Tak – rozdział jest krótszy.
Nie miałam jeszcze czasu, żeby popisać, a zapasu zostało mi 8 stron (JAK TO SIĘ STAŁO?!). Na dodatek dziś (we wtorek xD) na praktykach robiłam korektę i chcę ją porobić jeszcze, żeby na pewno się jutro wyrobić do końca. Dlatego też musicie mi wybaczyć. Znaczy w sumie nie musicie, ale jak wybaczycie, to będzie miło. A żeby było Wam łatwiej wybaczać, to dodam jeszcze, że od siedzenia przy biurku odzywa się moja cudowna choroba, mam zwiotczałe ręce i ledwo klikam. Dlatego właśnie wolę pracować w domu.
Miłego! :*
================================
Przez kolejne
godziny nie poruszałyśmy już tematu mojej zmory, za to przy okazji jednej ze
szkolnych serii znalazłyśmy pretekst, żeby poplotkować o wszystkich innych
wykładowcach i kilku kretynkach z naszego roku, które głupotą potrafiły niemal
zaginać rzeczywistość. Śmiałyśmy się tak, że w pewnej chwili grupa osiedlowych
dresów pijąca szampana na placu zabaw sugerowała bardzo nieelegancko, że
paliłyśmy marihuanę. Chciałabym ją mieć, brzmiało kusząco, ale że to było
nielegalne, zwyczajnie nie chciało mi się w to bawić. Dilerzy, tajemnice, tajne
spotkania, płacenie gotówką i brak swobody palenia – brzmiało zbyt problemowo,
by w rezultacie otrzymać kilka godzin śmiechu, które potrafiłam spokojnie
osiągnąć i bez tego. Na dodatek nieco przerażała mnie perspektywa ataku głodu,
po którym z pewnością odchorowywałabym przejedzenie przez kilka dni. Cały stół
zastawiony słodyczami w zupełności wystarczał. Było jeszcze przed jedenastą, a
ja i tak wrzuciłam w siebie więcej śmieciowego żarcia, niż normalnego przez
ostatnie trzy dni. Ale sporadycznie mogłam, w towarzystwie i podczas oglądania
czegoś naprawdę dobrego jedzenie nie było aż takie niezjadalne jak zazwyczaj.
O północy
stanęłyśmy w oknie z kieliszkami Piccolo w dłoniach. Na chwilę zatrzymałyśmy
seriale, na ich miejsce puszczając japońską muzykę, i kiedy niebo zalśniło
tysiącami kolorów, a miasto wypełniły niepokojące huki, życzyłyśmy sobie
mangozjebanego i szybko wróciłyśmy do poprzedniego zajęcia. Nie chciało nam się
na siłę udawać, jak bardzo cieszy nas zmiana roku. Nie czułyśmy takiego
społecznego obowiązku. Każdy świętuje tak, jak ma ochotę, a jeśli ktoś w ogóle
nie ma ochoty świętować, to też dobrze – nikt nie powinien mu się w to na siłę
wpieprzać.
Obie wysłałyśmy
tylko smsy z życzeniami do najistotniejszych osób w naszym życiu, bo dzwonienie
w nowy rok miało tyle samo sensu, co łączenie się z Internetem przy wyłączonym
Wi-Fi. Na mojej liście odbiorców znalazł się i dziwak. Wahałam się, czy wysyłać
mu standardowe „wszystkiego najlepszego w nowym roku!” okraszone emotikonami,
czy jednak zmusić się do czegoś bardziej ambitnego. Ostatecznie do serii
kolorowych minek dodałam jeszcze buziaka, a potem wysłałam wiadomość i
natychmiast odsunęłam od siebie telefon. Miałam z niego nie korzystać, ale jak
to było z Martą, ciężko było nam się oprzeć. W świecie wirtualnym zawsze działo
się coś wartego uwagi, ktoś zawsze się mylił, a ja bardzo lubiłam tym
pomyłkowiczom to uświadamiać.
Starałyśmy się
jednak głównie skupiać na animcach, żadna z nas nie znała japońskiego na tyle
dobrze, by swobodnie rozumieć treść bez czytania napisów. Zamierzałyśmy to w
przyszłości zmienić i urządzić sobie seans w oryginale, ale do tej chwili
musiało upłynąć jeszcze sporo czasu.
Tak, jak się
spodziewałam, koło godziny czwartej Marta przegrała ze zmęczeniem i zasnęła w
połowie jednego z odcinków, który komentowałam tak namiętnie, że dopiero po
kwadransie monologu z jej ciałem zorientowałam się, że umysł zrobił już sobie
wolne. Nie miałam jej za złe, sama też byłam już zmęczona, dlatego obejrzałam
odcinek do końca, wyłączyłam cały sprzęt, zapaliłam i poszłam spać.
