Dziwak z dyplomem – 34

ZGADNIJCIE, KTO ZDAŁ EGZAMIN JĘZYKOWY Z JAPOŃSKIEGO B1 POTWIERDZANY CERTYFIKATEM HONOROWANYM W CAŁYM KRAJU.
Tak – ja! xD <3 <3 <3 <3 <3
I w sumie to tyle w kwestii przedmowy. Mam ciężki tydzień, codziennie wstaję w środku nocy (o kurde 7.30 TT_TT). Nie jestem do tego przyzwyczajona i chociaż piszę tę przedmowę we wtorek o 14.40, to już i tak nie kontaktuję xD. 
Mam nadzieję, że Wam też się ładnie udało na koniec roku. Pochwalcie się w komciach sukcesami, bo czemu nie :P.

===============================

Biorąc pod uwagę wszystko, co się wydarzyło, pokonując niewielką odległość między herbaciarnią a domem, czułem się zaskakująco dobrze. Nie miałem wrażenia, że wszyscy na ulicy wiedzą, co zrobiłem i szepczą za moimi plecami, że jestem zboczeńcem i powinno się mnie trzymać z dala od społeczeństwa. Nie czułem się zagubiony ani spłoszony i nawet się nie trząsłem z wewnętrznego zimna, które towarzyszyło mi zawsze, gdy czymś się martwiłem. Aż nie mogłem w to uwierzyć, ale właściwie cieszyłem się z tego stanu. Pozwalał mi myśleć jedynie o tym, jak było mi przyjemnie i jaki wartościowy się poczułem. Zabawne, nigdy nie sądziłem, że jeden romantyczny gest wykonany z czystej chęci niepodszywanej żadną interesownością, będzie w stanie napełnić mnie poczuciem własnej wartości, na dodatek dodatnim. Widać byłem bardziej potrzebujący, niż sądziłem, a co bardziej odkrywcze – na Kasi zależało mi dużo bardziej, niż mógłbym przypuszczać. Po tym pocałunku nawet mówienie w myślach jej imienia sprawiało, że czułem przyjemne ciepło gdzieś w głębi oblodzonej klatki piersiowej. No i zebrało mi się na poezję, a to było ostatecznym dowodem, że wydarzenia sprzed kilkudziesięciu minut nie były mi obojętne.
Sytuacja jednak zmieniła się diametralnie, kiedy wróciłem do domu. Początkowo czułem niepozorne dreszcze na plecach, które zrzucałem na karb wychłodzonego organizmu, jednak kiedy usiadłem przy komputerze z kubkiem kawy, założyłem okulary i przeczytałem pierwszy z nagłówków na jednym z portali dla wykształciuchów, uderzył we mnie atak paniki. Tak silny nie był od dawna, zacząłem cały drżeć, klekotać zębami i rozglądać się nerwowo, szukając ucieczki od swojego życia. Nie widziałem jednak żadnej innej niż śmierć, a ta z jakiegoś powodu przerażała mnie jeszcze bardziej niż trwanie dalej ze świadomością tego, czego się dopuściłem.
— Jak mogłem?! Nie, nie, nie, nie, nienienienienie! To się nie stało. Nie zrobiło się, nie! — powtarzałem w amoku, poruszając się w tył i wprzód, obejmując się rękami.
Kiedyś pomagało, pozwalało się uspokoić, ale nie tym razem. Umysł raz po raz nawiedzały obrazy wspomnień pocałunku, a ja z każdym kolejnym jęczałem w psychicznej agonii, błagając, by to się okazało tylko halucynacją. Ale nią nie było, nie spełniało wymogów, za dobrze się na tym znałem. To się stało! Nie wiedziałem, co zrobić.
Zdenerwowany sięgnąłem po kubek z kawą, ale zamiast go podnieść, wypuściłem go z dłoni, zalewając cały blat i spód podkładki pod laptopa. Nawet gdybym wylał wszystko prosto na klawiaturę, chyba nie potrafiłbym się tym teraz przejąć. Chwilę potem podskoczyłem przerażony na fotelu, słysząc niezwykle donośne wibracje. Zostawiłem telefon na blacie, debil. Kretyn, idiota, zboczeniec, szatan!
