Dziwak z dyplomem – 35

Tak – rozdział jest krótszy. 
Nie miałam jeszcze czasu, żeby popisać, a zapasu zostało mi 8 stron (JAK TO SIĘ STAŁO?!). Na dodatek dziś (we wtorek xD) na praktykach robiłam korektę i chcę ją porobić jeszcze, żeby na pewno się jutro wyrobić do końca. Dlatego też musicie mi wybaczyć. Znaczy w sumie nie musicie, ale jak wybaczycie, to będzie miło. A żeby było Wam łatwiej wybaczać, to dodam jeszcze, że od siedzenia przy biurku odzywa się moja cudowna choroba, mam zwiotczałe ręce i ledwo klikam. Dlatego właśnie wolę pracować w domu.

Miłego! :*

================================

Przez kolejne godziny nie poruszałyśmy już tematu mojej zmory, za to przy okazji jednej ze szkolnych serii znalazłyśmy pretekst, żeby poplotkować o wszystkich innych wykładowcach i kilku kretynkach z naszego roku, które głupotą potrafiły niemal zaginać rzeczywistość. Śmiałyśmy się tak, że w pewnej chwili grupa osiedlowych dresów pijąca szampana na placu zabaw sugerowała bardzo nieelegancko, że paliłyśmy marihuanę. Chciałabym ją mieć, brzmiało kusząco, ale że to było nielegalne, zwyczajnie nie chciało mi się w to bawić. Dilerzy, tajemnice, tajne spotkania, płacenie gotówką i brak swobody palenia – brzmiało zbyt problemowo, by w rezultacie otrzymać kilka godzin śmiechu, które potrafiłam spokojnie osiągnąć i bez tego. Na dodatek nieco przerażała mnie perspektywa ataku głodu, po którym z pewnością odchorowywałabym przejedzenie przez kilka dni. Cały stół zastawiony słodyczami w zupełności wystarczał. Było jeszcze przed jedenastą, a ja i tak wrzuciłam w siebie więcej śmieciowego żarcia, niż normalnego przez ostatnie trzy dni. Ale sporadycznie mogłam, w towarzystwie i podczas oglądania czegoś naprawdę dobrego jedzenie nie było aż takie niezjadalne jak zazwyczaj.
O północy stanęłyśmy w oknie z kieliszkami Piccolo w dłoniach. Na chwilę zatrzymałyśmy seriale, na ich miejsce puszczając japońską muzykę, i kiedy niebo zalśniło tysiącami kolorów, a miasto wypełniły niepokojące huki, życzyłyśmy sobie mangozjebanego i szybko wróciłyśmy do poprzedniego zajęcia. Nie chciało nam się na siłę udawać, jak bardzo cieszy nas zmiana roku. Nie czułyśmy takiego społecznego obowiązku. Każdy świętuje tak, jak ma ochotę, a jeśli ktoś w ogóle nie ma ochoty świętować, to też dobrze – nikt nie powinien mu się w to na siłę wpieprzać.
Obie wysłałyśmy tylko smsy z życzeniami do najistotniejszych osób w naszym życiu, bo dzwonienie w nowy rok miało tyle samo sensu, co łączenie się z Internetem przy wyłączonym Wi-Fi. Na mojej liście odbiorców znalazł się i dziwak. Wahałam się, czy wysyłać mu standardowe „wszystkiego najlepszego w nowym roku!” okraszone emotikonami, czy jednak zmusić się do czegoś bardziej ambitnego. Ostatecznie do serii kolorowych minek dodałam jeszcze buziaka, a potem wysłałam wiadomość i natychmiast odsunęłam od siebie telefon. Miałam z niego nie korzystać, ale jak to było z Martą, ciężko było nam się oprzeć. W świecie wirtualnym zawsze działo się coś wartego uwagi, ktoś zawsze się mylił, a ja bardzo lubiłam tym pomyłkowiczom to uświadamiać.
Starałyśmy się jednak głównie skupiać na animcach, żadna z nas nie znała japońskiego na tyle dobrze, by swobodnie rozumieć treść bez czytania napisów. Zamierzałyśmy to w przyszłości zmienić i urządzić sobie seans w oryginale, ale do tej chwili musiało upłynąć jeszcze sporo czasu.
Tak, jak się spodziewałam, koło godziny czwartej Marta przegrała ze zmęczeniem i zasnęła w połowie jednego z odcinków, który komentowałam tak namiętnie, że dopiero po kwadransie monologu z jej ciałem zorientowałam się, że umysł zrobił już sobie wolne. Nie miałam jej za złe, sama też byłam już zmęczona, dlatego obejrzałam odcinek do końca, wyłączyłam cały sprzęt, zapaliłam i poszłam spać.