Sylwester
wypadł niezwykle udanie. W spokoju, przy mnóstwie żartów i w doborowym
towarzystwie. Nigdy nie uważałam, że spędzanie go w ten sposób jest w
jakimkolwiek stopniu gorsze niż podrygiwanie jak porażona prądem na parkiecie.
Z tych dwóch opcji to ta druga była dla mnie bardziej żałosna. Tańczenie, brak
możliwości swobodnych rozmów… Nic dziwnego, że potem ludzie narzekali na brał
bliskich osób. Nie, żebym ja miała ich sporo. Po prostu uznawałam, że jeśli
ktoś chciał mieć prawdziwych przyjaciół, powinien postarać się czasem nieco
bardziej, niż wybierając najprostszą z opcji – milczenie w towarzystwie
udokumentowane serią zdjęć pełną wymuszonych uśmiechów, by wszyscy znajomi na
Facebooku widzieli, jak dobrze się bawią. Czasem naprawdę nie rozumiałam swoich
rówieśników…
~*~
Nie wiem, co
mnie skłoniło, żeby dać się namówić na sylwestrową imprezę. Musiałem być nieźle
naćpany albo zupełnie nie wiedzieć, na jaki irracjonalny bełkot Michała
potakuję tym razem. Zanim się zorientowałem, nie było już odwrotu. Ubrany w
wąskie jeansy, koszulę i mój ukochany, czarny płaszcz do kostek szedłem ze
Stawem przez Nowy Świat, kierując się do jakiegoś kolejnego podejrzanego baru,
który udało mu się znaleźć. Nie wiem, gdzie on wyszukiwał te wszystkie miejsca,
ale podejrzewałem, że musiała istnieć jakaś aplikacja dla rządnych wrażeń
pijaków.
Kiedy doszliśmy
na miejsce, przywitał nas smród taniego alkoholu, dym papierosów i cała zgraja
przebojowych znajomych Stawa, z którymi nie łączyło mnie nic poza
przynależnością do tego samego gatunku. Od razu poczułem, że popełniłem błąd,
ale kiedy przyjaciel zaczął nad wyraz czule witać się z kilkoma kolegami,
przypomniałem sobie, co mną kierowało: zazdrość. Byłem skończonym idiotą, że
pozwoliłem, by tak kretyńskie uczucie pokierowało moim życiem, ale wciąż miałem
w pamięci, z czego zrezygnował Staw, żeby się mną zająź, gdy rozpaczałem po
stracie niewinności ze studentką edytorstwa. Był ustawiony z jakimś facetem…
Byłem szalecie ciekaw, czy ten, z którym wtedy się ustawił, był obecny w barze,
ale nie mogłem przecież zapytać o to wprost.
Skupiłem się
więc na nie robieniu z siebie życiowego przegrywa – jak pieszczotliwie nazwał
mnie Michał. Specjalnie założyłem koszulę, w której wyglądałem wyjątkowo
dobrze, a spodnie podkreślały jedną z niewielu zalet mojego ciała – zgrabne,
choć oczywiście zbyt chude, nogi. Dzięki temu przynajmniej na starcie czułem się
odrobinę mniej beznadziejnie. Gorzej się zrobiło, gdy znów wylądowałem na ławce
pomiędzy dwoma napakowanymi, opalonymi mężczyznami z dala od jedynej osoby, z
którą potrafiłem rozmawiać. Przyjąłem więc jedyną postawę, która mogła mnie
jakoś uratować – udawałem, że bawią mnie ich słowa i że wiem, o czym mówią,
śmiałem się razem z nimi i łoiłem jednego browara za drugim.
Staw nie
zwracał na mnie szczególnej uwagi, wyraźnie dużo bardziej interesowali go inni
mężczyźni. Nie wiedziałem, dlaczego tak się uparł, by przechylać szalę swojej
orientacji na gejowską stronę mocy. Jeśli próbował wzbudzić we mnie zazdrość,
dalej chcąc udowodnić, że mi na nim zależy i chcę z nim być, udawało mu się.
Ale nie okazywałem tego. Skoro umiałem nie dawać po sobie poznać, jak bardzo
mnie boli, mogłem równie dobrze nie okazywać zazdrości, smutku, niechęci,
zmęczenia i całej masy innych nieprzyjemnych odczuć, które towarzyszyły mi w
tym podrzędnym przybytku dla klasy średniej.