— Stawie… Zrobiłem coś strasznego — jęknąłem do słuchawki, trzymając smartfon tak mocno, że aż zaczęły mnie boleć palce.
— Coś znów odpierdolił? Seba, stary, czy ty panikujesz?
— Tak! Panikuję! Pomóż mi! — odkrzyknąłem, nawet nie próbując udawać, że nie miał racji, chociaż z reguły tak właśnie robiłem.
Bo zazwyczaj wiedziałem, że będę potrafił się uspokoić, ale tym razem nie umiałem. Mój świat zmniejszał się w zastraszającym tempie, pozostawiając po sobie już tylko niewielką, ciemną przestrzeń, którą ledwie rozświetlał wyświetlacz komórki.
— Zaraz mi opowiesz, jestem w okolicy. Przyjdę.
— Przynieś mi tabletki, albo… Cokolwiek. Przynieś! — krzyknąłem ponownie, a potem odłożyłem telefon, chybocząc się w tę i we w tę, próbując nie oszaleć do przyjścia Michała.
Ale jego „zaraz” rozrosło się na minuty, a z każdą kolejną było ze mną gorzej. Położyłem się na kanapie w pozycji embrionalnej i starałem się odciąć od czasu, licząc na to, że kiedy Staw tu przyjdzie, to mnie uratuje. Nawet nie zauważyłem, kiedy wszedł, więc musiałem się skutecznie odizolować. Dotknął mnie i zmartwiony spojrzał mi w oczy. Nie usłyszałem żadnej złośliwości, za to miałem wrażenie, że zamierzał mnie pocałować, więc żeby ukrócić okropne oczekiwanie, sam się na niego rzuciłem, wciskając mu język do ust i nieudolnie zszarpując z niego koszulę.
— Sebastian, co ty robisz? — zapytał zaskoczony, nieco przywracając mnie do zmysłów.
— Całowałem się z Szymańską. Ratuj mnie — jęknąłem, ponownie go całując.
Jak na złość, kiedy chciałem się zeszmacić, żeby poczuć się kompletnym zerem, temu się zachciało bawić w cnotkę niewydymkę! Pierdolony samolub! Kiedy dobierałem się do jego spodni, uderzył mnie w twarz na tyle mocno, że aż mnie od niego odbiło. Chwyciłem się za piekący policzek, zdając sobie sprawę z tego, jak kretyńsko się zachowałem, a potem zwyczajnie zacząłem płakać. I tak, jak małym dzieciom wciska się w takiej chwili smoczek, tak Staw wcisnął mi w dłoń butelkę mocnego piwa, a w drugą skręta, jednoznacznie dając do zrozumienia, jak zamierzał mi pomóc.
— Pij, pal i naucz się składać zdania. Umyję ci te usyfione pingle, a potem się wytłumaczysz — zagrzmiał zdenerwowany, po czym zebrał leżące na stole okulary, które nie wiem jak przetransportowały się tam z mojej twarzy, i poszedł z nimi do łazienki.
Zrobiłem tak, jak mi powiedział. Odpaliłem skręta i zaciągnąwszy się głęboko, pociągnąłem spory łyk alkoholu. Nienawidziłem piwa, ale w tej sytuacji było mi naprawdę obojętne, czym się trułem. Chciałem tylko zamglić sobie umysł, żeby przestał przeżywać i odtwarzać każdą sekundę niewinnego zbliżenia ze studentką… ONA JEST STUDENTKĄ, CO JA, KURWA, ZROBIŁEM?!
Zaciągnąłem się raz jeszcze, a potem kolejny i znów się napiłem. Zaszumiało mi w głowie i poczułem się wreszcie odrobinę spokojniejszy. Niestety zielsko działało na mnie tak, że czasami wyostrzało paranoiczne poczucie bycia obserwowanym. Tak też stało się tym razem, na szczęście kiedy wrócił Michał, zorientował się, co się działo i zaczął mnie zagadywać. Był strasznym chujem, ale kiedy przychodziło co do czego, stawał się moim jedynym oparciem. I musiałem docenić, że robił to już od tak wielu lat, że doskonale wiedział, jak zareagować w każdej sytuacji. Byłem ciekaw, czy sam też potrafiłbym tak się nim zająć. Czasem odnosiłem wrażenie, że o ile doskonale wiedziałem, jak się zachowa w danej sytuacji, co robi i co go zdenerwuje, to nie potrafiłbym wykazać się aż taką znajomością tematu…