Sylwester wypadł niezwykle udanie. W spokoju, przy mnóstwie żartów i w doborowym towarzystwie. Nigdy nie uważałam, że spędzanie go w ten sposób jest w jakimkolwiek stopniu gorsze niż podrygiwanie jak porażona prądem na parkiecie. Z tych dwóch opcji to ta druga była dla mnie bardziej żałosna. Tańczenie, brak możliwości swobodnych rozmów… Nic dziwnego, że potem ludzie narzekali na brał bliskich osób. Nie, żebym ja miała ich sporo. Po prostu uznawałam, że jeśli ktoś chciał mieć prawdziwych przyjaciół, powinien postarać się czasem nieco bardziej, niż wybierając najprostszą z opcji – milczenie w towarzystwie udokumentowane serią zdjęć pełną wymuszonych uśmiechów, by wszyscy znajomi na Facebooku widzieli, jak dobrze się bawią. Czasem naprawdę nie rozumiałam swoich rówieśników…
~*~
Nie wiem, co mnie skłoniło, żeby dać się namówić na sylwestrową imprezę. Musiałem być nieźle naćpany albo zupełnie nie wiedzieć, na jaki irracjonalny bełkot Michała potakuję tym razem. Zanim się zorientowałem, nie było już odwrotu. Ubrany w wąskie jeansy, koszulę i mój ukochany, czarny płaszcz do kostek szedłem ze Stawem przez Nowy Świat, kierując się do jakiegoś kolejnego podejrzanego baru, który udało mu się znaleźć. Nie wiem, gdzie on wyszukiwał te wszystkie miejsca, ale podejrzewałem, że musiała istnieć jakaś aplikacja dla rządnych wrażeń pijaków.
Kiedy doszliśmy na miejsce, przywitał nas smród taniego alkoholu, dym papierosów i cała zgraja przebojowych znajomych Stawa, z którymi nie łączyło mnie nic poza przynależnością do tego samego gatunku. Od razu poczułem, że popełniłem błąd, ale kiedy przyjaciel zaczął nad wyraz czule witać się z kilkoma kolegami, przypomniałem sobie, co mną kierowało: zazdrość. Byłem skończonym idiotą, że pozwoliłem, by tak kretyńskie uczucie pokierowało moim życiem, ale wciąż miałem w pamięci, z czego zrezygnował Staw, żeby się mną zająź, gdy rozpaczałem po stracie niewinności ze studentką edytorstwa. Był ustawiony z jakimś facetem… Byłem szalecie ciekaw, czy ten, z którym wtedy się ustawił, był obecny w barze, ale nie mogłem przecież zapytać o to wprost.
Skupiłem się więc na nie robieniu z siebie życiowego przegrywa – jak pieszczotliwie nazwał mnie Michał. Specjalnie założyłem koszulę, w której wyglądałem wyjątkowo dobrze, a spodnie podkreślały jedną z niewielu zalet mojego ciała – zgrabne, choć oczywiście zbyt chude, nogi. Dzięki temu przynajmniej na starcie czułem się odrobinę mniej beznadziejnie. Gorzej się zrobiło, gdy znów wylądowałem na ławce pomiędzy dwoma napakowanymi, opalonymi mężczyznami z dala od jedynej osoby, z którą potrafiłem rozmawiać. Przyjąłem więc jedyną postawę, która mogła mnie jakoś uratować – udawałem, że bawią mnie ich słowa i że wiem, o czym mówią, śmiałem się razem z nimi i łoiłem jednego browara za drugim.
Staw nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, wyraźnie dużo bardziej interesowali go inni mężczyźni. Nie wiedziałem, dlaczego tak się uparł, by przechylać szalę swojej orientacji na gejowską stronę mocy. Jeśli próbował wzbudzić we mnie zazdrość, dalej chcąc udowodnić, że mi na nim zależy i chcę z nim być, udawało mu się. Ale nie okazywałem tego. Skoro umiałem nie dawać po sobie poznać, jak bardzo mnie boli, mogłem równie dobrze nie okazywać zazdrości, smutku, niechęci, zmęczenia i całej masy innych nieprzyjemnych odczuć, które towarzyszyły mi w tym podrzędnym przybytku dla klasy średniej.
W pewnej chwili Staw w ogóle gdzieś zniknął. Było po dziewiątej, miałem na koncie siedem piw i kilka szotów, a przestrzeń wokół mnie zaczynała się rozluźniać. Albo śmierdziałem, albo nadmiar alkoholu pozwalał ludziom zerkać wprost w moją duszę, bo ewidentnie nie mieli ochoty ze mną rozmawiać. Istniało też prawdopodobieństwo, że to sobie wmawiałem, ale jak przystało na postać najnudniejszego i najbardziej ponurego dramatu świata – nawet nie brałem takiej opcji pod uwagę.
— Gdzie Staw? — zagadnąłem jednego z mężczyzn.