W pewnej chwili
Staw w ogóle gdzieś zniknął. Było po dziewiątej, miałem na koncie siedem piw i
kilka szotów, a przestrzeń wokół mnie zaczynała się rozluźniać. Albo
śmierdziałem, albo nadmiar alkoholu pozwalał ludziom zerkać wprost w moją
duszę, bo ewidentnie nie mieli ochoty ze mną rozmawiać. Istniało też
prawdopodobieństwo, że to sobie wmawiałem, ale jak przystało na postać
najnudniejszego i najbardziej ponurego dramatu świata – nawet nie brałem takiej
opcji pod uwagę.
— Gdzie Staw? —
zagadnąłem jednego z mężczyzn.
Siedział obok
mnie i chociaż stale się uśmiechał i wtrącał w rozmowę, zdawało mi się, że jego
również trapił jakiś egzystencjonalny dylemat. Sądząc po jego powierzchowności,
pewnie nie mógł zdecydować, czy w ramach świętowania nowego roku będzie rzeźbił
biceps, triceps, czy może w ogóle brzuch. A ten miał zaprawdę piękny. Nie uszło
mojej uwadze, kiedy bluzka przywarła do jego skóry, gdy przeciągał się leniwe. Jak ja chciałbym tak wyglądać… Masturbowałbym
się przed lustrem do swojego własnego odbicia tak długo, aż w końcu niczego bym
nie widział. Wyraźnie przesadziłem z alkoholem dla prostych ludzi. Piwo
wyzwalało we mnie najgłupsze możliwe myśli.
— Pewnie z
Krzyśkiem — mruknął, udając obojętnego, co też nie uszło mojej uwadze, bo
zachowywałem się niezwykle podobnie.
— Krzyśkiem?
— Jedną z jego
dziwek. Ostatnio odwołał mnie dla jakiegoś zasmarkanego przegrywa, teraz miał
to wynagrodzić, ale wiesz, jak to z nim jest. Zbyt szybko się nudzi. Z nikim
nie spał więcej niż trzy razy.
Ze mną spał. Na
dodatek tyle razy, że nie umiałem zliczyć, ale przecież nie mogłem się tym
chwalić tylko dlatego, że chociaż pod jednym względem wypadałem na tle bandy
przystojniaków korzystniej. O ile budowanie pewności siebie na opinii jakiegoś
rozpustnego matoła miało w ogóle prawo się liczyć.
Miałem
odpowiedzieć, że doskonale wiem, jak się czuł, ale martwiłem się, że rozmowa
zejdzie na jakieś szczegóły i Krystian – bo tak miał na imię przystojniak,
którego wystawił dla mnie Michał – dowie się, że byłem przyczyną jego
frustracji. Zamiast tego przysunąłem się do niego, machając dłonią na barmana,
żeby doniósł nam coś mocniejszego. Po dwa piwa i szoty tequili. Obmyśliłem
chytry plan i miałem nadzieję, że uda mi się go spełnić. Zignorowałem nawet
fakt, że zachowywałem się jak smarkacz.
Kiedy
przyniesiono nam alkohol, ściągnąłem cytrynę z krawędzi kieliszka, wręczyłem
trunek Krystianowi i prowokująco spojrzałem mu w oczy, ujmując zębami kwaśny
owoc. Brązowe oczy ciemnego blondyna zabłysły. Uśmiechnął się kącikiem ust, a
potem bez najmniejszego skrępowania wypił zawartość naczynia i silnie
chwyciwszy mnie za włosy, wpił się w moje usta, wyciskając sok z cytryny.
Jeszcze nigdy nie całowałem się z kimś w ten sposób. Nie dość, że cierpki smak
owocu drażnił moje wargi, to niecierpliwy, pełny pasji pocałunek wepchnął mi
cytrynę do ust, by później walczyć językiem o ich zawartość. Przy tym wszystkim
zachowywał się tak, jakby ta zabawa naprawdę go kręciła.
Gdy się ode
mnie oderwał, na chwilę przerzuciliśmy się na piwo. Porozmawialiśmy chwilę,
właściwie tylko po to, by się wzajemnie wyczuć. Mojego zainteresowania (choć jedynie
z chęci zemsty) nie trzeba było udowadniać, za to Krystian doskonale się bawił,
kokietując mnie niemal jak kobietę. Bawił się kosmykami moich włosów, prawił
komplementy, a kiedy wyczuł, że czekam na ruch z jego strony, wsunął dłoń po
blat i pewnie zacisnął ją na moim kroczu. Aż jęknąłem z przyjemności, walcząc
ze sobą, by nie opaść na jego ramię. Nie wiem, co takiego było w tym człowieku,
ale Michał miał doskonały gust. Był tak niezwykle seksowny i przyciągający, że
nie umiałem nad sobą panować.