— Co znaczy, że pocałowałeś Szymańską? — zapytał wreszcie, siadając na podłodze obok mnie, na której znalazłem się w tak samo niejasny sposób, jak moje okulary na blacie, a potem…
— Gdzie okulary?
— Odłożyłem na miejsce, górna szafka tej tam… Eta-coś-tam przy łóżku.
— Etażerki — poprawiłem.
Staw zaśmiał się złośliwie, widocznie uznając, że się nieco uspokoiłem, skoro zacząłem go poprawiać. Nie mylił się, byłem znacznie spokojniejszy. Przestałem histeryzować i tylko miałem ciągle wrażenie, że każdy mebel ma oczy i wpatruje się we mnie, jakby próbował przez skórę zobaczyć moje wnętrzności. Czułem się przez to strasznie obnażony, aż przykryłem się kocem. Miałem w sobie tyle smutku, żalu, strachu i ogólnie pojętej ciemności, że pewnie wszystkie moje organy wyglądały jak płuca palacza, które pojawiały się notorycznie na paczkach papierosów. Nie, żeby to kiedykolwiek kogoś zniechęciło.
— No więc? Co z tą Szymańską?
— Stawie… Ja chyba, nie wiem… — oświadczyłem niezwykle elokwentnie.
Michał tylko zmarszczył czoło i dalej wpatrywał się we mnie, czekając, aż zwerbalizuję coś, co miało sens.
— Chciałem zmienić swoje życie. Zaproponowałem jej, żeby została moją asystentką i… Czekaj, o czym ja mówię?
— O Szymańskiej — odparł i wyciągnął mi z ręki skręta, na którego miejsce wziąłem papierosa.
Potrzebowałem pozapychać sobie płuca dymem, mniejsza o to, jakim. Napiłem się piwa, a potem podjąłem próbę przypomnienia sobie początku własnego zdania. Z marnym skutkiem.
— Chciałem zmienić swoje życie, więc zaproponowałem jej, żeby została moją asystentką i spotkaliśmy się dziś na herbacie. Herbata to syf, tego gówna nie idzie pić, już wolę to twoje piwo.
— Seba, skup się. Zaraz wyjdę. Wyobraź sobie, stary gamoniu, że mam ciekawsze rzeczy do roboty niż niańczenie paranoicznego, życiowego przegrywa.
— Dzięki, Stawie, od razu mi lepiej! Zawsze można na ciebie liczyć. Przyniósłbyś chociaż moją whisky!
Michał westchnął męczeńsko, ale wstał i ruszył się do barku.
— Szymańska! — krzyknął, naprowadzając moje myśli na odpowiedni tor, a kiedy wrócił i wręczył mi szklankę, poczułem się w gotowości, żeby kontynuować.
— Do tej się nie spuściłeś, nie? Wolę wiedzieć, co piję.
— Nie, w dziesięć sekund tylko ty potrafisz zaspermić wszystko wokół.
Spojrzałem na niego urażony. Wcale nie w dziesięć! To trwało trzydzieści i tylko dlatego, że nie robiłem tego od dwóch tygodni, a w telewizji puszczali bardzo pobudzający wyobraźnię film! Nie zamierzałem jednak teraz tego tłumaczyć, wolałem zmagać się z plączącym się językiem, żeby wreszcie powiedzieć, co zrobiłem.
— Spotkaliśmy się. Dla żartu zaczęła się do mnie podstawiać, a ja ją pocałowałem. I całowałbym ją dalej, gdybym mógł, ale nie mogę. Powinni mnie zamknąć. Zabiorą mi prawa do nauczania!
— Nie histeryzuj. Nikt niczego ci nie zabierze przecież, ubzdurałeś to sobie po... Młoda będzie milczeć, nie?
— Chyba tak…
— Więc wszystko jest dobrze. A teraz spizgaj się do reszty, muszę zadzwonić.