Siedział obok mnie i chociaż stale się uśmiechał i wtrącał w rozmowę, zdawało mi się, że jego również trapił jakiś egzystencjonalny dylemat. Sądząc po jego powierzchowności, pewnie nie mógł zdecydować, czy w ramach świętowania nowego roku będzie rzeźbił biceps, triceps, czy może w ogóle brzuch. A ten miał zaprawdę piękny. Nie uszło mojej uwadze, kiedy bluzka przywarła do jego skóry, gdy przeciągał się leniwe. Jak ja chciałbym tak wyglądać… Masturbowałbym się przed lustrem do swojego własnego odbicia tak długo, aż w końcu niczego bym nie widział. Wyraźnie przesadziłem z alkoholem dla prostych ludzi. Piwo wyzwalało we mnie najgłupsze możliwe myśli.
— Pewnie z Krzyśkiem — mruknął, udając obojętnego, co też nie uszło mojej uwadze, bo zachowywałem się niezwykle podobnie.
— Krzyśkiem?
— Jedną z jego dziwek. Ostatnio odwołał mnie dla jakiegoś zasmarkanego przegrywa, teraz miał to wynagrodzić, ale wiesz, jak to z nim jest. Zbyt szybko się nudzi. Z nikim nie spał więcej niż trzy razy.
Ze mną spał. Na dodatek tyle razy, że nie umiałem zliczyć, ale przecież nie mogłem się tym chwalić tylko dlatego, że chociaż pod jednym względem wypadałem na tle bandy przystojniaków korzystniej. O ile budowanie pewności siebie na opinii jakiegoś rozpustnego matoła miało w ogóle prawo się liczyć.
Miałem odpowiedzieć, że doskonale wiem, jak się czuł, ale martwiłem się, że rozmowa zejdzie na jakieś szczegóły i Krystian – bo tak miał na imię przystojniak, którego wystawił dla mnie Michał – dowie się, że byłem przyczyną jego frustracji. Zamiast tego przysunąłem się do niego, machając dłonią na barmana, żeby doniósł nam coś mocniejszego. Po dwa piwa i szoty tequili. Obmyśliłem chytry plan i miałem nadzieję, że uda mi się go spełnić. Zignorowałem nawet fakt, że zachowywałem się jak smarkacz.
Kiedy przyniesiono nam alkohol, ściągnąłem cytrynę z krawędzi kieliszka, wręczyłem trunek Krystianowi i prowokująco spojrzałem mu w oczy, ujmując zębami kwaśny owoc. Brązowe oczy ciemnego blondyna zabłysły. Uśmiechnął się kącikiem ust, a potem bez najmniejszego skrępowania wypił zawartość naczynia i silnie chwyciwszy mnie za włosy, wpił się w moje usta, wyciskając sok z cytryny. Jeszcze nigdy nie całowałem się z kimś w ten sposób. Nie dość, że cierpki smak owocu drażnił moje wargi, to niecierpliwy, pełny pasji pocałunek wepchnął mi cytrynę do ust, by później walczyć językiem o ich zawartość. Przy tym wszystkim zachowywał się tak, jakby ta zabawa naprawdę go kręciła.
Gdy się ode mnie oderwał, na chwilę przerzuciliśmy się na piwo. Porozmawialiśmy chwilę, właściwie tylko po to, by się wzajemnie wyczuć. Mojego zainteresowania (choć jedynie z chęci zemsty) nie trzeba było udowadniać, za to Krystian doskonale się bawił, kokietując mnie niemal jak kobietę. Bawił się kosmykami moich włosów, prawił komplementy, a kiedy wyczuł, że czekam na ruch z jego strony, wsunął dłoń po blat i pewnie zacisnął ją na moim kroczu. Aż jęknąłem z przyjemności, walcząc ze sobą, by nie opaść na jego ramię. Nie wiem, co takiego było w tym człowieku, ale Michał miał doskonały gust. Był tak niezwykle seksowny i przyciągający, że nie umiałem nad sobą panować.
Przysuwałem się do niego coraz bardziej, wsunąłem dłoń w jego spodnie, zabawiając potężnego penisa, podczas gdy on drażnił mnie przez jeansy, wyraźnie mając ochotę na to, by posunąć się dalej.
— Chodźmy do łazienki — zaproponowałem przyjęty, odrywając się od jego ust po kolejnym kwaśnym pocałunku.
Przystał na moją propozycję. Stawa wciąż nigdzie nie było. Chciałem tylko wzbudzić w nim zazdrość, ale Krystian tak mnie rozpalił, że do spółki z alkoholem skutecznie obudzili we mnie żądną wrażeń bestię.
Wpadliśmy do łazienki, nie dbając nawet o to, czy zamknęliśmy za sobą drzwi. Blondyn pchnął mnie na ścianę i zdarł ze mnie spodnie. Ze swoimi zrobił to samo. Uwolniłem jego pierś z koszuli, nie dbając o to, że poodrywałem mu wszystkie guziki. Nie myślałem trzeźwo. Wszedł we mnie tak szybko, mocno i z taką pasją, że mój mózg całkowicie odciął dopływ zdrowego rozsądku. Rżnęliśmy się jak w jakimś prostackim filmie, w brudnej łazience, wciąż w ubraniach, wrzeszcząc z rozkoszy tak, że chyba nawet udawało nam się przekrzykiwać niezwykle głośną muzykę.