Przysuwałem się
do niego coraz bardziej, wsunąłem dłoń w jego spodnie, zabawiając potężnego
penisa, podczas gdy on drażnił mnie przez jeansy, wyraźnie mając ochotę na to,
by posunąć się dalej.
— Chodźmy do
łazienki — zaproponowałem przyjęty, odrywając się od jego ust po kolejnym
kwaśnym pocałunku.
Przystał na
moją propozycję. Stawa wciąż nigdzie nie było. Chciałem tylko wzbudzić w nim
zazdrość, ale Krystian tak mnie rozpalił, że do spółki z alkoholem skutecznie
obudzili we mnie żądną wrażeń bestię.
Wpadliśmy do
łazienki, nie dbając nawet o to, czy zamknęliśmy za sobą drzwi. Blondyn pchnął
mnie na ścianę i zdarł ze mnie spodnie. Ze swoimi zrobił to samo. Uwolniłem
jego pierś z koszuli, nie dbając o to, że poodrywałem mu wszystkie guziki. Nie
myślałem trzeźwo. Wszedł we mnie tak szybko, mocno i z taką pasją, że mój mózg
całkowicie odciął dopływ zdrowego rozsądku. Rżnęliśmy się jak w jakimś
prostackim filmie, w brudnej łazience, wciąż w ubraniach, wrzeszcząc z rozkoszy
tak, że chyba nawet udawało nam się przekrzykiwać niezwykle głośną muzykę.
Było mi trochę
głupio, ale w kulminacyjnym momencie tak się podnieciłem, że podrapałem jego
plecy do krwi. Nie narzekał, posuwał mnie dalej, póki sam nie doszedł, w
odwecie wgryzając się w mój obojczyk. Poczułem się tak cholernie spełniony i
wyczerpany, że na tym mój wieczór mógłby się zakończyć, ale to był dopiero
początek.
Dotąd nikt nam
nie przerywał, ale kiedy euforycznie dyszałem na ramieniu kochanka, do wnętrza
łazienki wtargnął wściekły Staw. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę zabić
któregoś z nas. Nie wiedziałem tylko, którego.
— Sebuś, serio?
— jęknął pobłażliwym, zupełnie nie pasującym do wyrazu twarzy głosem. —
Krystian był mój, ja ci nie zabieram zabawek…
— Ta jest
wyjątkowa, chcę ją na dłużej — odpowiedziałem, w ten uwłaczająco
uprzedmiotowujący sposób broniąc Krystiana.
— Możecie się
mną podzielić, nie?
— Nie
planowałem łączyć stałego seksu z przygodnymi numerkami… — westchnął Staw.
Podszedł do
nas, wcisnął dłoń pomiędzy nasze ciała i czując lepką maź na naszych członkach,
cofnął ją, uśmiechając się z satysfakcją.
— Skoro tak ci
się spodobał, to zrobię wyjątek. Mamy nowy rok. Idziemy do ciebie! — Zwrócił
się do mnie, na powrót przyjmując ton i wyraz twarzy, którym raczył mnie na co
dzień.
Kazał nam się
ubrać i zarządził wymarsz z baru w trybie natychmiastowym. Popatrzyliśmy po
sobie z Krystianem i rozumiejąc się bez słów, postąpiliśmy zgodnie z wolą
Michała. Nie do końca tak wyobrażałem sobie wzbudzanie zazdrości, ale myśl o
tym, co mogłem zyskać, przebijała nieudane przedsięwzięcie na głowę.
W drodze do
domu zastanawiałem się, dlaczego Michał chciał iść akurat do mnie. Obawiał się
sprzątania? Przecież u mnie i tak będzie musiał to zrobić, bo sam nie poradzę
sobie z tym, czego spodziewałem się po numerku w kiblu. Nie chciał zobowiązań?
O to też nie musiał się martwić, w końcu Krystian dobrze wiedział, jaki był, a
ja… Cóż, ja byłem zachlany i co chwilę chamsko wpatrywałem się w tyłki ich obu
na zmianę. Mało brakowało, żebym odwalił coś skrajnie idiotycznego na środku
ulicy, na szczęście najtrzeźwiejszy z nas (chociaż brzmiało to równie
abstrakcyjnie, co wszystkie inne wydarzenia tego wieczora) Michał trzymał rękę
na pulsie.