Przyjaciel wręczył mi skręta, podmieniając go z papierosem, którego nie wypaliłem nawet do połowy. Potem wstał, odszedł kilka kroków i przystawił telefon do ucha. Chyba mu się zdawało, że jestem tak zjarany, że nie usłyszę, ale specjalnie wytężyłem wszystkie zmysły, by wiedzieć, o czym mówił. Szczególnie zmysł bycia obserwowanym się wytężył, bo do podsłuchiwania był mi najniezbędniejszy! Odwoływał jakieś spotkanie, wyraźnie z tego niezadowolony. Na dodatek obiecywał rozmówcy, że nadrobią to jutro u niego na kanapie. Doskonale wiedziałem, co to oznaczało. Bywałem na jego kanapie nie raz, kiedy jeszcze oboje mieszkaliśmy w rodzinnym mieście. To był zaledwie eufemizm na nadziewanie się dupskiem na jego penisa. Znowu… I musiał rozmawiać o tym przy mnie.
— Stawie… Znowu idziesz bzykać?
— Nie, jak widzisz, dziś bawię się w pomoc społeczną dla życiowych przegrywów — burknął niezadowolony.
Spojrzałem na niego smutno, a potem wstałem i przyniosłem z barku dwie butelki najlepszych trunków, jakie miałem na stanie. Byłem zazdrosny o tego faceta, którego planował przelecieć, ale że zrezygnował, by mi pomóc, zamierzałem się odwdzięczyć. Poza tym miałem nadzieję, że jeśli się zbytnio nawali, nie będzie w stanie jutro nikogo posuwać. Po tym pewnie jego przygoda na jedną noc dałaby sobie spokój i znów byłby mój. Nie, żebym chciał z nim być, bo przecież nie chcę, ale… Jestem naprawdę złym człowiekiem.
~*~
Ciężko było mi się oswoić z myślą o tym, co zrobiłam. Im więcej mijało czasu, tym coraz bardziej przytłaczały mnie natrętne myśli. Nie miałam się czego obawiać – a przynajmniej tak sobie wmawiałam – Sebastian nie pozwoliłby Stawskiemu mnie zniszczyć. Starałam się w to wierzyć, ale jeśli dziwaka naszły podobne wątpliwości co mnie, nie mogłam być taka pewna. W chwilach dużego stresu Michaelis zachowywał się strasznie irracjonalnie, jak chociażby wtedy, gdy zdenerwowany rzucił kubkiem o ścianę. Wtedy to zignorowałam, bo w końcu to nic takiego, a on nie wydawał się agresywny, ale patrząc na to z nieco innej perspektywy, zwyczajnie się obawiałam. Chciałam nawet do niego napisać i zapytać, jak się czuje. Może jego reakcja rozjaśniłaby sytuację? Jednak tego nie zrobiłam. Marta kategorycznie mi to odradziła, stwierdzając, że taki paranoik jak on mógłby zacząć mieć wątpliwości od samego mojego wspomnienia o nich.
Ostatecznie uznałam, że pewnie oboje żałujemy i się tym martwimy. Nie wiedziałam tylko, czy on – tak samo jak ja – chciałby to powtórzyć. Nie umiałam pojąć samej siebie. Skoro coś było groźne albo nieodpowiednie i wyzwalało we mnie stres, powinnam z tego zrezygnować, a nie starać się ciągnąć to dalej. Co było ze mną nie tak? Śmiałam twierdzić, że to potrzeby organizmu, jakieś hormony i inne takie drobnoustroje przejmowały kontrolę nad moim mózgiem, bo przecież sama z siebie byłam rozsądniejsza.