Było mi trochę głupio, ale w kulminacyjnym momencie tak się podnieciłem, że podrapałem jego plecy do krwi. Nie narzekał, posuwał mnie dalej, póki sam nie doszedł, w odwecie wgryzając się w mój obojczyk. Poczułem się tak cholernie spełniony i wyczerpany, że na tym mój wieczór mógłby się zakończyć, ale to był dopiero początek.
Dotąd nikt nam nie przerywał, ale kiedy euforycznie dyszałem na ramieniu kochanka, do wnętrza łazienki wtargnął wściekły Staw. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę zabić któregoś z nas. Nie wiedziałem tylko, którego.
— Sebuś, serio? — jęknął pobłażliwym, zupełnie nie pasującym do wyrazu twarzy głosem. — Krystian był mój, ja ci nie zabieram zabawek…
— Ta jest wyjątkowa, chcę ją na dłużej — odpowiedziałem, w ten uwłaczająco uprzedmiotowujący sposób broniąc Krystiana.
— Możecie się mną podzielić, nie?
— Nie planowałem łączyć stałego seksu z przygodnymi numerkami… — westchnął Staw.
Podszedł do nas, wcisnął dłoń pomiędzy nasze ciała i czując lepką maź na naszych członkach, cofnął ją, uśmiechając się z satysfakcją.
— Skoro tak ci się spodobał, to zrobię wyjątek. Mamy nowy rok. Idziemy do ciebie! — Zwrócił się do mnie, na powrót przyjmując ton i wyraz twarzy, którym raczył mnie na co dzień.
Kazał nam się ubrać i zarządził wymarsz z baru w trybie natychmiastowym. Popatrzyliśmy po sobie z Krystianem i rozumiejąc się bez słów, postąpiliśmy zgodnie z wolą Michała. Nie do końca tak wyobrażałem sobie wzbudzanie zazdrości, ale myśl o tym, co mogłem zyskać, przebijała nieudane przedsięwzięcie na głowę.
W drodze do domu zastanawiałem się, dlaczego Michał chciał iść akurat do mnie. Obawiał się sprzątania? Przecież u mnie i tak będzie musiał to zrobić, bo sam nie poradzę sobie z tym, czego spodziewałem się po numerku w kiblu. Nie chciał zobowiązań? O to też nie musiał się martwić, w końcu Krystian dobrze wiedział, jaki był, a ja… Cóż, ja byłem zachlany i co chwilę chamsko wpatrywałem się w tyłki ich obu na zmianę. Mało brakowało, żebym odwalił coś skrajnie idiotycznego na środku ulicy, na szczęście najtrzeźwiejszy z nas (chociaż brzmiało to równie abstrakcyjnie, co wszystkie inne wydarzenia tego wieczora) Michał trzymał rękę na pulsie.
Odwidziało mu się dopiero w windzie, gdzie przyparł mnie do ściany, boleśnie gniotąc moje klejnoty kolanem, co byłem mu w stanie wybaczyć ze względu na wyczyniający cuda w moich ustach język. Krystian zaproponował nawet, żebyśmy zatrzymali się między piętrami i zrobili to wewnątrz, ale Staw stanowczo zaoponował. Wtedy zrozumiałem, czemu chciał iść do mnie: alkohol. Przecież to było dziecinnie proste! Gdybym nie był nawalony, pewnie wpadłbym na to szybciej…
— No weź, raz! — zaproponował Krystian, popychając na mnie Michała.
Znalazłem się przygnieciony przez obskurną ścianę i przyjaciela, którego co chwilę mocniej popychał na mnie nowy znajomy. Przez moment dałbym sobie uciąć rękę, że Krystek bezwstydnie zapinał Stawa w dupsko, ale ten miał na sobie spodnie – klasyczne, nie te kretyńskie z dziurą na tyłku zapinaną na guziki, które kupił w jakimś mocno niepoważnym sklepie.
— Nie będziemy się rżnąć w mojej windzie! — krzyknąłem zza Michała, cudem nawiązując kontakt wzrokowy z blondynem.
Nie udało mi się odepchnąć ich w tak atrakcyjny sposób, jak zrobiłem to w wyobraźni, ale wystarczyło, by się wyśliznąć i stanąć na straży przycisków. Dotarliśmy na górę we względnym spokoju. Podeszliśmy do drzwi, Michał je otworzył kluczem, który wyciągnął mi z kieszeni, a kiedy wpadliśmy do mieszkania, zostaliśmy z Krystianem usadzeni na mojej skórzanej kanapie z wyraźnymi wskazówkami, by się nie rozbierać, dopóki nie wróci.



