoim zakupem a ja już w połowie lektóry xd
No i ten kelner... Typowy błazen, pan zajebisty z bananem na ryju i motorkiem w dupie, dzięki czemu wszędzie go pełno - klasyk. A jak zobaczyłam wzmiankę o anime to przypomniałam sobie jak oglądałam drogi sezon kuroszka (wrrr Cloude )od tyłu i się zorientowałam, że coś jest nie tak dopiero w szóstym odcinku, ponieważ zwykle lista odcinków zaczynała się od góry, a nie od dołu - tutaj było inaczej xd
I co się dzieje z Sebastianem oraz Kate?! Nie poznaje ludzi. Sebastian z naćpanego paranoika stał się pewny siebie, a Kaśka zaczęła latać po sklepach za ciuchami przed ich spotkaniem w herbaciarni . Duży progres w zachowaniu, ale trochę mi brakuje ich starych wersji sprzed paru rozdziałów.
Zaś w tym była kompletna paranoja. Najpierw się całują i chcą więcej, potem następuje obupulna depresja ; Seba chce wrucić do Michała choć nawet nie jest z nim w związku (a zachowuje się jak małżonka po 40 latach stażu ), dołóżmy jeszcze jego zazdrość o tego dupka i prube Kasi w byciu obojętną i opanowaną w stosunku do całego zajścia. Brawo! Mamy już telenowelę xd
Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń, życzę weny i jeszcze raz gratki za ten certyfikat :D Do następnego !
- Lady Fox -