I właśnie w taki sposób – na pozbawionych konkluzji rozważaniach – minęło mi sporo czasu i nim się zorientowałam, Marta dzwoniła do drzwi, niosąc ze sobą torbę niezdrowego żarcia, by to, które sama kupiłam, nie czuło się samotne. Miałam na dysku kilkadziesiąt gigabajtów japońskich kreskówek, w lodówce kilka litrów szampana dla dzieci i nawet kupiłam jednego prawdziwego. Pomyślałam sobie, że może warto byłoby zacząć rok inaczej: czyszcząc konto i dając sobie szansę na normalność. Może właśnie tym był Michaelis w moim życiu – szansą na zmianę. Niezależnie od tego, kim dla mnie był, kim miał się stać i kim się ostatecznie stał, pojawił się na mojej drodze do śmierci i z jakiegoś powodu chciałam nadać temu sens. Od zawsze lubiłam fantazjować i miałam wybujałą wyobraźnię, element predystynacji doskonale wpasowywał się w ten schemat.
Kiedy Marta przekroczyła próg mojego mieszkania, zgodnie ze wcześniejszym postanowieniem odrzuciłam wszelkie nieprzyjemne myśli, wszystkie dylematy i każdy problem, który mógłby mnie nękać. Chciałam się dobrze bawić. Dlatego właśnie miałyśmy wszystko, co lubiłyśmy najbardziej: słodycze z macchą, onigiri z tuńczykiem, wciskające łzy chińskie bajki, no i oczywiście mnóstwo gadżetów z naszych ulubionych serii, by zorganizować figurkom ich własnego Sylwestra – dlatego właśnie zamówiłyśmy w Internecie ubranka do Nendroidów. Wieczór zapowiadał się cudownie, więc nie zamierzałam go psuć.
— Mam pyszne żarełko! — oświadczyła zadowolona przyjaciółka.
— Masz nawet te chipsy szkielety, z których układałyśmy ludziki! Zrobię takiego z czterema rękami, będzie go dłużej bolało, gdy będę je odrywać, żeby się najeść — stwierdziłam, śmiejąc się złowieszczo.
Brakowało tylko Szatana, ale kumpela o tej ksywie – Klaudia – wolała zdezerterować, by spędzić czas z Facetem Szatana. Tak go nazywałam. Byłam kiepska w imiona, a wolałam przypadkiem się nie pomylić, bo mogłoby być jej przykro. Takie rzeczy wypadało wiedzieć i z reguły pamiętałam, że nazywał się Rafał, a nie Kamil, ale nie ufałam sobie pod tym względem do końca.
— Betewu, mam dysk z rakiem. Jest na nim tyle mangozjebania, że będzie potrzebował formata — dodałam, wyciągając z szafki miskę, żeby przesypać serowe kości i jakieś zwykłe Laysy z Biedronki.
Kiedy już przepakowałyśmy całe żarcie tak, by wygodnie nam się po nie sięgał, rozwaliłyśmy się na łóżku naprzeciwko monitora, z którego korzystałam tylko w takich wyjątkowych przypadkach, jak ten i włączyłyśmy pierwszą z brzegu serię. Wszystkie były dobre, płaczliwe i ładne, więc nie miało większego znaczenia, od czego zaczniemy. Liczyło się tylko to, żeby przemaniaczyć przed ekranem cały wieczór i całą noc, by w końcu zasnąć z wyczerpania w połowie kolejnego odcinka i obudzić się wczesnym popołudniem. Dla mnie to w zasadzie żadna nowość, ale dla Marty nie był to stan normalny. Ona jeszcze czasami zachowywała się jak normalny człowiek, była dla niej nadzieja.
— Co z Michaelisem? — zapytała kumpela podczas endingu pierwszego odcinka.
Liczyłam na to, że przemilczymy temat, ale skoro zaczęła, wypadało odpowiedzieć.
— Absolutnie nic — odparłam, napychając usta japońskimi paluszkami w czekoladzie.
— Nie odezwał się?
— Ja się nie odezwałam. Nie widziałam powodu. Napiszę mu życzenia noworoczne po japońsku i starczy — mruknęłam, grając zupełnie obojętną.
W rzeczywistości było inaczej, ale udawanie sprawiało, że dawałam radę przekonać samą siebie, że było tak, jak chciałabym, żeby było. Jeden sms, brak nadziei na rozbudowaną odpowiedź i perspektywa nieprzejmowania się wykładowcą aż do rozpoczęcia zajęć – tego potrzebowałam i po to zamierzałam sięgnąć.