3 komentarze:

  1. Nikt się nie spodziewał Andatejkowej inkwizycji xD

    Da radę przypomnieć, dlaczego nazywasz Michała Stawem? O.o
    Sebuś mnie skusił z kotkami, to czytam. I to była dobra decyzja!
    Szczególnie Sebuś jako zasmarkany przegryw xDDDDDD i wyobraziłam go sobie z katarkiem i takiego upitego xDDDDDD
    Uuuu, narąbany jak samolot Sebuś zarywa!
    "Chodźmy do łazienki - zaproponowałem przyjęty" ja bym była przejęta, że ktoś naruszy moją przestrzeń osobistą w brudnej toalecie publicznej, niż jarala się z przyjęcia na listę oficjalnych kochanek.
    "Sebuś, serio?" - noooo, też się zgadzam.
    W ogóle zmieniłaś ustawienia, aby nie można bylo kopiować tekstu?
    Bardziej niż seksy bawi mnie pijacki amok Sebastiana i walka o guziki w windzie.
    W pewnym momencie strzeliłam takiego facepalma, ze mi się maść odbiła na ręce.
    A teraz ponarzekam: Kontrast miedzy postaciami, ich charakterem pokazany bardzo ładnie, tylko oprócz historii dziewczyny i części dziwaka, które dałoby się strescic do lakonicznego " i bzykaliśmy się czule i namiętnie w trójkącie" to odczuwam lekki niedosyt tego, co się działo w rozdziale... Chyba, ze to cześć czegoś większego, ale to doczytam dopiero po zakończonej sesji :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ma na Nazwisko Stawski

      Usuń
    2. Zmieniłam to ustawienie już dawno temu, na wszelki wypadek, żeby w razie czego ciężej było komuś próbować popełnić plagiat (chociaż to by trzeba było być naprawdę debilem, bo w końcu opko jest wystarczająco popularne, by ludzie zauważyli – w sensie Róża, bo to z jej powodu ta opcja).
      Nie wiem, jak chciałabyś streszczać ten rozdział do bzykania się Seby i dziewczyny xDDDD. I tak, generalnie ciężko, żebyś nie miała niedosytu, skoro wpadasz przeczytać jakiś randomowy rozdział ze środka bez kontekstu całości :P. Wtedy to nigdy nie wychodzi dobrze, jeden rozdział się w końcu nie obroni, nie na tym etapie, gdzie już trochę się wydarzyło i są do tego mniejsze lub większe nawiązania :P.

      I dzięki, anonimie, za wyjaśnienie! Staw wzięło się od jego nazwiska: Michał Stawski. Bo w końcu po co się starać przy wymyślaniu ksywek, skoro można polecieć po linii najmniejszego oporu xD.

      Usuń

.