Odwidziało mu
się dopiero w windzie, gdzie przyparł mnie do ściany, boleśnie gniotąc moje
klejnoty kolanem, co byłem mu w stanie wybaczyć ze względu na wyczyniający cuda
w moich ustach język. Krystian zaproponował nawet, żebyśmy zatrzymali się
między piętrami i zrobili to wewnątrz, ale Staw stanowczo zaoponował. Wtedy
zrozumiałem, czemu chciał iść do mnie: alkohol. Przecież to było dziecinnie
proste! Gdybym nie był nawalony, pewnie wpadłbym na to szybciej…
— No weź, raz!
— zaproponował Krystian, popychając na mnie Michała.
Znalazłem się
przygnieciony przez obskurną ścianę i przyjaciela, którego co chwilę mocniej
popychał na mnie nowy znajomy. Przez moment dałbym sobie uciąć rękę, że Krystek
bezwstydnie zapinał Stawa w dupsko, ale ten miał na sobie spodnie – klasyczne,
nie te kretyńskie z dziurą na tyłku zapinaną na guziki, które kupił w jakimś
mocno niepoważnym sklepie.
— Nie będziemy
się rżnąć w mojej windzie! — krzyknąłem zza Michała, cudem nawiązując kontakt
wzrokowy z blondynem.
Nie udało mi
się odepchnąć ich w tak atrakcyjny sposób, jak zrobiłem to w wyobraźni, ale
wystarczyło, by się wyśliznąć i stanąć na straży przycisków. Dotarliśmy na górę
we względnym spokoju. Podeszliśmy do drzwi, Michał je otworzył kluczem, który
wyciągnął mi z kieszeni, a kiedy wpadliśmy do mieszkania, zostaliśmy z
Krystianem usadzeni na mojej skórzanej kanapie z wyraźnymi wskazówkami, by się
nie rozbierać, dopóki nie wróci.
Nikt się nie spodziewał Andatejkowej inkwizycji xD
OdpowiedzUsuńDa radę przypomnieć, dlaczego nazywasz Michała Stawem? O.o
Sebuś mnie skusił z kotkami, to czytam. I to była dobra decyzja!
Szczególnie Sebuś jako zasmarkany przegryw xDDDDDD i wyobraziłam go sobie z katarkiem i takiego upitego xDDDDDD
Uuuu, narąbany jak samolot Sebuś zarywa!
"Chodźmy do łazienki - zaproponowałem przyjęty" ja bym była przejęta, że ktoś naruszy moją przestrzeń osobistą w brudnej toalecie publicznej, niż jarala się z przyjęcia na listę oficjalnych kochanek.
"Sebuś, serio?" - noooo, też się zgadzam.
W ogóle zmieniłaś ustawienia, aby nie można bylo kopiować tekstu?
Bardziej niż seksy bawi mnie pijacki amok Sebastiana i walka o guziki w windzie.
W pewnym momencie strzeliłam takiego facepalma, ze mi się maść odbiła na ręce.
A teraz ponarzekam: Kontrast miedzy postaciami, ich charakterem pokazany bardzo ładnie, tylko oprócz historii dziewczyny i części dziwaka, które dałoby się strescic do lakonicznego " i bzykaliśmy się czule i namiętnie w trójkącie" to odczuwam lekki niedosyt tego, co się działo w rozdziale... Chyba, ze to cześć czegoś większego, ale to doczytam dopiero po zakończonej sesji :/
Bo ma na Nazwisko Stawski
UsuńZmieniłam to ustawienie już dawno temu, na wszelki wypadek, żeby w razie czego ciężej było komuś próbować popełnić plagiat (chociaż to by trzeba było być naprawdę debilem, bo w końcu opko jest wystarczająco popularne, by ludzie zauważyli – w sensie Róża, bo to z jej powodu ta opcja).
UsuńNie wiem, jak chciałabyś streszczać ten rozdział do bzykania się Seby i dziewczyny xDDDD. I tak, generalnie ciężko, żebyś nie miała niedosytu, skoro wpadasz przeczytać jakiś randomowy rozdział ze środka bez kontekstu całości :P. Wtedy to nigdy nie wychodzi dobrze, jeden rozdział się w końcu nie obroni, nie na tym etapie, gdzie już trochę się wydarzyło i są do tego mniejsze lub większe nawiązania :P.
I dzięki, anonimie, za wyjaśnienie! Staw wzięło się od jego nazwiska: Michał Stawski. Bo w końcu po co się starać przy wymyślaniu ksywek, skoro można polecieć po linii najmniejszego oporu xD.