3 komentarze:

  1. Monika Lisicka21 czerwca 2017 12:45

    Ja cię... co tu się właśnie stało ? To jakaś paranoja. Najpierw się całują i zachowują jak nastolatki a zaraz jedno popada w depresję i myśli o związku z Michałem nawet nie będąc w związku z Kaśką a druga zachowuje resztki rozsądku i chce udawać, że niczego nie było. Naprawdę nie wiem, która postawa jest gorsza. Mogliby usiąść, pogadać i jak coś to stwierdzić, że jednorazowy wyskok ( serca nie oszukasz, ale mniejsza ) ale oczywiście to nie są rozsądni ludzie.

    Dziękuję, koniec. Do następnego. Nie mogę się doczekać rozwinięcia tej tragikomedii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Oni nie są rozsądni :P. Każde z nich ma zbyt dziwne kompleksy, żeby byli w stanie ot tak usiąść i porozmawiać jak ludzie. W sumie to mi się najbardziej podoba w tyn opku, że oni są tacy niedostosowani. I dlatego dobrze mi się to pisze xD. No i gdzieś tam głęboko jest jakieś przesłanie, może do końca historii wyjdzie na światło dzienne^^.
      Dzięki i do zobaczenia!^^

      Usuń
  2. Gratulacje! Wspomniałaś coś, kiedyś o pracy w wydawnictwie... Jakim? Chce wiedzieć , któremu mam ufać xd Współczuję tych ostatnich wakacji . Obyś je dobrze sporzytkowała. Pochwalę się że mam 5 z polskiego oraz średnią 4,31 i jestem z siebie dumna �� Po raz kolejny przechytrzyłam system :D Jestem jedyną kobietą w rodzinie, która nie zdobyła ani razu czerwonego paska :) (chyba, że na dupie xd)

    Chciałam ten komentarz napisać pod poprzednim postem, ale piszę na swoim zajebistym telefonie, więc nie dość że błędy (za, które bardzo przepraszam )to jeszcze za każdym razem gdy się zacinał, kasował tekst i po piątej próbie napisania tego samego nieźle wkurwiona zrezygnowałam.

    Tak, to było dawno, ale ... Nami kocham cię za te święta ❤ W myślach wykreował mi się obraz zamczyska z ogromną jadalnią, w której znajduje się długi jak kolejki do lekarza stół ; po jednej stronie siedzi Sebastian, a po drugiej stara, zgrzybiała starucha w koku na czubku łba i ta atmosfera jak na grzybach xd A tu zaskoczenie... Było ciepło, miło, sympatycznie i przypomniała mi się moja babcia , gdy po raz pierwszy spotkałam się z postacią cioci (nie to, żebym nie pamiętałam o własnej babci xd) A jak jeszcze podeszła Sebcia i zaczęła się pytać o jego " dziewcZynę " ... Ciocia posłodziła :) A skoro już jesteśmy w temacie rodziny to kiedy będzie coś o jego matce? O ojcu już słyszałam , ale o niej słowa nie było (chyba, że czegoś nie pamiętam ) . Kasia chyba też nie miała najgorszych świąt :) Jedynym "ale" jest tu Michał ; ten cholerny cham co dupczy byle jaki plebs . Super zrobiona postać :) Raz go mam ochotę zabić i powiesić za jaja, a kolejnym razem podziękować.

    Kolejną żeczą, którą kocham są te życiowe sytuacje. Uwiwielbiam chodzić do empika, a mój ulubiony dział to ten z kartkami, ołówkami, długopisami i innymi tego typu pierdołami oraz ten z mangami. Kiedyś gdy zobaczyłam jedną mangę, którą nie pamiętalam, żeby zapowiadali, (koleżanka sobie w tym czasie poszła ) wzięłam do ręki i chciałam przeczytać parę stron aby się zorientować czy jest warta czytania. Po pewnym czasie koleżanka wraca ze swoim zakupem a ja już w połowie lektóry xd
    No i ten kelner... Typowy błazen, pan zajebisty z bananem na ryju i motorkiem w dupie, dzięki czemu wszędzie go pełno - klasyk. A jak zobaczyłam wzmiankę o anime to przypomniałam sobie jak oglądałam drogi sezon kuroszka (wrrr Cloude )od tyłu i się zorientowałam, że coś jest nie tak dopiero w szóstym odcinku, ponieważ zwykle lista odcinków zaczynała się od góry, a nie od dołu - tutaj było inaczej xd

    I co się dzieje z Sebastianem oraz Kate?! Nie poznaje ludzi. Sebastian z naćpanego paranoika stał się pewny siebie, a Kaśka zaczęła latać po sklepach za ciuchami przed ich spotkaniem w herbaciarni . Duży progres w zachowaniu, ale trochę mi brakuje ich starych wersji sprzed paru rozdziałów.

    Zaś w tym była kompletna paranoja. Najpierw się całują i chcą więcej, potem następuje obupulna depresja ; Seba chce wrucić do Michała choć nawet nie jest z nim w związku (a zachowuje się jak małżonka po 40 latach stażu ), dołóżmy jeszcze jego zazdrość o tego dupka i prube Kasi w byciu obojętną i opanowaną w stosunku do całego zajścia. Brawo! Mamy już telenowelę xd

    Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń, życzę weny i jeszcze raz gratki za ten certyfikat :D Do następnego !

    - Lady Fox -

    OdpowiedzUsuń

.